Nocne hipogryfy

1
Pewnej nocy mały, czteroletni Tosio otworzył oczy słysząc dziwny odgłos.
Obudził się nagle, ale nie ze strachu. Choć pokój wypełniała ciemność, chłopiec wiedział, że obok jest ktoś, kto być może potrzebuje pomocy. Wsłuchał się w mrok i po chwili usłyszał lekkie chrobotanie i chichy, ledwo słyszalny pisk.
Delikatnie sięgnął ręką pod cuchnącą poduszkę w brązowe, stare plamy krwi i wyjął swój największy skarb, zieloną zapalniczkę z małą latareczką w obudowie dającą niebieskie światło.
Nie mógł zapalić górnego światła, by sprawdzić źródło tego tajemniczego chrobotania, bo pewnie zbudziłby ojca. A już na pewno nie mógł podnieść się z łóżka, bo skrzypienie sprężyn starego materaca zbudziłoby już na pewno matkę. Tego najbardziej Tosio nie chciał. Jego mała latareczka nikogo nie obudzi.
Najwolniej, jak tylko potrafił i najdelikatniej podniósł się do pozycji siedzącej, uniósł zapalniczkę najwyżej, jak tylko potrafiła jego czteroletnia rączka i nacisnął przycisk na zielonej obudowie.
Skierował blade światełko na swój mały pokoik i wytężył wzrok.
Tej nocy Tosio już nic nie usłyszał, a tym bardziej nie zauważył nikogo w pokoju. Wyczuł jednak, iż, może przez chwilę, a może cały czas, nie był sam w tym swoim małym państewku o czterech ścianach, z pustym pudłem na zabawki, w których matka trzymała stare, cuchnące koce i puste, przeźroczyste butelki.
Zasnął wciąż nasłuchując, z nadzieją na to, iż odgłosy się powtórzą.
Miał rację.
Dziwne ciche chrobotanie przyszło następnej nocy i było wyraźniejsze. Tosio obudził się, znów delikatnie sięgnął po swoją latareczkę, ale postanowił nie zapalać jej tak szybko. Być może to „coś” boi się jego niebieskiego, bladego światełka, dlatego wczoraj zamilkło?
Nasłuchiwał.
Znów chrobotanie, które zdawało się dochodzić jakby ze środka pokoju. Jakby ktoś drapał pazurem po włóknach jego starego chodnika. Potem chwila ciszy i Tosio usłyszał pisk, który wczorajszej nocy zdawał się dochodzić nie wiadomo skąd, ale na pewno z bardzo daleka. Tym razem piszczenie było o wiele bliższe. Chłopiec wyczuł też w tym odgłosie ogromny smutek, niemoc i samotność.
Podniósł zapalniczkę wysoko w górę, nacisnął guzik światełka i skierował je na środek pokoju.
I znów odgłosy znikły, ale przez chwilę chłopiec zauważył w bladym, niebieskim świetle niewyraźny, przeźroczysty kształt zwiniętego w kłębek stworzonka. Ale i to wrażenie znikło równie szybko, jak się pojawiło.
Po chwili Tosio zgasił swoją latareczkę, włożył ją pod poduszkę i położył się wygodnie. Zamknął oczy, bo wiedział, że jutro również usłyszy chrobot i to smutne piszczenie. Zrobił to z radością, ponieważ wiedział, co ma zrobić. Trzeba tylko cierpliwości. Jeszcze tylko dwie, trzy noce i Tosio zobaczy zwierzątko na swoim brudnym chodniku. Będzie wyraźne i będzie mógł je pogłaskać i pocieszyć.
Trzeciej nocy postanowił za wszelką cenę nie zasypiać. Zaczekał więc, aż w pokoju rodziców zgaśnie światło. Wiedział, że usną szybko, ponieważ pół dnia świętowali jego komunię świętą. Ale dopiero wtedy, kiedy po tym dziwnym, kilkuminutowym, rytmicznym skrzypieniu ich łóżka usłyszał głośne chrapanie ojca, dopiero wtedy położył się na podłodze, na środku pokoju. Jego podłoga nie skrzypiała.
Usłyszał Je szybciej, niż się spodziewał i zapalił swoje światełko leżąc na chodniku.
W bladym, niebieskim promieniu zobaczył, jak bardzo było małe i jak bardzo delikatne. Nie przypominało żadnego ze zwierzątek, które znał z książek. W tej niejasnej poświacie zdawało się być fioletowe, ale światełko mogło kłamać i, równie dobrze, Zwierzątko mogło być czerwone, albo zielone.
Było zwinięte w kłębek i trzęsło się. Tosio zauważył, że stworzonko ma cztery nogi i troszeczkę, przypominało szczeniaka. A może nie szczeniaka? Było tak małe, że spokojnie mogło zmieścić się w jego czteroletnich rączkach.
Wyciągnął powoli dłoń, by dotknąć futerka, ale w ostatniej chwili cofnął ją. Może Zwierzątko wystraszy się i zniknie?
I wtedy podniosło na niego parę błyszczących oczek i nagle przestało się trząść.
- Fajnie by było, żebyś miał skrzydełka – szepnął Tosio.
Zwierzątko podniosło się niezdarnie i na chwiejnych nóżkach podeszło do chłopca. Dzieliło ich wyciągnięcie czteroletniej, chłopięcej rączki. Tosio wciąż leżał, jakby jakaś siła zabraniała mu wstać, lub chociaż się lekko unieść. Zwierzątko zbliżyło się do jego twarzy przyciśniętej do cuchnącego chodnika i polizało go po nosie.
- Wiedziałem, że je masz – uśmiechnął się chłopiec i pogłaskał je delikatnie.
Na tę chwilę zapomniał o bólu głowy i ogromnym bólu w piersiach, z którym zdążył się już pogodzić. Nie zwrócił też specjalnej uwagi na strużkę krwi, która spłynęła z jego ucha. Tym razem wsiąknie w ten brudny chodnik, nie w poduszkę. Tutaj nikt jej nie zauważy. Ukląkł, położył dłoń na podłodze i poczekał, aż Zwierzątko wejdzie na nią i zwinie się w kłębek. Zgasił zapalniczkę i położył ją na podłodze, starając się zapamiętać, w którym miejscu potem jej szukać.
Tosio wstał, delikatnie musnął palcami małe, ciepłe ciałko, przytulił policzek na chwilę do małych, zwiniętych skrzydełek i podszedł do okna.
Najciszej, jak umiał otworzył jedno skrzydło i położył dłoń na parapecie.
Zwierzątko pisnęło, zeszło na drewnianą powierzchnię i spojrzało na chłopca.
- Leć teraz. Od pierwszego razu wiedziałem, że chcesz sobie lecieć.
Potem Tosio usłyszał cichutki łopot, a jak spojrzał w czarny prostokąt otwartego okna, zobaczył już tylko gwiazdy i łunę nad, nie tak wcale dalekim, miastem.
Postanowił nie kłaść się do łóżka, bo może zbudziłby ojca, a już tym bardziej nie chciał budzić matki. Położył się więc na powrót na podłodze, obok tej swojej małej latareczki, swojego największego skarbu.
Chwilę szukał zapalniczki w ciemności, a kiedy znalazła się pod jego rączką, ścisnął ją mocno w swej czteroletniej dłoni i, najciszej, jak tylko potrafił, ułożył się na podłodze.
I tak, po chwili, mały chłopiec imieniem Tosio, zasnął.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
Witaj!

Skoro już zajrzałem do Twojego tekstu - ocenię go. Słuchaj uważnie.
kanadyjczyk pisze: Być może to „coś” boi się jego niebieskiego, bladego światełka, dlatego wczoraj zamilkło?
Powyższe zdanie jest okej, ale w pewnym miejscu postawiłbym "i" oraz wprowadził drobne zmiany. Spójrz:

Być może to "coś" boi się jego niebieskiego bladego światełka i właśnie z tego powodu wczoraj zamilkło?

Możesz pozostać przy tym "dlatego", chyba lepiej brzmi w ww. zdaniu.
kanadyjczyk pisze:Tosio zauważył, że stworzonko ma cztery nogi i troszeczkę, przypominało szczeniaka.
Moim skromnym zdaniem przycinek zbędny.

Tosio zauważył, że stworzonko ma cztery nogi i troszeczkę przypominało szczeniaka.

Ano, zapomniałbym - raz piszesz o tej istocie wielką literą, raz małą, dlaczego? W moich tekstach też tak bywało i - przynajmniej odnoszę takie wrażenie - działo się tak za sprawą bycia nie konsekwentnym. Skoro piszesz "Zwierzątko" i "Je", to "stworzonko" również dużą literą.
kanadyjczyk pisze:Ale dopiero wtedy, kiedy po tym dziwnym, kilkuminutowym, rytmicznym skrzypieniu ich łóżka usłyszał głośne chrapanie ojca, dopiero wtedy położył się na podłodze, na środku pokoju.
Nieźle - skomplikowane zdanie, mi takie niespecjalnie wychodzą. Szkoda tylko, że na samym końcu zburzyłeś jego plastyczność - "(...) dopiero wtedy położył się na podłodze, na środku pokoju".

Zdanie jak najbardziej poprawne, ale... jak wspomniałem - mało plastyczne. Zrobiłbym to tak:

Dopiero wtedy położył się na podłodze w samym środku pokoju.
kanadyjczyk pisze:Podniósł zapalniczkę wysoko w górę, nacisnął guzik światełka i skierował je na środek pokoju.
Zastanów się nad "je".
kanadyjczyk pisze:przytulił policzek na chwilę do małych
Zmieniłbym kolejność:

Na chwilę przytulił policzek...
kanadyjczyk pisze:ale w ostatniej chwili cofnął ją.
Wolałbym:

Ale w ostatniej chwili ją cofnął.
kanadyjczyk pisze:I tak, po chwili, mały chłopiec imieniem Tosio, zasnął.
Drugi przecinek nie jest tym przypadku niezbędny.

I to na tyle mojego "widzimisię".

Fabuła - przyjemne opowiadanie, choć wyczuwa się toksyczne relacje pomiędzy Tosiem a rodzicami (mam rację?). Świetnie udało Ci się opisać zwierzątko, zrobiłeś z niego niezwykle przyjemną, niegroźną postać. Brawo!

Tekst dobry, ale opowiadana historia mimo wszystko nie zachwyca oryginalnością. Pochwalę za to wykonanie godne wysokiej noty.

Plus za opisanie relacji stworzonko-chłopiec, kiedy każdy wieczór (a właściwie noc) zbliżała ich do siebie, tj. pozwalała chłopcu zrozumieć zwierzątko, a zwierzątku zaufać chłopcu.

3
Pierwszy raz w życiu napisałem opowiadanie pod wpływem snu/niepokoju/powidoku.
Obudziłem się pewnej nocy, bo słyszałem pisk. dopiero po godzinie okazało sie, ze to jakiś ptak za oknem, ale wcześniej udało mnie się obudzić cały dom, bo słyszałem płacz. :)
Dzięki za komentarz, Minojek. :)
Broniłbym swojej składni - była jak najbardziej przemyślana.
Chylę jednak czoła przed Twoim zwróceniem uwagi na moją niezdarną interpunkcją. Tu faktycznie leży.
Nie jest to "kanowskie" (kurde... nie powtarzać!) opowiadanie. I nie wiem, czy jest "przyjemne"?
W gruncie rzeczy to historia umierania czteroletniego dziecka - tak chciałem je napisać.
Myślę, że dzieci umieją robić to naprawdę. Umierać.
Dopiero dorośli dopasowują do tego sens i odpowiednie metafory.
Jestem dorosły, nie umiem umierać.
Jeszcze raz dzięki za komentarz i krytykę.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

4
kanadyjczyk pisze:Delikatnie sięgnął ręką pod cuchnącą poduszkę w brązowe, stare plamy krwi i wyjął swój największy skarb, zieloną zapalniczkę z małą latareczką w obudowie dającą niebieskie światło.
Może spróbuj to jakoś inaczej posklejać. Nie mówie, że jest błędnie.
Ale wtórne modelowanie tekstu nikomu jeszcze nie zaszkodziło. A jeśli nawet, to co z tego?
kanadyjczyk pisze:z pustym pudłem na zabawki, w których matka trzymała stare, cuchnące koce i puste, przeźroczyste butelki.
Dużo, strasznie dużo informacji - nie wiem, czy do końca istotnych.


Fajnie, bardzo fajnie - plastycznie, kolorowo. I tajemniczo.
Tosio to bohater niezwykle inteligentny, nie sposób go nie lubić.
U Ciebie, stary, sprawdza się to niekonwencjonalne podejście do sprawy. Podobasz mi się.

5
Chciałem pokazać, jak umieją umierać dzieci. Dla Nas - dla mnie - to dalej "czarna magia". Podjąłem się arcytrudnego zadania i nie sprostałem. To bardzo wysoki poziom.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

6
Zastanowiło mnie, dlaczego, u licha, tekst kanadyjczyka kisi tu już drugi miesiąc. Niemożliwe? Ha, a jednak.
Pewnej nocy mały, czteroletni Tosio otworzył oczy słysząc dziwny odgłos.
Obudził się nagle, ale nie ze strachu.
Nie wiem, jak Ty to zrobiłeś, ale atmosferę baśnistości czuję już po dwóch zdaniach. Ten mały czteroletni Tosio to delikatna przesada, skoro i imię jest zdrobniałe, i wiek niezbyt podeszły - wsypałeś o jedną łyżkę cukru za dużo do tej herbatki, co nie znaczy, że nie da się wypić.
chichy, ledwo słyszalny pisk.
cuchnącą poduszkę w brązowe, stare plamy krwi
- widywałem poduszki w pirackie statki, misie, chmurki, ale w plamy krwi jeszcze nie. Podoba mi się.
zieloną zapalniczkę z małą latareczką w obudowie dającą niebieskie światło.
Zielone, zaraz potem niebieskie - wiem, że się czepiam, ale o ile dwa przymiotniki w jednym zdaniu mogą sobie radośnie egzystować, to jeżeli obydwa oznaczają kolory, już tak sobie nie pohasają. Przynajmniej ja odczuwam to jako delykatne zazgrzycenie; można by przykładowo informację o kolorze światła zakotwiczyć w miejscu, gdzie to światło się pojawia.
A już na pewno nie mógł podnieść się z łóżka, bo skrzypienie sprężyn starego materaca zbudziłoby już na pewno matkę.
Watch your back, knight. One czają się wszędzie, te błędy.
Najwolniej, jak tylko potrafił i najdelikatniej
Najwolniej i najdelikatniej jak tylko potrafił - przysłówki trzymają się razem, w kupie raźniej; pan przecinek wychodzi.
Najwolniej, jak tylko potrafił i najdelikatniej podniósł się do pozycji siedzącej, uniósł zapalniczkę najwyżej
Naj, naj, naj - trzy osoby to już tłok. Może lepiej "tak wysoko, jak"
nacisnął przycisk na zielonej obudowie
To, że obudowa jest zielona, dowiedzieliśmy się kilka zdań wcześniej. Czytelnik raczej nie ma demencji, pamięta takie rzeczy.
Skierował blade światełko na swój mały pokoik i wytężył wzrok.
Tej nocy Tosio już nic nie usłyszał, a tym bardziej nie zauważył nikogo w pokoju. Wyczuł jednak, iż, może przez chwilę, a może cały czas, nie był sam w tym swoim małym państewku o czterech ścianach, z pustym pudłem na zabawki, w których matka trzymała stare, cuchnące koce i puste, przeźroczyste butelki.
Zdecydowanie za często pojawia się tu słowo "mały" - może nie w tym akurat fragmencie, ale przeplatając się przez tekst co i rusz wpada mi do łba. Veto. A w cytacie aż mnogo od przecinków - zrobić im jaką przecinkę, czy co. Takie małe (sic!) interpunkcyjne Auschwitz.
Zaczekał więc, aż w pokoju rodziców zgaśnie światło. Wiedział, że usną szybko, ponieważ pół dnia świętowali jego komunię świętą.
Dwie rzeczy - erstens, prześwietny sposób grania hierarchią; bardzo mi się podoba, jak oczekiwanie na tę smutną nocną mysz czy inną kunę przysłania swym ogromem komunię.
Zwietens - komunia w wieku CZTERECH LAT? Chyba, że rodzice na siłę szukają powodu do picia, wtedy to tak. Ale trzeba to jakoś zaznaczyć, bo sam ledwo wpadłem na to racjonalne wytłumaczenie - chyba, że to błąd.
Ale dopiero wtedy, kiedy po tym dziwnym, kilkuminutowym, rytmicznym skrzypieniu ich łóżka usłyszał głośne chrapanie ojca, dopiero wtedy położył się na podłodze, na środku pokoju.
Cierpisz na nadprzecinkowicę. Spokojnie, jest uleczalna.
Usłyszał Je szybciej, niż się spodziewał i zapalił swoje światełko leżąc na chodniku.
W bladym, niebieskim promieniu zobaczył, jak bardzo było małe i jak bardzo delikatne.
To "Je" jest dość nieakuratne - nagle pojawia się liczba mnoga, całe stadko tych smutnych czychś; powinno być "To" - zgodnie z gramatyką, usłyszał - co? - to, nie: je. Aby uniknąć konfuzji.

W tej niejasnej poświacie zdawało się być fioletowe, ale światełko mogło kłamać i, równie dobrze, Zwierzątko mogło być czerwone, albo zielone.
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,, (rozumiem, że przekaz oczywisty)
Z tymi barwami znowu mi coś nie pasuje. Napisałbym po prostu: "Zwierzątko mogło być zupełnie innego koloru". Albo, jakby iść w zaparte w tę baśniowość (bo nadfarbizm ma coś z baśniowości): "czerwone albo zielone, albo żółte, albo też jeszcze, jeszcze zupełnie inne".
Tosio wciąż leżał, jakby jakaś siła zabraniała mu wstać, lub chociaż się lekko unieść.
Wystarczyłoby po prostu "jakby jakaś siła zabraniała mu się ruszyć" - ogół ratuje przed wbabraniem się w szczegółów las. A poza tym to ,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
Zwierzątko zbliżyło się do jego twarzy przyciśniętej do cuchnącego chodnika i polizało go po nosie.
A kogo w takiej sytuacji obchodzi cuchnący chodnik?
Potem Tosio usłyszał cichutki łopot, a jak spojrzał w czarny prostokąt otwartego okna, zobaczył już tylko gwiazdy i łunę nad, nie tak wcale dalekim, miastem.
Łopot kojarzy mi się z hałasem, "ciche bicie skrzydeł" byłoby chyba lepsze, ale łopot pozostawia lukę, którą musi wypełnić umysł czytelnika: łopot -> skrzydła -> odleciał. Końcówka zdania rozbija się przez wtrącenie, preferowałbym "łunę nad miastem, nie tak wcale dalekim". Chociaż, kto wie...


Smutne i magiczne. Słodkie i brutalne. Śmierć dziecka

O ludzie

To nie na moją głowę. Tytan z Ciebie, żeś się na ten temat rzucił. I wytrwał. Może nie jak mistrzowie, ale magia tu jest.

Potrafisz budować klimat, robić całość z tych wszędobylskich elementów układanki. Dobrze, że układasz je we łbie odbiorcy, nie na papierze. Jesteś malarzem wyobraźni.

I to z Kanady. Niech Cię.

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 ]
"Jestem dorosły, nie umiem umierać" - Kan, jesteś zajebisty! (zlinczuj mnie, regulaminie, ale musiałem to napisać).

[ Dodano: Czw 08 Lip, 2010 ]
Joe pisze:
kanadyjczyk pisze:z pustym pudłem na zabawki, w których matka trzymała stare, cuchnące koce i puste, przeźroczyste butelki.
Dużo, strasznie dużo informacji - nie wiem, czy do końca istotnych.
Jak dla mnie te informacje są bardzo istotne. Dodają sporo wiedzy o rodzicach Tosia (btw., kapitalne imię) i tego, jak go traktują - taki kontrast, trochę makabryczny - pudełko na zabawki, teoretycznie skrzynia skarbów dziecka, w praktyce pełna ospermionych prześcieradeł i pustych flaszek po wódce (jeżeli ktoś widzi przesadę, szukać jej należy w mojej wyobraźni). Teraz staje się jasne, dlaczego Tosio boi się rodziców. Tego zdania nie wolno stąd usunąć.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

7
Faktycznie popełniłem dosć poważny błąd z tą komunią... :)
Na początku jednak Tosio miał być starszy, stąd niedopatrzenie.
Dzięki za wyczerpujący komentarz. :)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

8
stosujesz trochę za bardzo łopatologię, spróbuj przekazywać informację częściej między wierszami, a nie walić nimi po oczach." Zobaczyłem ulice a w niej stary, potężny kościół, którego kolorowe witraze odbijały promienie słońca" brzmi lepiej niż " Zobaczyłem ulicę. Zobaczyłem kościół. Witraże kościoła odbijały promienie słoneczne".
http://gryzipiorek.blogspot.com/

9
Jak dla mnie można pisac i tak i tak. To kwestia zdecydowania się na swoją własną formę przekazywania treści. Nigdy nie pisałem zbyt "obrazowo", dlatego Twoje porównanie pokazuje mnie tylko inne spojrzenie na pewien obiekt/obiekty czy zdarzenie. Ani lepsze, ani gorsze. Twoja propozycja jest może bardziej plastyczna.
Dzięki za komentarze i za przeczytanie. :)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

10
agalilla pisze:stosujesz trochę za bardzo łopatologię, spróbuj przekazywać informację częściej między wierszami, a nie walić nimi po oczach." Zobaczyłem ulice a w niej stary, potężny kościół, którego kolorowe witraze odbijały promienie słońca" brzmi lepiej niż " Zobaczyłem ulicę. Zobaczyłem kościół. Witraże kościoła odbijały promienie słoneczne".
Oczywiście, że nie. Taki styl, tutaj, zupełnie by nie pasował. W ogóle tak się pisać nie powinno: Zobaczyłem ulice a w niej stary, potężny kościół, którego kolorowe witraze odbijały promienie słońca

Niekonkretne, przegadane (przez co nudne), trochę kiczowate, pseudo klimatycznie.



Wracając do tekstu. jest subtelnie. Nie ma- kawy na ławę, choć czasem tak pisać można ale to trudne. W tym opowiadaniu autor super kreuje klimat patologicznego domu. 4 letni dzieciak z zapalniczką, butelki po wódzie w kartonie na zabawki, brud, starzy, którzy "bawili" się na komunii. To jest dobre, tak się powinno snuć narrację. 75% ludzi z tego forum rozpoczęło by tak: "W starym, brzydkim domu mieszkał Tosio. Jego rodzice byli alkoholikami a Tosio był bardzo chory. Pewnego razu usłyszał dziwny dźwięk..." to znaczy napisaliby trochę bardziej grafomańsko. Podsumowując, miniatura jest niezła. 4.0 na 10.0 - lekcje odrobione.
Obrazek

11
sprawdzić źródło tego tajemniczego chrobotania
Podoba mi się jak stylizujesz tekst na świat widziany oczyma czterolatka, ale to zdanie – przede wszystkim pogrubiony kawałek – burzy obraz. Jest zbyt precyzyjne i zawiera słowa, których przeciętny czterolatek nie rozumie – źródło i tajemniczy.
nie mógł podnieść się z łóżka,
podniósł się do pozycji siedzącej
Przeczysz sam sobie. Gdyby tak pierwsze zmienić na: nie mógł zejść z łóżka, ucieknie nam powtórzenie i wróci logiczność.
Dziwne ciche chrobotanie przyszło
Tak jakby chrobotanie przytruchtało i było istotą samą w sobie, a wiemy, że nie jest. Poszukałabym innego czasownika.
I znów odgłosy znikły
Znikać może coś widzialnego. Odgłosy zamilkły, zmilkły.
chłopiec zauważył w bladym, niebieskim świetle niewyraźny, przeźroczysty kształt zwiniętego w kłębek stworzonka. Ale i to wrażenie znikło równie szybko, jak się pojawiło.
Skoro zauważył i było widoczne na tyle, żeby określił je dość precyzyjnie, to nie mogło być tylko wrażeniem. Gdyby wyciąć wrażenie, cały opis zyska.
Zrobił to z radością, ponieważ wiedział, co ma zrobić.
Niezbyt udane zdanie.
W tej niejasnej poświacie
Dlaczego poświata była niejasna, co w informacji o poświacie jest niejasnego? Bo to, że była blada i wątła, napisałeś we wcześniejszym zdaniu.
Było zwinięte w kłębek i trzęsło się. Tosio zauważył, że stworzonko ma cztery nogi i troszeczkę, przypominało szczeniaka.
Trochę to nieścisłe. To było przezroczyste, zwinięte w kłębek, a mimo wszystko chłopiec zobaczył cztery nogi (łapki pewniej, bo czterolatki – przynajmniej te które poznałam w ciągu kilkunastu lat – nawet na swoje kończyny lubią mówić łapki) i podobieństwo do szczeniaka.
jego czteroletnich rączkach.
Dzieliło ich wyciągnięcie czteroletniej, chłopięcej rączki.
Za dużo tego określania wieku. Wg ciebie bajka nie całkiem dla dzieci, więc nie rób czytelnika niedomyślnym z założenia, bo zamiast wzbudzać współczucie i sympatię do bohatera, wprowadzasz uczucie tłuczenia do głowy: ten chłopiec jest mały, żałuj go!, co jest krzywdzące dla niego i dla tekstu.
- Wiedziałem, że je masz – uśmiechnął się chłopiec i pogłaskał je delikatnie.
Pogłaskał zwierzątko czy skrzydełka? Czegoś tam brakuje, momentu, w którym chłopiec dostrzega te skrzydełka.
zeszło na drewnianą powierzchnię
Niepotrzebne udziwnienie. Starczyłoby: parapet, framuga.


Trochę przedobrzyłeś z zaimkami i tym wiekiem chłopca, jak pisałam wyżej, ale to sprawa czysto techniczna.
Mam problem z twoimi tekstami. Rzadko mi się podobają, ale jak je czytam, to mnie nie ma tam, gdzie akurat siedzę. Teraz też mnie zabrałeś na brudny chodnik i słyszałam każde skrzypnięcie sprężyny w łóżku chłopca, pisk tego i widziałam blade światło z zapalniczki z wbudowaną latarką. Jakże obrazowy każdy szczegół, który dodajesz niby mimochodem. To jest twoja siła. Malowanie obrazów słowem, brzydkich obrazów czasem, ale zawsze ze sobą współgrających.
Nie widziałam jak potrafią umierać dzieci, widziałam jak umieją walczyć o życie i robią to z tą swoją niezachwianą dziecięcą pewnością, że jutro też będzie dobranocka.

eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

12
W pewien sposób zaczarowałeś mnie tym tekstem.
Muszę przyznać, że udało Ci się podziałać na moją wyobraźnię. Ładnie operujesz językiem (co nie oznacza, że nie pojawiają się w nim niedociągnięcia) i przede wszystkim naprawdę tworzysz słowami jakiś obraz, a nie tylko wciskasz swoje myśli czytelnikowi.

Za tę stronę masz ode mnie olbrzymiego plusa.

Z mankamentów to szukałam czegoś, czego jeszcze nie wymienili GreyMoon lub Malika i nie bardzo wyszło ;) (za to pod większością ich uwag mogłabym się podpisać)
Co mnie najbardziej tak naprawdę raziło, to przypominanie w kółko o wieku Tosia. Tekst jest wystarczająco krótki, żeby czytelnik od razu nie zapomniał, o czym mowa.

Co mi się nie podobało?
Temat.
Nie mylić z treścią. Czyta się fantastycznie, ujmuje, czaruje.
Ale temat wydał mi się słaby. Może dlatego, że obraz umierającego/skrzywdzonego/chorego dziecka jest wałkowany w miniaturach na wszystkie strony jako łatwy sposób poruszenia czytelnika... Chyba tak. Stąd poczucie, że pomysł mało oryginalny i jakieś zniechęcenie z mojej strony.
W kategorii jednak tych opowiadanek, za którymi nie przepadam, to ma naprawdę wysoką ocenę. Dlatego, że poza wzruszaniem czytelnika naprawdę dodałeś jakąś wartość artystyczną.

Podsumowując.
Stworzyłeś sugestywną, oddziałującą na wyobraźnię wizję (i z tego powodu - dla mnie bardzo ważnego - napiszę, że podobało mi się). Znalazłam se powód do pomarudzenia, ale wypływa on z czysto subiektywnych odczuć. Językowo co nieco do dopracowania, ale i tak wykonanie ładne.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”