Znak Księżyca (tytuł roboczy)

1
ROZDZIAŁ 1



Silmea przebywała na bazarze, kiedy to się stało. Spacerowała między niewielkimi stoiskami, kuszona przez kupców rozmaitymi towarami – soczystymi owocami, korzennymi przyprawami, zapachami z różnych stron świata czy bogato zdobionymi chustami – gdy nagle nastąpiła potężna eksplozja, od której zatrzęsła się ziemia. W jednej chwili zwykły hałas towarzyszący różnorakim transakcjom przeistoczył się w dziki wrzask, a obecni tam ludzie – w plątaninę rąk i nóg. Krzyczeli, w pośpiechu zbierali swoje towary, biegali jak szaleni i się tratowali. Silmea straciła z oczu Saleenę, swoją opiekunkę, jednak mimo wszystko próbowała zachować zimną krew. Sięgnęła do sekretnej kieszeni swojego płaszcza i pogładziła palcami aksamitne włosy drewnianej laleczki.
Włosy matki.
Silmea nie pamiętała jej zbyt dobrze, ponieważ straciła ją, gdy miała zaledwie cztery lata, jednak najlepiej pamiętała jej włosy piaskowego koloru. Zaraz po śmierci żony stary Hafir uciął jej pukiel włosów i przykleił go do drewnianej laleczki, którą zrobił dla Silmei.
Ta laleczka była jej talizmanem. Dziewczyna ściskała ją w ręku za każdym razem, kiedy się bała, i śpiewała cicho piosenkę, której kiedyś nauczyła ją Saleena.
Tak jak teraz.
Wokół panował istny rozgardiasz. Ludzie tworzyli jedną gigantyczną masę ciał. Tak się przepychali, żeby utorować sobie drogę ucieczki, że z łatwością mogli zgnieść Silmeę, lecz dziewczyna stała niewzruszona na środku placu targowego i nuciła coś pod nosem, ściskając w dłoni drewnianą laleczkę, podczas gdy mieszkańcy miasta omijali ją szerokim łukiem. Zupełnie, jakby odgrodziła się od świata, jakby stworzyła wokół siebie magiczne pole siłowe. Jedynie wiatr poruszał delikatnie jej długimi włosami koloru sieny palonej.
Kolejny wybuch był jeszcze silniejszy. Z nieba zaczęły spadać płonące fragmenty jakiegoś budynku. Silmea, nie przestając nucić, rozejrzała się niespokojnie. Okazało się, że w pobliskiej tawernie wybuchł pożar. Dziewczyna ze zgrozą obserwowała, jak z wnętrza budynku wybiegają ludzie płonący niczym pochodnie, po czym rzucają się na ziemię, by ugasić ogień. W powietrzu unosił się smród spalenizny, a wszechobecny dym dusił i utrudniał widoczność.
– Silmea! Silmea, gdzie jesteś? Silmea!
Znajomy głos uspokoił dziewczynę. Rozejrzała się w poszukiwaniu opiekunki i po chwili ujrzała ją, przepychającą się przez tłum uciekający w przeciwnym kierunku. Silmea przestała śpiewać i schowała z powrotem do kieszeni swój talizman. Tym samym zniknęła owa tajemnicza bariera, która ją otaczała, i teraz zniknęła wśród mieszkańców Yuteny.
Jednak Saleena zdołała chwycić ją za rękę i wyciągnąć na wolną przestrzeń.
– Boję się, Saleeno – wyznała dziewczyna. – Co się stało? Kto jest odpowiedzialny za ten pożar?
Saleena pogłaskała ją po głowie, próbując ukryć przed nią swój strach. Musiała pokazać swojej podopiecznej, że jest silna, odważna i stanowcza.
– Musimy uciekać, kochanie. Wrócić do domu, powiedzieć o wszystkim twojemu ojcu, a potem spakować się i opuścić miasto. W Yutenie nie jest już bezpiecznie.
– Ale dlaczego? Co się dzieje? - dopytywała się Silmea. Jej serce biło bardzo szybko, przypominało ptaka uwięzionego w klatce. Nic z tego nie rozumiała. Dlaczego mieli wyjechać z miasta? Przez zwykły pożar? Nie, to raczej niemożliwe. Pożary często się zdarzały w Yutenie. Jaka więc była przyczyna tego postanowienia?
Silmea po chwili poznała odpowiedź.
Z tawerny wyszło kilkunastu nekromantów w czarnych pelerynach. Ludzi ogarnęła panika. Zaczęli uciekać do swoich domów. Niektórzy kręcili się bezradnie i modlili do bogów o zbawienie. Nekromanci szli przed siebie, nic sobie nie robiąc z całego zamieszania. Łapali każdego, kto im się nawinął, i zabijali, zagłębiając w nim miecz aż po rękojeść w kształcie węża. Cały czas okrutnie się śmiali.
W pewnej chwili Saleena zauważyła, że kilku z nich podąża w ich stronę. Nie czekając na to, co się wydarzy, złapała Silmeę za rękę i pociągnęła ją za sobą do wschodniej bramy miasta. Razem wybiegły przez nią do lasu, nie bacząc na protesty strażników, i zniknęły między wysokimi drzewami.
Biegły przez las tak szybko, jak tylko mogły, co chwilę potykając się na nierównym gruncie o wystające korzenie drzew albo kamienie. Kilka razy obie niefortunnie się przewróciły, ponieważ w lesie panowały kompletne ciemności, jednak liczyło się tylko to, że umknęły przed nieuchronną śmiercią.
W końcu zatrzymały się pod starym dębem, by złapać oddech. Obydwie były umorusane ziemią i podrapane.
– Co teraz, Saleeno? – spytała Silmea z goryczą. Wiedziała bowiem, że w mieście został jej ojciec. Nie mogła tak po prostu odejść w siną dal, nie bez niego.
Saleena spojrzała w stronę bramy, jednak z miejsca, w którym stały, nie było jej widać. Wszędzie tylko krzewy i drzewa.
I żadnej żywej duszy.
Kobieta zrozumiała jednak, że już za późno. Nie zdążą tam wrócić i uratować starego Hafira. A jeśli nawet wrócą, to na pewno nie wydostaną się stamtąd żywe.
Saleena rozejrzała się i przygryzła wargę, próbując znaleźć jakieś rozwiązanie tej sytuacji.
– Do Yuteny na pewno już nie wrócimy – oznajmiła i uciszyła Silmeę, gdy ta chciała zaprotestować. – Musimy znaleźć jakieś schronienie. Może jest tutaj jakaś jaskinia albo…
– A ojciec? – przerwała jej Silmea. – Chcesz tak po prostu pójść nie wiadomo dokąd i zapomnieć o nim? Przecież nie możemy go tam zostawić! Ci nekromanci na pewno go zabiją!
Jej opiekunka tylko westchnęła i pokręciła bezradnie głową. Na jej twarzy malowało się zmęczenie, a podkrążone oczy sprawiały, że wyglądała jak żywy trup.
Silmea wiedziała już, że nie wygra. Saleena była bardzo upartą osobą i zawsze musiała postawić na swoim. Dziewczyna, domyśliwszy się, że ojciec jest już stracony, rozszlochała się na dobre. Odepchnęła od siebie Saleenę, która chciała ją przytulić i pocieszyć, i uciekła, jeszcze bardziej zagłębiając się w mroczny las.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Serena pisze:się tratowali
tratowali się.
Silmea nie pamiętała jej zbyt dobrze, ponieważ straciła ją, gdy miała zaledwie cztery lata, jednak najlepiej pamiętała jej
powtórzenie
Serena pisze:Łapali każdego, kto im się nawinął, i zabijali, zagłębiając w nim miecz aż po rękojeść w kształcie węża.
To zdanie nie brzmi najlepiej. Piszesz zabijali (l.mn), a zaraz potem zagłębiając miecz (l.poj). Wygląda na to, że mieli tylko jeden...
Serena pisze:Biegły przez las tak szybko, jak tylko mogły
Wbiegły do lasu - piszesz o tym chwilę wcześniej, więc zrozumiałem, że przezeń biegną. Do wycięcia.
Serena pisze:Nie mogła tak po prostu odejść w siną dal, nie bez niego.
Bez tego.
Serena pisze:Dziewczyna, domyśliwszy się, że ojciec jest już stracony, rozszlochała się na dobre.
A skąd takie przypuszczenie? Nekromantów było raptem kilkunastu. Skoro dziewczynom udało się uciec, to podobnie było zapewne z wieloma innymi mieszkańcami Yuteny.

Takie to troszkę nijakie. Zaczynasz od trzęsienia ziemi - wybuchy, panika. To wygląda nawet nieźle. Ale sama ucieczka - mam wrażenie, że z miasta wyrwały się tylko one. Przy bramie powinien być tłok
Serena pisze:Razem wybiegły przez nią do lasu, nie bacząc na protesty strażników, i zniknęły między wysokimi drzewami.
A strażnicy czemu protestowali? Dlaczego w ogóle pilnowali wyjścia, zamiast walczyć w mieście. Poza tym chyba nie powinni bronić wyjścia, a raczej wejścia.

To kładzie całą wiarygodność fragmentu. Przemyśl sobie jeszcze raz tą scenę.

No i najważniejszy zarzut. Nie zaintrygowałaś mnie. Nie zaiskrzyło. A powinno, bo to początek - wizytówka reszty.

Pozdrawiam.
Dariusz S. Jasiński

3
Serena pisze:W jednej chwili zwykły hałas towarzyszący różnorakim transakcjom przeistoczył się w dziki wrzask, a obecni tam ludzie
Ludzie obecni w hałasie? Zgubiłaś podmiot, Autorko. W całym tekście zdarza ci się to dość często.
Serena pisze:kuszona przez kupców rozmaitymi towarami – soczystymi owocami, korzennymi przyprawami, zapachami z różnych stron świata
Zapachy nie są towarami, dlatego nie można nimi kusić. Same w sobie mogą być kuszące, ale jeśli mają być proponowane przez kogoś, muszą mieć postać wymierną.
Serena pisze: Ludzie tworzyli jedną [1]gigantyczną masę ciał. Tak się przepychali, żeby utorować sobie drogę ucieczki, że z łatwością [1]mogli zgnieść Silmeę, lecz dziewczyna stała niewzruszona na środku placu targowego i [2]nuciła coś pod nosem, [3]ściskając w dłoni drewnianą laleczkę, podczas gdy mieszkańcy miasta [4]omijali ją szerokim łukiem. Zupełnie, [5]jakby odgrodziła się od świata, jakby stworzyła wokół siebie magiczne pole siłowe. Jedynie wiatr poruszał delikatnie jej długimi włosami koloru [6]sieny palonej.
[1]Skoro była to gigantyczna masa ciał, to nawet więcej niż mogli ją zgnieść. Oni by to zrobili, gdyby nie działanie Silmei.
[2] Przecież już wiemy, że nie 'coś' nuciła, tylko kołysankę, której nauczyła ją opiekunka.
[3] Powtarzasz informacje.
[4] Niemożliwe, skoro pchali się jak bydło do wyjścia.
[5] Niepotrzebne gdybanie. Napisz wprost: odgrodziła się od świata, tworząc wokół siebie magiczne pole siłowe.
[6] Po prostu rudy. Ewentualnie ognisto rudy. Nie zmuszaj mnie do zaglądania w słownik, żeby określić kolor włosów bohaterki.
Serena pisze:Znajomy głos uspokoił dziewczynę.
Hm, tyle że ona ani przez chwilę nie sprawiała wrażenia zdenerwowanej.
Serena pisze:Tym samym zniknęła owa tajemnicza bariera, która ją otaczała, i teraz zniknęła wśród mieszkańców Yuteny.
Bariera zniknęła wśród mieszkańców? Zgubiony podmiot.
Serena pisze:Przez zwykły pożar?
Jaki zwykły pożar? Przecież były dwa potężne wybuchy, Autorko!
Serena pisze:Obydwie były umorusane ziemią i podrapane.
Zbędne. Cały czas były dwie, od początku historii uciekają razem, więc tu na pewno nie była umorusana cała trójka, logiczne przecież. Nie wątp w moją, może i nie nadzwyczajną, ale jednak inteligencję.

Dajesz za dużo dookreśleń w całym tekście. To razi.

Niestety, nie podobało mi się. Głównie ze względu na przegadanie i nielogiczność. Jest w tekście mnóstwo rzeczy, które ani nie wynikają z niczego, ani tym bardziej nigdzie nie prowadzą. Wiem, że ty historię widzisz w swojej głowie w pełni, ale musisz pisać tak, żeby czytelnik też ją zobaczył i to bez dziur. To powinien być szybki kawałek, czysta akcja, a poprzetykałaś go na początku zbędną retrospekcją, później też nie jest lepiej, bo przegadujesz. Popracuj nad kolejnością i logicznością zdarzeń. Każda akcja wywołuje reakcję. Prześledź tekst i zobacz, czy u ciebie tak właśnie się dzieje.
Aha, jeszcze jedno. Staraj się nadawać bohaterom różnie brzmiące imiona, bo się można pogubić.

Pozdraiwam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”