Skrzynka

1
WWW „Chcesz wiedzieć, przyjacielu? Zamówiłam tę czystą drewnianą skrzynkę. Kurier dziś w południe ją dostarczył.
Młody, niedoświadczony, zdziwiony człowiek. Otworzył drzwi samochodu dostawczego, naprężył mięśnie i usiłował dźwignąć.
- Szafa? – spytał.
- Skrzynia – odpowiedziałam.
- Na ubrania?
- Można tak powiedzieć.
Kiedy już udało mu się wtaszczyć ją do domu, popatrzył na mnie jeszcze raz i próbował znów skomentować.
- Dużo pomieści.
- Ano dużo.
Nawet nie wiedział jak sporo. Wszystko jak na razie, przyjacielu, idzie zgodnie z planem.
Zamówiłam tę skrzynkę, ułożyłam sobie wszystko w głowie, teraz czas na realizację. Wymyśliłam sobie ten chytry plan, odtrącona przez życie, zniesmaczona przez ludzi. Nie, przyjacielu, mylisz się, jeśli uważasz, że będzie jak w kinie. Wszystko ma być jak najbardziej realne, każdy szczegół oddany z troską. Dlatego plan w mojej głowie układa się z każdą minutą coraz bardziej klarownie.
WWWPopełnię samobójstwo. Nie, nie będzie krwawych scen, żadnych pił, nożyczek, nawet żyletek. Sznura też nie, sznur łamie kark, z resztą, jak to tak – zakładać sobie samemu powróz na szyję, niczym cielakowi jakiemuś niewinnemu. Tabletki w szafce przygotowane już czekają. Końska dawka, jak na silną kobietę przystało. Strój też czyściutki, wyprasowany, na wieszaku wisi. Koperta na list do Ciebie równo ułożona na biurku. Ach, woda do popicia, gdzie ta woda? W kuchni, a jakże. Wszystko na razie układa się po mojej myśli. Jeszcze tylko kilka godzin, sprawdzę, czy wygodnie, czy ciało układa się w skrzyni jak należy. Dopracowany musi być każdy szczegół.
WWWStoję nad skrzynią i patrzę. Jest zamknięta i groźna, a ja muszę tam spędzić noc. A później w podobnej całą niemą wieczność. Uchylam wieko, z nabożeństwem wręcz układam w niej poduszkę, prześcieradło, jakieś wstążki niczym z opery mydlanej. Pięknie wygląda. Oczami wyobraźni widzę tych wszystkich obłudnych ludzi, którzy potwierdzają moje zdanie. „Ech” i „ach”. „Jak cudnie, jak stylowo”. Co za kłamstwa. Wszyscy kłamią, cały zakłamany, parszywy świat. Przyjaciółka, która niemal z uwielbieniem w oczach zapewnia, że jesteś dla niej kimś ważnym. „Lubisz?”. „Och, tak, naturalnie”. Znajomy, przyjaciel, bliski. „Piłeś?”. „Ależ skąd! Ja?”. Matka. „Kochasz?”. „Hm, no tak, jak dziecka swojego bym mogła nie kochać?”. Ojciec. „Nie zostawisz mnie?”. „Nie, nigdy”. Bzdury, bzdury, bzdury, gówniane kłamstwa. A ja mam już dość życia w zakłamaniu.
WWWZasiadam, więc przy stole, zaczynam machinalnie malować paznokcie. Zapach acetonu szczypie w oczy, jednak nienawiść drażni moją duszę sto razy bardziej. Maluję zapamiętale na najbardziej różowy kolor, jaki tylko mogłam wybrać, zaplanować, obmyślić. Szybkoschnący, dziś czasu nie mogę tracić. Ustawiam lusterko tuż przed swoją twarzą, widzę tę moją nienawiść, to piętno, jakie odcisnęły na mnie te wszystkie plotki, łgarstwa, to mamienie mi oczu od początku mego istnienia. Wprawnymi ruchami nakładam grubą warstwę makijażu, wszystko przecież ma mi dać poczucie prawdziwej śmierci, chcę jej tuż przed jutrzejszym wieczorem zasmakować, poczuć jej zapach. Chcę ją niemalże usłyszeć, dlatego cisza w moim domu wdziera się w moją skórę, stapia z nią, wnika we wszystkie pory.
WWWTeraz, przyjacielu drogi, czas na ubiór. Zakładam tę „och, jakże ci w niej do twarzy” sukienkę. Gdybym tylko wcześniej zdołała odczytać ukrywający się w twoim głosie sarkazm, gdybym tylko wtedy mogła zobaczyć w twoich oczach tę litość. Może do niczego by teraz nie musiało dojść. A ja bym nadal żyła. Jutro, pojutrze, za miesiąc, za rok. Z waszymi wszystkimi bezcennymi bujdami. Bla, bla, bla, kochamy cię.
WWWZabieram, więc tabletki ze sobą, kładę się w mojej skrzyni. Gdzie jest znów ta cholerna woda…? Niewygodnie, coś jest nie tak, czegoś brakuje. Komar bzyczy nad nosem, lodówka buczy, (bo niby pracuje, tak w serwisie powiedzieli, też kłamali) światło księżyca wpada przez okno. Pełnia. Wiem, wiem. Nie w takich warunkach po śmierci się spoczywa, nie w domu, nie na dywanie różowym, nie obok lodówki. Wlekę, więc tę ciężką skrzynię do ogrodu, na spotkanie z ciszą, z ciemnością, ze śmiercią. I znów układam ciało, a tabletki dzielnie dzierżę w dłoni. Pobędę tu sam na sam, w moim nowym domu, przyzwyczaję się, oswoję. A już za chwilę otworzę wszystkie fiolki, odchylę kark do tyłu, żeby tabletki szybciej trafiły do żołądka, grzecznie popiję dużą ilością wody, jak w instrukcji. Później przymknę wieko i zasnę. Nie ma okien w mojej skrzyni, nie ma drzwi, nie ma dokąd uciec. Ale nie ma też już kłamstw, przyjacielu, nie trzeba się już dłużej bronić przed wyssanymi z palca opowiastkami. Zniknie wkrótce żal, pustka i ból. Zranione serce nareszcie się zabliźni. Na zawsze. Dobranoc, przyjacielu. Jedna tabletka, druga, garść, kolejna. Zaklejam kopertę adresowaną do ciebie. Zamykam oczy i mnie nie ma. „
WWWA tam, kłamałam.

2
[1]Młody, niedoświadczony, zdziwiony człowiek. Otworzył drzwi samochodu dostawczego, naprężył mięśnie i usiłował [2]dźwignąć.
[1] - do czego to się odnosi? Ot, wyliczanka cech i bach - brak powiązania. Niepotrzebnie zrobiłaś z tego dwa zdania.
[2] - dźwignąć co, skrzynkę/szafę? Wycięłaś powtórzenie i zdanie jest niepełne.

Poza tym, to dobrze skonstruowany tekst. Napisany wprawnie, z uczuciem, które emanuje w każdym zdaniu. Jeśli dodać do tego, że jest "inteligentny", poprowadzony w dobrym stylu, to wyszła ci świetna miniaturka. Spodziewałem się banalnego tekstu o samobójstwie, jakich pełno czytałem, a tu takie miłe zaskoczenie... Zwróciłem uwagę na moment z lakierem i płynnym odniesieniu się do duszy - świetny zabieg. I oczywiście, świetne zakończenie. Pisząc o inteligencji tekstu, miałem na myśli pewną sztuczkę, polegającą na wyjawieniu kłamstwa: nie będzie jak w kinie - ale jest jak w operze mydlanej. Już w tym miejscu puszczasz oczko do czytelnika, odkrywasz ważną rzecz dotycząca bohaterki i to, co mówi zaczyna nabierać nowego tempa. Ładny styl i ładny tekst.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

4
Emma pisze:Tabletki w szafce przygotowane już czekają.
Jedno albo drugie, bo oba znaczą mniej więcej to samo.
Emma pisze:Zasiadam, więc przy stole, zaczynam machinalnie malować paznokcie. Zapach acetonu szczypie w oczy, jednak nienawiść drażni moją duszę sto razy bardziej. Maluję zapamiętale na najbardziej różowy kolor, jaki tylko mogłam wybrać, zaplanować, obmyślić. Szybkoschnący, dziś czasu nie mogę tracić.
Machinalnie oznacza wykonywanie czynności bez przywiązywania do tego większej wagi, bez udziału świadomości, czemu zaprzeczasz dwa zdania później, pisząc: zapamiętale.
Emma pisze:Ustawiam lusterko tuż przed swoją twarzą, widzę tę moją nienawiść, to piętno, jakie odcisnęły na mnie te wszystkie plotki, łgarstwa, to mamienie mi oczu od początku mego istnienia.
Zaznaczyłam zbędne zaimki. Tekst pisany jest w taki sposób, że większości można się pozbyć, bo oczywiste jest o kim mowa.
Emma pisze:dlatego cisza w moim domu wdziera się w moją skórę, stapia z nią, wnika we wszystkie pory.
Tutaj też. Kiedy pominiesz je w czytaniu, tekst nabiera dynamiki.


Świetne. Podobało mi się. Trafność stwierdzeń, to ludzkie zakłamanie jakże prawdziwe. Bohaterka niesamowita. Balansuje na granicy wariactwa, momentami mówi jak paranoik, co daje solidne podstawy, żeby uwierzyć w to, co zamierza zrobić. Jej zachowanie, niby naturalne, zwyczajne, ale zaplanowane i przemyślane do końca, przyprawia o dreszcz, szczególnie w zderzeniu z zakończeniem. A jaki efekt daje ten pozornie zwyczajny opis czynności! Nie żadne wyświechtane bo się zabiję, tylko krok po kroku co sobie zrobię, przeplatane i wiedz, że to będzie twoja wina.
Bohaterka ci się udała. Jest albo na wskroś perfidna, albo szalona – też na wskroś.
Popracuj nad zaimkami, bo jest ich zatrzęsienie w tak krótkim tekście, ale to sprawa drugorzędna. Dobrze napisana miniatura, tyle mogę powiedzieć.

Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

5
Tak, jest albo na wskroś szalona, albo na wskroś perfidna. Albo tak bardzo ma dość zakłamania. Dzięki za weryfikację i miłe słowa
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron