Jego pomarszczone kolory flamenca
Nie mogą napić się z burzliwego nieba
Choć o-płatki chcę wypuścić oddechem
Może gdy kiedyś zanurzę się w wilgotną ziemię
Na marsjańskiej łące twoich oddechów
Będę wirować ze zdruzgotaną płachtą granatu
Ociekać klejem dotyków
Ty będziesz zegarem o rozpierzchłych się dłoniach
I kaszmirem w kajdanach będziesz mnie rzeźbił
Będziesz tyranem chaosu dreszczy
Jak jeniec wsiąknę w obłe wzgórza
Dziękuję
