Miłość z piekła rodem [horror, romans]

1
Przyłóż mię jako pieczęć na serce swoje,
jako sygnet do ramienia swego!
Albowiem miłość mocna jest jako śmierć,
twarda jak grób zawistna miłość;
węgle jej jako węgle ogniste
i jako płomień gwałtowny


Pieśń Salomonowa 8,6







Cheyenne w stanie Wyoming, USA, rok 1992

Ellinor z niemałą satysfakcją przechadzała się wolnym krokiem wokół płonącego ogniska i czujnie obserwowała wyczekujące twarze mieszkańców. Niezmiernie ją cieszyło, że tyle osób zgodziło się przybyć na peryferie miasta – im większa widownia, tym lepiej. Może w końcu uda jej się przekonać ludzi, że magia naprawdę istnieje i nie jest narzędziem diabła. Nawet jeśli uwierzą jej tylko nieliczni, to i tak będzie to spory sukces.
Pomarańczowe języki ognia wzbijały się z głuchym sykiem tak wysoko, jakby chciały dotknąć migających na ciemnym niebie gwiazd, jednak nie przeszkadzało to Ellinor, kobiecie inteligentnej, silnej i niezależnej, przemówić do tłumu.
– Dziękuję wszystkim za przybycie. Zorganizowałam to spotkanie nie bez powodu. Pragnę wam coś udowodnić. Dobrzy ludzie! Magia naprawdę jest wśród nas, i to od początku świata. Jest we wszystkim, co nas otacza, nawet w powietrzu. Tak, oddychamy magią! Ale nie tylko wokół nas znajduje się magia. Każdy z nas ma w sobie jej zalążek. Jednak najlepszym przewodnikiem dla magii jest żywioł, a konkretniej – żywioł ognia. Zaprezentuję teraz na tym oto ognisku, jak to działa.
– Heretyczka! Wiedźma! – krzyczeli niektórzy, jednak Ellinor nie zwracała na nich uwagi. Była pewna, że mały pokaz sprawi, że zmienią zdanie.
Odwróciła się twarzą do ogniska, zamknęła oczy i skupiła się na swoim ciele, a po chwili zaczęła odczuwać delikatne mrowienie i wiedziała już, że gromadziła się w nim potężna moc. Ellinor wzniosła ręce ku górze i spojrzała w niebo, które nagle przecięła błyskawica.
– Ogniu piekielny, piękny, wieczny i niebezpieczny! Ty dajesz nam jasność i ciepło, ty również niszczysz wszystko, co stanie na twej drodze. Proszę cię zatem, ukaż tym innowiercom swą potężną magię ku przestrodze!
Wtem stało się coś dziwnego. Wszyscy oczekiwali wielkiego wybuchu albo pożaru, lecz ognisko tylko zgasło, a w palenisku zostało mnóstwo popiołu. Zaskoczeni i jednocześnie zawiedzeni mieszkańcy powoli zaczęli się wycofywać, mrucząc coś z dezaprobatą, podczas gdy Ellinor tępo wpatrywała się w palenisko.
Dopiero po chwili usłyszała cichy płacz i dostrzegła delikatne falowanie popiołu. Przykucnęła więc i szybkimi ruchami go rozgrzebała.
Wstrząśnięta widokiem, zakryła usta dłonią.
Dziecko. Całe w popiele. Płakało rozpaczliwie, usiłując odnaleźć matkę. Dlaczego nie zauważył go nikt oprócz Ellinor?
Wzięła niemowlę na ręce. Było piekielnie gorące, jednak nie poparzone. Było też zupełnie nagie i kobieta z łatwością wydedukowała, że to dziewczynka. Lecz nie taka zwykła – zrodzona z ognia.
Ellinor uśmiechnęła się pod nosem – w końcu miała wiarygodny dowód istnienia magii. Wstała, uniosła dziecko w górę i znów przemówiła:
– Duchy ognia wysłuchały moich próśb i zesłały nam tę dziewczynkę jako znak. Mała będzie nosić imię Ignissa, jako że została zrodzona z płomieni. Teraz mi wierzycie?
Ludzie zaczęli podchodzić bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się dziewczynce, gdy nagle powietrze przeszyły słabe głosy.
– Musi gdzieś tu być, przeklęta wiedźma!
– Kochanica Szatana!
– Na stos z nią!
Serce Ellinor gwałtownie podskoczyło. Łowcy czarownic jej szukali i był coraz bliżej. Wpatrywała się w palenisko, jakby szukała w nim właściwego rozwiązania.
I wtedy w powietrze zaczęły wzlatywać niewielkie obłoczki przybierające różne makabryczne kształty. Demony, pomyślała ze zgrozą Ellinor. Mój Boże, co ja narobiłam?
Ale nie tylko ona je widziała – ludzie także. Zaczęli wrzeszczeć i uciekać tam, gdzie ich nogi poniosły. Ellinor zauważyła, że łowcy czarownic wyszli z pobliskiego lasu – ich przywódca, niejaki Andrew Quentin, nosił charakterystyczny brązowy kapelusz – więc postanowiła skorzystać z całego zamieszania i zniknęła w tłumie niczym cień.
Szła szybkim krokiem przez opustoszałe peryferie miasta, przyciskając do piersi małą, przerażoną, wciąż płaczącą Ignissę i na próżno próbując ją uspokoić. Nie odda jej tym kanaliom bez walki. Powinna ją chronić. I już wiedziała, co zrobić.
Z łatwością znalazła mały biały domek ukryty między drzewami. Mieszkali tam Eva i Daniel Frostowie, jej najlepsi przyjaciele. Ellinor dobrze wiedziała, że bardzo chcieli mieć dzieci, ale nie mogli, ponieważ Daniel był impotentem. Na pewno będą świetnymi rodzicami dla Ignissy.
Ellinor zapukała do drzwi i po chwili stanęła w nich Eva Frost, niespełna trzydziestodwuletnia kobieta o pięknych, kasztanowych włosach i orzechowych oczach.
– Ellinor? Co się…
– Gonią mnie, Evo! Proszę was, błagam! Zajmijcie się tą małą. Bądźcie dla niej dobrymi rodzicami.
– Dobrze… – Eva z wahaniem przyjęła osmalone ciałko dziewczynki, a po chwili Ellinor już zniknęła.

Ellinor weszła do lasu od przeciwnej strony i biegła tak szybko, jak tylko mogła, co chwilę potykając się o kamienie, wystające korzenie drzew i poły swojej długiej, czarnej sukni. Łowcy czarownic nie byli tacy głupi – błyskawicznie zorientowali się, że uciekła, i teraz ścigali ją jeszcze zacieklej. Za każdym razem, kiedy się odwracała, dystans między nią a nimi coraz bardziej się zmniejszał. Przez jej umysł przemknęła myśl, żeby rzucić na nich jakąś klątwę albo poprosić o pomoc duchy swoich przodków, lecz na to potrzebowałaby czasu.
W oddali widziała już jaskinię wyrytą w wysokiej skale i słyszała nasilający się huk wodospadu. Chciała tam dotrzeć przed łowcami i ukryć się, jednak ból i zmęczenie dały się we znaki i wzięły górę nad determinacją – Ellinor przewróciła się i leżała na ziemi, sapiąc z wysiłku, aż w końcu dopadła ją grupa rosłych mężczyzn pod wodzą Andrew Quentina.
– Wreszcie cię mamy, wiedźmo. – Łowca kucnął i szarpnął Ellinor za włosy. Niemal dotykał wargami jej ucha, gdy szeptał: – Ładna jesteś… Chętnie bym się z tobą zabawił, ale nie chcę, żebyś mnie przeklęła. Dlatego od razu z tobą skończę. Lubisz ogień, suko? Spróbuj nim zawładnąć, mając skrępowane ręce i nogi!
Wstając, brutalnie podciągnął ją do góry. Ruszył naprzód, ciągnąc Ellinor za włosy, a za nim szli pozostali łowcy.
Gdy dotarli na rozległą łąkę, Ellinor uroniła łzę na widok przygotowanego dla niej stosu. Wiedziała, ż przegrała i już nic nie może zrobić.
Przepraszam cię, Ignisso.
Ludzie z ekipy Quentina pomogli jej wejść na stos, wykręcili ręce i mocno przywiązali do drewnianego pala, po czym zajęli się jej nogami, a Andrew przyglądał się wszystkiemu ze stoickim spokojem. Ellinor odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć w jego zimne oczy.
– Ostatnie życzenie? – spytał z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy.
W końcu na niego spojrzała, lecz jej złociste oczy ciskały gromy. Nie odejdzie z tego świata na daremno. Zło musi zostać ukarane.
– Bądź przeklęty – wysyczała gniewnie, po czym dodała głośniej: – Niech cała twoja rodzina będzie przeklęta! Wszyscy twoi potomkowie i każde następne pokolenie!
– To wszystko? – Gdy nie odpowiedziała, Quentin kiwnął głową i jego pomocnicy podpalili stos.
Ogień w mgnieniu oka objął jej włosy i suknię, a zaraz potem skórę. W powietrzu unosił się duszący dym i swąd palonego ciała. Ellinor wrzasnęła i po chwili zmieniła się w płonącą pochodnię.
Łowcy czarownic, śmiejąc się rubasznie, opuścili łąkę.

Tymczasem państwo Frost siedzieli w swoim salonie i przyglądali się dziewczynce, którą powierzyła im Ellinor. Eva starannie umyła małą i teraz bardziej przypominała im żywą ludzką istotę. Oboje z mężem uśmiechnęli się czule na widok jej dużych, błyszczących, nakrapianych złotem oczu.
– Zaadoptujmy ją, Danielu. Dla Ellinor – poprosiła Eva.
Daniel uśmiechnął się łagodnie i pocałował żonę.
– Dobrze, kochanie. Jeśli to cię uszczęśliwi, niechaj tak się stanie.
Maleńka żarliwie wyciągała rączki do swojej nowej mamusi. Eva przytuliła ją do serca i zaczęła powoli kołysać.
– Jak ją nazwiemy? – zapytał Daniel, głaszcząc niemowlę po krótkich, ciemnych włoskach.
Pani Frost zamyśliła się na chwilę.
– Robyn. Ku pamięci mojej zmarłej matki.
Zrodzona z ognia córka Ellinor zaakceptowała swoje nowe imię rozbrajającym dziecięcym śmiechem.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

2
Pomarańczowe języki ognia wzbijały się z głuchym sykiem tak wysoko, jakby chciały dotknąć migających na ciemnym niebie gwiazd, jednak nie przeszkadzało to Ellinor, kobiecie inteligentnej, silnej i niezależnej, przemówić do tłumu.
nie za bardzo rozumiem, jaka jest zależność między opisem (ładnym zresztą) a przeszkadzaniem. Może chciałaś napisać, że jej to nie rozpraszało? Poza tym - tu nie pasuje to, co rzuciłaś o tej babce. Wolałbym odkryć to w jej osobie. W dialogach i zachowaniu.
Dobrzy ludzie! Magia naprawdę jest wśród nas
tu wstawiłbym narrację, mówiącą o tym jaki ten krzyk był. Zaczyna się druga cześć wypowiedzi i babka zmienia ton, ale ty dajesz wykrzyknik. Może: krzyknęła łamiącym się głosem (cokolwiek, co ukazałoby emocje w tym krzyku).
– Heretyczka! Wiedźma! – krzyczeli niektórzy,
Gdybyś to umieściła w narracji, wyszło by ok. Ale ty wpakowałaś dialog różnych osób w jedną linijkę. Poza tym, czy oni krzyknęli (raz) czy krzyczeli bez przerwy? (ważne dla odtworzenia sceny).
Ellinor wzniosła ręce ku górze i spojrzała w niebo, które nagle przecięła błyskawica.
Jeśli to jej czyn sprawił, że błyskawica pojawiła się na niebie, warto byłoby rozdzielić to na dwa zdania. Zobacz na:
Ellinor wzniosła ręce ku górze i spojrzała w niebo.
Jasna błyskawica przecięła nieboskłon.


Proszę cię zatem, ukaż tym innowiercom swą potężną magię ku przestrodze!
Błąd. Wierzyli w inną magię? Pisałaś, że byli niedowiarkami. To dwie różne sprawy. Poza tym, już teraz się nie dziwię, dlaczego jej nie wierzyli, skoro tak ich traktuje...
Płakało rozpaczliwie, usiłując odnaleźć matkę.
a może było głodne, albo kolkę miało? Dziwne te stwierdzenie narratora.
Było piekielnie gorące, jednak nie poparzone. Było też zupełnie nagie i kobieta z łatwością [1]wydedukowała, że to dziewczynka. Lecz nie taka zwykła – [2]zrodzona z ognia.
[1] - chyba zobaczyła...
[2] - wyjmij gwoździa. Tego się domyśliłem, a ty rzucasz tym tekstem w taki okropny sposób i cała dedukcja i klimat poszły w odstawkę.
Serce Ellinor gwałtownie podskoczyło. Łowcy czarownic jej szukali i był coraz bliżej.
łowcy byli - łowca był. Coś tu jest nie tak.
Poza tym dość dziwnie wprowadzasz ten wątek - nic na to nie wskazuje, że jest ścigana. Wygląda to sztucznie.

Szła szybkim krokiem
Pospiesznie szła w kierunku... - nie lepiej?
I już wiedziała, co zrobić.
Z łatwością znalazła mały biały domek ukryty między drzewami. Mieszkali tam Eva i Daniel Frostowie, jej najlepsi przyjaciele. Ellinor dobrze wiedziała, że bardzo chcieli mieć dzieci, ale nie mogli, ponieważ Daniel [1]był impotentem. Na pewno będą świetnymi rodzicami dla Ignissy.
[1] - no nieeee. Tu wystarczy niedopowiedzenie z twojej strony. Czasem warto pozostawić pewne rzeczy za kurtyną.
Na pewno będą świetnymi rodzicami dla Ignissy.
cóż to za wniosek i skąd się wziął? Dlatego, że facet jest impotentem?
– Gonią mnie, Evo! Proszę was, błagam! Zajmijcie się tą małą. Bądźcie dla niej dobrymi rodzicami.
– Dobrze… – Eva z wahaniem przyjęła osmalone ciałko dziewczynki, a po chwili Ellinor już zniknęła.
Widzisz to? Widzisz? Przynosi baba dziecko: tysiące powodów, dla których trzeba się mocno zastanowić, a kobieta odpowiada dobrze. No, proces decyzyjny taki sam, jak w przypadku pożyczenia łyżeczki soli... Strzał w kolano - z takim rozwiązaniem.
Ellinor weszła do [1]lasu od przeciwnej strony i biegła tak szybko, jak tylko mogła, co chwilę potykając się o kamienie, wystające korzenie [1a]drzew i poły [2]swojej [3]długiej, czarnej[3a] sukni.
Zobacz, jak nielogicznie piszesz i przez to, że nie widzisz tego, co piszesz cedzisz bzdury i zbędne wyrazy.

[1] i [1a] - Jak las, to i korzenie drzew są spotykane. Czy potykasz się o korzenie krzaków, grzybów lub jagód?
[2] - a o czyją mogła się potykać? Zbędny zaimek.
[3] i [3a] - bo, jakby miała miniówę, to tez by się o nią potykała? Wiadomo, że jak się potyka, to suknia długa.
W oddali widziała już jaskinię wyrytą
hmmm - tu mam problem, bo wg mojej wiedzy jaskiń się nie ryje ani nie kopie. To twory naturalne...

Tu, na tym fragmencie widać, że nie pracujesz nad sobą, stylem i swoimi tekstami:
Ludzie z ekipy Quentina pomogli jej wejść na stos, wykręcili ręce i mocno przywiązali do drewnianego pala, po czym zajęli się jej nogami, a Andrew przyglądał się wszystkiemu ze stoickim spokojem. Ellinor odwróciła wzrok, nie chcąc patrzeć w jego zimne oczy.
– Ostatnie życzenie? – spytał z pogardliwym uśmieszkiem na twarzy.
W końcu na niego spojrzała, lecz jej złociste oczy ciskały gromy. Nie odejdzie z tego świata na daremno. Zło musi zostać ukarane.
Zaimki.. zaimki i jeszcze raz zaimki...
Ogień w mgnieniu oka objął jej włosy i suknię, a zaraz potem skórę.
A tu podam przykład, jak pisać bez zaimków. Kluczem będzie nazwanie jej w jakiś sposób. Zobacz takie coś:
Ogień w mgnieniu oka objął włosy i suknię męczennicy, a zaraz potem skórę.

Jest źle. Fabularnie, rzecz jasna. O ile w jakimś tam stopniu scena z ogniskiem została dobrze skonstruowana i opisana, i nawet ten zgaszony ogień i niemowlę w nim zrodzone to świetne klimatyczne sceny, to gonitwa (niewiadomo skąd i jak się to zaczęło) a później podrzucenie dziecka to sceny tragiczne w sensie logicznym. To, co tobie wydaje się naturalne w ramach powieści, mnie rozbawiło do łez i wydało się tak naiwne, jak to tylko możliwe - powiem więcej, miałem przed oczami scenę z parodii dramatu, gdzie babka z dzieckiem wpada do obcych ludzi i, ponieważ tamci nie mogą bo on jest impotentem, zostawia dziecko. Zwracałem ci uwagę na zaimki, nie tylko po to, abyś je usunęła, ale też po to, abyś ćwiczyła unikanie ich w tekście. Uważasz inaczej - co widać na powyższym przykładzie - niestety, to się źle czyta. Całość, poza ogniskiem i pomysłem z ogniem nie podobała mi się. Chyba, że liczyć walory ubawienia, jakiego doświadczyłem w związku z linią fabularną.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

3
Oł Dżizas Krajst... O.O
Dzięki Marti, naprawdę. Teraz widzę, ile błędów popełniłam. A to dopiero króciutki fragmencik dłuuuugiego prologu. Ech...
Chociaż z drugiej strony uważam, że ta wersja jest najlepsza ze wszystkich, które kiedykolwiek napisałam. Uwierz mi, poprzednich nie chciałbyś przeczytać.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

4
Czyta się w miarę dobrze, poza kilkoma dziwnymi sformułowaniami. Jednak to co razi najbardziej to nielogiczność rozwiązań fabularnych:

Na początek - piszesz, że to rok 1992, a więc czasy z grubsza współczesne. Nawet na zabitej dechami prowincji ludzie od razu nie krzyczą chyba o paleniu na stosie, tylko raczej gadają, że wariatka się znalazła. Zresztą w czasach naszej cywilizacji większość podejrzewałaby Ellinor raczej o szachrajstwo niż o rzeczywiste władanie magią.

Po drugie, skoro Ellinor wiedziała, że poszukiwali jej łowcy czarownic (w XXw. ...?), to po co robiła całe to przedstawienie.

Po trzecie, najpierw Ellinor mówi, ze magia nie jest pochodzenia diabelskiego, a potem zwraca się do żywiołu "piekielny ogniu" - wydaje mi się, ze brak tu spójności.

Po czwarte jeśli Ellinor tak się bała łowców, to mogła się skryć u swych przyjaciół, zamiast biegać po lesie w długiej, czarnej sukni. Jak zresztą łowcy trafili na jej ślad w lesie, skoro miała dość czasu, by oddać Ignissę pod opiekę.

Po piąte, skoro i tak już leżała, mogła swobodnie zacząć rzucać klątwy wcześniej, bo potrzebowała na to czasu. Zresztą jaskinia nie była chyba jedynym miejscem w lesie, w którym można się ukryć.

Po szóste, kiedy u licha, łowcy zdążyli przygotować stos, i to właśnie na odpowiedniej polanie?

Ogólnie niestety do poprawki bardzo dużo.

Jeszcze jedna moja uwaga - o ile widzę, masz skłonność do pisania prologów. Jako czytelnik, szczerze powiem, że prologów nie znoszę. Jako bardzo amatorska pisarka dodam, że dużo fajniej wychodzi, jak zamiast pisać prolog, wydarzenia z przeszłości pokazujesz w miarę rozwoju fabuły - w ten sposób dodajesz trochę tajemniczości, a od czytelnika wymagasz większego zaangażowania. Jest to zapewne trudniejsze, bo sama wiem, że gdy już coś wymyślę, to chciałabym, żeby czytelnik też od razu to wiedział, ale czasami naprawdę warto się powstrzymać :)
http://www.jezabeel.host22.com

5
W 200% zgadzam się z Jezabeel. Tekst skojarzył mi się z najgorszymi wybrykami Mastertona ("Dżinn" m.in.). Nie wiem dlaczego. Nie ma tu tak wyuzdanych scen erotycznych ani brutalnych jak u tego jegomościa... Wiem! Brak spójności i kosekwencji, to dlatego :). Odnoszę wrażenie Sereno, że nie wiedziałaś do końca co tak naprawdę chcesz napisać. Ani to mroczne i straszne, ani romantyczne (horror +romans? Jezusie Nazarejski! Co do diaska ten "Zmierzch" robi z młodzieżą?! :/). Niestety, tak jak Martinusowi, zdarzyło mi się parsknąć śmiechem. A to niedobrze, bo po lekturze nie znajduję miejsca, gdzie tego typu rozbawienie miało być zamierzone. Pocieszyć mogę tylko tym, że sam lepiej nie piszę :). Ale wypowiadam się tutaj jako czytelnik, prawda?
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

6
Chciałabym zacząć od najważniejszego nie czepiając się szczegółów. Jest przede wszystkim magicznie, tajemniczo i ciekawie.

Czytając lubię bazgrolić jakieś swoje spostrzeżenia. W kontekście tego co zostało wcześniej powiedziane- napisane o "Miłości z piekła rodem", moje spostrzeżenia to w większości powielenie, jednak wkleję, ponieważ sama lubię kiedy ludzie dużo piszą o tym co ja skleciłam, chwalą lub wytykają coś tam:
 „Zorganizowałam to spotkanie nie bez powodu „– brzmi trochę jak przemówienie przewodniczącego rady zakładowej i nie pasuje do pokrzykiwań tłumu „– Heretyczka! Wiedźma!”. To tak jakbyś opowiadała dwie różne bajki;
 „Było też zupełnie nagie i kobieta z łatwością wydedukowała, że to dziewczynka” – to zbyt łatwe, żeby od razu silić się na dedukowanie - wystarczy spojrzeć i już;
 „Łowcy czarownic jej szukali i był coraz bliżej” – „byli”... raczej ;
 „...chcieli mieć dzieci, ale nie mogli, ponieważ Daniel był impotentem.” – mam odczucie, że może z tym impotentem nie trzeba było walić tak prosto z mostu;
 „...Eva z wahaniem przyjęła osmalone ciałko dziewczynki” – to sugestia, jakoby mała nie żyła.

Podczas czytania tekst płynął lekko, naturalnie i powiedziałabym przyjemnie, gdyby opisywane wydarzenia nie były tragiczne.
Jeśli chodzi o treść, to mnie w każdym razie zachęciłaś i wzbudziłas ciekawość, co będzie działo się dalej ...

7
Serena pisze:jakby chciały dotknąć migających na ciemnym niebie gwiazd
Nie wszystkie migały...
Serena pisze:Nawet jeśli uwierzą jej tylko nieliczni, to i tak będzie to spory sukces.
Może niech to będzie sentencja wypowiedziana półgłosem przez bohaterkę?
Masz moje słowo, że zrobi się nie dość, że bardziej emocjonalnie, to i wiarygodność i autora i tej dziewczyny poszybuje ku przestworzom.
Serena pisze:Pomarańczowe języki ognia wzbijały się z głuchym sykiem tak wysoko, jakby chciały dotknąć migających na ciemnym niebie gwiazd, jednak nie przeszkadzało to Ellinor, kobiecie inteligentnej, silnej i niezależnej, przemówić do tłumu.
Fragment się cholernie dłuży, a zawiera niewiele naprawdę konkretnych informacji.
Serena pisze:jakby chciały dotknąć migających na ciemnym niebie gwiazd, jednak nie przeszkadzało to Ellinor, kobiecie inteligentnej, silnej i niezależnej, przemówić do tłumu.
Spróbuj to posklejać inaczej - w takim stanie wygląda na wymuszone. Poza tym przesadnie patetyczne. Może nowe zdanie/a są rozwiązaniem?
Serena pisze:jednak nie przeszkadzało to Ellinor, kobiecie inteligentnej, silnej i niezależnej, przemówić do tłumu.
Musisz to pokazać - nie wolno zamykać tych określeń w jednym zdaniu.
Być może kolejne partie teksu okazałyby się idealnym środkiem do zaznaczenia cech bohaterki?
– Dziękuję wszystkim za przybycie. Zorganizowałam to spotkanie nie bez powodu. Pragnę wam coś udowodnić. Dobrzy ludzie! Magia naprawdę jest wśród nas, i to od początku świata. Jest we wszystkim, co nas otacza, nawet w powietrzu. Tak, oddychamy magią! Ale nie tylko wokół nas znajduje się magia. Każdy z nas ma w sobie jej zalążek. Jednak najlepszym przewodnikiem dla magii jest żywioł, a konkretniej – żywioł ognia. Zaprezentuję teraz na tym oto ognisku, jak to działa.
– Heretyczka! Wiedźma! – krzyczeli niektórzy, jednak Ellinor nie zwracała na nich uwagi. Była pewna, że mały pokaz sprawi, że zmienią zdanie.
Przez chwilę wierzyłem, że ci ludzie naprawdę przyszli tu w konkretnym celu. Udowodniło to pierwsze zdanie - niezwykle spokojne wyważone. Dziewczyna mogła spokojnie zacząć (nie było przymusu uciszania pospólstwa!) kontynuować, działać czynnikiem wybitnym - perswazją etc. A potem nagle wszystko runęło. Nie! Nie! Nie!!! Musisz to nakreślić wiarygodniej - posłuż się przykładowo opisem jednego cwaniaka z tłumu, i wlep ten fragment w wypowiedź, automatycznie przerywając ją - w ten sposób ugrasz coś na emocjach.
Serena pisze:Zaskoczeni i jednocześnie zawiedzeni mieszkańcy powoli zaczęli się wycofywać, mrucząc coś z dezaprobatą, podczas gdy Ellinor tępo wpatrywała się w palenisko.
Serena pisze:Ludzie zaczęli podchodzić bliżej, żeby lepiej przyjrzeć się dziewczynce, gdy nagle powietrze przeszyły słabe głosy.
Strasznie nienaturalne - źle to pokazujesz.
Serena pisze:przyciskając do piersi małą, przerażoną, wciąż płaczącą Ignissę i na próżno próbując ją uspokoić. Nie odda jej tym kanaliom bez walki. Powinna ją chronić.
Zmień kolejność.
Serena pisze:I już wiedziała, co zrobić.
Ale czytelnik nie wie - rozjaśnij, wyostrzyj etc.
Serena pisze:Z łatwością znalazła mały biały domek ukryty między drzewami. Mieszkali tam Eva i Daniel Frostowie, jej najlepsi przyjaciele. Ellinor dobrze wiedziała, że bardzo chcieli mieć dzieci, ale nie mogli, ponieważ Daniel był impotentem. Na pewno będą świetnymi rodzicami dla Ignissy.
To wszystko za szybko się dzieje!!! Wybrałaś złą formę dla tekstu - wiele na tym traci, jestem o tym przekonany.
Serena pisze:Łowcy czarownic, śmiejąc się rubasznie, opuścili łąkę.
Ta ekipa jest zdrowo popieprzona - taka poważna sprawa, a oni zachowują się jak bajkowe stwory.

Niezwykłe jest to, że każdy twój następny bohater jest tak niesamowicie podobny do poprzednika, a zarazem różny.
Redagowany fragment został źle napisany z dwóch względów. Po pierwsze zabija go forma tekstu. Źle! Źle! Źle!!! To można było rozegrać zupełnie inaczej - przytrzymać napastników, dopowiedzieć gdzieniegdzie. Słowem: solidnie popracować. Ale nie, ty wybierasz drogę na skróty i ładujesz wszystko do jednego worka - mieszając, przelewając, wylewając etc. I w tym właśnie zawiera się druga uwaga. Więcej profesjonalizmu!!!

8
jednak nie przeszkadzało to Ellinor, kobiecie inteligentnej, silnej i niezależnej, przemówić do tłumu.
Zaszufladkowałaś tutaj, zapewne nieświadomie, wszystkie kobiety, które są mniej obdarzone wszystkimi tymi przymiotnikami, jako niepotrafiące przemawiać. I dlaczego niby wielkie ognisko miałoby jej w tym przeszkadzać? Brak w tym logiki.
Ale nie tylko wokół nas znajduje się magia.
Nie ten czasownik. Magia nie jest fizyczna, żeby się gdzieś znajdować. Tak jak powietrze się nie znajduje tylko jest, tak i opisywana przez ciebie magia.
Jednak najlepszym przewodnikiem dla magii jest żywioł, a konkretniej – żywioł ognia.
Jeśli chciałaś wziąć na warsztat magię żywiołów, to nie ograniczaj się tylko do ognia. Piszesz, że Jest we wszystkim, co nas otacza, nawet w powietrzu. to wymieniasz kolejny żywioł. Możesz sprecyzować, że ogień jest jej najlepszym przewodnikiem, ale nie jedynym.
Zaprezentuję teraz na tym oto ognisku, jak to działa.
A to już formułka jak z prezentacji obwoźnego sprzedawcy patelni teflonowych. Tak pracują akwizytorzy.
Wszyscy oczekiwali wielkiego wybuchu albo pożaru,
Patrzymy z perspektywy bohaterki, nie możemy wiedzieć czego oczekiwali wszyscy.
Dopiero po chwili usłyszała cichy płacz i dostrzegła delikatne falowanie popiołu.
(…)
Dziecko. Całe w popiele. Płakało rozpaczliwie,
Niekonsekwencja.
Wzięła niemowlę na ręce. Było piekielnie gorące, jednak nie poparzone.
A co z rękami bohaterki? Nie poparzyło jej? Dziwne, przecież była człowiekiem. Znowu niekonsekwencja.
Demony, pomyślała ze zgrozą Ellinor. Mój Boże, co ja narobiłam?
Nie rozwinęłaś bardzo istotnego, jak mniemam dla całej historii, wątku. Te informacje, których udzieliłaś to za mało, by nie było śmiesznie, że wiedźma przestraszyła się kłębków kurzu.



Cały ostatni akapit jest niewiarygodny. Normalni ludzie się tak nie zachowują. Potrzebne są obiekcje, wątpliwości, nie ślepa radość i nic-nie-obchodzenie. Nie można też ot tak adoptować dziecka, które nie ma metryki. Obowiązują pewne procedury, zgłasza się sprawę na policję, dziecko idzie do szpitala itd. W tym procedury amerykańskie chyba bardzo nie różnią się od naszych.

Nie wypisywałam wszystkiego, bo powtórzyłabym to, co już ci napisano. Niestety, dochodzę do takich samych wniosków jak większość.
Całemu fragmentowi brakuje logiki. A jak nie ma logiki – sypie się cała reszta, bo choćbyś nie wiem jak dobrze opisała każdą scenę (są tu całkiem znośne kawałki), bez właściwego spoiwa, nie będą się trzymać całości.
Z rad i podpowiedzi jakie otrzymałaś do tego fragmentu ponad pół roku temu, dzisiaj powinnaś mieć dobrze napisane opowiadanie, albo przynajmniej znaczną jego część. IMO, zamiast szukać nowych pomysłów, powinnaś usiąść choćby do tego kawałka i popracować nad nim – tak serio i ciężko popracować – według zaleceń. Efekt gwarantowany.
Życzę powodzenia,
eM
Cierpliwości, nawet trawa z czasem zamienia się w mleko.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”