Million - nieudacznik

1
Witam :) Wedle waszych rad - napisałam opowiadanie, pierwsze w życiu :) Starałam się poprawić dialogi i porobić coś z tym czasem, mam nadzieję, że jest lepiej.
Oto i ono :
Million – nieudacznik

Million Ciett urodził się dwudziestego ósmego listopada o godzinie czwartej rano. Pewnie dziwicie się skąd jego rodzice wytrzasnęli tak dziwne imię. Otóż tego dnia wygrali okrągły milion na loterii. Stwierdzili, że to najszczęśliwsze co mogło się im przydarzyć i na upamiętnienie tego wydarzenia nazwali pierwszego syna właśnie Million.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie pewien przykrym incydent, który miał miejsce następnego dnia. Wygrana państwa Ciett okazała się pomyłką. Aby zrekompensować straty - loteria podarowała im dwie kolorowe koszulki oraz długopis z logiem firmy. Szczęście pękło jak mydlana bańka, a imię syna przypominało im o utraconych nadziejach dzień w dzień.
Rodzice nie traktowali chłopca najlepiej. Nie interesowało ich co robił, nigdy nie chwalili. Żyli swoim życiem, a opiekę nad nim traktowali jak nieprzyjemny obowiązek, nie wychodząc poza konieczność. Nie lubili się do niego odzywać, gdyż wtedy musieli użyć słowa, które przypominało im o porażce. Jednak kiedy trochę podrósł matka próbowała wykorzystywać go do różnych prac domowych. Myślała, że układanie ubrań w szafie nie przerośnie chłopca. Niestety, podarł on wszystkie jej sukienki i ubrudził batonami eleganckie bluzki. W zmywaniu również sobie nie poradził – tłukł talerz za talerzem. Po kolejnych nieudanych pracach matka załamała ręce i rzekła:
– Jesteś nieudacznikiem, Million.
Chłopiec nie wiedział zbyt co to słowo znaczy, ale stwierdził, że skoro wypowiedziała je ukochana mama na pewno jest to wyraz bardzo miły i serdeczny.
Wkrótce potem rodzice wysłali go do zerówki gdzie rozpocząć miał edukację. Niestety znacznie odstawał od innych dzieci. Kiedy trzeba było narysować las – Million rysował dom. Kiedy trzeba było narysować dom – Million rysował las. Kiedy trzeba było odjąć – Million dodawał. Kiedy trzeba było dodawać – Million odejmował. Jego potknięcia wymieniać można by było w nieskończoność, ponieważ zdarzały się raz po raz.
Przedszkolanka traciła cierpliwość do chłopca. Nie mogła dać sobie z nim rady. Nigdy nie wykonał niczego poprawnie. Kiedy na zajęciach gimnastycznych po raz szósty w miesiącu zbił szybę, a na dywan wylał farbę – przedszkolanka stwierdziła jasno, że nie chce widzieć go nigdy więcej na terenie przedszkola. Chłopiec nie wiedział czemu ma wynieść się ze swojego ulubionego miejsca – w przeciwieństwie do większości dzieci lubił spędzać tam czas; miał kredki, zabawki, rzeczy, których brakowało mu w domu. Przedszkolanka zrobiła smutną minę i wymamrotała:
– Przykro mi, Million. – Westchnęła. – Jesteś nieudacznikiem.
W tamtym momencie chłopiec zdał sobie sprawę, że wyraz nie jest przyjazny.
Kiedy był już nastolatkiem jego sytuacja nie uległa zmianie. Oceny były stałe: jeden, jeden, jeden, jeden. Rodzice już nawet nie zwracali na nie uwagi. Pogodzili się z faktem, że ich syn nic w życiu nie osiągnie. A on chciał! Jednak żaden wzór ani definicja nie mogły wbić mu się do głowy. Robił czasem ściągi, ale nauczyciele łapali go za każdym razem, wstawiając czterdziestą jedynkę.
Nauka nie była jego jedynym problemem. Był chłopcem… powiedzmy niezbyt urodziwym. Znacznie za niski jak na swój wiek, cierpiący na sporą nadwagę i blady niczym mąka. Rude, połamane włosy przetłuszczały się już godzinę po umyciu. Twarz szpecił wyjątkowo intensywny trądzik – nie można było dostrzec skóry. Dodatkowo, sama w sobie nie była ona ładna. Bardzo długi nos z wielkim garbem (przez co często nazywano go ,,babą jagą”) , a na nim okulary, kryjące pod sobą malutkie oczy (czasem pytano go nawet czy nie jest azjatą!). Gdy się uśmiechał widać było szereg jego zębów – każdy żółty i oddzielony od siebie o kilka minimetrów.
Wygląd przysparzał mu wielu kłopotów. Był szkolnym popychadłem. Silniejsi chłopcy znęcali się nad nim. Dziewczyny co prawda nie biły, ale stosowały przemoc słowną. Nikt go nie szanował i nigdy nie miał z kim porozmawiać. Siadał więc pod ścianą i słuchał muzyki, bo tylko ona chciała do niego przemawiać.
Pewnego dnia przyszedł do szkoły trochę wcześniej, ponieważ sąsiadka remontująca dom nie dała mu spać. Czekając na otwarcie szatni zobaczył piękną dziewczynę. Miała oliwkową karnację i długie, czarne włosy. Rozmawiała przez telefon, śmiejąc się uroczo. Ubrana była w czarne, obcisłe spodnie i zwiewną tunikę z kuszącym dekoltem. Million wiedział, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy natrafił na jej wzrok uśmiechnął się nieśmiało, a ona odwdzięczyła się tym samym. Zaraz potem zadzwonił dzwonek i dziewczyna znikła w tłumie, ale chłopak wiedział, że właśnie stało się coś pięknego.
Cały dzień szukał jej po szkolnych zakamarkach. W końcu znalazł. Siedziała na ławce, znów przy szatniach. Może na mnie czekała, przemknęło mu przez głowę. Dosiadł się do niej i korzystając z tego, że jest sama – niepewnie zaczął rozmowę. Zapytał czy lubi słuchać muzyki.
– Pewnie. – Odpowiedziała.
Wtedy Million upewnił się, że to ta jedyna. Rozmawiali całą przerwę. Był to czas spędzony bardzo miło. Na następnej lekcji, nauczyciel kazał wszystkim znaleźć sobie partnerów na bal. Nazajutrz miał być ostateczny termin.
Wiedział co robić. Następnego dnia użył perfum ojca, a w szkole chwiejnym krokiem podszedł do Victorii, bo tak miała na imię jego wybranka. Stała z grupą swoich koleżanek, wygłupiając się.
– Victorio. – Uśmiechnął się. – Czy wybierzesz się ze mną na bal?
Dziewczyna spuściła wzrok na jego stare, brudne adidasy, potem na niemodne, za krótkie, sztruksowe dzwony, na obciskającą tłuszcz żółtą bluzkę w grzyby i wreszcie na jego czerwoną z zawstydzenia twarz. Wybuchła śmiechem, a jej koleżanki zawtórowały.
– Million! – Wykrztusiła. – Przecież ty jesteś nieudacznikiem.
Odwrócił się napięcie i odbiegł, wciąż słysząc niemiłe komentarze i śmiechy za sobą. Tamtego dnia stwierdził, że więcej nie przyjdzie do szkoły.
I tak też zrobił. Było to w ostatniej klasie liceum, a on i tak nie planował iść na studia więc nieważne było dla niego czy zda czy nie. Szukał więc prac nie wymagających wykształcenia. Niestety, nie szło mu to najlepiej. Kiedy zatrudniano go jako sprzedawcę – zyski sklepu malały, gdyż mówił klientom obiektywnie o wadach towarów, których w jego mniemaniu było bardzo dużo. Dodatkowo sam narażał produkty na straty, niszcząc je poprzez swoją nieudolność. Nie umiał zajmować się dziećmi, a kiedy miał wyprowadzić psa pewnej kobiecie – uciekł mu i szukano go potem przez tydzień. Milliona zwalniano z każdej posady.
Siedząc bezradnie w parku wpadł na pomysł. Skoro nie umiem nic robić, pomyślał, może pomogę innym – to chyba umie każdy. Tak Million został wolontariuszem. Miał służyć ramieniem pewnej kobiecie, która pare miesięcy temu straciła wzrok. Pomagał jej robić zakupy, sprzątać w domu. Nie widziała jego pomyłek. Prosiła by się opisał. Wtedy trochę koloryzował prawdę, usprawiedliwiając się, że dla niej to i tak bez różnicy.
Była dla niego bardzo miła do czasu gdy o mało nie spowodował jej śmierci gdy przechodzili przez jezdnie. Puścił na chwilę jej rękę by podnieść leżącego na ulicy dolara. W tym czasie właśnie nadjechał samochód. Z ogromnym hałasem zatrzymał się pare milimetrów przed nią, a ona odskoczyła w bok, mocno uderzając się w głowę.
Kiedy lekarze wnosili ją na noszach do karetki, syknęła tylko:
– Jesteś nieudacznikiem, Million.
Tym razem znał znaczenie tego słowa aż za dobrze.
Jego nowym zajęciem było czytanie dzieciom bajek w szpitalach. Nie robił tego zbyt płynnie, ale maluchy i tak cieszyły się gdy przychodził. Wreszcie czuł się doceniany.
Jednak któregoś dnia, kierując się ku wyjściu, w jednym z pokoi zobaczył dziewczynę. Była blada – tak jak on. Jednak łączyło ich tylko to. Ta dziewczyna była piękna. Bardzo jasne włosy porozrzucane były po poduszce. Leżała tak nieruchomo, przykryta kołdrą.
- Przepraszam. – Million zwrócił się do stojącej nieopodal pielęgniarki. – Co dolega tamtej pani?
– Oh. – Kobieta westchnęła. – Jest w śpiączce po wypadku samochodowym.
Udawał, że kupuje coś w automacie z napojami, a kiedy pielęgniarka znikła gdzieś za zakrętem, wrócił.
Przyjrzał się jej teraz z bliska. Nienagannie gładka twarz, pozbawiona wyrazu. Była taka niewinna, taka bezbronna. Usiadł na krześle obok jej łóżka.
– Cały czas śpisz? – Szepnął.
Jak łatwo się domyślić nie uzyskał odpowiedzi. Westchnął.
– A chciałabyś żebym przeczytał ci książkę? – Wyjął z plecaka zbiór baśni.
Wobec braku protestu, zaczął odczytywać kolejne strony. Opowiadał o smokach i księżniczkach, królewiczach i rycerzach które je ratowali, magii, mówiących zwierzętach. Nim się obejrzał przeczytał całą lekturę. Uśmiechnął się. Zobaczył nad łóżkiem kartę pacjenta. Miała na imię Livia i była dwudziestolatką. Obiecał przyjść nazajutrz.
I tak też zrobił. Przyniósł bukiet kwiatów, mając nadzieję, że ich wspaniały zapach spowoduje przebudzenie Livii. Tym razem załatwił jej jednak poważniejszą książkę, mądrą, ukradzioną z szafki ojca. W pare godzin przeczytał jej thriller o mordercy i jego kolejnych ofiarach. Tak bardzo się przestraszył, że postanowił zostać u dziewczyny na noc. Spał na krześle aż do szóstej rano kiedy obudziła go poirytowana pielęgniarka.
Gdy wychodził złapała go za ramię.
– Chłopcze – Powiedziała cicho. – Ta dziewczyna leży w śpiączce od roku. Jej rokowania są kiepskie… Nie reaguje na żadne bodźce.
Posmutniał. Biedna Livia. Biedna śpiąca królewna.
– Ale może się obudzi. – Spojrzał na kruchą postać za szybą. – Jej ciało jest bezwładne, lecz serce wciąż bije.
Pielęgniarka wzruszyła ramionami. Widział, że nie chciała przyznać, ale nie wierzyła w to. Młoda dziewczyna z silnym organizmem. Nie rozumiał czemu miałaby nie zdrowieć.
– Poszukaj sobie jakiejś przyjaciółki. Poza szpitalem.
Million nie miał zamiaru dostosować się do poleceń pielęgniarki. Następnego dnia przyniósł Livii magnetofon i swoje ulubione płyty. Pomyślał, że może piękna muzyka ją obudzi. Długimi godzinami bez słów patrzył na nią przy dźwiękach rockowych ballad. Nie drgnęła ani razu. Pogłaskał ją po dłoni, jak to miał w zwyczaju i wrócił do domu na noc.
Gdy kolejnego dnia wchodził do pokoju zobaczył kobietę, siedzącą przy łóżku Livii. Wpatrywała się w krajobraz za oknem. Niezdecydowanie wkroczył do sali. Odwróciła się do niego i rzuciła pytające spojrzenie. Nie wiedział co powiedzieć. Wzruszył tylko ramionami i usiadł na krześle obok. Wytłumaczył kobiecie, że jest wolontariuszem i od czasu do czasu przychodzi do jej córki i czyta książki.
– W porządku. I tak wychodziłam. – Nie patrząc na niego, zabrała torbę i wyszła.
– Rzadko tu przychodzi, prawda Livio? – Pogładził ją po policzku. – Za rzadko, prawda Livio?
Odniósł wrażenie, że przyznała mu rację, choć tak naprawdę, wcale się nie ruszyła.
Miał dla niej balsam do ust. Lekko posmarował jej blade wargi, mając nadzieję, że gdy usta odzyskają świeżość, dziewczyna przebudzi się. Nic takiego nie nastąpiło, lecz wyglądała jeszcze piękniej, pomimo połamanych włosów i kościstego ciałka.
– Wiesz co widziała twoja matka, Livio? – Podszedł do okna. – Zobaczyła park. Wspaniały i zielony. Już wiosna! Wszystko rajsko kwitnie. Jutro przyniosę ci kwiaty z tego parku, na który patrzyła twoja matka.
Spełnił obietnicę. W wazonie umieścił astry oraz chabry prosto z parku przed szpitalem. Stwierdził, że obraz widziany poprzedniego dnia przez matkę może pomóc dziewczynie się wybudzić. Dokładnie opisał jej też szpital i drogę, którą przebywa by do niego dotrzeć.
Mijały lata, a Million codziennie przychodził do Livii, wymyślając coraz to nowe sposoby na wybudzenie jej. Nawet rodzice zapomnieli już o swojej wiecznie śpiącej córce. Każdej nocy modlił się długo by dziewczyna wyzdrowiała, choć wiedział że będzie to oznaczało koniec ich spotkań.
Pielęgniarki nie zwracały już na niego uwagi.
– Zwariował. – Powiadały. – Ten chłopak to nieudacznik i po prostu zwariował.
W końcu młodość minęła – doczekał się czterdziestych urodzin. Tego dnia malował na ciele Livii tatuaże, farbami specjalnie do tego przeznaczonymi i śpiewał dla niej wesołe piosenki. Szkoda, że nie mógł poczęstować jej własnoręcznie wykonanym, bezowym tortem.
W nocy po tym uroczystym dniu coś go obudziło. Otworzył oczy. Na chwilę znów je zamknął, gdyż nie mógł uwierzyć w malujący się przed nim widok. W pokoju stała Livia, ubrana w swoją białą koszulę nocną. Poczuł dotyk kruchej dłoni na swojej. Spojrzał w jej oczy. Całe życie ciekawy był ich koloru. Były błękitne. Uśmiechała się słabo, wciąż gładząc go po dłoni. Oparła się o ścianę, jakby pozbawiona sił. Nie mógł nic wykrztusić. Chciał wstać by jej pomóc, ale ona powstrzymała go gestem. Otworzyła usta, ale i ona nie mogła nic powiedzieć. W końcu udało jej się odezwać. Łamliwym głosem wyszeptała:
– Nie jesteś nieudacznikiem, Million. Nigdy nie byłeś. – Opadła na łóżko. – Jesteś najwspanialszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. – Objęła go.
Delektując się tym momentem, pijany szczęściem Million zasnął.
Niestety gdy się obudził Livii już nie było. Nie wierzył, żeby to był sen. Zbyt realna. Zbyt dobrze czuł wszystko na swoim ciele. Niemożliwe. Czym prędzej pełen radości, ruszył do szpitala.
Ukazał mu się wymarzony widok. Zamrugał pare razy by sprawdzić czy nie zniknie. Nie. Był tam nadal. Łóżko Livii było puste. Tylko gdzie teraz ma jej szukać? Z resztą, na pewno sama go znajdzie.
– Przykro mi, ale chyba wiedziałeś, że to było nieuniknione. – Pielęgniarka poklepała go po ramieniu.
– Nie. – Uśmiechnął się. – Ona wciąż mnie kocha, chce ze mną być, pomimo tego jak wyglądam i pomimo tego, że wciąż popełniam błędy. Wierzyłem w to i stało się. Wyzdrowiała! Gdzie jest Livia?
– Ale… – Spuściła wzrok. – Ona zmarła.
Czas na chwilę stanął w miejscu. Patrzył na białą pościel, gładko złożoną na jej łóżku. Zrozumiał, że już nigdy nie zobaczy bladej, pięknej twarzy ani błękitnych oczu. Zrozumiał też, że Livia przyszła się z nim pożegnać.
Do końca swoich dni wiedział, że nie jest nieudacznikiem. Na przekór podłemu światu.

Re: Million - nieudacznik

2
babydoll pisze:Witam :) Wedle waszych rad - napisałam opowiadanie, pierwsze w życiu :) Starałam się poprawić dialogi i porobić coś z tym czasem, mam nadzieję, że jest lepiej.
Oto i ono :
Million – nieudacznik

Million Ciett urodził się dwudziestego ósmego listopada o godzinie czwartej rano. Pewnie dziwicie się skąd jego rodzice wytrzasnęli tak dziwne imię. Otóż tego dnia wygrali okrągły milion na loterii. Stwierdzili, że to najszczęśliwsze co mogło się im przydarzyć i na upamiętnienie tego wydarzenia nazwali pierwszego syna właśnie Million.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie pewien przykrym incydent, który miał miejsce następnego dnia. Wygrana państwa Ciett okazała się pomyłką. Aby zrekompensować straty - loteria podarowała im dwie kolorowe koszulki oraz długopis z logiem firmy. Szczęście pękło jak mydlana bańka, a imię syna przypominało im o utraconych nadziejach dzień w dzień.
Rodzice nie traktowali chłopca najlepiej. Nie interesowało ich co robił, nigdy nie chwalili. Żyli swoim życiem, a opiekę nad nim traktowali jak nieprzyjemny obowiązek, nie wychodząc poza konieczność. Nie lubili się do niego odzywać, gdyż wtedy musieli użyć słowa, które przypominało im o porażce. Jednak kiedy trochę podrósł matka próbowała wykorzystywać go do różnych prac domowych. Myślała, że układanie ubrań w szafie nie przerośnie chłopca. Niestety, podarł on wszystkie jej sukienki i ubrudził batonami eleganckie bluzki. W zmywaniu również sobie nie poradził – tłukł talerz za talerzem. Po kolejnych nieudanych pracach matka załamała ręce i rzekła:
– Jesteś nieudacznikiem, Million.
Chłopiec nie wiedział zbyt co to słowo znaczy, ale stwierdził, że skoro wypowiedziała je ukochana mama na pewno jest to wyraz bardzo miły i serdeczny.
Wkrótce potem rodzice wysłali go do zerówki gdzie rozpocząć miał edukację. Niestety znacznie odstawał od innych dzieci. Kiedy trzeba było narysować las – Million rysował dom. Kiedy trzeba było narysować dom – Million rysował las. Kiedy trzeba było odjąć – Million dodawał. Kiedy trzeba było dodawać – Million odejmował. Jego potknięcia wymieniać można by było w nieskończoność, ponieważ zdarzały się raz po raz.
Przedszkolanka traciła cierpliwość do chłopca. Nie mogła dać sobie z nim rady. Nigdy nie wykonał niczego poprawnie. Kiedy na zajęciach gimnastycznych po raz szósty w miesiącu zbił szybę, a na dywan wylał farbę – przedszkolanka stwierdziła jasno, że nie chce widzieć go nigdy więcej na terenie przedszkola. Chłopiec nie wiedział czemu ma wynieść się ze swojego ulubionego miejsca – w przeciwieństwie do większości dzieci lubił spędzać tam czas; miał kredki, zabawki, rzeczy, których brakowało mu w domu. Przedszkolanka zrobiła smutną minę i wymamrotała:
– Przykro mi, Million. – Westchnęła. – Jesteś nieudacznikiem.
W tamtym momencie chłopiec zdał sobie sprawę, że wyraz nie jest przyjazny.
Kiedy był już nastolatkiem jego sytuacja nie uległa zmianie. Oceny były stałe: jeden, jeden, jeden, jeden. Rodzice już nawet nie zwracali na nie uwagi. Pogodzili się z faktem, że ich syn nic w życiu nie osiągnie. A on chciał! Jednak żaden wzór ani definicja nie mogły wbić mu się do głowy. Robił czasem ściągi, ale nauczyciele łapali go za każdym razem, wstawiając czterdziestą jedynkę.
Nauka nie była jego jedynym problemem. Był chłopcem… powiedzmy niezbyt urodziwym. Znacznie za niski jak na swój wiek, cierpiący na sporą nadwagę i blady niczym mąka. Rude, połamane włosy przetłuszczały się już godzinę po umyciu. Twarz szpecił wyjątkowo intensywny trądzik – nie można było dostrzec skóry. Dodatkowo, sama w sobie nie była ona ładna. Bardzo długi nos z wielkim garbem (przez co często nazywano go ,,babą jagą”) , a na nim okulary, kryjące pod sobą malutkie oczy (czasem pytano go nawet czy nie jest azjatą!). Gdy się uśmiechał widać było szereg jego zębów – każdy żółty i oddzielony od siebie o kilka minimetrów.
Wygląd przysparzał mu wielu kłopotów. Był szkolnym popychadłem. Silniejsi chłopcy znęcali się nad nim. Dziewczyny co prawda nie biły, ale stosowały przemoc słowną. Nikt go nie szanował i nigdy nie miał z kim porozmawiać. Siadał więc pod ścianą i słuchał muzyki, bo tylko ona chciała do niego przemawiać.
Pewnego dnia przyszedł do szkoły trochę wcześniej, ponieważ sąsiadka remontująca dom nie dała mu spać. Czekając na otwarcie szatni zobaczył piękną dziewczynę. Miała oliwkową karnację i długie, czarne włosy. Rozmawiała przez telefon, śmiejąc się uroczo. Ubrana była w czarne, obcisłe spodnie i zwiewną tunikę z kuszącym dekoltem. Million wiedział, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Kiedy natrafił na jej wzrok uśmiechnął się nieśmiało, a ona odwdzięczyła się tym samym. Zaraz potem zadzwonił dzwonek i dziewczyna znikła w tłumie, ale chłopak wiedział, że właśnie stało się coś pięknego.
Cały dzień szukał jej po szkolnych zakamarkach. W końcu znalazł. Siedziała na ławce, znów przy szatniach. Może na mnie czekała, przemknęło mu przez głowę. Dosiadł się do niej i korzystając z tego, że jest sama – niepewnie zaczął rozmowę. Zapytał czy lubi słuchać muzyki.
– Pewnie. – Odpowiedziała.
Wtedy Million upewnił się, że to ta jedyna. Rozmawiali całą przerwę. Był to czas spędzony bardzo miło. Na następnej lekcji, nauczyciel kazał wszystkim znaleźć sobie partnerów na bal. Nazajutrz miał być ostateczny termin.
Wiedział co robić. Następnego dnia użył perfum ojca, a w szkole chwiejnym krokiem podszedł do Victorii, bo tak miała na imię jego wybranka. Stała z grupą swoich koleżanek, wygłupiając się.
– Victorio. – Uśmiechnął się. – Czy wybierzesz się ze mną na bal?
Dziewczyna spuściła wzrok na jego stare, brudne adidasy, potem na niemodne, za krótkie, sztruksowe dzwony, na obciskającą tłuszcz żółtą bluzkę w grzyby i wreszcie na jego czerwoną z zawstydzenia twarz. Wybuchła śmiechem, a jej koleżanki zawtórowały.
– Million! – Wykrztusiła. – Przecież ty jesteś nieudacznikiem.
Odwrócił się napięcie i odbiegł, wciąż słysząc niemiłe komentarze i śmiechy za sobą. Tamtego dnia stwierdził, że więcej nie przyjdzie do szkoły.
I tak też zrobił. Było to w ostatniej klasie liceum, a on i tak nie planował iść na studia więc nieważne było dla niego czy zda czy nie. Szukał więc prac nie wymagających wykształcenia. Niestety, nie szło mu to najlepiej. Kiedy zatrudniano go jako sprzedawcę – zyski sklepu malały, gdyż mówił klientom obiektywnie o wadach towarów, których w jego mniemaniu było bardzo dużo. Dodatkowo sam narażał produkty na straty, niszcząc je poprzez swoją nieudolność. Nie umiał zajmować się dziećmi, a kiedy miał wyprowadzić psa pewnej kobiecie – uciekł mu i szukano go potem przez tydzień. Milliona zwalniano z każdej posady.
Siedząc bezradnie w parku wpadł na pomysł. Skoro nie umiem nic robić, pomyślał, może pomogę innym – to chyba umie każdy. Tak Million został wolontariuszem. Miał służyć ramieniem pewnej kobiecie, która pare miesięcy temu straciła wzrok. Pomagał jej robić zakupy, sprzątać w domu. Nie widziała jego pomyłek. Prosiła by się opisał. Wtedy trochę koloryzował prawdę, usprawiedliwiając się, że dla niej to i tak bez różnicy.
Była dla niego bardzo miła do czasu gdy o mało nie spowodował jej śmierci gdy przechodzili przez jezdnie. Puścił na chwilę jej rękę by podnieść leżącego na ulicy dolara. W tym czasie właśnie nadjechał samochód. Z ogromnym hałasem zatrzymał się pare milimetrów przed nią, a ona odskoczyła w bok, mocno uderzając się w głowę.
Kiedy lekarze wnosili ją na noszach do karetki, syknęła tylko:
– Jesteś nieudacznikiem, Million.
Tym razem znał znaczenie tego słowa aż za dobrze.
Jego nowym zajęciem było czytanie dzieciom bajek w szpitalach. Nie robił tego zbyt płynnie, ale maluchy i tak cieszyły się gdy przychodził. Wreszcie czuł się doceniany.
Jednak któregoś dnia, kierując się ku wyjściu, w jednym z pokoi zobaczył dziewczynę. Była blada – tak jak on. Jednak łączyło ich tylko to. Ta dziewczyna była piękna. Bardzo jasne włosy porozrzucane były po poduszce. Leżała tak nieruchomo, przykryta kołdrą.
- Przepraszam. – Million zwrócił się do stojącej nieopodal pielęgniarki. – Co dolega tamtej pani?
– Oh. – Kobieta westchnęła. – Jest w śpiączce po wypadku samochodowym.
Udawał, że kupuje coś w automacie z napojami, a kiedy pielęgniarka znikła gdzieś za zakrętem, wrócił.
Przyjrzał się jej teraz z bliska. Nienagannie gładka twarz, pozbawiona wyrazu. Była taka niewinna, taka bezbronna. Usiadł na krześle obok jej łóżka.
– Cały czas śpisz? – Szepnął.
Jak łatwo się domyślić nie uzyskał odpowiedzi. Westchnął.
– A chciałabyś żebym przeczytał ci książkę? – Wyjął z plecaka zbiór baśni.
Wobec braku protestu, zaczął odczytywać kolejne strony. Opowiadał o smokach i księżniczkach, królewiczach i rycerzach które je ratowali, magii, mówiących zwierzętach. Nim się obejrzał przeczytał całą lekturę. Uśmiechnął się. Zobaczył nad łóżkiem kartę pacjenta. Miała na imię Livia i była dwudziestolatką. Obiecał przyjść nazajutrz.
I tak też zrobił. Przyniósł bukiet kwiatów, mając nadzieję, że ich wspaniały zapach spowoduje przebudzenie Livii. Tym razem załatwił jej jednak poważniejszą książkę, mądrą, ukradzioną z szafki ojca. W pare godzin przeczytał jej thriller o mordercy i jego kolejnych ofiarach. Tak bardzo się przestraszył, że postanowił zostać u dziewczyny na noc. Spał na krześle aż do szóstej rano kiedy obudziła go poirytowana pielęgniarka.
Gdy wychodził złapała go za ramię.
– Chłopcze – Powiedziała cicho. – Ta dziewczyna leży w śpiączce od roku. Jej rokowania są kiepskie… Nie reaguje na żadne bodźce.
Posmutniał. Biedna Livia. Biedna śpiąca królewna.
– Ale może się obudzi. – Spojrzał na kruchą postać za szybą. – Jej ciało jest bezwładne, lecz serce wciąż bije.
Pielęgniarka wzruszyła ramionami. Widział, że nie chciała przyznać, ale nie wierzyła w to. Młoda dziewczyna z silnym organizmem. Nie rozumiał czemu miałaby nie zdrowieć.
– Poszukaj sobie jakiejś przyjaciółki. Poza szpitalem.
Million nie miał zamiaru dostosować się do poleceń pielęgniarki. Następnego dnia przyniósł Livii magnetofon i swoje ulubione płyty. Pomyślał, że może piękna muzyka ją obudzi. Długimi godzinami bez słów patrzył na nią przy dźwiękach rockowych ballad. Nie drgnęła ani razu. Pogłaskał ją po dłoni, jak to miał w zwyczaju i wrócił do domu na noc.
Gdy kolejnego dnia wchodził do pokoju zobaczył kobietę, siedzącą przy łóżku Livii. Wpatrywała się w krajobraz za oknem. Niezdecydowanie wkroczył do sali. Odwróciła się do niego i rzuciła pytające spojrzenie. Nie wiedział co powiedzieć. Wzruszył tylko ramionami i usiadł na krześle obok. Wytłumaczył kobiecie, że jest wolontariuszem i od czasu do czasu przychodzi do jej córki i czyta książki.
– W porządku. I tak wychodziłam. – Nie patrząc na niego, zabrała torbę i wyszła.
– Rzadko tu przychodzi, prawda Livio? – Pogładził ją po policzku. – Za rzadko, prawda Livio?
Odniósł wrażenie, że przyznała mu rację, choć tak naprawdę, wcale się nie ruszyła.
Miał dla niej balsam do ust. Lekko posmarował jej blade wargi, mając nadzieję, że gdy usta odzyskają świeżość, dziewczyna przebudzi się. Nic takiego nie nastąpiło, lecz wyglądała jeszcze piękniej, pomimo połamanych włosów i kościstego ciałka.
– Wiesz co widziała twoja matka, Livio? – Podszedł do okna. – Zobaczyła park. Wspaniały i zielony. Już wiosna! Wszystko rajsko kwitnie. Jutro przyniosę ci kwiaty z tego parku, na który patrzyła twoja matka.
Spełnił obietnicę. W wazonie umieścił astry oraz chabry prosto z parku przed szpitalem. Stwierdził, że obraz widziany poprzedniego dnia przez matkę może pomóc dziewczynie się wybudzić. Dokładnie opisał jej też szpital i drogę, którą przebywa by do niego dotrzeć.
Mijały lata, a Million codziennie przychodził do Livii, wymyślając coraz to nowe sposoby na wybudzenie jej. Nawet rodzice zapomnieli już o swojej wiecznie śpiącej córce. Każdej nocy modlił się długo by dziewczyna wyzdrowiała, choć wiedział że będzie to oznaczało koniec ich spotkań.
Pielęgniarki nie zwracały już na niego uwagi.
– Zwariował. – Powiadały. – Ten chłopak to nieudacznik i po prostu zwariował.
W końcu młodość minęła – doczekał się czterdziestych urodzin. Tego dnia malował na ciele Livii tatuaże, farbami specjalnie do tego przeznaczonymi i śpiewał dla niej wesołe piosenki. Szkoda, że nie mógł poczęstować jej własnoręcznie wykonanym, bezowym tortem.
W nocy po tym uroczystym dniu coś go obudziło. Otworzył oczy. Na chwilę znów je zamknął, gdyż nie mógł uwierzyć w malujący się przed nim widok. W pokoju stała Livia, ubrana w swoją białą koszulę nocną. Poczuł dotyk kruchej dłoni na swojej. Spojrzał w jej oczy. Całe życie ciekawy był ich koloru. Były błękitne. Uśmiechała się słabo, wciąż gładząc go po dłoni. Oparła się o ścianę, jakby pozbawiona sił. Nie mógł nic wykrztusić. Chciał wstać by jej pomóc, ale ona powstrzymała go gestem. Otworzyła usta, ale i ona nie mogła nic powiedzieć. W końcu udało jej się odezwać. Łamliwym głosem wyszeptała:
– Nie jesteś nieudacznikiem, Million. Nigdy nie byłeś. – Opadła na łóżko. – Jesteś najwspanialszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. – Objęła go.
Delektując się tym momentem, pijany szczęściem Million zasnął.
Niestety gdy się obudził Livii już nie było. Nie wierzył, żeby to był sen. Zbyt realna. Zbyt dobrze czuł wszystko na swoim ciele. Niemożliwe. Czym prędzej pełen radości, ruszył do szpitala.
Ukazał mu się wymarzony widok. Zamrugał pare razy by sprawdzić czy nie zniknie. Nie. Był tam nadal. Łóżko Livii było puste. Tylko gdzie teraz ma jej szukać? Z resztą, na pewno sama go znajdzie.
– Przykro mi, ale chyba wiedziałeś, że to było nieuniknione. – Pielęgniarka poklepała go po ramieniu.
– Nie. – Uśmiechnął się. – Ona wciąż mnie kocha, chce ze mną być, pomimo tego jak wyglądam i pomimo tego, że wciąż popełniam błędy. Wierzyłem w to i stało się. Wyzdrowiała! Gdzie jest Livia?
– Ale… – Spuściła wzrok. – Ona zmarła.
Czas na chwilę stanął w miejscu. Patrzył na białą pościel, gładko złożoną na jej łóżku. Zrozumiał, że już nigdy nie zobaczy bladej, pięknej twarzy ani błękitnych oczu. Zrozumiał też, że Livia przyszła się z nim pożegnać.
Do końca swoich dni wiedział, że nie jest nieudacznikiem. Na przekór podłemu światu.


[ Dodano: Nie 16 Maj, 2010 ]
Na wstępie bardzo przepraszam za pierwszy post, ale próbowałem przytoczyć odpowiednie fragmenty i jak widać nie bardzo mi wyszło. Ot, taki ze mnie nieudacznik :) Nie będę już więcej kombinował i zacytuje wszystko mniej profesjonalnie, chociaż miejmy nadzieje że tym razem skutecznie.

„Nie lubili się do niego odzywać, gdyż wtedy musieli użyć słowa, które przypominało im o porażce.”- Rozumiem, że to słowo to jego imię, ale czy zawsze jak się do kogoś zwracasz to używasz imienia? Trochę to nielogiczne

„Oceny były stałe: jeden, jeden, jeden, jeden.”- A nie dało by się tego napisać nieco inaczej? W tej formie jest jakby „nie po polskiemu”, może np. Jedynki w dzienniku układały się w długi, nieprzerwany korowód. Albo jakoś tak :-)

„– Million! – Wykrztusiła.”- W dialogach popełniasz ciągle ten sam błąd. Jeżeli po wypowiedzi mamy czasownik określający rozmówce, jak: powiedział, wykrzyczał, odparł, wybełkotał, chwycił, popukał- to kropkę stawiamy dopiero na końcu. Pyza tym po myślniku rozpoczynamy zdanie z małej litery. Może to wyglądać mniej więcej tak:
-Milion!- wykrzyknęła Lucy, czerwieniąc się przy tym niemiłosiernie.

„Wygląd przysparzał mu wielu kłopotów. Był szkolnym popychadłem. Silniejsi chłopcy znęcali się nad nim.”- Jak czytam takie fragmenty w twojej pracy- to mam nieodparte wrażenie, że mam przed sobą telegram (Wygląd przysparzał mu wielu kłopotów <stop> Był szkolnym popychadłem <stop> Silniejsi chłopcy znęcali się nad nim <stop>). Poszczególne zdania nie tworzą spójnej całości, nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi? Po prostu źle się to czyta, a wierze że stać cię na więcej. :-)

(przez co często nazywano go ,,babą jagą”)- Nawiasy są dobre w przypadku rozprawki, a w opowiadaniu lepiej wpleść tego rodzaju wiadomości w zdanie.

„Twarz szpecił wyjątkowo intensywny trądzik – nie można było dostrzec skóry. Dodatkowo, sama w sobie nie była ona ładna.”- W tym miejscu nie wiadomo, do którego podmiotu odnosi się następne zdanie. Musisz zawsze określać czy (jak w tym przypadku) chodzi Ci o twarz, czy o skórę. Ponadto czy trądzik może pokrywać twarz w taki sposób, że nie widać nawet skrawka skóry?,

„Szukał więc prac nie wymagających wykształcenia.”- Tu bardziej pasuje „pracy” w liczbie pojedynczej.

„Gdy się uśmiechał widać było szereg jego zębów – każdy żółty i oddzielony od siebie o kilka minimetrów.”- Literówka w ostatnim słowie.

„Dziewczyna spuściła wzrok na jego stare, brudne adidasy, potem na niemodne, za krótkie, sztruksowe dzwony, na obciskającą tłuszcz żółtą bluzkę w grzyby i wreszcie na jego czerwoną z zawstydzenia twarz.”- Nigdy nie określaj rzeczownika więcej niż dwoma przymiotnikami, albowiem tworzy się chaos i całość przestaje być czytelna.

„Opowiadał o smokach i księżniczkach, królewiczach i rycerzach które je ratowali, magii, mówiących zwierzętach. Nim się obejrzał przeczytał całą lekturę”- „Którzy ich ratowali”, a dalej ta magia to już chyba w następnym zdaniu powinna być. ;-)

„Livii magnetofon i swoje ulubione płyty”- to już może czepialstwo, ale magnetofon na płyty?

Ogólnie rzecz ujmując opowiadanko słabe. Już abstrahuje od tego, że fabuła nieco nudna ( chociaż może dlatego, że jestem chłopakiem ;) ) ale sam styl pozostawia naprawdę wiele do życzenia. Myślę jednak, że jak na debiut nie jest tak tragicznie, niektóre zdania mogły przypaść do gustu (spodobał mi się motyw z nieudacznikiem). Tak czy owak, sporo pracy przed tobą. Ze swojej strony życzę wytrwałości i hartu ducha. Serdecznie pozdrawiam!

PS: Czy Pan administrator mógłby usunąć ten poprzedni post? Przepraszam jestem takim nieudacznikiem ;-)

3
Pompy jadowe jeszcze mi się nie rozgrzały, a i rynienki w zębach zastygły, tak więc ukąsze krótko i mało boleśnie.
Pewnie dziwicie się skąd jego rodzice wytrzasnęli tak dziwne imię.
Jeśli stosujesz takie narzędzia jak bezpośrednie zwracanie się i antycypowanie myśli czytelnika, bądź pewna, że masz racje.
Inaczej zrobisz więcej złego niż dobrego.
W tym przypadku zrobiłaś więcej złego.

Jeśli przewidujesz poprawnie myśli czytelnika, zwiększasz identyfikacje czytelnika z narratorem. (Narrator mnie rozumie)
Jesli pudłujesz. Trafiasz kulą w płot, odbija się i uderza czytelnika w czoło. (Narrator mnie nie rozumie)


Szukał więc prac nie wymagających wykształcenia.
Jak najbardziej dobrze. Wskazuje na nieunitarny charakter zdarzenia i, przede wszystkim, na to, że tych prac było wiele i że je tracił.
– Chłopcze – Powiedziała cicho.
Niech no sobie link przypomne:
http://piorem-feniksa.blog.onet.pl/2,ID ... index.html

Tych błędów jest więcej.


