Ostrza Burzy [Fantastyka]

1
I
Siedział na pniu, miał rude włosy, bardzo długie elfskie rzęsy, spiczaste i odstające uszy i szmaragdowo zielone oczy które rozjaśniały liczne piegi na nosie i policzkach. Na głowie miał zielony kaptur, z którego zacnie wystawały rude włosy. Poniżej głowy, na szyi błyszczał medalion wyglądający jak dwa skrzyżowane sztylety, na których widniał napis „Easterie’aeariel”, co znaczy ostrza burzy. Dalej był ubrany w czarną błyszczącą szatę która składała się z jednej części, z bawełny, szata była przepasana przez ramię czarną szarfą która za zadanie miała utrzymywać na jego plecach długie na dwie stopy sztylety, zaś druga szarfa przepasana na biodrach utrzymywała dwa, dwa razy mniejsze sztylety i sakwy.
Dookoła niego stało jedenastu tak samo ubranych mężczyzn, a zza nich było widać noszące wodę i opatrunki skąpo ubrane elfki. Nagle z pośród tych jedenastu wyłonił się wcześniej nie zauważony przez Crith’a, ubrany w białą szatę i czarne pasy, już wiekowy mężczyzna. Jego wiek zdradzały tylko posiwiałe włosy i liczne zmarszczki na czole, bo poruszał się dość sprawnie. Zbliżył się do Crith’a i powiedział – Tsheaia’shell
Crith choć ubrany jak wszyscy nie zrozumiał słów starca. Po chwili milczenia starzec przemówił – On naprawdę nic nie pamięta – starzec opuścił głowę i zaczął dumać pod nosem.
- Nie poznajesz nas? – powiedział jeden z jedenastu, stojących wokół niego.
-Wasze twarze są mi znajome, ale tylko znajome.
Starzec podniósł głowę wyraźnie zdenerwowany, wszystkie zmarszczki na czole jakby się połączyły ze złości w jedną – Jak mogłeś dać się zaskoczyć i dostać obuchem w tył głowy od tej dziwki! – wykrzyczał. Crith podobnie jak starzec zdenerwował się i tym samym tonem co jego przed mówca, mówił – Nie masz prawa tak o niej mówić! To nie ona uderzyła mnie obuchem w tył głowy! Dzięki niej jeszcze żyje, to ona pod Radviken ocaliła mi życie, byłem ciężko ranny, ludzki rycerz ugodził mnie mieczem pod serce, gdyby nie ona to bym już nie żył.
Zmarszczki na czole starca wróciły na swoje miejsce, co nie zmieniało faktu że jest równie zły co Crith – To kto cię uderzył obuchem w łeb?! I wywiózł do lasu? – po czym starzec usiadł na pniu naprzeciw Critha. – Ona wyszła zbierać zioła, a ja miałem się wynieść nie zauważony z Twierdzy. Gdy się przygotowywałem do wyjścia usłyszałem kroki, pomyślałem że Kersti czegoś zapomniała i się wróciła. Po chwili usłyszałem kroki kolejnych trzech osób i krzyk kobiety – Zostawcie go! On był ciężko ranny!
-Z drogi czarodziejska dziwko rozkaz to rozkaz nic ci do tego! – wykrzyczał niskim tonem jakiś ludzki pachołek.
Drzwi otworzyły się z rozmachem Kersti stała za tymi trzema pachołkami i składała w ręce w jakiś run albo czar. Wyższy z oprychów wziął zamach obuchem, gdy przede mną pojawił się fioletowo niebieski portal, wtedy obuch trafił mnie w głowę z impetem wleciałem w portal. Potem już obudziłem się na wozie prowadzonym przez dwie driady, które mi powiedziały dokąd mnie wiozą i tak trafiłem do was.
Spośród tłumu otaczającego Crith’a wybiegła elfka, o smukłej sylwetce, w krótkiej skurzanej spódniczce i pasem na klatce piersiowej który przysłaniał jej piersi. Podeszła do Crith’a. Wszyscy się dziwili i pękali z podziwu jak chodząc wdzięcznie bujały się jej czarne loki. Uniosła rękę, kciukiem dotknęła blizny na policzku Crith’a i ze łzami w oczach zapytała,
– Mnie też nie pamiętasz? Tych wszystkich chwil razem spędzonych, tych lat? – łza powoli spłynęła po jej policzku. Crith czuł że to jest bliska mu osoba, więc przytulił ją do siebie mówiąc – Ja nikogo nie pamiętam sprzed bitwy pod Radviken. Otarł jej łzę która samotnie płynęła po policzku. Wtedy z tłumu wyszła wysoka i szczupła elfka, odziana w czarodziejskie szaty, przepasana torbą z której wystawały grube i duże magiczne księgi, odgarniając czoło od włosów powiedziała – Teripe, kochana on lepiej pamięta wojujących pod Radviken ludzi niż nas!
Starzec pewny siebie powiedział – A ty Vessa, nie możesz sporządzić mikstury która przywróci mu pamięć?
- Taka mikstura nie istnieje, co prawda próbowano pewnych sposobów na przywrócenie pamięci, ale z tego co mi wiadomo pacjenci zawsze umierali.
-Wejdźmy do środka - powiedział starzec.

***
Siedząc przy stole milczeli, kiedy Crith powiedział – W jaki sposób mam sobie przypomnieć całe moje życie? Starzec z wielką nadzieją spojrzał na Vessę która po chwili milczenia zmrużyła brwi i powiedziała – Twój cech przypomni ci się po kilku treningach ale przypomnienie ludzi wymaga czasu. Starzec ze splecionymi rękoma wycedził – Dobrze Teripe zaprowadź Crith’a do jego Sali.
Teripe weszła pierwsza usiadła na kancie wielkiego łoża po środku Sali, na lewej ścianie od wejścia wisiało lustro a pod nim komoda Crith domyślił się że nie mieszkał tu sam. Jego przemyślenia przerwała Teripe, która zaczęła się rozbierać, spódniczka powoli zsunęła się po jej zgrabnych nogach, zaraz za nią pas okrywający piersi. Teripe wstała i podeszła do Critha – Skoro przez trening przypomnisz sobie swój cech, to może przez trening ze mną przypomnisz sobie mnie. Crith przytulił Teripe odgarnął jej włosy i czule pocałował, krążyli po pokoju całując się gdy trafili na łóżko, Teripe rzuciła się plecami na łóżko a Crith za nią.
Nad ranem gdy się obudzili ona już siedziała przy komodzie i wcierała w siebie liczne kremy, i malowała oczy. Usłyszała gdy Crith wstawał i z wielką nadzieją zapytała – Przypomniałeś sobie coś? – patrzyli sobie prosto w oczy kiedy Crith odpowiedział – Nie nic sobie nie przypomniałem, ale czuje że jesteś bliską mi osobą, czuję że mogę Ci ufać, ale nic po za tym – Teripe spuściła wzrok z oczu Crith’a i odwróciła się do lustra.
Crith ubrał się i zszedł na dół, gdzie czekał już na niego starzec. Gdy starzec zobaczył Crith’a powiedział – Mów mi Sceriatel.
Crith spojrzał na Sceriatel’a i zapytał – Kim dla mnie jesteś?
- Jestem mistrzem naszego cechu, cechu ostrzy burzy, specjalizujemy się w bezszelestnym zabijaniu ludzi i innych potworów. Jesteśmy na usługach kapłanki Cerre, przywódczyni driad. To ona zleca nam wyżynanie ludzi którzy przyczyniają się do zagłady naszego świata. Ludzie zniszczyli wszystkie lasy, pobudowali wielkie Twierdze i Warownie, chędożyli się jak koty i teraz nie mają gdzie się podziać, to lezą na nasze terytorium i starają się nas powybijać. A my po cichutku zabijamy tych którzy zlecają ataki na nasze terytorium i innych mości panów.
Chodź Crith usiądźmy.
Usiedli naprzeciw siebie i Crith zapytał – To co ja robiłem pod Radviken?
-Driady i Elfowie nie dawali sobie rady, nie mogli odeprzeć ataku ludzi, wtedy Cerre zwróciła się z pomocą do mnie, bo wiedziała że na jedno ostrze burzy w ciągu kwadransa przypada dwieście ludzkich głów. Ruszyliśmy rankiem, pod Radviken byliśmy pod wieczór nasza armia była już zdziesiątkowana. Ty jak zwykle ruszyłeś pierwszy do bitki. Do rana wybiliśmy wszystkich ludzi, ale ciebie nigdzie nie było. Czas naglił musieliśmy wracać z rannymi do wioski bez ciebie. Co z tobą się działo już opowiedziałeś.
Crith z założonymi rękoma zapytał - Gdzie są moi rodzice, czy ja w ogóle ich mam?
Sceriatel zmieszany dolał sobie piwa do kubka i zaczął mówić – Twoja matka Meriasi zmarła przy porodzie a ojca zamordowali ludzie, trafiłeś do driad które z racji tego że byłeś chłopcem oddały ciebie nam. Od tamtej pory należałeś do nas, stałeś się jednym z trzydziestu uczniów jak można się domyślić została nas mała garstka na dzisiejsze czasy bowiem tylko dwunastu. Odkąd stawiałeś pierwsze kroki uczyłeś się upadać, trenowaliśmy twój refleks i szybkość. Byłeś najmłodszy ze wszystkich uczniów ale mimo to wyróżniałeś się z pośród grupy, byłeś najszybszy. Gdy inni w wieku dwunastu lat dostawali pierwsze sztylety do ćwiczeń, to ty w wieku ośmiu lat, świetnie zarżnąłeś wieprzka trzema ruchami. Jak miałeś czternaście lat zostałeś poddany próbie prochów, odpowiednio, szybkości masz go w żółtej sakiewce i cienia który masz w szarej sakiewce. Za pierwszymi dwoma próbami rzygałeś jak kot dopiero za trzecim razem twój organizm przystosował się do prochów. W wieku piętnastu lat wysłaliśmy cię na pierwszą misję.
Crith zbladł, wyglądał jak by miał gorączkę pot ciekł mu po czole, Sceriatel przerwał opowiadanie, zapytał – Crith nic ci nie jest?
-Głowa mnie boli pójdę się przespać.
Crith powoli wszedł na górę, położył się i szybko zasnął. Gdy się obudził leżał na trawie a słońce wyglądało zza drzew i opalało mu twarz. Wstał zobaczył siedzącego na pniu Sceriatela, ten usłyszał jego kroki, odwrócił się i zapytał – Gotowy wykonać swoje pierwsze ważne zadanie? Crith się wyprostował i wyprężył odpowiadając – Tak, mistrzu jestem gotowy na czym będzie ono polegać?
Sceriatel wstał, wziął patyk w rękę i zaczął rysować po ziemi, objaśniał Crith’owi drogę.
- A więc słuchaj uważnie, pół godziny biegu stąd jest droga wysadzana kamieniami za trzy kwadranse będzie jechał tą drogą kupiec który przewozi elfskie artefakty i kosztowności.
Crith wtrącił – Jak mniemam będzie miał jakąś eskortę?
-Jak zawsze Crith, jak zawsze. Ludzkie świnie nigdy nie puszczają się same po elfskich terenach. No więc wyrżniesz wszystkich co do jednego, a artefakty zakopiesz pod lasem, a draidy nocą je wydobędą. Zrozumiano?
-Tak idę się przygotować i ruszam.
-Tsheaia’shell Crith.
-Tsheaia’shell Mistrzu.
Po czym Crith wtarł proszek z żółtej sakwy w rękę, dookoła niego rozproszyła się czerwona aura, i Crith po trzydziestu minutach był na miejscu. Wzdłuż drogi rozsypał czarny proch strzelniczy, i zaczaił się w krzakach. Gdy wóz z kupcem był już w zasięgu wzroku Crith wtarł w rękę proszek z szarej sakwy i po chwili już był nie widzialny.
Wóz był naprzeciw niego gdy podpalił czarny proch, proch zaczął strzelać wystraszając konie, te przewróciły wóz. Wtedy Crith wybił się z krzaków na sześć jardów do przodu, zrobił w powietrzu młynek podcinając gardła trzem oprychom, lądując odbił się na palcach zrobił salto w bok i był naprzeciw kupca, gdy proch z siwej sakwy przestał działać.
-No kogo my tu mamy? – zapytał szyderczo Crith.
-Nnniee zabbijaj mnnie, proproszę oddam ci wszystko cco mam. – kupiec cały się trząsł.
-Tak? Nie zabijaj? Trzeba było pomyśleć zanim skradliście te artefakty – gdy Crith skończył mówić ostatni wyraz kupiec już krwawił z tętnicy szyjnej. Crith zabrał artefakty, gdy nagle, niebo stało się czarne, z nieba strzelały czerwony błyskawice, i padał deszcz krwi. Crith spojrzał w niebo, z którego wyłoniły się usta i powiedziały opętanym głosem.
Nadszedł czas miecza i topora.
Czas Światła i Cienia,
Czas gdzie Elf Człowiekowi nie równy,
Czas kiedy ludzie podzielili świat,
Na dwie różne rasy,
Na dwa różne światy,
Na ludzi i nie ludzi.
Czas Pogardy.
Nagle przeszyło go wielkie zimno, od szyi po kostki, upadł na ziemie. Miał zamknięte oczy słyszał głos Teripe, która szeptała – Crith obudź się to tylko sen. – i ocierała mu gorące czoło zimnym okładem.
***
Wszyscy jedli kolację, gdy oni zeszli powolnym niepewnym krokiem po schodach, Crith opierał się o ramię Teripe. Był wyczerpany jak po całym dniu treningów, na dodatek miał gorączkę, wyglądał jak by miał zaraz umrzeć. Gdy go zobaczyli przestali jeść i gaworzyć. Powoli podpierając się cały czas dobył krzesła, puścił Teripe i usiadł.
-Crith co ci się stało? – zapytał z przerażeniem Sceriatel.
Zanim Crith otworzył usta Vessa wtrąciła – Sen, wspomnienia to wszystko wraca podczas snu. Jak wiecie podczas snu wszystko jest trzy razy silniejsze.
Crith podniósł wzrok, spojrzał na Vessę i z wielkim lękiem powiedział – To był sen ale na początku, tak jak mówisz wspomnienia, tak mi się śniło jak pierwszy raz ruszyłem na misję, ale ten spokojny sen zamienił się w okropną wizję.
Na czole Vessy pojawiły się podłużne zmarszczki – Wizja? Jaka? Mów szybko!.
-Niebo poczerniało, trzaskało czerwonymi błyskawicami, i lał deszcz krwi.
W oczach Vessy można było wyczytać strach i niepokój – To nie była wizja, ktoś chciał ci przekazać wiadomość. A skoro niebo poczerniało i padał deszcz krwi – Vessa przełknęła – to była straszna wiadomość, wiadomość o czyjejś śmierci.
Crith przerwał – Na niebie ukazały się usta które przemówiły w ten sposób.
Nadszedł czas miecza i topora.
Czas Światła i Cienia,
Czas gdzie Elf Człowiekowi nie równy,
Czas kiedy ludzie podzielili świat,
Na dwie różne rasy,
Na dwa różne światy,
Na ludzi i nie ludzi.
Czas Pogardy.
Vessa westchnęła teraz już nie mam żadnych wątpliwości, to była wiadomość o czyjejś śmierci. O śmierci bliskiej ci osoby. Crith wzdrygnął się – Vessa nie możesz spróbować odtworzyć tej wiadomości?
- Mogę, oczywiście że mogę ale nie wiem czy w twoim stanie jest to możliwe.
Crith wstał podparł się rękoma o stół i powiedział – Musimy spróbować.
Vessa wstała, złapała Crith’a za rękę – Chodź do mojej komnaty spróbujemy – powiedziała.
Zeszli po schodach w dół, jak by do piwnicy, wejścia do komnaty Vessy broniły wielkie drzwi a przed nimi krata ze srebra odporna na magię. Weszli do środka komnata przypominała laboratorium alchemika, na długim i wysokim stole mnóstwo kolb, sączków i innych narzędzi alchemika. Vessa podeszła do tego stołu, odgarnęła ręką kilka kolb zrobiła sobie miejsce na przyrządzenie jakiejś mikstury, po czym wzięła jedną kolbę postawiła na środku, sięgnęła po miseczkę i moździerz, odwróciła się do szafki wyjęła nie znane Crith’owi zioła, i zaczęła je rozcierać. Crith siedział cały czas w jedynym fotelu w tej komnacie i się przyglądał, Vessa wyglądała jak by robiła to tysiąc razy. Vessa wsypała roztarte zioła do kolby i dolała do nich mocnego alkoholu. Podeszła do niego kazała mu wstać, stali obok siebie ona trzymała go za ramię.
- Masz wypij to za jednym razem – powiedziała podając mu kolbę.
Crith zrobił pierwszy łyk, cały poczerwieniał zdawało się że zaraz kaszlnie, ale wytrzymał i wypił za jednym razem, teraz stał wryty w ziemię miał otwarte oczy. Vessa wypowiedziała formułę i na zwierciadle które wisiało na ścianie padła wiązka światła która zmieniła się w obraz. Na obrazie przedstawiający ludzką salę mieszkalną pojawiła się kobieta. To była Kersti.
-Dostałam wyrok, za trzydzieści dni zostanę ścięta – powiedziała.
Crith pobladł jeszcze bardziej i zapytał – Przeze mnie?
- Za pomaganie nieludziom – nagle obraz zaczął śnieżyć i zanikać.
-Kersti możesz na mnie liczyć nie dopuszczę do tego – wykrzyczał i obraz znikł całkowicie.
Upadli oboje na ziemię Crith stracił przytomność, Vessa po chwili wstała i go ocuciła. Crith wstał, Vessa na niego spojrzała i powiedziała – Nie możesz, jesteś za słaby. Crith spojrzał na nią, ze złością i frustracją w oczach powiedział – Muszę, ona mi uratowała życie i muszę się jej za to odwdzięczyć.
- Jak chcesz to zrobić? Zabiją cie! – Crith nie odpowiedział odwrócił się i wyszedł z komnaty czarodziejki. Wyszedł na dziedziniec, gdzie podszedł do Sceriatel’a i powiedział – Muszę trenować, chce sobie wszystko przypomnieć jak najszybciej!
Sceriatel już wiedział że chodzi o Kersti od początku się tego domyślał. – A więc dobrze od jutra zaczynamy trening, idź się teraz wyśpij żebyś jutro był pełen sił, czekają nas ciężkie dni.

***
Wstał skoro świt, usiadł na brzegu łóżka, wciągnął buty i założył na siebie szaty. Było jeszcze bardzo wcześnie Crith nie chciał wszystkich obudzić zszedł po schodach bezszelestnie, zdawało się mechanicznie, z wielką lekkością spłyną po schodach gdy usłyszał – Przynajmniej tego nie zapomniałeś. Crith poznał po głosie, to był Sceriatel. Podszedł do stołu przy którym siedział i jadł mistrz. Usiadł naprzeciw niego z dzbanka nalał sobie mleka które potem przygryzał ciastem. Sceriatel podnosząc wzrok na Critha zapytał - A więc kiedy pierwszy trening? Crith puścił kawałek ciasta wyraźnie podniecony powiedział – Choćby zaraz, fizycznie jestem do tego gotów. Sceriatel popił kawałek ciasta mlekiem z kubka, przełknął i powiedział – Wiesz że tu nie chodzi tylko o sprawność fizyczną? Crith przerwał, i wtrącił – Wiem, dlatego chcę trenować, nie chce żyć dalej w niepewności że sobie nie poradzę, od czego zaczynamy?
Sceriatel podniósł się z krzesła – Chodź za mną – powiedział. Wyszli z głównej Sali, i przez dziedziniec wyszli z osady. Osada znajdowała się po środku lasu, była otoczona ostrokołem, budynki w niej były ulepione z palonej gliny a dachy pokryte strzechą.
- No dobrze, widzisz ten pal drzewa po lewej stronie? Nazywamy go bieżnią. Wskakuj na niego i przejdź jak najszybciej możesz z jednego krańca do drugiego.
Crith nie rozumiał czemu bieżnia, dopiero jak wszedł na pal a Sceriatel zaczął nim kręcić z drugiego końca to zrozumiał, Crith uśmiechnął się zdawało się że przez chwilę stracił równowagę kiedy Sceriatel polał pal wodą. Crith pewny siebie nabrał szybkości, odbił się na cztery jardy, ale tego skoku nie wylądował. Sceriatel uśmiechnął się i krzyknął – Nie rozczulaj się, no już wracaj na pal! Crith z determinacją na twarzy podniósł się odbił samymi palcami od ziemi, i tym razem wyładował pomyślnie. Na twarzy Sceriatel’a pojawił się uśmiech i błysk w oku, widać było że starzec był dumny z ucznia. W tedy Crith odbił się ponownie z jednego krańca palu, na osiem jardów i wylądował przed samym Sceriatelem. – Dobrze powiedział mistrz, a jak sobie radzisz z szybkością? Dobrze przejdźmy od razu do konkretów. Sceriatel zdjął z szyi medalion z napisem „Easterie’aeariel”, przewiesił go sobie przez palec, zamknął oczy i powiedział – Jak dotkniesz tego medalionu to zaliczysz trening szybkości. Zanim jeszcze Sceriatel skończył Crith się odbił z całych sił, wyciągnął rękę po medalion, kiedy Sceriatel odsunął rękę. – W ten sposób nigdy go nie dotkniesz – krzyknął Sceriatel. Crith wskoczył w głąb lasu, minęły dwie godziny Sceriatel wsłuchiwał się w śpiew ptaków, stał nieruchomo ale cały czas w pełnym skupieniu gdy usłyszał jedno odbicie i świst, potem drugie odbicie i ponownie świst otworzył oczy rozejrzał się wkoło nikogo nie zauważył gdy znów usłyszał odbicie, świst i brzęk medalionu który wyślizgnął mu się z ręki, wiedział już że Crith był szybszy i sprytniejszy od niego. – Dobrze widzę, że wszystko masz we krwi – zaśmiał się Sceriatel. Po czym wziął Crith’a za ramię i powiedział – Wiesz że to namiastka naszych umiejętności, ty tak skakałeś jak miałeś dziesięć lat, przejdźmy do trudniejszych rzeczy. Crith z lękiem w oczach spojrzał na Sceriatela i zapytał – Trudniejszych? Mówiłeś że specjalizujemy się w zabijaniu cichcem ludzi, to czego więcej jeszcze mi trzeba, niż szybkości, sprytu i równowagi. Sceriatel uśmiechnął się – No widzisz mój mały, żeby być dobrym zabójcą trzeba się wkradać w szeregi wroga, być wrogiem, handlować z wrogiem, upić się z wrogiem. I potem wyrżnąć ich od środka niepostrzeżenie.
Crith zmieszany zapytał – Jak to?. Chwilę szli w milczeniu, weszli do osady, usiedli na pniach naprzeciw siebie. – No więc – zaczął Sceriatel – Nie zastanawiałeś się dla czego jest nas tak mało? Zanim Crith zdążył otworzyć usta Sceriatel kontynuował – Nas jest tak mało bo, żeby do nas trafić trzeba mieć nadprzyrodzone zdolności mimiczne. Crith tym razem zdążył i wtrącił – Czy to znaczy że przybieramy inne formy, możemy wchodzić w czyjeś ciała?
- Nie zupełnie, my nie wchodzimy w czyjeś ciała, my tworzymy w sobie lustrzane odbicie innych humanoidów, ty do uratowania Kersti będziesz potrzebował ludzkiego ciała, najlepiej jakiegoś wyższego urzędnika albo rycerza. – powiedział. Na twarzy Critha było widać skupienie i niepokój – W jaki sposób mam to zrobić, jak mam użyć tych zdolności mimicznych? Sceriatel podniósł wzrok, spojrzał na niebo i zaczął mówić – Musisz, upatrzyć sobie cel, zaatakować gdy będzie sam, ale pamiętaj zanim go zarżniesz musisz spojrzeć mu głęboko w oczy, i zapamiętać jego twarz skupić się wetrzeć kilka ziaren prochu z fioletowej sakwy, i po chwili jesteś człowiekiem.
Crith patrzył na Sceriatela z niedowierzaniem kiedy ten usypał kilka ziarenek z fioletowej sakwy, i wtarł je w rękę, w tedy twarz Sceriatela wyraźnie wydłużyła się, siwe włosy zmieniły barwę na rudą a białe szaty poczerniały.
- Sceriatel czy to nie jest magia? Rozumiem zdolności mimiczne, zmiany na ciele ale ubranie w jaki sposób? Sceriatel wstał wyprostował się i powiedział
– Wielu zdolnych magów próbowało odpowiedzieć na to pytanie, lecz z nijakim skutkiem. Dobrze wróćmy do treningu, pamiętaj o tym że wraz z ciałem otrzymujesz myśli, a jeśli zabijesz ofiarę to przejmujesz jej osobowość, całą pamięć i zachowanie, oczywiście nie tracąc swojej. Musisz uważać żeby zachować proporcję. Crith również wstał i zapytał – Proporcje, czy to znaczy że muszę wybierać ludzi swoich gabarytów ?
Sceriatel uśmiechnął się, wrócił do swojej prawdziwej postaci i powiedział – Dokładnie tak, a teraz spójrz mi w oczy usyp na rękę fioletowego proszku i postaraj się przybrać moją formę.
Crith wyraźnie zdenerwowany, sięgnął po sakwę, i delikatnie usypał sobie na rękę kilka fioletowych ziarenek. Delikatnym kulistym ruchem wtarł je sobie w rękę. Nie musiał czekać długo na efekt po kilku sekundach był już Sceriatelem. Kiedy na dziedziniec wyszła Vessa, spojrzała na nich uśmiechnęła się i powiedziała – Jak małe dzieci, jak dzieci. Nie macie ciekawszych zajęć tylko zabawy w kalambury? – nie oczekiwała na odpowiedź, odwróciła się i poszła do lasu zbierać zioła.
- Dobrze mistrzu a jak teraz wrócić do swojej prawdziwej postaci?
- Musisz się porządnie skupić i musisz obudzić w sobie jakieś miłe wspomnienie.
Crith nie zastanawiał się długo, przypomniał sobie noc spędzoną, z Teripe. Miłe wspomnienia przerwał głos Sceriatela który krzyknął – Doskonale! Dobra czas na obiad.
Weszli do środka, przy stole nie było jeszcze tylko ich i Vessy, usiedli jak zwykle naprzeciw siebie. Sceriatel urwał udziec z wielkiego kurczaka leżącego między nimi Crith zabrał się za drugie udo. Podczas gdy jedli do sali weszła Vessa usiadła, na ostatnie wolne miejsce, siedziała obok Crith’a.
- No to jutro, zaczynamy o tej samej porze co? – powiedział wyrywając potem kawał mięsa z uda.
Zanim Crith zdążył cokolwiek powiedzieć Vessa zabrała głos, wytarła usta chustą i powiedziała – Żaden trening nie będzie mu już potrzebny.
Oboje spojrzeli się na nią ze zdziwieniem i prawie w tym samym czasie zapytali – Jak to trening nie potrzebny?. Vessa odgarnęła włosy z czoła i powiedziała – Tak to że, wszystkie ruchy wykonujesz mechanicznie to znaczy że masz wszystkie zdolności zabójcy we krwi. Crith wtrącił – Ale przecież ja nic nie pamiętam. Vessa znów musiała odgarnąć włosy z czoła tym razem je zdmuchnęła – Wszystko jest w twojej głowie, w twojej krwi, a wszystkie umiejętności wyjdą podczas walk, pod wpływem adrenaliny. Więc szkoda czasu na treningi, pamiętaj zostało ci dwadzieścia dziewięć dni na uratowanie Kersti, masz już jakiś plan?
Crith wziął chustę ze stołu otarł usta i ręce, poprawił sobie ubranie i powiedział – Tak jutro wyruszam.
Wstał odszedł od stołu nie żegnając się wyraźnie zamyślony ruszył do swojej sali zanim jeszcze zdążył wejść po schodach na górę, Teripe także wstała od stołu i ruszyła za nim.
Wszedł do pokoju, zapalił świecę usiadł na brzegu łóżka, cały czas rozmyślał. Rozmyślenia przerwała Teripe która weszła do pokoju, zamknęła delikatnie drzwi, powolnym krokiem zbliżała się do Crith’a. Na jej nogi padał niesamowity blask zachodzącego słońca, wydawało by się że jej nogi rozświetlały cały pokój. Usiadła obok niego, objęła go i powiedziała – Musi ci bardzo zależeć na Kersti – po czym spuściła wzrok, i patrzyła na podłogę. Crith objął ją czule i powiedział – Dzięki Kersti jeszcze żyje, chce się jej odwdzięczyć, po prostu jest dla mnie kimś ważnym. Teripe podniosła głowę i zapytała – A ja kim dla ciebie jestem? Crith nie odpowiedział, przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował. Teripe wstała, poprawiła włosy i wyszła. Crith chwilę po tym jak wyszła, położył się długo nie mógł zasnąć myślał nad odpowiedzią, nie wiedział kim dla niego jest Teripe, dlatego nic nie mówił po prostu nie chciał jej zranić.

Re: Ostrza Burzy [Fantastyka]

2
ad1494 pisze:Siedział na pniu, miał rude włosy
Już źle. Siedział na pniu, obierał marchewkę - okej. Był wysoki, miał rude włosy - brzydko ale poprawnie. Natomiast tak jak powyżej opis jest przełamany, ponieważ bez żadnego uzasadnienia w jednym ciągu podajesz czynność i wygląd.
ad1494 pisze:elfskie
A nie elfickie?
ad1494 pisze:spiczaste i odstające uszy
Słuchaj, każdy czytelnik fantasy wie, jak wygląda elf. Twój opis musi tylko utwierdzić odbiorcę w przekonaniu, że ten tu naprawdę wygląda jak elf. Wystarczyłyby same szpiczaste.
ad1494 pisze:szmaragdowo zielone oczy
Szmaragdowozielone, jedno słowo. A tak w ogóle to wystarczyłoby samo szmaragdowe.
ad1494 pisze:oczy, które rozjaśniały liczne piegi
Oczy rozjaśniane przez piegi czy piegi rozjaśniane przez oczy?
ad1494 pisze:Na głowie miał zielony kaptur, z którego zacnie wystawały rude włosy
Andrzej był szefem, wstał z krzesła i poszedł.

Nie wiesz, o czym mówię? Poguglaj. Dodatkowe słowo kluczowe: Kres. A w międzyczasie przyjrzyj się takiej wersji: Spod zielonego kaptura zacznie [to znaczy jak? - przyp. mój] wystawały rude włosy. Zastanów się, czy moja wersja jest lepsza i dlaczego jest lepsza.
ad1494 pisze:Poniżej głowy, na szyi błyszczał
A dlaczego nie po prostu "Na szyi błyszczał"?
ad1494 pisze:medalion wyglądający jak dwa skrzyżowane sztylety
A może tak, "medalion: dwa skrzyżowane sztylety", co?
ad1494 pisze:na których widniał napis „Easterie’aeariel”
W tym momencie mogę już postawić diagnozę. Jesteś uczniem ostatniej klasy gimnazjum lub pierwszej liceum. Pisanie wypracowań idzie ci nieźle, jesteś chwalony jeśli nie za całość, to przynajmniej za styl. Autorze! Prozy nie pisze się stylem wypracowaniowym!
ad1494 pisze:ostrza burzy
Wielkimi literami. A to całe Easter Ariel tam wyżej to bez cudzysłowu.
ad1494 pisze:Dalej był ubrany
Znaczy, wciąż był ubrany? A kiedy w trakcie tego opisu miał okazję się przebrać?
ad1494 pisze:w czarną błyszczącą szatę która składała się z jednej części
W jednoczęściową szatę z lśniącej czernią bawełny?

Żeby się już nie pastwić, przeskoczę o dwa akapity naprzód, do dialogu. Zobaczymy, co tam znajdę.
ad1494 pisze:- Nie poznajesz nas? – powiedział jeden z jedenastu, stojących wokół niego.
Technikalium: dywizami nie oznaczamy dialogu. Dywizy stosujemy w połączeniach typu "biało-czerwone". W dialogu używamy pauz albo półpauz.

Jeden z jedenastu: brzydko. A to po przecinku (którego zresztą nie powinno być) można i tak wywalić. Nie powtarzaj informacji bez potrzeby.
ad1494 pisze:-Wasze twarze są mi znajome, ale tylko znajome.
I nie zjadamy spacji.
ad1494 pisze: wszystkie zmarszczki na czole jakby się połączyły ze złości w jedną
Że co?! Koleżanko Z., narysuj mi to, bo nie umiem sobie tego wyobrazić.
ad1494 pisze:Crith podobnie jak starzec zdenerwował się i tym samym tonem co jego przed mówca, mówił
Dobra. Autorze, to nie ma sensu. Ale spróbuję ci jakoś pomóc. Klikaj:

http://kres.mag.com.pl/kaciki.php

To właśnie jest to, co miałeś wyguglać. Przeczytaj wszystkie te teksty. Dwa razy. Następnie wydrukuj je wszystkie (ewentualnie kup papierową "Galerię złamanych piór") i czytaj codziennie przed snem oraz podczas śniadania. Przeczytaj w sumie osiem razy. Po każdej rundzie przeczytaj dwie powieści (dobrych polskich autorów albo dobrze tłumaczone). W międzyczasie studiuj słownik ortograficzny i poprawnej polszczyzny, ucz się zasad interpunkcji. Wtedy wróć do pisania. Rzekłem.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Zacznijmy od tego, że cały pierwszy akapit bardziej przypomina inwentaryzację niż opis. Naprawdę, autorze, nie musisz być tak szczegółowy w wyliczaniu całego ekwipunku i każdej sztuki odzieży, którą bohater ma na sobie. O ile sztylety i sakwy mogę darować - a nuż za chwilę rzeczone sztylety pójdą w ruch, a wtedy lepiej, żeby czytelnik został za wczasu poinformowany o ich istnieniu - o tyle skrupulatnie sporządzona lista ciuchów psuje klimat, zamiast go budować. A ja i tak po chwili nie pamiętam tych wszystkich szat, szarf i kapturów.

Opis literacki tym się różni od inwentaryzacji, że ten pierwszy zawiera to, co istotne, a ta druga wszystko jak leci. Inwentaryzacja w tekstach literackich jest Zła. BARDZO ZŁA. Wbrew pozorom nie pozwala uruchomić wyobraźni, a w dodatku jest nudna. Rada: po napisaniu całego tekstu przytomnie sprawdzasz wszelkie opisy. Elementy, które nie mają znaczenia dla fabuły, nie budują nastroju i nie przekazują informacji istotnych dla dalszego rozwoju wypadków eliminujesz bezlitośnie.
ad1494 pisze:zza nich było widać noszące wodę i opatrunki skąpo ubrane elfki.
Elfickie sanitariuszki półnago paradują między rannymi? To w celach terapeutycznych? Naprawdę, autorze, skąpo ubrane elfki na polu walki trafiają się tylko w "skąpej" treściowo fantastyce.
ad1494 pisze:powiedział – Tsheaia’shell
"Zgrabne nogi ma ta ruda." "Fajny ten medalion. Opchniesz mi to cacko?" "Komar mnie w dupę udziabnął." Cóż on, do jasnej-ciasnej, powiedział? Bo jakoś nie łapię. Wtrącenia w obcym, nieznanym czytelnikowi języku - a już tym bardziej w języku wymyślonym przez autora - o tyle mają sens, o ile czytelnik bez trudu może się domyśleć, o co chodzi. Ja po chwili główkowania wykombinowałam, że to zapewne było powitanie. Ale głowy nie dam.

A gdybyś napisał tak, autorze:

- Tsheaia’shell - powitał/pozdrowił/itd.

nie byłoby problemu.
ad1494 pisze:przed mówca
przedmówca
ad1494 pisze:Dzięki niej jeszcze żyje, to ona pod Radviken ocaliła mi życie, byłem ciężko ranny, ludzki rycerz ugodził mnie mieczem pod serce, gdyby nie ona to bym już nie żył.
żyję - ogonek sprawa drobna, a jak go brak, to nagle mowa o kimś zupełnie innym. Ponowne przeczytanie tekstu po jego napisaniu pozwala wyeliminować takie błędy i oszczędzić ich upierdliwym czytelnikom-krytykom. Ku obopólnej radości.

A w ogóle, to tam powinno być więcej kropek, a mniej przecinków i kawałek można bez żalu wypierniczyć w kosmos. Tak:

Dzięki niej jeszcze żyję. Pod Radviken ocaliła mi życie. Byłem ciężko ranny, ludzki rycerz ugodził mnie mieczem pod serce.
ad1494 pisze:Zmarszczki na czole starca wróciły na swoje miejsce, co nie zmieniało faktu że jest równie zły co Crith – To kto cię uderzył obuchem w łeb?! I wywiózł do lasu? – po czym starzec usiadł na pniu naprzeciw Critha. – Ona wyszła zbierać zioła, a ja miałem się wynieść nie zauważony z Twierdzy. Gdy się przygotowywałem do wyjścia usłyszałem kroki, pomyślałem że Kersti czegoś zapomniała i się wróciła. Po chwili usłyszałem kroki kolejnych trzech osób i krzyk kobiety – Zostawcie go! On był ciężko ranny!
Bajzel tu taki, że po trzykrotnym przeczytaniu, dalej mogę się jedynie zgadywać, co autor miał na myśli, a wszak nie tak powinien się czuć czytelnik podczas lektury.
Po kolei
1. Nie zmieniamy czasu w tracie narracji, jeśli to nieuzasadnione. Zamiast "jest" powinno stać "był".
2. Wszystkie wypowiedzi nowej osoby zaczynamy od kolejnego akapitu, a przynajmniej od kolejnej linijki tekstu.
3. Pilnujemy co piszemy, czy ma to sens i jest jednoznaczne - dwie pogrubione kwestie nie są. W tej drugiej to chodzi o to, że kobieta krzyknęła?
– po czym starzec usiadł na pniu
Nie mam pojęcia, po czym on siadał.

4. Słownik ortograficzny powinien zostać najlepszym przyjacielem każdego autora, bo edytor tekstów nie wyłapie wszystkich błędów.

Powinno to wyglądać z grubsza tak:

Zmarszczki na czole starca wróciły na swoje miejsce, co nie zmieniało faktu że był równie zły co Crith
– To kto cię uderzył obuchem w łeb?! I wywiózł do lasu? – zażądał wyjaśnień, poczym usiadł na pniu naprzeciw Critha.
– Kersti wyszła zbierać zioła, a ja miałem opuścić Twierdzę niezauważony. Gdy się wymykałem usłyszałem kroki, pomyślałem że Kersti czegoś zapomniała i wróciła. Po chwili dobiegł mnie tupot kolejnych trzech osób i krzyk kobiety.

Dalej wymiękłam i nie przeczytam już ani słowa.

Potraktuj, drogi autorze, bardzo poważnie rady Sir Wolfa. Ja ze swojej strony mogę Ci jeszcze polecić felietony Andrzeja Pilipiuka "Piszemy Bestsellera". A prócz nich, prócz literatury fachowej i literatury pięknęj, czytaj też swoje własne prace. Na głos. Najlepiej komuś trzeciemu, kto wytknie ci fragmenty, które brzmią sztucznie, głupio lub niepoprawnie.
Już nie wiem, co jeszcze mogłabym Ci poradzić.

4
Siedział na pniu, miał rude włosy, bardzo długie elfskie rzęsy, spiczaste i odstające uszy i szmaragdowo zielone oczy które rozjaśniały liczne piegi na nosie i policzkach. Na głowie miał zielony kaptur, z którego zacnie wystawały rude włosy. Poniżej głowy, na szyi błyszczał medalion wyglądający jak dwa skrzyżowane sztylety, na których widniał napis „Easterie’aeariel”, co znaczy ostrza burzy.
Wszelkie rady będą bezużyteczne, gdy czegoś sam nie zrozumiesz. Że tworzenie obrazów (tak - to jest tworzenie obrazów) ma być proste, jak budowa cepa. Wprowadzasz mnie do Twojego świata i musisz go ukazać, abym mógł stwierdzić, czy go lubię, czy też nie. Zanim ta ocena nastąpi, muszę go zrozumieć i ujrzeć. W tym spisie rzeczy na Elfie znalezionych nie ma za grosz plastyki. Seria z karabinu mająca za zadanie pokazać co i jak, jest daleka od złej... jest dalej... dalej. Jako żem powiedział, tako zrobię. Zobacz na zmiany w tekście:

Elf siedział na pniu. Spod zielonego kaptura wystawały długie rude włosy, opadające na medalion zawieszony na piersi. Zielone oczy spoczywały zapatrzone w ziemię. Raz po raz poruszał szpiczastymi uszami, wykrzywiając przy tym piegowate policzki.

I, kurcze blaszka, nie jest lepiej?
Dalej był ubrany w czarną błyszczącą szatę która składała się z jednej
Rany Julek... dalej był ubrany? Gdzieś ty to znalazł. Chyba, że się rozebrał. Oczywiście, że nadal był ubrany (bo na pewno nie dalej). Ale ty opisujesz ubranie, nie czas, w którym bohater jest przywdziany.

Czarna szata pobłyskiwała, przepasana czarną szarfą.
elfki.
elfek (rozwinięcie) to mały elf. Elfik/Elf. Ale już elfickie kobiety, to jak najbardziej. (zauważ, że tam występuje ruchome e)
- Nie poznajesz nas? – powiedział jeden z jedenastu, stojących wokół niego.
raz: wiadomo, że jeden z jedenastu. Już o tym wspomniałeś.
dwa: wiadomo, że stali dookoła niego, bo też o tym wspomniałeś.
Czytelnik odtwarza twoje słowa, budując obraz. Nie piszesz chyba dla sklerotyków z głęboką amnezja lub zanikami pamięci krótkotrwałej. Patrz, co przemycasz w tekst.
– Jak mogłeś dać się zaskoczyć i dostać obuchem w tył głowy od tej dziwki! – wykrzyczał. Crith podobnie jak starzec zdenerwował się i tym samym tonem co jego przed mówca, mówił [/u]– Nie masz prawa tak o niej mówić! To nie ona uderzyła mnie obuchem w tył głowy! Dzięki niej jeszcze żyje, to ona pod Radviken ocaliła mi życie, byłem ciężko ranny, ludzki rycerz ugodził mnie mieczem pod serce, gdyby nie ona to bym już nie żył.


Zaczynasz od dialogu, opisujesz go. Dobrze. Ale do tego samego dialogu (przecież to jedna linijka) dorzucasz komentarz traktujący o innym bohaterze, a mało tego, w tym samym akapicie i tej samej scenie umieszczasz dialog drugiej postaci. Każda z tych trzech części powinna znaleźć się w nowej linijce, jak nowa scena. Zobacz na:

– Jak mogłeś dać się zaskoczyć i dostać obuchem w tył głowy od tej dziwki! – wykrzyczał.
Crith podobnie jak starzec zdenerwował się i tym samym tonem co jego przed mówca, mówił
– Nie masz prawa tak o niej mówić! To nie ona uderzyła mnie obuchem w tył głowy! Dzięki niej jeszcze żyje, to ona pod Radviken ocaliła mi życie, byłem ciężko ranny, ludzki rycerz ugodził mnie mieczem pod serce, gdyby nie ona to bym już nie żył.


Tekstu nie doczytałem nawet do 1/4. Widać chęci, ale to za mało. Trzeba jeszcze pracy. Pracy, w postaci czytania. Na początek wystarczy proza zgodna z twoimi zainteresowaniami.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Siedział na pniu, miał rude włosy, bardzo długie elfskie rzęsy, spiczaste i odstające uszy i szmaragdowo zielone oczy które rozjaśniały liczne piegi na nosie i policzkach. Na głowie miał zielony kaptur, z którego zacnie wystawały rude włosy. Poniżej głowy, na szyi błyszczał medalion wyglądający jak dwa skrzyżowane sztylety, na których widniał napis „Easterie’aeariel”, co znaczy ostrza burzy. Dalej był ubrany w czarną błyszczącą szatę która składała się z jednej części, z bawełny, szata była przepasana przez ramię czarną szarfą która za zadanie miała utrzymywać na jego plecach długie na dwie stopy sztylety, zaś druga szarfa przepasana na biodrach utrzymywała dwa, dwa razy mniejsze sztylety i sakwy.

Początek i już nudzisz zabijając w czytelniku ochotę dalszego czytania. Taki blok czynności i opis wyglądu bohatera jest ścianą nie do przejścia. Kiedyś budowali fosy wokół zamków, by wrogowie nie dostali się do środka, teraz tak zaczyna się teksty, by czytelnik nie przeczytał tekstu do końca.

Masz okropna manierę powtarzania się. Podam ci jeden przykład. Od początku do pierwszych gwiazdek imię Crith powtarza się dziesięć razy. To jest o dziewięć za dużo. No dobra, o osiem. O innych powtórzeniach nie wspomnę, a powtarzanie informacji przemilczę, bo inni o tym wspomnieli.

Powiem tak. Nie czytasz tego, co napiszesz i piszesz na bieżąco, bez przemyślenia. Masz pomysł, więc siadasz i piszesz. Potem powstają takie powtórzenia, bo sam nie wiesz, co napisałeś kilka linijek wcześniej.

Przestałem czytać po dotarciu do tych, wcześniej wymienionych gwiazdek.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”