14 września 2007r. piątek
I znowu od rana słyszę to samo: „Małgorzato! Nie zapomnij odebrać Jasia z przedszkola”. Totalny koszmar! Mam 17 lat i zamiast po szkole iść ze znajomymi na pizze albo do kina, muszę odbierać mojego 5-letniego brata z przedszkola. Tak, tak 5-letni dzieciak zatruwa mi życie. Nawet nie mogę sobie już wyobrazić jak cudownie było zanim się urodził. A teraz? Muszę się z nim wszystkim dzielić. No oprócz pokoju. To mamy na szczęście osobno, ale i tak mi szpera kiedy wychodzę, co na moje nieszczęście rzadko się zdarza. Trochę szkoda, że marnuję sobie życie na zajmowanie się bratem. Jednak nie mam na to wpływu. Mama pracuje w dwóch klinikach w Warszawie jako onkolog i nigdy nie ma jej w domu. Tata jest prawnikiem i prowadzi kancelarię adwokacką. Mój starszy o 6 lat brat – Arek studiuje antropologię na uniwerku w Krakowie i gdyby nie Święta Bożego Narodzenia oraz Wielkanoc to nie wiedziałabym jak wygląda. Mój młodszy brat – Jasiek jest owocem drugiej młodości rodziców. Urodził się w rok po tym jak do siebie wrócili, gdyż tata miał romans ze swoją sekretarką. Dobrze, że w porę zauważył, że ona chce tylko jego pieniędzy i mama mu wybaczyła. Tak więc jestem środkowym dzieckiem i niezbyt mi z tym fajnie. Mój dzień wygląda zazwyczaj tak: wstaję o 7:00, biorę prysznic, biegnę do kuchni i błyskawicznie jem śniadanie, a następnie w kilka sekund wbiegam po schodach do mojego pokoju i ubieram uszykowane dzień wcześniej ciuchy. Dzisiaj założyłam granatową mini, biały T-Shirt z nadrukiem i srebrne balerinki. No i oczywiście delikatny makijaż. Jest to zabronione w moim ogólniaku, ale co tam. Wszystkie moje przyjaciółki się malują. O 7:40 wybiegam z domu do swojej przyjaciółki, z którą się zabieram. Dzisiaj znowu zaspała, i byłyśmy spóźnione pięć minut. A to oznaczało jedno – zostanie po lekcjach i siedzenie w szkolnej bibliotece przez godzinę lekcyjną. Nie ma jednak tego złego co by na dobre nie wyszło. Zazwyczaj spotykam tam Roberta z IIf. Niezły z niego gagatek, ale strasznie mi się podoba. Moja przyjaciółka – Anka zawsze mi dogryza na Jego temat. Mówi, że nie jestem w jego typie i że mam sobie go odpuścić, ale ja swoje wiem. Może zwróci na mnie uwagę na szkolnym balu charytatywnym, z którego datki przeznaczone będą na odbudowę sierocińca zniszczonego przez powódź. O tak! Należę do bogatej rodziny. Moi rodzice już zapowiedzieli, że wesprą ten szczytny cel i pojawią się w roli opiekunów na balu. Koszmar! Chyba tego nie przeżyję. A to już 12 października. Ciekawe tylko kto zostanie z Jasiem. Założę się, że nasza sąsiadka – pani Krysia. Ma złote serce i jest takim dobrym aniołem. Dobrze, że w wakacje mogła się nim też zajmować.
Ledwo co zaczęła się szkoła, a psorzy już nas nękają w szkole. Przecież to absurd. Jak tak można? Ciągle powtarzają, że nie będzie tak łatwo jak nam się wydaje i ze pierwsza klasa to była łatwizna. Eh za rok powiedzą to samo

Dobranoc:)
16 września 2007r. niedziela
Od rana wpadła z niezapowiedzianą wizytą babcia. Ona tak zawsze wpada jak tornado i jeszcze szybciej ucieka. Przywiozła coś dla swojego ukochanego wnuczka Jasia i dla mnie też coś się nawet znalazło. Szkoda, że przez tę wizytę całe moje niedzielne plany legły w gruzach, ale to nic. Tak rzadko widzę babcię, (mieszka w Słubicach, więc jest to kawałek drogi do przejechania), że wszystko inne stało się nieważne. Babcia mimo swoich 68 lat wcale nie wygląda staro. Ma twarz 40-latki, farbowane włosy i zawsze nienaganny ubiór. I w dodatku zachowuje się, jakby miała 35 lat. Dziadek nie żyje od kilku lat i dopiero niedawno babcia się z tego otrząsnęła. I teraz chodzi na wieczorki klubowe seniorów, spotyka się ze znajomymi sąsiadkami. To nie ta sama babcia. Mam pewne podejrzenia, że stoi za tym jakiś mężczyzna, który zawrócił jej w głowie:)
Dobranoc:)
Rozdział II
17 września 2007r. poniedziałek
Dziś kolejny ładny dzień, więc założyłam dżinsy, T-Shirt i trampki. Mama znowu przypominała o tym, żeby odebrać Jasia z przedszkola. Ona tak zawsze. Mogłaby chociaż raz sama go odebrać. Na szczęście w środę odbiera go tata i będę mogła spokojnie iść wybrać sukienkę na bal. Zastanawiam się tylko czy wybrać którąś z kolekcji Armaniego czy Versace. Wiem, że drogie, ale stać mnie na to. W końcu będzie to mój pierwszy bal w życiu. Zamówiłam już biżuterię od Svarovskiego i buty od Vuittona.
W szkole jakiś czarny dzień, bo najpierw kartkówka z matmy, a potem odpytywanie z polskiego. Jakoś udało mi się odpowiedzieć na tróję:). Nienawidzę tej babki od matmy. Od pierwszej klasy się na mnie wyżywa. I to tylko dlatego, że raz spóźniłam się na lekcję, bo odprowadzałam Jasia do przedszkola. Z polskiego zadała nam pracę domową na temat: „Jak Twoim zdaniem powinni wyglądać i jakie cechy posiadać współcześni romantycy?”. Pikuś, usiądę i w godzinę napiszę ten referat. Kocham polski i mam nadzieję, że dostanę się na filologię na UW.
Dzisiaj skończyłam wcześniej i poszłam posiedzieć do kawiarenki naprzeciwko przedszkola. Pracuje tam taki fajny chłopak. Jest barmanem i ma na imię Mateusz. Eh z tymi chłopakami to tylko jeden wielki zamęt. Nie wiem który bardziej mi się podoba. Robert czy Mateusz. Mateusz ma 20 lat, a Robert tak jak ja 17. może Anka mi coś doradzi, choć ona traktuje chłopaków tak jakby nie istnieli. Bardziej pochłania ją kariera, a raczej jej budowanie. Anka chce w przyszłości zostać biologiem naukowcem i odkrywać wciąż nowe gatunki grzybów, bakterii i pleśni. Nie twierdzę, żeby to było głupie, ale mogła chociażby pracować w laboratorium chemicznym czy w szpitalu. Też by na pewno coś odkryła. A co do Jasia to prawie o nim zapomniałam dzisiaj, bo Mateusz podszedł do mnie i zaczął flirtować. Szkoda, że musiałam odebrać tego małego, bo tak fajnie mi się rozmawiało z tym przystojniakiem. Mały przez całą drogę do domu zachwycał się nowymi puzzlami. Ciekawe czy ja też byłam tak jak on w tym wieku.
Dobranoc

20 września 2007r. czwartek
Dzisiejszy dzień zaczął się koszmarnie, gdyż dostałam okres i jak zawsze chciałam się z tego powodu zapaść pod ziemię. Musiałam założyć czarne rurki i tunikę. Znowu 5 dni stresu. Jakbym go miała mało:(. Wczoraj próbowałam wybrać sobie sukienkę. I upodobałam sobie już jedną od Versace. Turkusową z satyny do kolan z czarnym paskiem w talii na ramiączkach. Brzegi dołu ozdobione są złotą tasiemką, w którą wkomponowano diamenty. Do tego w komplecie bolerko z rękawami ¾ w czarnym kolorze. Idealnie będzie się kontrastować ze szpilkami i biżuterią. Pójdę po nią we wtorek po zajęciach:). Kupiłam za to perfumy – ulubiony zapach Marilyn Monroe: Chanel °5. rodzice mnie za to zabiją, ale dopiero za miesiąc jak przyjdzie wyciąg z banku. Jednak zazwyczaj bardzo szybko zapominają i wybaczają wszelkie zakupy. Ach jesteśmy tacy bogaci, że mogłabym nie pracować do końca życia. Jednak ja mam cel. Chcę być filologiem i wykładać na uniwersytetach -> całe mnóstwo chłopaków, lecz młodszych niż ja:(. W szkole jak zawsze mi się nudziło. Baba od matmy oddawała kartkówki i o dziwo dostałam czwórkę z plusem, choć wcale się nie uczyła z braku czasu. Nawet ściąg nie miałam, ale dobrze, bo ściąganie dobrze mi nie idzie. Dzisiaj standardowo godzina w kozie. Robert też był. Napisał mi liścik: „Jutro o 14:20 za szkoła.” Krótki, ale treściwy. Chyba pójdę. Kończę o 14:15 , a po małego godzinę później. Ciekawe co chce ode mnie. Może umówić się albo coś. Dowiem się jutro.
Dobranoc:)
ROZDZIAŁ III
21 września 2007r piątek
Cały ranek spędziłam na wybieraniu stroju i musiało to wyglądać śmiesznie. Nie mogłam się zdecydować. W końcu ubrałam jasnofioletową bluzkę, dżinsy i adidasy. Nic nadzwyczajnego. Potem usiadłam przed lustrem i związałam moje długie brązowe włosy w kucyk. Zrobiłam delikatny, prawie niewidoczny makijaż i zbiegłam po schodach na parter do kuchni. Zdążyłam tylko wypić zieloną herbatę i już mnie nie było. Dzisiaj to Anka czekała za mną. Zdążyłyśmy w ostatniej chwili. Odliczałam godzinę za godziną. Na 7 lekcji – chemii, głowę miała gdzieś w oddali, bo nauczycielka dwa razy mnie o coś pytała i nie uzyskała odpowiedzi, w efekcie czego dostała dodatkową pracę domową(jakby zadań było mało). Z pomocą mojej przyjaciółki na pewno mi się uda je zrobić. Kiedy w końcu zadzwonił dzwonek jak na skrzydłach wybiegłam z klasy do wc. Miałam tylko 5 minut czasu. Kiedy wyszłam to na korytarzu byli tylko uczniowie, którzy mieli 8 lekcję. Poszłam w kierunku drzwi, a następnie wydeptaną ścieżką za szkołę. Robert już czekał. Serce zaczęło mi bić mocniej. W opinającym białym T-Shircie, który podkreślał jego tors oraz opaleniznę wyglądał jak Matthew Pery (no może troszkę przesadzam hi hi). Dałam radę powiedzieć tylko „Cześć”. Potem on zaczął mówić o szkole, rodzicach, znajomych. Coś mi nie grało. Zapytałam go dlaczego tak naprawdę chciał się ze mną spotkać. Odparł, ze jest nieśmiały, a nie wiedział jak do mnie zagadać. Zaczęłam się śmiać, a on podszedł tak blisko, że stykaliśmy się nosami i spojrzał mi głęboko w oczy. Pocałował mnie nieśmiało raz, potem drugi i trzeci i nagle zadzwoniła Jego Komorka. Odebrał i po chwili rozmowy rzucił tylko „Muszę lecieć. Cześć!” i tyle go widziałam. Poszłam zamyślona po Jasia i kiedy byłam przy przedszkolu to zauważyłam Roberta. Siedział sobie w kawiarni z moją najlepszą przyjaciółką. I śmiali się oboje w najlepsze. Łzy zaczęły mi płynąć po twarzy i w tym momencie poczułam uścisk małej rączki na mojej i cichy głosik brata pytający: „Dlaczego płaczesz?”. Odpowiedziałam, że nie płaczę tylko mam alergię na pyłki i poszliśmy do domu. Na sobotę byłam umówiona z Anka, ale napisałam jej, ze pani Krysia jest chora i muszę zostać z Jasiem. Nie chciałam jej widzieć. Jak ona mogła to zrobić? Wiedziała przecież, że Robert mi się bardzo podoba. Pojdę jutro sama połazić po sklepach a potem do kawiarenki. Mateusz będzie miał chyba wieczorną zmianę:). Nie myślałam pamiętniczku, że zawiodę się na kimś tak bliskim, na kimś kto wiedział o mnie wszystko i kogo znam tyle lat.
Dobranoc:(
22 września 2007. sobota (późny wieczór)
Dzisiaj w bardzo ponurym nastroju przemierzałam centrum handlowe. I nic nie poprawiało mi humoru. Nic nie chciało mi się nawet robić. W końcu ok.20:00 dotarłam do kawiarenki. Usiadłam w ciemnym kącie i rozmyślałam co zamówić, kiedy podszedł Mateusz. „Dla najpiękniejszej dziewczyny w tej kawiarni na koszt firmy.” – powiedział stawiając Caffé Latte. Nie wiem czy wiedział, że lubię czy pamiętał, że zawsze to zamawiam. Usiadł naprzeciwko mnie po czym zaczął prowadzić monolog. Nie miałam nawet ochoty z nim rozmawiać. Opowiedział mi o swoich planach i marzeniach. Chciało mi się płakać. W pewnej chwili chwycił mnie za rękę i wyprowadził na dwór. Wsiedliśmy do Jego auta i pojechaliśmy za miasto. Słońce już prawie zaszło i zapadał zmrok. Na niebie zbierały się chmury i po 20 minutach ciszy w szyby zaczął bębnic deszcz. Znowu chwycił mnie za rękę. Ma taki ciepły uścisk. Nie wiem jak to się stało, ale łzy zaczęły mi same płynąć po policzkach. Przytulił mnie i poczułam się tak dobrze, tak bezpiecznie jak nigdy dotąd. Odgarnął mi włosy z twarzy i pocałował. Oddałam mu pocałunek i następny. Było tak cudownie. Serduszko biło mi coraz szybciej. Chciałam aby ta chwila trwała bez końca. Po chwili odkleiliśmy się od siebie i powiedział, że odwiezie mnie do domu, bo zrobiło się późno. Było już przed 24:00. czasem wracałam późno, ale rzadko się to zdarzało. Zdążyłam przed północą niczym Kopciuszek. Wszyscy na szczęście już spali:). A ja zasnę chyba z uśmiechem na twarzy, bo ktoś rozświetlił moje życie.
Dobranoc:)