Mieć życie zaplanowane. Porady dla rodziców „innych” dzieci.
Jakiś czas temu przyszło mi zmierzyć się z największym życiowym wyzwaniem. Oto pewnego dnia elegancka pani w wypielęgnowanym gabinecie oznajmiła mi, że mój syn jest inny od reszty, rozwrzeszczanych ośmiolatków. Cóż, nikt nie gwarantował mi łatwizny w rodzicielstwie. Inny, inny – ciągle zastanawiałam się skąd owa inność wynika i czy aby nie jest sformułowaniem zastępczym w przypadku braku fachowego uzasadnienia dla niejasnych zachowań dziecka. Najdziwniejsze jednak było to, iż pomimo braku dostatecznej wiedzy współczesnej medycyny na temat tego akurat schorzenia, pani doktor doskonale wiedziała jak zmniejszać negatywne objawy zaburzenia. Krótko mówiąc nikt nie ma pojęcia, dlaczego zapadł na tą przypadłość, nie przewidywano możliwości wyleczenia, ale pewne było, że pewien sposób postępowania może niemal w całości zniwelować symptomy choroby. Naturalnie w prezencie, jako gratis w czasie dość drogiej wizyty otrzymaliśmy gotową receptę na życie. Od następnego dnia postanowiłam, więc rozpocząć nowy rozdział w naszej codzienności według otrzymanego rozkładu. I tak na ścianie naszego pokoju zawisł olbrzymi afisz z czarnymi punktami, które godzina po godzinie określały codzienne czynności.
Przecież wiadomo, dla dziecka zrobimy wszystko. Według najnowszych doniesień, ze świata medycyny tradycyjnej i alternatywnej również, moje dziecko musiało mieć swój własny rozkład jazdy, którego ja miałam być zawiadowcą. Czemu nie? Następnego dnia plan zaczął obowiązywać. Pierwszy punkt- pobudka o ósmej rano, w końcu były wakacje, więc i godzina wydawała się odpowiednia. Pierwsza próba i pierwsza porażka, mój „inny” syn obudził się o siódmej trzydzieści. Problem jak go przytrzymać w łóżku jeszcze pół godziny. Natura zaburzenia nie znosi bezczynności natomiast plan musiał być bezwzględnie przestrzegany, aby przynieść efekt terapeutyczny. Pół godziny jakże niewiele i jak dużo zarazem do zburzenia dopiero, co rozpoczętego leczenia. Istne kombinacje alpejskie i częściowy sukces – dziecko wstało tylko pięć minut przed czasem.
Punkt następny – śniadanie i poranna toaleta. Tak dokładnie w tej kolejności. Moje dziecko nie potrafiło zrobić nic bez posiłku. W tym momencie dopiero okazało się, że nie można zaplanować czasu konsumpcji. Niby jak? Miałam nastawić dziecku minutnik i po pół godziny odgonić od stołu albo nie daj Bóg wydrzeć siłą kanapkę z ręki. Nie no aż tak bezwzględna nie jestem, ale naturalnie poganiałam go ze wszech miar stanowczo. „Jeszcze tylko pięć minut i czytanie kolego” – powtarzałam stojąc nad synem jak przysłowiowy „kat nad dobrą duszą”. Moje dziecko patrzyło na mnie jak na kogoś, kto ma pewnie większe problemy z własną osobowością od niego. Niewzruszona powtarzałam jednak do znudzenia „szybciej”, a wtedy on stwierdzał krótko: „ zadławię się i umrę, a jeśli nie to rozchoruję, bo śniadanie jest najważniejszym posiłkiem dnia i trzeba je zjeść w spokoju”. Odeszłam pewnie kilka minut spóźnienia można wkalkulować, jako granicę błędu.
Śniadanie zjedzone, zęby umyte, nadszedł czas na czytanie ulubionych książek i żeby łatwo nie było mój syn orzekł stanowczo, że od rana czytać nie będzie. On teraz chce zagrać na komputerze. Cholerny świat, powinnam przewidzieć, że człowiek nie robot a dzieci jednak z rybami nic wspólnego nie mają i czy trzeba czy nie, umieją głośno gadać. Plan to plan nie po to go kaligrafowałam i kleiłam uparcie do ściany, żeby teraz wszystko zmieniać, a zresztą przecież dziecko nie będzie mną rządzić. Lekarz z wieloletnią praktyką lepiej wie, co dla mojego syna najlepsze. Postawiłam, więc się ostro – nie będzie czytania, nie będzie gry. Naburmuszony wydobył z półki najcieńszą z książek i natychmiast poinformował mnie, iż lektura zajmie mu, co najwyżej piętnaście minut. Rozkład dnia na tę czynność przewidywał również pół godziny.
Kolejne przystanki na naszym rodzinnym harmonogramie również nie zdawały egzaminu. Obiad był zaplanowany na czternastą – niestety zabrakło gazu i nim dowieźli była piętnasta. Posiłek, więc mięliśmy prawie o czwartej po południu. Totalna klapa, pocieszałam się jednak, że to w końcu pierwszy dzień naszego usystematyzowanego życia i kolejne zapewne będą już podporządkowane godzinom. Nic bardziej mylnego, ciągle coś wypadało, a to ktoś nas odwiedził i zburzył porządek dnia, a to my wyszliśmy z domu i nie zdążyliśmy na czas. Za każdym razem jak nie go kijem to pałką.
Któregoś razu, po około miesiącu wytężonego wysiłku, w celu uporządkowania doby, dopadł mnie atak szału w przypływie, którego wyżyłam się na dużym, białym arkuszu papieru z czarną czcionką wiszącym na ścianie w pokoju. Strzępy pozbierała razem z synem i oboje komisyjnie wrzuciliśmy go do pieca.
Podczas następnej wizyty u pani doktor poprosiłam a zaryglowanie drzwi wejściowych, jako czynnika wspomagającego zapisaną receptę na życie.
2
Zwariowane przecinki. Aż zwariowac można, czytając. Są albo nie wtym miejscu, albo ich wogóle brak, albo wskakują ni z ztego, niz zowego, zaburzajac rytm czytania. Czasami nawet ciężko było zrozumieć, co masz na myśli. Początek ciężko mi było płynnie przeczytać.
Co do treści to nie jest źle. Nawet mnie rozsmieszył moment z pobudką.
Ale treść...I zdania takie przydługawe. Miałam wrażenie że podmiot strzelał do mnie słowami i to z innym akcentem.
Pozdrawiam
Co do treści to nie jest źle. Nawet mnie rozsmieszył moment z pobudką.
Ale treść...I zdania takie przydługawe. Miałam wrażenie że podmiot strzelał do mnie słowami i to z innym akcentem.
Pozdrawiam
3
dzieki za komentarz, fakt z przecinkami to przewaliłam sprawę. Nie umiem edytować albo nie można żeby poprawić.
6
- zgrzyta. Wiesz dlaczego? Ponieważ łączysz wyrażenia potoczne ze słownictwem specjalistycznym; porównaj z poniższym zdaniem:iska36 pisze:nie gwarantował mi łatwizny w rodzicielstwie.
iska36 pisze:postępowania może niemal w całości zniwelować symptomy choroby.
- paskudne zdanie.iska36 pisze:Od następnego dnia postanowiłam, więc rozpocząć
iska36 pisze:codzienności według otrzymanego rozkładu. I tak na ścianie naszego pokoju zawisł olbrzymi afisz z czarnymi punktami, które godzina po godzinie określały codzienne
- coś tu zgubiłaś po drodze.iska36 pisze:Natura zaburzenia nie znosi bezczynności natomiast
- Po "pół godziny" dałabym myślnik lub dwukropek.iska36 pisze:Pół godziny jakże niewiele i jak dużo zarazem do zburzenia dopiero, co rozpoczętego leczenia.
- po co to "no"?iska36 pisze: Nie no aż tak bezwzględna nie jestem,
- związków frazeologicznych nie ujmuje się w cudzysłów.iska36 pisze:powtarzałam stojąc nad synem jak przysłowiowy „kat nad dobrą duszą”.
- po cudzysłowiu wdarła się niepotrzebna spacja.iska36 pisze:„ zadławię się i umrę, a jeśli nie
- znowu coś zjadłaś. Znak interpunkcyjny, słowo, całe zdanie?iska36 pisze:Odeszłam pewnie kilka minut spóźnienia można wkalkulować, jako granicę błędu.
Po "plan to plan" aż się prosi o myślnik.iska36 pisze:Plan to plan nie po to go kaligrafowałam i kleiłam uparcie do ściany, żeby teraz wszystko zmieniać,
- znajdź ten fragment w tekście i zobacz, co się stało. Z tych dwóch zdań wychodzi na to, że matka JEST lekarzem (wiem, że tak nie jest, ponieważ czytałam tekst, ale taki skok myślowy utrudnia odbiór tekstu).iska36 pisze:a zresztą przecież dziecko nie będzie mną rządzić. Lekarz z wieloletnią praktyką lepiej wie, co dla mojego syna najlepsze.
- Szyk. Poza tym, w całym tekście nadużywasz spójnika "więc".iska36 pisze:Postawiłam, więc się ostro – nie będzie czytania, nie będzie gry.
- kolejne życia czy kolejne dni?iska36 pisze:że to w końcu pierwszy dzień naszego usystematyzowanego życia i kolejne zapewne będą już podporządkowane godzinom.
- do wyrzucenia.iska36 pisze:Za każdym razem jak nie go kijem to pałką.
- znów zgrzyt; wychodzi tak, że matkę dopadł atak szału w celu uporządkowania doby.iska36 pisze:Któregoś razu, po około miesiącu wytężonego wysiłku, w celu uporządkowania doby, dopadł mnie atak szału w przypływie, którego wyżyłam się
- wcięło literę, wyszło pomieszanie narracji pierwszoosobowej z trzecioosobową.iska36 pisze:Strzępy pozbierała razem z synem i oboje komisyjnie wrzuciliśmy go do pieca.
- tutaj się zastanawiam: pomyliłaś literę "o" z "a" (co wydaje mi się mało prawdopodobne, bo te dwa znaki leżą za daleko od siebie na klawiaturze) czy znów zjadłaś coś istotnego?iska36 pisze:Podczas następnej wizyty u pani doktor poprosiłam a zaryglowanie drzwi wejściowych, jako czynnika wspomagającego zapisaną receptę na życie.
Podsumowując: udusiłabym Cię najchętniej. Napisałaś tekst i wrzuciłaś. Nie przeczytałaś przed wysłaniem. Tutaj nie ma możliwości edycji, więc tekst będzie odstraszał interpunkcją, przydługimi zdaniami, błędami, niezdecydowaniem. Mało kto w takim gąszczu wyłowi perełkę:
Pomysł świetny, dużo emocji, wykonanie - fatalne. "Przewalając sprawę" z głupimi przecinkami możesz przewalić całą swoją krucjatę. A tego bym nie chciała.iska36 pisze:Naturalnie w prezencie, jako gratis w czasie dość drogiej wizyty otrzymaliśmy gotową receptę na życie.
Pozdrawiam.
7
dzieki za korekte. Tak jakos napisalam od niechcenia, moze raczej dla sprawdzenia czy cos z mojego pomyslu wyjdzie. Jest to pierwszy tego typu tekst wiec pewnie stąd owa niechlujnosc wykonania.
Dzieki serdeczne. Pozdrawiam
Dzieki serdeczne. Pozdrawiam
8
Warte przemyślenia, i to chyba tyle.
Czytelnik zostaje wrzucony w akcję, która rozgrywa się nie wiadomo w jakim kierunku - takie mam wrażenie. Owszem, miałaś koncepcje, chciałaś coś zarysować, gdzieniegdzie wyostrzyć i w ten sposób wzbudzić szereg emocji - ale oprócz współczucia i lekkiego żalu, nie czułem nic więcej. Naprawdę.
Warto pomyśleć nad tym fragmentem. Skonstruować go tak, by czytelnik nie czuł się nieswój. Bo, wydaje mi się, że jestem na cudzej ziemi, gdzie oprócz podglądania nie mogę zrobić nic więcej. Że nie jestem wstanie postąpić nawet kroku. Z drugiej strony to bardzo pozytywne i o to (chyba!) chodziło. W każdym bądź razie - mnie takie rozwiązanie do gustu nie przypadło. Wybacz.
Trzymaj się!
Czytelnik zostaje wrzucony w akcję, która rozgrywa się nie wiadomo w jakim kierunku - takie mam wrażenie. Owszem, miałaś koncepcje, chciałaś coś zarysować, gdzieniegdzie wyostrzyć i w ten sposób wzbudzić szereg emocji - ale oprócz współczucia i lekkiego żalu, nie czułem nic więcej. Naprawdę.
Warto pomyśleć nad tym fragmentem. Skonstruować go tak, by czytelnik nie czuł się nieswój. Bo, wydaje mi się, że jestem na cudzej ziemi, gdzie oprócz podglądania nie mogę zrobić nic więcej. Że nie jestem wstanie postąpić nawet kroku. Z drugiej strony to bardzo pozytywne i o to (chyba!) chodziło. W każdym bądź razie - mnie takie rozwiązanie do gustu nie przypadło. Wybacz.
Trzymaj się!