Melodia Bezdroży

1
Hej, jesli znajdziecie chwilę na przeczytanie, to prosze o komentarze dotyczace bardziej stylu pisania i stworzonej atmosfery. Są to dwa łączące się fragmenty mojej powieści pt. Alandair - Melodia Bezdroży. Z góy dziękuję za poświęcony czas. Pozdrawiam.

Grupa Rozbójników z gwarem przebrnęła przez Sabradinkę i ruszyła ku ścianie nagiego lasu, gdzie mieli zastać skute lodem jezioro, nad którym zbudowane było Dunoedo. Wyglądali, jakby dopiero co wracali z udanego napadu na jakąś sabracką wioskę. Do koni przykulbaczyli zdobyczne miecze, ubrania i prowiant, a z ich gardeł co chwilę wydobywała się jakaś przyśpiewka. Drasperowi, jadącemu na czele, przypomniały się stare czasy, kiedy to rabowanie i napadanie dawało mu radość i spełnienie. Nic tak go wówczas nie cieszyło, jak powrót do Gawry z nowym zapasem wina i kobiet. Tym razem uśmiech też gościł na jego twarzy i rozpierała go duma, że z taką łatwością poradzili sobie z olbrzymim oddziałem Kordyjczyków, zdążających w górę rzeki. To ma być wojsko? Dziwił się mężczyzna. Dali się zaskoczyć jak śpiące niemowlaki i nie wiedzieli, gdzie pozostawiali miecze. Nawet ucieszyła go myśl, że przyszłe bitwy będą toczyć z tak bezmyślnymi istotami. Jednak gdy tylko przypomniał sobie, że przecież jest trzecia armia, mina mu zrzedła. Już walczył z tamtymi wojownikami w Amharze i był pewien, że zbrojne starcie nic nie da, dopóki będzie zasilać ich siła Bordoka. Dobrze wiedział, że Igatriada musi zostać zniszczona. Mężczyzna spojrzał na Salamandra, który beształ jednego z Rozbójników za wleczenie się na samym końcu.
„Każę mu zostać przed Trymerem – pomyślał. – Jeśli nie wyjdę z Tungeonu, on zastąpi mnie godnie.”

Mężczyzna spojrzał przed siebie. Między drzewami już majaczyły oświetlone mury Dunoedo. Nic się nie zmieniło od czasu jego ostatniego tu pobytu. Baszty stały tak, jak i teraz stoją, ognie palą się w tym samym miejscu, a piski kobiet dobiegały aż do jego uszu. Rozbójnicy mimo woli przyspieszyli marszu. Salamnder zrównał się z Drasperem. Obaj wymieli się znaczącymi spojrzeniami.
„Jak za dawnych czasów – zdawali się mówić. – Ja za dawnych lat…”

Wkrótce podjechali pod mury, gdzie zauważono ich przybycie. Nieco podpity strażnik otworzył im wrota, zapominając nawet zapytać, kim są przybysze. Drasper wjechał do miasta, nie zwalniając nawet konia. Zabudowa nie uległa zmianie, jak zdążył zauważyć. Burdele stały w tym samym miejscu, schody, trochę podniszczone, prowadziły do tych samych, nieco spękanych mieszkań. Nawet studnia z winem nie zmieniła się ani trochę. Rozbójnicy od razu się ożywili, szukając wokół kobiet i wina. Już mieli się rozpierzchnąć i udać się do zakątków rozkoszy, gdy nagle zza rogu wyszło kilki Kordyjczyków, obłapiając się kobiecych bioder. Nie byli żołnierzami, a zwykłymi pijusami, którzy odkryli swój raj w Dunoedo. Drasper zeskoczył z konia i dał znak swym ludziom, którzy po chwili poderżnęli wszystkim gardła. Kobiety zaczęły krzyczeć i w mieście ogólnie podniósł się rwetes. Z okien poczęli wyglądać ludzie, w tym masa Kordyjczyków. Salamnder splunął wściekły na ziemię i rzucił w jednego sztyletem, a gdy ten spadł z drugiego piętra, wyciągnął broń z jego czaszki.

