Pan John, wracając z arcyciekawego spotkania z udziałem znanego literata Henryka Znicz-Lubienieckiego, napotkał dziwnego kształtu czarną kreaturę, o profilu dość sporego otworu.
- Dzień dobry - skłonił się, był bowiem człowiekiem dobrze wychowanym i obytym w szerokiej skali sfer. - Jakże zdrowie?
- Coś jakby nerw mię szczela… - zaburczało dziwne stworzenie, podrapawszy się po swoich dwóch czarnych głowach w kształcie dziur. - I jakby smutek taki… Nostalgia...
- Myślę, że bardzo pomocna byłaby waleriana - pokiwał głową pan John.
- Gdzież zdobyć oną mogę, że ośmielę się spytać? - świsnęła kreatura otworem pod jedną z trzech pach, również pełną czerni bez dna i której najprawdopodobniej nie było.
- W każdym legalnym punkcie aptecznym - uśmiechnął się pan John.
- Dziękuję. Do widzenia - z nadzieją bąknęło to "coś" przepastnym otworem tylnym i ukłoniwszy się w nieznanym, szóstym wymiarze odpłynęło w stronę ulicy Słonecznej.
- Dziwna rzecz, Adalbercie - powiedział później pan John do sługi, gdy razem podlewali nagrodzoną złotym medalem kolekcję bawarskich bławatków.
- Tam dziwna… - mruknął lokaj. - Kwiatek jak kwiatek.
Pan John westchnął.
- Życie udowodniło mnie dziś pewną teorię, która trapi od wieków wszelkiej maści filozofów, teologów i naukowców.
- Jako prawde? - spytał Adalbert i korzystając z okazji, łyknął z piersiówki, którą uprzednio zmyślnie przebrał za małe, ogrodowe grabki.
- Taką, iż chwile złości, lub momenty wypełnione nostalgiczną chandrą nie są obce tylko człowiekowi.
- A komu i też? - Adalbert łyknął drugi raz wypłukując spomiędzy jedynych trzech zębów drobinki czarnoziemu.
- Spotkałem dziś niedużą czarną dziurę, przyjacielu. Sama mnie o tym powiedziała smutno.
Lokaj rozkasłał się z trudem przełykając mały kamyk.
- Myślisz, że dobrze mu poradziłem z walerianą?
- Hm... Może przyniose drugo konewke…
- Dobra myśl, druhu!
Po czym w zadumie, ale i rześko poszli w kierunku rabatki z tulipanami.
Pan John i dotknięcie Nieznanego
1"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll