Pióro i Sny [Fantasy]

1
Opowiadanie ma jakieś 16 stron. Na początek podzielę się pierwszym mini-rozdziałem.

Pióro i Sny


Niebo zalała fala czerwieni, a pierwsze promienie słońca nadały leśnej polanie złotego blasku. W powietrzu nadal unosiła się woń ozonu, jedna z licznych oznak nocnej burzy, której sprawcą były ciemnogranatowe chmury ginące za horyzontem. Na skraju lasu stała niewysoka postać. Kobieta.
Czarne włosy ocieniały pełne skupienia oczy wpatrujące się w przeciwległy kraniec łąki. Czekała; mokra i zziębnięta, wypatrując swej ofiary. Wraz ze wschodem słońca pojawią się myśliwi, uzbrojeni tylko w łuki, będą łatwą zdobyczą dla wampira.
Stado ptaków wzbiło się do lotu, witając nowy dzień swym okrzykiem. Wiatr wiejący z zachodu, sprawił, że liście zatańczyły zrzucając z siebie krople wody, zupełnie jak małe leśne zwierzę. Wyczuła ich, na długo przed tym, nim wyłonili się z lasu. Jej węch nigdy nie zawodził. Nie tracąc czasu, wybiegła im na spotkanie.
Okrzyk pełen zdumienia, niósł się echem po spokojnej okolicy, nie było w nim jednak śladu strachu. Dwóch myśliwych zaatakowało swego oprawcę w postaci wampirzycy, nim ta jeszcze do nich dobiegła. Celnie wystrzelone strzały ugodziły ją prosto w pierś, lecz nawet wtedy nie zwolniła ani trochę. Nie pozostając im dłużną, odrzuciła najbliższego ze strzelców silnym uderzeniem w splot słoneczny. Ciało przeleciało dwa metry, po czym upadło bezwładnie. Jego towarzysz, tracąc resztki odwagi, biegł szaleńczym tempem w kierunku drzew.
Wampirzyca dogoniła go z łatwością i jednym płynnym ruchem, skręciła mu kark. Gdy upadł natychmiast wbiła swe kły w jego szyję.
Na bladej twarzy rozkwitł rumieniec, a przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele.
Nieopodal coś się poruszyło.
Odwróciła wzrok w kierunku z którego dobiegał szelest trawy. Jej oczom ukazał się wytatuowany mężczyzna, bez wątpienia, mag. Nic dziwnego, że go nie wyczuła. Cienie drzew otuliły jej nogi niczym magiczny koc, sprawiając, że ciało zesztywniało. Unieruchomił ją, bezradność tej sytuacji wywołała u niej napad gniewu, który nadał jej srebrnym oczom złowrogi wyraz.
Nieznajomy podszedł bliżej, klęknął na jedno kolano, a ich twarze niemal się zetknęły.
Spoglądając głęboko w oczy, jakby byli kochankami, dotknął jej policzka opuszkami palców. Wymruczał zaklęcie:
- Zbudź się
Rzeczywistość nadmuchała się i pękła jak rozbite zwierciadło, raniąc oczy tysiącami słońc. Fala mdłości wbiła jej żołądek głęboko w kręgosłup. Po chwili trwającej całe wieki ktoś podniósł jej głowę i nalał mocnego alkoholu do ust, przełknęła niechętnie, lecz mdłości ustąpiły. Miała wrażenie, że powieki są za ciężkie by je unieść. Słyszała jakieś głosy ale dźwięki zbyt nachalnie atakowały uszy. Ponownie spróbowała otworzyć oczy, tym razem ustąpiły.
Zobaczyła, że leży w swojej komnacie, przed sobą widziała mężczyznę chowającego do jednej ze swych kieszeni mały kamyk w kolorze antracytu. Chciała wstać ale powstrzymał ją gestem dłoni.
- Nie próbuj panienko, byłaś w śpiączce i jesteś wyczerpana. Zapewne nie pamiętasz co ci się śniło, zatem pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Dorel Mazz i to właśnie mi zawdzięczasz te przykre przebudzenie.
Po chwili nachylił się nad nią ojciec, okrył ją baranicą i ucałował jej czoło. Spojrzał na nią raz jeszcze po czym podchodząc do maga powiedział zmęczonym głosem.
- Dorelu...Nie wiem jak mam ci dziękować.- Mówiąc to trząsł energicznie jego ręką. Choroba córki odcisnęła na nim swe piętno. Bezsenne noce naznaczyły jego twarz zmęczeniem, a w jego bujnej brodzie pojawiło się kilka siwych pasm.
Ogłosił, że Ulin wyjechała z miasta. Opłacił najlepszych medyków w regionie, ale uznali chorobę za nieuleczalną. Przykazali upuszczać krwi każdego dnia i wznosić modły do bogini Eostre. Próbował nawet tego,każdego ranka po kilka godzin modlił się do Pogromczyni nocy. Trwałoby to w nieskończoność, gdyby nie fakt iż pewnego wietrznego popołudnia w progu jego domostwa zawitał mag twierdząc, że uleczy jego córkę w dwa dni.
- Sir Handalu, wystarczy mi umówiona zapłata, nie śmiałbym prosić o więcej.-wystarczyło, że wspomniał o nagrodzie, a emfatyczny ton poborcy zniknął bezpowrotnie.
- Dostaniesz swoje złoto, jeśli zechcesz, możesz zostać na uroczystej wieczerzy, którą wyprawię zaraz po tym jak zorganizuję oficjalny powrót córki do domu.
- Byłbym zaszczycony, lecz jak już wspomniałem na początku, nie mogę zabawić więcej jak dwa dni i ani chwili dłużej, muszę niezwłocznie udać się do Hanvatris.
Poborca słysząc te słowa, wyciągnął z kieszeni podręczny kwitariusz i wskazał Dorelowi miejsce gdzie miał złożyć swój podpis. Mag odszukał odpowiednią rubrykę i podpisał się pod kwotą stu Thyrów, obok której napisano starannym charakterem pisma: “Wypłacono za zniwelowanie problemu bezsenności sir Handala”.
- Życzę powodzenia, do drzwi odprowadzi cię mój odźwierny.
- Dziękuję i niech zdrowie nie opuszcza twego domu.- Skłonił się nisko i skierował swe kroki do wyjścia.

Kąsające zimno uderzyło go w twarz gdy tylko opuścił posiadłość poborcy. Otulił się szczelniej płaszczem i ruszył przed siebie. Starał się nie rzucać w oczy, toteż przed wyjściem okrył się zaklęciem iluzji. Wyglądał teraz jak jeden z kupców, którzy często zjawiali się w tym miejscu. Wiedział, że podwójną stawkę za uzdrowienie córki zawdzięczał dyskrecji. Ludzie pokroju Sir Handala dbali o reputację bardziej niż o własne żony. Wielu wysoko postawionych mieszkańców tego miasta uznawało zimową śpiączkę jako chorobę gminu, sprawił to fakt, iż dotykała tylko tych mieszkańców Sominnge którzy nie wrzucali suszonych ziół do paleniska. Szlachcic uznał, że nie przystoi jego rodzinie wierzyć w ludowe zabobony i kazał córce zaprzestać rytualnego palenia liści.
Dorel uśmiechnął się do swoich myśli, gdyby tylko ten starzec dowiedział się, że całą winę za to ponosi miejscowa zielarka. Odwiedził ją dzień po przyjeździe, gdy tylko wyczuł kto rzucił urok. Na długo zapamięta smród niemytego ciała jaki bił od staruchy.
- Wejdź nieznajomy.- oznajmiła, po czym dodała - Czarowniku.
Gęsty dym unosił się pod sklepieniem jednoizbowej chaty w której mieścił się siennik, kocioł w którym gotowała się zupa, a przynajmniej taką miał nadzieję i spora ilość przeróżnych odczynników alchemicznych.
- Daj mi butelkę korzennej wódki i powiedz jak zdjąć urok z Ulin. - Gdy to usłyszała podeszła bliżej i poczęła mu się przyglądać. Smród wokół niej jakby zgęstniał i zaczął drażnić nozdrza. Widział jak próbuje przeczytać runy wytatuowane na jego policzku, jak składa litery w słowo.
- Strigoi. - Ściszyła głos do szeptu i uśmiechnęła się krzywo ukazując kilka zębów o barwie gleby. - Jesteś jednym z nas - Odwróciła się i zaczęła szukać odpowiedniej butelki pomiędzy tuzinem innych, wypełnionych wątpliwej jakości płynem.
W tym momencie wiedział już, że nie jest pospolitą wiedźmą, wysondowała mu umysł, z niezwykłą wręcz łatwością, która sugerowała lata praktyk.
„Ominęła moje zaklęcia chroniące, jakby zupełnie ich tam nie było” - pomyślał.

Nagle straciło to znaczenie i naszła go natrętna myśl, coś kazało mu skupić się nad własną przeszłością. Jego wspomnienia stały się niezwykle ważne.
Zaczął wspominać czasy młodości, gdy był drugim w kolejności synem wpływowego szlachcica. Przypomniał sobie dzień w którym wyszło na jaw, że ma potajemny romans z ciotką. Tego samego dnia, przyszło mu stoczyć honorowy pojedynek na śmierć i życie, z własnym wujem. Jako adept sztuk medycznych gardził bronią i nigdy nie pobierał lekcji fechtunku. Dlatego przegrał.
Zrozumiał, że umiera gdy szpada przebiła jego serce. Pochowano go na miejskim cmentarzu, z dala od rodzinnej kaplicy. Gdy obudził się na ołtarzu wzniesionym w lesie, pośród wysuszonych drzew, serce pękło mu po raz drugi. Ukochana leżała martwa u jego boku. Oddała życie, w straszliwym rytuale który przywrócił go do życia. Głos starej kobiety wyrwał go z zamyślenia:
- Proszę, oto twoja butelczyna. Należy się dwa srebrniki.
- Jak zdjąć urok? - poirytowany zapytał ponownie.
- Rzadko widuję mężczyzn parających się kobiecą profesyją.- zachichotała.- Wiele cię nauczyła ta diablica i trza ci wiedzieć, że jesteś dobrym znachorem.- mówiąc to wręczyła mu kolczyk przedstawiający wielobarwne pióro.- Noś go stale przy sobie, obroni cię przed złą magiją. A co do córki tego pachciarza. - znowu zachichotała.- Śnij jej snem a zdejmiesz urok.
- Dziękuję za pomoc i za cenny podarek, czy chcesz czegoś w zamian?
- Dlaczego leczysz tylko bogatych? - zapytała.
- Tobie mógłbym zadać to samo pytanie. - powiedzia wręczając jej złotą monetę.
- A zatem żegnaj. - zanios?a si? ?miechem, który momentami brzmia? jak spazmatyczny kaszel.
Minęły dwa dni odkąd ostatni raz ją widział, a nadal miał wrażenie, że czuje wokół siebie lekki swąd. Obiecał sobie, że po powrocie do Hanvatris, urządzi sobie długą i relaksującą kąpiel. Skręcił w rzadko uczęszczany zaułek, zrzucił z siebie czar iluzji i przełożył nowo zdobyty kamyk, z kieszeni do małej sakiewki na klejnoty. Odczekał minutę po czym skierował się w stronę portu powietrznego. Po chwili namysłu zdecydował, że poleci pierwszą klasą, cięższa sakiewka sprawiała, że stawał się rozrzutny. W dodatku marzył jedynie o tym, by się ogrzać. Ominął szybkim krokiem zbiegowisko gawiedzi, zauważając jak jakiś rzezimieszek o aparycji przywodzącej na myśl pogryzionego szczura tłumaczył się, że nieszczęśnik którego krew barwiła szkarłatem śnieg dookoła, zupełnie przypadkiem nadział się na jego sztylet. Mag odetchnął z ulgą, nikt nie zaczepił go z prośbą by ratował życie rannego.

Dotarł na miejsce i uznał, że szczęście go nie omija. Statek powietrzny miał startować za kilka minut, co głośno obwieszczał bijąc dzwon na wieży kontroli lotów. Port lotniczy był centralnym punktem miasta, to tu następowała wymiana towarów pochodzących z rubieży. Statki wypełnione ogromnymi ilościami egzotycznych narkotyków, niewolnic, alkoholu i drogocennych przypraw unosiły się wokół przynależących im wież. Przed wejściem do jednej z nich upewnił się, że celem podróży jest Hanvatris i skierował się na szczyt gdzie cumował statek. Tam czekał na niego strażnik, któremu zapłacił dziesięć Thyrów ukazując glejt uprawniający do podróżowania statkiem. Do kajuty mieszczącej się w pierwszej klasie zaprowadził go niski człowieczek z trądem na twarzy, dał mu parę miedziaków i poinstruował by mu nie przeszkadzano. Gdy tylko znalazł się w środku, zaczął recytować czar ogrzewający zmrożone członki, już po chwili rozleniwiające ciepło rozlało się po jego ciele i pożałował, że nie kupił dwóch butelek gorzałki.

[ Dodano: Sob 05 Cze, 2010 ]
Dla chętnych załączam całość w pliku doc. Może ktoś zechce się pomęczyć i przeczyta ;)
(I może zweryfikuje :P)
Ostatnio zmieniony czw 08 maja 2014, 11:25 przez Siewca, łącznie zmieniany 2 razy.
Bo sztuka to magia, a magia nie zawsze jest biała
[img]http://img127.imageshack.us/img127/1844/warhammer40kchaosuserba.jpg[/img]

2
Mam mieszane uczucia. Mnóstwo mniej lub bardziej sprecyzowanych uwag. Lubię fantastykę i zazwyczaj jej czytanie sprawia mi przyjemność. Ten tekst odrobinę mnie zawiódł. Złożyło się na to dużo aspektów, spróbuję je jakoś uporządkować.

Najpierw kwestie językowe, warsztatowe itp.

Początkowy opis krajobrazu trochę sztampowy, ale całkiem plastyczny - zobaczyłam to przed oczyma. Scena starcia z wampirzycą już nieco słabiej, ale całkiem ok. Niestety - im dalej w las, tym więcej drzew.

Nie piszesz źle, więc w pierwszej chwili nie zauważyłam, co mnie męczy, drażni... Aż do tego zdania:
Siewca pisze:Unieruchomił , bezradność tej sytuacji wywołała u niej napad gniewu, który nadał jej srebrnym oczom złowrogi wyraz.
Po pierwsze: niej, ją, jej itd, po drugie zdanie powinno być rozdzielone - inaczej trochę gubi sens, a na pewno płynność.
Niestety upychanie wszelkiego typu zaimków oraz ogólna "siękoza" to Twoje największe przypadłości:
Siewca pisze:Bezsenne noce naznaczyły jego twarz zmęczeniem, a w jego bujnej brodzie pojawiło się kilka siwych pasm.
Siewca pisze:Otulił się szczelniej płaszczem i ruszył przed siebie. Starał się nie rzucać w oczy, toteż przed wyjściem okrył się zaklęciem iluzji.
Kolejny problem to gubienie podmiotu. Wynika chyba z tego, że próbujesz upchnąć maksimum informacji w jednym zdaniu (bo słów, jak widać wyżej stanowczo nie szczędzisz :P).
Siewca pisze:Do kajuty mieszczącej się w pierwszej klasie zaprowadził go niski człowieczek z trądem na twarzy, dał mu parę miedziaków i poinstruował by mu nie przeszkadzano.
Wiesz, że z tego zdania wynika, że niski człowieczek z trądem "poinstruował, by mu nie przeszkadzano"? Chyba nie taki był zamysł.

I trzeci grzech główny - dialogi. Są tak nienaturalne, że już chyba bardziej nie można.
Siewca pisze:- Dostaniesz swoje złoto, jeśli zechcesz, możesz zostać na uroczystej wieczerzy, którą wyprawię zaraz po tym jak zorganizuję oficjalny powrót córki do domu.
- Byłbym zaszczycony, lecz jak już wspomniałem na początku, nie mogę zabawić więcej jak dwa dni i ani chwili dłużej, muszę niezwłocznie udać się do Hanvatris.
Przeczytaj sobie to na głos i zastanów się. Pierwsza wypowiedź powinna być przede wszystkim rozdzielona na krótsze zdania i naprawdę zarysowanie jakichkolwiek emocji nie zaszkodziłoby kreacji nadętego "burżuja".
Siewca pisze:- Nie próbuj panienko, byłaś w śpiączce i jesteś wyczerpana. Zapewne nie pamiętasz co ci się śniło, zatem pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Dorel Mazz i to właśnie mi zawdzięczasz te przykre przebudzenie.
I to znów - "klap klap klap - muszę wyrzucić z siebie informacje potrzebne czytelnikowi".

Pozostałe, bardziej skupiające się na szczegółach uwagi:
Siewca pisze:wbiła jej żołądek głęboko w kręgosłup
Trochę przesadzona ta metafora jak dla mnie. Wbicie całego żołądka w kręgosłup sprawia, że mózg wwierca mi się kość potyliczną.
Siewca pisze:Nagle straciło to znaczenie i naszła go natrętna myśl, coś kazało mu skupić się nad własną przeszłością. Jego wspomnienia stały się niezwykle ważne.
Czyli: "wymyśliłem mu fajną historię to trzeba ją zapisać. O! Niech mu się teraz przypomni, bo czemu nie? To fajne uzasadnienie fabularne." Nie. Niestety nie. Wepchnięcie tu tego fragmentu nijak nie trzyma się kupy, a zacytowane zdania, którymi go wprowadzasz brzmią śmiesznie.

Ostatni akapit jakby pisany w pośpiechu albo na siłę, jako jakiś łącznik. Zarzucasz czytelnika mnóstwem niepotrzebnych informacji, bez cienia klimatu. Kreujesz fantastyczną rzeczywistość - z portem lotniczym! Pochyl się nad tym, pozwól odczuć czytelnikowi ogrom tego albo wręcz przeciwnie - kuriozalną lekkość i delikatność maszyn, cokolwiek!

Gdzieniegdzie występują błędy w zapisie dialogów - na forum i na innych stronach w Internecie można znaleźć na ten temat informacje. Spędź nad nimi trochę czasu.

Podsumowując kwestię stylu - nie jest dobrze, ale nie jest też tragicznie. Kilka znaczących błędów czy też raczej niedobrych nawyków i trochę miejscowych niezręczności językowych. Z nawykami trudno walczyć, więc bardzo się na tym skup. Uwierz, że takie drobne "pierdoły" jak za dużo "się" czy "jej" okropnie obniżają wartość tekstu.
W tekście brakuje też emocji. Początek niezły, a potem robi się tak... "płasko". Nie chodzi mi o to, że ma się nie wiem co dziać, że czytelnik musi być non stop w napięciu. Absolutnie nie. Staraj się tworzyć klimat - jakąś otoczkę wokół całego tekstu - od początku do końca.

Od strony fabularnej trudno mi się rozwodzić, bo nie przeczytałam całości, ale...
Zaciekawiłoby mnie. Naprawdę. Początek z wampirem nieźle napisany (mnie wampiry nie odstraszają). Wspomnienie o śpiączce, może gorsze warsztatowo, ale nie zniechęca (powiązanie z ziołami i niechęcią bogacza do wiejskich obyczajów fajne). Rozmowa z zielarką - dość sztampowa, ale lubię sztampę (a z dialogów to zdecydowanie najlepiej wyszła). Ale bohater... Zupełnie nie przyciągający. Gada jak robot, a ta poruszająca historia o przeszłości po prostu go dobiła w moich oczach...
Poza tym prowadzisz pewnie całkiem składną, może w dalszej części naprawdę interesującą fabułę. Ale prowadzisz ją w sposób tak obojętny, że odechciewa się czytania. Tekst nie może być tylko "nieusypiający" - musi mieć w sobie coś, co przyciąga uwagę - i tu tego zabrakło.

No, rozpisałam się.
Mam nadzieję, że coś z moich przemyśleń, odczuć i porad wyciągniesz. Popracuj nad warsztatem, ale poza tym zwróć uwagę, czytając coś, na to, co Cię fascynuje, co (i jak) wzbudza w Tobie emocje.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
No to mnie pozytywnie zaskoczyłaś ;) Już myślałem, że nikt tu nie zagląda.
Dziękuję za zgrabną krytykę, taka garść dobrych rad na pewno się przyda. Szkoda, że nie przeczytałaś całości, tam to dopiero się dzieje //tak, to sarkazm ;P

W przyszłości postaram się pilnować się by nie powtarzać się z tym moim "się" // Rzeczywiście to brzmi głupio.

Btw, nadmiar informacji, dialogi "robotów"...To brzmi jak moja uczelnia! Już wiem skąd to mam.

Pozdrawiam.
Bo sztuka to magia, a magia nie zawsze jest biała
[img]http://img127.imageshack.us/img127/1844/warhammer40kchaosuserba.jpg[/img]

4
Siewca pisze:Wampirzyca dogoniła go z łatwością i jednym płynnym ruchem, skręciła mu kark. Gdy upadł natychmiast wbiła swe kły w jego szyję.
Wampir najpierw żeruje, potem zabija. Gdy człowiek umiera, serce powoli przestaje pracować, pompować krew, więc trudniej się jej napić. Tak myślę, przynajmniej.
Siewca pisze:te przykre przebudzenie.
To przykre przebudzenie.
Siewca pisze:pod kwotą stu Thyrów
Czemu waluta wielką literą?

c. d. n.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”