DWA MIESIĄCE I DWA LATA (opowiadanie historyczne)

1
DWA MIESIĄCE I DWA LATA

Czerwcową nocą u wejścia do rodyjskiego portu, tam gdzie, od z górą stu lat, sterczały nogi przełamanego trzęsieniem ziemi kolosa, tonęły okręty króla Pontu. Płonące machiny oblężnicze przewracały się do morza ciągnąc za sobą grube warkocze ognia. Marynarze i żołnierze wzywali pomocy we wszystkich językach Azji, dominowała jednak mowa grecka. Obrońcy miasta wyrażali radość z ich śmierci w tym samym języku, tylko że tu koine, dialekt wspólny wszystkim Hellenom, miał surowy dorycki zaśpiew.
Koło świątyni Izydy z odparcia ataku cieszyła się grupa dostojników dowodzących obroną. Prytan, najwyższy przez pół roku urzędnik w mieście poklepywał kolegę, któremu wkrótce miał przekazać tę zaszczytną funkcję. Nauarcha podskakiwał wraz z członkami rady wykrzykując nieprzystojne słowa pod adresem króla Mitrydatesa . Kupcy, handlarze niewolników i lichwiarze poprzebierani w zbroje fetowali porażkę najpotężniejszego władcy Azji.
- Nie cieszysz się Posydoniuszu? – Gajusz Kasjusz , namiestnik Azji w randze prokonsularnej, który po przegranej bitwie i utracie prowincji schronił się z resztkami oddziałów w porcie rodyjskiego sprzymierzeńca, odwrócił się do jedynego mężczyzny bez pancerza. – Czy twoja filozofia zabrania radości? Przecież jesteś też politykiem, byłeś prytanem Rodos.
- Musiało się tak skończyć – opowiedział spokojnie Posejdonios. – My byliśmy gotowi, oni nie.
- Toż miesiąc budowali te machiny!
- I jak ich użyli! W chaotycznym nocnym ataku, jakby myśleli, że śpimy zdając się na ich łaskę i wolę bogów – filozof potrząsnął głową.
W brzasku dnia Mitrydates ocenił rozmiary porażki: kilkadziesiąt statków i łodzi oraz kilkuset piechurów poległych w lądowym szturmie od strony świątyni Zeusa, nie było problemem. Najgorsza była strata, czasochłonnych do odtworzenia, machin. No i upadek morale. Wypadki kolejnych dni potwierdziły obawy króla. Uskrzydleni Rodyjczycy z łatwością odpierali wszystkie ataki, podczas gdy w armii pontyjskiej rosło zniechęcenie. Król złościł się, bo przecież tyle jeszcze krain, łatwiejszych do podbicia, nie uznawało jego władzy i nudził potwornie bez młodziutkiej, niedawno poślubionej, kolejnej żony.
Wreszcie obóz pod miastem opustoszał i flota pontyjska pożeglowała do Licji. Po dwóch miesiącach oblężenia Rodos było wolne. Zaczęli wracać kupcy, którzy odcięci od ojczyzny znaleźli schronienie u swoich syryjskich i egipskich kontrahentów. Każdego ranka w porcie gromadziły się tłumy wypatrujące wspólników i przyjaciół. Pewnego dnia przy nabrzeżu stanęły rzymskie pięciorzędowce z eskadry Gajusza Popiliusza przywożąc żałobne wiadomości o masakrze Italów na terenach zajętych przez Mitrydatesa.
Urzędnicy, kupcy, turyści, studenci. Rzymianin, Latyn, każdy Italczyk podlegał okrutnemu rozkazowi króla rozesłanemu do satrapów i władz miejskich. Za lata ucisku fiskalnego, oszustw handlowych i zwykłej grabieży, także tam gdzie wojsk pontyjskich nie było, mordowali ochoczo krajowcy i Grecy.
- Zabijali dzieci, nawet italskich niewolników! Wyobrażasz sobie Posydoniuszu – krzyczał prokonsul Kasjusz. – Wymordowali naszych może i sto tysięcy! W Efezie, Pergamonie, w całej Azji! A w Atenach jakiś Atenion został tyranem z pomocą wodza pontyjskiego Archelaosa. Bogowie! Te zbóje wylądowały już w Europie!
- Jak ma na imię ten tyran? - Zainteresował się filozof.
Prokonsul potrząsnął trzymanym w ręce listem i roześmiał się głośno.
- Nie uwierzysz: Atenion, syn Ateniona, tyran Aten, Cha, cha! To podobno filozof! Powiedz mi Posydoniuszu, jak to jest u was, Greków, czy mędrcy pożądają władzy, czy może politycy wkładają połatany płaszcz, by zyskać uznanie tłuszczy?
- Atenion, a raczej Aristion – odparł Rodyjczyk.
Rzymianin zrobił zdumioną minę.
- Chciał jakiejś odmiany i nowe imię uznał za pomysł – filozof zawiesił głos – lepszy od innych.
Gajusz Kasjusz znów parsknął śmiechem.
- Lepszy! Doskonałe, przyjacielu, doskonałe! Każdemu to powiem: po wytłumaczenie do Posydoniusza. Ale pozwolisz, że ja tego łotra będę uważał za najgorszego wśród Ateńczyków.
Grek oszczędnym uśmiechem skwitował celność odpowiedzi prokonsula.
- Przy okazji. – Wprawiony w dobry humor namiestnik poklepał się po brzuchu. - Nie wiem, czy wiesz, ale nasze rzymskie nazwiska też wiele znaczą. Na przykład: Werres to Wieprz, Porcjusz – Prosiacki, Serwiliusz - Służalski. I jeszcze: Nochal, Łysy, Ryży, Głupi i Zezowaty! –Kasjusz zanosił się śmiechem całkowicie ignorując gapiący się na niego tłum.
- Wracając do wydarzeń w Atenach – powiedział po chwili Posejdonios.
- No właśnie, ten tyran, jakkolwiek mu na imię, naprawdę jest filozofem?
- Cóż, jego ojciec był wyznawcą Arystotelesa, a syn, pragnąc i w tym się od niego różnić, słuchał epikurejczyków. Ponoć później nauczał w Mesenii i Tesalii.
- Znasz go – stwierdził Rzymianin.
- Znałem go, dawno temu. W Atenach, gdy byliśmy młodzi.