W mieście zrobiło się gorąco. Zewsząd wychynęli Kordyjczycy, którzy na wpół rozebrani trzymali w rękach miecze. Ledwo stali na nogach, ale kilku rozpoznało w przybyszach członków Armii Bezdroży. Rozbójnicy już mieli się rzucić na rywali, już mieli rozpocząć krwawą jatkę, gdy nagle z uliczek wybiegli Dunoedanowie i stanęli pomiędzy walczącymi, nim ci zaczęli. Kobiety także ochoczo wybiegły z burdelów, by przyjrzeć się całemu zajściu.
- Co tam się dzieje, do jasnej cholery?! – Krzyknęła jedna z nich, stojąca na platformie swego mieszkania, która najwyraźniej dopiero co zwlekła się z łoża. Ręce oparła na drewnianej barierce i mimo chłodu miała na sobie suknię w głębokim dekoltem. Na ramiona zarzuciła jedynie ciężki, futrzany płaszcz, a czarne włosy niedbale opadały na plecy.
- Kairell? – Drasper rozpoznał ją od razu po złośliwej minie. Wysunął się spomiędzy swych ludzi i spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Drasper! – Kobieta również go poznała, ale nie wyglądała na ucieszoną. – Jesteś tu od dwóch minut i już chcesz zrujnować moje miasto!
- A ty ile potrzebujesz czasu, żeby do ciebie dotarło, ż jeżeli walczysz przez dwadzieścia lat z Kordyjczykami, to znak to, że są oni wrogami?!

Kobieta machnęła ręką i westchnęła.
- Dunoedo nie bawi się w żadne wojny! Kto płaci, ten dostaje wino i kobietę!
- Gdzie Mazeput?! Chcę się z nim widzieć! – Drasper zdawał się tracić resztki cierpliwości. Kobieta spochmurniała i władczym gestem nakazała mu wejść do środka. Sama schowała się w swym mieszkaniu. Drasper ruszył ku schodom, licząc, że tam znajdzie odpowiedź. Salamander pozostał z Rozbójnikami na placu, trzymając sztylety w pogotowiu.

Drasper tymczasem wszedł do dusznego, zagraconego pomieszczenia, gdzie dwa ogniska płonęły agonalnie. Wokół porozrzucane były ubrania i butelki po winie. W kącie, w fotelu, wyłożonym poduszkami, spoczywała stara babcia, mocząc nogi w miednicy z wodą. Zdawała się drzemać, ale gdy deski podłogi zaskrzypiały pod hersztem, kobieta otworzyła jedno oko. Poznał ją od razu, mimo siwych włosów i siateczki zmarszczek.
- Belda… - Wymamrotał, zdumiony, że w dwadzieścia lat można zestarzeć się aż tak bardzo.
- Kairell!!! – Ryknęła nałożnica Mazeputa, jakby Draspera w ogóle nie było w izbie. – Kairell!!
- Idę już, idę! – Dało się słyszeć niecierpliwy głos kobiety z sąsiedniego pokoju. Po chwili Ważka wparowała do pokoju z dzbanem gorącej wody i wlała do miednicy. – Jak ja nienawidzę tego babsztyla… - Warknęła pod nosem, aż skrzydła zesztywniały jej z emocji. – Ciągle tylko czegoś chce! Dobrze przynajmniej, że chodzić za bardzo nie potrafi, to nie pęta mi się po izbach.
- Co mówisz, złotko?! – Zapytała drżącym głosem Belda.
- Że głucha jesteś jak pień i chora na umyśle! – Kobieta krzyknęła jej w twarz, uprzejmie poprawiając derkę na kolanach.
- A i nawzajem, nawzajem, moja dobra Ważko – odparła usatysfakcjonowana babcia. Drasper obserwował całą scenę w osłupieniu.
- Beldo, to ja, Drasper! – Krzyknął, pochylając się na d nią. – Gdzie jest Mazeput? Słyszysz?! Gdzie jest…
- Nie usłyszy cię – przerwała Kairell, wydobywając spod łoża butelkę wina. – Dorzuć trochę drew do ognia, jak możesz. Belda już od kilkunastu lat nie patrzy się na mężczyzn. Istniał dla niej tylko Mazeput. Biedna kobieta. Zestarzała się z dnia na dzień.
- Gdzie Mazeput? – Zapytał stanowczo Rozbójnik, obserwując, jak Ważka odkorkowuje butelkę.
- Nie żyje od siedemnastu lat – odparła bezbarwnie. – Wojna przysporzyła mu wiele ran i do jednej wdało się zakażenie. Umierał na naszych oczach, a jeszcze przed śmiercią wypił z nami jedną kolejkę. Belda od tamtego czasu trzy razy starała się utopić w studni z winem, bo jezioro już zamarzło, ale ludzie ją powstrzymali. Jej truchło zepsułoby całe wino! Na szczęście podupadła na umyśle i zdrowiu i siedzi sobie grzecznie tutaj. Obiecałam Mazeputowi, że się nią zajmę, ale teraz żałuję, bo utrapienie z tą babą!

Kairell pociągnęła tęgo z butelki. Przyglądał jej się w osłupieniu.
- Biedny starzec – westchnęła, nalewając wino do kielichów. – Zawsze lubię myśleć, że gdzieś siedzi w lepszym świecie i czeka na nas wszystkich, by postawić nam kolejkę.
- Jakie były jego ostatnie słowa? – Wymamrotał Rozbójnik, przechylając kielich z trunkiem.
- Do dna, przyjacielu – rzekła poważnie. – To jego ostatnie słowa. Mam nawet wrażenie, że przypijał do ciebie, bo nikogo innego nie nazwałby swym przyjacielem. Nawet na łożu śmierci.
- Nie chodzi mi o to. Czy mówił coś wtedy o następnym wodzu Dunoedanów?
- W takim stanie?! Oczywiście, że nie! Zrobił to wcześniej. – Kairell podała wino Beldzie, która zamoczyła w nim spierzchnięte wargi i zamlaskała jak niemowlę. – Teraz ja tu rządzę. Wyznaczył mnie przywódczynią osiemnaście lat temu.

Drasper wypluł wino, które właśnie miał w ustach, aż płomienie zaskwierczały wściekle. Spojrzał na Ważkę, jakby oczekując, że ta zaśmieje się i powie, że wykręciła mu z Mazeputem niezły kawał. Kobieta jednak spojrzała na niego krytycznie i dopiła wino. Tym razem mówiła poważnie.
- Mówisz poważnie?! – Drasper nie dowierzał, jednak postawa Ważki upewniła go w tym. Rozbójnik padł jakby bez życia na stołek i zamyślił się chwilę.
- Cholerny, stary pijak – wymamrotał pod nosem. – Nawet po śmierci potrafi mi dopiec! Skoro wyznaczył cię przywódczynią, to albo błyskasz inteligencją, albo mocną głową. Kierował bym się ku temu drugiemu, ale niech już będzie. Tak, czy inaczej przyszedłem do ciebie.
- Do mnie! – Kobieta udała zdziwienie. – Co się stało, że nagle sobie o mnie przypomniałeś?!
- Wiem, że nie bawisz się w wojnę i bitwy. Twój lud uznał to za zniewagę i dezercję, ale cóż, wiem dobrze, że nie chciałaś, by Indygo cię wiecznie niańczył. Możemy jednak nieco się zabawić podczas tej wojny. Zrobić jakiś śmiały skok, tak dla przypomnienia sobie dawnych czasów. Tak się składa, że podążam do Trymeru, by dać się pojmać i zamknąć w Tungeonie. Musisz pójść ze mną, o mistrzyni ucieczek, i wydostać nas stamtąd.

Tym razem Ważka wypluła całe wino, które właśnie chłeptała. Zaśmiała się w głos i spojrzała z bezgranicznym politowaniem na Rozbójnika.
- Chcesz iść do Tungeonu i później z niego uciec dla zabawy?!

Drasper zastanowił się chwilę i pokiwał głową, czekając na jej odpowiedź. Ważka wstała i przeszła się po izbie, nie zwracając uwagi na domagającą się czegoś Beldę.
- Twoja propozycja jest szaleńcza, nawet jak na zbójecką fantazję. Dla zabawy to ty w tych czasach patroszysz Kordyjczyków i wyzywasz Halvora. Kobiety nie masz, bo żadna by cię nie chciała. Zresztą taki poważny wojownik jak ty nie ma na nie czasu!

Drasper nie zdążył się oburzyć, bo Ważka dalej snuła swoje rozważania – co cię tedy może tam ciągnąć? Jaki masz w tym cel? Chcesz sprawdzić, czy nie wyszłam z wprawy? Nie, co innego tam cię ciągnie. Zalatuje to jakimś głupim przedstawieniem. Ostatnimi czasy bawisz się w patriotę. Dolatują do Dunoedo różne ciekawostki. Szczerze mówiąc nie wiem, czy chcę wiedzieć co cię tam ciągnie. To pewnie coś wielkiego, związanego z wojną, a jeśli tak, to nie bardzo mnie to interesuje.
- To wyzwanie – przerwał jej Drasper. – Mazeput poszedł na wojnę tylko dlatego, że każdy przeżyty dzień był powodem do picia. Gdyby Kordyjczycy nie byli ubrani na złoto, nie wiedziałby nawet, kogo zabijać. Jeśli nie chcesz, nie muszę opowiadać ci o zagładzie Bezdroży, jakimś czarnoksiężniku, który tu zdąża, o tym, że odnaleźliśmy Bajarza i o jakiejś cholernej Igatriadzie, która daje długowieczność i cholera wie, co jeszcze. Rzucam ci wyzwanie, nielocie! Jeśli wyprowadzisz mnie z Tungeonu, to wtedy…
- …dasz mi dziesięć beczek wina i dwóch Rozbójników na usługi – wyrzuciła z siebie, opierając nogę na krawędzi stołka, pomiędzy jego nogami. – I przestaniesz nazywać mnie nielotem. A do tego powiesz publicznie, że umiejętności Kairell nigdy nie przemijają i zrobisz mi masaż stóp.

Spojrzał na nią, rozważając propozycję.
- Masaż stóp jest konieczny?
- Konieczny!

Westchnął, ale w końcu uśmiechnął się pojednawczo.
- Zgoda w takim razie, ale wyruszymy najszybciej, jak się tylko da!
- Zgoda!
- Za chwilę nawet!
- No bez przesady! Przed wyprawą koniecznie musimy wypić! Wyruszymy z rana!
- Niech będzie – mężczyzna skwapliwie przystał na jej propozycję, co przypieczętowali żołnierskim uściskiem dłoni.

****

- Nini, można cię prosić na chwilę? – Zapytał półgłosem. Gladius chętnie poszedł za Rozbójnikiem do jednego z bezpańskich szałasów. Chwilę obserwował przyjaciela, ale gdy ten nie kwapił się do zaczęcia, zagaił:
- No to wygląda na to, że spełniłeś swe marzenie. Wszyscy Sabraci cię podziwiają…
- Prawie wszyscy – odparł. – Jest jeszcze pewna Sabratka, która darzy mnie czystą nienawiścią.
- Nie martw się tym. Nie można każdemu dogodzić!
- Tej jednej jeszcze mogę… - Powiedziawszy to wydobył z kieszeni sztylet z Igatriadą. Kamień nie był już owinięty materiałem. W krysztale zamknięta była już ostatnia kropla krwi. Podał sztylet Gladiusowi z wymownym spojrzeniem. Hamar zrozumiał w lot, co zamierza przyjaciel i brutalnie oddał mu sztylet.
- Nie możesz – zaprotestował. – Nie musisz nawet! Ukryjmy ją! Schowajmy tak głęboko, że nikt jej nie znacie. Chociaż do twojej śmierci…

Drasper zaśmiał się.
- Nini, ten cholerny sztylet był zamknięty w Tungeonie! W samym, cholernym Tungeonie! A i tak znalazł się szaleniec, który ją wykradł…Nini, tak ma być. Właśnie tak chcę to zakończyć.

Gladius chwycił sztylet po ciężkiej chwili zastanowienia. Mężczyźni wymienili się prawdziwie braterskim uściskiem.
- Przez chwilę byłem długowieczny – mruknął Rozbójnik. – Tego nikt mi nie odbierze…
- Pożegnałeś się już ze wszystkim? – Zapytał Gladius, nie mogąc się zdobyć, by puścić jego dłoń. Rozbójnik wyrwał ją niemal siłą. Przytaknął i ruszył ku wyjściu. Tak ciężko nie było mu jeszcze nigdy.

Ruszył ku swojemu koniowi, starając się nie rozglądnąć, by nie natknąć się na drogą mu osobę.
- Hej, Rozbójniku! – Usłyszał za sobą głos Kairell. Odwrócił cię niechętnie. – Zapomniałeś o zapłacie!
- Jakiej zapłacie? – Zdziwił się.
- Odchodzisz bez pożegnania, bo uciekasz przed zrobieniem mi masażu stóp? Mieliśmy umowę…

Drasper przewrócił oczami i spojrzał na nią z udanym zdenerwowaniem.
- Siadaj – rzucił, wskazując głową zwalone drzewo.

Oboje milczeli przez cały czas. Kobieta wiedziała, dokąd odchodzi i że to ostatnia chwila, kiedy są razem. Mimo to, nie wiedziała, co powiedzieć. Po skończonym masażu Rozbójnik obdarzył ją pożegnalnym spojrzeniem i odwrócił się, chcąc wsiąść na konia. Ważka rzuciła się ku niemu i wtuliła w jego plecy. Walczyła ze łzami. Mężczyzna westchnął.
- Nie ułatwiasz mi tego, nielocie - mruknął.
- Kogo nazywasz nielotem, cholerny Rozbójniku – odparła, pociągając nosem. Podjęła ich odwieczną grę.
- A jak myślisz?! Całe szczęście, że już koniec wojny, bo nie wiem, czy bym dłużej wytrzymał w twoim pobliżu.
- A myślisz, że dla mnie to była przyjemność?! – Zaperzyła się. – Idź już, bo patrzeć się na ciebie nie mogę!
- I nawzajem! Mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy!
- Możesz być tego pewien!
- Świetnie. Wsiadam teraz na konia! Nie musisz mi w tym towarzyszyć!
- Cudownie, bo już myślałam, że będziesz potrzebował w tym pomocy!!!

Kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę wzgórz. Udała obrażoną. Rozbójnik śpiesznie wsiadł na konia i ruszył na północ, gdzie miał znaleźć Murenę. Ważka odwróciła się dopiero, gdy był daleko. Długo patrzyła na malejący na równinach punkt. Już nie zatrzymywała łez…

Drasper nie miał ze sobą broni ani nawet dobrego uzbrojenia. Narzucił na siebie sabracki strój. Bandę Mureny spotkał w pierwszych lasach, w które się zagłębił. Stanął przed kobietą, która już straciła nadzieję, na odnalezienie go żywym. Rozłożył ręce i spojrzał na nią twardo.
- Przybyłem zapłacić ci za krzywdy – rzekł. Nie drgnął nawet, gdy kobieta podeszła ku niemu z obnażonym mieczem. Była zdumiona, ale jednocześnie zdecydowana.
- Coś jeszcze chcesz powiedzieć przed swą śmiercią? – Zapytała, unosząc broń. Nie bał się, ani nie żałował swego poświęcenia.
- Tak… Mruknął. – Wybacz…


Gladius siedział samotnie w szałasie, tam, gdzie zostawił go Drasper. Od ich rozmowy ani na chwilę nie wyszedł. Świeca już dogorywała. Mężczyzna ściskał w ręku sztylet z Igatriadą. Wpatrywał się w ostatnią kroplę krwi i widział ich wspólne chwile. Wszystkie wygłupy nad Sabradinką stanęły przed nim, jakby zdarzyły się przed chwilą.

Nagle kryształowy kamień pękł. Ostatnia kropla wypłynęła na ostrze i ześlizgnęła się po krawędzi. Skapnęła na ziemię i wsiąknęła w nią głęboko, głęboko…

Gladius westchnął i wstał. Wyszedł na zewnątrz, gdzie już czekał na niego Mrock i Noran. Za chwilę mieli ruszyć do Amharu.


- Wybaczam… - Szepnęła Murena, ocierając łzy. Teraz ona miała zacząć swoje wielkie starania o otrzymanie przebaczenia. Ten Rozbójnik, którego zabiła, stał się jej bohaterem.

2
Zamierzałam wypisywać powtórzenia, ale nie będę się katować... Zamierzałam wypisywać błędy i koślawe zdania, ale nie będę się męczyć.
Po prostu przeczytaj ten tekst sobie na głos!

Czytało się źle - z prostej przyczyny - mnóstwo powtórzeń, błędów, styl nieczytelny i męczący.

Pytasz o klimat? Pierwszy akapit go zabija. Suchy opis z mnóstwem, niezrozumiałych dla czytelnika, nazw własnych i niepotrzebnych szczegółów.
Dalej bywa różnie. Opis krótkiego starcia z Kordyjczykami również leży. Zero dynamiki, wiarygodności, brak czegokolwiek, co pobudzałoby wyobraźnię.
Trochę lepiej stoją dialogi. Reguła jest taka - kiedy postać mówi o czymś, jak przypuszczam, ważnym fabularnie, to wypowiedź jest sztywna, pokręcona albo koślawa. Ale w luźnych docinkach wychodzi całkiem wiarygodnie.

O fabule się nie wypowiem - nic z niej nie wyciągnęłam (biernie śledziłam wydarzenia i coś tam załapałam z tego, co się dzieje, ale zasadniczo nie widzę w tym sensu). Rozumiem, że to jest fragment większej całości, więc już się nie będę nad tym wywnętrzać.

Jak już pewnie się domyślasz tekst zupełnie mi się nie spodobał (a szkoda, bo właśnie szukałam sobie jakiegoś miłego fantasy w ramach odstresowania). Zastanawiam się z czego wynika taki kiepski klimat. Wydaje mi się, że za dużo upychasz w zbyt małej objętości. Jak coś ma być powieścią fantastyczną, to może niech to będzie opowieść, gawęda, a nie poszarpany, telegraficzny skrót z masą nazw własnych, jakby dla zaznaczenia, że to złożony świat fantastyczny.
Poza tym denerwowało mnie jedno: większość piszesz prosto, jak budowa cepa, a tu nagle wyskakuje: "ogniska płonęły agonalnie", czy coś w tym stylu. Wydaje mi się, że na siłę próbowałaś wzmocnić tym opisy. Jak dla mnie nie wyszło.

Przykro mi, że wystawiam tak negatywną recenzję, ale niestety, tekst wyszedł Ci kiepsko. Ja widzę dla niego jedno lekarstwo: napisać od nowa.
I tą receptą już zakończę.
Nie gniewaj się, nie zniechęcaj, tylko po prostu następnym razem napisz coś lepszego. ;)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Mi się podobało. Wiadomo, że jest dużo do poprawy ze strony technicznej, ale z doświadczenia wiem, że Ty, jako autor tego tekstu tego po prostu nie widzisz. Widać, że poświęciłaś utworowi dużo czasu i serca - szacunek. NIe przejmuj się negatywnym komentarzem przedmówczyni, gdyż - jak naukowo udowodniono - dziewiętnastolatki z Warszawy nie są miarą wszech rzeczy, nie uwłaczając. Jeżeli chodzi o rozwój, na przyszłość PROPONUJĘ: pisać dużo wolniej i dużo dokładniej. Przypatrywać się każdej napisanej linijce i orientować się jak wkomponowuje się to w całość. Jest to denerwujące na początku, ale szybko zauważysz pozytywne efekty. Niestety, chce się pisać szybko-szybko, żeby dać upust wenie, ale efektem tego, często powstają niepoprawne bądź nieestetyczne zdania (przynajmniej tak jest u mnie). O, jeszcze jedno; często dobrze jest używać słów o wąskiej specjalizacji, np. Daga zamiast sztylet, Gąsior zamiast dzban, itd (Wiadomo, nie za często, bo będzie wyraźnie sztuczne). Fantasy raczej nie czytuję i nie jestem mediewistą (czadowe słowo), więc więcej przykład nie przedstawię, ale na pewno wiesz, o co mi chodzi.

Dobra robota!

4
Dziękuję za obie recenzję:) Rzeczywiście dużo serca włożyłam z tą powieść i fabuła tak mnie zafascynowała, że chciałam napisać książk jak najszybciej, żeby sie nią podzielić. Ale chyba rzeczywiście trzeba będzie zwolnić. Dziękuję, z każdym słowem się licze:)
Pozdrawiam

5
Czytało mi się dobrze, chociaż...
W pierwszym akapicie jest za dużo nazw, które można byłoby rozwinąć – może już to zrobiłaś w innej części swojej książki (a może nie?), ale oceniając właśnie ten tekst, brakuje mi opisów. Przeskakujesz z jednej osoby/ miasta/państwa/ armii na drugą, przez co zgubiłam się i nie do końca wiedziałam, o czym czytam.
I to był jedyny fragment, przy którym się męczyłam – cały ciąg dalszy, jak dla mnie, jest bardzo dobry.
Poza tym, spodobał mi się Twój świat. Ja sama nie mam zupełnie wyobraźni do fantasy, więc doceniam twoją dwa razy bardziej;)

6
Trzy razy podchodziłem do tego tekstu. Błędy, błędy, błędy. Powtórzenia. Styl zamiast doskonalić się schodzi na niziny. Krok w tył w stosunku do dwóch poprzednich części. Fabuła również mi się nie podobała, pojęcie jej jest nie lada wyzwaniem (choć czytałem poprzednie części).

Po tym potopie żółci pewnie pomyślisz, że kompletnie nic mi się tu nie podoba. Tak strasznie nie jest, po prostu patrzę na opowiadanie przez pryzmat twej wcześniejszej twórczości. To tak, jakby po wykwintnym daniu podano przypaloną jajecznicę.

Dodam jeszcze, że całkiem niezłe są stworzone przez ciebie postacie - można ich polubić.

[ Dodano: Czw 11 Lut, 2010 ]
potop - chodziło mi o potok

Panie Grzesiu, komentujemy teksty, nie ludzi.

7
Panem grzesiem nie warto się przejmować.

Pokaże ci coś. Patrz tutaj:
Nic się nie zmieniło od czasu jego ostatniego tu pobytu. Baszty stały tak, jak i teraz stoją, ognie palą się w tym samym miejscu, a piski kobiet dobiegały aż do jego uszu.
Piszesz, że nic się nie zmieniło. Kilka linijek dalej:
Zabudowa nie uległa zmianie, jak zdążył zauważyć. Burdele stały w tym samym miejscu, schody, trochę podniszczone, prowadziły do tych samych, nieco spękanych mieszkań. Nawet studnia z winem nie zmieniła się ani trochę.
Znowu piszesz to samo. Opisujesz już inne rzeczy, ale ciągle przekazujesz tę samą informację. Jako czytelnik mam deja vu.

Z zarzutów poprzedników mogę powtórzyć, że się powtarzasz i słownie i informacyjnie.
Historia gdzieś się przez to ukrywa, gubi pod natłokiem zbędnych informacji.
Musisz popracować nad tym gdyż bardzo wiele to psuje w odbiorze tekstu.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

8
Lady Kier pisze:obłapiając się kobiecych bioder
Obłapiając kobiece biodra.
Lady Kier pisze:co cię tedy może tam ciągnąć? Jaki masz w tym cel? Chcesz sprawdzić, czy nie wyszłam z wprawy? Nie, co innego tam cię ciągnie. Zalatuje to jakimś głupim przedstawieniem. Ostatnimi czasy bawisz się w patriotę. Dolatują do Dunoedo różne ciekawostki. Szczerze mówiąc nie wiem, czy chcę wiedzieć co cię tam ciągnie.
powtórzenia.
Lady Kier pisze:Chwilę obserwował przyjaciela, ale gdy ten nie kwapił się do zaczęcia
Zaczęcia czego?

Nie zrozumiałem nic. Nawet jako fragment czegoś większego, powinno byc choć odrobinę czytelniejsze.
Poza tym wiało nudą. Sceny walki bez jakiejkolwiek dynamiki. Opisy miałkie i nic nie wnoszące. Postaci nie polubiłem, bo powyskakiwały nagle i nawet nie miałem ochoty zrozumiec ich, ani co robili. A już całkiem nie wiem po co gdzieś mieli jechać.

Dla mnie bardzo kiepsko. Fragment historii opowiedziany nieciekawie, bohaterowie nijacy. Dialogi troszkę lepsze od reszty.
Fantazy to trudna do pisania literatura, bo z bajki trzeba zrobić poważną opowieść, do tego musi być w miarę wiarygodna.

Moja odpowiedź na Twoją prośbę z początku postu - styl kulał, atmosfery nie było.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

9
Lady Kier pisze:Do koni przykulbaczyli zdobyczne miecze, ubrania i prowiant, a z ich gardeł co chwilę wydobywała się jakaś przyśpiewka
Kulbaczyć można konia, i znaczy to tyle co go siodłać. W znaczeniu "siodłać" można też wierzchowce chędożyć - co pewnie wyda się zabawne współczesnemu czytelnikowi. Słowo, którego potrzebujesz to "przytroczyli". Głowę dam, że nie przytroczyli owych mieczy i tym podobnych szpargałów do koni, tylko do siodeł... taka część siodła jest, która się nazywa bodajże łękiem (ale głowy bym za poprawność tej nazwy nie dał), ewentualnie można rzeczy pakować do juków. Gdybym sięgnął po tę książkę w Empiku i takie zdanie rzuciłoby mi się w oczy na samym początku - pewnie bym odrzucił ją jak oparzony. ;)
Lady Kier pisze:zasilać ich siła Bordoka
zasilająca siła brzmi tak sobie...
Lady Kier pisze:Drasper wjechał do miasta, nie zwalniając nawet konia
Nie wiem dlaczego, ale owo "zwalnianie konia" wydaje mi się strasznym potworkiem stylistycznym...
Lady Kier pisze:Nawet studnia z winem nie zmieniła się ani trochę. Rozbójnicy od razu się ożywili, szukając wokół kobiet i wina.
Daleko nie musieli szukać tego wina - było przecież w studni. ;) A poważnie - studnia z winem? Cóż to?
Lady Kier pisze:Już mieli się rozpierzchnąć i udać się do zakątków rozkoszy, gdy nagle zza rogu wyszło kilki Kordyjczyków, obłapiając się kobiecych bioder.
Nie mogę sobie tego wyobrazić - szli wlokąc ze sobą kobiety i, cały czas idąc, obłapiali je? Czy może sami byli kobietami i sami się nawzajem obmacywali? Dziwne zdanie.
Lady Kier pisze:Drasper zeskoczył z konia i dał znak swym ludziom, którzy po chwili poderżnęli wszystkim gardła. Kobiety zaczęły krzyczeć i w mieście ogólnie podniósł się rwetes.
Jeżeli rozbójnicy poderżnęli WSZYSTKIM gardła to nikt żywy się nie ostał, prawda? No to skąd te krzyczące kobiety? Może wszystkim Kordyjczykom poderżnęli, a reszcie odpuścili? ;) Z tym "ogólnym rwetesem" też coś zrób - opis jest równie treściwy co napisanie "i zrobiło się ogólnie nieprzyjemnie". Opisz kto co robił i jak panikował, albo też zrezygnuj z tego ogólnika.
Lady Kier pisze:Salamander pozostał z Rozbójnikami
Może to lekkie czepiactwo, ale jeśli nie ja to kto? Jeżeli słowo "rozbójnicy" jest nazwą własną, wtedy ok, pisz je wielką literą. Jeżeli nie - z jakiej racji jest pisane jakby nią było?
Lady Kier pisze:gdzie dwa ogniska płonęły agonalnie.
Brak mi słów... ogień może dogasać... może nawet dogorywać... ale nie może, na wszystkich mrocznych bogów, płonąć agonalnie. Za bardzo by wrzeszczał. ;)
Lady Kier pisze:spoczywała stara babcia
Są młode babcie? ;) Stara kobiecina? Wiekowa kobiecina? Podstarzała kobieta? Itp.
Lady Kier pisze:Tym razem Ważka wypluła całe wino, które właśnie chłeptała.
jak się chłepce to pije się jak kot mleko z miseczki i nie za bardzo jest czym pluć... Plus to, że wina się nie chłepce. I znowu te studnie z winem - zastanawiałaś sie nad ich konsekwencjami? Powszechna dostępność wińska = wszyscy chodzą cały czas narąbani albo chodzili non stop narąbani dopóki im się winko nie znudziło... a tu sobie siedzą i popijają co? Wino. To tak jakby gościa wodą witać...
Lady Kier pisze:Schowajmy tak głęboko, że nikt jej nie znacie
;)

I mniej więcej na tym zdaniu zakończyłem swoją przygodę z tekstem - nie wciągnął mnie ani trochę, los bohaterów (którzy, jak dla mnie, zlewali się w jednego Bohatera o Tysiącu Twarzy) był mi całkowicie obojętny. Takie to mdłe trochę, choć nie jest najgorsze pod względem stylistycznym - początek był pod tymże względem słaby, potem jest jakby lepiej.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

10
Uśmiałam się...:) Jak mi te błędy wytknąłeś, to kurde za głowę się złapałam. Cóż, rzeczywiście muszę przyznać, że klimat rzeczywiście słaby. Dzieki wielkie, że ciągle wałkujecie tekst:) Historia jest naparawde super, jestem z niej dumna, ale styl... No cóż...Chyba będę musiała to przeboleć i wziąćsobie wasze rady do serca:)

dzięki wielkie

Pozdrawiam
lady Kier
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron