Tesserakt [dark fantasy/horror]

1
Nieduży chłopiec kucał nad zwłokami. Trącał je kijkiem, jakby zaintrygowany, czemu ten dorosły się nie rusza. W jasnych, intensywnie czerwonych oczach dziecka nie było śladu strachu czy obrzydzenia, mimo że trup miał zmasakrowaną twarz. Została częściowo obdarta ze skóry aż do kości, a w miejscu oczu ziały dwie dziury. Zwłoki były zupełnie świeże, bo krew nie zdążyła jeszcze całkiem zakrzepnąć, sączyła się strużką z kącików warg, wypełniała całe usta. Wyglądało to tak, jakby martwy mężczyzna zginął przez zadławienie się własną krwią po tym, jak odgryzł sobie język.

MatTias rozejrzał się po pomieszczeniu z niedowierzaniem. Znajdował się w oślepiająco białym, sześciennym pokoju. Jeszcze przed chwilą podróżował w kierunku wybrzeża, a teraz nagle znalazł się w jakimś więzieniu. Kiedy? Jak?
Dotknął dziwnie ciepłej, gładkiej ściany. Uderzył w nią pięścią.
- To bez sensu, proszę pana. Jesteśmy zamknięci.
W kącie kuliła się nieduża dziewczynka. Pierwsze wrażeniem MatTiasa było: „Ojcowie Założyciele, ależ to stworzenie jest brudne!” Posklejane w strąki włosy miały nieokreślony szarobury kolor, jakby mała wykąpała się przed chwilą w błocie. Rasę zidentyfikował po kolorze oczu - były jasnoczerwone, więc dziewczynka należała do Innych. Jednak sądząc po wielkości, była larwą z jeszcze daleką drogą do osiągnięcia zdolności metapsychicznych. Wszystko wskazywało na to, że to dziecko zostało razem z nim wciągnięte w… no właśnie, gdzie?
- Wiesz, co się stało? Gdzie jesteśmy?
Mała uśmiechnęła się tajemniczo.
- To jest cell. Więzienie, które się rozmnaża. Jak umysł. Rozmnaża.
Zaczęła nucić melodyjnie.
- Rozmanananananaża, nanananananananaaaaa…
MatTias popatrzył z obrzydzeniem na najwyraźniej kompletnie szalone dziecko. Popadła w obłęd ze stresu, jak nic.
Dziewczynka nagle przerwała nucenie, zerwała gwałtownie i złapała go za płaszcz.
- Sam zaraz zobaczysz! Zaczyna się, zaczyna!
Rzeczywiście, jedna ze ścian wgłębiła się, jakby tworząc korytarz. Może przejście do kolejnego pomieszczenia? Wszystko lepsze od przebywania razem z szalonym dzieciakiem. Mężczyzna szorstko odtrącił dziecko i przeszedł przez tunel.
- Mówiłam, że się rozmnaża. Ja też. Ty też. Nie uciekniesz, nanananaaaa…
MatTias obrócił się gwałtownie. W kącie siedziała dziewczynka, tak samo brudna i szalona, jak jej poprzedniczka z sąsiedniej celi. Obejrzał się; przez zamykający się otwór mógł dostrzec dziecko, które porzucił. W tym momencie uświadomił sobie, że widzi dwie identyczne dziewczynki. Robiące dokładnie to samo.
Dreszcz strachu przeszedł mu po plecach.
To musiała być sprawka jakiegoś szalonego Innego. Co prawda nie słyszał, by którakolwiek Klasa miała takie zdolności, ale w końcu mają wśród siebie Zerówki, a te to tylko Niebiosa wiedzą, do czego są zdolne.
Dziewczynka wskazała na kolejną ścianę. Zaczęła się wgłębiać, identycznie jak poprzednio. MatTias czuł, że nie ma wyboru. Przeszedł. Widząc małą nucącą w kacie, zdusił falę paniki. Tym razem nie pozwoli się bezwolnie przepchnąć do kolejnej celi! Smarkula udzieli odpowiedzi na parę pytań. Nawet, jeśli przyjdzie mu je siłą wyrwać z jej gardła.
Złapał dziecko za sukienkę i poniósł do góry.
- Słuchaj, gówniaro, co się tu właściwie dzieje?! Odpowiadaj!
Mała popatrzyła obojętnym wzrokiem na trzymającą ją rękę, potem na rozzłoszczonego, balansującego na granicy szaleństwa mężczyznę i roześmiała. Czystym, radosnym śmiechem szczęśliwego dziecka.
Tego było dla MatTiasa za dużo. Cisnął dziewczynką o ścianę. Osunęła się bezwładnie, zostawiając na białej powłoce czerwony ślad krwi. Mężczyzna zdrętwiał. Zabił ją? Odepchnął tę myśl. Pocieszył się, że teraz przynajmniej smarkula go nie denerwuje.
Mała podniosła się z podłogi, wiotka niczym szmaciana lalka.
- Zły wybór, nanananaaaa…
MatTias zesztywniał, gdy otaczające go ściany zafalowały. Krew dziewczynki zaczęła wędrować po ich powierzchni, kreśląc zygzaki, w pierwszej chwili sprawiające wrażenie przypadkowych. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że wzory przedstawiają powiększone fragmenty ciała. Skądś miał całkowitą pewność, że to kawałki organizmu dziewczynki.
Znajdował się w jej wnętrzu. Ciała. Umysłu.
Ściany otworzyły się gwałtownie, ukazując zawartość sąsiednich cel. I kolejnych, za nimi. MatTias z przerażeniem patrzył sam na siebie – krzyczącego, miotającego się w konwulsjach, zabijającego dziewczynkę, wydrapującego sobie oczy. Coś spadło na niego otwór w suficie. Zdrętwiał. To był on. Jego martwe ciało.
Podłoga się pod nim otworzyła.
Upadł na stertę usypaną z własnych zwłok. Spanikowany, rozejrzał się za drogą ucieczki. I zrozumiał. Popatrzył w roześmiane, czerwone oczy, pokrywające każdy skrawek pomieszczenia. Głos dziewczynki dochodził zewsząd.
- Zły wybór, nananaaa… To jeszcze nie koniec zabawy, nananananaaaaa… Oczka, oczka, oczka, oczkaoczkaoczkaoczkakakakakakaaaaa…
MatTias posłusznie sięgnął dłońmi do twarzy.

Chłopiec znudził się przyglądaniem trupowi. Ziewnął, przeciągnął się; zesztywniał trochę. W sumie to było mało zabawne. Umysł tego Człowieka załamał się niemal natychmiast. Nuuuda…
Ruszył w kierunku bagien, nucąc pod nosem:
- Oczka, oczka, oczkakakakaa, nananananaaa…

2
feroluce pisze:Coś spadło na niego otwór w suficie. Zdrętwiał. To był on. Jego martwe ciało.
Tego nie rozumiem.


Widzę, że jesteś pod wpływem filmu CUBE "Sześcian".

Robi wrażenie jakbyś nie miał dobrego pomysłu jak zająć tę przestrzeń, którą zapisałeś.

3
Nieduży chłopiec kucał nad zwłokami.
Kucał przy zwłokach. Pochylał się nad.
Wyglądało to tak, jakby martwy mężczyzna zginął przez zadławienie się własną krwią po tym, jak odgryzł sobie język.
Wyciąć. Po pierwsze, powtarzasz informację – już wiemy, że mężczyzna nie żyje. Po drugie, nawet gdybyś nie wspomniał o tym wcześniej, fakt, iż mężczyzna jest martwy wynika z całego zdania – przecież mówisz o tym jak najprawdopodobniej zginął. – użycie tego słowa też nie jest koniecznie: zadławienie się równa się śmierci.
Wyglądało to tak, jakby mężczyzna zadławił się własną krwią po tym, jak odgryzł sobie język.
MatTias rozejrzał się po pomieszczeniu z niedowierzaniem. Znajdował się w oślepiająco białym, sześciennym pokoju. Jeszcze przed chwilą podróżował w kierunku wybrzeża, a teraz nagle nalazł się w jakimś więzieniu. Kiedy? Jak?
Dość chaotycznie. Wszystkie te informacje można podać w bardziej płynny sposób:

MatTias z niedowierzaniem rozejrzał się po oślepiająco białym, sześciennym pokoju. Jeszcze przed chwilą podróżował w kierunku wybrzeża... Jak się tu znalazł? Kiedy?

I żadna informacja nie umknęła. Tę, iż jest to więzienie wyrzuciłabym. Budzimy się w dziwnym miejscu – czytelnik jest ciekawy co to za miejsce i chce czytać dalej, aby się dowiedzieć. Daj mu tę chwilę niepewności.
W kącie kuliła się nieduża dziewczynka.
Wcześniej mieliśmy niedużego chłopca...
W obu przypadkach brzydkie i zbędne. Wystarczy dziewczynka, chłopczyk.
Jednak sądząc po wielkości, była larwą z jeszcze daleką drogą do osiągnięcia zdolności metapsychicznych.
Raczej po wzroście. O wielkości człowieka mówią np. jego czyny.
Wszystko wskazywało na to, że to dziecko zostało razem z nim wciągnięte w… no właśnie, gdzie?
Niby dobrze, ale zdanie można wygładzić:
Wszystko wskazywało na to, że dziecko wraz z nim zostało wciągnięte w...
MatTias popatrzył z obrzydzeniem na najwyraźniej kompletnie szalone dziecko. Popadła w obłęd ze stresu, jak nic.
Wyciąć – zdanie dalej mówi to samo. Wystarczy:
MatTias popatrzył na nią z obrzydzeniem - popadła w obłęd, jak nic!

Poza tym: mężczyzna może się tylko domyślać, że to na skutek stresu - to sugeruje sytuacja i nie ma sensu mówić o tym wprost.
Rzeczywiście, jedna ze ścian wgłębiła się, jakby tworząc korytarz.
Nie mogła jakby go utworzyć – albo to zrobiła, albo nie. Chyba, że utworzyła coś jakby korytarz.
Mała popatrzyła obojętnym wzrokiem na trzymającą ją rękę, potem na rozzłoszczonego, balansującego na granicy szaleństwa mężczyznę i roześmiała.
Przekonałeś mnie co do tego, że jest rozzłoszczony, niemniej nie przekonałeś, że ociera się o szaleństwo.
Może: i nagle roześmiała się...
Tego było dla MatTiasa za dużo. Cisnął dziewczynką o ścianę. Osunęła się bezwładnie, zostawiając na białej powłoce czerwony ślad krwi.
Co tutaj tak cicho? Do tego opisujesz sucho i bez polotu.
Cisnął dziewczynką, która z łomotem wyrżnęła w ścianę i osunęła bezwładnie, zostawiając na białej powłoce pionowy ślad krwi.

Pionowy, dla wzmocnienia obrazu, zamiast owej "czerwieni". Mówisz "krew" i ja widzę tę czerwień automatycznie.
Krew dziewczynki zaczęła wędrować po ich powierzchni, kreśląc zygzaki, w pierwszej chwili sprawiające wrażenie przypadkowych. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że wzory przedstawiają powiększone fragmenty ciała. Skądś miał całkowitą pewność, że to kawałki organizmu dziewczynki.
Powtórzenia.
Coś spadło na niego otwór w suficie.
Coś tu się zgubiło.
Podłoga się pod nim otworzyła.
Szyk: Podłoga otworzyła się pod nim.



Podobało mi się, choć Preissenberg ma rację – to już było. Umieszczenie akcji w scenerii tak łudząco podobnej do wyżej wspomnianego filmu było błędem – sam pomysł jest dobry.

Wykonanie wymaga dopracowania, ale tutaj też było dobrze – bez specjalnego przegadywania i innych grzeszków – czytało się dość gładko.

Do tego świetnie udało Ci się wykreować dziewczynkę - dałeś jej mocny powód, by mogła postradać zmysły i przekonałeś mnie co do jej szaleństwa.

Pozdrawiam.

