Bardzo zależy mi na ocenie warstwy technicznej tekstu. I nie chodzi mi nawet o jakieś błędy, tylko "czy ten styl da się jeść". Robię to dlatego, że ostatnimi czasy jak próbuję coś pisać, to wciąż wydaje mi się, że to denne i najgorzej napisane cuś we wszechświecie i trudno jest mi napisać coś więcej. Straszne uczucie.
- Nick?
Nie odpowiadam.
Cisza.
Bo co można powiedzieć bratu, gdy ten z przerażeniem wpatruje się w gnata, którego trzymasz w łapie?
Ostatni raz wyszeptać: „kocham”?
A może się pożegnać?
Stoję przed nim, w dłoni czując przenikliwie zimną rękojeść pistoletu Smith&Wesson, a w gardle wielką gulę. Rozpaczliwie szukam słów. Deszcz siecze o szyby, spływa po nich strumieniami.
Jedyne światło daje mała lampka, ustawiona na szafce obok łóżka. Blask oświetla przerażone oczy Adama i drżące usta. Ciekawe, co teraz myśli. Co on może myśleć, widząc lufę pistoletu, długą jak tunel Jeffersona, i moją zdeterminowaną twarz?
Ta chwila trwa przez moment. Ciarki przechodzą mi po plecach.
- Nick? – pyta szeptem brat, ocierając zlane potem czoło.
Co można powiedzieć bratu w takiej chwili?
Nieustanne, natarczywe tykanie zegara bynajmniej nie pozwala się skupić.
Nie potrafię znaleźć słów.
Przełykam ślinę.
Wypalam.
Rozlega się ciche pyknięcie, tłumik zdaje swój egzamin, pocisk przeszywa ze świstem powietrze i przebija na wylot czaszkę Adama. Krew obryzguje pościel i ścianę, ciało upada bezwładnie na materac.
Stało się. Uśmiecham się cierpko, przetrzepuję płaszcz i zapalam papierosa.
Gasnące oczy braciszka patrzą na mnie z wyrzutem. Wzruszam ramionami.
W niektórych sytuacjach lepiej jest nic nie mówić.
Ofiara numer jeden załatwiona.
Co za cudowny początek.
1
Nie wiem sam, czemu to robię. Siedzę zatopiony w starym, zniszczonym fotelu Adama, wpatruję się w jego zwłoki i palę papierosa. Ostatnie krople czerwieni spływają właśnie po białej ścianie; wyglądają jak bliźniacze siostry deszczu, który płynie po oknie. Deszcz. Krew. Gorąc.
Ocieram pot z czoła, przygładzam ręką zmierzwione włosy i zastanawiam się nad tym, co zrobiłem. Nazywam się Nick Evans i właśnie z zimną krwią zamordowałem jedynego brata. Mało tego, nawet nie gryzie mnie sumienie.
Śmieję się głośno. Ostentacyjnym ruchem, jakbym odgrywał sam przed sobą jakąś sztukę, strącam popiół z papierosa i ponownie się zaciągam.
- Tik tak – mówi szeptem zegar. Przerażone oczy brata. Krew spływająca powoli po ścianie. Krople deszczu. Pistolet Smith&Wesson. Grzmot. Piorun. Jasność.
Ścieram pot z czoła.
- Tik tak – przypomina zegar. – Tik tak, tik tak!
Zaczyna mnie już zdrowo wkurwiać.
Dlaczego to zrobiłem? Sam nie wiem. Powodów może być mnóstwo. Może chciałem być wreszcie uznany? Może miałem dość życia jako wyrzutek i krycia się w cieniu brata?
Uśmiecham się, bo wiem, że to tylko pierdolenie.
Zabiłem go, bo tak mi się podobało. Zamordowałem z zimną krwią. Zajebałem.
Szeroki, niemal obleśny uśmiech wpełza na moją twarz. Dobrze, że siebie teraz nie widzę.
Wyrzucam papierosa. Przeciągam się. Zakładam płaszcz, kapelusz i wychodzę.
Pokój pogrąża się w ciemności.
2
Styl "daje się jakoś jeść", ale niewątpliwie wymaga podszlifowania. Pierwszy fragment jest potwornie poszarpany, natomiast część druga sprawia, że odniosłem wrażenie pewnej psychologicznej niespójności w bohaterze.
Ogólnie: może być, zaczyna się ciekawie, ale brakuje mi trochę dłuższych zdań i jakiejś głębi przemyśleń.
Ogólnie: może być, zaczyna się ciekawie, ale brakuje mi trochę dłuższych zdań i jakiejś głębi przemyśleń.
3
Dwie rzeczy:
a) dobry początek; nie bawisz się w opisy, jakieś wprowadzenia, tylko brutalnie rzucasz czytelnika w wir wydarzeń, co od razu przykuwa jego uwagę;
b) fajny zabieg z zegarem; tworzy klimat.
Przesadzasz z akapitami. Za dużo ich. Trzeba z tym uważać, bo można popaść w śmieszność, nieustannie wyróżniając każde zdanie. Poza tym zróżnicuj trochę warsztat i stosuj zarówno zdania złożone, jak i krótkie, zamiast w przeważającej ilości sypać tymi drugimi. Na dłuższą metę może to być męczące.
Także odniosłem wrażenie, że bohater jest nie do końca poskładany.
Czytało się wygodnie i przyjemnie, ale ciekawe jak by to wyglądało w dłuższym fragmencie. Na pewno lepiej planuj akapity i nie syp ciągle krótkimi zdaniami. Poza tym było spoko.
Pozdrawiam.
a) dobry początek; nie bawisz się w opisy, jakieś wprowadzenia, tylko brutalnie rzucasz czytelnika w wir wydarzeń, co od razu przykuwa jego uwagę;
b) fajny zabieg z zegarem; tworzy klimat.
Przesadzasz z akapitami. Za dużo ich. Trzeba z tym uważać, bo można popaść w śmieszność, nieustannie wyróżniając każde zdanie. Poza tym zróżnicuj trochę warsztat i stosuj zarówno zdania złożone, jak i krótkie, zamiast w przeważającej ilości sypać tymi drugimi. Na dłuższą metę może to być męczące.
Także odniosłem wrażenie, że bohater jest nie do końca poskładany.
Czytało się wygodnie i przyjemnie, ale ciekawe jak by to wyglądało w dłuższym fragmencie. Na pewno lepiej planuj akapity i nie syp ciągle krótkimi zdaniami. Poza tym było spoko.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"