Pierwsza część stanowi karykature bohatera.
Bierzesz coś i wyciągasz to ponad wszelkie granice. Dokładnie to zrobiłaś.
Czytajac kolejne zdania byłem ciekawy, co nowego zdarzy się bohaterowi. Traktowałem go jak gości z kompilacji "debili" na youtube. Mając nadzieje, że uderzy jak najsilniej głową w beton, nie myśląc o tym, że może zginąć.

Dobrze, że utrzymywałaś ten styl w całym opku. Dzięki temu nie potraktowałem tego jaki błąd, a jako część grotesko-makabreski. którą wydawało mi się, że robisz.

Przynajmniej do pewnego czasu...

Druga część. W sumie końcówka twojej powieści.
Wzruszyła mnie jako czytelnika. Ale jako osobe weryfikującą zmusiła do zastanowienia:
- Jak ten bohater zarabiał? Z czego żył? Znam jedną osobę żyjącą z orkiestr charytatywnych, ale to raczej sprytny lisek jest, a nie nieudacznik.
- Dlaczego wpuścili go do tej dziewczyny?
- Skąd dzieciaki wzięł się na oddziale dla dorosłych?
I setki innych pytań.

Ogólnie, jako groteska, i jako coś co może wrzucić osoba zaczynająca kariere na tym forum jest nieźle (ja robiłem większe głupstwa)
Jako tekst komercyjny, który miałby zostać wydrukowany makabra. Zupełnie w inną stronę.

Ale jest dobra ziemia. Teraz tylko wykopać dół, zalać ławę i budować. Wysoko. Swoją własną prywatną wierze babel, rzeźbę myśli, którą zobaczy każdy i będzie ją mógł zdjąć z półki przy drzwiach pierwszego lepszego Empiku. ;)

4
Hehe, że do publikowania mi daleko to zdaję sobie sprawę :)
Lubię pisać więc na pewno nie będę się poddawała.

hardrick, czekaj, czekaj! Postaram się skonstruować odpowiedzi na dręczące Cię pytania :)

- Jak ten bohater zarabiał? Z czego żył?

Nie było podawane, że w którymś momencie wyprowadził się od rodziców. Potem jego dzieje były tak jakby ,,przewinięte". więc mogłam po prostu nie opisać momentu, w którym znalazł sobie choćby słabą pracę.

- Dlaczego wpuścili go do tej dziewczyny?


Był wolontariuszem, mógł odwiedzać pacjentów, a rodzice Livii niezbyt się nią interesowali więc nie zwracali na to szczególnej uwagi. Pielęgniarki miały go za niegroźnego głupka, którym właściwie był. ;)

- Skąd dzieciaki wzięł się na oddziale dla dorosłych?

W tym szpitalu był oddział dziecięcy oraz dorosły. Wychodząc mógł przechodzić inną częścią budynku.



Zawsze można pokombinować ;)

co do narracji - ale nie zdzwiiło Cię tak chociaż troszenieńkę skąd ma takie głupie imię ;)?
Zamov pisze:Million! – Wykrztusiła.”- W dialogach popełniasz ciągle ten sam błąd. Jeżeli po wypowiedzi mamy czasownik określający rozmówce, jak: powiedział, wykrzyczał, odparł, wybełkotał, chwycił, popukał- to kropkę stawiamy dopiero na końcu.
Chodzi o to, że powinnam napisać :
- Million! - wykrztusiła - blablalba.
?

Przepraszam, ale bywam tępa.

Ogólnie bardzo wam dziękuję :). Uwielbiam tę (albo może tą?)stronę, już sobie gromadzę rady. Zaraz zaznaczam, że mi pomogliście i zmarnowaliście kilka minut swojego życia. Kochani użytkowniczcy. Mła.

5
hardrick, czekaj, czekaj! Postaram się skonstruować odpowiedzi na dręczące Cię pytania
Pamiętaj, że z krytykami czy użytkownikiem końcowym (zwanym inaczej czytelnikiem) takie gadanie nie przejdzie. Książka po publikowaniu może tylko bronić się sama.

co do narracji - ale nie zdzwiiło Cię tak chociaż troszenieńkę skąd ma takie głupie imię
Oj, widziałem głupsze imiona, i to nie tylko w prozie ale i w realu ;)
Chodzi o to, że powinnam napisać :
- Million! - wykrztusiła - blablalba.
?
Na stronie którą ci podałem masz wszystko w miarę jasno opisane.
Z małej litery tudzież małą literą zaczyna się noty odautorskie.
Noty odautorskie dzieją się zazwyczaj równolegle do samego aktu mowy, którego dotyczą. Służą albo ustawieniu kontekstu mówcy (informują kto mówi), albo zarysowaniu w wyobraźni czytelnika wszelkich informacji niewerbalnych , które mają w danym dialogu znaczenie na odbiór przez czytelnika treści owego dialogu.

6
Wygrana państwa Ciett okazała się pomyłką.
czyli wygrali, ale na dobre im to nie wyszło (przeczytaj to kilka razy - dojdziesz, co jest nie tak).
Nie lubili się do niego odzywać, gdyż wtedy musieli użyć słowa, które przypominało im o porażce.
porażka tu nie pasuje - nie ich wina.
Poza tym - doskonałe zdanie. Cofa w tekst, przytłacza faktem. Doskonałe!

Jeśli pominę całkowicie życiorys tego człowieka, w sensie: praca, dom, różne okoliczności a na kilka innych przymknę oko, to wówczas tekst jest genialny w swojej prostocie. Bo widzisz, opowiadasz, aż miło, ale z tą samą zaciętością, w ten sam sposób. Masz styl - co widać od początku do końca i mimo, że niektóre zdania to potworki a inne wymagały by poprawki, to widzę w opowiadaniu naprawdę solidny grunt w postaci piszącego. Zdawkowa ilość dialogów z tą uzasadnioną puentą podkreślają bohatera, w wielu miejscach dajesz dobitnie znać, jaki z niego człowiek nieudolny, wprowadzenie do fabuły nietuzinkowe i, choć z błędem, bardzo dobre. Ogólnie, mam pozytywne wrażenia z czytania, ale głównie za sprawą historii - technicznie można to podrasować. Końcówka - cóż, pełne zaskoczenie. Podobało mi się. Tytuł też dobry!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

Re: Million - nieudacznik

7
Wszystko byłoby dobrze [1]gdyby nie pewien [2]przykrym incydent, który miał miejsce następnego dnia.
[1] – Brak przecinka.
[2] – Literówka.

Jeśli chodzi o przecinki, tekst cierpi na ich spore braki, np.:
Jednak kiedy trochę podrósł [x]matka próbowała wykorzystywać go do różnych prac domowych.
Wkrótce potem rodzice wysłali go do zerówki [x]gdzie rozpocząć miał edukację.
Czekając na otwarcie szatni [x]zobaczył piękną dziewczynę.
itd...
Niestety, podarł on wszystkie jej sukienki i ubrudził batonami eleganckie bluzki.
Stała z grupą swoich koleżanek, wygłupiając się.
W pokoju stała Livia, ubrana w swoją białą koszulę nocną.
Zaimki do usunięcia. W tekście jest ich więcej.
Nauka nie [1]była jego jedynym problemem. Był chłopcem… powiedzmy niezbyt urodziwym. Znacznie za niski jak na swój wiek, cierpiący na sporą nadwagę i blady niczym mąka. Rude, połamane włosy przetłuszczały się już godzinę po umyciu. Twarz szpecił wyjątkowo intensywny trądzik – nie można było dostrzec skóry. Dodatkowo, sama w sobie nie była ona ładna. Bardzo długi nos z wielkim garbem (przez co często nazywano go ,,babą jagą”) , a na nim okulary, kryjące pod sobą malutkie oczy (czasem pytano go nawet czy nie jest azjatą!). Gdy się uśmiechał widać było szereg [2]jego zębów – każdy żółty i oddzielony od siebie o kilka minimetrów.
Wygląd przysparzał mu wielu kłopotów. Był szkolnym popychadłem.
[1] – Sporo „byłowania”.
[2] – Zaimek do usunięcia. Wiadomo, że zęby należały do niego.
Dziewczyna [1]spuściła wzrok na jego stare, brudne adidasy, potem na niemodne, za krótkie, sztruksowe dzwony, [2]na obciskającą tłuszcz żółtą bluzkę w grzyby i wreszcie na jego czerwoną z zawstydzenia twarz.
[1] – Piszesz, że bohaterka spuściła wzrok na adidasy, potem na dzwony, na bluzkę, na zawstydzoną twarz... Spuścić wzrok mogła na adidasy i ewentualnie na nogawki, lecz na bluzkę i twarz musiała już ten wzrok podnieść.

[2] – Może lepiej: na zbyt obcisłą bluzkę w grzyby... W każdym razem trzeba to poprawić.
Odwrócił się [1]napięcie i odbiegł, wciąż słysząc niemiłe komentarze i śmiechy [2]za sobą.
[1] – na pięcie
[2] – Napisałabym za plecami
Miał służyć ramieniem pewnej kobiecie, która pare miesięcy temu straciła wzrok.
Z ogromnym hałasem zatrzymał się pare milimetrów przed nią, a ona odskoczyła w bok, mocno uderzając się w głowę.
W pare godzin przeczytał jej thriller o mordercy i jego kolejnych ofiarach.
parę

Ponadto drugie zdanie podzieliłabym:
Z ogromnym hałasem zatrzymał się parę milimetrów przed nią. Odskoczyła w bok, mocno uderzając się w głowę.
Była dla niego bardzo miła do czasu [1]gdy o mało nie spowodował jej śmierci gdy przechodzili przez [2]jezdnie.
[1] – Powtórzenia. Źle brzmi ten fragmencik.
[2] – jezdnię
Leżała tak nieruchomo, przykryta kołdrą.
Wyrzuciłabym.
Opowiadał o smokach i księżniczkach, królewiczach i rycerzach które je ratowali, magii, mówiących zwierzętach.
którzy je ratowali
Ponadto przed „które” brakuje przecinka.
– Wiesz co widziała twoja matka, Livio? – Podszedł do okna. – Zobaczyła park. Wspaniały i zielony. Już wiosna! Wszystko rajsko kwitnie. Jutro przyniosę ci kwiaty z tego parku, na który patrzyła twoja matka.
Spełnił obietnicę. W wazonie umieścił astry oraz chabry prosto z parku przed szpitalem.
Za często powtarzasz tę samą informację. Starczy napisać coś takiego:
– Wiesz, co widziała twoja matka, Livio? – Podszedł do okna. – Zobaczyła park. Wspaniały i zielony. Już wiosna! Wszystko rajsko kwitnie. Jutro przyniosę z parku kwiaty.
Spełnił obietnicę. W wazonie umieścił astry oraz chabry.

Z resztą, na pewno sama go znajdzie.
zresztą

Spore braki w przecinkach, „byłoza”, nieco zbędnych zaimków, nadmiar myślników (co najmniej w kilku miejscach lepiej zastąpić je przecinkami), błędy w zapisach dialogów...
Mimo mankamentów technicznych, niezgrabnych zdań, tekst wciąga. Oplatasz czytelnika swoistym stylem, klimacikiem i prowadzisz konsekwentnie do samego końca, skupiając się na bohaterze. Podoba mi się, jak Million (świetne imię) interpretuje na początku słowo „nieudacznik” i jak później, w miarę doświadczeń życiowych, dochodzi do jego prawdziwego znaczenia. Wzruszająca opowieść o pogrążonej w śpiączce Livii i opiekującym się nią, wiernym bohaterze to kolejny plus. Trochę jak scena z „Porozmawiaj z nią” Almodovara. Tekst ma duży potencjał, ale warsztat do porządnego szlifu.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender

8
Kiedy
trzeba było narysować las –
Million rysował dom. Kiedy
trzeba było narysować dom –
Million rysował las. Kiedy trzeba
było odjąć – Million dodawał.
Kiedy trzeba było dodawać –
Million odejmował.
. Idiotyczne imię fajnie potęguje tutaj komizm postaci. Jeśli chodzi o tekst jako opowiadanie, jest raczej marnie. Niektórzy zarzucili Ci oryginalny styl. Pomysł jest oryginalny, styl mocno zwyczajny. Autorka posiada fajne poczucie humoru, jest bystra. Wybrała tylko zły zawód. Zamiast męczyć prozę proponuje pisanie scenariuszy (seriale, skecze). Opowiadanie oceniam na 2.9 w skali 10.0, przebłyski świadomości, jednak gdyby autorka spróbowala scenariusza, prognozuje szóstkowość.

[ Dodano: Pon 28 Cze, 2010 ]
Zagapiłem się i zwróciłem bezpośrednio do autorki. Proszę o zignorowanie tego "Ci". Przemycę jeszcze uwagę o zakończeniu. Nie mogę zgodzić się, że jest zaskakujące. Czytając przeczuwałem trzy możliwe rozwiązania: śmierć livi czy jak jej tam, paraliż Miliona i w tym samym momencie wyzdrowienie Livi, taka zmiana miejsc, że teraz ona będzie odwalać brudną robotę, jakieś szczęśliwe zakończenie w stylu Livia jest milionerką, po przebudzeniu zakochuje się w Milionie, przekazuje mu milion dolarów, zdejmuje klątwę, wychodzi za niego. Z tym, że ostatniemu wariantowi dawałem 3 proc. szans. Autorka nie jest kretynką.
Obrazek
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron