Witam,
Tak sobie znalazłem fragment jednej z miliarda niedokończonych, albo porzuconych opowieści w moim archiwum. Krótkie opowiadanko napisane 4 lata temu. Fajnie mi się je przeczytało, bo zupełnie o nim zapomniałem. Ciekawe jak Wam się spodoba.
Płomienie
W piękny majowy poranek, kiedy wilgoć unosiła się w powietrzu popychana wiatrem, stąpał tak między tą wilgocią Człowiek. Osoba ta za każdym krokiem żegnała się z przestrzenią za plecami, a witała nową rzeczywistość z przodu. Za każdym krokiem cieszyła się nowymi doznaniami. Nowe bodźce jakie dawało jej otoczenie. Każdy szczegół głęboki jak studnia pomagał wydobyć jej nowe, wspaniałe myśli. Bo szczęście i smutek tkwi w szczególe, a nie w całości.
Człowiek minął dziewczynę. Była ładna. Różowo ubrana, w dżinsach i w firmowych butach halowych, przyciągnęła uwagę Człowieka. Minął ją. Była za jego plecami. On szedł do przodu ona szła również do przodu, jednak w drugą stronę. W ten sposób oddalali się od siebie dwa razy szybciej niźli wtedy kiedy jedna osoba by stała. Na dodatek byli do siebie plecami co razem z szybkim krokiem obu postaci oddalało szanse na zapoznanie się. Człowiek stanął. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę, która coraz niemiłosierniej się oddalała.
- Poczekaj! – krzyknął
Dziewczyna odwróciła się i z uśmiechem na twarzy podeszła do człowieka. Uśmiechała się tak słodko, że... ,,Na zbyt słodko” – pomyślał człowiek. Krzyknął do niej jedynie ,,poczekaj”, a ona obdarzała go tak słodkim uśmiechem jak babcia na 10 urodziny.
- Coś chciałeś? – zapytała swoim dziecinnym głosem, który kontrastował z jej
kobiecymi atrybutami
- Tak. Chciałem z tobą pogadać... Masz czas? – odpowiedział człowiek
- Pogadać? – kontynuowała rozmowę dziewczyna – A my się znamy?
- Nie...
- No to ja jestem Monika – powiedziała dziewczyna i prezentując swój słodki
uśmiech, który stawał się coraz słodszy wyciągnęła rękę. Człowiek zaskoczony tym po dłuższej chwili dopiero niepewnie, delikatnie uścisnął jej dłoń. Dziewczyna za to ścisnęła dłoń Człowieka niczym kulturysta, bez żadnej kobiecej subtelności. Jej dłoń była szorstka.
- Ja jestem...
- No to o czym pogadamy? – zapytała Monika przerywając człowiekowi rytuał
przedstawiania się. Człowiek był coraz bardziej zmieszany i nie wiedząc co powiedzieć po krótkiej lecz krępującej chwili milczenia został wyręczony
- Ładną mamy pogodę dzisiaj! – krzyknęła rozpromieniona Monika zupełnie sztucznym tonem. Po tych szybko wypowiedzianych słowach Człowiek kiwnął głową i powiedział zmieszany:
- Tak, ładną...
- A czym zajmujesz się? – zapytała szybko dziewczyna z szerokim uśmiechem (nie pokazując zębów)
- Jestem...
- Oh! Na to spójrz – kolejny raz Monika przerwała Człowiekowi i wskazała palcem na
dwa ślimaki, które siedziały na sobie. Wydawały się być splecione w miłosnym uścisku.
- O fuuuj! Czy one sex uprawiają? – wypaliła dziewczyna i nie czekając na odpowiedź dodała z obrzydzeniem – Ohyda!
Po tych słowach człowiek poczuł obrzydzenie nie do ślimaków ale do dziewczyny.
- Wiesz co? Ja muszę lecieć – powiedział spoglądając na zegarek
- Jak to? A rozmowa nasza? – spytała dziewczyna, a z jej twarzy spełzł uśmiech niczym
promień słońca z jej włosów, niczym łza z jej oka, niczym szminka z jej ust... Niczym ona sama... Zaczęła spadać, zapadała się pod ziemię. Najpierw minęła korzenie drzew, takie których trud dostrzec na co dzień. Mijała różne rodzaje gleb. Nagle znalazła się w podziemnym pomieszczeniu, w królestwie dżdżownic, w niewidocznym świecie. Chociaż nie było żadnego źródła światła to wszystko było widać. Ogień zapłonął, a światło zgasło, widać było sam ogień, a ktoś na górze czuł, że spalił... powieść.
2
Witaj ;-)
Z błędów czysto technicznych jest:
Kilka powtórzeń:
A jeśli chodzi o styl pisania, to jest kilka miejsc, w których trzeba się zatrzymywać i przeczytać zdanie ponownie, żeby zrozumieć sens, np.
"Po tych szybko wypowiedzianych słowach Człowiek kiwnął głową i powiedział zmieszany:"
- Zdanie sugeruje, że to człowiek wypowiedział słowa, po czym kiwnął głową i dodał.
A w tekście jest pełno niepotrzebnych zdań, przez co opowiadanie wydaje się sztuczne.

Ostatnie zdanie było świetne :-) Pomysł fajny. Zachowanie dziewczyny opisane idealnie. Mam w swoim otoczeniu kilka takich przypadków :-)
Wspomniałeś, że ten tekst powstał cztery lata temu. Nie wiadomo co zmieniło się w Twoim stylu, ale cztery lata temu, doradziłbym, żebyś pisał i czytał :-)
Pozdrawiam ;-)
Z błędów czysto technicznych jest:
Bardziej naturalnie brzmi "z każdym krokiem".Osoba ta za każdym krokiem
Kilka powtórzeń:
Po tych szybko wypowiedzianych słowach Człowiek kiwnął głową i powiedział zmieszany:
- Tak, ładną...
- A czym zajmujesz się? – zapytała szybko dziewczyna
W ten sposób oddalali się od siebie dwa razy szybciej niźli wtedy kiedy jedna osoba by stała. Na dodatek byli do siebie plecami co razem z szybkim krokiem obu postaci oddalało szanse na zapoznanie się. Człowiek stanął. Odwrócił się i spojrzał na dziewczynę, która coraz niemiłosierniej się oddalała.
Literówka:Nowe bodźce jakie dawało jej otoczenie. Każdy szczegół głęboki jak studnia pomagał wydobyć jej nowe, wspaniałe myśli.
Trud...no? ;-)takie których trud dostrzec
A jeśli chodzi o styl pisania, to jest kilka miejsc, w których trzeba się zatrzymywać i przeczytać zdanie ponownie, żeby zrozumieć sens, np.
"Po tych szybko wypowiedzianych słowach Człowiek kiwnął głową i powiedział zmieszany:"
- Zdanie sugeruje, że to człowiek wypowiedział słowa, po czym kiwnął głową i dodał.
I tutaj mały błąd - jeśli pisze się "najpierw" to umysł sam doprasza się o "potem". To brzmi tak, jakbyś postawił dwukropek i zaczął wymieniać "Po pierwsze.", ale nie dodał już "Po drugie" i "Po trzecie".Najpierw minęła korzenie drzew, takie których trud dostrzec na co dzień. Mijała różne rodzaje gleb.
A w tekście jest pełno niepotrzebnych zdań, przez co opowiadanie wydaje się sztuczne.
Skoro ją minął, to nie mogła być przed nim ;-) Chyba, że szedł tyłem, ale wtedy musiałbyś ten fakt podkreślićMinął ją. Była za jego plecami.

Minął raz, minął drugi, w końcu zatrzymał... :-)Człowiek minął dziewczynę. [...] Minął ją.
Ten fragment w ogóle jest niepotrzebny. Tłumaczysz, że ludzie oddalają się od siebie, bo idą w przeciwnych kierunkach i podkreślasz, że przez to, że idą w przeciwnych kierunkach oddalają się jeszcze szybciej. Oczywista oczywistość :-)W ten sposób oddalali się od siebie dwa razy szybciej niźli wtedy kiedy jedna osoba by stała. Na dodatek byli do siebie plecami co razem z szybkim krokiem obu postaci oddalało szanse na zapoznanie się.
Ostatnie zdanie było świetne :-) Pomysł fajny. Zachowanie dziewczyny opisane idealnie. Mam w swoim otoczeniu kilka takich przypadków :-)
Wspomniałeś, że ten tekst powstał cztery lata temu. Nie wiadomo co zmieniło się w Twoim stylu, ale cztery lata temu, doradziłbym, żebyś pisał i czytał :-)
Pozdrawiam ;-)
5
Jakoś tak... Opowiadanie zostawiło we mnie pustkę. Zakończenie nie uderzyło, a pozostała treść nie pochłonęła. Trochę mało w tym wszystkim suspensu, prędzej groteski.
Początek jest bez wyrazu, rozumiem chyba, co chciałeś osiągnąć poprzez dokładne opisywanie tego, jak oni się mijają, a potem oddalają, ale źle to zostało zrealizowane, bo brzmi raczej głupio, nieporadnie.
Środek, z rozmową, jest na najlepszym poziomie, rozmowa i bohaterka są całkiem dobrze zrealizowani, tylko bohater jakoś w tym wszystkim pozostaje w cieniu.
Zakończenie, jak już mówiłem, nie uderzyło mnie. Jest to ciekawy pomysł i cały ostatni akapit ze spadaniem brzmi interesująco, ale chyba przez groteskowy nastrój opowiadania, to spalenie powieści nie trafia. Gdyby rozmowa była naturalna, realistyczna, kleiła się i nagle stałoby się takie coś - myślę, że efekt mógłby być znacznie, znacznie mocniejszy. A tak atmosfera nastraja do czego innego.
Nie wiem, czy jest sens oceniać styl skoro pisałeś to cztery lata temu i zdążył się już na pewno przekształcić milion razy. Ogólnie czuć lekką niezdarność, te powtórzenia, opisywanie mijania, czy np.:

Ogólnie czytało się w porządku, chociaż bez fajerwerków - musiałeś tutaj być na etapie mocnych szlifów.
Opowiadanie mnie nie porwało. Pewnie wkrótce wywietrzeje z mojej głowy. Ma parę fajnych momentów i jest napisana poprawnym językiem, ale nic ponad to.
Cztery lata to jednak wieczność w pisaniu.
Pozdrawiam.
Początek jest bez wyrazu, rozumiem chyba, co chciałeś osiągnąć poprzez dokładne opisywanie tego, jak oni się mijają, a potem oddalają, ale źle to zostało zrealizowane, bo brzmi raczej głupio, nieporadnie.
Środek, z rozmową, jest na najlepszym poziomie, rozmowa i bohaterka są całkiem dobrze zrealizowani, tylko bohater jakoś w tym wszystkim pozostaje w cieniu.
Zakończenie, jak już mówiłem, nie uderzyło mnie. Jest to ciekawy pomysł i cały ostatni akapit ze spadaniem brzmi interesująco, ale chyba przez groteskowy nastrój opowiadania, to spalenie powieści nie trafia. Gdyby rozmowa była naturalna, realistyczna, kleiła się i nagle stałoby się takie coś - myślę, że efekt mógłby być znacznie, znacznie mocniejszy. A tak atmosfera nastraja do czego innego.
Nie wiem, czy jest sens oceniać styl skoro pisałeś to cztery lata temu i zdążył się już na pewno przekształcić milion razy. Ogólnie czuć lekką niezdarność, te powtórzenia, opisywanie mijania, czy np.:
Wystrzegaj się takich chwastów prozy. Nic to nie wnosi do tekstu i brzmi koślawo. Czytelnik przecież widzi, że kontynuuje rozmowę, więc nie ma co o tym pisać.- Pogadać? – kontynuowała rozmowę dziewczyna – A my się znamy?

Ogólnie czytało się w porządku, chociaż bez fajerwerków - musiałeś tutaj być na etapie mocnych szlifów.
Opowiadanie mnie nie porwało. Pewnie wkrótce wywietrzeje z mojej głowy. Ma parę fajnych momentów i jest napisana poprawnym językiem, ale nic ponad to.
Cztery lata to jednak wieczność w pisaniu.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
6
W pełni się zgadzam z Patrenem. Tak dalece w pełni, że nie wiem, co jeszcze dodać. Może to, że w zakończeniu:
wykreśliłabym powieść i zostawiła tak:Chociaż nie było żadnego źródła światła to wszystko było widać. Ogień zapłonął, a światło zgasło, widać było sam ogień, a ktoś na górze czuł, że spalił... powieść.
Chociaż nie było żadnego źródła światła to wszystko było widać. Ogień zapłonął, a światło zgasło, widać było sam ogień.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
7
Proste wydarzenie zapisujesz w pokrętny sposób, że ciężko się połapać.On szedł do przodu ona szła również do przodu, jednak w drugą stronę.
Szli w przeciwną stroną
Czasem warto rzeczy nazywać po imieniu.
A tutaj mam złe odczucia z tekstem. Raz piszesz o ładnej kobiecie, kreujesz scenę i wrzucasz starą babcię przed moje oczy - i wiesz co widzę zamiast tej kobitki? Babcię!a ona obdarzała go tak słodkim uśmiechem jak babcia na 10 urodziny.
Ten zaimek (jak i wiele innych jest zbędny).Jej dłoń była szorstka.
Miała szortską dłoń.
seksCzy one sex uprawiają?
Powtórzenia i tekst o niczym - ale niby nic, które serwujesz doskonale zostaje uratowane końcówką - to ona i te kłamstwo rzucone z początku staje się faktem i wywracasz wszystko w dosłowny sposób. Wyszła ci przez to całkiem dobra miniaturka i bądź co bądź, oryginalna.
Kłamstwo, że tekst jest poważny, jest mocne - dałem się nabrać. Dobrze, że wszystko nabrało nowego znaczenia - tak jak lubię.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.