Człowiek ognia

1
1
Tyrania Wielkiego Młota

Każde miejsce ma swoje tajemnice i legendy. Swoje uroki jak i przekleństwa. Czasy triumfu i porażki. Niektóre opowieści są trochę prze koloryzowane i bujne, ale za to cieszą się ogromnym rozgłosem. Ta wydaje się być dość zwyczajną i dla tego z pewnością nie zdobyła takiej sławy jak inne. Rzecz dzieje się odległych lasach Gondiru, gdzie wszystkie wsie i tereny przylegające należały do Borda. Był on koszmarnym władcą, wszystko, co zdobył było wywarte przez tyranię i brutalne morderstwa, których nawet najbliżsi jego radni nie potrafili zliczyć. Sam Bord był człowiekiem nieznanego pochodzenia, nikt nawet nie śmiał wgłębić się w jego rodowód. Nikt nigdy się nie sprzeciwił wielkiemu Młotowi, aczkolwiek takiego kogoś na pewno nie ma już w śród nas. Wielki Młot był to przydomek, który osobiście obrał jako znak swej władzy.
We wsi Geld tuż obok lasu zwanego Czarnym, trwały wielkie prześladowania ludzi nieposłusznych dla wielkiego władcy. Wszyscy czekali na nadejście wybawcy, którego zapowiedziała wiedźma Selen. Była ona najsłynniejszą czarownicą, jaką kiedykolwiek zrodziła ta ziemia. Została skazana za nieposłuszeństwo władcy, a jej karą miło być spalenie na stosie. Doszło do egzekucji, ale czarownica stojąc na stosie znikła, od tamtej pory nikt jej nie widział. Wybraniec miał się objawić w czasie największego szykanowania, a te czasy właśnie się zbliżały. Ludzie umierali z głodu, pomimo zamieszkania na wsi brakowało jedzenia. Żołnierze zabierali zborze, sery dla siebie, gromadząc to w wielkim królewskim magazynie. Żaden chłop nie otrzymywał nawet zapłaty za to, co jego. Ludzie byli już przygotowani, że w jednym z dni tygodnia w tej wsi działo się to w piątek, przychodzili żołnierze i zabierali jadło.
Nastał piąty dzień tygodnia, gdy to już o świcie w całej wsi zapanował ruch. Ludzi zbierali się na placu przynosząc worki z żywnością. Każdy przynosił i musiał oddać, za damo, pomimo że nikomu to się nie uśmiechało to jednak to robili. Nie mając wyjścia, co siedem dni znosili tygodniowe zapasy. Z kolejnym workiem twarze ludzi robiły się smutne i poruszone. Ale nikt nie protestował, każdy wiedział, co może się wydarzyć, gdy tego nie uczynią.
Słońce było już wysoko na niebie, gdy to na wiś wjechali żołnierze. Wjechali na plac i zaczęli pakować na wóz worki, sprawdzając, co drugi.
-Hej, ty starcze!!- wykrzyknął jeden.
-Ja?- jeden z tłumu stojący w pierwszym rzędzie podniósł głowę.
-Tak ty, chodź tu, pomożesz ładować.
Stary człowiek podszedł i zaczął wkładać worki na wóz. Miał on już swoje lata i robił to naprawdę powoli, ledwo dając radę. Z tłumu wyszedł młody mężczyzna o długich czarnych włosach i skierował się do starca, najwidoczniej chcąc mu pomóc.
-Ty stara pokrako, na co ty jeszcze żyjesz, nawet worka nie możesz podnieść.- Wykrzyknął rycerz wyciągając z pochwy miecz, którym wziął zamach chcąc uderzyć starca.
Lecz ku jego zdziwieniu nie mógł tego uczynić, bo jego rękę złapał czarnowłosy mężczyzna.
-A ty, czego? Jak śmiesz mnie dotykać, jak śmiesz przeciwstawiać się władzy króla Borda?
-To mój ojciec jest już stary i zmęczony, ja go zastąpię.- powiedział puszczając rękę strażnika.
-O tym to ja zadecyduje!- wykrzyknął. Po czym jeszcze raz zrobił zamach mieczem chcąc zaatakować starca.
Długowłosy mężczyzna nie mogąc na to pozwolić, wyrwał miecz rycerzowi wykręcając mu rękę. Na co rycerz wykrzyknął:
-Brać go!!
Mężczyzna w tym czasie dźgnął rycerza w brzuch przebijając się przez kolczugę. Paladyn wraz z wyciągnięciem miecza upadł bezwładnie na ziemie, po chwili wokół jego ciała była kałuża krwi. Młodzieniec spojrzał w miejsce gdzie stał jego ojciec, ale już go tam nie było, z pewnością ukrył się gdzieś w tłumie.
Wszyscy obtoczyli człowieka, każdy rycerz z mieczem w ręku zaczął atakować. Czarnowłosy był niczym tygrys umiejętnie unikając zadanych ciosów i wyprowadzając swoje, co róż raniąc innego. Walka trwała dobrych kilka minut, gdy nagle jeden z rycerzy przejechał swoim dwuręcznym mieczem po nodze długowłosego. Noga samoistnie ugięła się, a on sam wziął głęboki oddech i zacisnął zęby. Ciągle walcząc, w prawdzie jego szanse nie wyglądały teraz na duże, to jednak się nie poddawał. Ciągle starał się bronić, unikać i atakować. Gdy to po raz drugi dostał tym razem po prawej ręce. Jego miecz wypadł z dłoni, a on sam nie wiedział, co ma robić, działo się to tak szybko. Drugi rycerz uderzył go, raniąc mu drugą nogę, po czym się wywalił. Upadł przed siebie, czuł ból, czuł jak krew opuszcza jego ciało, czuł strach. Kilku rycerzy zaczęło się śmiać, jeden podszedł do niego i łapiąc za stare porwane ciuchy podniósł.
-Jak śmiałeś podnosić miecz na rycerzy Wielkiego Młota. Teraz każdy będzie wiedział, jaki to niesie za sobą skutek.
Drugi stojący z przodu uderzył czarnowłosego z pięści w twarz, następnie w brzuch. Zaczął go okładać pięściami gdzie tylko popadnie. Zadając silny ból, tym bardziej, że miał na dłoniach płytowe rękawice, które chroniły jego pięści, a przeciwnikowi zadawały silniejsze ciosy, przy czym raniły. Mężczyzna był w zwykłym chłopskim ubraniu, które coraz bardziej przesiąkało krwią.
Powoli tracił przytomność, jego oczom ukazywała się ciemność, powoli przestawał odczuwać ból, który zadawał mu jeden z bojowników. Szum, głosy zaczęły być dla niego niesłyszalne, po chwili zamknął oczy, a jego głowa bezwładnie upadła.
-Będzie tak z każdym, kto jeszcze raz przeciwstawi się, kto nie wykona rozkazu, kto będzie nieposłuszny władcy!!!- wykrzyknął rycerz puszczając mężczyznę.
Jeden z paladynów podszedł do mówiącego jeszcze rycerza i zaczął:
-Zostawmy go w lesie, tam jego ciałem zainteresują się zwierzęta.
-Tak,- powiedział szyderczo i ciągnął dalej- przywiążcie go za nogi wozu.
-Się robi.- powiedział śmiejąc się drugi.
Czterech przywiązało ciało do wozu, po czym wszyscy odwrócili się i zaczęli wychodzić ze wsi, kierując się w stronę lasu.



2
Ten, który przeżył

Nagle otworzył oczy, którymi zaczął szybko przewracać. Gwałtownie podniósł się i zaczął się oglądać. Wszędzie były drzewa, ale mimo to było dość jasno. Ubrany był w jakieś porwane ciuchy, które śmierdziały, a samym wyglądem przypominały worek. Były one przesiąknięte krwią. Jego włosy były długie i czarne, twarz smukła o czerwonkowym zabarwieniu. Oczy małe o piwnych źrenicach. Mężczyzna był średniego wzrostu o dość zwykłej budowie ciała. Ani nie mięśniak, ale na szczurka też nie wyglądał. Dawał po sobie poznać, że jest zmęczony, na jego ciele przez porwane ubranie widać było wiele ran, nacięć, oparzeń i nakłuć. Wstał z pod drzewa, a po nim została kałuża krwi. Nie wiedział, co się dzieje, bał się. Nie znał nawet swojego imienia, o ile w ogóle je miał. Czuł się coraz słabiej, ale postanowił iść do przodu. Szedł, ciągle szedł, wszystko zaczynało go boleć, czuł się jeszcze bardziej słaby, obraz w jego oczach zaczynał się ruszać. Po czym mężczyzna stracił równowagę i wywrócił się po środku dziedzińca. Nie miał sił, aby wstać, ale nie chciał się poddawać i przeczołgał się do drzewa, o które się oparł. Siedział, wszystko zaczynało się w jego oczach ściemniać, po czym zasnął. Wiedział, że to już jest koniec, ale nie miał wyboru, czyli zdał się na przeznaczenie.
Nagle w górze coś za trzepotało skrzydłami, mężczyzna nie miał w sobie ducha, jego ciało bezwładnie opierało się o drzewo, a głowa zwisała, do przodu opierając o lewe ramie. Nagle na prawym ramieniu mężczyzny usiadł duży ptak koloru czerwonego-płomienistego. Wyglądało to jak by zamiast piór miał płomienie. Niewładne ciało mężczyzny pod ciężarem przechyliło się na prawą stronę. Zaś Feniks schylił głowę spoglądając na niego. Jego oczy zabłysły, po czym zrobiły się szkliste, a po chwili z jednego uroniła się łza. Po czym spadła na ramię mężczyzny, w miejscu gdzie koszula była rozdarta. Nagle mężczyzna poruszył się, kropla rozlała się po jego ramieniu, spływając w dół. Feniks uniósł się i spoglądając na niego przez chwilę był w tej pozycji do póki, gdy mężczyzna po raz drugi się nie poruszył tym razem przewracając się na plecy. Rękoma i nogami starał się odpychać od ziemi, trząsł się, wyglądało to jak by coś się w nim paliło. Z jego ust nadal nie wychodziła żadne słowo, ani krzyk. Feniksa już nie było, a zza krzaków wyłoniła się jakaś starsza kobieta. Szybko podbiegła do niego łapiąc go za rękę, aby przestał się trząść. Ale gwałtownie puściła, jego ciało było rozgrzane do takiej temperatury, że aż parzyło. Było to wręcz nie możliwe, taka temperatura była zabójcza. Po chwili otworzył oczy, jego piwne źrenice zaczęły się zmieniać. Na samym początku zrobiły się eliptyczne, później bardziej łukowate. Końcowy efekt i do tego krzyk odrzucił do tyłu. Wyglądało to jak by piwny kolor zapalił się i cały spalił, a na jego miejscu pozostał kolor ognia. Nagle ciało przestało się ruszać, uspokoiło się, oczy zamknęły się, a oddech mężczyzny powoli zaczął robić się spokojny i równy. Kobieta klepnęła go w rękę, aby sprawdzić czy temperaturę. Była jeszcze trochę podwyższona, ale wracała do normalnej.
Kobieta z trudem położyła go na wozie, koń starał się jak najbardziej wychylić by ujrzeć mężczyznę. Kobieta, gdy tylko ułożyła go na wozie, sama usiadła i biorąc lejce uderzyła mocno popędzając konia, który zaczął szybko galopować. Wyglądało jak by też obawiał się losem mężczyzny i biegł ciągnąc za sobą wóz po równościach tak, aby nie podskakiwał. Gdy tylko dojechali do domu kobieta odpieła konia, który szybko pobiegł do obory.
-Zamknij ją Ottawa.- krzyknęła kobieta do swojej córki, stojącej koło stodoły.
Ottawa szybko zamknęła konia i błyskawicznie pobiegła do matki pomóc jej przenieść mężczyznę. Obie wniosły go do wnętrza niedużego domu, po czym położyły na łóżko.
-Trzeba się nim zająć jest brudny, wszędzie krew.- powiedziała kobieta wskazując na jego ciało, które było brudne, a ubrania porwane.- ty zrób zioła, a ja się nim zajmę.
-Dobrze mamo.- powiedziała bez sprzeciwu, posłusznie.
Ottawa szybko wyszła z pokoju, w którym została kobieta z mężczyzną.
-Co ci się stało?- powiedziała do siebie kobieta patrząc na poranionego mężczyznę.
Po czym zaczęła go ocierać wilgotną ścierką, usuwając z niego krew, a tym samym odkrywając rany zabrudzone w niej. Po chwili wróciła Ottawa niosąc w prawej ręce dzbanek, a w lewej suchą ścierkę.
-Dobra podaj mi to szybko.
Ottawa podała i nadal przyglądała się mężczyźnie leżącemu na łóżku.
-Nie patrz się tak, to nikt dal ciebie.- powiedziała pewnie matka.
-A, co mu jest?- zapytała z współczuciem.
-Został pobity, stracił bardzo dużo krwi, a jego organizm jest strasznie przemęczony.
-A wyzdrowieje?
-Myślę, że tak, ale to trochę potrwa. Teraz to od niego zależy musi walczyć, jeżeli się podda to zginie.
Ottawa nie była do końca pewna, o czym mowa, ale nie zadawała więcej pytań.
-Nie miał przy sobie nic. Ani jednego Tabla. Niech odpoczywa, a my chodźmy coś zjeść. Upolowałam trochę kuropatw i znalazłam kilka grzybów. Leżą na wozie, możesz przynieść?
-Tak.- powiedziała i wyszła z domu.
Kobieta skierowała się do kuchni, gdy nagle usłyszała jak stamtąd doszedł dźwięk trzepotu skrzydeł, a później trzask okna. Kobieta szybko wbiegła do pomieszczenia, ale wszystko było nienaruszone. Podeszła do okna, które było otwarte, po czym szybko zamknęła je.
-To tylko wiatr.- powiedziała z ulgą. Starając się znaleźć racjonalne wytłumaczenie.
-To twoje?- zapytała Ottawa, wchodząc do pokoju tak cicho, że matka nawet się nie spostrzegła.
-Co?
-Ta sakiewka?- wskazała sakiewkę leżącą na środku stołu.
-Nie, a co jest w środku?- zapytała zdziwiona, pełna ciekawości.
Ottawa otworzyła sakiewkę, a w środku zobaczyła, Table.
-Jest pełna Tabli.
-Ile ich może być?
Ottawa opróżniła sakiewkę wysypując na stół złote monety.
-Równy tysiąc.- powiedziała po przeliczeniu.- Mamy to komuś oddać?
Kobieta chwilę milczała jak gdyby analizując, po czym odparła.
-„Co znajdziesz w domu nie oddajesz nikomu” Nie, to jest nasze, otrzymaliśmy to za niesienie opieki temu mężczyźnie. Nie może mu niczego zabraknąć.
-Za to, to nie tylko mu nie zabraknie, ale i nam.- powiedziała, a w jej głosie słychać było radość.
-Tak masz rację moje dziecko. Nie wiem jak ty, ale ja zgłodniałam.
-Ja też, co mam zrobić?
-Przygotuj grzyby.
-Już.- odpowiedziała z werwą Ottawa, stawiając misę na stole usiadła przed nią i zaczęła obierać grzyby.
Matka w tym czasie zaczęła przygotowywać mięso



3
Selen, pierwsza widząca

Mężczyzna powoli zaczął starać się otworzyć oczy. Otwierał je i szybko zamykał, światło, które wdzierało się przez okno raziło go. Trwało to kilka dobrych minut, za czym przyzwyczaił się do niego. Powoli rozejrzał się po pomieszczeniu, nie wiedział gdzie się znajduje i co najważniejsze, dla czego. Pamiętał swoją śmierć, pamiętał jak umarł pod wielkim dębem. Pamiętał ten ból, swoją słabość, pamiętał jak nic nie mógł zrobić. Teraz sobie przypominał dziwny moment, gdy to czół jak by coś paliło go, jak jego ciało palił wewnętrzny płomień, ale nie był pewny czy to jego wyimaginowana wyobraźnia czy coś takiego miało miejsce. Nie wiedział czy było to przed tym jak siedział przy drzewie czy dopiero później. Teraz niczego nie był pewny, nie pamiętał jak się nazywa i skąd pochodzi. Nie znał sam siebie, nie wiedział, kim jest. Czuł jak by coś się w nim zaczynało palić. Czuł złość, nie wiedział nawet, dlaczego teraz leży, co mu się stało. Pamiętał, w jakim stanie był w lesie, ale nie wiedział, kto do tego doprowadził.
Leżał w małym pomieszczeniu, po lewej stronie stała mała szafeczka, a na niej drewniana taca z jakimś śmierdzącym płynem. Tuż obok stało drewniane krzesło. Z przodu stała ogromna szafa na pół ściany, zaś po prawej stronie było okno, przez które wpadały promienie słoneczne opadając na łóżko, na którym leżał. Nagle do pomieszczenia weszła kobieta, podeszła do łóżka, usiadła na krześle i zaczęła:
-Nareszcie się obudziłeś, bałam się najgorszego.
-Ile spałem?
-Cztery dni, ale nie przejmuj się najważniejsze, że już wszystko w porządku. Co się stało?- powiedziała z współczuciem.
Mężczyzna chwilę starał się cokolwiek przypomnieć, ale na marne.
-Nie wiem.- powiedział zawiedziony.
-Tego się spodziewałam, a jak się nazywasz?
-…Nie wiem, nie pamiętam.- powiedział zamykając oczy, starał sobie w dalszym ciągu przypomnieć, ale nie mógł. Czuł się słaby, nic o sobie nie wiedział.
-Pamiętasz cokolwiek ze swojego życia?- powiedziała zaciekawiona.
-Byłem w lesie, czołgałem się pod drzewo, ogarniała mnie ciemność… wszędzie się robiło ciszej. Wszystkie drzewa ucichły, wiatr jakby zatrzymał się… ja siedziałem pod dębem. Moje oczy same zaczęły się zamykać, po czym już nie wiem, kiedy zrobiło się ciemno. Nic mnie już nie bolało, nic nie dręczyło. Wszystko mnie opuściło, czułem się wolny, czułem, że już opuściłem ten świat. Widziałem swoje ciało z góry, ciągle unosiłem się wyżej, gdy nagle.. nie wiem co się stało.
-Postaraj się, powoli skup się.
-…czułem jak coś mnie pali, widziałem ogień, wszędzie płomienie. Całe moje ciało paliło się w wewnątrz. Czułem ogromny ból na ramieniu.- w czasie tych słów odkrył swoje prawe ramię i ujrzał na nim podłużną bliznę. Wyglądała niczym strumyk, płynąc do samego serca.- i ta blizna która powstała właśnie w tym czasie.
-Wygląda mi to na oparzenie, ale jest naprawdę dziwne. Jak by znak?... -mówiąc to zrobiła przerwę, ręką zakryła usta, towarzyszyło temu zdziwienie. Była zaskoczona.- Musze już iść, odpoczywaj.
Kobieta wstała z krzesła i wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi.
[/b][/u]

2
mam chwilkę i ochotę na przeczytanie czegoś, więc padło na ciebie (nie wiem czy to powód do radości, przekonamy się w trakcie;) ).

Wyłapane podczas czytania:
Karl78 pisze: Niektóre opowieści są trochę prze koloryzowane i bujne, ale za to cieszą się ogromnym rozgłosem.
Przekoloryzowane.
Karl78 pisze:Był on koszmarnym władcą, wszystko, co zdobył było wywarte przez tyranię i brutalne morderstwa, których nawet najbliżsi jego radni nie potrafili zliczyć
wywarte? Wywrzeć to można na kogoś wpływ, chyba.
Karl78 pisze:Nikt nigdy się nie sprzeciwił wielkiemu Młotowi, aczkolwiek takiego kogoś na pewno nie ma już w śród nas
To "aczkolwiek" tutaj nie pasuje. Poprawniej brzmiałoby "a przynajmniej". Ponadto piszę się "wśród".
Karl78 pisze:We wsi Geld tuż obok lasu zwanego Czarnym, trwały wielkie prześladowania ludzi nieposłusznych dla wielkiego władcy.

Nieposłusznych wielkiemu władcy
Karl78 pisze:We wsi Geld tuż obok lasu zwanego Czarnym, trwały wielkie prześladowania ludzi nieposłusznych dla wielkiego władcy. Wszyscy czekali na nadejście wybawcy, którego zapowiedziała wiedźma Selen. Była ona najsłynniejszą czarownicą, jaką kiedykolwiek zrodziła ta ziemia. Została skazana za nieposłuszeństwo władcy, a jej karą miło być spalenie na stosie. Doszło do egzekucji, ale czarownica stojąc na stosie znikła, od tamtej pory nikt jej nie widział.
powtórzenia
Karl78 pisze:Ludzie umierali z głodu, pomimo zamieszkania na wsi brakowało jedzenia
To zdanie to do babolarium się nadaję :D
Karl78 pisze:Ludzie byli już przygotowani, że w jednym z dni tygodnia w tej wsi działo się to w piątek, przychodzili żołnierze i zabierali jadło.
strasznie to pokrajcowane. Zwłaszcza ta wstawka "działo się to w piątek" psuje kompletnie szyk zdania.
Karl78 pisze:Ludzi zbierali się na placu przynosząc worki z żywnością. Każdy przynosił i musiał oddać, za dar[/color=red]mo, pomimo że nikomu to się nie uśmiechało to jednak to robili.

no nie dziwię się, że im się nie uśmiechało. Mnie też się nie uśmiecha - to zdanie.
Karl78 pisze:Słońce było już wysoko na niebie, gdy to na wiś wjechali żołnierze. Wjechali na plac i zaczęli pakować na wóz worki, sprawdzając, co drugi.

powtórzenie i niepotrzebny przecinek przed "co drugi"
-Ja?- jeden z tłumu stojący w pierwszym rzędzie podniósł głowę.

Tu po wypowiedzi zdanie z dużej litery, ponieważ opis nie odnosi się bezpośrednio do czynności mówienia.
Karl78 pisze:-Ty stara pokrako, na co ty jeszcze żyjesz, nawet worka nie możesz podnieść.- Wykrzyknął rycerz wyciągając z pochwy miecz, którym wziął zamach chcąc uderzyć starca.

"Wykrzyknął" z małej i bez kropki przed. Za to przecinek przed wyciągając. A ostatnia część zdania jest zupełnie zbędna. Wiadomo że nie wyjął miecza, by obrać jabłko. :P
Karl78 pisze:Długowłosy mężczyzna nie mogąc na to pozwolić, wyrwał miecz rycerzowi wykręcając mu rękę. Na co rycerz wykrzyknął:
-Brać go!!

już myślałam, że wykrzyknie "Ała!!!" :D
Mężczyzna w tym czasie dźgnął rycerza w brzuch przebijając się przez kolczugę

przecinek przed przebijając
Karl78 pisze:Paladyn wraz z wyciągnięciem miecza upadł bezwładnie na ziemie,

ziemię
Karl78 pisze:Czarnowłosy był niczym tygrys umiejętnie unikając zadanych ciosów i wyprowadzając swoje, co róż raniąc innego

kwiatkiem to chyba tylko kobiety się bije, w takim razie z pewnością chodziło ci o "co rusz"
Karl78 pisze: Walka trwała dobrych kilka minut, gdy nagle jeden z rycerzy przejechał swoim dwuręcznym mieczem po nodze długowłosego

sorry, ale jakby go dwuręcznym mieczem ciął po nodze, to nasz główny protagonista zostałby kaleką do końca życia.
Karl78 pisze:Ciągle walcząc, w prawdzie jego szanse nie wyglądały teraz na duże, to jednak się nie poddawał. Ciągle starał się bronić, unikać i atakować.

a wcześniej jego szanse były duże? sam przeciwko całemu oddziałowi?
Karl78 pisze: Drugi rycerz uderzył go, raniąc mu drugą nogę, po czym się wywalił

on czy rycerz się wywalił?
Karl78 pisze:Upadł przed siebie, czuł ból, czuł jak krew opuszcza jego ciało, czuł strach

nie za dużo tego czucia?
Karl78 pisze:Drugi stojący z przodu uderzył czarnowłosego z pięści w twarz

pięścią w twarz, chyba że jesteśmy pod blokiem ;)
Karl78 pisze:Zadając silny ból, tym bardziej, że miał na dłoniach płytowe rękawice, które chroniły jego pięści, a przeciwnikowi zadawały silniejsze ciosy, przy czym raniły

tego zdania to zwyczajnie nie rozumiem. Kogo raniły i kto miał płytowe rękawice (sic!)? Niby można się z kontekstu domyśleć, ale przecież nie o to chodzi.
Karl78 pisze:-Tak,- powiedział szyderczo i ciągnął dalej- przywiążcie go za nogi wozu.
-Się robi.- powiedział śmiejąc się drugi.

zbędny przecinek po "tak" i kropka po "robi". Poczytaj lepiej o konstrukcji dialogów.
Ten, który przeżył

Nie powiem, kojarzy mi się z Harrym Potterem
Karl78 pisze:Nagle otworzył oczy, którymi zaczął szybko przewracać. Gwałtownie podniósł się i zaczął się oglądać. Wszędzie były drzewa, ale mimo to było dość jasno. Ubrany był w jakieś porwane ciuchy, które śmierdziały, a samym wyglądem przypominały worek. Były one przesiąknięte krwią. Jego włosy były długie i czarne, twarz smukła o czerwonkowym zabarwieniu.

Ilość powtórzeń dość przytłaczająca. A to czerwonkowe zabarwienie to co? Na czerwonkę chorował?
Karl78 pisze:Dawał po sobie poznać, że jest zmęczony, na jego ciele przez porwane ubranie widać było wiele ran, nacięć, oparzeń i nakłuć.

oparzeń? a kiedy go przypalali?
Karl78 pisze:Po czym mężczyzna stracił równowagę i wywrócił się po środku dziedzińca.

dziedzińca?! Przecież był w lesie.
Karl78 pisze:Nagle w górze coś za trzepotało skrzydłami

zatrzepotało
Karl78 pisze: Zaś Feniks schylił głowę spoglądając na niego. Jego oczy zabłysły, po czym zrobiły się szkliste, a po chwili z jednego uroniła się łza.

no to już HP pełną gębą :D
Karl78 pisze:Feniks uniósł się i spoglądając na niego przez chwilę był w tej pozycji do póki, gdy mężczyzna po raz drugi się nie poruszył tym razem przewracając się na plecy

dopóki, a poza tym to "gdy" jest zupełnie zbędne. I jak zdołał się przewrócić na plecy, skoro siedział wsparty o drzewo. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Było to wręcz nie możliwe, taka temperatura była zabójcza.

No fakt, przy 70 st, białko się ścina :D
Karl78 pisze:ońcowy efekt i do tego krzyk odrzucił do tyłu

Jak można krzyk odrzucić do tyłu?
Karl78 pisze:Wyglądało to jak by piwny kolor zapalił się i cały spalił, a na jego miejscu pozostał kolor ognia. Nagle ciało przestało się ruszać, uspokoiło się, oczy zamknęły się, a oddech mężczyzny powoli zaczął robić się spokojny i równy. Kobieta klepnęła go w rękę, aby sprawdzić czy temperaturę.

"Jakby", a ponadto zbędne "czy"
Karl78 pisze:Kobieta, gdy tylko ułożyła go na wozie,

ułożyła konia czy mężczyznę? :P
Karl78 pisze:biegł ciągnąc za sobą wóz po równościach tak, aby nie podskakiwał

chyba po nierównościach?
Karl78 pisze:-Trzeba się nim zająć jest brudny, wszędzie krew.- powiedziała kobieta wskazując na jego ciało, które było brudne, a ubrania porwane.- ty zrób zioła, a ja się nim zajmę.

skoro kobieta mówi, że jest brudny, to nie trzeba potwierdzać tego w opisie, bo i po co. Nie płacą ci od słowa.
Hehe poza tym ta Ottawa, dziwnie mi się z Kanadą kojarzy :D
Karl78 pisze:Został pobity, stracił bardzo dużo krwi, a jego organizm jest strasznie przemęczony

przemęczony to człowiek może być po ciężkim tygodniu pracy ;)
Karl78 pisze:nie wiedział gdzie się znajduje i co najważniejsze, dla czego

dlaczego
Karl78 pisze:gdy to czół jak by coś paliło go

czUł
Karl78 pisze: Pamiętał swoją śmierć, pamiętał jak umarł pod wielkim dębem. Pamiętał ten ból, swoją słabość, pamiętał jak nic nie mógł zrobić. Teraz sobie przypominał dziwny moment, gdy to czół jak by coś paliło go, jak jego ciało palił wewnętrzny płomień, ale nie był pewny czy to jego wyimaginowana wyobraźnia czy coś takiego miało miejsce. Nie wiedział czy było to przed tym jak siedział przy drzewie czy dopiero później. Teraz niczego nie był pewny, nie pamiętał jak się nazywa i skąd pochodzi. Nie znał sam siebie, nie wiedział, kim jest. Czuł jak by coś się w nim zaczynało palić. Czuł złość, nie wiedział nawet, dlaczego teraz leży, co mu się stało. Pamiętał, w jakim stanie był w lesie, ale nie wiedział, kto do tego doprowadził.

powtórzenia w ilości hurt-detal
Karl78 pisze:Leżał w małym pomieszczeniu, po lewej stronie stała mała szafeczka, a na niej drewniana taca z jakimś śmierdzącym płynem. Tuż obok stało drewniane krzesło. Z przodu stała ogromna szafa na pół ściany,

powtórzeń ciąg dalszy
Karl78 pisze:-Cztery dni, ale nie przejmuj się najważniejsze, że już wszystko w porządku. Co się stało?- powiedziała z współczuciem.
Mężczyzna chwilę starał się cokolwiek przypomnieć, ale na marne.
-Nie wiem.- powiedział zawiedziony.
-Tego się spodziewałam, a jak się nazywasz?
-…Nie wiem, nie pamiętam.- powiedział zamykając oczy, starał sobie w dalszym ciągu przypomnieć, ale nie mógł. Czuł się słaby, nic o sobie nie wiedział.
-Pamiętasz cokolwiek ze swojego życia?- powiedziała zaciekawiona.

jest tyle słów, które mogą zastąpić stwierdzenie "powiedział"
Karl78 pisze:czułem jak coś mnie pali, widziałem ogień, wszędzie płomienie.

normalnie za dużo w życiu nagrzeszył :D

Dobrnęłam do końca, choć w połowie przeżywałam mały kryzys. Jest źle, powiem wręcz, że naprawdę fatalnie. Pełno błędów składniowych, interpunkcyjnych i ortograficznych. Cały sens opowieści ginie w ich natłoku. Co więcej stosujesz bardzo uproszczony język, przez to pojawiają się powtórzenia, jeszcze dodatkowo psujące efekt. Ponadto czasami nazbyt dokładnie opisujesz wydarzenia, dosłownie każdy ruch, obrót, kichnięcie i pier... przepraszam zagalopowałam się. Czasami zamiast pisać jak bohater wyciąga miecz, staje w bojowej pozycji, napina się, lustruje przeciwnika zabójczym spojrzeniem, w końcu rzuca się w stronę wroga, zamachując się swoim dwuręcznym excaliburem i tnąc go wzdłuż tułowia od karku do pachwiny - wystarczy napisać, że bohater zaatakował i resztę pozostawić wyobraźni czytelnika.
Zwykle nie piszę podobnych rzeczy, ale aż spojrzałam na twój wiek. Gdybyś miał lat 12-13 podobne błędy byłyby zrozumiałe, jednak jesteś trochę starszy. Masz więc wiele rzeczy do nadrobienia. Powodzenia i wytrwałości życzę.
Szczęście nie jest zarezerwowane dla wybranych.

3
Jeżeli, Karl, czytałeś moje weryfikacje pod ostatnimi publikacjami, wiedz, że - poza wytknięciem błędów (tutaj wielki ukłon do Miko), napisałbym dokładnie te same słowa. Pozwoliłem sobie przeczytać fragment i stworzyć własną wersję, bazując na twoich zdaniach. Oto i ona:

Każde miejsce ma swoje tajemnice i legendy. Uroki oraz przekleństwa. Czasy triumfu... i porażki.
Niektóre opowieści są przeszarżowane i wybujałe, cieszące się sławą, inne zaś, zwyczajne i dlatego ta nie zdobyła rozgłosu. Rzecz działa się w odległych lasach Gondiru, gdzie wsie wraz z terenami przylegającymi należały do Borda. Koszmarny władca zdobywał wszystko tyranią i brutalnością – czynami, których nawet jego najbliżsi radni nie potrafili pojąć. Władca był człowiekiem z nieznanych stron, pozbawionym rodowodu i nikt tego nie kwestionował. Gdyby ktoś sprzeciwił się wielkiemu Młotowi, niechybnie poniósłby śmierć. Przydomek ów dobrał na znak swojej bezwzględnej, twardej władzy.


Teraz, na podstawie testu porównawczego zobacz, co zmieniłem i spróbuj dojść dlaczego (możesz wykorzystać to co napisała Miko).

Czytając miałem wrażenie, że to wszystko już było. Błędy? Były: powtórzenia, zaimki, upchane imiona bohaterów dosłownie wszędzie (i te nieszczęsne nazwy własne). Gondir brzmi jak Gondor - znajomo, prawda? Wiem, że masz chęci - to widać, ale, w parze z pisaniem, pracuj nad tekstem. Wierz mi, że warto - bo żadna praca nie pójdzie na marne. Tymczasem, prezentujesz bardzo niedoskonałe fragmenty, które ciężko się czyta.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Po przeczytaniu tego fragmentu mogę powiedzieć jedno. I jest to wniosek przepełniony troską, pozbawiony jakiejkolwiek złośliwości.
Otóż, nie znasz języka, którym się posługujesz. Używasz słów w znaczeniu, w którym się ich nie używa i do którego zupełnie nie pasują.
Radzę poczytać trochę książek zanim się pomyśli o pisaniu.

W tekście roi się od literówek, błędów logicznych, powtórzeń. Wszystko to, plus źle użyte słowa, psuje przyjemność z czytania. Sprawia, że hostoria schodzi tu na dalszy plan.

Jeśli nie ma przyjemności to co nam pozostaje? Przykry obowiązek? Raczej nie, ale niezbyt przyjemna przeprawa gąszcz liter

Poczytaj trochę książek. To jedyna moja rada po przeczytaniu tego fragmentu.
Pisz wolniej, czytaj tekst kilka razy zanim cokolwiek z nim zrobisz.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron