"We mgle" (psychologiczna)

1
Spoczywa w łożu blondyna. Niemłoda. Otyła nieco. Pod pierzyną. Apatyczna. W pokoju może higienicznie jest, ale bezguście tu wszechobecne. Segregatory jakieś na wszystkich półkach, pozarzucane szpargałami stoliki i biurko. No i ona taka nieciekawa, jakby wyblakła. Niechętna do nawiązywania kontaktów nowych i podtrzymywania starych. I jeszcze coś. Na twarzy kobiety maluje się coś prawie nieestetycznego, na pograniczu otępienia i rozpaczy.

Rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Kobieta nie reaguje. Przelewa do szklaneczki szumiące piweczko i piankę spija. Potem znowu siedzi sobie z nieruchomym wzrokiem utkwionym w okno, choć ciszę natrętnie przerywa dzwonek telefonu.

Blondyna dopija szklaneczkę z szumiącym trunkiem. Pije dużymi haustami, odstawia szklankę, zastyga w bezruchu, po czym jak krokodyl w bagnie zapada się coraz głębiej w pielesze pościeli.

I zapada się głębiej ciągle, niżej i niżej, w bezbarwę, bezwolność, bezwonność, bezczucie, bezkształt ... w nicość, niebyt, aż znalazła się gdzieś, gdzie nie było nikogo, kto pocieszyłby, przytulił, ogarnął, podniósł, chociażby zauważył. Ale to nic. Przynajmniej mogła bezkarnie wypoczywać i wylegiwając się z dala od trosk, chaosu i niepokojów. Jednak było coś, co niepokoiło ją. To była obecność kogoś, kogo nie mogła dojrzeć, czując tylko wzrok, który patrzył i palił do żywego. Spojrzała za siebie i wtedy jej wzrok natrafił na te oczy... Na ciepłe i piękne oczy, które patrzyły na nią z tą – znaną każdemu, a przynajmniej przeczuwalną - iskrą zachwytu, pożądania, bezinteresowną, czystą i dziewiczą zarazem, i jakby pozaziemską. Tak patrzy tylko chłopiec , który właśnie zaczął być mężczyzną, na nastoletnią piękną dziewczynę, która dopiero co rozkwitła na jego oczach. Zdała sobie sprawę , że ona była tą, która rozkwitła i właśnie przeobrażała się w kwiat nadzwyczajnej piękności.

Takie chwile nie zdarzają się w każdym życiu. A ona przeżyła chwilę, kiedy jedne oczy widzą tylko te drugie. Wtedy cały świat nieruchomieje, a czas zatrzymuje się. Powietrze jest tak ciężkie, że nic nie jest w stanie poruszyć się. Słychać tylko oddechy dwojga tańczących w słońcu, pod błękitnym niebem. To jest czas darowany przez Boga: mgnienie i wieczność jednocześnie. To jest młodości i miłości. To smukłe ciała z alabastrowej materii, twarde, mocne, jędrne i tańczące radośnie wokół twarzy, ust, oczu jedwabisto-płowe włosy. Uniesienie. Brak tchu.

- Witaj kochanie – usłyszała szept.

Nie widziała nikogo. Jednak czyjaś ręka sięgnęła do jej ręki i pociągnęła ku sobie. Poczuła pocałunek. Gorący.

- Witaj kochanie – powtórzył raz jeszcze. Potem przyciągnął bardzo blisko siebie i ukołysał niczym małą dziewczynkę, która zagubiła się i teraz nastała chwila, w której znowu poczuła się bezpieczna.

- Czy chcesz pójść dalej już tylko ze mną ?– zapytał i nie czekając na odpowiedź wziął ją umęczoną, poranioną i słabą na ręce unosząc gdzieś z sobą. We mgłę.

To była piękna chwila, w której chciałaby głośno krzyczeć : „trwaj chwilo, jesteś piękna”, a z której wyrwał ją nieprzyjemnie przeszywający na wskroś dzwonek telefonu. Tym razem odruchowo sięgnęła po słuchawkę.

- Słucham – odezwała się niespodziewanie miłym i dziewczęcym głosem.

- Witaj kochanie - w słuchawce zabrzmiał głos ... ze snu, który poruszył w blondynie jakieś bardzo intymne i jednocześnie nieznane jej samej sfery tożsamości - minęły wieki odkąd nie widzieliśmy się ...

- Halo, z kim rozmawiam ... kto to mówi?

- Powiedzmy... twoja miłość ?

- Nie, to na pewno nie do mnie. To pomyłka. Tak, z pewnością pomyłka. Do widzenia panu.

- Proszę, zaczekaj. Nie odkładaj słuchawki ... - nastąpiła długa cisza – Halo , jesteś tam jeszcze?

- Włodek ? – znowu zaległa cisza – Jezu, przecież zaginąłeś bardzo, bardzo dawno temu ...

- Tak, ale teraz jestem. Jestem kochanie ...

- Chyba śniłam o tobie... przed chwilą.

- Ja też o tobie śniłem. Przez wszystkie te lata.

Przymknęła oczy. Spokój i harmonia opanowały ją bez reszty.

- Kocham ciągle - usłyszała szept ze snu i zamarła , bo miała wrażenie że ziemia ugięła się i zaraz pochłonie ją całą. Już kiedyś przeżywała taką chwilę... tylko jakby w jakimś innym bycie, wymiarze i świadomości.

- ci ... wyszeptała jeszcze ciszej.

2
I jeszcze coś. Na twarzy kobiety maluje się coś prawie nieestetycznego, na pograniczu otępienia i rozpaczy.
Tu już bym przerobił zdanie, aby uniknąć powtórzenia. Moja propozycja:
I jeszcze coś. Na twarzy kobiety maluje się nieestetyczny grymas, na pograniczu otępienia i rozpaczy.
Rozbrzmiewa dzwonek telefonu. Kobieta nie reaguje. Przelewa do szklaneczki szumiące piweczko i piankę spija. Potem znowu siedzi sobie z nieruchomym wzrokiem utkwionym w okno, choć ciszę natrętnie przerywa dzwonek telefonu.
znowu powtórzenie. napisałbym: przenikliwy dźwięk.

Ładne to. Masz styl, tyle ci powiem a miniatura ma taki metafizyczny wydźwięk, pozwala dostrzec wielowarstwowość sytuacji i uchwycić tą zagubioną osobę na różnych płaszczyznach. Nic więcej, nic mniej. Popracuj nad stylem naprzestawnym, bo w połączeniu z niektórymi zdaniami wyszło ci nazbyt poetycko. Podobało mi się.

Przenoszę do "u wrzuć..." - to nie jest opowiadanie.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Całkowicie zagadzam się z uwagami... szczerze mówiąc spodziewałam się ich więcej, natomiast komentarz na temat stylu -pochlebny dla mnie - podbudował moje literackie zapędy. Dzięki.

4
Jul.Bar pisze:Potem znowu siedzi sobie z nieruchomym wzrokiem utkwionym w okno, choć ciszę natrętnie przerywa dzwonek telefonu.
Cisza nijak się ma do nieruchomego wzroku, wcześniej jej nie zaznaczasz, więc tu brzmi nienaturalnie.

Jul.Bar pisze:Blondyna dopija szklaneczkę z szumiącym trunkiem.
Tekst może i jest liryczny, ale to zdanie w moim mniemaniu z każdej strony podchodzi pod babol. Uśmiechnęłam się przy nim.
Jul.Bar pisze:To była piękna chwila, w której chciałaby głośno krzyczeć : „trwaj chwilo, jesteś piękna”
Pomieszanie czasów i aż dwa powtórzenia. O ile w niektórych fragmentach tekstu powtórzenia są uzasadnione, tutaj kolą w oczy.
Jul.Bar pisze:Przynajmniej mogła bezkarnie wypoczywać i wylegiwając się z dala od trosk, chaosu i niepokojów.

A to zamierzone było? Dodatkowo używając imiesłowu przysłówkowego, sugerujesz, że w trakcie "wylegiwania się" miała miejsce jeszcze jakaś inna czynność, a u ciebie zdanie się kończy.
Jul.Bar pisze:To była obecność kogoś, kogo nie mogła dojrzeć, czując tylko wzrok, który patrzył i palił do żywego. Spojrzała za siebie i wtedy jej wzrok natrafił na te oczy... Na ciepłe i piękne oczy, które patrzyły na nią z tą
Zbyt dużo tu zaimków i powtórzeń, co sprawia wrażenie poplątanego zdania.
Jul.Bar pisze:To smukłe ciała z alabastrowej materii, twarde, mocne, jędrne i tańczące radośnie wokół twarzy, ust, oczu jedwabisto-płowe włosy.
Musiałam to zdanie przeczytać dwa razy, żeby zorientować się, że przymiotniki po i nie dotyczą już ciał. Warto by pozmieniać ustawienie przecinków i dodać spójnik.


Tekst czytało się gładko. Na początku szyk fajnie wprowadza w klimat, jednak im dalej w tekst, tym trudniej ci to utrzymać i miejscami brzmi, jakby wstawione na siłę.
Niestety, kompletnie nie pojęłam zakończenia. Jak dla mnie urwane, nie trzyma się reszty opowieści. Może czegoś nie zrozumiałam?
Dlatego nie mogę powiedzieć, że mi się podobało, ale też nie mówię, że było złe.
Stoję pośrodku i się zastanawiam, to na plus.

Pozdrawiam,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.

5
Jul.Bar pisze:Spoczywa w łożu blondyna. Niemłoda. Otyła nieco. Pod pierzyną. Apatyczna. W pokoju może higienicznie jest, ale bezguście tu wszechobecne. Segregatory jakieś na wszystkich półkach, pozarzucane szpargałami stoliki i biurko. No i ona taka nieciekawa, jakby wyblakła. Niechętna do nawiązywania kontaktów nowych i podtrzymywania starych. I jeszcze coś. Na twarzy kobiety maluje się coś prawie nieestetycznego, na pograniczu otępienia i rozpaczy.
Cóż mnie od czytania odstrasza już sam początek Zdania takie jakieś z chmur wzięte. Ani to opis, ani metafora - resztę tekstu przebiegłam wyrywkowo i nie zachwycił mnie. Wolę jednak logiczne wynikanie jednego z drugiego(zdania ze zdania, wątku z wątku) niż chaos.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”