Tak. Niedawno po raz kolejny czytałem Carrie.
Tak. Tekst ten został napisany ( i wysłany) pod wpływem dużej ilości alkoholu

Jedziemy cielaki!
- Muuu!!! - Nim zdążyła się w pełni zmaterializować do jej uszu dobiegał już przeraźliwy dźwięk.
- Muuu!!! Muuu!!! - Przepełnione zgrozą muczenie powtórzyło się, brzmiąc już dużo wyraźniej. Krew zabiła mocniej. Serce szykowało się do walki.
- Bliiizu Lizuuu Uku-ka-racza – wyszeptała, dociskając udami Sękatą Laskę Przedmiot Erotyczny.
"Nie tutaj. Cholera..." - skarciła się w myśli. Zawsze, gdy patrzyła na walczącego barbarzyńcę, siepającego wokół swymi długimi mieczami, jej głowę opanowywały kosmate myśli.
- Teraz! - krzyknęła uderzając laską o porastającą pastwisko zieloną jak marihuana trawę.
- Na Świętych Asasynów. Tylko nie ona. – wysyczała, iskrząc w przypływie złości szponami. - Ukukaracza My-Ass - dodała, patrząc jak potężna śnieżyca ogłusza bezbronne krowy. Stwierdziła jednocześnie, że polska lokalizacja nie objęła najwidoczniej tego słownictwa. - Heh. Dziecinada i pieprzona komercha. Niedługo wsadzą jej lalki na miejsce szpon i pokolorują crayonem - skrzywiła się z obrzydzeniem.
Póki co, wykorzystywała jednak ostrość swoich pazurów. Podskakiwała i kopała wściekle podchodzące jak na ścięcie krowy. Obecność czarodziejki rozjątrzyła ją i nie cackała się teraz z atakującym bydłem.
Energia opadała szybko, gdy rozjuszona jak warchlak w czasie rui, raz po raz wykonywała na nieświadomych krowach kończące uderzenia. Przez chwilę zaczęła żałować, że nie założyła lepszego pasa. Ten, który miała na sobie posiadał zaledwie cztery sloty. Pasował jednak idealnie do jej czarnego i obcisłego jak prezerwatywa kostiumu Natalyi. Był mały i filigranowy. W dodatku ściskał talię zakrywając małą warstewkę tłuszczu (pozostałość po specyfikach przygłuchego Lysandra). Wiedziała, że barba to kręciło i założyła go tylko dla niego. "A ten skurwiel ani razu na mnie nie spojrzał" - syknęła odwracając się w jego stronę. Czuła, że po skończonej walce weźmie go dzisiaj na ostro.
Z zamyślenia wyrwała ją materializująca się tuż obok czarodziejka. "O w mordę. Unikat!" - zdążyła pomyśleć tylko, widząc jak ta pieprzona cichodajka chowa go łapczywie do plecaka, a potem teleportuje się w bezpieczne miejsce. W miejsce przy Macieju!
Wiedziała, że czarodziejka leci na barba - kiedyś prawie się na niego wteleportowała - nie spodziewała się jednak, że będzie z nim flirtować podczas tak ciężkiej potyczki.
- Zaraz ci suko pokaże! - krzyknęła w jej stronę, wykonując szarże niczym paladyn.
Uśmiechnęła się, widząc zbliżające się z dużą prędkością przerażone oczy czarodziejki. Już miała ciąć, gdy ta machnęła pieprzonym kijem i znikła przed oczami. Zmaterializowała się tuż za jej facetem i… O Nie! Ona go leczy!
Barb wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, napiął muskuły i poruszając piersiami w rytm sobie tylko znanej melodii, wykonał Taniec Śmierci. Za chwilę się zacznie - pomyślał. Trzeba dobić to bydło i spokojnie popatrzeć. Uwielbiał bitwy błotne. Działały na niego lepiej niż cały kocioł many.
Dla Sue Michigan (27l), asasynki i potrójnej zabójczyni Baala, miarka się przebrała. Cisnęła w błoto szponami i przeskakując przez płot skoczyła w stronę czarodziejki.
Maria Kurek (25l) była wprawdzie młodsza od swojej koleżanki z drużyny, jednak jej specjalnością była walka na dystans.
Asasynka przewróciła się na czarodziejkę wybijając jej laskę z ręki.
Usiadła na jej brzuchu i łapiąc za głowę uderzała o ziemie maczając magicznie ułożone włosy w błocie
Czarodziejka pisnęła przeraźliwie, wierzgając nogami. Pieprzona asasynka zniszczyła cały tapir – podarunek od ciotki Anyji, za ocalenie życia przed złym i mściwym kupcem z bazaru, Nihlathakiem. Próbowała zrzucić asasynkę. Ta jednak ani myślała ustąpić.
-Ty pindo! Ty pindo! - krzyczała cienko - Puść mnie. Puść mnie!
-Nie dziwko! Zostaw Macieja albo zrobię ci szramę na tej twojej magicznej twarzyczce!
