Mam 37 lat. Skończyłem studia psychologiczne na Uniwersytecie w Nowym Jorku, a także literaturę angielską na Oxfordzie. Piszę artykuły naukowe do wielu lokalnych gazet w moim małym miasteczku zwanym potocznie ‘New York’. Jestem psychologiem w miejskim Domu Dziecka, a także od niedawna nauczam w jednej z najlepszych państwowych szkół. Moje życie od zawsze było usłane przysłowiowymi różami. Nie będę skromny – po prostu wszystko mi zawsze w życiu wychodziło. Nadal tak jest, jakby się nad tym zastanowić. Mam świetnie płatną pracę i hobby, jestem znanym i szanowanym człowiekiem. Kobiety mówią, że jestem przystojny – niech tak też będzie. Może to i prawda, zważywszy, że na brak powodzenia u płci pięknej narzekać nie mogę.
Nie mam żony ani dzieci, nie mam nawet psa. Miałem kanarka, ale zdechł po miesiącu. Nawet uliczne gołębie nie chcą srać na mój parapet. Nie to, że bym chciał, ale jakoś dziwnie bez tego. Omijają moje okno jako jedyne w całej wielkiej kamienicy przy zadymionej Routcoast Street, w której – mimo pozorów zacnego uczonego bogacza – mieszkam. Nie lubię się zbytnio wyróżniać, nigdy nie lubiłem. Powinienem przyzwyczaić się do faktu, iż jestem rozpoznawany przez większość ludzi na ulicy, lecz coś wewnątrz mówi mi: „Stary, nie daj się pożreć, pamiętaj, kim jesteś – człowiekiem, jak każdy inny. Po prostu masz dar, dzięki któremu jesteś trochę mądrzejszy od reszty – to wszystko”.
Swoje życie zacząłem w Londynie, w szpitalu świętego Łukasza, gdzie przyszedłem na świat jako pierwszy syn Marthy i Charlesa Nortonów, pary Angielskich polityków zawzięcie walczących o dobro na świecie, chociaż tak na prawdę najchętniej poderżnęliby gardła wszystkim stojącym im na drodze do światowej pozycji. Na szczęście ja na drabinę swojej kariery nie musiałem wchodzić po krwawych szczeblach – ja po prostu mam talent. Naprawdę nie lubię się chwalić, ale faktom nie można zaprzeczać.
Nie byłem zbyt lubianym dzieckiem, zawsze siedziałem z nosem w książkach, miano kujona chodziło za mną od szkoły do szkoły. A szkoły zmieniałem często. Rodzice nie byli zbytnio lubiani w społeczeństwie – taki już sobie wybrali zawód. Dlatego też byliśmy zmuszeni zmieniać miejsce zamieszkania średnio co klika miesięcy. Uniezależniłem się od nich dopiero w szkole średniej, kiedy zamieszkałem w internacie. Mój młodszy brat, który przyszedł na świat dziewięć lat po mnie, przestał się do mnie przez to odzywać. Nie dziwię się biedakowi, gdyż tułaczka naszej (ich) rodziny wciąż trwała. Pogodziliśmy się dopiero stosunkowo niedawno, kiedy uznał, że jego zachowanie jest zwykłą dziecinadą.
Mieszkając jeszcze na Wyspach zacząłem naukę na Oxfordzie, którą przerwałem przez błędy młodości. Tak się składa, że studia to ten czas, kiedy nawet największe umysły zaczynają włączać guzik ‘stop nauce’ coraz częściej. Na uczelnię wróciłem dopiero po roku spędzonym we Włoszech wraz z pierwszą dziewczyną, która chciała czegoś więcej, a ja, dziwnym trafem, wręcz przeciwnie. Niestety, całe dwanaście miesięcy zajęło mi stwierdzenie tego faktu.
Po zakończonym dyplomem doktora Oxfordzie przyszedł czas na wyjazd do Stanów – kraju niespełnionych marzeń. Mając 29 lat i bagaż nie zawsze miłych doświadczeń za sobą, postanowiłem się w końcu ustatkować. Poprzez termin ten miałem na myśli kolejne studia. Ambicja wręcz pożerała mnie od środka. W czasie nauki psychologii znalazłem posadę w małej gazecie codziennej, nazywa się ‘The Times’, czy coś takiego. Jako świeżo upieczony uczony z kilkoma mniej lub bardziej ważnymi tytułami pisałem artykuły na tematy najpierw luźno związane z literaturą angielską, potem doszły te bardziej filozoficzne, wyrwane żywcem z prac semestralnych nowej uczelni. Moje pisanie bardzo się ludziom spodobało, więc zostałem w tej gazecie po dziś dzień, tak jak i w kilku innych, do których z biegiem czasu nadesłałem próbki moich słów.
Zastanawiam się właśnie, dlaczego opisuję przeszłość… Nie lubię tego robić. Chociaż chyba podświadomie stwierdziłem, iż przyda się to do zrozumienia dalszej części opowiadania. Hmmm… Nie, jednak nie. Ale napiszę jeszcze, że mój ojciec zmarł 2 lata po moim przyjeździe do Stanów, matka zamieszkała z Markiem (moim bratem), przez co ten zaczął praktykować czarną magię, aby pozbyć się jej ze swojego życia (to oczywiście tylko taki mały żart autora). O reszcie wspomniałem już na początku: pomagam prowadzić Dom Dziecka, dzięki czemu – poniekąd – dostałem posadę nauczyciela języka angielskiego. To by było na tyle gwoli wstępu. Przenieśmy się lepiej do rzeczywistości, czyli do wątku właściwego tej opowieści przepełnionej mną i… tym, co powinienem przemilczeć.
Ach, wiem, co jeszcze miałem napisać. Zastanawiasz się pewnie jak mam na imię. Nie jest to wcale istotne. Dowiesz się w swoim czasie, podczas sytuacji bardzo ważnej dla mojego życia i dla tej książki. Chciałbym tylko jeszcze dodać pewną istotną rzecz: nie spodziewaj się, drogi czytelniku, sensacji, akcji, zawirowań i uniesień. Nie taka jest ta powieść. To podróż, piesza wycieczka po życiu – nie tylko moim, a także nie zawsze pięknym. To raczej przemyślenia nad tym jak jest, jak nie jest, jak powinno być, a przede wszystkim nad tym, dlaczego świat żyje wedle oklepanych reguł, których – nie ważne jak bardzo byśmy się starali – nie można w żaden sposób nagiąć.
2
Nie widzę sensu cytować poszczególnych fragmentów, więc tylko parę słów moich prywatnych życiowych "mundrości":
Po pierwsze:
Myślałaś o tym, co chciałaś osiągnąć piszac ten fragment?
Spróbuj podsumować go jednym zdaniem, jak ono będzie brzmiało?
Staraj się pisać zawsze tak, żeby to "podsumowanie" było samo w sobie ciekawe.
Po drugie:
Początek opowiadania,ksiażki,czegokolwiek, to dość specyficzny moment.
To jak z poznawaniem ludzi, jesli pierwsze wrażenie wypadnie negatywnie, to danego osobnika będziemy rozpatrywać przez pryzmat tego negatywnego wrażenia.
Odwracając: Jeśli przykładowo kogoś kochamy, to wybaczamy mu dużo więcej, ba, nie zwracamy uwagi na jego drobne potknięcia, słabości, luki charakteru.
Twoim zadaniem na początku opka jest, literalnie, zakochać w nim czytelnika, zaciekawić go, sprawić, żeby z jakiejś przyczyny nie mógł się od niego oderwać.
Dodatkowo, początek mówi też czytelnikowi, o czym jest opowiadanie, czego może spodziewać się i co będzie dalej.
Niektórzy, zwłaszcza w filmie, traktują ten początek nawet jako oddzielną część fabuły - tak bardzo jest on ważny.
Zawsze o tym pamiętaj i zawsze przez pryzmat tego staraj się zaczynać opko.
Po trzecie:
Styl narracji jest nudny. Nie porywa. Jesli chcesz opisywać bohatera, staraj się to robić aktywnie. Nie przez myśli, nie przez informacje, ale przez czyny.
Przykładowo. Zamiast pisać, że bohater jest szanowany - pokaż to.
Po kolejne:
Przystopuj z przeplataniem opka tego typu humorem. Jest wymuszony przez co mało porywający.
Po ostatnio:
"nie spodziewaj się, drogi czytelniku, sensacji, akcji, zawirowań i uniesień."
Nie! Nie! Nie!
Wszystko to musi być w twoim opku. I to już na samym początku.
Akcja nie musi być związana ze strzelaniem i galonami tryskającej krwi. Ale jakaś być musi.
Podsumowując:
Masa, masa słów.
masa informacji.
Żadna z nich mnie nie przekonała, żadnej nie kupiłem, i żadnej nie zapamiętałem.
Mogłabyś zacząć właściwe opowiadanie bez tego wstępu i moim zdaniem tylko by na tym zyskało.
Odwróć wszystko o 180 stopni i pisz dalej.
Powodzenia
Po pierwsze:
Myślałaś o tym, co chciałaś osiągnąć piszac ten fragment?
Spróbuj podsumować go jednym zdaniem, jak ono będzie brzmiało?
Staraj się pisać zawsze tak, żeby to "podsumowanie" było samo w sobie ciekawe.
Po drugie:
Początek opowiadania,ksiażki,czegokolwiek, to dość specyficzny moment.
To jak z poznawaniem ludzi, jesli pierwsze wrażenie wypadnie negatywnie, to danego osobnika będziemy rozpatrywać przez pryzmat tego negatywnego wrażenia.
Odwracając: Jeśli przykładowo kogoś kochamy, to wybaczamy mu dużo więcej, ba, nie zwracamy uwagi na jego drobne potknięcia, słabości, luki charakteru.
Twoim zadaniem na początku opka jest, literalnie, zakochać w nim czytelnika, zaciekawić go, sprawić, żeby z jakiejś przyczyny nie mógł się od niego oderwać.
Dodatkowo, początek mówi też czytelnikowi, o czym jest opowiadanie, czego może spodziewać się i co będzie dalej.
Niektórzy, zwłaszcza w filmie, traktują ten początek nawet jako oddzielną część fabuły - tak bardzo jest on ważny.
Zawsze o tym pamiętaj i zawsze przez pryzmat tego staraj się zaczynać opko.
Po trzecie:
Styl narracji jest nudny. Nie porywa. Jesli chcesz opisywać bohatera, staraj się to robić aktywnie. Nie przez myśli, nie przez informacje, ale przez czyny.
Przykładowo. Zamiast pisać, że bohater jest szanowany - pokaż to.
Po kolejne:
Przystopuj z przeplataniem opka tego typu humorem. Jest wymuszony przez co mało porywający.
Po ostatnio:
"nie spodziewaj się, drogi czytelniku, sensacji, akcji, zawirowań i uniesień."
Nie! Nie! Nie!
Wszystko to musi być w twoim opku. I to już na samym początku.
Akcja nie musi być związana ze strzelaniem i galonami tryskającej krwi. Ale jakaś być musi.
Podsumowując:
Masa, masa słów.
masa informacji.
Żadna z nich mnie nie przekonała, żadnej nie kupiłem, i żadnej nie zapamiętałem.
Mogłabyś zacząć właściwe opowiadanie bez tego wstępu i moim zdaniem tylko by na tym zyskało.
Odwróć wszystko o 180 stopni i pisz dalej.
Powodzenia

3
Ta akurat powieść jest o 180 stopni inna od innych moich, od innych każdych. Jej celem właśnie nie jest akcja, ale to, czego w tej pierwszej części nie za bardzo widać - myślenie o świecie, o życiu, po prostu codzienność bohatera opisana z perspektywy żyjącego w nim "małego filozofa", a głównie poboczny wątek zakazanej miłości. ta część jest trochę inna od reszty - jest ogólnym wprowadzeniem, opisem tego, dlaczego teraz (teraz, kiedy wszystko się dzieje) dzieje się to tak a nie inaczej. Cała powieść praktycznie nie zawiera dialogów, jest to jakby pamiętnik pisany po czasie - bohater wspomina "dawne dzieje". Chciałam zrobić coś innego od tych wszystkich oklepanych reguł jakimi posiłkowałam się przy innych pracach.
Do jednych to dociera, do innych nie. Taki w sumie jest zamiar - żeby zrozumieli to Ci, którzy na prawdę chcą, a nie Ci, którzy mają ochotę po prostu poczytać coś z nudów. To ma być coś innego, coś świeżego, coś odmiennego o dotychczasowych osiągnięć.
Szkoda, że można tylko jeden tekst na tydzień publikować... ;] a więc za tydzień część druga, która szczerze do najlepszych nie należy, ale już jest troszku inna.
Do jednych to dociera, do innych nie. Taki w sumie jest zamiar - żeby zrozumieli to Ci, którzy na prawdę chcą, a nie Ci, którzy mają ochotę po prostu poczytać coś z nudów. To ma być coś innego, coś świeżego, coś odmiennego o dotychczasowych osiągnięć.
Szkoda, że można tylko jeden tekst na tydzień publikować... ;] a więc za tydzień część druga, która szczerze do najlepszych nie należy, ale już jest troszku inna.
4
Tej części nie rozumiem. Nie wiem czy to efekt niewyspania czy czegoś innego.Po zakończonym dyplomem doktora Oxfordzie przyszedł czas na wyjazd do Stanów – kraju niespełnionych marzeń.
Stany i niespełnione marzenia? Podobno to kraj wielu możliwości. Wiesz, od pucybuta do milionera.
Jakoś na myśl przychodzi mi "American beauty".Ach, wiem, co jeszcze miałem napisać. Zastanawiasz się pewnie jak mam na imię. Nie jest to wcale istotne. Dowiesz się w swoim czasie, podczas sytuacji bardzo ważnej dla mojego życia i dla tej książki.
Opowiadanie mnie do siebie nie przekonuje. Zanudzasz.
Na samym początku zarzucasz czytelnika zbędnymi informacjami. Może nie zbędnymi, ale nadmierną ilością nudnych informacji, które od razu są zapominane. Po kilku słowach tego kim jest bohater i jaki jest świetny przeleciałem kilka linijek dalej. Nie wierzę mu na słowo.
Nie widać tego. Zbyt łatwo mu to przychodzi. Za dużo szczegółów pamięta i opisuje. Ta niechęć nie jest wiarygodna.Zastanawiam się właśnie, dlaczego opisuję przeszłość… Nie lubię tego robić.
Czyli czas stracony dla czytelnika. Po takich słowach mam ochotę zamknąć przeglądarkę i iść się przejść. To ma większy sens dla mojej przyszłości niż opowiadanie o przeszłości, które nie ma sensu dla opowiadania.Chociaż chyba podświadomie stwierdziłem, iż przyda się to do zrozumienia dalszej części opowiadania. Hmmm… Nie, jednak nie.
Wpierw pozwalasz myśleć,że bohater jest autorem, a tym stwierdzeniem burzysz ten stan. Gdybym coś pisał ja nie napisałbym o sobie w formie autora gdy cały czas jako ja zwracam się do czytelnika. Napisałbym: "to oczywiście żart" lub coś w tym stylu.przez co ten zaczął praktykować czarną magię, aby po
zbyć się jej ze swojego życia (to oczywiście tylko taki mały żart autora).
Chociaż ten żart wydaje się napisany na siłę. Pokazuje brak poczucia humoru bohatera.
Tak, o reszcie już mówiłeś. Zbędne powtórzenie tej informacji. Chyba że jesteś świadom tego, że czytelnik przeskoczył kilka linijek i ominął te wieści.O reszcie wspomniałem już na początku: pomagam prowadzić Dom Dziecka, dzięki czemu – poniekąd – dostałem posadę nauczyciela języka angielskiego. To by było na tyle gwoli wstępu.
Wybacz moje stwierdzenie, ale opowiadanie bez duszy. Nijakie. Podanie suchych faktów, które koniec końców okazują się zbędne dla dalszej fabuły. Taki wstęp to zabójstwo dla opowiadania i książki.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
dzięki za wytknięcie błędów. Jednak komu się podoba jako całość (której tu nie ma i nie będzie) temu się podoba, a komu nie, to nie, jak wszystko zresztą. Ale i tak w ramach czasu pójdzie pod poprawkę.
6
Nie wiem, czy da się napisać jeszcze coś ponad to, co już zostało napisane powyżej. Na pewno, że tekst cierpi na ‘byłozę’: byłem, byliśmy, był, jestem, jest…
Wiem, że ocenianie całego opowiadania po tak krótkim fragmencie może być nieadekwatne, ale tylko tyle nam zaserwowałaś, więc do tego się ustosunkuję.
Wstęp jest nudny, ale nie z powodu formy jakiej użyłaś do rozpoczęcia opowiadania. To nadmiar informacji, jaki próbujesz ‘wmusić’ w czytelnika. Możesz podać mi streszczenie życia bohatera, zarzucić mnie jakimiś faktami, ale niech one są później do czegoś przydatne. W tej chwili, po dotarciu do końca, wiem, że bohater ma 37 lat, nie ma żony i ma tytuł doktora. Reszta jest mi zbędna i co gorsze – obojętna. No i ta fałszywa skromność, która nie bawi, a raczej drażni, a wymuszony humor wzbudza raczej antypatię, niż chęć poznania dalszych losów bohatera. Chyba że taki był twój zamiar? Wtedy nie zaznaczyłaś tego dość wyraźnie. Na moje oko kawałek do dopracowania i ciekawam tej dalszej części, która będzie inna od wszystkiego. Powodzenia życzę!
Pozdrawiam,
eM
Wiem, że ocenianie całego opowiadania po tak krótkim fragmencie może być nieadekwatne, ale tylko tyle nam zaserwowałaś, więc do tego się ustosunkuję.
Wstęp jest nudny, ale nie z powodu formy jakiej użyłaś do rozpoczęcia opowiadania. To nadmiar informacji, jaki próbujesz ‘wmusić’ w czytelnika. Możesz podać mi streszczenie życia bohatera, zarzucić mnie jakimiś faktami, ale niech one są później do czegoś przydatne. W tej chwili, po dotarciu do końca, wiem, że bohater ma 37 lat, nie ma żony i ma tytuł doktora. Reszta jest mi zbędna i co gorsze – obojętna. No i ta fałszywa skromność, która nie bawi, a raczej drażni, a wymuszony humor wzbudza raczej antypatię, niż chęć poznania dalszych losów bohatera. Chyba że taki był twój zamiar? Wtedy nie zaznaczyłaś tego dość wyraźnie. Na moje oko kawałek do dopracowania i ciekawam tej dalszej części, która będzie inna od wszystkiego. Powodzenia życzę!
Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.