4
Dziękuję za opinie.

Na początku chciałam powiedzieć, że jestem płci żeńskiej (jest przy profilu).
Co do wzorowania się na "Cube" - kiedy pisałam ten tekst (było to już jakiś czas temu) nie znałam filmów. Zbieżność więc przypadkowa - pomysł sam w sobie oryginalnością nie grzeszy. Zresztą tekst to klasyczny szort-wprawka. Na krótszym tekście łatwiej ćwiczyć, bo wszystkie zgrzyty na wierzchu leżą. Dlatego za wszelkie wytknięcia warsztatowe bardzo wdzięcznam.

pozdrawiam

Luce

5
Nieduży chłopiec kucał nad zwłokami.
Często piszący nie zdają sobie sprawy z tego co piszą - ponieważ nie widzą tego, co piszą. Tu jest ewidentnie pokazany ktoś: czy wyobrażając sobie chłopca, widzisz dużego, czy małego? Wystarczy samo chłopiec

A teraz powrót do tego zdania z przyczyn naturalnych - ty nakazujesz to zrobić. Nie dlatego, że to dobry zabieg, lecz dlatego, że źle podajesz informacje. Następne zdanie:
[1]Nieduży chłopiec kucał nad zwłokami. Trącał je kijkiem, jakby zaintrygowany, czemu ten [2]dorosły się nie rusza. [3]W jasnych, intensywnie czerwonych oczach dziecka [4]nie było śladu strachu czy obrzydzenia, [5]mimo że trup miał zmasakrowaną twarz.
[1] - więc mamy chłopca nad zwłokami (i pytanie - jakie to zwłoki?)
[2] - Okazuje się, że to dorosły (czyli facet - ale to już wyskakuje za późno)
[3] - Intensywnie czerwone i jasne mi tu nie pasuje.
[4] - Jaki ślad zostawia strach? (Logika!)
[5] - I na koniec pokazujesz znowu trupa, dodając nowy element.

Koślawość tego zdania polega na rozbiciu uwagi czytelnika na kilka elementów, rzuconych w złej kolejności. Moja propozycja:
Chłopiec kucał przy złowkach mężczyzny z okropnie zmasakrowaną twarzą. Trącał ciało kijem bez strachu i obrzydzenia, które niewątpliwie powinien odczuć na sam widok krwi ociekającej z oczodołów.
Została częściowo obdarta ze skóry aż do kości, a w miejscu oczu ziały dwie dziury. Zwłoki były zupełnie świeże, bo krew nie zdążyła jeszcze całkiem zakrzepnąć, sączyła się strużką z kącików warg, wypełniała całe usta. Wyglądało to tak, jakby martwy mężczyzna zginął przez zadławienie się własną krwią po tym, jak odgryzł sobie język.
Czy wg ciebie, te dwie informacja nie są sprzeczne i całkowicie absurdalne?
Znajdował się w oślepiająco białym, sześciennym pokoju.
cóż - pokoje zazwyczaj są sześcianami. Skupiłbym się bardziej na oświetleniu (np. ściany świeciły, alco coś...)
Jeszcze przed chwilą podróżował w kierunku wybrzeża, a teraz nagle znalazł się w jakimś więzieniu.
Na podstawie czego wyciągnął taki wniosek? Białych ścian? Bliżej do szpitala.
W kącie kuliła się nieduża dziewczynka.
znowu logika budowania tekstu siadła - czy, kiedy się rozglądał po całym pomieszczeniu, nie zauważyłby jej? Postać pojawia się znikąd.
Dreszcz strachu przeszedł mu po plecach.
zbędne.
Mała popatrzyła obojętnym wzrokiem
spojrzała/łypnęła/zerknęła/rzuciła mu obojętne spojrzenie

Pomysł nawet, nawet, musze przyznać, natomiast w tej wprawce brakuje mi narratora, który poprowadziłby mnie przez tekst, opowiedział skrawek historii. W tej chwili to są jakieś tam fakty, spisane na kolanie. Przede wszystkim za mało jest emocji MatTiasa, jego myśli, które pozwoliłyby mi na obejrzenie tego, co widzi. Drugą bolączką jaką miałem to kilkanaście różnych nazw, ot tak - bo trzeba je dać - ale one mi nic a nic nie powiedziały i tylko przeszkadzały, gdyż ich nie rozumiałem. Początek i koniec, mający za zadanie postawić dalszy ciąg cell nie jest dostatecznie powiązany - szczególnie jeśli chodzi o bagno - pojawia się tylko na końcu i wprowadzasz w błąd czytelnika, gdyż można pomyśleć, że początkowa scena rozgrywa się w cell, a tam przecież są dziewczynki. Ogólnie, moje wrażenie jest takie, że się zgubiłaś w krótkim tekście. Nie podobało mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron