WWWDziedzictwo
WWWNiven Levnir odszedł od okiennicy wyglądającej na zapuszczony karczemny ogródek. Powoli podszedł do stołu zajmującego środek pokoiku, odgarnął rulony pergaminów. Odłożył na bok sztylet o długim, wąskim ostrzu, z rękojeścią z czarnego kryształu. Przysunął do siebie dużą, okutą błyszczącym srebrem skrzynkę i otworzywszy jej wieko zajrzał do środka.
WWWWnętrze skrzyneczki zajmowało dziewięć szklanych, zakorkowanych buteleczek ustawionych w trzech równych rządkach. Każdą wypełniała wodnista ciecz o różnym zabarwieniu. Owe alchemiczne dekokty posiadały szerokie zastosowanie: czerwona ciecz przyspieszała krzepnięcie krwi i zasklepianie ran, zielona, ku uciesze dam, znacznie wspomagała potencję. Fioletowa leczyła katar, bądź była środkiem zaradczym na nosaciznę bydła.
WWWCzoło młodzieńca pokryły bruzdy myślenia. Zawsze zapominał, który eliksir do czego służył, toteż miał pewne problemy z ich zażywaniem czy sprzedaniem odpowiedniej fiolki.
WWWZ zainteresowania był bowiem alchemikiem, jednakże mało obeznanym w jej arkanach. Potrafił warzyć proste lecznicze specyfiki, skuteczne środki na kaca, słabe trucizny, miłosne napary. Wykorzystywał je do własnych celów, ale także sprzedawał przypadkowo spotkanym chłopom, by zarobić nieco grosza. Lecz prawdziwą miłością była dla niego muzyka. Był trubadurem jednym w swoim rodzaju: pisał ballady i poematy sławne obecnie od wszystkich państw wybrzeża po Szare Równiny. Niemniej jednak sławniejsze od wzruszającej poezji było jego zamiłowanie do kobiet i hazardu.
WWWNiven wyciągnął z rogu skrzynki buteleczkę z gęstą, żółtawą cieczą i postawił ją obok na stole. Wziął do ręki złożony na dwoje kawałek papieru będący zaproszeniem opatrzonym własnoręcznym podpisem króla Volostha i autentyczną pieczęcią królestwa Mideru. Było to zaproszenie na przyjęcie z okazji święta hellgerryn, podczas którego huczną zabawą żegnało się Panią Lata i zarazem witało Panią Jesieni. Ma się rozumieć wszystko działo się w ostatni dzień lata. Rola Nivena miała sprowadzić się do koncertu przed setkami gości, oczywiście nie za darmo. Volosth, władca potężnego imperium Mideru wyraźnie w zaproszeniu zaznaczył, iż jest skłonny wypłacić sumę tysiąca rehanów, co było kwotą niemałą.
WWWNa zewnątrz słońce powoli skrywało się za horyzontem, okalając nieboskłon pomarańczową barwą. Powietrze było ciepłe, panował zaduch. Nikt jednak nie wyobrażał sobie, by dzień, na który to przypadł hellgerryn był inny. Bo właśnie taka pogoda była dla tego święta charakterystyczna i nieodzowna. Niczym niezwykłym nie było także to, iż po północy błyskawicznie pojawiały się jesienne mżawki i chłodny wiatr.
WWWTrubadur sięgnął po buteleczkę z żółtą cieczą, ustawił ją pod bladym blaskiem dogasającego słońca. Potrząsnął nią lekko, dokładnie obejrzał z każdej strony, zbadał korek. Nie chciał bowiem wypić jakiegoś świństwa, co spowodowałoby natychmiastowe przeczyszczenie. Zależało mu na specyfiku działającym na struny głosowe. Opracowany przez niego dekokt tegoż rodzaju potrafił na kilka godzin zmienić głos z drażniącego uszy skrzeku na prawdziwie anielski. Niven nie stosował go dlatego, iż sam nie potrafił śpiewać. Przeciwnie, głos miał znakomity, powodujący już nie jeden raz omdlenie słuchających go dam. Trubadur traktował obmyślony przez siebie specyfik jako coś w rodzaju wspomagacza, coś co znacznie podnosiło jego umiejętności śpiewacze.
WWWOstrożnie zatem, powoli wyciągnął korek. Z buteleczki, niczym z flakoniku z perfumami ulotnił się słodki cytrusowy zapach. Środek na przeczyszczenie, jak na złość posiadał zapach niemal identyczny jak ten wspomagający głos. Wszystkie zioła użyte w obu tych środkach zmieszane ze sobą nie wydzielały zapachu. Aromat cytrusów był do ich warzenia całkowicie zbędny, poprawiał jedynie walory smakowe.
WWWTrubadur niepewnie odchylił głowę, jednym łykiem upijając z butelki pół zawartości. Poczekał chwilę, nerwowo ściskając grube szkło flakonu.
WWWPsiamać, powinienem podpisywać buteleczki, pomyślał wkładając eliksir z powrotem do skrzynki.
WWWRuszył powoli w kierunku łóżka, odczuwając już pierwsze skutki działania wypitego dekoktu. Zamroczyło go, obraz rozmazał się nieznacznie, w gardle zaczęło się nieznośne pieczenie. Niven wyjął spod pokaźnej poduchy wąską butelkę znakomitego gnomiego spirytusu i przycupnął na brzegu łóżka. Co prawda alkohol w połączeniu z eliksirami mógł okazać się niebezpieczny, ale młodzieniec pozwolił sobie na solidny łyk. Teraz był gotów, by zacząć hellgerryn.
WWWDo sali balowej zaczęli schodzić się pierwsi goście. Byli to głównie szlachcice i królewscy wasale, pośród nich znalazł się także grododzierżca Arkefnim. Władca Mideru, król Volosth witał przybyłych u drzwi.
WWWBył to człowiek starszy, lecz nie brakowało mu młodzieńczego wigoru. Na pokrytej siatką zmarszczek twarzy odznaczał się życzliwy uśmiech. Jego gładkie, siwe włosy zdobiła ciężka, złota korona wysadzana drogimi kamieniami. Ubranie z pewnością odzwierciedlało jego pozycję. Przyodziany bowiem był w aksamity i płaszcz gronostajowy.
WWWNiven nadszedł od strażnicy, dzierżąc w prawej dłoni wykonaną z ciemnego drewna lutnię. Wybrał odzienie jak najbardziej odpowiednie na tego typu uroczystość: jedwabną koszulę sznurowaną pod szyją, posiadającą wyhaftowaną olbrzymią różę na prawej piersi oraz brązowe spodnie i eleganckie, wysokie buty z drogiej skóry. Kruczoczarne, długie włosy zaczesane miał do tyłu. Na lewym policzku odznaczała się nieporadnie zszyta, głęboka blizna.
WWWVolosth, ujrzawszy go, rozłożył ręce w powitalnym geście.
WWW— Niven Levnir! — zawołał ochryple. Trubadur zbliżył się do władcy, w końcu wykonał pełen gracji skłon, zapatrując się z podłogę.
WWW— Wasza wysokość… — powiedział wyraźnie, powoli. Nie pierwszyzną było dla niego spotkanie z tak potężnym władcą, jakim był Volosth, dlatego też wiedział, jak należy się zachować. Ostrożnie wyprostował się, spojrzał królowi z szacunkiem w oczy.
WWW— Rad jestem, żeście przybyli na mój hellgerryn — odezwał się Volosth, złożywszy ręce. Był o głowę wyższy od Nivena.
WWW— Zaszczyt dla mnie, królu — odparł trubadur. — Kiedyż to otrzymam zapłatę? — dodał prawie natychmiast. Popełnił błąd, którego zawsze się wystrzegał. Tego rodzaju pytanie zadawał tylko i wyłącznie karczmarzom oferującym mu pracę, ale nigdy królom i cesarzom. Władcy posiadali bowiem wspólną cechę: mianowicie potrafili obrazić się za byle błahostkę i skazać za to na szafot.
WWWVolosth uśmiechnął się szeroko, po czym roześmiał gromko.
WWW— W swoim czasie, grajku, w swoim czasie. Powiedz mi lepiej cóż usłyszą moi goście, jakąż to rzewną balladę zaśpiewa nasz słynny poeta?
WWW— Najlepszą, królu. Ręczę, że nie masz czego się obawiać.
WWW— Rad jestem — Uśmiech spełzł królowi z twarzy. — Słyszałeś o Sojuszu Morza, bajarzu? Należą do niego wszystkie ościenne królestwa, włącznie z moim. Tak więc są to Aakara, Xanear, Laar i Altrea. Co roku każde z tychże ościennych nam państw wyprawia święto hellgerryn. Na tymże święcie są obecni wszyscy władcy sojuszu, bądź ich przedstawiciele, w zależności od tego czy dany władca może się wstawić. Tego roku każdy król zadeklarował swą obecność w dniu hellgerryn, a wątpliwy zaszczyt wyprawiania uroczystości spoczął na moich barkach.
WWW— Rozumiem, królu. Chcesz mnie ustrzec zapewne, iż wszystko ma odbyć się idealnie, w inszym wypadku nie otrzymam wynagrodzenia.
WWW— Nie przerywaj mi — fuknął groźnie Volosth. — Nie rób tego więcej. Władcy tego nie lubią. Lecz przyznam, że trafiłeś w sedno. I zrozumiałeś przekaz. Zadbałem o to, by wszystko poszło jak należy, nawet alkohole podzieliłem dokładnie. Nie chciałbym, aby powtórzyła się sytuacja, kiedy to na zeszłorocznym święcie hellgerryn, organizowanym przez króla Iragora wszyscy upili się jak szpadle.
WWW— Nie rozumiem, Wasza Wysokość, jak to ma się do mojej pracy.
WWW— Znam cię, bajarzu, nie myśl sobie — mruknął Volosth, a jego głos przybrał nieprzyjemny ton. — Znam twoje zamiłowanie do alkoholu i dziewuch, bogatych i biednych. A już zwłaszcza do pospolitych dziwek z zapadłych burdeli. Jeżeli na moim przyjęciu wybuchnie jakikolwiek związany z tobą skandal, osobiście każę cię wykastrować i zaprowadzić na łamanie kołem.
WWWSłowa władców zawsze należało brać poważnie, dlatego też Niven wpoił sobie to ostrzeżenie i postanowił za wszelką cenę do niego się przystosować.
WWW— Wasza Wysokość, obiecuję — rzekł, wznosząc podbródek. — iż nie będzie to miało miejsca.
WWW— Miło mi to słyszeć — skwitował król, odzyskując przyjemniejszy ton głosu. — No, lecz dość już o polityce, goście się schodzą.
WWWOkoło godziny dwudziestej, kiedy to pomarańczowa słoneczna poświata spowiła salę balową, święto hellgerryn trwało na całego. Służba zamkowa zniosła z kuchni potrawy i napitki, rozstawiając je na długich hebanowych stołach, wokoło których siedzieli goście. Na półmiskach znalazły więc ryby, homary, pieczone prosięta, lekkie sałatki. Dzbany zaś napełnione były winem, piwem oraz rumem. Na stołach panowało zupełne spustoszenie, dlatego też służba zmuszona była donosić coraz to nowe półmiski z potrawami czy też kufle i dzbany z alkoholem. Sielankowej atmosferze uroku dodawały piękne dźwięki fletów i harf, na których to grali minstrele usadowieni na balkonie ponad głowami biesiadników.
WWWSala balowa była ogromna. Na wykonanych z granitowych bloków ścianach wisiały drogocenne, piękne obrazy, odznaczały się mistrzowskie gobeliny. Rzędy kolumn dzielących komnatę na trzy nawy ozdobione były latoroślą i pachnącymi kwiatami. Ta z pozoru banalna ozdoba stanowiła nieodłączną część święta hellgerryn, gdyż o północy letnie kwiaty usychały, a na ich miejscu niewiarygodnie szybko wyrastały jesienne rośliny. Był to przykład wkładu alchemii w zielarstwo.
WWWW każdej nawie mieścił się jeden kilkumetrowy stół po brzegi zastawiony jadłem i napojami, zarówno alkoholowymi jak i zwykłymi sokami, herbatą bądź naparem. Przy wszystkich stołach znajdowało się po kilkadziesiąt krzeseł dla biesiadników i przygotowane dla nich zastawy.
WWWW głównej nawie, za stołem mieściła się wysoka, drewniana scena. W tymże miejscu, dokładnie o północy miał odbyć się swojego rodzaju konkurs, w którym to przedstawicielki płci pięknej zostały wybierane na Panią Jesieni. W tym współzawodnictwie nie mogły jednak brać udziału królewskie córki w obawie przed „ustawieniem” wyników.
WWWKról Volosth zajmował miejsce u szczytu stołu w głównej nawie siedząc na imponującym złotym tronie. Po obu jego stronach stały dwa identyczne siedzenia, jednakże puste. Na lewo od jednego z nich miejsce swe zajmował trubadur Niven, mający po swej lewicy grododzierżcę Arkefnima, człowieka o wydatnym brzuchu, łysej jak kolano głowie i tępym wyrazie twarzy.
WWWAtmosfera panująca podczas biesiady była bardzo przyjemna. Wciąż wznoszone były toasty, głównie za miderskiego władcę i nieżywych już jegomościów. Gwar rozmów był na tyle głośny, że potrafił przyprawić o ból głowy, jednakowoż gorzałka porozstawiana po stołach potrafiła ból owy uśmierzyć.
WWW— Mówię ci, wszystko o kant dupy rozbić — Grododzierżca, mocno już wstawiony, wychylił kolejny kieliszek wódki, mlasnął głośno i uderzył w stół pulchną pięścią. — Na ulicach wciąż tylko po nocach gwałcą i mordują, to miasto na psy schodzi!
WWWNiven, udając zainteresowanie monologiem grubego Arkefnima nałożył sobie na talerz kolejny kawałek wyśmienitego mięsa wiwerny faszerowanego grzybami. Pod sobą miał lutnię, która oparta była o nogę krzesła. Umówił się z królem, że zagra dopiero wtedy, kiedy na biesiadzie obecni będą wszyscy królowie przedstawiający Sojusz Morza. Trubadur zauważył, że królowi szczególnie zależało na tym, by zrobić na sąsiadach bardzo dobre wrażenie, by wyprawić im taki hellgerryn, jakiego nie doświadczyli nigdy. Dostrzegł również pośród biesiadników kilku szpicli, doskonale odgrywających przydzielone im role. Zdemaskował ich po mistrzowskich, ledwie uchwytnych dla oka gestach, jakie między sobą wymieniali. Zapewne gdyby wybuchła grubsza awantura w postaci niespodziewanego mordobicia agenci natychmiast zaalarmowaliby czatujących w strażnicy wartowników. Volosth bowiem uważał, że „obecność straży w pełnym rynsztunku niweczy całe przyjęcie”.
WWW— Jego Wysokość, król Rawelek z Aakary! — zapowiedział niespodziewanie herold, którego basowy głos zdolny był przebić się nawet przez nieznośny gwar rozmów i melodię graną przez minstreli.
