Strażnik [Horror nadnaturalny]

1
Mam świadomość, że temat oklepany. Częściowo wzorowane na opowiadaniu Ogar H.P. Lovecrafta. Piszę, zanim ktoś posądzi mnie o plagiat.


STRAŻNIK



WWWWkrótce skończę sto trzynasty rok życia. Urodziłem się w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym siódmym roku w Ząbkowicach na Śląsku. Jak to się stało, że dożyłem tak późnego wieku, a same Demony tylko wiedzą, kiedy wreszcie osiągnę wieczny spokój? Przed wojną Ząbkowice Śląskie nosiły nazwę Frankenstein. Gdy w 1818 roku Mary Shelley pisała swoją najsłynniejszą powieść, wzorowała się na wydarzeniach, które rozegrały się tutaj w 1606 roku, kiedy to grupa grabarzy rozkopywała groby. Ze zwłok robili trujące proszki i medykamenty, które później wywołały zarazę. Oczywiście w tamtych latach, w których dzieje się opisana przeze mnie historia nie słyszeliśmy nawet o doktorze Frankensteinie, ale znaliśmy miejscowe legendy. Wraz z moim przyjacielem, Franciszkiem pragnęliśmy poznać szczegóły tej historii. Potrafiliśmy czytać, pisać i byliśmy rządni przygód. Jakże głupi i krótkowzroczni wtedy byliśmy. Dzisiaj nie potrafię nawet powiedzieć, co wywołało u nas taką rządzę poznania historii a później pójścia w ślady średniowiecznej grupy. Czy była o chęć zysku, czy też może chcieliśmy poczuć nieznany dreszczyk emocji, czy może sam Diabeł kierował naszymi poczynaniami?

WWWWszelkie legendy miejskie i historie, które usłyszeliśmy na interesujący nas temat były niezwykle barwne, ale bliżej miały do bajek niż prawdziwych przekazów. Jedna historia mówiła o blisko stu podejrzanych a inna o tylko jednym ale za to mógł pojawiać się w kilku miejscach jednocześnie a jego oczy miały płonąć żywym ogniem. Wszystkie historie miały jednak wspólny punkt w kaplicy św. Mikołaja na pobliskim cmentarzu. Tam podobno zaczynali grabarze i tam postanowiliśmy zacząć nasze poszukiwania i my. Nie mieliśmy wówczas nawet dwudziestu lat i wierzcie mi, byłoby lepiej, gdybyśmy pomarli niż zaczęli nasze dzieło. Po czterystu latach od afery zawód grabarza i pobliski cmentarz nadal był uznawany za przeklęty. Dla nas była to jednak okazja i najęliśmy się do pracy przy chowaniu zmarłych.

WWWNasze sekretne prace rozpoczęliśmy w pewną majową noc tysiąc dziewięćset piętnastego roku. W Europie szalała I Wojna Światowa, która ominęła jednak Frankenstein, cudem jednak ie zostaliśmy wcieleni do wojska. Zaczęliśmy od przeszukania kaplicy św. Mikołaja jednak początkowo nasze poszukiwania nie przyniosły efektów. Uznaliśmy, że trzeba przeszukać krypty. Otwieraliśmy je w nocy, od najstarszych bo to w nich spodziewaliśmy się znaleźć jakiekolwiek wskazówki, jednak ciągle nasze poczynania pozostawały bez sukcesu. Zaczęliśmy wątpić, czy historia z 1606 roku wydarzyła się naprawdę. Nie porzuciliśmy jednak otwierania krypt – znajdowaliśmy w nich prawdziwe skarby. W najstarszych kości były rozsypane niemal na proch a z trumien dawno pozostały same wióry. W nieco nowszych ciała były albo zasuszone i rozsypywały się na wiór, gdy tylko ich dotknęliśmy, lub ciągle jeszcze gniły buchając na nas niesamowitym odorem, gdy otwieraliśmy sarkofagi. Złote pierścienie i łańcuszki pozostały jednak w idealnym stanie. Nieraz musieliśmy rozgrzebać stertę kości aby znaleźć jeden pierścionek. Bywało, że łamaliśmy kości palców, gdy z jakiegoś powodu pierścienie i sygnety nie chciały zejść z palców. Odrywaliśmy głowy od ciał, jeżeli były już całkiem rozłożone, by ściągnąć łańcuszek. Często braliśmy fragmenty kości, z których po zmieleniu na proch robiliśmy truciznę. Posypywaliśmy nią precjoza, które później sprzedawaliśmy. Bywało, że zbieraliśmy trofea w postaci zasuszonych głów. Wiedzieliśmy, że nie warto rozkopywać pojedynczych grobów, wszak bogate rodziny chowane były w grobowcach i kryptach. Początkowo nie ruszaliśmy grobów dzieci jednak i na nie przyszła kolej. Dzieci chowane były ze sporą ilością zabawek a w czasie wojny i one są poszukiwanym towarem. W Kaplicy Przeszukaliśmy wszystkie krypty dokładnie. Oprócz skarbów, które zdążyliśmy zabrać, i zabawek nie było niczego co by nas interesowało ale po same zabawki zaczęliśmy wracać później. Nie pamiętaliśmy, w których grobach pochowane dzieci więc po raz kolejny otwieraliśmy wszystkie. Początkowo nie zwróciliśmy uwagi na nic szczególnego, ale gdy otwieraliśmy kolejne groby, coraz bardziej ogarniał nas dziwny, wewnętrzny niepokój, którego źródła nie potrafiliśmy zlokalizować. Gdy otworzyliśmy po raz kolejny kryptę blisko stuletnią, w której pochowana była cała rodzina zrozumieliśmy skąd brał się nasz niepokój. Wszystkie ciała w grobach, które otwieraliśmy po raz kolejny leżały tak, jakbyśmy w ogóle ich nie ruszali. Wszystkie kości były całe, głowy połączone z tułowiami a trumny, jeżeli coś z nich jeszcze zostało były starannie pozamykane. Pierwszą myślą, jaka przebiegła nam przez głowę, było zdemaskowanie. Ktoś musiał dowiedzieć się o naszych poczynaniach i gdy miał tylko sposobność układał ciała ponownie. Z pewnością zdążył donieść już władzom i nasze aresztowanie jest kwestią godzin. Utwierdziliśmy się w tym przekonaniu, gdy ciężkie, drewniane wrota do kaplicy zatrzasnęły się z hukiem. W witrażowym oknie zobaczyłem czyjąś twarz, jednak nie rozpoznałem, kto to mógł być. Drzwi kaplicy nie chciały się otworzyć, ale już po chwili ustąpiły i wybiegłem szybko z kaplicy lecz nikogo nie zobaczyłem. Gdy siłowałem się w drzwiami, miał sporo czasu na ucieczkę. Nie dotarła dotarła do mnie wówczas niezwykłość tej sytuacji. Wróciłem do kaplicy i razem z Franciszkiem zamknęliśmy kryptę po czym udaliśmy się jak najprędzej do swoich domów. Tej nocy nie spałem prawie wcale. Przez cały czas miałem wrażenie, że ktoś chodzi po domu. W szczelinie pod drzwiami kilka razy widziałem blask płomienia świecy ale nikogo nie słyszałem. Raz chwyciłem pałkę, którą miałem koło łóżka i zaczaiłem się przy drzwiach. Gdy blask świecy po raz kolejny wpadł do pokoju przez szczelinę szybko otworzyłem drzwi w pełnej gotowości do ataku, ale nikogo tam nie było. Sprawdziłem wszystkie okna i drzwi w chałupie po czym wróciłem do łóżka. Gdy już się kładłem kątem oka zobaczyłem twarz młodego chłopca spoglądającego przez okno, lecz gdy tam spojrzałem, nikogo już nie było. Mógłbym przysiąc, że jest to ta sama twarz z okna w kaplicy. Pomyślałem, że wariuję. Pies mój doskonale radził sobie z intruzami i na pewno szczekałby, gdyby ktoś wszedł na podwórko. Położyłem się, jednak nie zasnąłem do rana. Skoro świt wyszedłem z domu i jakież było moje przerażenie, gdy zobaczyłem psa. Zwierze, które zawsze zajadle pilnowało obejścia, z podkulonym ogonem siedziało z budzie. Wie wiem, co go tak przeraziło, ale zapewne do końca swoich dni nie wyszedł ze swojego schronienia dalej niż na metr.

WWWPostanowiliśmy z Franciszkiem przez kilka tygodni wstrzymać nasze działania. Nadal pracowaliśmy na cmentarzu, jednak nie odważyliśmy się szukać kosztowności i informacji z 1606 roku z obawy przed aresztowaniem. Minęło blisko trzy miesiące, a ja prawie co noc miałem wrażenie, że ktoś chodzi po moim domu. Kilkukrotnie wydawało mi się, że widzę owego młodzieńca z okna w tłumie ludzi, wpatrującego się we mnie, lecz gdy tylko próbowałem podejść bliżej lub chociażby przyjrzeć się mu bliżej, natychmiast znikał.

WWWW międzyczasie Franciszek dowiedział się, że kaplica została zburzona już po wydarzeniach ze średniowiecza a obecna została poświęcona blisko sto lat później. Ponownie wróciły do nas pierwotne zamierzenia. Jakże mogliśmy być tak ślepi? Tuż obok kaplicy stała nieduża kapliczka z metalową bramką. Nad wejściem były jeszcze ślady po nazwisku rodziny, ale nie dało się go przeczytać. Był to grobowiec rodzinny którego nie otwieraliśmy gdyż wydawał nam się zbyt stary aby cokolwiek można było w nim jeszcze znaleźć, w dodatku nie przyszło nam do głów, że zza bramy widać jedynie kapliczkę i zarośnięty bluszczem ołtarzyk a katakumba znajduje się pod spodem. Postanowiliśmy sprawdzić cóż skrywa w sobie. Z lampkami naftowymi i łomami ruszyliśmy do pracy. Noc była niesłychanie spokojna. Nawet najmniejszy wietrzyk nie poruszał liśćmi, i nawet najmniejsza chmurka nie przysłaniała gwiazd. Setki razy przechodziliśmy obok i nie zauważaliśmy tego grobowca a teraz nie widzieliśmy nic poza nim. Wołał nas. Przyciągał. Metalowa bramka, chociaż nieotwierana przez wiele lat, nie zaskrzypiała ani razu. Weszliśmy do środka i w świetle lamp mogliśmy podziwiać kunszt twórcy ołtarzyka. Bluszcz, którym jak nam się wydawało obrośnięty było wnętrze grobowca w całości wykuty był w kamieniu. Gdy przyglądaliśmy się dokładnie mieliśmy wrażenie, że wszystko jest wyrzeźbione z jednego kawałka ogromnej skały z precyzją dorównującą samemu Stwórcy. Tuż pod ołtarzem, na którym stał kamienny krzyż, znaleźliśmy metalowy skobel przytwierdzony do marmurowej płyty – wejście do grobowca. W środku było dużo miejsca i sama krypta z pewnością wychodziła poza ramy kapliczki. Naprzeciwko wejścia na ścianie wielkimi, zdobionymi literami wyryte były dwa słowa: Occursatio Eternitate. Pod spodem widniał tekst:
Tu leżą przeklęci,
Którzy przeklęte rzeczy czynili.
Troje za życia potępionych,
Którzy najwięcej uczynili.
Obyś żył wiecznie wędrowcze,
Którego ciekawość tu sprowadziła.
Przeczytaliśmy te słowa w milczeniu, nieświadomi, że czytamy słowa przekleństwa.
Przy ścianach stały trzy sarkofagi w kształcie trumien wykonane z białego marmuru i jeden z czarnego, który postanowiliśmy zostawić na koniec. Na białych nie było nic oprócz wygrawerowanego roku 1607. Radość wstąpiła w nasze serca, gdyż oto byliśmy w grobowcu grabarzy ze średniowiecza. Otworzyliśmy pierwszy sarkofag i w środku znaleźliśmy kości kobiety ubrane w przepiękną, ale czarną suknię. Od razu rzuciły nam się w oczy ogromne czarne pierścienie, które miała na splecionych palcach. Doświadczeni wielomiesięcznymi grabieżami zdziwiliśmy się i przeraziliśmy, gdy okazało się, że nie możemy rozpleść rąk nieboszczki. Nie były to martwe, kruche kości, z którymi mieliśmy do czynienia do tej pory. Były to silne ręce, które nie chciały oddać skarbu. Franciszek uderzył łomem, rozległ się trzask łamanych kości i ręce się rozplotły. Ściągnęliśmy pierścienie i zaczęliśmy otwierać drugi sarkofag. Nie było w nim nic specjalnego z wyjątkiem ciała mężczyzny, które wyglądało niczym mumia, doskonale zakonserwowana, można by powiedzieć nawet, że wyglądał jak bardzo stary człowiek, który śpi. W trzecim znaleźliśmy ciało kolejnego mężczyzny. Jego głowa odcięta leżała między nogami. W rękach trzymał zwitek pergaminu, który ponownie z trudem wyciągnęliśmy. Napis był bardzo zniszczony, i jedyne co udało nam się z niego odczytać to nazwiska siedemnastu osób. Przez lata nie wiedziałem co to za lista, ale dzisiaj wiem, że były to wszystkie osoby, które brały udział w wydarzeniach sprzed czterystu lat. Gdy podeszliśmy do ostatniego sarkofagu ogarnęło nas przerażenie. Oto trumna cała pokryta była złotymi napisami, których z pewnością nie było, gdy wchodziliśmy do katakumby. Po plecach przeszły nam dreszcze a na karkach poczuliśmy dziwny, lekki wiaterek niczym czyjś oddech. Oddech kogoś niewidzialnego, ale materialnego. Zaczęliśmy czytać: Oto na wieczność spoczywają tutaj niewinni. Z własnej woli śpią na wieki, by spokój spoczywającym zachować. Oto na wieczność Strażnik tutaj spoczywa, by straszne dzieje się nie powtórzyły. Pilnować będzie na wieki i śmierć mu nie straszna. Oto nie ma przed nim tajemnic, nie ma przed nim ukrycia. Oto strzec będzie każdego, kto historię chce powtarzać. Oto nie opuści tego, który go wezwał. Oto Pomocnik jego straszniejszy on niego samego będzie.
Gdy skończyliśmy czytać ciszę w grobowcu przerwał głośny świst wiatru i mieliśmy wrażenie, że słyszymy płacz dziecka. Strach zamroził nam gardła. Nie mogliśmy wykrztusić słowa. Chcieliśmy uciekać, ale jakaś niewidzialna siła już kierowała naszymi rękami. Już przesuwaliśmy wieko sarkofagu. Gdy otworzyliśmy przeklętą trumnę zrozumieliśmy słowa, które chwilę wcześniej przeczytaliśmy. Oto w jednym sarkofagu spoczywały dwa ciała. Wyglądały jakby pochowane ledwie miesiąc wcześniej. Dopiero zaczynały się rozkładać. Skórę miały siną, zaropiałą. Jedno ciało należało do chłopca około dziesięcioletniego, tego samego, którego widywałem od kilku miesięcy, ale drugie było jeszcze straszniejsze należało bowiem do niemowlęcia, którego twarz wykrzywiona była w niemym płaczu. Najgorsze jednak były ich oczy: otwarte żywe, wpatrujące się na nas, prześwietlające nas na wylot. Nagle zerwał się, nie wiadomo skąd, ogromny wiatr. Oba ciała odwróciły głowy w naszą stronę a niemowlę zaczęło płakać naprawdę. Poczułem jak wraca mi rozum i zaczynam znowu panować nad swoim ciałem. Zacząłem uciekać z krypty. Nie zważałem na Franciszka. Wybiegłem z kapliczki prosto na ogromną ulewę. Wiatr zwalił mnie z nóg a chwilę później ogłuszył huk potężnego pioruna, który uderzył w bramę kapliczki. Ta odpadła i zwaliła się prosto na mnie, przygniatając mnie i odbierając przytomność.

WWWObudziłem się rano leżąc na ścieżce cmentarza. Głowa bolała mnie strasznie i chwilę trwało, zanim przypomniałem sobie co działo się w nocy. Rozejrzałem się dookoła. Metalowa brama do kapliczki nad grobowcem wisiała na zawiasach i nie było najmniejszego śladu wskazującego na wydarzenia minionej nocy. Uciekłem czym prędzej z cmentarza. Chciałem pobiec do domu, ale przypomniałem sobie o Franciszku.
W jego domu nie było nikogo ale na stole znalazłem pergamin. Ten sam, który w nocy z trudem wyszarpaliśmy z rąk trupa, ale był nieco inny, zmieniony. Widniało na nim osiemnaście nazwisk i gdy przeczytałem ostanie zwymiotowałem ze strachu. Ostatni na liście był Franciszek. Pobiegłem do swojego domu, spakowałem bezmyślnie kilka rzeczy i uciekłem z miasta. Nigdy więcej nie wiedziałem Franciszka i nie wiem co się z nim stało. Czy został w krypcie na wieki i przez to jego nazwisko pojawiło się na liście, czy może w nocy sam uciekł i dopisał swoje imię próbując odkupić swoje winy?

WWWTeraz wiem, że ta pierwsza nieprzespana noc, zanim weszliśmy do krypty była jedną z najlżejszych w moim życiu. Młodzieńca z sarkofagu widuję prawie codziennie. Chodzi po moim domu sam nie wydając żadnego słowa a jedynie delikatne skrobiąc, stukając, głośno oddychając. Zrozumiałem co znaczyły słowa Oto strzec będzie każdego, kto historię chce powtarzać. Oto nie opuści tego, który go wezwał. Oto pomocnik jego straszniejszy on niego samego będzie. On jest strażnikiem i nie opuści mnie aż do śmierci. Pilnował mnie będzie abym nie myślał nawet o powtarzaniu swoich działań. Będzie mnie pilnował abym nie umarł zanim on sam o tym nie zdecyduje. Jego Pomocnik, to niemowlę, prześladuje mnie gorzej niż sam Strażnik. Gdy próbuję zasnąć słyszę jego płacz. Jego twarz widzę w twarzy każdego dziecka na ulicy. Jego cień widzę w każdym cieniu w domu. Przez tyle lat mojego życia miałem czas na żal za to, co zrobiłem. Wiele razy próbowałem się zabić, ale zawsze wtedy widziałem Strażnika bardzo wyraźnie blisko siebie i wiem, że to on nie pozwolił mi umrzeć. Gdy przychodziły w moim życiu chwile radości Pomocnik sprowadzał mnie do rzeczywistości. Realizowały się przez całe moje życie moje największe obawy. Gdy kogoś pokochałem ta osoba od razu umierała. Gdy zawiązywałem nowe przyjaźnie, szybko się rozpadały. Zacząłem się bać strachu, bo wiedziałem, że stanie się rzeczywistością. I tak już dochodzi sto trzynasty rok mojego życia a dziewięćdziesiąty drugi od czasu gdy wyszedłem z krypty. Wiele lat przebywałem w zakładach dla obłąkanych, w których nikt nie wierzył w moje strachy. Porównywali je do dziecięcych urojeń ale ja wiem, że to się dzieje na prawdę, mimo ze nikt inny nie słyszy płaczu pomocnika i nie widzi blasku świecy z którą w nocy chodzi strażnik. Nie wiem jak długo Strażnik każe mi jeszcze żyć. Wiem jedynie, że dziecięce strachy mogą być równie realne jak moje, ale żadne nie dorównują moim.
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.

2
Pod względem językowym jest dobrze.
Warsztat jednak leży i błaga, żeby się nim zająć:
grupa grabarzy rozkopywała groby
Aliteracje.
Jedna historia mówiła o blisko stu podejrzanych a inna o tylko jednym ale za to mógł pojawiać się w kilku miejscach jednocześnie a jego oczy miały płonąć żywym ogniem.
Interpunkcja. Przydałoby się trochę przecinków, nie sądzisz?
cudem jednak ie zostaliśmy wcieleni do wojska.
Literówki.
W Europie szalała I Wojna Światowa, która ominęła jednak Frankenstein, cudem jednak ie zostaliśmy wcieleni do wojska.
Błędy ortograficzne - wojna światowa małymi się pisze.
O czym to zdanie mówi w ogóle?
początkowo nasze poszukiwania nie przyniosły efektów
Początkowo nie ruszaliśmy grobów dzieci
Początkowo nie zwróciliśmy uwagi
Wiadomo.
Bywało, że łamaliśmy kości palców, gdy z jakiegoś powodu pierścienie i sygnety nie chciały zejść z palców.
Po co powtarzasz; wiadomo, że jak łamali palce, to że z palców zejść nie chciały.
Nie pamiętaliśmy, w których grobach pochowane dzieci więc po raz kolejny otwieraliśmy wszystkie.
Pochowane są, ewentualnie pochowano.
Początkowo nie zwróciliśmy uwagi na nic szczególnego, ale gdy otwieraliśmy kolejne groby, coraz bardziej ogarniał nas dziwny, wewnętrzny niepokój
Nie "coraz bardziej" - coraz silniejszy.
Drzwi kaplicy nie chciały się otworzyć, ale już po chwili ustąpiły i wybiegłem szybko z kaplicy lecz nikogo nie zobaczyłem
Wiadomo przecież, że z kaplicy, skoro jej drzwi usiłował otworzyć.
lecz gdy tylko próbowałem podejść bliżej lub chociażby przyjrzeć się mu bliżej, natychmiast znikał.
...
Ponownie wróciły do nas pierwotne zamierzenia.
Wróciły po raz pierwszy przecież.
Nagle zerwał się, nie wiadomo skąd, ogromny wiatr.
Ogromny nie odnosi się do siły, tylko do wielkości.
Wybiegłem z kapliczki prosto na ogromną ulewę.
W ogromną.
że to się dzieje na prawdę

Naprawdę.
Wiem jedynie, że dziecięce strachy mogą być równie realne jak moje, ale żadne nie dorównują moim.
Im nie dorównują.


Przede wszystkim powtórzenia. Samo słowo "grób" pojawiło się kilkanaście razy w małym fragmencie tekstu. Drugim Twoim ulubionym słowem jest "jednak". A lista jest dość długa.
Klimat jest, jak najbardziej. Jednak grozy w tekście nie ma, historia jest nie tyle straszna, co ciekawa.
Najgorzej jest z bohaterami. Franciszka w ogóle w tekście nie widać, a główny bohater jest nie wiadomo jaki. Z chęcią bym o nim coś powiedziała, ale zupełnie go nie znam. Snuje opowieść, podkreślając, że brał w niej udział, że był przerażony, że pragnie śmierci, jednak nie jest to pokazanie owego strachu, lecz tylko informowanie o nim.

Tekst jest dobry, ale trzeba włożyć w niego jeszcze sporo pracy.

Pozdrawiam.

3
Gemmini pisze:rządni
Oj... żądni.
Gemmini pisze:rządzę poznania historii
I znów ten sam ortograf...
Gemmini pisze:cudem jednak ie zostaliśmy
zgubiłeś literkę.
Gemmini pisze:bogate rodziny chowane były w grobowcach i kryptach. Początkowo nie ruszaliśmy grobów dzieci jednak i na nie przyszła kolej. Dzieci chowane były
powtórzenie.
Gemmini pisze:Nie pamiętaliśmy, w których grobach pochowane dzieci więc
brakuje "były".
Gemmini pisze:po raz kolejny otwieraliśmy wszystkie. Początkowo nie zwróciliśmy uwagi na nic szczególnego, ale gdy otwieraliśmy kolejne
powtórzenie
Gemmini pisze:Tej nocy nie spałem prawie wcale.
Tej nocy nie mogłem już zasnąć - pasuje lepiej. W końcu przez część nocy grzebał w grobach, a potem uciekł. Twoja wersja sugeruje, że miał do przespania całą noc.
Gemmini pisze:Położyłem się, jednak nie zasnąłem do rana. Skoro świt wyszedłem z domu i jakież było moje przerażenie, gdy zobaczyłem psa. Zwierze, które zawsze zajadle pilnowało obejścia, z podkulonym ogonem siedziało z budzie. Wie wiem, co go tak przeraziło, ale zapewne do końca swoich dni nie wyszedł ze swojego schronienia dalej niż na metr.
Mam wrażenie, że nie czytałeś tego, co napisałeś.
Zwierzę, nie wiem i to zapewne, które świadczy, że bohater nie ma pojęcia, co przez dalsze życie robił jego pies... Może się to wyjaśni dalej.
Gemmini pisze:a katakumba znajduje się pod spodem
Z tego, co wiem, słowo katakumby zawsze jest w liczbie mnogiej.

Tekst nie jest najgorszy, choć wielkiego klimatu nie udało Ci się stworzyć. Być może ogromny wpływ na to miała masa błędów interpunkcyjnych, stylistycznych (powtórzeń była cała masa), ale przede wszystkim też ortograficznych. Franciszek był tylko imieniem w tekście, bohater opowiada o swoich czynach, ale zupełnie go nie znam. Jakim był człowiekiem? Wiem, że nie miał pojęcia, co robił jego pies...

Flaki z olejem z dużą ilością fatalnych wpadek warsztatowych. Nie czytałeś chyba swojego tekstu, a ja do znużenia będę prosił, by każdy piszący przeczytał swoje dzieło kilka razy i choć raz - na głos.

Dla mnie kiepsko. Najlepsze z tego wszystkiego było wprowadzenie historyczne. Potem szło już coraz gorzej. I myślę, że gdyby napisać to poprawnie technicznie - tekst zyskałby wiele. Na razie niedostatecznie, głównie za brak pracy nad swoim opowiadaniem.
Dariusz S. Jasiński

Re: Strażnik [Horror nadnaturalny]

4
Na początku przykuwasz uwagę czytelnika, lecz stopniowo zaczynasz ją tracić przez masę powtórzeń, pojawiających się w tekście. Poza tym brakuje umiejętnie budowanego napięcia, wszystko opowiadasz tym samym tonem, na jednym wydechu, np. gdy bohaterowie zorientowali się, że ktoś ich zdemaskował, zatrzaskują się drzwi kaplicy, ktoś ucieka, ktoś inny goni, lecz nie ma tutaj stopniowania napięcia, wszystko zlewa się w jeden blok. Scena nie wzbudza emocji, a powinna.
Ten fragment z kolei bardzo fajny:
Setki razy przechodziliśmy obok i nie zauważaliśmy tego grobowca a teraz nie widzieliśmy nic poza nim. Wołał nas. Przyciągał. Metalowa bramka, chociaż nieotwierana przez wiele lat, nie zaskrzypiała ani razu. Weszliśmy do środka
Przydałoby się też zadbać o akapity.
Masa powtórzeń, co zauważyli już poprzednicy... Warto posiłkować się słownikiem synonimów. Błędy interpunkcyjne (głównie brakujące przecinki) przeszkadzają w odbiorze.
Zdarzają się literówki. Literówki... Raz lata zapisujesz słownie, innym razem nie:
Nasze sekretne prace rozpoczęliśmy w pewną majową noc tysiąc dziewięćset piętnastego roku.
Gdy w 1818 roku Mary Shelley pisała swoją najsłynniejszą powieść, wzorowała się na wydarzeniach, które rozegrały się tutaj w 1606 roku, kiedy to grupa grabarzy rozkopywała groby.
Zdarza się zmiana czasu narracji na teraźniejszy (lecz sądzę, że to tylko wypadek przy pracy).
Pomysł masz, gorzej z wykonaniem.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender

5
Dziękuję za oceny i witam po nieco długiej przerwie.
mamika6 pisze:Pod względem językowym jest dobrze.
Warsztat jednak leży i błaga, żeby się nim zająć

(...)

Przede wszystkim powtórzenia. Samo słowo "grób" pojawiło się kilkanaście razy w małym fragmencie tekstu. Drugim Twoim ulubionym słowem jest "jednak". A lista jest dość długa.
Klimat jest, jak najbardziej. Jednak grozy w tekście nie ma, historia jest nie tyle straszna, co ciekawa.
Najgorzej jest z bohaterami. Franciszka w ogóle w tekście nie widać, a główny bohater jest nie wiadomo jaki. Z chęcią bym o nim coś powiedziała, ale zupełnie go nie znam. Snuje opowieść, podkreślając, że brał w niej udział, że był przerażony, że pragnie śmierci, jednak nie jest to pokazanie owego strachu, lecz tylko informowanie o nim.

Tekst jest dobry, ale trzeba włożyć w niego jeszcze sporo pracy.

Pozdrawiam.

Tekst pisałem jakieś dwa-trzy lata temu. Przed wrzuceniem Zmieniłem tylko daty. Reszty nie chciałem poprawiać bo wiem, że napisałbym zupełnie nowe opowiadanie. Jak widać był to błąd. Przyznam się bez bicia, że szczególnie z powtórzeniami zawsze miałem problem. Przed konkursami zawsze bardzo długo siedziałem i poprawiałem teksty.
Co do ortografii, przyznaję się i oddaję dobrowolnie na wychłostanie. Jest tragicznie. Zazwyczaj siedzę ze słownikiem pisząc cokolwiek, ale tym razem byłem pijany, ślepy albo spałem w trakcie pisania.
ewik33 pisze:Zdarza się zmiana czasu narracji na teraźniejszy (lecz sądzę, że to tylko wypadek przy pracy).
Pomysł masz, gorzej z wykonaniem.
Zmiana czasu była w miarę świadoma, gorzej z wykonaniem.
djas pisze:Franciszek był tylko imieniem w tekście, bohater opowiada o swoich czynach, ale zupełnie go nie znam. Jakim był człowiekiem?
Franciszek miał być tylko postacią-widmo. Założenie miałem takie, żeby czytelnik wiedział o bohaterze jak najmniej a opinię wydał wyłącznie podstawie opisywanych działań.


Mój plan poprawy:
- mniej powtórzeń
- częstsza praca ze słownikiem
Choć rozumu nie przedają,
I chłopowie rozum mają.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”