-Szramę? Nieeee…. Tylko nie szramę! - pisk czarodziejki przerodził się w przeciągliwe łkanie
- Błagam nie… Carrie nie. Carrie… - "Jebana telepatka" - zdążyła tylko pomyśleć asasynka, gdy na krótką chwilę przeniosła się w swoje poprzednie życie.
Carrie leżała oparta o ścianę z wyrzuconymi bezwiednie nogami. Wyglądała jak wypchnięte na brzeg, toczone robakami wielorybie ścierwo. Spódnice miała zawiniętą, a majtki poplamione i częściowo podarte. Wydobywająca się z miedzy ud stróżka krwi spływała wraz z wodą do kratki ściekowej. Wokół dziewczyny walały się porozrzucane i mokre tampony, podpaski i chusteczki higieniczne - niektóre zmięte w kulkę, używane. Jedna z podpasek zaczepiła się skrzydełkiem o tłuste uda Carrie. Włosy ociekały brunatną wodą. Były brudne, śmierdzące, zaniedbane. Tak jak cała Carrie.
- Carrie! Carrie! Masz okres suko! - krzyczała Higgins.
- Zrób coś ze sobą! - wtórowały inne głosy. - To jest obrzydliwe.
- Hahaha - piskliwy śmiech – zobaczcie, ta suka się w tym tarza! – Tłusta pośladki Carrie wyglądały jak chłostane batem.
- Czekajcie. Mam pomysł. Nie chce włożyć tamponu to jej pomożemy,
- Zwariowałaś? Będziesz ja dotykać w te niemyte tłuste uda? Pewnie ma tam liszaje i wszy!
- Co ty, popieprzyło cię? Zaraz zobaczysz. Chodźcie. Przytrzymajcie jej głowę.
Carrie usłyszała ich rozmowę. Zobaczyła jak podchodzą do niej i odruchowo podkurczyła nogi. Szczerząc zęby w geście przerażenia i mrużąc w niedowierzaniu oczy, wyglądała jak kastrowany pawian. Chociaż w jej szkole przyjęło się już mówić po prostu: Wyglądasz jak Carrie. Jak Carrie na stołówce. Jak Carrie przy tablicy. Jak Carrie z głową w kiblu. Jak Carrie wykrwawiająca się pod prysznicem.
Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Myślała tylko o tym, że za chwilę wykrwawi się na śmierć. Może chcą jej pomóc? Jeśli tak, lepiej się nie ruszać. To tylko pogorszy sprawę.
Zawsze, odkąd pierwszy raz poczuła na swoich plecach silne uderzenie. Odkąd zdjęła pierwszą z wielu, naklejanych (a potem przykuwanych szpilkami) karteczek z napisem "kopnij mnie". Odkąd na pierwszym w życiu obozie ostrą tarką robili jej "pranie pleców", po którym blizny zostały jej do tej pory. Odkąd Lucy Swang podeszła do niej mówiąc "nienawidzę cię" i z całej siły uderzyła ją w twarz. Odkąd inne dziewczyny chciały zrobić to samo, ustawiały się rządkiem, podchodziły do niej a każda mówiąc swoje własne "nienawidzę cię" uderzała ją z coraz większa siła. Odkąd z przerażeniem zastanawiając się „co robie źle, dlaczego one mnie tak nienawidzą", zaczęła jeść a na jej twarzy za każdy razem wyskakiwały obleśne pożółkłe pryszcze. Odkąd zmuszali ją do picia wody z sedesu, do którego oddawała wcześniej ze strachu mocz. Odkąd przy wtórze śmiechu zablokowali jej głowę w imadle i z ustami dotykającymi zimnego metalu spędziła dziesięć godzin w ciemnej szkolnej pracowni.
Od tego i wielu innych wydarzeń pamiętała zawsze, żeby się nie stawiać. Najlepiej nic nie robić, a w końcu się odczepią. Ostatni będą pierwszymi.
- Trzymajcie ją kurwa. Bo jeszcze mnie pogryzie - krzyknęła Lucy.
- Hahahahaa. Genialne! - wypiszczała Higgins, widząc, jak koleżanka wyjmuje tampon i wciska Carrie w usta.
- Patrzcie! Ta suka nawet nie protestuje!
- Ej. A może włożyć jej to? - Higgins podniosła z posadzki przemoczoną podpaskę i zaniosła się donośnym śmiechem.
- Dawaj! Dawaj! - zaczęło się przekrzykiwanie.
Carrie leżała bez ruchu. Coś rozsadzało jej usta sprawiając, że nie mogła oddychać, a z jej na wpół otwartych warg niczym długi, dławiący włos, ciągnął się wełniany sznurek. Patrzyła na podskakujące i klaszczące wokół niej dziewczyny. Teraz dopiero zrozumiała, że coś jest nie tak. Znowu silne i bolesne szarpnięcie za włosy. Znowu coś chwyciło i ścisnęło gardło. Otworzyła szerzej usta. Poczuła jak ktoś wpycha jej coś jeszcze większego niż przedtem.
Zagrożenie. Strach. Panika.
(Za Wikipedią): W przypadku bardzo silnego strachu jako element przygotowania do ucieczki może nastąpić nieświadome wypróżnienie. Celem takiej reakcji fizjologicznej jest zmniejszenie ciężaru ciała, aby ułatwić ucieczkę.
- O kurwa! Uwaga! - poważnie krzyknęła Sue, poczym zaczęła się śmiać histerycznie.
- Ta kurwa się zesrała! Pod siebie!!! Ja nie mogę! - Higgins krzyczała oburzona.
- Kto to wszystko teraz posprząta ty mała suko? No kto?
- Ona Niech ryjem sprząta! Albo podpaską a potem niech zeżre!
- Nie… Nie… - wybełkotała asasynka i łypiąc białkami, osunęła się z brzucha czarodziejki.
Barb pokonał już większość bydła i przyglądał się teraz z zaciekawieniem. Zobaczył jak jego kobieta podskakuje rytmicznie na brzuchu koleżanki, a potem zsuwa się i kręcąc biodrami nadstawia pupę. Szeptała do niej coś po cichu, ale nie był w stanie tego usłyszeć. Może mówiła jej, że pragnie trójkąta? Duża ilość Chowańców była specjalnością Nekromanty, ale i on niemiałby nic przeciwko … – Poczuł jak miecz mu twardnieje.
Czarodziejka ostatkiem sił zrzuciła z siebie asasynkę, przewracając się przy tym na bok. Próbowała się uwolnić, wyrzucając do przodu biodra, ale tamta kurczowo zacisnęła uda na jej nodze. Jakby dostała okres i próbowała to ukryć za wszelką cenę – pomyślała z uśmiechem czarodziejka.
W pewnym momencie asasynka ożyła. Odwróciła się patrząc na czarodziejkę.
- Michigan?
- Nie Carrie.
W tym momencie czarodziejkę przeszedł zimny dreszcz. Zobaczyła jak przy Sue materializuje się tandetna, własnoręcznie uszyta peleryna w kolorze ciemnego wina. Silikon opadł z piersi i wypełnił rozpasły kałdun. Pasek strzelił z hukiem, a ciasny gorsecik Natalki zamienił się w pył.
- Zaraz wam coś pokaże – wypowiedziała Carrie z uśmiechem szaleńca.
Pryszcze wystrzeliły.
- Co do kurwy? – Barb rozdziawił usta. Wyglądał teraz jak ryba wyjęta z wody. Przyglądał się z niedowierzaniem jak jego dziewczyna brzydnie mu w oczach. Miecz zamienił się w sejmitar, sejmitar we Wstęgę Rozpaczy.
W pewnym momencie trawa znikła. Podobnie jak krowy i Barbarzyńca.
Obie dziewczyny zdziwiły się i leżąc z powrotem na sobie i odruchowo potarły się twardniejącymi sutkami.
Wokół nich zmaterializowały się ściany niskiej, drewnianej chatki. Gdzieś z boku dobiegały trzaski rozpalonego kominka. Obok nich stal wpatrujący się z pobłażliwością wysoki czarodziej z brodą napierdalający czapka o sufit i mały przestraszony karzełek z pierścieniem w ręce.
- Co jest kurwa? Narrator całkiem ci odjebało? Ile mikstur wywaliłeś? – zapytała ociekająca wściekłością asasynka.
- I te sutki… czy one były potrzebne? Asasynka jest teraz naprawdę obrzydliwa… – wymamrotała z uśmiechem czarodziejka.
- Z żadnym uśmiechem! Jestem wściekła i zaraz zacznę piszczeć! Ile wypiłeś? – wymamrotała zdegustowana czarka.
(Jeden)
- Jeden? Akurat!
- No dalej. Nie jesteśmy Mopsem. Nam możesz się przyznać.
(Nie chce o tym gadać, okej?)
- Ale..
(A sprawić wam okres?)
[Cisza]
(Dobra… Niech stanie się zieleń)
( Albo wróć. Lepiej… )
- Dziewczyny, wiecie co? – Narrator pozwolił sobie na dialog bezpośredni.
- Co? – brzmiący bardziej jak wyzwanie, niżeli potulne pytanie okrzyk wyrwał się z obu gardeł.
(Niech stanie się Biel!)
ctrl+s.
Wstałem od komputera i poszedłem się wysikać. Gdy stałem tak patrząc na strugę uderzającego z pluskiem moczu, klapa opadła bez ostrzeżenia i nim mięśnie, o których nie należy głośno mówić, zdążyły zastopować przepływ, niewielka jego ilość rozbryzła na podłodze, tworząc jednolitą plamę.
- Dlaczego to napisałeś? – zapytała się twarz z plamy.
- Bo w każdym z nas drzemie Carrie – odpowiedziałem, nie wiedząc do końca, co mam na myśli.
Dziękuje i przepraszam