WWWZapadła cisza, wszyscy zwrócili się w stronę dwuskrzydłowych drzwi. Kiedy tylko do środka wszedł wysoki, potężnie zbudowany mężczyzna w czarnym jedwabnym płaszczu, na którego głowie spoczywał królewski diadem, rozległy się brawa. Król Volosth wstał od stołu i ruszył, by zgodnie z obowiązkiem gospodarza powitać oczekiwanego gościa. Gwar znów się podniósł, na nowo rozbrzmiały dźwięki instrumentów oraz piękny głos młodej śpiewaczki przebywającej na balkonie dla minstreli.
WWWPowtórzyło się to jeszcze kilkakrotnie, kiedy to na biesiadę zawitali kolejno królowie Altrei i Xanearu. Żaden z nich o dziwo nie zajął miejsca przy stole w głównej nawie, tylko skierował się do tych bocznych. Niektórzy przyprowadzili także ze sobą paziów, wasali i dziedziców tronu, dla których również znalazło się miejsce przy biesiadnym stole.
WWWKról Volosth po rozmowie z tajemniczym posłańcem przybyłym około godziny dwudziestej pierwszej zasiadł na prawo od Nivena. Trubadur wyprężył się na swoim miejscu niczym struna, odrywając się od niedawno napoczętej porcji cielęciny.
WWW— Leevgard poprzez posłańca przeprosił za nieobecność, stary pierdziel — mruknął niespodziewanie, patrząc przed siebie.
WWWNiven mimowolnie roześmiał się. Szybko jednak, przywołując się do porządku, zakaszlał udając, że dławi się cielęciną. Leevgard był szanowanym władcą sprawującym pieczę nad królestwem Laaru, który choć mały, stanowił imponującą potęgę militarną.
WWWTrubadur chwycił za lutnię, wstał. Skoro już wszyscy królowie z Sojuszu Morza zjawili się na przyjęciu pozostało mu dotrzymać swojej części umowy.
WWW— Dokąd to? — syknął Volosth, podnosząc na niego zimne oczy. — Nie skończyłem jeszcze, siadaj.
WWWUsłuchał. Usiadł na swoje miejsce, ponownie opierając lutnię o nogę krzesła. Czuł, że czeka go nużący monolog, lecz Volosth zwrócił się niespodziewanie do Arkefnima.
WWW— Jak ty wyglądasz, kurwa jego mać?
WWWArkefnim odstawił błyskawicznie kieliszek wódki na stół, wlepiając świńskie oczka w oczy króla. Jego pucołowata twarz czerwona do granic możliwości oblała się nagle świetlistymi kropelkami potu.
WWW— Arkefnim, ty durniu, tkniesz choćby naparstek wódki, zaprowadzę cię pod pręgierz! — syknął Volosth, już o pół tonu ciszej. Niven, choć sądził, że nie powinien mieszać się do tego sporu sięgnął do pasa i wyjął z przyczepionej do niego sakwy maluczką buteleczkę z bezbarwnym płynem. Wyjął zeń szklany korek i podał miksturę grododzierżcy.
WWW— Nie wolno mi pić… — zamruczał niewyraźnie gruby Arkefnim, łypiąc oczami na króla. — Nie wolno mi pić wódki…
WWW— To nie wódka, grododzierżco — zapewnił go Niven, czując na sobie spojrzenie Volostha. Arkefnim patrzył na niego długo, sprawiając wrażenie, jakby myślenie sprawiało mu niemałą trudność. W końcu wlał całość buteleczki do gardła. W jednej chwili zbladł, targnął głową, jakoby odpędzał się od much. Wyprostował się, spojrzał po sali.
WWW— Zadziwiasz mnie, poeto — zdumiał się król, drapiąc podbródek. — Sekundę temu schlany jak bela, a teraz siedzi sobie jakby nigdy nic!
WWW— I bez kaca — dodał Niven z uśmiechem. Volosthowi rozszerzyły się źrenice, szczęka opadła lekko.
WWW— Toż to magia!
WWW— Alchemia, królu. Prosty do wykonania dekokt z czarnej pokrzywy, rumianku i ćwierci kieliszka spirytusu.
WWWZapadła cisza. Władca Mideru wsłuchał się w balladę śpiewaną przez dziewczynę na chórku. Niven zaś nie wiedząc, co począć wrócił do swojego kawałka cielęciny. Arkefnim natomiast zerwał się, jakby coś go oparzyło i z szybkością nienaturalną przy jego wadze pomknął ku drzwiom wychodka.
WWW— Warzą się losy mojego królestwa, Nivenie — odezwał się niespodziewanie król, po raz pierwszy zwracając się do trubadura po imieniu. — Jestem już stary, jestem reliktem niezdolnym już do sprawowania władzy. — Westchnął głęboko, nie odrywając wzroku od pustki, w którą się wpatrywał. — Mój syn, Durth, z którym wiązałem nadzieje, wobec którego miałem plany…
WWWNiven Levnir odchrząknął, zakaszlał pochyliwszy się nad talerzem. Volosth zareagował, odwracając ku niemu wzrok. Trubadur niepewnie spojrzał mu w oczy. Nie należały one już do potężnego władcy, człowieka apodyktycznego. Były to oczy zmęczonego starca. Widok ten poruszył Nivena do żywego.
WWW— Wiem, bajarzu, wiem… — westchnął Volosth. — Miałem nie zanudzać cię polityką.
WWW— Wasza wysokość…
WWW— Moja żona, królowa Herne zmarła niecałe dziesięć lat temu, kiedy to przez stolicę przebiegła straszliwa zaraza… Słuchasz mnie, Niven?
WWWZaistniała sytuacja była czymś niespotykanym. Potężny władca i awanturnik zwierzał się obcemu przybłędzie, którego widzi po raz pierwszy w życiu. Lecz Volosth tego potrzebował. Wszyscy obarczali go zawsze swymi problemami, nawet ci z najbliższego otoczenia. Król najwyraźniej nie miał z kim podzielić się osobistymi spostrzeżeniami, nie miał kogo się poradzić. Jego wybór padł na prostego truwera, który zniknie równie szybko jak się pojawił.
WWWNiven zaczerpnął powietrza.
WWW— Słucham.
WWW— Od czasu śmierci królowej samotnie wychowywałem moje dzieci. Dwie córki i jedynego syna, któremu od momentu jego poczęcia planowałem przekazać pieczę nad królestwem — Pauza. Długa, niezręczna. — Moje królestwo… Potężna frakcja chyli się ku upadkowi. I obawiam się, że nie odzyska już równowagi. Upadnie. Ugnie się pod ciężarem wojny, przegra. Mój jedyny syn, książę Durth, przebywa obecnie na północy, na wyspach. Chce doprowadzić do pokoju pomiędzy Miderem a wyspiarzami. Nie widziałem go od siedmiu miesięcy. To urodzony dyplomata. Ma dar do zjednywania sobie ludzi, dlatego między innymi nadaje się na króla. Wciąż pisze do mnie listy, opowiada jak przebiegają dyplomacje. To niewiarygodne, że to wszystko ciągnie się tak długo. Coś mi tu paskudnie cuchnie, poeto, mówię ci. Ale dopóki negocjacje się nie skończą, dopóty Durth nie powróci do ojczyzny.
WWW— Co zatem zrobisz, królu?
WWW— Oddam tron jednej z mych córek, chwilowo innej drogi nie widzę. Lecz nie wiem, której. Wybór prosty nie jest. Jedna ma to, czego brak drugiej. Leana, na przykład, jest porywcza i gwałtowna, co może w przyszłości podburzyć lud. Z kolei Fela jest znacznie łagodniejsza, mniej zadziorna. Może okazać się przez to zbyt słaba, by rządzić tak potężnym mocarstwem.
WWW— Przesadzasz, królu. Z pewnością wybór nie jest nazbyt skomplikowany, bynajmniej nie tak trudny, jak twierdzisz. Lecz nie mnie sądzić o losach Mideru, wasza wysokość.
WWWDalszą rozmowę przerwał im głos herolda, donośny niczym grzmot.
WWW— Oto i córki miłościwego króla Volostha, księżniczka Fela i księżniczka Leana!
WWWCisza. Drzwi rozstąpiły się z donośnym skrzypem. Do środka, dostojnym krokiem, weszły obie panienki, postukując obcasami pantofelków na granitowej posadzce.
WWWLeana, starsza córka Volostha była wysoką brunetką o oczach czarnych niczym węgielki. Włosy miała upięte w kok. Ubrana była w luźną, wydekoltowaną suknię z błękitnego aksamitu przewiązaną w pasie długą, złotą szarfą. Na jej szyi lśnił imponujących rozmiarów szafir na złotym łańcuszku.
WWWFela, młodsza od swojej siostry była jej absolutnym przeciwieństwem. Niższa od Leany, drobnie zbudowana. Posiadała delikatniejsze rysy twarzy. Blond włosy splecione były w gruby warkocz. Miała zielone oczy. Sposób, z jakim patrzyła na zgromadzonych zdradzał jej nieśmiałość. Podobnie jak siostra ubierała się w aksamity. Na sobie miała szmaragdowozieloną suknię, podchodząca pod kolor oczu, a także długie po łokcie aksamitne rękawice.
WWWObie królewny zajęły miejsca przy stole w nawie głównej, przy ojcu. Muzyka z balkonów rozbrzmiała ponownie, biesiadnicy powrócili do rozmów i wznoszenia toastów.
WWW— Nie tobie sądzić o losach Mideru, powiadasz — zagaił Volosth do Nivena. — Otóż wyobraź sobie, poeto, iż to ciebie proszę o pomoc w podjęciu decyzji.
WWWLeana, siedząca tuż przy ojcu podniosła delikatnie głowę, ukradkiem spojrzała na obu mężczyzn uważnie przysłuchując się rozmowie.
WWW— Królu, ja naprawdę… — zająknął się Niven. — Nie czuję się na siłach, jestem obcym…
WWW— Dość mam tych bzdur, poeto — przerwał mu Volosth. — Zatem nie proszę cię o to. Rozkazuję ci. Pod groźbą ścięcia toporem rozkazuję tobie pomóc mi w podjęciu decyzji. Jakakolwiek by ona nie była, wezmę sobie ją do serca.
WWWTrubadur przełknął ślinę, głos ugrzązł mu w gardle. Volosth w tej chwili był stanowczy, nie wyglądało na to, aby żartował. Niven wpakował się w polityczne bagno, od którego zawsze stronił, które omijał szerokim łukiem. Postawiono go przed być może najważniejszą życiową decyzją, od której zależało czy skończy hellgerryn żywy. Nie mógł podjąć decyzji ot tak. Musiałby poznać obie pretendentki, dopiero wtedy wyrazić o nich swoje zdanie. Nie miał jednak na to wystarczająco dużo czasu.
WWW— Daję ci czas do końca uroczystości — obwieścił Volosth sięgając po kiść winogron. — No, nie siedź bezczynnie, w końcu za coś ci płacę.
WWWBył to jasny sygnał do rozpoczęcia koncertu. Niven, sięgnąwszy po swoją lutnię, powstał. Nękany natłokiem myśli teatralnym krokiem skierował się ku drewnianej, wysokiej scenie.
WWWOwa scena miała posłużyć niedługo do wyborów Pani Jesieni, ale teraz była udostępniona tylko i wyłącznie dla niego i jego talentu. Volosth pomyślał o wszystkim. Karłowaty paź wbiegł po schodkach na scenę przed Nivenem oburącz dźwigając trójnożny, pozbawiony oparcia zydelek. Pośpiesznie postawił go pośrodku sceny. Szybko zeskoczył z podwyższenia, ustępując miejsca artyście. Niven natomiast usadowił się na drewnianym zydelku, uderzył w struny lutni, niosąc po sali wysoki, czysty akord.
WWWBiesiadnicy zamarli, zaprzestając rozmów. Muzycy z balkoniku błyskawicznie zakończyli grę nieporadną kakofonią. Nerwowa cisza wypełniła powietrze. Uczestnicy święta skupili wzrok na mężczyźnie z lutnią, który po raz pierwszy odczuwał zdenerwowanie podczas koncertu. Oczekiwali oni czegoś wyjątkowego. Chcieli poruszającej serca ballady, opiewającej szlachetne czyny cudownej pieśni.
WWWMelancholijna, cicha melodia rozerwała ciążącą w powietrzu ciszę. Po pierwszym takcie poniósł się perlisty głos, brzmieniem porównywalnym anielskiemu chórowi.
O północy, wśród blasku księżyca
Nad srebrzystą jeziora tonią
Oto prześliczna staje pannica,
Łezkę ociera dłonią.
„Ach, gdzież mój kochanek,
Gdzież mój wybrany?
Mam ja dla ciebie wianek,
Przyjdź do mnie! Kochany!”
W czarnej toni dryfują białe nenufary,
Żywe trupy z toni wychodzą;
Straszliwego jeziora ofiary
Nieżywymi oczyma wodzą.
„Odejdź wybranko,
Luba perełko,
Odejdź stąd prędko,
Idź precz panienko!”
Lecz panienka nie słucha,
Idze ku jeziora grani
Słowa wybranka, muzyką dla ucha
Wiodą ku czarnej otchłani.
Truposze jeziorne
Prowadzą ku wodnej gardzieli
Panienka rękę daje tym,
Co utonęli.
WWWOstatni akord zawibrował w powietrzu, ustępując następnie miejsca ciszy. Zebrani wpatrywali się w trubadura, jakby nie wiedząc co począć. Po chwili rozległy się brawa. Donośne owacje. Niektórzy powstawali z krzeseł.Nad srebrzystą jeziora tonią
Oto prześliczna staje pannica,
Łezkę ociera dłonią.
„Ach, gdzież mój kochanek,
Gdzież mój wybrany?
Mam ja dla ciebie wianek,
Przyjdź do mnie! Kochany!”
W czarnej toni dryfują białe nenufary,
Żywe trupy z toni wychodzą;
Straszliwego jeziora ofiary
Nieżywymi oczyma wodzą.
„Odejdź wybranko,
Luba perełko,
Odejdź stąd prędko,
Idź precz panienko!”
Lecz panienka nie słucha,
Idze ku jeziora grani
Słowa wybranka, muzyką dla ucha
Wiodą ku czarnej otchłani.
Truposze jeziorne
Prowadzą ku wodnej gardzieli
Panienka rękę daje tym,
Co utonęli.
WWW— Po cóż ta głupia dziewucha do jeziora podchodziła? — padł komentarz.
WWW— Jej luby nic tylko łajdak, podżegał dziewczynę!
WWW— Głupi wy! — krzyknął ktoś z bocznej nawy, uciszając biesiadników. — Kochanek przestrzegał panienkę przed straszliwym losem! Lecz ona miłością zaślepiona dała się zabić jeziornym topielcom! Do ukochanego chciała wrócić! Czyż nie tak, mistrzu?
WWWTrafny komentarz pochodził jak się okazało od altreiskiego rycerza, który przybył na biesiadę ze swym panem. Niven nie potwierdził jego słów, także im nie zaprzeczył. Rozłożył jedynie ręce i uśmiechnął się lekko.
WWW— Bis! — zawyła sala chórem, zgodnie uderzając kielichami o biesiadne stoły.
WWWNie licząc ballady Północ, Niven zaśpiewał jeszcze trzy inne. Każde spotkały się z identyczną reakcją biesiadników. Traktujące o prawdziwej, wręcz idealnej miłości pieśni do żywego poruszyły kobiece serca.
WWWPo czwartej balladzie, kiedy truwer czuł, że działanie wypitego wieczorem eliksiru przemija, zaprzestał gry. Wtedy to podniósł się z balkonu dziewczęcy głos, zagrali minstrele. Zebrani na uroczystości goście pożegnali schodzącego ze sceny Nivena owacjami na stojąco. Nie był to pierwszy raz, kiedy Niven spotkał się z czymś takim, ale to sprawiło, że zszedł ze sceny z poczuciem dobrze wykonanego zadania.
WWW— Nie doceniałem cię, bajarzu — oznajmił Volosth, kiedy Niven powrócił na swoje miejsce. — W zupełności zasłużyłeś na obiecaną zapłatę.
WWWNie wiadomo skąd wyjął niespodziewanie mieszek, pękający w szwach od znajdujących się w nim monet.
WWW— Postanowiłem jednak, że wypłacę ci z nadwyżką — Przysunął mieszek do Nivena. — Równe tysiąc dwieście miderskich rehanów, nie oberżniętych.
WWW— Wolałbym odebrać zapłatę po uroczystości…
WWW— Bierz, cholera, nie marudź!
WWWTrubadur wyciągnął dłoń po pękatą sakwę. Volosth szybkim ruchem odsunął ją od niego.
WWW— Byłbym zapomniał… — zagaił. — Jak tam z twoją opinią? Której z mych ślicznych córek mam oddać tron Mideru?
WWWLeana natychmiast, choć dyskretnie odwróciła głowę. Niven to zaważył. Fela, która siedziała o krzesło nuciła coś pod nosem, wystukując cichutko rytm palcem o krawędź stołu.
WWW— Nie jestem jeszcze w stanie odpowiedzieć, królu — wyznał trubadur.
WWW— Rozumiem to — odparł Volosth, przypinając sakwę do pasa. — Pozwól, że powtórzę: masz czas do końca biesiady. Nie dostaniesz zapłaty, jeśli nie wyrazisz swej opinii o dziedziczkach tronu.
WWWByło około godziny dwudziestej drugiej, kiedy to rozpoczął się prawdziwy hellgerryn. Zaczęły się tańce i zabawy. Mężczyźni wyszli na środek sali balowej zapraszając do tańca kobiety. Z uwieszonego ponad ich głowami balkonu dobiegała skoczna muzyka, dźwięki fletów, bębnów i lutni. W życie weszły tradycyjne wiejskie zabawy. Niewiasta, mając przewiązane opaską oczy musiała odszukać ukochanego spośród zamkniętego grona kobiet i mężczyzn. Kilka osób zorganizowało zawody w jedzeniu smażonej kuropatwy bez użycia jakiegokolwiek napoju. Na drewnianą scenę wybiegła trupa cyrkowców i akrobatów, zabawiając gawiedź swymi popisami. Śliczna blondynka, która użyczała dotychczas swego głosu w koncercie minstreli zeszła do gości, by odpocząć od kilkugodzinnego śpiewu. Adoratorów znalazła sobie natychmiast, a pośród nich także błyskotliwego rycerza z Altrei, który tak doskonale rozumiał poezję Nivena. Sam trubadur nie miał najmniejszej ochoty, by dołączyć się do świętujących gości. Pozostał sam przy stole biesiadnym, dając się porwać myślom.
WWWPrzed północą scena opustoszała i zaczęto wciągać na nią młode dziewczęta. Reszta gości zebrała się u stóp sceny, by wedle tradycji wybrać Panią Jesieni. Byli wśród nich obecni na uroczystości królowie a także księżniczki Mideru. Obie były wesołe, spocone nieco od długich tańców. Nie wyglądały na nieszczęśliwe z faktu, iż nie mogą brać udziału w konkursie.
WWWNiven wciąż siedział na swoim miejscu, zamroczony nieco przez wypity alkohol. Brzdąkał na swojej lutni fałszując niesamowicie. Od pewnego czasu zmagał się z niemożliwymi do wyleczenia skutkami wypicia eliksiru. Złapał uporczywy ból gardła, głos mu zachrypł. Kusiło go, by wypić niezawodny środek na kaca, ten sam, który podarował grododzierżcy. Po trudnym boju, jaki ze sobą stoczył uznał, że trwanie w alkoholowym amoku pomoże mu wybrnąć z sytuacji, w jaką mimowolnie został wciągnięty.
WWW— Panie i panowie, szanowni goście! — zwrócił się herold do zgromadzonych. — Zebraliśmy się tu u kresu wspaniałego święta hellgerryn, by jak każe zwyczaj, wybrać Panią Jesieni. Tejże nocy żegnamy na długi czas Letnią Panią, a wraz z nią wszystkie dobroci, jakie z nią się wiążą…
WWWNiven sięgnął do sakiewki uczepionej pasa od spodni i wyciągnął z niej identyczny flakonik, jaki dał grododzierżcy Arkefnimowi. Wyciągnął mały korek i wypił bezbarwną substancję jednym łykiem. Świat błyskawicznie odzyskał ostrość, mdłości ustały. Środek na kaca opracowany przez alchemików był jednym z tych dekoktów, co nie wywoływały skutków ubocznych, zarówno tych wcześniejszych jak i późniejszych.
WWWHerold przemawiał długo, popisując się pięknym językiem i naukowymi określeniami, których większość ze zgromadzonych, będąc pod wpływem wina nie zdołała zrozumieć. Nudne jego wywody uatrakcyjniło wejście tegorocznej Pani Lata — prześlicznej, drobnej blondynki odzianej jedynie w cienką, zwiewną i przykrótką spódniczkę oraz równie krótką bluzeczkę odsłaniającą szczupły brzuch.
WWWGłosowanie odbyło się poprzez głośne wrzaski, mało pasujące do kulturalnej biesiady, na jakiej zależało miderskiemu władcy. W końcu okazało się, że ponad dwieście zebranych na święcie gości wybrało na Panią Jesieni blondynkę, która prawie całą biesiadę spędziła śpiewając na balkonie minstreli. Mało tego, chórzystka wygrała miażdżącą przewagą głosów, jak określił to herold.
WWWDzwony zabiły obwieszczając północ. Latorośle i kwiaty okalające granitowe kolumny uschły niewiarygodnie szybko. Również zdrowe, zielone liście na girlandzie Pani Lata utraciły swą barwę, pożółkły. Wtedy to Pani Lata zdjęła ową girlandę i nałożyła ją na złote włosy pięknej chórzystki.
WWWBrawa zagłuszyły muzykę minstreli. Niven Levnir powstał. Uznał za stosowne zagadnąć do przepięknej Jesiennej Panienki, oczarować ją, by w do końca nocy nie czuła się samotna. Wiedział, że tym samym złamie zakaz Volostha i narazi się na łamanie kołem. Lecz wolał spróbować zaprosić ją do swojego pokoju w gospodzie. Przecież wtedy nie dopuściłby do żadnego skandalu.
WWWMusiał się spieszyć, gdyż zauważył wokół niej niewielką grupkę wielbicieli. Wyminął kilku gości powracających do biesiadnych stołów. I w tym momencie na niego wpadła.
WWWCiemnowłosa księżniczka o skrzącej się od potu skórze. Jej błękitna suknia była wymięta nieco, włosów nie miała już upiętych w kok. Zamiast tego były one w nieładzie, co nie przystało dziedziczce tronu.
WWW— Och, Niven! — westchnęła rozweselona, chwiejąc się lekko. Nie wyglądała na pijaną, ale jej wygląd i zachowanie mogły to sugerować. — Dobrze, że cię widzę! — Odgarnęła ze spoconego czoła pasemko włosów. — Właśnie wybieram się na spacer. Czy zechciałbyś dotrzymać mi towarzystwa?
WWW— Wasza wysokość… — wymamrotał Niven ochryple, zmieszany nieco. Sięgnął wzorkiem ponad jej ramię, łowiąc złotowłosą chórzystkę. Księżniczka chwyciła jego dłoń i pociągnęła szybko ku drzwiom wyjściowym.
WWWTej nocy niebo było bezchmurne, usiane miriadami migocących gwiazd. Olbrzymi księżyc w pełni roztaczał swój blask ponad stożkowatym donżonem. Wiejący od wschodu delikatny, chłodny wiatr leniwie kołysał gałęziami drzew wokół kamiennych murów.
WWWTwierdza króla Mideru była umiejscowiona na wyżynie, u której stóp rozciągały się rzędy uliczek i domostw, skąpane w świetle pochodni i olejnych lamp.
WWWNiższe warstwy społeczne stolicy Mideru również obchodziły swój hellgerryn, lecz w sposób o wiele bardziej sielankowy, pozbawiony dworskiej etykiety, polegający jedynie na plebejskich zwyczajach i obrzędach. Tu nie obowiązywał umiar w jedzeniu i piciu, nie wymagano stosowania górnolotnego języka. Nierzadko jednak tego rodzaju zabawy kończyły się bezwstydnymi orgiami, zwłaszcza w rejonach podgrodzia.
WWWBarczysty wartownik w błękitnym mundurze na kolczudze wyprostował się szybko, ustawił halabardę u boku i zadarł nos ku górze. Był to wyczulony odruch stosowany zwykle przy obecności króla bądź kogoś z jego rodziny.
WWWZ przeciwnego końca krenelażu nadchodziła księżniczka. Było absolutnie ciemno, wartownik nie mógł więc stwierdzić dokładnie czy była to ta starsza, czy ta młodsza. Fakt, iż na blankach nie mogły przebywać osoby postronne zapewniał go, iż na pewno była to jedna z córek królewskich. Jedno jednak było pewne: nie była ona sama. Osobnik jej towarzyszący na pewno był mężczyzną, wywnioskować to można było po jego posturze. Był od niej wyższy, garbił się nieco. Rozmawiali ze sobą, choć można było usłyszeć raczej głos księżniczki niż ten należący do idącego z nią mężczyzny.
WWWKsiężniczką okazała się Leana. Mężczyzny — młodego gołowąsa o długich włosach wartownik nie poznał. Minęli go powoli, nie zaszczycając nawet spojrzeniem. Zeszli z krenelażu kamiennymi schodami prowadzącymi na zamknięty dziedziniec.
WWW— Ojciec darzy cię zaufaniem, truwerze — ciągnęła księżniczka zapatrzona w ciemność przed nimi.
WWWWięc to tak, pomyślał Niven. Wyciągnęłaś mnie z przyjęcia, by podstępnie przekonać, że jesteś lepszą pretendentką do tronu niż siostra.
WWWLeana poprowadziła ich na środek dziedzińca, gdzie usiedli na drewnianej ławeczce pośród pachnących kwiatów. Dziedziniec pełnił także funkcję ogrodu, miejsca, w którym można było się zrelaksować i zebrać myśli.
WWW— Nie żebym próbowała cię przekonać do swoich racji — kontynuowała Leana. — Zrozum, wszakże mam większe prawa do rodzimego berła niż ma siostra. Oczywiście Durth, mój brat jest pierwszy w kolejce, lecz jest nieobecny. Królestwo potrzebuje następcy. A mój ojciec nierozważnie chce powierzyć pieczę nad nim młodszej córce, nie mającej niejakiego pojęcia o polityce.
WWW— Z całym szacunkiem, księżniczko — podjął Niven. — ale czy ty masz o tym pojęcie?
WWW— Oczywiście! — prychnęła niczym spłoszona kotka. — Wyobraź sobie, truwerze, że za to nierozważne pytanie mogłabym zaprowadzić cię na katowski pień.
WWWRoześmiała się słodko, złożyła dłonie.
WWW— Nie chciałem urazić Waszej Wysokości — rzekł Niven zeskakując z ławki. Przyklęknął na jedno kolano, spuścił głowę. — Proszę o wybaczenie.
WWW— Nie żartuj! — uśmiechnęła się raz jeszcze Leana. — Jednakże muszę przyznać, że obycia ci nie brak.
WWW— Sporo bywałem na królewskich dworach, zatem wiem co nieco o kaprysach władców i ich ukochanych księżniczek — wyznał Niven, z powrotem siadając na ławie.
WWW— Paskudna blizna — stwierdziła niespodziewanie Leana, przyglądając się szramie na jego policzku. — Kto ci to zrobił?
WWW— To prezent — burknął cicho. — Od kobiety.
WWWZa murami twierdzy zawył bezpański pies.
WWW— Zimno mi — stwierdziła księżniczka. — Chodźmy stąd.
WWWWrócili z powrotem na blanki. Leana jednak poprowadziła Nivena w kierunku przeciwnym do sali balowej, gdzie wciąż trwały zabawy. Pociągnęła go w kierunku dalszej części twierdzy, do wysokiej wieży strażniczej.
WWWU jej drzwi jednym słowem odprawiła zmożonych snem wartowników, wprowadziła trubadura do środka. Przekręciła klucz w zamku, wdrapała się po stromych, spiralnych schodach na szczyt wieży.
WWWU końca schodów, za kolejnymi drzwiami wybudowana była komnata. Jej owalne ściany z ciemnego kamienia okryte były gdzieniegdzie gobelinami przedstawiającymi przerażające a zarazem piękne stwory z uczonych ksiąg: smoki, amfisbeny oraz hydry. Były też cudne pejzaże i sceny okazujące zwyczajne aspekty ludzkiego życia. Przy ścianie, przeciwlegle do schodów znajdowało się olbrzymie łoże w kształcie okręgu okryte krwistoczerwoną kołdrą z aksamitu. Oświetleniem komnaty były świece umieszczone w licznych lichtarzach i kandelabrach. Pod jedną z dwóch okiennic mieściła się wykonana z wiśni komoda z lustrem posiadającym złoconą ramę. Na niej ustawione były równe rzędy perfum, różnorodnych pomadek, szminek i tuszy. Przy łóżku znajdowała się, skryta za parawanem, ogromnych rozmiarów dwudrzwiowa szafa.
WWWSzczęknął zamek w drzwiach. Leana odwiesiła mały kluczyk na haczyk obok, odwróciła się do Nivena.
WWW— Potrafił byś więc — szepnęła, rumieniąc się lekko. — odgadnąć mój kaprys?
WWWW rzeczywistości potrafiłby. Ale nie chciał. Nie spieszno było mu do łamania kołem, jeżeli nie do katowskiego pnia czy szubienicy. Zdał sobie w jednej chwili jak bardzo księżniczka jest zdesperowana, by dostać w dzierżawę królewskie berło.
WWW— Pani… — odrzekł szybko czując narastającą w sobie panikę. — Nie sądzę, aby to był dobry pomysł…
WWW— Zamilcz! — syknęła niczym wąż, zbliżając swoją twarz do jego twarzy. — Potraktuj to więc… jako rozkaz.
WWW— Wasza wysokość, ja naprawdę…
WWWPocałowała go, by uniemożliwić mu wypowiedzenie dalszych słów. Wpiła się w jego usta jak wampir spijający krew ze swej ofiary. Całowała z wprawą, jej wargi słodkie były od pomadki. Sięgnęła palcami do jego szyi, rozplątała sznurowany kołnierz.
WWWNiven nie miał najmniejszego zamiaru brnąć w to dalej. Konsekwencje zaistniałej sytuacji mogły być tragiczne. Poza tym nie miał ochoty być narzędziem księżniczki, dzięki któremu mogła wywalczyć sobie drogę do tronu. Coś jednak nie pozwoliło mu stawić oporu.
WWWOdwzajemnił jej pocałunek, wplatając dłoń w burzę czarnych włosów. Drugą ręką objął ją w pasie, przycisnął do siebie mocno. Dźwięk dzwoniących w sakiewce buteleczek odwrócił nagle jego uwagę. Oderwał się od dziewczyny, rozsznurował rzemień woreczka. Wyciągnął z niej następnie niewielkich rozmiarów buteleczkę wypełnioną aż po korek szmaragdowym dekoktem.
WWWPrzypuszczał, że eliksir przyda się tej nocy, jednakże imaginował sobie jego użycie w innych okolicznościach. Mimo tego mógł okazać się niezbędny, toteż Niven usunął korek kciukiem i wypił całość na jeden łyk. Intensywnie słodka ciecz spłynęła mu do gardła, ciepłem wypełniając całe ciało.
WWWKsiężniczka zniecierpliwiła się. Z rozmachem pchnęła go na olbrzymie łoże. Wypuszczona buteleczka po specyfiku wspomagającym potencję z dźwięcznym trzaskiem rozbiła się o ziemię.
WWWLeana położyła się obok trubadura, objęła go, odszukała ustami jego usta. Jej dłoń zsunęła się niżej, natrafiając na sprytnie ukryty pod koszulą Nivena sztylet. Sięgnęła pod jego koszulę, błyskawicznie rozwiązała rzemień łączący pochwę sztyletu z pasem spodni, energicznie cisnęła bronią o kamienną podłogę.
WWWSzary poranek skrył świat pod płaszczem gęstej mgły. Słońce przysłoniły czarne chmury. Na zewnątrz zapanowały jesienne mrozy, zstąpiły na ziemię lekkie mżawki. Wiatr targał gałęziami drzew, zamiatał z opustoszałych ulic śmieci, puste butelki i resztki jedzenia, pozostałości po niedawno zakończonym święcie.
WWWWartownikom na zamku królewskim także udzielił się melancholijny, senny nastrój. Poruszali się oni leniwie niczym duchy, patrolując krenelaże, dziedzińce, zamkowe pomieszczenia i wysokie baszty. Panująca wokoło cisza działała niczym nasenny środek, powodując opadanie ciężkich jak ołów powiek.
WWWNagle krzyk. Wysoki, kobiecy pisk dochodzący od strony górnych części twierdzy. Zapanowało poruszenie. Straż przeciskała się pomiędzy sobą, biegła po blankach z obnażonymi mieczami, gotowa, by uprzyjemnić sobie rutynową wartę.
WWWWibrujący w powietrzu, przeraźliwy wrzask zdawał się dochodzić z komnat na wyższym zamku. Z komnat, należących do książęcej córki, Feli.
WWWNiven otworzył oczy. Otępiający ból głowy odebrał mu chwilowo zdolność trzeźwego myślenia. Przez otwartą okiennicę wdarł się podmuch lodowatego wiatru paraliżując jego nagie ciało.
WWWLeżał samotnie na wielkim, okrągłym łożu. Jego ubrania spoczywały porozrzucane po całej komnacie. Po księżniczce nie było śladu. Szarpnął aksamitną kołdrą strącając z łóżka pustą butelkę po jaskółczym winie, którą jak pamiętał wypił wczoraj wspólnie z księżniczką. Nie mogło to być jednak powodem obecnego otępienia.
WWWZeskoczył z łoża i zebrał rozrzucone ubranie. Kiedy się ubierał, zauważył brak swego sztyletu z czarną rękojeścią. Nie było także małej sakiewki, w której trzymał mniejsze buteleczki z eliksirami.
WWWW zamku drzwi obrócił się klucz. Niven odwrócił się błyskawicznie, kierując wzrok w ich stronę. Drzwi otworzyły się z hukiem, uderzyły o ścianę. Do środka wbiegło trzech osobników w błękitnych mundurach straży, otoczyło zdezorientowanego truwera. Za nimi, chrzęszcząc stalowymi nagolennikami wkroczył oficer gwardii w pełnym rynsztunku.
WWWBez słowa zbliżył się do Nivena i odchyliwszy prawe ramię całą siłą uderzył go sierpowym w szczękę.
WWWTrubadur zatoczył się niczym pijany, upadł na kolana. Krew wypełniła mu usta, szczęka eksplodowała tępym bólem. Wypluł posokę wraz ze straconym zębem. Podniósł oczy na stojącego nad nim oficera. Jego postać rozmazywała się w mlecznej poświacie, obecnej jeszcze po silnym, paraliżującym zmysły uderzeniu. Lecz truwer zdołał dostrzec stojących na schodach ludzi. W większości byli to gotowi do interwencji strażnicy, lecz znaleźli się tam przybyli na hellgerryn królowie i książęta. Na samym przedzie tłumu, przy samych drzwiach stał Volosth, jeszcze w nocnym stroju. Tulił do siebie płaczącą Leanę, której błękitna suknia była podarta, skóra oznaczona świeżymi sińcami. To go zaniepokoiło. Żołądek natychmiast wywrócił mu się do góry nogami, ciało wypełniło gorąco.
WWWOficer gwardii wolnym ruchem odpiął od pasa sztylet w pochwie z czarnego kryształu. Jego sztylet.
WWW— Czy to twoje? — warknął kołysząc trzymaną za rzemienie bronią przed oczami trubadura. Jego głos był niewyraźny zza garnczkowego hełmu, odbijał się echem w głowie półprzytomnego Nivena. — Pytam czy to twoje!
WWWWolnym ruchem głowy trubadur przytaknął.
WWW— Czy więc potwierdzasz — dociekał oficer. — że tymże sztyletem dokonałeś zamachu na królewską córkę?
WWWW pierwszej chwili młodzieniec jakby nie zrozumiał tych słów. Nie zrozumiał wszystkiego, co wokół niego się działo. Rzeczywistość uderzyła go jak piorun.
WWW— Nie — burknął niewyraźnie, plując krwią. — To nie ja.
WWW— Łżesz! — krzyknęła nagle Leana, wyrywając się z ojcowskiego objęcia. Obróciła zapłakane oczy ku oficerowi. — Siostrę mi zabił! Potem przyszedł do mnie i zgwałcił, sukinsyn jeden!
WWW— Że co? — zapytał Niven, dźwigając się na równe nogi. — Ty suko, dziwko jedna…
WWWBól w krzyżu zwalił go z nóg. Strażnik miejski, od którego nadszedł cios cofnął się o krok, pod ścianę, nadal gotów do interwencji.
WWW— Twój to sztylet — rzekł oficer. — Zatem tyś zamordował. Zamordował, potem królewską córkę zhańbił! Pewno i ją chciałeś zabić!
WWW— Obezwładniłam go i zamknęłam we wieży — powiedziała księżniczka, krztusząc się przez łzy. — Potem, jak po pomoc biegłam, zobaczyłam nieżywą siostrunię!
WWW— Mnie to w zupełności wystarczy — rzekł oficer. Odrzucił sztylet trubadura i wolnym, teatralnym ruchem obnażył swój prosty, obosieczny miecz. — Na mocy miderskiego prawa skazuję cię, trubadurze, na karę śmierci za dopuszczenie się licznych niegodziwości wobec korony.
WWWPrzez otwartą okiennicę do komnaty powoli, jak wąż wpełzł jasny obłok mgły. Oficer wzniósł miecz ponad głowę.
WWW— Wyrok wykonany zostaje natychmiast!
WWWJasny obłok wybuchł nagle szafirowym płomieniem. Zarówno oficer jak i księżniczka cofnęli się ku drzwiom. Pozostali strażnicy przycisnęli się do ścian. Pośród ciemnoniebieskich języków ognia ukazała się niewyraźna postać, której stopy wznosiły się ponad ziemią. Wszyscy zamarli wstrzymując oddech.
WWWOgień rozpłynął się w powietrzu pozostawiając po sobie cieniutkie sznureczki dymu. Postać lewitująca ponad kamienną podłogą stała się wyraźna pomimo niematerialnego, przezroczystego ciała.
WWWPo zebranych przebiegły okrzyki zdumienia pomieszanego z przerażeniem. Widmowa postać dziewczyny posiadała niewielką rdzawą plamę w okolicach prawego żebra. Jej twarz posiadała delikatne rysy, tak podobne do młodszej córki króla Volostha, Feli.
WWWWładca Mideru padł na kolana, wzniósł drżące dłonie ku upiorowi.
WWW— Fela… — wypowiedział łamiącym się głosem. — Fela, córko moja…
WWWMłodsza córka króla nie zaszczyciła ojca spojrzeniem. Podniosła szklane, zimne oczy na siostrę, zakręciła się w miejscu, rozłożywszy ręce.
WWW— Ach, siostro moja ukochana! — zawołała wyglądając na szare niebo. Głos jej był metaliczny, piskliwy. Odbijał się echem wśród owalnych ścian wieży. — Cóż, moja kochana siostrzyczko nakazało ci popełnić tak straszny czyn?
WWWCisza zalęgła się w komnacie. Przerywana była od czasu do czasu przez nerwowe oddechy obserwujących zjawę ludzi.
WWW— Serce mi z żalu pękło, Leano. Duchy płaczą, oto zazdrosna, chciwością zaślepiona księżniczka siostrę własną zabiła!
WWW— Co to jest, kurwa mać? — krzyknął nagle oficer.
WWW— To pewnie jego sprawka! — wrzasnęła Leana, wskazując na Nivena. — To magik! Czarownik! Pewno ducha mojej kochanej siostry przywołał, by zmylić trop!
WWW— Baczcie, ludzie! — odezwała się zjawa, wzrokiem obejmując ludzi w komnacie. — Pośród was jest mój morderca, lecz nie jest nim ten człowiek! — Wskazała na trubadura, który wciąż na klęczkach patrzył na nią. — Podejmijcie decyzję roztropnie, wskażcie prawdziwego winnego, gdyż decyzja wasza zapamiętana będzie przez Władcę Śmierci! A wtedy i ona zadecyduje w jego osądzie!
WWWUcichła nagle, nurzając komnatę w głuszy. Jeden ze strażników podszedł powoli do oficera, nie odrywając oczu od lewitującej postaci Feli.
WWW— Panie oficerze… — wyjąkał. — To mgielnik, zjawa odkrywająca przewinienia ludzkie…
WWW— Co? O czym wy pieprzycie?
WWW— Chodzi o to, panie oficerze… że ta zjawa prawdę mówi! — Ściszył głos. — To księżniczka siostrę zabiła…
WWWOczy oficera zwęziły się.
WWW— Twoje słowa ocierają się o zdradę stanu! Każę cię za jaja powiesić, gnido oparszywiała!
WWW— Ale toż to prawda, klnę się na ducha mej żony! — powiedział gorączkowo strażnik. — Mgielniki ukazują się ludziom rzadko, musi to być naprawdę paskudne przewinienie. Ale jak już się to stanie, każą dokonać osądu w imię Rathasa, boga śmierci! Słyszałem niegdyś, że pewien wójt w owym osądzie skazał na śmierć niewinnego człowieka. Wtedy to Zastępy Ciemności całą wioskę wypleniły w odwecie za niepomszczonego ducha! I nie było to nic innego jak najprawdziwsze Dzikie Łowy! Pod wodzą Siewcy Śmierci! Mówię, mości oficerze, nieboszczka ma rację!
WWW— Zabobonni jesteście i tyle! — wrzasnął oficer. Spojrzał na Nivena. — A ja urżnę łeb temu skurwielowi, choćby i przy samej…
WWWUrwał przy końcu zdania, podniósł wzrok na Felę. Po chwili schował powoli obnażony miecz do pochwy, przecisnął się do króla. Rozmawiał z nim dłuższą chwilę. Leana stała z boku, ukradkiem spoglądając na unoszącą się w powietrzu zjawę.
WWW— Nigdy! — wrzasnął król. — Nie pozwolę wam zabić mojej jedynej córki! Zamach stanu chcecie przeprowadzić, sukinkoty! Nie pozwolę! Ja was wszystkich powieszę!
WWWNa twarzy czarnowłosej dziedziczki odmalowało się przerażenie. Niven uśmiechnął się, czując nieznośny ból w szczęce. Pojął plan Leany w każdym calu. Plan odziedziczenia królewskiego berła i potężnego imperium. Udało jej się wczorajszej nocy uśpić jego czujność, dzięki czemu obezwładniła go ciosem w głowę przy użyciu czegoś ciężkiego. Potem wzięła jego sztylet i zabiła nim własną siostrę, by wyglądało to na robotę trubadura. Podarła sobie również suknię i nabiła siniaki, aby upozorować gwałt.
WWWUpłynęło kilka minut, zanim Volosth z oficerem doszli do porozumienia. Gdy tak się stało, gwardzista stanął naprzeciw Feli, zachowawszy zimną krew.
WWW— Jakąż to podjęliście decyzję? — zapytała Fela.
WWW— Więc… — zaczął oficer. — Nasza decyzja…
WWW— Nie ukarzemy winnego! — dokończył za niego Volosth, zły nie na żarty. — Lecz i trubadur odejdzie niepokojony!
WWW— Zatem uświadomieni o winie mej siostry nie chcecie wymierzyć sprawiedliwości? — zapytała zjawa. — Chcecie zachować neutralność? — Cisza. — Tak więc podjęliście decyzję. I oby była ona dla was korzystna…
WWWZjawa, unosząc się ponad podłogą poszybowała ku drzwiom i przelatując obok rozstępujących się gapiów, zniknęła. W okolicy podniósł się dziewczęcy głos. Głos księżniczki Feli:
Lecz panienka nie słucha,
Idze ku jeziora grani
Słowa wybranka, muzyką dla ucha
Wiodą ku czarnej otchłani…
WWWW ciszy jaka nastąpiła po jej odejściu, król Volosth podszedł do Nivena, który wciąż klękał na podłodze, wycierając płynącą z ust krew rękawem. Odpiął od pasa pękatą sakiewkę i rzucił mu ją do nóg.Idze ku jeziora grani
Słowa wybranka, muzyką dla ucha
Wiodą ku czarnej otchłani…
WWW— Mam swój honor — stwierdził ze złością. — Tysiąc dwieście rehanów. Mimo iż wywołałeś skandal. Bierz je i idź precz. Wynoś się z moich włości. Daję ci na to dwa dni. Załatw to, co jeszcze musisz i niech więcej cię nie widzę. Nigdy. W inszym wypadku nie okażę już więcej łaski.
WWWObrócił się na pięcie i objąwszy córkę ramieniem zszedł z nią po schodach. Za nimi zaczęli schodzić pozostali królowie i straż.
WWWOficer stanął nad trubadurem, dał znak pozostałym w komnacie strażnikom, by pomogli mu się podnieść. Sam zaś wziął do ręki mieszek Volostha i zważył go w dłoni.
WWW— Przepraszam, poeto — rzekł, zdejmując hełm. Okazał się mężczyzną w średnim wieku. Miał krótkie blond włosy, bystre brązowe oczy. — Za wszystko. Weź te pieniądze, w pełni na nie zasłużyłeś.
WWWPodał Nivenowi mieszek z monetami i sztylet w pochwie z czarnego kryształu. Nie powiedział już nic więcej.