Pokusa [short]

1
Krótki fragment opowiadania, które jak na razie jest skończone tylko w mojej głowie ;)

30 kwietnia 2010

Śpiew ptaków był taki sam, a jednak brzmiał trochę inaczej.
Zapach świeżo skoszonej trawy był dalej tak samo przyjemny, aczkolwiek wydawał się trochę inny.
Czułość, z jaką matka przykrywała swoje dziecko kocem nie była już tak widoczna.
Pierwsze zauroczenie chłopaka dziewczyną z sąsiedniej ulicy nie było już tak pięknym i wspaniałym uczuciem.

To ja, dwudziestodwuletni brunet stojący w samym środku hipokryzji i egoizmu naszego współczesnego społeczeństwa. Jestem atakowany wrogością każdego tygodnia, każdego dnia, każdej godziny i każdej minuty. Wszyscy myślą tu tylko o sobie i wiedzą, co smuci mnie najbardziej, że nie mogą liczyć na pomoc innych, nawet tych najbliższych.
Świadomość, że jeszcze niedawno stałem w jednym szeregu z tymi „ludźmi” mnie przeraża. Piszę „ludźmi”, bo tak naprawdę ciężko Ich tak nazwać- na to określenie najnormalniej w świecie nie zasługują. Gdzie podział się altruizm, bezinteresowna chęć pomocy innemu człowiekowi? Gdzie podziały się takie wartości jak przyjaźń czy rodzina?

---

Jack spokojnie wypuścił dym z ust, obserwując przy tym fascynujące figury tworzące się tuż przed jego głową. Cały czas myślał. Miał wątpliwości, czy aby na pewno postępuje dobrze. Gdzieś głęboko w środku odczuwał pewnego rodzaju obawę, czuł się ostrzegany przez samego siebie.
Wszystko zaczęło się dokładnie trzy lata temu, 30 kwietnia 2007 roku. Stał wtedy nad umywalką w swojej małej łazience. W ręce trzymał mały kawałek stali nierdzewnej, który popularnie…

---

(30 kwietnia 2007)
… nazywany jest żyletką. Patrzyłem na nią penetrującym spojrzeniem, jakbym chciał powiedzieć „Mam pewien kłopot, nie chciałabyś mi pomóc?”. Przyłożyłem ją lekko do skóry. Po moim ciele momentalnie przeszedł dreszcz, żyletka była bardzo zimna, wręcz lodowata. Ale to nie był jedyny powód- w głębi duszy wiedziałem, że od tego nie będzie już odwrotu, że po tym jednym, niby nic nie znaczącym, ruchu prawej ręki nie będę mógł się już wycofać. Podniosłem lekko głowę. Oczy patrzące na mnie z lustra były poczerwienione, jakby przed chwilą wylało się z nich morze łez. Spojrzałem ponownie na żyletkę, lecz w tej samej chwili rozległo się pukanie. Było dość ciche, ale słyszałem je doskonale. Włożyłem żyletkę do kieszeni swoich jeansów i udałem się do drzwi. Próbowałem iść jak najciszej się dało. Wstrzymując oddech spojrzałem przez wizjer. Po drugiej stronie drzwi stał starszy człowiek ubrany w stylowy, aczkolwiek trochę staroświecki, garnitur. Na głowie miał czarny kapelusz. W zmęczonej starością dłoni trzymał czarną aktówkę- „To pewnie tylko jakiś sprzedawca”, pomyślałem. Spojrzałem na jego twarz. Z moich ust wydobył się cichy jęk. Jego oczy spoglądały dokładnie na mnie, jakby nie robiąc sobie nic z faktu, że dzielą nas solidne, mahoniowe drzwi. Nie mogłem znieść tego spojrzenia, ale starzec widocznie nie zamierzał odpuścić. Patrzył na mnie dokładnie tak samo, jak ja przed chwilą na żyletkę.
- Wpuści mnie pan w końcu? – zapytał z wielkim spokojem w głosie.
Moja ręka mimowolnie powędrowała w stronę klucza, jakby sama wiedziała, że tak będzie lepiej.
Usłyszałem szczęk zamka. Drzwi otworzyły się same.
- Witam, nazywam się Tom. Tom Andrews – powiedział starzec, po czym jego usta wygięły się w kształt, który u normalnego człowieka można by nazwać uśmiechem.
"Zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty." — Stephen King, Serca Atlantydów

Re: Pokusa [short]

2
To ja, dwudziestodwuletni brunet stojący w samym środku hipokryzji i egoizmu naszego współczesnego społeczeństwa.

Jedno wyciąć. Nasze=współczesne. Wiem, że chciałeś podkreślić jedno i drugie, jednak jest to w pewnym sensie pleonazm.
Wszyscy myślą tu tylko o sobie i wiedzą, co smuci mnie najbardziej, że nie mogą liczyć na pomoc innych, nawet tych najbliższych.
Z tego zapisu wynika, że smuci go owa świadomość tych ludzi, a chodziło Ci raczej o sam fakt braku oparcia. Błędne wtrącenie.
Świadomość, że jeszcze niedawno stałem w jednym szeregu z tymi „ludźmi” mnie przeraża. Piszę „ludźmi”, bo tak naprawdę ciężko Ich tak nazwać- na to określenie najnormalniej w świecie nie zasługują.
Jeżeli bierzesz określenie ludzi w cudzysłów, to nie musisz już wyjaśniać, że nie do końca są ludzcy. Cudzysłów mówi za siebie.
Gdzie podział się altruizm, bezinteresowna chęć pomocy innemu człowiekowi? Gdzie podziały się takie wartości jak przyjaźń czy rodzina?
Nie "bezinteresowna chęć", raczej chęć "bezinteresownej pomocy"
Zastanów się, czy nie byłoby zgrabniej bez zaznaczonego fragmentu.
Po moim ciele momentalnie przeszedł dreszcz
Wiadomo, po czyim ciele. Takie stwierdzenie też izoluje bohatera od czytelnika.
Po ciele przeszedł mi dreszcz. - W ten sposób, ja też ten dreszcz czuję.
Wycięłam "momentalnie", w domyśle, dreszcz pojawił się natychmiast, nie dopiero po chwili.
w głębi duszy wiedziałem, że od tego nie będzie już odwrotu, że po tym jednym, niby nic nie znaczącym, ruchu prawej ręki nie będę mógł się już wycofać.
Zobacz, czy po usunięciu zbędnych słów, nie brzmi lepiej:
W głębi duszy wiedziałem, że nie będzie odwrotu, że po tym jednym, niby nic nie znaczącym ruchu prawej ręki, nie będę mógł się wycofać.
Hm, dusza to raczej pole dla uczuć, nie wiedzy. Wiedza to umysł, dusza to sumienie i reszta.
Włożyłem żyletkę do kieszeni swoich jeansów i udałem się do drzwi.
Wiadomo, że do kieszeni swoich jeansów, nie kogoś innego. Wyciąć.
Próbowałem iść jak najciszej się dało.
To też wytnij, bo niszczy napięcie.


No i tak... zawsze się urywa w najlepszym momencie. No trudno.

Jest lepiej! Żywo i plastycznie. Budujesz stopniowo napięcie (jednocześnie wciągając czytelnika w tekst), ale nigdzie nie przegadujesz. Kilka niepotrzebnych słów, jeden zaimek, ale to drobnostki. Niewiele wiem o historii, wiem tylko, że całość zapowiada się arcyciekawie. Podoba mi się klimat tego tekstu - lekko (lekko!) ciężki. Ten ciężar jest w sam raz.

Bardzo mi się podobało.
Pozdrawiam.

3
Wszyscy myślą tu tylko o sobie i wiedzą, co smuci mnie najbardziej, że nie mogą liczyć na pomoc innych, nawet tych najbliższych.
To wrzuciłbym na koniec - jako podsumowanie myśli.
Gdzie podział się altruizm, bezinteresowna chęć pomocy innemu człowiekowi?
Nie zamierzam ściągać twojego bohatera z chmur, ale nie ma czegoś takiego jak bezinteresowna pomoc...
Gdzieś głęboko w środku odczuwał pewnego rodzaju obawę, czuł się ostrzegany przez samego siebie.
rozpycha zdanie, odrzuca mocne przesłanie dotyczące uczuć - wprowadza wątpliwość - całkiem zbędną w tym miejscu.
W ręce trzymał mały kawałek stali nierdzewnej, który popularnie…
postępujesz nielogicznie, chcąc dodać niepewności w tekście. Ty wiesz, ze to żyletka - nazywasz ją, ale mimo to wciskasz jakiś rozpychający kawałek, który ma tworzyć klimat. Otóż, nie tworzy - jedyne, co przyszło mi na myśl, to przekombinowanie. A gdybyś tak wrzucił tą żyletkę, ile myśli by to od razu wzbudziło?
Spojrzałem ponownie na żyletkę, lecz w tej samej chwili rozległo się pukanie.
rozbijasz akcję, zamiast kontynuować. Bohater patrzy na żyletkę i następnie rozlega się pukanie do drzwi. Musisz zachować ciąg wydarzeń, aby czytelnik płynnie je odtwarzał:

Spojrzałem ponownie na żyletkę.
Rozległo się pukanie do drzwi.

Włożyłem żyletkę do kieszeni swoich jeansów i udałem się do drzwi. Próbowałem iść jak najciszej się dało. Wstrzymując oddech spojrzałem przez wizjer.
Rozwlekasz, po raz kolejny: tu, w tej scenie z otworzenia drzwi robisz wielki bigos. Ja skupiłem się na tym chodzie, jakby szedł przez willę - ale to nie istotne przecież. Spraw, by to co nieistotne było tłem, przewijało się za plecami bohatera. Zobacz na:

Ukryłem żyletkę i spojrzałem przez wizjer.
- Witam, nazywam się Tom. Tom Andrews – powiedział starzec, po czym jego usta wygięły się w kształt, który u normalnego człowieka można by nazwać uśmiechem.
źle wprowadzasz bohatera - on ma być kimś nieznajomym dla mnie, a ty od razu piszesz, że jest nienormalny. Ponownie odzierasz tekst z tej magii, która kryje się w twardości przekazu albo w niedomówieniach.

Ogólnie jest to całkiem dobrze napisane, lecz przegadane. Skutecznie odciągasz od składowych tekstu: dramatu (tu samobójstwo), niepewność (tu wyjście do drzwi) i wplatasz, przegadujesz wręcz każdy ruch. W mojej głowie odtwarzał się obraz nie tyle bohatera targającego się na życie, a autora, który próbuje odtworzyć z marnym skutkiem ciąg przyczynowo-skutkowy. Jak na wprowadzenie do akcji opowiadania, za mało emocji przy tym samobójstwie - usunąłbym rzeczy, które odciągają od bohatera.

Rzecz, która razi w oczy to powtórzenia: raz, że zaimki (w porządku, można je usunąć), ale z tą żyletką to przesadziłeś. Tu widać, że masz poukładaną w głowie każdą scenę, i chcesz ją tak zapisać, jak widzisz - ale wpadasz w pułapkę powtórzeń. Popracuj nad tym elementem, tekst sporo zyska.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”