Do przyszłości

1
Niewielki czerwony samochód dojechał do wody. Podtopiona wioska prezentowała się nienagannie – świeżo wyremontowane domy, błyszczące w słońcu metalowe płoty i czyste szyby, od których odbijały się pomarańczowe promienie.
Kierowca zgasił silnik, coś zafurkotało w powietrzu. Powoli uchylił drzwi wozu, by przyjrzeć się zjawisku. Dostrzegł małego wróbla, tonącego w brunatnej wodzie. Zwierzątko machało skrzydełkami, lecz żadne próby ratunku nie odnosiły skutku. Mężczyzna podszedł do Elemelka – jak go nazwał – i delikatnie usadowił na masce pojazdu. Ptak jakby krztusił się, jednakże po chwili podziękował wybawcy wesołym śpiewem i zniknął między gałęziami rozłożystego dębu.
Powódź najwyraźniej oszczędziła niewielu, pomyślał kierowca. Szkoda. Szkoda ich wszystkich – biednych i bogatych, uprzejmych i wrednych. Sam siebie nie rozumiał, nie był w stanie pojąć momentalnej zmiany w – co ważniejsze – własnym charakterze. Mruknął pod nosem, po czym skierował się w stronę auta. Nagle usłyszał czyjś głos. Odwrócił się i spostrzegł schodzącego po drabinie starszego człowieka. Może i nie był taki stary, mógł mieć czterdzieści siedem, najwyżej pięćdziesiąt lat. Otóż ten człowiek na końcu drogi wskoczył do dryfującej w pobliżu łodzi. Rozejrzał się wokoło, objął wzrokiem krajobraz zniszczeń. Z kieszeni dobył komórkę, którą następnie wrzucił do wody. Dłonią przetarł twarz i pocieszył się z uśmiechem. Szkoda, nie szkoda, żyć trzeba…
Podniósł z dna łódki dwa wiosła i zanurzył w rzece. Odpływał bez pośpiechu, chcąc pożegnać się z miejscem, które znał od lat. Ale nie robił tego z żalem, ponieważ nie kochał tej wioski. Przywiązanie a miłość to dwie różne sprawy. Facet będzie szanował żonę pomimo faktu, iż nigdy nic do niej nie czuł, a to za sprawą przywiązania. Podobnie było z nim, niebogatym obywatelem niebogatego kraju. Znikał bez płaczu, bez wstrząsającego sercem żalu. Z oddali stawał się coraz mniejszy. Kierowca pragnął go dogonić, otumaniony wbiegł do wody, by wyskoczyć z niej jak oparzony. Zapytał – dokąd pan płynie? Usłyszał jedynie – do przyszłości. I do końca życia nie będzie pewien, czy rzeczywiście spotkał uciekiniera z wyboru, którego drobna sylwetka przypominała z daleka wolnego feniksa, czy też ta historia narodziła się w nim na wskutek starości...

2
To jest skrajny przypadek przymiotnikozy i jednostajnej narracji. Powyższego tekstu nie da się czytać.

http://kres.mag.com.pl/czytaj.php?id=22
http://kres.mag.com.pl/czytaj.php?id=5
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Nie zaczarowałeś mnie.

W miejscu, gdzie bohater zauważył "człowieka na końcu drogi", powinien być akapit. Dalej opis jest chyba za krótki. Dopiero poinformowałeś mnie, że jakiś koleś wsiadł do łódki i postanowił odpłynąć, a zaraz przechodzisz do opisu jego wewnętrznych żalów. Hejże, hola! Samochód hamuje, ptaszek odlatuje, staruszek wskakuje do łodzi, staruszek odpływa bez żalu... to tu jakaś powódź była? :)

Dlaczego bohater wskoczył do wody? Mógł zapytać z brzegu "dokąd pan płynie", a on odpowiedziałby "płynę po żonę" albo "a, przepłynę się trochę i zaraz wracam". Ale bohater spanikował, w szoku rzucił się w toń, wrócił, zapytał (chyba powinien krzyknąć, bo był daleko?), a staruszek na to, że "do przyszłości". Emm? Patos się ulewa.

Gdybyś napisał przed czym ten człowiek ucieka, postarałbym się go zrozumieć i taka scena może nawet by mnie wzruszyła. Ale porównywanie jakiegoś tam obdartusa do "wolnego feniksa" i nieuzasadnione reakcje bohatera sprawiają, że całość jest sztuczna.

Oprócz tego kilka razy wprowadziłeś szkolne, zbyt rozbudowane opisy, które można było zastąpić słowem lub dwoma:
ta historia narodziła się w nim na wskutek starości...
żadne próby ratunku nie odnosiły skutku.
Kilka niepotrzebnych zaimków.

Ja bym bardziej rozbudował opisy zniszczeń, jakie wyrządziła woda. Wtedy staruszek miałby powód do ucieczki - zostawiałby za sobą milczące ruiny. Wiesz, takie tam. Ale tutaj widać wyremontowane domy, czyste szyby... ile minęło od powodzi? Dobra, nie wtrącam się, to twoja wizja. ;)

Nie porwałeś mnie tą miniaturką, choć temat ma pewien potencjał.

[ Dodano: Pią 28 Maj, 2010 ]
przypadek przymiotnikozy i jednostajnej narracji
Zastanawiałem się właśnie, co nie pasuje. Coś przeszkadzało mi czytać. Teraz już wiem co. :P

4
Podtopiona wioska prezentowała się nienagannie – świeżo wyremontowane domy, błyszczące w słońcu metalowe płoty i czyste szyby, od których odbijały się pomarańczowe promienie
Powódź najwyraźniej oszczędziła niewielu
objął wzrokiem krajobraz zniszczeń
Nie wiem czemu, ale te fragmenty powodują u mnie dysonans poznawczy. Podtopiona wioska, czyste okna i krajobraz zniszczeń...
Powódź się wzięła z? Właśnie skąd? Deszcze ulewne? Kto w czasie deszczu myje okna? W moim rozumowaniu też jest błąd, ale minimalny. Mniejsza o niego. Ważniejszy jest tekst.

Racja straszna przymiotnikoza. W dodatku losowy dobór słów. Wiele można wymienić na bardziej pasujące i zmieniając budowę zdań, bo połowa teraz jest straszna.
Vialix pisze:porównywanie jakiegoś tam obdartusa do "wolnego feniksa" i nieuzasadnione reakcje bohatera sprawiają, że całość jest sztuczna.
Prawda.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
minojek pisze:Niewielki czerwony samochód dojechał do wody.
Czyli że "maluch", tak? Bo niewielki to mi się z tym właśnie autkiem kojarzy. No i jak dojechał do wody, skoro tam była powódź. Zabrakło opisu, dookreślenia, ale nie koloru, a miejsca.

Poza wszystkim, co już zostało napisane wyżej, mnie zastanawia jedno. O czym jest tekst? Kto jest głównym bohaterem i jaki jest cel opowiadania tej historii?

Może i miałeś dobry pomysł, ale umknął gdzieś w ogólnikowym opisie i nadmiarze przymiotników.
minojek pisze:Podtopiona wioska prezentowała się nienagannie – świeżo wyremontowane domy, błyszczące w słońcu metalowe płoty i czyste szyby,
Kiedy to czytam, doznaję takiego samego mętliku jak przy teście, który zaprezentuję poniżej. Mózg nie potrafi dostosować podanych informacji do tego, co jest mu znane. Ja widziałam, jak wygląda wioska po powodzi i - jak napisał Weber - mam dysonans przy tym, co piszesz..

A oto TEST
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

6
Już wszyscy chyba wspomnieli o tym dysonansie przy opisie podtopionej wsi. Ja tylko mogę się tutaj zgodzić.

Miniaturka nie przemówiła do mnie. Przede wszystkim zniechęciła mnie treść. Warsztat nie jest doskonały, ale w krótkim utworze przez wszystko da się przebrnąć. Ale tutaj nie wiadomo o czym piszesz. Wierzę, że próbowałeś zilustrować jakąś głębszą myśl, ale wyszło nielogicznie i patetycznie.

O co chodzi z tymi gośćmi? Dlaczego ten przy samochodzie tak się w panice rzuca do wody za typkiem, które se wsiadł do łódki? Tłumaczysz, że znikał
bez płaczu, bez wstrząsającego sercem żalu.
Nie wiem... Ktoś go o to podejrzewał? Bo ja nie.

W ogóle opisujesz, opisujesz i nagle włazisz w jakieś uczucia, przywiązanie tego faceta, sercu, ucieczce. Ba, na koniec porównujesz go z feniksem... Co, gdzie, jak, od której strony?

Zupełnie tego nie kupuję.

Od strony warsztatowej to narracja jest strasznie monotonna. Chyba na skutek dość sztywnych, siłowych opisów.
Z takich ogólniejszych uwag:
Sam siebie nie rozumiał, nie był w stanie pojąć momentalnej zmiany w – co ważniejsze – własnym charakterze.
Nie piszesz o żadnej innej zmianie, więc po co to "co ważniejsze"?
Kierowca zgasił silnik, coś zafurkotało w powietrzu. Powoli uchylił drzwi wozu, by przyjrzeć się zjawisku.
Tu miałam takie dziwne odczucie - gdzie to zafurkotało, o co biega? No bo facet siedzi w samochodzie (dopiero później otwiera drzwi) i słyszy jakiegoś trzepoczącego się wróbla? Jakoś mi to nie gra. (Wiem, czepialstwo straszliwe)
a historia narodziła się w nim na wskutek starości...
albo "wskutek" albo "na skutek"!

I to chyba wszystko ode mnie. Utworek nie przypadł mi do gustu - cóż, zdarza się. Może następnym razem... ;)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”