- - -

- Witaj Posejdoniosie, uczniu Panajtiosa !
- Jestem nim, nie wstydzę się Atenionie, przepraszam, Aristionie – Posejdonios udał zmieszanie zastanawiając się, dlaczego, po raz kolejny, bawi go ta gra. Zerknął na twarz przyjaciela, Aristion jak zwykle udawał obrazę. Ale za chwilę znów pięknie się pokłócą. O co dzisiaj? O cnotę? Sztukę? A może o bogów?
- Co słychać przyjacielu? Ogród Epikura kwitnie pod twoją ręką? – Posejdonios zdecydował się na zaczepkę.
- Nie o sadownictwie myśl Posejdoniosie! Słabnie tyran ciemiężący Helladę i nastał nasz czas! Przenieśmy nad hańbiące życie w niewoli zaszczytną śmierć! Wskrześmy sławę starodawnych herosów rozmiłowanych w wolności.
- Demostenes Młodszy! Otóż w końcu znalazłem imię właściwe dla ciebie! – Wykrzyknął z drwiną Posejdonios. – Ale zdradź, proszę, jakiż to tyran przerywa twój sen i zakłóca trawienie? Przeciw komu kierujesz filipikę, mój demagogu?
- Wielogłowy tyran znad Tybru, a imię jego senat rzymski – odparł Aristion ignorując szyderstwo. – Od czterdziestu lat cierpimy pod barbarzyńskim jarzmem, ale teraz, gdy Cymbrowie na północy, a Numidowie w Afryce...
- Aristionie, och Aristionie – jęknął Posejdonios – przestań! Polybios z Megalopolis i mój mistrz oglądali upadek Kartaginy...
- Rzymskie pieski – przerwał warknięciem Aristion.
- Byli gośćmi u swego przyjaciela, konsula Scypiona . – Uściślił Posejdonios. – Punijczycy to zły przykład? A gdzie jest Macedonia, Związek Etolski, czy Achajski? Różnią się ruiny Koryntu od gruzów Kartaginy? Powiedz, tego chcesz dla Aten?
- Nie! Ja chcę wolności! Pożądam jej całą duszą! – Wykrzyczał Aristion.
- Dusza nie powinna ulegać żądzom, gniew i nienawiść prowadzą do zguby – pouczył go oponent.
- Stoickie bredzenie. – Stwierdził krótko Aristion. - Cóż warte życie bez namiętności? Nie ślepa nienawiść, Posejdoniosie, lecz podnieta realizacji szlachetnego zamiaru. A gniew ostrzy męstwo obrońców ojczyzny.
- Ha! Tuś mi Atenionie! – Zakrzyknął radośnie stoik. – Tak jak twój ojciec jesteś perypatetykiem! „Ostrząca namiętność”, wspaniałe. Wasz mistrz, Arystoteles, nie powiedziałby tego piękniej.
- Powiedziałby, nieoczytanyś – odciął się Aristion.
- Porzuć ogrody, biegnij do Likejonu przyjmą cię tam z radością – kpił dalej Posejdonios.
- Oto współczesny Hellen – powiedział z pogardą Aristion. – Jałowe spory! Akademia! Likejon! Malowane Wrota! A jedyne marzenie to posada rzymskiego pedagoga! Czyż krew bohaterów spod Termopil i Cheronei została zapomniana?
- Pod Cheroneą umarli głupcy, a ten, kto ich zwiódł, rzucił tarczę i uciekł pierwszy.
- Demostenes chwalebne życie obrońcy ojczyzny zwieńczył odważną śmiercią. – Zaprzeczył żywo Aristion.
- Otruł się w świątyni Posejdona – stoik wykrzywił usta w sarkastycznym uśmiechu. – O tym mówisz?
- Żeby nie wpaść w ręce macedońskich siepaczy!
- Zbezcześcił dom boży! Świętokradca!
- Phi! – Parsknął Aristion.
- Oj, chyba znów zmienię o tobie zdanie. Za nic masz bogów, zupełnie jak prawdziwy epikurejczyk.
- Ech, Posejdoniosie – stwierdził zniechęconym głosem Aristion.
- Co, Aristionie? – Spytał pogodnie uśmiechnięty Posejdonios.

- - -

- Czyli stara znajomość. To dobrze! Już myślałem, że to może jakiś twój krewny. No, dam ja temu bydlakowi w senacie...
Dobry humor Kasjusza skończył się w tejże chwili, gdy uświadomił sobie zbliżającą się konieczność zdania relacji z zarządu prowincji i wytłumaczenia się z poniesionych klęsk. Zaczął przeklinać Mitrydatesa i zdradzieckich Greków. Oczywiście nie, najlepszych sprzymierzeńców ludu rzymskiego, Rodyjczyków! Jedynych uczciwych w tym podłym i niewdzięcznym narodzie. Wspaniałych kupców i dzielnych żeglarzy, których wierność obiecał, na trójcę kapitolińską i dwunastkę olimpijską, gorąco wychwalać przed senatem i ludem. Posejdonios uznał, że to dogodny moment, by przedstawić prokonsulowi powód przybycia do portu o tak wczesnej porze dnia.
- Poseł! – Wykrzyknął namiestnik. – Nie mogli Rodyjczycy lepiej wybrać! Bądź spokojny, bezpiecznie dotrzesz do Rzymu. Taki uczony! Polecę cię najważniejszym politykom, wierz mi, będą zachwyceni. Zgotują ci królewskie przyjęcie. Bogowie, co ja, stary głupiec, gadam? Za długo siedzę w tej waszej Grecji, bo wiesz filozofie, królów to my przyjmujemy koło forum. W takim małym karcerze – zaśmiał się z okrutnym grymasem – kat ich tam wiąże do słupa i zakłada opaskę królewską. Na szyję, nie na głowę! Cha, cha, cha! Zostań u nas tak długo jak zechcesz, Posydoniuszu! Nauczaj, zwiedzaj, pisz!

- - -

- Wieści z Grecji, dostojny Posydoniuszu!
- Mów, mów chłopcze, uciesz stare uszy.
Pompejusz zawahał się.
- Nie wiem, mistrzu, czy będziesz uradowany, gdy wysłuchasz mych słów.
Filozof skinął głową i wykonał zachęcający gest ręką. Młodzieniec pochylił się nad uchem Rodyjczyka i zniżył głos.
- Nie ucieszy ta wiadomość także obecnych rządców Rzymu. Sulla zdobył i złupił Ateny! Gdy odzyska resztę Grecji i Azję, a właśnie zdobył fundusze wystarczające do pokonania Mitrydatesa, zobaczymy jego legiony w Italii. I znów rozpali się wojna domowa.
Posejdonios wsparł się na ramieniu Rzymianina, zasłonił dłonią oczy i westchnął.
- Nie płaczę nad zdrajcami, Gnejuszu, ale nad wspaniałym miastem, które płaci za ich zbrodnie.
- Przejdźmy się, nie wzbudzając niepotrzebnej sensacji – młodzieniec ujął filozofa pod ramię – i zainteresowania donosicieli Cynny. Tak, masz rację – kontynuował cichym głosem - dwa lata krwawej tyranii, oblężenie, głód i ludożerstwo, zniszczenia, teraz grabież. Nie poznasz Aten, Posydoniuszu.
- Nie poznam miasta mojej młodości – potwierdził smutno Grek. - A wiadomo, co stało się z Archelaosem i Aristionem?
- Wódz Mitrydatesa uciekł z Pireusu z nielicznymi żołnierzami, a tyran nie żyje.
- Jak zginął?
- W listach prokonsul krótko pisze, że skazał go na śmierć, ale posłańcy opowiadają różne historie.
- Tak? – Zainteresował się filozof.
- Mówią, że bronił się jeszcze na Akropolu, a gdy i tam wpadli nasi żołnierze schronił się w świątyni Ateny, z której wywleczono go siłą. Nie dziwne, że Sulla się tym nie chwali – Pompejusz zaśmiał się krótko. – Była też mowa o jakieś truciźnie. Wybacz, że nie mogę zdać ci rzetelnej relacji.
Posejdonios zatrzymał się gwałtownie
- Trucizna w świątyni? Och, Aristionie, Aristionie!
- Doprawdy, mistrzu, nic pewnego nie wiemy, trzeba czekać.



KONIEC




Mitrydates VI (132-63), król Pontu, zaciekły wróg Rzymu.
Gaius Cassius Longinus, konsul roku 96 p.n.e, namiestnik prowincji Azja od 90 r. p.n.e.
Posejdonios z Rodos (ok. 135-50), filozof, naukowiec, pisarz, polityk, najtęższy umysł swojej epoki.
Mitrydates próbował zdobyć Rodos w maju i czerwcu 88 r. p.n.e.
Caius Popilius, jeden z dowódców rzymskiej floty w 88 r. p.n.e
Atenion (Aristion), tyran Aten od 88 do 86 r. p.n.e.
Panajtios z Rodos (135-110), stoik, nauczyciel Posejdoniosa.
Publius Cornelius Scipio Aemillianus (185-129 ), zdobywca Kartaginy w 146 r. pn.e.
Gneuis Pompeius Magnus (106-48), zwycięzca piratów, zdobywca Azji, triumwir, wróg Cezara. Tu u progu swej kariery.
Lucius Cornelius Sulla Felix (138-78), przywódca optymatów, dyktator od 82 r. p.n.e.
Sulla zdobył Ateny 1 marca 86 r. p.n.e.
Lucius Cornelius Cinna (ok. 130–84), przywódca popularów, czterokrotny konsul od 87 r. p.n.e. do śmierci.

2
[1]Czerwcową nocą u wejścia do rodyjskiego portu, tam gdzie, od [2]z górą stu lat, sterczały nogi przełamanego trzęsieniem ziemi kolosa, [1a]tonęły okręty króla Pontu.
Zdanie jest pokraczne aż nadto:

[1] i [1a] - Gdyby wyciąć wtrącenie, wyjdzie ci takie coś:
Czerwcową nocą tonęły okręty króla Pontu - i, jak widzisz, jest to źle zapisane - błąd składniowy ci wyszedł. Co najwyżej mogły tonąć w pewną czerwcową noc
[2] - z górą (cokolwiek to oznacza) jest wtrąceniem do wtrącenia i też wypada źle.
Płonące machiny oblężnicze przewracały się do morza ciągnąc za sobą grube warkocze ognia.
wpadały
Prytan, najwyższy przez pół roku urzędnik w mieście poklepywał kolegę,
to oznacza, że był najwyższym urzędnikiem tylko przez pół roku?
odwrócił się do jedynego mężczyzny bez pancerza.
terminologia - w tamtych czasach były zbroje.
Urzędnicy, kupcy, turyści, studenci.
zagalopowałeś się.
Przy okazji. – Wprawiony w dobry humor namiestnik poklepał się po brzuchu. - Nie wiem, czy wiesz, ale nasze rzymskie nazwiska też wiele znaczą.
po małej zmianie, ponieważ dialog tutaj jest ciągłością:

Przy okazji – wprawiony w dobry humor namiestnik poklepał się po brzuchu - nie wiem, czy wiesz, ale nasze rzymskie nazwiska też wiele znaczą.

Ja tu widzę skrót wielkiej epopei opowiadającej kilka historii o Atenach i Rzymie. Odczułem, jakbyś chciał skompresować coś wielkiego w krótką formę, mini opowiadanie. Styl nie jest zły, dobrze poruszasz się po dialogach, tylko czasem narrator przeszkadza i - to ważne - nie jest to wina nieumiejętnego pisania, lecz nadmiaru bohaterów w tak krótkim tekście. Żebym to wszystko uchwycił, czytałem linijki po dwa razy a i tak nie jestem pewny, czy zrozumiałem to tak, jak chciałeś przekazać. Jednak mimo znośnego stylu i ładnym dialogom, to jest nadal zbieranina krótkich epizodów - za krótkich, nawet jak na opowiadanie. W tym świetle tekst nie podobał mi się - liznąłeś temat a lekkie czytanie tylko rozbudziło apetyt, żeby poczytać coś pełnokrwistego.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Faber pisze:Marynarze i żołnierze wzywali pomocy we wszystkich językach Azji, dominowała jednak mowa grecka.
Wygląda, jakby greka wywodziła się z Azji.
Faber pisze:Mitrydatesa .
Bez spacji przed kropką.
Faber pisze:Gajusz Kasjusz , namiestnik Azji w randze prokonsularnej, który po przegranej bitwie i utracie prowincji schronił się z resztkami oddziałów w porcie rodyjskiego sprzymierzeńca, odwrócił się do jedynego mężczyzny bez pancerza.
Tu się pogubiłem.
Faber pisze:nudził potwornie bez młodziutkiej
nudził się
Faber pisze:Urzędnicy, kupcy, turyści, studenci. Rzymianin, Latyn, każdy Italczyk podlegał okrutnemu rozkazowi króla rozesłanemu do satrapów i władz miejskich. Za lata ucisku fiskalnego, oszustw handlowych i zwykłej grabieży, także tam gdzie wojsk pontyjskich nie było, mordowali ochoczo krajowcy i Grecy.
Nic z tego nie zrozumiałem, przeczytaj sobie to głośno.
Faber pisze:- Byli gośćmi u swego przyjaciela, konsula Scypiona . – Uściślił Posejdonios
Bez kropki i uściślił z małej litery. Poza tym przed kropką (przed przecinkami też) wstawiasz często niepotrzebnie spację.
Faber pisze:Oczywiście nie, najlepszych sprzymierzeńców ludu rzymskiego, Rodyjczyków!
Oczywiście nie Rodyjczyków, najlepszych sprzymierzeńców ludu rzymskiego.
Jeśli już koniecznie mamy użyć Twoich słów.

Przeczytałem i teraz zastanawiam się o czym to było. Zostałem zasypany całą listą nazwisk. Fragmentami opowieści opartej głównie na dialogach i nic nie zrozumiałem. Nie jestem miłośnikiem historii, wiem, tyle ile potrzebuję do normalnego funkcjonowania. Gdybym był fanem starożytności, to może przemówiłoby to do mnie w jakiś sposób. A tak czuję się troszkę oszukany. Ani to opowiadanie, ani podręcznikowa wiedza. Nie podobało mi się.

Piszesz całkiem składnie technicznie. Nie widziałem błędów, poza nadmiarem (a w którymś miejscu brakiem) spacji. Z tym sobie radzisz. Natomiast nie udało Ci się opowiedzieć żadnej historii.

Ogólnie miernie - ocenę podnoszę za umiejętność pisania. Za samą umiejętność snucia opowieści byłby niedostateczny.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”