(Opowiadanie, które wrzuciłem na przeszły konkurs miniatur teraz po drobnych poprawkach. Zapraszam.)
Trzeba nam z dala trzymać się od ojców,
co mają wielkie uszy. Od ojców naszych trzymać
się z dala, co są śniegiem.
Unikać dotyku liści, co są
dumnymi ojcami. Patrzeć naszym
ojcom pod stopy. Ojciec odpuszczał nam winy
gdyśmy nie zawinili, Ojciec leczył nas
kiedyśmy byli zdrowi, dziś chce nas nieść
kiedy już nic nie ważymy Ojciec w grobie
da nam wszystko, czegośmy pragnęli
z łodzi odpływającej bóg-wie-gdzie,
mgłę płasko kładącą się po wodzie,
piachu jedwabisty miąższ.
(Marvin Bell, Krótki wiersz o ojcach)
Człowiek w wielkim, czarnym kapeluszu z szerokim rondem wjechał do Oakley, miasta ogarniętego burzą, jakiej nie widziano tu od wielu lat. Gdyby ktoś uważnie mu się przyjrzał, powiedziałby, że wygląda jak stary, zniszczony życiem człowiek. Miał pooraną bliznami twarz i żylaste dłonie, ale jednocześnie był wyprostowany, dumny i hardy. Jego wielki, czarny wierzchowiec powoli stąpał po zalanej deszczem i błotem wyboistej drodze, nie bacząc na grzmoty i uderzenia piorunów. Za takiego konia dano by wiele.
Okiennice domów, które mijali, pozamykano szczelnie nie tylko ze względu na ulewę. Bano się tego człowieka i ciemności, która, gdziekolwiek się pojawiał, kroczyła razem z nim.
Jedna z legend mówiła o jego spiłowanych zębach, by szybciej i sprawniej mógł rozrywać zabite ciała. W innej przekazywano, iż żadna kula jeszcze nie przebiła jego alabastrowego ciała. A ci, którzy byli najbliżej Kościoła uważali go za siewcę burz i demona z czterema złotymi sześciostrzałowcami przy szerokim, czarnym pasie.
Co było prawdą, a co tylko fałszywą przepowiednią?
Jeden z dziennikarzy lokalnej gazety napisał kiedyś:
„Nie wiem, czy człowiek bardziej bał się Boga, czy jego? A może on wtedy właśnie był naszym Bogiem?”
Układano o nim pieśni i straszono dzieci, jednak nikt nie ważył się wymówić głośno jego nazwiska.
Nazywał się William Dunbar, lecz w ciszy i tylko w ogniskach domowych nazywano go Człowiekiem Bykiem. Albo po prostu Mordercą.
Zatrzymał się na jedynym skrzyżowaniu w Oakley i spojrzał na psie ścierwo wciąż jeszcze przywiązane do jednej z zamkniętych bram. Niezdarnie zsiadł z konia, lądując wysokimi butami w głębokiej kałuży, wyciągnął nóż i przeciął rzemień.
Mówiono potem, że była to jedyna dobra rzecz, którą zrobił w życiu i, że w ten sposób William Dunbar wyobrażał sobie miłosierdzie i swoisty lament o wybaczenie grzechów.
Mówiono też, że upadł mu wtedy kapelusz i że już nie podniósł. Że jeszcze przez chwilę trwał tak, patrząc na te gnijące szczątki kundla, zanim padł twarzą w błoto, które zaraz nabrało czerwonego koloru. Czy sam targnął się na swoje życie? Czy też czyjaś pewna, odważna dłoń trzymała strzelbę i celnym strzałem rozłupała mu tę siwą, parszywą głowę?
Ludzie tworzą legendę czyjegoś życia, potrafią też stworzyć prawdę o czyjejś śmierci.
Oto jedna z nich.
Archie Haines nie miał żadnego planu ani umiejętności strzeleckich. Miał jednak w sobie odwagę i nienawiść tak wielką, że można by ją obdzielić setkę ludzi. Szedł za Mordercą, gdy tylko ten wjechał do miasta. Odgłosy potwornej burzy być może tłumiły chlupotanie jego butów w kałużach i trzepot płóciennej, ciężkiej kurty na wietrze. Być może Człowiek Byk nie słyszał odgłosu odciąganego kurka kapiszonowego karabinu Withworth, który pamiętał jeszcze czasy wojny secesyjnej. Być może nie słyszał szlochu strzelca. Z pewnością jednak nie usłyszał huku wystrzału.
Archie Haines pracował jako zwykły pomocnik na farmie. Mało kto wie, że do trzeciego roku życia, zanim przyjechał do Oakley z matką Margaret, nosił nazwisko Dunbar.
Po śmierci Mordercy, Archie nie przyznawał się do zabójstwa. Mała społeczność miasta wiedziała jednak dobrze, kto pociągnął za spust. Wyjechał z Oakley porzucając pracę i dom, w którym wciąż jeszcze mieszkała jego matka. Ponoć tydzień później zastrzelił się wkładając lufę tego samego karabinu do ust w hotelu „Hell” w Vermont.
Niektórzy wierzą, iż był to akt zemsty. Inni, że William Dunbar sam sobie strzelił w tył głowy. A jeszcze inni byli pewni, że Człowieka Byka zabił gniew boży.
Gdziekolwiek leży prawda…
Czy nam, współczesnym czytającym stare akta miejskie, czy zapisy w księgach kościelnych naprawdę na niej zależy? Ważne, że historia nabrała koloru fantastycznej tragedii i będzie żyła długo jeszcze w pamięci pokoleń jako legenda o śmierci Williama Dunbara i Archie’go Haines, człowieka, który go zabił.
2
bym to napisała inaczej, czyli krótsze zdania, bez powtórzenia i wskazania na konkrety, np zamiast "jakiej nie widziano od lat" napisałam ile lat i jaka ilość deszczu ale można to zamienić na gromy, błyskawice itd - byle czytalnik mógł to sobie konkretnie wyobrazić.Człowiek w wielkim, czarnym kapeluszu z szerokim rondem wjechał do Oakley, miasta ogarniętego burzą, jakiej nie widziano tu od wielu lat. Gdyby ktoś uważnie mu się przyjrzał, powiedziałby, że wygląda jak stary, zniszczony życiem człowiek.
Człowiek w kapeluszu wjechał do Oakley. Miasta ogarniętego burzą. Przez dwadzieścia lat nie spadło tyle deszczu ile dzisiejszego popołudnia. Gdyby ktoś uważnie przyjrzał się przybyszowi, powiedziałby, że jest stary i zniszczony życiem. Ale nikt oczywiście się nie przyglądał twarzy, osłoniętej szerokim czarnym rondem. A może on wcale nie miał twarzy, tylko cień?
Okiennice domów pozamykano szczelnie nie tylko ze względu na ulewę. Oni tam w środku drżeli ze strachu na widok tego człowieka i ciemności, która, gdziekolwiek się pojawiał, kroczyła razem z nim. A może to on był ciemnością?
On i ten jego piekielny wierzchowiec. Stąpał po zalanej deszczem i błotem wyboistej drodze, nie bacząc na grzmoty i uderzenia piorunów. Za takiego konia dano by wiele. Może nawet duszę? Tak, ten koń wart był każdej ceny, ale kupić go można było chyba od samego diabła. Albo w Red Creek, u tego łajzy, Wielkiego Rzeźnika Avery'ego.
Kurde, Kan. Czytam dalej i powiem Ci, że choć zwykle kocham Twoje teksty to ten ma duży potencjał, ale mnóstwo moim zdaniem zmarnowanych zdań. Operujesz banalnymi zdankami, powtarzasz takie dość wyświechtane zwroty i cechy: wielki czarny kapelusz, wielki czarny koń. Są niespójności:
a akapit późniejstary, zniszczony życiem człowiek. Miał pooraną bliznami twarz i żylaste dłonie
.jego alabastrowego ciała
A nie wystarczyłoby po prostu: nazywano go Bykiem.nazywano go Człowiekiem Bykiem
bicie masła przez powtarzanie tych samych treści i informacji w różnych konfiguracjach. Nie lepiej byłoby np tak:w pamięci pokoleń jako legenda o śmierci Williama Dunbara i Archie’go Haines, człowieka, który go zabił.
w pamięci pokoleń jako legenda o Williamie Dunbarze i Archiem Hainesie. Człowieku, który zabił Byka.
Nie obraź się, kochany autorze Pana Johna, ale to opko jest słabe i miałkie takie jakie teraz jest.
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
3
Witam.
Cóż mogę powiedzieć? Na konkursie była to jedna z moich ulubionych prac. Czuć klimat Dzikiego Zachodu i opowieści snutych w barach i przy ognisku.
Proste słowa, zachowujesz klimat tamtych stron ( Człowiek Byk itp) Do kompletu brakuje tylko muzyki E. Morriconne.
Ogólnie opko odebrałem bardzo pozytywnie. Możliwe, że dlatego, że czasem lubię poczytać coś w takich klimatach.
Mi się podobało. Zachowujesz styl ogniskowej ballady ze wszystkimi jego częściami ( tymi negatywnymi i pozytywnymi )
W tym wypadku, jest to raczejna plus.
Pozdrawiam.
Black
Cóż mogę powiedzieć? Na konkursie była to jedna z moich ulubionych prac. Czuć klimat Dzikiego Zachodu i opowieści snutych w barach i przy ognisku.
Proste słowa, zachowujesz klimat tamtych stron ( Człowiek Byk itp) Do kompletu brakuje tylko muzyki E. Morriconne.
Ogólnie opko odebrałem bardzo pozytywnie. Możliwe, że dlatego, że czasem lubię poczytać coś w takich klimatach.
Mi się podobało. Zachowujesz styl ogniskowej ballady ze wszystkimi jego częściami ( tymi negatywnymi i pozytywnymi )
W tym wypadku, jest to raczejna plus.
Pozdrawiam.
Black
"Stąpać po krawędzi, gdzie lęk i strach..."
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
Muszę uczyć się polityki i wojny, aby moi synowie mogli uczyć się matematyki i filozofii. John Adams.
4
Nie zmienię nic w tym opowiadaniu, Zuz! 
Miałem problem właśnie ze składnią, ale się żem wywiązał. Tego jestem pewien! To, jak wspomniał Frank, miała być ballada. Taka, jaką się opowiada przy ogniskach, jedząc fasolę i popijając marną kawę. Miała być nieprawdziwa, boż to tylko legenda. Ameryka nie ma legend, przypowieści. Za młody to kraj, by stworzyć mity.
Chciałem równać sie do tych pulpowych, kiczowatych nieraz pisarczyków opowiadających o bohaterach, mordercach, ludziach ważnych dla tamtejszej kultury.
"Zabójstwo Jesse'go Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda"! Najlepsza rola Brada Pitta i film, który opowiada także o legendzie. Mordercy, którego można stawiać na tym samym piedestale co Lennon, czy Morrison. Albo Bonnie i Clyde.
Bronię dwa swoje opowiadania. "Sepię" i "Czy ja umarłem, proszę pana". Dlaczego? Nie wiem. Wnioski wydają się oczywiste. Krytyka?
Bronię dlatego, iż Literatura, którą chcę tworzyć to ocean bez dna. Czasami więc macam to, co mnie poczuje się pod palcami i próbuję to jakoś określić.
Gdyby nie było tej niezrozumiałej przeze mnie do końca funkcji krytyki, być może zarzuciłbym teksty, które uważam za ważne w moim pisaniu? A ten na pewno takim jest.
Zatem: Niech żyje krytyka!
...byle dalej.

Dziękuję za słowa pod tym tekstem.

Miałem problem właśnie ze składnią, ale się żem wywiązał. Tego jestem pewien! To, jak wspomniał Frank, miała być ballada. Taka, jaką się opowiada przy ogniskach, jedząc fasolę i popijając marną kawę. Miała być nieprawdziwa, boż to tylko legenda. Ameryka nie ma legend, przypowieści. Za młody to kraj, by stworzyć mity.
Chciałem równać sie do tych pulpowych, kiczowatych nieraz pisarczyków opowiadających o bohaterach, mordercach, ludziach ważnych dla tamtejszej kultury.
"Zabójstwo Jesse'go Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda"! Najlepsza rola Brada Pitta i film, który opowiada także o legendzie. Mordercy, którego można stawiać na tym samym piedestale co Lennon, czy Morrison. Albo Bonnie i Clyde.
Bronię dwa swoje opowiadania. "Sepię" i "Czy ja umarłem, proszę pana". Dlaczego? Nie wiem. Wnioski wydają się oczywiste. Krytyka?
Bronię dlatego, iż Literatura, którą chcę tworzyć to ocean bez dna. Czasami więc macam to, co mnie poczuje się pod palcami i próbuję to jakoś określić.
Gdyby nie było tej niezrozumiałej przeze mnie do końca funkcji krytyki, być może zarzuciłbym teksty, które uważam za ważne w moim pisaniu? A ten na pewno takim jest.
Zatem: Niech żyje krytyka!
...byle dalej.

Dziękuję za słowa pod tym tekstem.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll