Erdon [Akcja]

1
WWWTo było do przewidzenia, dla wszystkich, lecz nie dla mnie. Powoli, spokojnie pogrążyłem się w bagnie, z którego nie ma drogi powrotnej. Nie teraz, już jest za późno, zdecydowanie za późno. Leże w kałuży krwi, która z każda chwila staje się większa, w brzuchu mam dziurę wielkości zaciśniętej pieści, potworny ból odbiera mi zmysły. Mam coraz mniej sił, moje oczy ciągle próbują się zamknąć, w uszach wiruje dźwięk syren. Mam nadzieje ze dotrą na czas....

WWWBył chłodny listopadowy wieczór, nad światem rozciągała się, wszech obecna i wszech panująca mgła. Latarnie świeciły swoim jednostajnym światłem, oprócz jednej, która wbrew innym migotała w sobie tylko znanym rytmie. Pub był pełny ludzi, gwarnych, wesołych lekko podpitych istot, które tak bardzo nie chciały być tego wieczora samotne. Byłem tam i ja, lecz ja nie szukałem towarzystwa, siedziałem sam przy bardzo nie popularnej części baru, spokojnie popijając trunek, jaki wypełniał moje szkło. Byłem obserwatorem. Nieopodal, w środkowej części lokalu, przy stoliku siedziała niezwykle piękna kobieta. Piła drinka i paliła papierosa, w każdym jej ruchu każdym geście, krył się erotyzm, powietrze wokół niej drżało. Wydawała się być boginią, taka dumna, majestatyczna niczym posag rzeźbiony w marmurze, przyciągała spojrzenia mężczyzn, wiedziała o tym. Miałem dziwne przeczucie, że szuka sponsora na kilka przyszłych miesięcy. Moje spojrzenie przykuj ktoś inny, mały szary człowieczek z butelka piwa siedzący, metr ode mnie. Był bardzo zdenerwowany, trząsł się i często oglądał za siebie. Rozpoznałem go od razu. Wypiłem zawartość mojego szkła, na blat rzuciłem wartościowy papier, ubrałem płaszcz i wyszedłem. Nie czekałem zbyt długo, mały szary człowieczek wyskoczył z baru i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszył przed siebie. Szedłem za nim, wystarczająco daleko aby mnie nie zauważył, jednak wystarczająco blisko abym go nie zgubił. Minęło kilka minut zanim dotarł do swojego celu, stara kamienica w jednej z bardziej niebezpiecznych części miasta, musiałem być ostrożny, coraz częściej rozglądał się dookoła, a ja swym wyglądem nie przypominałem tubylca. Kiedy wszedł do środka odczekałem chwile i ruszyłem za nim. Wybór piętra nie stanowił problemu, to zawsze było trzecie piętro. Szybko wbiegłem po starych zniszczonych i chyba nigdy nieremontowanych schodach. Miałem niesamowite szczęście, nie sądziłem ze pójdzie tak łatwo. Za drzwiami prowadzącymi na piętro, zobaczyłem szarego człowieczka stojącego przed wejściem do pokoju. On mnie nie widział, czekał aż ktoś z wnętrza pomieszczenia wpuści go do środka, ja też na to czekałem. Klamka drgnęła, to był sygnał, beretta wyskoczyła z kabury i w mgnieniu oka syknęła, tłumik, zgłuszył wszelki dźwięk, człowiek otwierający drzwi spodziewał się zobaczyć coś innego niż ja nad zwłokami jego martwego kompana, lecz nie zdążył podzielić się z nikim tym zaskakującym wydarzeniem. Upadł z dziurą po kuli w czole, kilka kolejnych strzałów, kilka kolejnych niczego niespodziewających się trupów. Poszło mi łatwo, za łatwo, dokładnie sprawdziłem każdy pokój, nie mogłem nikogo przeoczyć. Tak jak myślałem, dlaczego oni zawsze ukrywają się w łazienkach? Naprawdę, ciekawa rzecz. Była tam skulona blondynka, zapewne widziała, co się wydarzyło i postanowiła się tu ukryć, ale dlaczego właśnie w łazience? Dlaczego zawsze w łazience? Nigdy tego nie zgadnę, co kieruje ludźmi, aby właśnie tam szukali ocalenia. Stanąłem nad nią, wycelowałem w głowę, to była swoista forma dobroci z mojej strony zawsze strzelałem tak, aby od razu zabić, spojrzała na mnie, głośno przełknęła ślinę i wymamrotała
- Proszę... Nie... Nie rób tego... - patrzyła na mnie wielkimi brązowymi oczami, zachodzącymi łzami, była nawet ładna. Beretta syknęła kolejny raz, a dziewczę bezwładnie opadło na podłogę. Tylko, dlaczego łazienka?! Intrygujące.

WWWPadało, już trzeci dzień z nieba leciały łzy, pamiętam jak w dzieciństwie babcia opowiadała mi, że gdy pada to aniołowie w niebie płaczą, w dalszym ciągu uważam to za głupie, lecz stara babuszka dalej powtarza swoje mądrości, a ja nie zamierzam jej tego zabraniać. Ulice pokryte były warstwa wody, z która studzienki kanalizacyjne nie dawały sobie rady, szybka jazda samochodem mogła być śmieszna z perspektywy kogoś w samochodzie, lecz już człowiek na chodniku miał inne odczucia, a ja?! Ja nie mogłem się wychylać, jechałem spokojnie głównymi ulicami, wprost do centrum handlowego, w radiu jakiś miły głos opowiadał o masakrze w jednym z mieszkań w kamienicy na Nadrzecznej. Ciekawe, miedzy tym osiedlem a rzeka był kawał drogi, nigdy nie pojmę administracji w tym kraju. Parkingi były zatłoczone, nic dziwnego, w końcu sobota. Zostawiłem mojego starego Forda na jednym ze „strzeżonych” parkingów. W głowie krążyło mi pytanie, {i}„dlaczego tu?”{/i} Przecież jest tyle lepszych miejsc, pewnie się boi, dlatego chce być w tłumie. Ruszyłem w umówione miejsce. Kilka pięter kilka stoisk i byłem. Sklep należący do jednej z sieci księgarń, ruszyłem pod stoisko z Thrillerami. Wśród znanych nazwisk znalazłem bardzo dziwna pozycje, nie było podanego autora, był tylko tytuł „Erdon”. Przeglądałem książkę, w środku znajdowała się mała ręcznie pisana karteczka, {i}„... RSPi poniedziałek od 11 do 12...”{/i}. Ktoś postanowił się ze mną zabawić, miałem przed sobą trudna decyzje, szukać tego kogoś po wskazówkach jakie mi zostawia czy zignorować, nie, nie mogłem sobie na to pozwolić, kimkolwiek jest wie o mnie dużo, za dużo. Muszę go znaleźć. Schowałem książkę do kieszeni płaszcza i wyszedłem, tak jak przeczuwałem czujniki nie zareagowały, ktoś ja tu zostawił specjalnie dla mnie. Musiałem nad tym pomyśleć, najlepiej przy whisky. Samochód stał dokładnie tam gdzie go zostawiłem, ale opiekuna nie było, co dziwne, bo obiecałem mu dychę po powrocie, coś było nie tak.
Otoczyło mnie sześciu kolesi w dresach, typowe bandziory, jeden z nich chyba mózg grupy stanął naprzeciw mnie.
- Słyszałem ze w mieście jest nowy kiler. – żuł gumę i głupio się uśmiechał. – Słyszałem ze to ty! - wskazał na mnie palcem – Nie lubimy tu jak ktoś nam robotę odbiera, i będziemy musieli się z tobą na ten temat rozmówić.
- Nie wiem, o czym mówisz. - odpowiedziałem bez żadnych emocji, w głowie układałem plan działania.
- Mówię o tym, że za pracę na naszym terenie, nasz szef liczy sobie czterdzieści procent.
- A dla kogo pracujesz? – sprawa zaczynała się komplikować, było o mnie głośno a nie wykonałem jeszcze zadania.
- Pracuje dla Iwana, znajdziesz go w zachodniej części miasta w magazynach, do poniedziałku do szesnastej czeka na kasę, potem to my do ciebie przyjdziemy. Ciekawi mnie czy jesteś taki jak mówią.
- Nie martw się, będziesz miał okazje się o tym przekonać. - ruszyłem do przodu, ustąpił mi drogę, wsiadłem do Forda i ruszyłem do baru. Długo przeklinałem, wszystko zaczęło nabierać nieprzyjemnego kształtu. Tajemniczy „Erdon” i ów Iwan wiedzieli o mnie, miałem czas do poniedziałku, musiałem się przygotować, Iwan chciał pieniędzy, wątpię żeby dużo o mnie wiedział, mogłem go bez problemu sprzątnąć, ale Erdon bawił się ze mną w chowanego, a nie robisz tak, kiedy chcesz tylko pieniędzy, robisz tak, kiedy chcesz zbliżyć się do przeciwnika, powiedzieć mu coś i mieć nad nim kontrole. Musiałem się poddać tej grze. RSPi, co to znaczy, musiałem się dowiedzieć i wiedziałem kogo pytać.

WWWBar był prawie pusty, na środku przy stoliku siedziała piękna kobieta, chyba ta sama, która widziałem ostatnio, barman wycierał kufel białą szmata i patrzył na mnie. Szedłem wprost na niego.
- Witaj – skinął głową
- Cześć – odpowiedziałem niby obojętnie. - Daj mi whisky
- Się robi – postawił dwa kieliszki przede mną, otworzył butelkę i nalał mi i sobie – widzę, po minie ze coś jest nie tak, długo robię w tym zawodzie i mam już spore doświadczenie, dziewczyna? - spojrzałem na niego a na moje twarzy rozszerzał się uśmiech.
- Poniekąd,- wypiłem zawartość kieliszka i kiwnąłem na niego głową, on uzupełnił brak – potrzebuje informacji, szukam pewnego miejsca
- Znam te miasto jak własna kieszeń, mieszkam tu cale życie. Pomogę, jeśli będzie mnie na to stać. – uśmiechnął się głupio, zrozumiałem aluzje, sięgnąłem do kieszeni i wyjąłem portfel.
- Szukam RSPi... wiesz coś na ten temat? - na ladzie położyłem pięćdziesiątkę
- Ty mój drogi, szukasz osoby a nie miejsca, – jego słowa były jak uderzenia tępego młota prosto w moje skronie – a raczej kilku osób.
- Tak mówisz? - kolejny banknot legł na ladzie
- Tak, szukasz trzech osób, dwie z nich nie żyją a trzecia siedzi tam,- wskazał piękną kobietę siedząca na środku pomieszczenia, chwyciłem szkło i poszedłem w jej kierunku, stanąłem naprzeciw niej, patrzyła na mnie swoimi wielkimi zielonymi oczami, przez chwile mierzyliśmy się wzrokiem, na jej twarzy wybuch przepiękny uśmiech.
- Może usiądziesz – szepnęła, jej głos był jak uderzenie gorącej pary, niska, namiętna barwa hipnotyzowała kazała posłusznie wykonywać rozkazy, lecz ja stałem. - Jak masz na imię? - zapytała
- Wiktor – skłamałem
- Może jednak usiądziesz – szepnęła, usłuchałem. - ładne masz imię, Wiktor, ja jestem Sara – zieleń jej oczu nie odrywał się ode mnie.
- Potrzebuje informacji – powiedziałem dosyć chłodno, dziwne napięcie w powietrzu jakby straciło na swej mocy ranione tonem mego głosu.
- Na jaki temat? - jej głos dalej elektryzował
- RSPi – odpowiedziałem niewzruszony. - Podobno wiesz coś na ten temat.
- Pierwsze słyszę - odpowiedziała szybko, jej głos zadrżał
- Jakoś ci nie wierze, a bardzo potrzebuje tych informacji. Mogę zapłacić. Dużo, jeśli trzeba będzie. - w jej oczach mały płomyk przerażenia wybuch wielkim płomieniem, w ułamku sekundy wybiegła z baru ruszyłem za nią. Czekała przy wyjściu
- Kto cię przysłał? - warknęła
- Nikt – mierzyłem ja wzrokiem, cała drżała. Z torebki wyjęła paczkę papierosów, stamtąd jednego, którego włożyła do ust i odpaliła
- Nie kłam Wiktorze, dobrze wiem kto, Hral. To on? Przyznaj się – mówiła bardzo szybko słowa więzły jej w gardle, znałem tego człowieka, Ernest Michał Hral. Przeklęta bestia.
- Nikt mnie nie przysłał – powiedziałem spokojnie
- Chyba spłaciłam swój długo? Czego on ode mnie znowu chce?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to, nie jestem od niego, potrzebuje tylko informacji.
- Ok, ale nie tutaj, zdecydowanie nie tu – odpowiedziała dziwnie spokojnie – chodźmy do mnie. - wyrzuciła resztkę papierosa na chodnik.
- Dobrze. - odpowiedziałem

WWWMiała małe mieszkanko, całkiem przyzwoicie urządzone, widać było ze nie brakuje jej funduszy. Była samotna, nie widziałem niczego, co mogłoby świadczyć inaczej, nie było jakiejkolwiek fotografii z kimś oprócz rodziców.
- Napijesz się czegoś? – zapytała
- Nie, dziękuje – odparłem spokojnie – Możemy przejść do rzeczy?
- Za chwilkę, zrobię sobie drinka. - poszła do kuchni, ja rozejrzałem się po mieszkaniu, na kominku było zdjęcie, którego wcześniej nie zauważyłem, ona z dwoma innymi kobietami.
- Oto RSPi - rzekła stojąc w drzwiach – Rebeka, Sara i Pina
- Dlaczego boisz się Hrala? - zagadnąłem
- Nie wiesz?
- Nie – patrzyłem na nią czujnie, ona uśmiechnęła się
- Stuknęłyśmy go na sto kawałków, uwierz mi nie był zachwycony, a on umie się mścić.
- Wiem coś o tym – szepnąłem prawie bezgłośnie.
- Byłyśmy głupie, a on zbyt wpływowy, przegrane na starcie, – podeszła do mnie – a ty? Jaka jest twoja historia, czego szukasz?
- Staram się to ustalić – wykrzywiłem twarz w dziwnym grymasie – ktoś próbuje mi coś powiedzieć, a mnie coraz bardziej ciekawi co.
- Dziwne, nie słyszałeś nigdy wcześniej o nas? - stała tuż przy mnie, patrząc mi w oczy
- Nie – odparłem
- W takim razie bardzo mi przykro, - spojrzałem na nią zdziwiony – że muszę to zrobić. - Poczułem ukłucie, wbiła mi strzykawkę w brzuch, dałem się podejść. Świat zaczął wirować, upadłem bezwładnie na podłogę.

WWWObudziłem się siedząc na jakimś krześle, bolało mnie wszystko to, co tylko mogło boleć, ręce związane miałem za plecami, dosyć mocno. W oczach wirował mi cały pokój, naprzeciw mnie stała ona, zielonooka brunetka, patrzyła na mnie czujnie, dziwnie uśmiechając się.
- Przyszedłeś mnie zabić? - w ręku trzymała moja berette – Wiktorze, powiedz mi łaskawie, kto cie przysłał. Twoje położenie jest marne, bardzo marne. - Patrzyłem na nią otępiałym wzrokiem, koktajl, jaki mi podała w zastrzyku jeszcze działa, nie rozumiałem części słów jakie do mnie mówiła, tonąłem w głębinach jej zielonych oczu, chyba była bardzo zdenerwowana, uderzyła mnie, chyba mocno, nie czułem nic, po twarzy pociekła mi strużka krwi, kolejny cios, tym razem mocniejszy, chyba straciłem przytomność. Byłem w stanie, w którym niczego nie można być pewnym. Znalazłem się w miejscu, które znałem już tylko ze wspomnień, ściany miały ciemno zielony kolor i kołysały się w dziwnym rytmie, wszystko działo się jakby w spowolnionym tępię, biegłem, lecz miałem wrażenie ze stoję, chciałem się zatrzymać, lecz nie mogłem. Znikąd wyrosły przede mną wielkie czarne drzwi, mimo woli wbiegłem w nie. Byłem w jakieś hali dookoła stali ludzie w czarnych garniturach i okularach, na podłodze leżała kobieta, miała wiele ran postrzałowych, czerwona krew wsiąkała w biała bawełniana bluzkę. Klęczałem nad nią, w ręku trzymałem, broń. Włożyłem ją do ust i pociągnąłem za spust. Nagle siedziałem na znajomym mi krześle a zielonooka bestia patrzyła na mnie z okrutnym uśmiechem. Koktajl przestawał działać, głowa bolała niewyobrażalnym tępym bólem.
- Nie chciałem cię zabić - wycedziłem powoli – ale teraz obiecuje ci ze to zrobię.
- Nie wątpię, że zrobiłbyś to gdybyś mógł – zaśmiała się - ale tak się składa ze to ja trzymam cię na muszce. – popatrzyłem na nią pogardliwie – Powiedz mi, kto cię przysłał!!
- Iwan, – rzuciłem bezmyślnie – to on chce twojej głowy – na moje twarzy zagościł parszywy uśmiech – i wiesz co, mam nadzieje ze ją dostanie.
- Rosyjska mafia? Co oni ode mnie chcą? - w jej oczach płonęła nienawiści przeplatana z przerażeniem.
- RSPi!!! - krzyknąłem tak niespodziewanie, że aż podskoczyła – opowiedz mi wszystko a ja powiem Ci o ruskich. - popatrzyła na mnie dziwnie. Zapewne czuła, że nie ma nic do stracenia, przecież i tak miała mnie zabić.
- RSPi, RSPi ciągle te RSPi, przecież powiedziałam ci ze stuknęłyśmy Hrala na ładna sumkę, a potem on... - jej głos zadrżał - dał nam wybór, albo z trzech zostanie jedna i zatrzyma połowę kasy albo zgina wszystkie a wcześniej ich rodziny, zostałam ja, koniec historii
- Zabiłaś je!!! - krzyknąłem
- Nie miałam wyjścia, broniłam swojej rodziny – warknęła przystawiając mi broń do głowy
- Nie, ty chciałaś tych pieniędzy – powiedziałem najchłodniej jak tylko umiałem.
- Nawet jeśli, to co? - zaśmiała się – Silniejszy zabija słabszego taki jest układ, nic z tym nie zrobisz, praw natury nie zmienisz. - jej głos był pełen drwiny, stała bardzo blisko mnie, popełniła błąd, nie związała mi nóg. Przechyliłem się do tyłu mocno kopiąc ja w brzuch, sam upadłem na podłogę, usłyszałem jej jęk. Dobrze wiedziałem, że mam tylko kilka chwil nim zacznie strzelać, potoczyłem się razem z krzesłem za tapczan, próbowałem je połamać, lecz było strasznie twarde. Usłyszałem jak klnie i strzela w moim kierunku, miałem tylko jedną szanse musiałem ja wykorzystać, spokojnie liczyłem strzały, czekałem aż magazynek będzie pusty. Doczekałem się, wyskoczyłem za mebla w dziwnej pozycji próbując ją staranować, miałem niesamowitego pecha w reku trzymała nie moja broń i jak słusznie zakładałem magazynek nie był pusty, usłyszałem strzał, olbrzymi ból rozdarł mi ramie, upadłem na ziemie. Powoli podeszła do mnie, była zdenerwowana, szybkie oddech trząsł jej ciałem, kopnęła mnie, raz, potem drugi i kolejny, kopała tak długo aż straciłem przytomność. Znalazłem się w parku, spokojnie przechadzałem się alejkami wśród drzew, obok mnie szła ona, moje najpiękniejsze wspomnienie, opowiadała coś, śmiała się, gestykulowała, ja przytakiwałem, podziwiałem każdy jej ruch, każdy włos rozwiewany przez wiatr, każde spojrzenie, najmniejszy uśmiech. Była moja, cała moja. W pewnej chwili poczułem zimny dreszcz, otoczyli nas ludzie w czarnych garniturach i przyciemnianych okularach, próbowałem ją obronić, lecz byłem zbyt słaby a ich było zbyt wielu. Poczułem dziwny zapach, siedziałem na „moim” krześle jednak upadek uszkodził je, kołysało się i trzeszczało. Coś było nie tak. Miałem prawie niezwiązane ręce i opatrzone ramie, uwolnienie się z tych pętli zajęło mi tylko kilka chwil. Zastanawiałem się, co mogło stać się z brunetką, moja ciekawość szybko została zaspokojona, leżała w kałuży krwi, twarzą do ziemi. Delikatnie przekręciłem jej ciało. Nie miałem pewności ze to ona, skóra z twarzy była kompletnie zdjęta, wyrwane wszystkie żeby i obcięte palce u obu rąk. Ktoś zadbał o to, aby jej identyfikacja była naprawdę trudna. Musiałem uciekać, na stole leża książka, której wcześniej nie było, jej tytuł był mi znany, „Erdon”. Uśmiechnąłem się sam do siebie, chwyciłem ją, z wieszaka zabrałem płaszcz i opuściłem spokojnie mieszkanie chowając twarz w kołnierzu.

WWWWszystko nabierało dziwnego obrotu, nie wiedziałem w jakim celu ktoś zmusił mnie do poznania historii RSPi, miałem już dwa egzemplarze Erdon'a i przestrzelone ramie a nie byłem nawet w połowie tego, co zamierzałem zrobić. Spokojnie szedłem pustym chodnikiem, było dosyć późno i padał deszcz, miałem dziwne wrażenie ze ten dzień się jeszcze nie skończył. Przed wejściem do hotelu stał zziębnięty odźwierny, skiną mi głową i otworzył drzwi, hol pełen był ludzi, elegancko ubranych i wstawionych, każda noc wyglądała tu tak samo.
- Panie Feliksie – zawołał do mnie hotelowy boy – ktoś na pana czeka w barze.
- Słucham?! - zapytałem, twarz mi pobladła
- Mówił ze jest pana dobrym przyjacielem i żebym pana wezwał jak tylko pana zobaczę.
- Dobrze, już idę – włożyłem rękę do kieszeni płaszcza, odbezpieczyłem berette, ruszyłem niepewnym krokiem w stronę hotelowego baru, nie wiedziałem kogo tam spotkam, nie wiedziałem z jakim intencjami przyszedł, wolałem tego nie sprawdzać, lecz musiałem. Przy stoliku w północnej części pomieszczenia dostrzegłem postać z mojej przeszłości, poznałem go od razu, on mnie też, gdy tylko mnie zobaczył pobladł jak gdyby zobaczył ducha, zbierała we mnie złość, poczułem chęć sięgnięcia po broń. Powstrzymałem się, usiadłem obok, on milczał
- Czego chcesz?– warknąłem.
- Nie wierzyłem że to ty... – pisnął niepewnie
- Lepiej by było gdybyś nie tego sprawdzał!
- Musiałem.
- Co?! Wyrzuty sumienia?
- To nie tak, ja...
- A jak?
- Feliks... - spojrzał na mnie zaszklonymi oczyma, miałem wrażenie, że zacznie płakać – nie tłucz w zamoknięte drzwi, to, co było jest już historią, nie zmienisz tego. Musisz żyć dalej.
- Żyć dalej?!- prawie krzyknąłem – Jak to sobie wyobrażasz, ja nie potrafię zapomnieć, muszę.. muszę rozliczyć się z historia.
- Mam mieszkanie nad morzem, daleko stąd, wyjedz tam, zacznij żyć.... Zacznij w końcu żyć.
- Nie, Frank, nie mogę. Umarłem dawno temu, a teraz przyszedłem by zabrać do piekła tych, którzy mnie tam wysłali. Idź już, nie chce cię widzieć...
- Feliks?!
- Idź!! - wbiłem wzrok w podłogę, nie chciałem oglądać jego smutnego wyrazu twarzy, jego oczu pełnych smutku i pożałowania
- Znalazłem cię, oni, twoje diabły, też mogły to zrobić, uważaj na siebie, proszę cię. - nie wiem jak długo siedział jeszcze naprzeciwko mnie, czas mijał mozolnie, włók się niczym ociężały żółw, przybity do ziemi zbyt dużym brzemieniem.

WWWPokój wyglądał normalnie, był dokładnie w takim stanie, w jakim go zostawiłem. Idealnie pościelone łóżko, dokumenty na stoliku rozrzucone w chaosie, który był mi bardzo dobrze znany i zaplanowany. Nikogo nie było pod moja nieobecność, tego właśnie chciałem, pamiętam zdziwienie sprzątaczki, kiedy zabroniłem jej wchodzić do pokoju. Wszystko to było resztkami mojego długo dopracowywanego planu, sporo się pogmatwało, lecz nie wszystko. Musiałem tylko bardziej na siebie uważać aby wypełnić moja misje. Usiadłem spokojnie na łóżku, w rękach miałem Erdon'a, patrzyłem na niego otępiałym wzrokiem, tyle razy próbowałem odgadnąć podtekst, musiał jakiś być, książka była jakimś słabym romansidłem. Istotne były tylkoto, co jest ukryte w środku, Egzemplarz z mieszkania Sary, nie miał w sobie żadnych dodatkowych kartek. Był tylko zaznaczony fragment tekstu: {i}„Ulica była cicha, spokój panoszył się po całym jej terenie, pełzając też po chodnikach, latarnie świeciły nudnym blaskiem dając namiastkę bezpieczeństwa, ale też sprawiając ze noc była czarniejsza. Zniszczony neonowy napis trwał wśród nich niczym kamienny posąg wśród wiernych, stary hotel budził lęk samym swym wyglądem”{/i}
- Anagram – szepnąłem sam do siebie – to musi być anagram.- Nagle zadzwonił telefon, serce podeszło mi do gardła, nikt nie znał tego numer, a i obsłudze hotelu zabroniłem do siebie dzwonić, wibrujący dźwięk dzwonka nie poddawał się, ciągle krzyczał {i}„odbierz mnie”{/i}, lecz nie zrobiłem tego, wrodzona przezorność może strach. Powoli podniosłem aparat, wystawał z niego dodatkowy kabel, biegł pod łóżko. Przywarłem od podłogi, zajrzałem pod mebel, C4! Duża ilość C4 z zapalnikiem połączonym z aparatem telefonicznym. W pośpiechu zebrałem swoje rzeczy i wybiegłem z pokoju, w korytarzu słyszałem jeszcze dźwięk dzwonka. Namierzyli mnie. To było pewne, tak jak to ze nie wiedza, kim jestem. Najzwyczajniej chcieli się pozbyć „nowego killera” inaczej wlekliby mnie właśnie przed oblicze Hrala. Musiałem się uspokoić, mój kolejny ruchy nie mógł być chaotyczny. Ford stał na parkingu, obejrzałem go ze wszystkich możliwych stron, żadnych modyfikacji, nie było pułapki, a może była tylko dobrze ukryta. Wsiadłem, uruchomiłem silnik, nic się nie wydarzyło. Samochód trajkotał jak zawsze. Ramie darło ogromnym bólem, musiałem gdzieś przeczekać, schować się przed niechcianymi oczyma.

WWWRanek był chłodny i mglisty. Leżałem na dachu starej kamienicy, w rękach miałem karabin snajperski, przez lunetę oglądałem wejście do jednego z tutejszych kościołów, miałem jeszcze przynajmniej pół godziny do następnej mszy. Mogłem spokojnie zastanowić się nad znaczeniem anagramu, wiedziałem ze muszę przeczesać zakamarki mojej pamięci, aby znaleźć odpowiednie słowo, zaznaczony fragment musiał być podpowiedzią. Ulica i hotel, Erdon, RSPi, to wszystko nie miało sensu, chociaż nie, miało tylko dobrze ukryty, aby nikt inny nie mógł go odgadnąć. Ramie piekło mnie niemiłosiernie, było dobrze opatrzone a i rana nie była zbyt poważna jednakże ból był nie do wytrzymania. Jeszcze piętnaście minut, wszystko było dobrze zaplanowane, musiałem tylko czekać, nikt nie mógł się spodziewać takiego ruchu z mojej strony, więc miałem pewność ze nic nie pokrzyżuje mi szyków. W myślach wciąż rozbijałem Erdon'a na kawałeczki i składałem z niego wyraz, lecz żaden z nich nie majaczył w zakamarkach mej pamięci. Dziesięć minut. Sprawdziłem ustawienie broni, upewniłem się czy zaślepka od lunety jest na swoim miejscu, nie chciałby być zdemaskowany przez tak głupi błąd. Pięć minut, ludzie zaczęli schodzić się do kościoła. Czekałem, mój cel miał się pojawić już za klika chwil, oddychałem spokojnie, brawura byłaby nie na miejscu. Pod kościół podjechała czarna limuzyna, wysiadł z niej człowiek z czarnym garniturze i przyciemnianych okularach, podszedł do tylnych drzwi i otworzył je. Z samochodu wyłoniła się kobieta z długim futrze. Zdjąłem zaślepkę, szła spokojnie w kordonie ochroniarzy, byłą łatwym celem. Taka piękna, sytuowana dama, a za chwile będzie tylko zwłokami, spust cicho zgrzytnął, karabin syknął, Kobieta upadła na bruk, dookoła niej wybuchła wrzawa, krzyki i lament, a ja?! Zostawiłem karabin na jego miejscu i zniknąłem z okolicy. Moja misja chyliła się ku końcowi, mój przeciwnik wyraźnie odczul moja obecność. Jeszcze chwila i będzie minie szukał każdy jego bandzior w mieście. Musiałem być w ciągłym ruchu. Coś przypomniało mi o Iwanie, postanowiłem się z nim spotkać, właśnie dziś. Ruszyłem w kierunku jego kwatery.

WWWSiedział spokojnie przy biurko, był dosyć cherlawy, na twarzy wyróżniały się ogromne okulary. Przeglądał jakieś dokumenty. Niczym nie przypominał typowego rosyjskiego mafiozy. Wyłoniłem się z mroku i stanąłem przed nim,
- Witaj – rzekł spokojnie – przychodzisz trochę za wcześnie. – nawet na mnie nie spojrzał – Zapewne nie masz pieniędzy, i sadze, że nie będziesz ich miał? Mam racje panie detektywie? - zamurowało mnie, ten człowiek wiedział o mnie więcej niż mogłem się spodziewać, odłożył papiery i wbił we mnie swój wzrok poprzez swe wielkie okulary – Zmieszany, panie Feliksie? Jak pan może zauważyć, dobrze odrobiłem moja prace domowa, choć było to niezwykle trudne, tylko kilka osób wie kim pan jest naprawdę, nawet pana największy wróg tego nie wie. Zastanawia mnie powód tych odwiedzin, los strażników jestem w stanie odgadnąć. - był niezwykle inteligentny i elokwentny poczułem się przy nim jak uczeń stojący przed dyrektorem szkoły.
- Skoro wie pan, panie Iwanie, kim jestem i w jakim celu wróciłem do miasta łatwo będzie panu zrozumieć cel mojej wizyty. - uśmiechnął się, patrzył na mnie niezwykle przyjaźnie - Nie zamierzam płacić za nic, a jeśli pańscy ludzie wejdą mi w drogę, skończą tak jak strażnicy, który losu domyśla się pan.
- Zrozum Feliksie, w tym mieście sporo się zmieniło. Panuje tu pewna równowaga, a ty robisz wszystko, aby wprowadzić chaos, myślisz może ze byłoby nam na rękę gdyby Hral zniknął. Lecz to nie prawda, doszliśmy z nim do swoistego kompromisu, z którego wszyscy czerpiemy korzyści. Nagła zmiana mogłaby doprowadzić do zachwiania naszej pozycji. Zrozum, nie mogę do tego doprowadzić, moi pracodawcy byli by zawiedzeni. Pamiętaj, wszyscy jesteśmy pionkami w rękach ludzi znacznie potężniejszych niż możesz sobie to wyobrazić. Ty, ja, a nawet Hral, jesteśmy zabawkami władców tego świata, a im nie zrobisz nic. Dam ci rade, zniknij, rozpuść się w powietrzu, twoja zemsta już się wypełniła. Więcej nie możesz już zrobić. Nie pozwolimy ci na to. Mój pracodawca chce zobaczyć cię martwego, jutro więc przyjdziemy do twego mieszkania, mam nadzieje ze zastaniemy pusty pokój, a jeśli nie umiesz odejść, oszczędź nam problemów, wiesz o czym mówię?
- Wiem, – spojrzałem na niego, pełny nienawiści i gniewu, mogłem go po prostu zabić ale to nie zmieniłoby nic - doskonale wiem o czym mówisz.
- Uświadom to sobie, era bohaterów dawno minęła, dziś odwaga nic nie znaczy, poświecenie czy zemsta to puste słowa, liczy się zysk. - wstał i wyszedł, nie zawahał się nawet, był pewny ze nie pociągnę za spust, miał racje. Wróciłem do Forda, długo uderzałem w kierownice klnąc niesamowicie. Nagle dziwna myśl uderzyła mi do głowy. „Deron” księgarnia naprzeciw hotelu tuż przy uczelni, w której studiowałem. Uruchomiłem silnik i ruszyłem, spod kół trysnął piach, auto nabrało prędkości, kilka długich minut i stałem pod wejściem do budynku. Była niedziela i oczywiście było zamknięte, kopnąłem drzwi, ustąpiły, były prawie niezabezpieczone, bo kto by chciał włamywać się do księgarni. Stoisko z Thrillerami. Jest. Kolejny egzemplarz Erdon'a, wybiegłem szybko, wskoczyłem do samochodu i ruszyłem. W pośpiechu kartkowałem książkę. Nic, zdarłem okładkę. Jest koperta. Otworzyłem ją, zdjęcia i jakieś dokumenty. Fotografie robione z ukrycia, na nich Hral i Sara, w dosyć intymnych sytuacjach. Zatrzymałem się, pośpiesznie przegadałem kartki. Wyciągi bankowe. Listy zatrudnionych pracowników, dane członków zarządów, szeregi nazw, tu musiał być jakiś ukryty sens, byłem tego pewny. Wśród spółek na konto, których korporacja farmaceutyczna Thunder przesyłała pieniądze było znajome mi RSPi przez dziesięć miesięcy wpływało po dziesięć tysięcy, oto i sto kawałów, o których mówiła Sara. Był też list, pisany maszynowo {i}„Wierze, że wiedział będziesz, co z tym zrobić, są tu wszelkie dane, aby udowodnić to, że korporacja Liath, Thunder, Mood i Horn należące do Ernesta Hrala mają drugie przestępcze oblicze, zamieszane są w handel narkotykami, żywym towarem a nawet bronią. Uważaj na siebie. A.”{/i}
To było nie możliwe a zarazem tak oczywiste, logika nie pozwalała mi w to wierzyć jednak serce tłukło jak oszalałe. W głowie majaczyła nierealna myśl. Ona żyje.

WWWPoniedziałek budził się mozolnie, gęsta mgła pochłaniała szczyty budynków, słońce próbowało przebić się przez gęstwinę, lecz było jeszcze zbyt słabe. Powietrze było zimne i wilgotne. Szyby w Fordzie pokrywała para wodna, stałem pod willą należało do człowieka, który był przyczyną wszystkiego. Musiałem go zabić, nie wiedziałem do końca, jak ale musiałem to zrobić. Dwóch ochroniarzy stało przy bramie, zmieniali się co trzydzieści minut. Właśnie tyle czasu miałem na załatwienie wszystkiego. Przez tą zimna noc ostygł we mnie żar obudzony wczorajszego dnia. Przestałem katować się to nierealną myślą o tym, że ona może żyć. Stawiałem na Franka, mógł urządzić tą całą szopkę, aby dokonał swojej zemsty i odszedł, zamieszkał w tym jego domu nad morzem. Mimo wszystko wysłałem mu te dokumenty, tak na wszelki wypadek, inna opcją było to ze ktoś umiejętnie zastawił na mnie pułapkę, a za bramą czekają dziesiątki uzbrojonych goryli którzy zaciągnął mnie przed oblicze Hrala by sam mógł dokończyć na mnie swego wyroku. Tak czy inaczej, nie cofnę się, wejdę tam i odbiorę mu to, co jeszcze mu zostało. Zabrałem mu córkę, żonę a nawet kochankę teraz zabiorę mu życie. Strażnicy zmienili się, czekałem niecierpliwie nim stara warta znikła z pola widzenia, wyskoczyłem z auta, szedłem szybko w ich stronę, beretty pod marynarką drżały niespokojne, kieszenie ciężkie od magazynków obijały się o biodra, jeden z nich zauważył mnie. Nie zdążył nawet nic powiedzieć nim upadł z przestrzelona głowa, ten drugi zdążył tylko spostrzec upadającego towarzysza. Bramę miałem za sobą. Czekało mnie dwieście metrów otwartej przestrzeni. Rozejrzałem się dokładnie, nikt nie usłyszał wydarzeni spod wejścia. Nie zbiegał się tłum, podwórze było puste. Wiedziałem co robię zjawiając się tu tak wcześnie. Poszedłem spokojnie w stronę tylnego wejścia, byłem ubrany podobnie do strażników, więc z daleka nikt by mnie nie rozpoznał, a z bliska nie zdążyłby. Tylne wejście prowadziło do kuchni. Miałem jeszcze dwadzieścia minut nim ktoś odkryje moja obecność. Kolejne pokoje, cisza, spokój, błogość, czasem tylko głuchy zgrzyt iglicy. Byłem coraz bliżej celu. Wiodła mnie tu droga usiana trupami, wszystkich tych, którzy byli mu bliscy. Otworzyłem drzwi do salonu siedział w wielkim skórzanym fotelu w jednym ręku trzymał kieliszek wina w drugim cygaro, wyglądał niczym król na tronie z i jabłkiem berłem. Dobrze zbudowany, lekko siwiejący, niesamowicie majestatyczny, wyraz twarzy miał surowy jednak było w nim coś z kochającego ojca i męża.
- Witaj drogi Feliksie. – rzekł spokojnie, wycelowałem w niego broń – Tak od razu? Bez rozmowy? Bez głupich groteskowych pytań? Nie chcesz wiedzieć, dlaczego zniszczyłem twój świat?
- Sądzę ze poradzę sobie z tą niewiedzą upajając się twoim upadkiem.
- Podobno zemsta najlepiej smakuje na zimno, a ty jesteś mistrzem w przygotowywaniu zimnych potraw. Czekałeś długo, bardzo długo. Dopiero, kiedy zniknąłeś z naszej pamięci pojawiłeś się tu by wyryć niezmazalne świadectwo swego istnienia. To jak zabiłeś moją żonę i córkę było perfekcyjne, dopracowane i zimne, ale powiedz mi szczerze, z Sara nie wytrzymałeś? Poniosły cię nerwy? Czy zasłużyła sobie na takie cierpienie tym tylko, że szpiegowała dla mnie twoja żonę, czy może tym ze to ona wtedy sprowadziła was prosto w nasze ręce? - Pamiętam dobrze, gdy Angel prowadziła mnie do parku mówiąc ze tam wszystko mi wyjaśni na miejscu, wiedziała ze do walki z tymi korporacjami trzeba twardych dowodów i wielu świadków, nie wiedziała tylko tego że ktoś zastawił na nią pułapkę.
- Nie zabiłem Sary – wymamrotałem skołowany. W kieszeni poczułem wibracje, która wyrwała mnie z zadumy. Odezwał się mój nowy nabytek. Telefon komórkowy. Numer miała tylko jedna osoba, portier. Kazałem mu zadzwonić, gdy ktoś przyjdzie do mojego mieszkania i będzie to ktoś, komu nigdy nie chciałby się narazić. Wyjąłem aparat, Hral spojrzał na mnie zdziwiony.

WWWCzterech mężczyzn kręciło się po mieszkaniu, jeden zamaszysty jegomość siedział na zydlu, patrzył czujnie na swego cherlawego towarzysza, który wyglądał na zaniepokojonego, co chwila wycierał chusteczka swoje wielkie okulary.
- Cierpliwości panie Michajłow, na pewno się zjawi – wydukał.
- Wiem Iwanie, kto, jak kto ale ty mnie nie zawiedziesz.
- Nasz detektyw ma bardzo niezłomny charakter, z pewnością nie wyjedzie, szczególnie ze wie o naszej wizycie. Przyjdzie tu by doprowadzić sprawę do końca. - Zapadła niezręczna cisza, Michajłow spokojnie obserwował okularnika, który wiercił się niczym uczniak przy tablicy. Ostry dźwięk telefonu rozdarł cisze. Grubszy jegomość wstał i podniósł słuchawkę.

WWWUsłyszałem trzask, po nim długi sygnał. Rosyjską mafie miałem z głowy. Hral patrzył na mnie z lekki uśmiechem, niespodzianka pod łóżkiem była zapewne jego dziełem.
- Iwan? - zapytał, odpowiedziałem mu skinieniem głowy – Teraz czas na mnie – stwierdził - tylko nie przewidziałeś jednego, ja wiedziałem że przyjdziesz, przygotowałem się do tego, pozwoliłem ci dojść tak daleko aby na własne oczy oglądać twoja klęskę – otoczyło mnie kilku uzbrojonych ludzi w czarnych garniturach. Wyjąłem druga berette i wycelowałem w jednego z nich. - To bezcelowe, nie zdążysz pociągnąć za spust nim upadniesz martwy. Odpowiedz mi na pytanie. Dlaczego tak potraktowałeś Sarę?
- Nie zabiłem jej. – powtórzyłem
- Jak nie ty to, kto? - powietrze rozerwał świst kul, dwóch mężczyzn za mną upadło, kolejnego zastrzeliłem nie zastanawiając się nad tym, co się dzieje.
- Ja to zrobiłam – zabrzmiał znajomy mi głos, opuściłem broń.
- Angel- wymamrotałem bezmyślnie – ty, ty żyjesz? Jak to możliwe?
- Tak, żyje, Frank zabrał mnie ze szpitala i ukrył w innym pod fałszywym nazwiskiem, byłam mocno ranna długo leżałam w śpiączce, kiedy odzyskałam przytomność chciała się z tobą skontaktować, ale obserwowali cię.
- Kto?
- Zaraz się rozpłacze – zadrwił Hral – kto pytasz, ci nade mną, nie pozwolą wam żyć tak czy inaczej. Moja śmierć niczego nie zmieni.
- Zmieni, nawet nie wiesz jak wiele.- podniosłem berette i wycelowałem w niego, pociągnąłem za spust. Zgrzyt, magazynek był pusty. Ernest wykorzystała chwile, miał przy sobie broń, w mgnieniu oka wyciągnął ją i strzelił, wiedziałem ze nie celował we mnie. Rzuciłem się w jego kierunku, kula rozerwała mi brzuch wielkim bólem. Usłyszałem kolejny strzał, tym razem z innego końca pomieszczenia. Hral upadł na kolana plując krwią. Był martwy, dokonało się.

WWWTo było do przewidzenia, dla wszystkich, lecz nie dla mnie. Powoli, spokojnie pogrążyłem się w bagnie, z którego nie ma drogi powrotnej. Nie teraz, już jest za późno, zdecydowanie za późno. Leże w kałuży krwi, która z każda chwila staje się większa, w brzuchu mam dziurę wielkości zaciśniętej pieści, potworny ból odbiera mi zmysły. Mam coraz mniej sił, moje oczy ciągle próbują się zamknąć, w uszach wiruje dźwięk syren. Mam nadzieje ze dotrą na czas.... Szczególnie teraz, gdy odzyskałem to, co straciłem.

4
Nie teraz, już jest za późno, zdecydowanie za późno.
Tutaj mi przecinki jakoś nie pasują. Tzn. nie wiem, co chciałeś powiedzieć. Dla mnie lepiej: „Nie, teraz już jest…” niż „Nie teraz, już jest za późno.” Zastanów się nad tym. To nie błąd. Po prostu się zastanów.

Masa literówek i błędów. Jakbyś w ogóle fragmentu nie przygotował.
która z każda chwila staje
Ulice pokryte były warstwa wody
z która studzienki kanalizacyjne
Tandetne i z błędem:
wszech obecna i wszech panująca mgła.
Latarnie świeciły swoim jednostajnym światłem
Byłem tam i ja, lecz ja nie szukałem
Niepotrzebny zaimek.
bardzo nie popularnej

Błąd. Do tego koślawo czasami opisujesz. „Nielubianej” – wystarczy.
w każdym jej ruchu każdym geście
wesołych lekko podpitych
Interpunkcja.
coś innego niż ja nad zwłokami
Zły zaimek.
Ulice pokryte były warstwa wody, z która studzienki kanalizacyjne nie dawały sobie rady, szybka jazda samochodem mogła być śmieszna z perspektywy kogoś w samochodzie, lecz już człowiek na chodniku miał inne odczucia, a ja?!
Bardzo koślawe zdania tworzysz. Jest ich znacznie więcej. Dopiero za drugim razem zrozumiałem, o co chodzi w tym zdaniu.
- Lepiej by było gdybyś nie tego sprawdzał!
?
- Czego chcesz?– warknąłem
...
- Znalazłem cię, oni, twoje diabły, też mogły to zrobić, uważaj na siebie, proszę cię. - nie wiem jak długo siedział jeszcze naprzeciwko mnie, czas mijał mozolnie, włók się niczym ociężały żółw, przybity do ziemi zbyt dużym brzemieniem.
Do tego momentu dialogi nie były sztuczne.
Ty, ja, a nawet Hral, jesteśmy zabawkami władców tego świata, a im nie zrobisz nic.
Dalej brniemy w sztuczność i patos. Przegadane.
- Angel- wymamrotałem bezmyślnie – ty, ty żyjesz? Jak to możliwe?
- Tak, żyje, Frank zabrał mnie ze szpitala i ukrył w innym pod fałszywym nazwiskiem, byłam mocno ranna długo leżałam w śpiączce, kiedy odzyskałam przytomność chciała się z tobą skontaktować, ale obserwowali cię.
„Ty, ty żyjesz?” – czasami walisz takimi "klimatozabijaczami", że szok.



Źle zapisujesz dialogi. Na forum jest masa postów na ten temat. Przejrzyj i naucz się. Za dużo opisujesz. Opowiadasz o rzeczach, które nie są związane z opowiadaniem i akcją. Tym samym nudzisz. Nie ważne, jak kwieciście będziesz pisał o dupie Maryni i tak zostanie dupą. Skupiaj się na akcji i tym, co jest w opowiadaniu ważne. Takie szczegóły, jak opis latarni sobie daruj.
Masz problemy z przecinkami. Czasami stosujesz je dobrze, a czasami kombinujesz tak, że wychodzi koszmar. De facto zdarza Ci się również wstawić je po prostu niezgodnie z zasadami. Popracuj nad tym.
Co do opowieści i stylu... bardzo mi się podobały. Historia jest ciekawa i wciągająca. Cały czas coś się dzieje, dochodzą nowe elementy, które gmatwają fabułę. Jest akcja i reakcja. Wszystko na swoim miejscu. Do tego ciekawie. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się nad rozwinięciem tej opowieści w coś większego. Opowiedz, co działo się wcześniej, jak do tego doszło, dlaczego, kim byli bohaterzy, co działo się później.
Nie wiem jak inni, ale ja jestem ciekawy.
Podobało mi się.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

5
Przeczytałem na szybko.
Wyłapałem tylko kilka błędów. Podstawowych błędów typu:
- literówki,
- zaimkoza,
- powtórzenia,
- sztampowość (nie jest błędem, ale dodałem też),
- dwuznaczne sformułowania, które można odczytać zupełnie inaczej niż autor chciał przekazać,
- co drugie zdanie zaczyna się od "Byłem",
- zdania potwory,
- interpunkcja.
Powiedzmy, że na tym skończę wymienianie. Przejdźmy do samego tekstu.
Wybór piętra nie stanowił problemu, to zawsze było trzecie piętro.
Skąd taki wniosek? Spraw, by czytelnik w to uwierzył mając jakieś dowody, nie na słowo narratora. Ja nie wierzę.
z którego nie ma drogi powrotnej. Nie teraz, już jest za późno, zdecydowanie za późno.

Wpierw piszesz, że nie ma odwrotu. A po chwili zaprzeczasz temu, że już teraz nie ma. Zaprzeczasz sam sobie, tracąc tym samym wiarygodność.
Leże w kałuży krwi, która z każda chwila staje się większa, w brzuchu mam dziurę wielkości zaciśniętej pieści, potworny ból odbiera mi zmysły. Mam coraz mniej sił, moje oczy ciągle próbują się zamknąć, w uszach wiruje dźwięk syren. Mam nadzieje ze dotrą na czas....
Wielokropek ma trzy kropki, nie dwie, nie cztery. Spora ta dziura, czeka go raczej koroner. Na moje niewprawione oko tak to wygląda.
Był chłodny listopadowy wieczór
Zdajesz sobie sprawę, że to najpopularniejszy początek jaki znam? Zaraz za bójką w karczmie. Albo słoneczny dzień, albo noc.
Pub był pełny ludzi, gwarnych, wesołych lekko podpitych istot
Nie jestem logikiem, ale ten fragment wskazuje, że wszyscy ludzie są wesołymi podpitymi istotami, z których tylko nieliczne znajdują się w barze.

Miałem zamiar przelecieć dokładnie pierwszą stronę, ale nie dam rady. Post zajmie za dużo miejsca, a może nawet nie zmieści się w granicach możliwych do wykorzystania znaków.

Dodaj do tego wskazówki Revisa i masz całkiem dobry obraz tego, co powinieneś doszlifować.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”