Arum ( fan fiction)

1
W pokoju wspólnym codziennym zwyczajem panował gwar. Sofę zajęła elita pochłonięta własnymi sprawami, niezwracająca uwagi na krzątający się wokół motłoch. W chwili, gdy wybuchła salwa śmiechu, portret grubej damy, która powróciła piastować swe stanowisko po rekonwalescencji u Larry’ego, uchylił się, by wpuścić Lucasa oraz Juliet. Dwójka przyjaciół już miała skierować swe kroki do kącika wokół kominka, gdzie zazwyczaj rezydowała, kiedy nogi wrosły im w posadzkę. Ich miejsce zajęła persona non grata, najmniej spodziewana w tym miejscu i o tej porze. Był to pierwszy amant Hogwartu, najbardziej pożądany boyfriend w świecie magii - Connor Black we własnej osobie.
- O kurcze… - szepnęła Juliet.
- Nie no, to już jest lekka przesada! Nie dość, że skorumpowane władze szkoły udostępniły im wszystkie lepsze lokale w Hogsmeade, by umożliwić im „doskonalenie magicznych umiejętności” i mają wszystkie lepsze miejscówki w klasach wykładowych i na stadionie, to jeszcze ośmielili się zająć nasze miejsce przy kominku!
- Lukas, przymknij swoją ironiczną i wygadaną gębę, bo zaraz nas usłyszą.
- No tak, przyjmijmy postawę bierną, stańmy się niewolnikami naszego umysłu… Wiesz, jest taka świetna książka…
- Rosie ma racje, lepiej będzie jak w końcu ktoś ci porządnie dokopie, i to tak, że zapamiętasz. Oni zaraz wszystko usłyszą.- sapnęła wściekła Juliet.
W tej chwili zamyślone bożyszcze dziewczyn w promilu tysiąca mil podniósł oczy i dostrzegł sprzeczającą się trojkę.
- Witam. Przepraszam, że zająłem wasze miejsce, lecz mam na to poważne usprawiedliwienie. Czy mógłbym wam zabrać chwilkę?
Nie potrzebował podnosić nawet głosu o jeden decybel ani robić żadnego innego gwałtownego gestu, by gwar i wrzask w pokoju wspólnym ucichły tak, jak dzieje się to, gdy głos zabiera gwiazda estrady. Wszyscy bez wyjątku wpatrzeni byli w Blacka, jakby dopiero co go ujrzeli. A było to bardzo prawdopodobne, jak pomyślał w tej chwili Luckas, przypominając sobie artykuł z ,,Głosu czarodzieja”, w którym pisali, jak bardzo zdolna jest młoda elita Hogwartu, przytaczając jako przykład umiejętność doskonałego kamuflażu młodych uczniów, której uczyli ich Harry Potter i Ron Wesley, Lorky i Sirius Black.
- Lucas, rusz się do cholery! - pisnęła Juliet.
- Dlaczego ja? Ty go znasz lepiej.
- Teraz trzęsiesz gaciami ? Mam ci przypomnieć twój wykład sprzed paru minut? Pewnie usłyszał.
- Żartujesz? Przecież mówiłem cicho, z fizycznego punktu widzenia…
- Następnym razem, gdy będę was zamierzał zaprosić na rozmowę, przyśle wam specjalne zaproszenia, haftowane złotą nicią . Teraz jednak musimy się bez nich obejść, więc jeśli nie macie nic przeciwko, usiądźcie - przerwał nagle ich sprzeczkę Connor lekko zniecierpliwionym tonem, nie zapomniał jednak o swym nonszalanckim uśmiechu.
Przyjaciele jak jeden mąż ruszyli z miejsca i pod ostrzałem zaciekawionych spojrzeń zajęli miejsca naprzeciw chłopaka.
- Tak więc… - zaczął zacierając ręce - Mam do was małą sprawę niecierpiącą zwłoki. Otóż Keira…
Dwójka przyjaciół wymieniła między sobą znaczące spojrzenia. No tak, mogli się tego spodziewać. Jeśli były kłopoty, to musiała mieć w to swój wkład Keira Potter.
- …zaciągnęła u mnie pewnego rodzaju dług, który chciałbym, by teraz spłaciła - ciągnął Connor nic sobie nie robiąc z ich spojrzeń. Zamiast tego zrobił znaczącą epicką pauzę, wyciągnął się wygodniej na sofie, odgarniając niedbale grzywkę, przez co parę dziewczyn z klasy pierwszej nie spuszczających z niego wzroku, zapiszczało z uciechy. Nie zważając na to Connor ciągnął dalej -
- Niestety postępuje niehonorowo i od pewnego czasu mnie… no powiedzmy unika. Zmusiło mnie to do zagrań nieuczciwych, których nie lubię, ale w tym przypadku musiałem z nich skorzystać. Tak więc, nie widząc sposobu skontaktowania się z nią w inny sposób, zwracam się do was jako jej przyjaciół, prosząc o przekazanie pewnej widomości - tu urwał i wyciągnął z kieszeni czarną kopertę z nienagannie wykaligrafowanym adresatem.
- Przekażcie jej to jeszcze dzisiaj. Do zobaczenia - kiwnął głową i uśmiechnął się na pożegnanie, po czym ruszył do wyjścia przepuszczając Rose i mówiąc jej coś półgłosem.
- Hej, co jest, czemu macie takie miny? Widzieliście Connora? Ciekawe, czy on zawsze tak przystojnie wygląda… - zaszczebiotała Rose, gdy tylko dopadała dwójkę, która dalej siedziała obok kominka .
- Uuu, uuu – zamachała im rudowłosa przed twarzami - Co jest z wami?
- Opowiemy ci wszystko, tylko przestań krzyczeć i zwracać uwagę całej populacji czarodziejów w obrębie tych czterech ścian!
- A ciebie znów coś ugryzło. Jestem szczęśliwa, bo właśnie zdałam mugoloznawstwo i mam spokój z testami na jakieś 2 tygodnie. Pan Johnso…
- Chodź, nie ma czasu, musimy znaleźć Keirę i to szybko. Juli, weź kopertę.
- Kogo jest ta koperta? - sapnęła Rose, gdy przeciskali się przez wejście w portrecie.
- Młodego Blacka, ale przeznaczona jest dla Keiry.
- A co w niej jest?
- Nie wiem, ale zaraz się przekonamy.
***
Dochodziła 8 wieczorem. Keira snuła się nieużywanymi korytarzami ze szlabanu u Filch.
- Stary, głupi, wredny dziad. Nierób i zakała społeczeństwa - przeklinała dziewczyna woźnego, wpatrując się w swe ręce umazane w śmierdzącej zielonej mazi, którą ta stara pierdoła poleciła jej wysmarować wszystkie klatki na dzieci jakie posiadał, a była to spora kolekcja. Ominęła ją kolacja, zresztą i tak by na nią nie poszła - musiała unikać Blacka. To przez niego opuściła eliksiry, zaklęcia, transmutacje i zielarstwo. Longbottonowi powie, że została wezwana. Nie zapyta się zapewne nawet gdzie, więc ma usprawiedliwienie w kieszeni. Łatwość w komunikacji była jedną z wielu cech, które w profesorze ceniła. Za nieobecność na zajęciach transmutacji i zaklęć zarobi pewnie jakiś szlaban typu: nakarmić ludożercze bestiokwiaty, wykuć na tablicy nazwiska wielkich magów-animagów, czy odkleić wszystkie gumy Weasleyów z ławek w Sali Historii Magii, co równało się z zapełnieniem 7 kontenerów wielkości dorodnego trolla. Jednym słowem - normalka. I tak wolała to, niż towarzystwo starego gremlina o nazwisku Filch, którego przy życiu przytrzymywały 2 rzeczy - miłość do swej kotki i nienawiść do świata, syczącego jej do ucha róże sposoby torturowania takich niewypałów jak ona.
- Znalazła się chluba rodziny. Szurnięty psychopata. - syknęła z wściekłością Keira.
Tak naprawdę nie chodziło jej o Filcha, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. Jutro czekały ją dwie ciężkie próby: stawienie czoła profesorowi Feliksowi Bloontowi, usprawiedliwienie przed nim dzisiejszej nieobecności na lekcjach eliksirów i wytrzymanie jego pełnego zawodu wzroku oraz opuszczenie lekcji Bestii Hogwartu, Lucyfera w skórze człowieka, dupka epoki – profesora Artura Windserfinda z TYCH Windserfindów. Godziny w jego towarzystwie nie życzył jej nawet Filch. Tego była pewna.
- No i co mi radzisz? Przecież nie będę się przed Blackiem ukrywać wiecznie… - spytała swego odbicia w kałuży.
- Tego się spodziewałam. Nie ma pani nic ciekawego do powiedzenia. – zaskrzeczała w odpowiedzi, udając głos pani Kitty, nauczycielki obycia.
W tej samej chwili usłyszała tupot kilku par nóg. Nie namyślając się długo dała nurka w otwarte drzwi nieużywanej już klasy.
- No nie, nigdzie jej nie ma!!!
- Zadzwoń do niej!
- Ile razy mam ci mówić że nie odbiera? Ma wyłączonego magPhone’a.
- Mówię wam, to szujstwo znów się zepsuło. Czarodzieje nigdy nie dorównają mugolom w dziedzinie telekomunikacji …
- Spokojnie , pomyślmy, gdybyśmy byli Keirą po szlabanie u Filcha, gdzie byśmy poszli?
- Do nieużywanej klasy na końcu korytarza, gdzie właśnie stoicie - dobiegł ich głos.
-Keira, ja cię kiedyś zabije, obiecuję - zagroziła Juliet otwierając drzwi do klasy, w której siedziała ich przyjaciółka.
- Dlaczego się przed nami ukrywasz?
- Nie przed wami, właśnie przed chwilą słyszałam tętent stada dzikich koni, uważajcie bo was pogruchotają.
- Cha, cha, cha! Nie bardzo nam do śmiechu, szukamy cię od ponad 2 godzin.
- Dobra Rose, przepraszam, to się już więcej nie powtórzy - z ręką na sercu wykrztusiła Keira, dusząc się ze śmiechu na widok ich zdyszanych min.
- Connor kazał ci to przekazać - Lucas wyciągnął czarną kopertę zza pazuchy płaszcza, nadal opierając się o filar i nie mogąc złapać oddechu.
- Co w niej jest? - spytała zielonooka zrezygnowanym tonem.
- Skąd mamy wiedzieć? Jest do ciebie. - obruszyła się Rose, lecz gdy tylko natrafiła na wymowną minę Keiry, zrezygnowała z udawania świętoszka.
- No dobra, otworzyliśmy to. Pokusa było zbyt wielka. Jest tam godzina i miejsce wyznaczonego przez niego spotkania i jeszcze coś, ale nie potrafimy odszyfrować.
- Keira, powinnaś tam iść, wiem że nie masz ochoty, ale wiedz, że Black wyglądał na zdeterminowanego.
- Doprawdy? - mruknęła dziewczyna, próbując rozerwać kopertę.
- Naprawdę, rozmawiał z nami dzisiaj przy całym pokoju wspólnym.
- O kurczę, naprawdę jest zdeterminowany.
- No przecież mówimy! Spotkaj się z nim i dogadaj, przecież nie możesz stale opuszczać lekcji.
-Nie!!! – krzyknęła Keira. W tej chwili wszyscy się poderwali.
- Co jest? - spytała wystraszona Rose przyglądając się wściekłej jak osa przyjaciółce.
- Ma nas w garści. Znalazł pamiętnik Riddle’a. Napisał tu adresy i nazwiska osób loży, których nie zdążyłam zaszyfrować.
- Zginął ci pamiętnik i nic nie powiedziałaś? – krzyknął Lucas.
- Myślałam, że go gdzieś zawieruszyłam w pokoju i znajdzie się, gdy sprzątnę trochę rzeczy.
- Co robimy? - wyszeptała blada jak ściana Rose.
- MY? Nic. Ja was w to wciągnęłam i ja was z tego wyplątam. Wracajcie do wieży, a ja idę go poszukać - odparła Keira.
- Jasne. Powiem ci, co robimy. Idziemy RAZEM na spotkanie, o ile zdążymy. - tu Lucas zerknął na zegarek - zostało nam 5 minut, by dostać się na wieżę widokową.
Keira już chciała oponować, gdy Juliet ją ubiegła.
- Nie ma się nad czym zastanawiać. Nie puścimy cię samej na wieżę, bo nie chcemy mieć na sumieniu niewinnego istnienia.
- No nie przesadzaj Juli, Black by się nie ośmielił mnie zrzucić, zresztą i tak ma mnie w garści.
- Nie mieliśmy ciebie na myśli, boimy się o Blacka - wysapał Lucas, gdy wspinali się po schodach równocześnie uważając by nie zostać przez nikogo nakrytym, na co cała czwórka parsknęła śmiechem.
***
Connor Black musiał myśleć podobnie, gdyż na spotkanie wziął swego sekundanta - Hugo Weasleya, numer 2 w rankingu ,,Piękni, bogaci, pożądani”
-Witam, Keira, jak miło cię widzieć, tak dawno się nie widzieliśmy, zupełnie jakbyś mnie unikała. ; Powitał dziewczynę Black.
Wszyscy oprócz Keiry i Connora parsknęli niekontrolowanym śmiechem. Młoda czarownica ledwo powstrzymała się od ciętej riposty, która tkwiła w jej głowie.
- Dobra, dawaj dziennik i mów o co chodzi.
Black spojrzał na trójkę przyjaciół stojącą za Keirą.
- My jesteśmy z nią - powiedział Lucas jakby w obronie.
- Zauważyliśmy - odrzekł z ironią Hugo.
Twarz Lucasa zamieniła się w dojrzałego pomidora, co, mimo mroku, było zauważalne.
- Wow, Weasley! Jaki ty spostrzegawczy jesteś! Jak to możliwe, że nie zauważyłeś, gdy Casper odbijał ci dziewczynę? - wypaliła Keira, obserwując jak jej jad spływa po twarzy chłopaka.
Za jej plecami coś się poruszyło, najwidoczniej przyjaciele mieli trudności z powstrzymaniem kolejnej salwy śmiechu. Takiego problemu nie miał natomiast Black, który zaśmiał się perliście.
- Mówiłem ci, że ma cięty języczek. Ale przejdźmy do interesów - usadowił się wygodniej na barierce przechylając się niebezpiecznie do tyłu. Wyjął z kieszeni swej skórzanej kurtki dziennik - Nie wykorzystam tego, co tu jest - zastukał w oprawkę dziennika - mimo że znajduje się tu zapewne wiele ciekawych rzeczy. W zamian za to ty umówisz się ze mną.
Cisza jaka zapadła po tych słowach, trwała i trwała dopóki nie przerwał jej nerwowy chichot Rose.
- Co ty, Black, bobra zgrywasz?
- Kogo? - wypalił rozśmieszony do łez chłopak.
- Nie udawaj idioty, zresztą ty przecież nie musisz udawać…
- Uspokój się. Ujmę to tak: jedna randka ze mną w tę sobotę, a to cudo - wskazał na dziennik - należy do ciebie.
- Bo ON należy do mnie!!!
- Aktualnie nie, ale twoja dobra wola może to zmienić.
- Daj spokój Keira, to tylko jedna randka - ledwo wykrztusił Lucas zataczający się ze śmiechu.
- CO? Nie ma mowy, moja reputacja ległaby w gruzach.
- Nie bardziej niż moja - mruknął zniecierpliwiony i zdenerwowany Black.
- Hej, to ty proponujesz mi, yyy… no, spotkanie.
- Uwierz mi , że nie robię tego z powodów sercowych. Konieczność mnie zmusza.
- No, skoro tak, to świetnie. Dogadaliśmy się. TY oddajesz mi dziennik i nikt się nie dowie, że mnie zaprosiłeś - Keira napawała się jego wykrzywioną z wściekłości twarzą. Rzadko kto potrafił doprowadzić go do takiego stanu, a właściwie tylko ona to potrafiła.
- Dobra Brown, starałem się dotrzeć do twego rozsądku, lecz widocznie opuścił swe miejsce już dawno temu. Nic mnie nie obchodzi, co zamierzasz zrobić z tymi adresami i nazwiskami, wątpię jednak, by dyrekcja pozostała niewzruszona tak jak ja. Na pewno zastanowi ją fakt, dlaczego interesujesz się wysokimi urzędnikami w wydziale walki i obrony.
W tym momencie Keira zrozumiała, że to nie przelewki. Wbrew temu, jak przezywała Blacka, nie był idiotą, z czasem znalazłby sposób na znikający atrament, dziennik już raz dowiódł swej niewierności.
- Dobra, zgoda. Oddaj dziennik.
- Nie tak prędko. Dziennik dostaniesz na... spotkaniu.
Widać i jemu słowo „randka” nie chciało przejść przez gardło.
- Dawaj to!
- Chyba kpisz?! Jaką mam gwarancję, że mnie nie wyrolujesz?
- No dobra… - zamilkła na chwilę i przyłożyła pięść do serca - Przysięgam uroczyście, że jeśli nie przyjdę na spotkanie w sobotę w wyznaczonym miejscu i o wyznaczonej porze, wykrzyczę publicznie w Wielkiej Sali, że Liliann jest najmądrzejszą, najmilszą osobą w Hogwarcie i pragnę być do niej podobna - słowo Gryfindora.
- To powinno go przekonać - pomyślała Keira. I miała rację.
2 godziny później dziewczyny siedziały w piżamach i grały w ,,durnia”. W grze została już tylko Keira i Juliet - Rose odpadła w I rundzie, teraz zaś przeglądała ,,Lustro czarownicy”.
- Ciekawe co na tym zyska? - przerwała ciszę Keira.

- A kto chce zyskać i na czym? - zapytała ospale Rose, przeciągając się w swym łóżku.
- No Black. Co zyska zapraszając mnie na spotkanie. No bo na pewno nie podwyższy mu to renomy ani nie doda chluby.
- Keira, to nie jest spotkanie, to jest randka! To jest randka, ta pierwsza, ta najsłodsza… - zaczęła śpiewać Rose, udając przy tym Kasandrę z ,,Wrzeszczących wiedźm”.
- Przestań! Wystraszysz wszystkie duchy w tym zamku - zaśmiała się Juliet zakrywając sobie ostentacyjnie rękami uszy.
Keira nie zwracając uwagi na słowne przepychanki przyjaciółek, pogrążyła się w myślach…
- Wiem!!! - krzyknęła nagle, tak, że Juliet spadła na podłogę, tłukąc sobie boleśnie siedzenie.
- Keira, wariatko! Uprzedzaj ludzi, gdy doznajesz eureki!
- Rose, masz numer „Proroka” z marca? Błagam, powiedz, że nie wyrzuciłaś.
- Jasne, że nie wyrzuciłam! Pokazywali wtedy nową kolekcję kapeluszy madame Rossemarry.
- Daj go, szybko!
Rose utonęła na chwilę w swym koszu bez dna, by po chwili wynurzyć się z uśmiechem na twarzy i gazetą w rękach.
- Szybko, podaj! - Keira nerwowo przerzucała karty magazynu, by znaleźć odpowiedni artykuł
– Mam! Słuchajcie uważnie:
BAL MŁODYCH DAM
W marcu, jak corocznie, odbędzie się Wielki Bal Młodych Dam. Przyjęcie organizowane jest przez dom mody madame Rossemarry dla czarownic mających wkrótce rozpocząć swe życie u boku przystojnych czarodziejów. Na bal zostały zaproszone wielkie magiczne rody, ikony stylu i szyku, osobistości z ministerstwa oraz oczywiście korespondent ,,Proroka”. Każda z młodych panien według obyczaju zaprasza towarzysza, który najprawdopodobniej zostanie jej przyszłym mężem. Korespondenci naszego czasopisma donoszą, iż Liliann Potter na przyjęcie przyjdzie z Rufusem Windserfindem.
Pod tekstem widniała fotografia dorodnej kobiety w wielkim kapeluszu, uśmiechającej się i machającej do obiektywów.
- Rozumiecie?
Rose i Juliet wymieniły spojrzenia między sobą i ostrożnie pokręciły przecząco głowami.
- Och! Black zaprosił mnie na spotkanie...
- Randkę - wtrąciła Rose.
- Zaprosił mnie na SPOTKANIE, bo chciał wkurzyć Liliann. Zastanówcie się, co Liliann zrobi, gdy się o tym dowie?
- Odwoła Rufusa i pójdzie z Connorem na ten bal - dopowiedziała Juliet.
- Spójrzcie, ta impreza jest w tę niedzielę. ; powiedziała Keira.
- Dobra dziewczyny… - ziewnęła Rose - nie wiem jak wy, ale ja padam. Idę spać, jutro OPCM z Arturkiem.
- A! Keira, a właściwie jaki to dług zaciągnęłaś u Blacka? - spytała po chwili Juliet.
- Nic wielkiego. Zakładałam pułapkę na panią Norris i wtedy Black mnie nakrył. Ja zdążyłam uciec zanim Filch nadciągnął, ale jemu się nie udało. Dostał szlaban, ale mnie nie wydał.
- Widzisz, on nie jest taki zły - mruknęła przez sen Rose.
- Faktycznie, jest fantastyczny - odpowiedziała sarkastycznie Keira.
- Dobra, gasimy świece. - przerwała Juliet.
- Dobranoc kociaki… - zamruczała jak rasowy kot Rose, na co wszystkie trzy wybuchły śmiechem.
***
- Ale czad! Świetny ruch. Wykorzystać cię, by wkurzyć Liliann… Mistrzowskie zagranie.
- Lucas, zamknij się! Mam już wystarczającą depresje przed spotkaniem z ,,Lucyferem”.
Chłopak spojrzał na Keire ze współczuciem. Każdy w Hogwarcie wiedział, że Artur Windserfind to bestia pożerająca na śniadanie kilku uczniów, którzy ,,nie są godni nosić nazwiska wielkich czarodziejów”, a jego ulubioną ofiarą była Keira Potter, pardon Keira Brown, bowiem nie godna jest ona używać nazwiska tak wielkiego maga, jak to orzekł kiedyś mistrz OPCM.
- No dobra, zbieramy się - mruknęła Rose, która również nie należała do jego ulubieńców.
- Poczekaj, dokończę grzankę.
Do klasy dotarły tuż przed dzwonkiem, więc niemal wszystkie ławki były już zajęte. Keira usiadła razem z Rose na samym końcu sali.
- Sisi
- Obecna!
- Hogo…
Profesor czytał listę obecności swym jałowym, wrednym głosem. Keira już dawno się wyłączyła, wpatrując się w rysunki nakreślone na zeszytach Rose.
- Brown? - warknął.
- Jestem - odparła zrezygnowana Keira. Jednak nie udało jej się wtopić w otoczenie. Wytrawny łowca dostrzeże zwierzynę wszędzie.
- Wiem, że jesteś. Umiem łączyć fakty. Jeśli okna są otwarte, a tyły puste, to znaczy, że jesteś w klasie.
Można się tu doszukiwać różnych podtekstów, lecz wszyscy w klasie wiedzieli, o co profesorowi chodzi.
- Nie wpatruj się we mnie jak w bożka, bo co byś nie zrobiła i tak nie będziesz w moim typie.
Klasa zareagowała jak zwykle w takich sytuacjach - ryk śmiechu wypełnił wszystkie kąty. Osoby, których drwiny nie rozśmieszyły można było policzyć na palcach jednej ręki.
- Znowu siedzicie razem?! Brown, do pierwszej ławki!
- Dlaczego?
- Dlatego, że mi się tak podoba; syknął ,, Lucyfer”, a iskry nienawiści zaiskrzyły się w jego oczach.
Keira wstała, trzęsąc się całym ciałem. Pochwyciła swoją torbę i poszła do pierwszej ławki.
- Nienawidzę go, nienawidzę go, nienawidzę; powtarzała jak mantrę, by się uspokoić.
- Co tam mruczysz pod nosem? Wszyscy chętnie posłuchamy co masz do powiedzenia…
Keira już otworzyła usta, by podzielić się z nim jej opinią o nim, gdy nagle drzwi otworzyły się na oścież i weszło marzenie dziewczyn.
- Przepraszam za spóźnienie. Byłem na spotkaniu, w sprawie organizacji ,,nowiu wróżb” z panną Sheilą.
W klasie dało się usłyszeć parę stłumionych chichotów.
Pani Sheila była trzydziestokilkuletnią kobietą, która przy każdej rozmowie podkreślała, że jest panną i, nie zważając na porę roku czy okazję, nosiła wielki różowy szal boa. Uganiała się za Blackiem na równi z pierwszoklasistkami.
- Dobrze - odrzekł szybko Windserfind. Stosunek Lucyfera do Blacka był nieco chłodny, jak już dawno zauważyła Keira, lecz na pewno nie tak chłodny jak w stosunku do niej.
- Podejdź tu, to twoje wypracowanie.
Keira już dawno pogrążyła się w myślach. Teraz na ekranie wyobraźni torturowała tego ludzkiego gada o imieniu Artur. Z rozmyślań wyrwało ją skrzypienie drewnianego krzesła przy jej ławce. Z niechęcią podniosła oczy, modląc się, by nie był to Lucyfer, bowiem nie odpowiadałaby już za siebie.
- Hej! - rzucił Black sadowiąc się wygodnie przy jej ławce, wzbudzając swym zachowaniem ciekawość publiki.
- Panie Black, z tyłu są wolne ławki - odezwał się Windserfind zdziwiony zachowaniem Blacka nie mniej niż reszta klasy.
- Och, tak panie profesorze, zauważyłem, lecz jeśli nie ma pan nic przeciwko, chciałbym coś uzgodnić z Keirą.
Zielonooka miała wrażenie, że powietrze uwięzło jej w płucach, nie może się stamtąd wydostać i zaraz się udusi.
- A co, jeśli można wiedzieć? - dopytywał się zaintrygowany nauczyciel.
Na twarzy Blacka zakwitł nonszalancki uśmiech.
- Widać to wszystko zaplanował - myślała gorączkowo Keira - ale przecież nie powie, że się ze mną umówił przy całej klasie. W dodatku jest tu przecież Liliann… Idiotko, przecież jemu o to właśnie chodzi!
- Ależ oczywiście - wyrwał ją z wewnętrznej bitwy niski głos chłopaka - wczoraj zaprosiłem Keirę na randkę i…
No tak, nie musiał kończyć, osiągnął swój cel. Lucyfer zamarł jakby go spetryfikowano, Rufusowi wypadła szklana kulka, którą przerzucał z ręki do ręki, i roztrzaskała się na posadzce. Nawet portrety na chwilę zaprzestały rozmów, no i Liliann, która wyglądała jakby dostała właśnie w twarz.
Keira w pierwszej chwili nie wiedziała czy zaprzeczyć, roześmiać się, czy pobić Blacka. Postanowiła więc, że nie zrobi nic, zresztą warto było podtrzymywać tę szopkę w zamian za minę Lilian. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Connor Black nie żartował, z takich rzeczy się nie żartuje.
Pierwszy oprzytomniał Lucyfer, odchrząknął i przeszedł do lekcji.
***
Godzinę później Keira wlokła się korytarzem z Rose, Julliet i Lucasem w stronę lochów na eliksiry. Otaczał ich tłum, który rozmawiał tylko o jednej rzeczy.
- Plotki szybko się rozchodzą - mruknął Lucas, gdy mijała ich jakaś grupka piątoklasistów, sprzeczających się o to, jaki eliksir miłosny podała Blackowi ta ,,dziwna dziewczyna”.
Lekcje minęły bez większych zawirowań, to znaczy w połowie dnia wybuchł kociołek Rose, która zamiast lubczyku dodała lutczyku. Oczywiście, tak jak przypuszczała, została wezwana na pogadankę z profesorem od eliksirów. Na lekcje na szczęście nie przyszła elita. Zapewne miała jakieś ważne spotkanie, a usprawiedliwienie dostanie od dyrektora. Kolejny normalny dzień.
Tydzień minął szybciej niż przewidywała na początku Keira. Oczywiście, atmosfera skandalu towarzyszyła jej wszędzie. Na jej wielkie szczęście nie spotkała Liliann, gdyż ta wyjechała do Londynu przygotowywać się do balu. Tak więc było prawie idealnie.
W końcu nastała sobota. Keira obudziła się dość późno, nawet jak na nią. Dochodziła 1 po południu. Dormitorium było już puste. Juliet najprawdopodobniej udała się do biblioteki, a Lucas i Rose powrócili do domów korzystając z pierwszego w tym miesiącu wolnego weekendu. Dziewczyna powoli wygramoliła się z łóżka, po czym napiła się wody stojącej na jej szafce od tygodnia.
- Bleee… - skrzywiła się z obrzydzeniem.
Nagle usłyszała ciche chrapanie. Spojrzała w kąt.
- Mefisto!!! – kot spał w najlepsze nie pomny na cały otaczający go świat.
Keira z uśmiechem drapała kota za uchem. Nie widziała Mefista od tygodnia, jak zwykle włóczył się po okolicy. Spojrzała na niego z czułością. Była to jedna z tych niewielu istot na ziemi, która darzyła ją sympatią. Kot przeciągnął się leniwie, niezadowolony z tego, że ktoś ośmielił się go wyrwać ze snu. Zlustrował ją swym przenikliwym wzrokiem i wrócił do krainy snów. Keira nalała mu mleka, mimo iż była pewna, że kot nie był głodny. Umiał o siebie zadbać należycie.
Ubieranie się zabrało jej o wiele więcej czasu niż zwykle, pomimo tego że narzuciła na siebie wyblakłe dżinsy, czarny T-shirt i trampki, które miały więcej lat niż ona. Ikoną mody stanowczo nie była, ale wszyscy zdążyli przywyknąć.
W Hogsmade była dwie godziny później. Nie udało jej się znaleźć Juliet, więc nie otrzymała od niej błogosławieństwa. Umówiła się z Blackiem w jakiejś restauracji o nazwie „Amorki” znajdującej się w południowej części miasteczka. Włosy targane przez porywisty wiatr zasłoniły jej twarz, co było jej na rękę. Cały Hogwart szumiał od plotek, Rose nawet słyszała raz, jak grupka dziewcząt z klasy pierwszej przygotowywała na nią obławę.
Do „Amorków” doszła w pół godziny. Gdy już znalazła się w środku doznała szoku. To, co znajdowało się wewnątrz przypominało dom Peris Helton, gwiazdki młodej, dziewiczej jeszcze telewizji magicznej. Stoły i krzesła wykończone w tylu empire miały kolor różowy, podobnie jak podłoga i ściany, całe obite różowym puchem. Z sufitu zwisały lampy ze świecami wydzielającymi narkotycznie upajający zapach. Na ścianach wisiały zdjęcia całujących się, obejmujących się, uśmiechniętych par.
- Dzień dobry - zagadała grzecznie kelnerka ubrana w różową, krótką sukienkę - Panna Potter?
- Tak.
- Pani stolik już czeka - wskazała ręką na kąt na końcu sali - Przyjaciel zamówił go kilka dni temu. Ciężko się do nas dostać - dodała dumnie.
- Ymmm… dziękuję. - powiedziała Keira i czmychnęła czym prędzej w kierunku wskazanym przez kelnerkę.
Zapach wypełniający to pomieszczenie przyprawiał ją o zawroty głowy. Miała nadzieję, że Black pojawi się szybko i będą mogli zakończyć ten cyrk.
No tak. Tylko co ona ma robić, kiedy on się pojawi… - pomyślała w tej chwili. Spojrzała na zegarek, nie spóźniła się, co było cudem.
Minuty mijały, goście wychodzili, wchodzili inni. Większość dziewczyn ubrana była w zgrabne sukienki i spódniczki odsłaniające nogi, chłopcy w spodnie i koszule i koszule, lecz jak Keira zauważyła po paru minutach, wszyscy mieli na sobie coś różowego, a to sukienkę, krawat, opaskę… Pewnie był to zwyczaj tego lokalu. Spojrzała na siebie.
- No nic, powiem, że mam różowe majtki - wzruszyła ramionami Keira i natychmiast zaczęła się śmiać, na co kilka osób, będących najbliżej jej stolika, spojrzało na nią jak na wariatkę.
- Musze się natychmiast stąd wydostać, inaczej skończę w św. Mungu na oddziale dla czubów - pomyślała dziewczyna wdychając opary wypełniające pomieszczenie.
Minęła już pełna godzina i nikt nie przyszedł. Keira nie śmiała jednak nigdzie wychodzić, biorąc pod uwagę, to, co musiałaby zrobić gdyby Black przyszedł i jej nie zastał.
Następną godzinę spędziła w towarzystwie kelnerki, która wskazała jej stolik. Widać miała przerwę i nie przeszkadzało jej to, że spędza ją z największą wpadką ,błędem i niewypałem sławnego Harrego Pottera, pomyślała Keira, gdy ta opowiadała jej, który stolik by wybrała, gdyby jakiś chłopak ją zaprosił do tej knajpy, jaki napój by zamówiła (Keira wybrała dwa napary o nazwach Ekstaza i Gołąbeczki, którymi podlała kwiatek stojący obok). Dziewczyna nie była brzydka, ale jak Keira zdążyła zauważyć po minucie jej monologu, niestety była głupia, i to bardzo.
Gdy Keira omdlewała już od afrodyzjaków, którymi powietrze było przesiąknięte, do stolika podszedł chłopiec z Hufflepuffu.
- Hej, mam wiadomość od pana Blacka - zapiszczał na cały głos, na co siedzące dookoła pary obróciły się z zainteresowaniem.
- Zaraz, zaraz… Przecież miałem gdzieś tę kopertę; sapał chłopak, wysypując wszystkie swe rzeczy z torby, w poszukiwaniu listu.
- Zgubiłem; wyszeptał przerażonym głosem pierwszoklasista.
- A wiesz chociaż, o co chodziło Blackowi? - spytała przez nos dziewczyna , gdyż usta miała zatkane chusteczką, która minimalnie filtrowała powietrze.
- Tak. Powiedział żebyś na niego nie czekała, bo nie przyjdzie, tylko tam ładniej to napisał.
- Nie wątpię - wymruczała pod nosem wściekła dziewczyna, odsuwając przy tym z impetem krzesło.
Wychodziła odprowadzana do drzwi wrednymi uśmieszkami, minkami i ogólnym nastrojem rozbawienia. Widać większość z nich nie była do niej przyjaźnie nastawiona.
- Nic nowego - Keira mruknęła na pożegnanie.
Świeży podmuch wiatru przywrócił jej siły fizyczne i umysłowe. Nie obracając się pomaszerowała przed siebie złorzecząc Blackowi, Liliann, Lucyferowi, i nawet kelnerce. Była pewna, że tą anegdotką Liliann będzie zaszczycać swych gości na każdym przyjęciu, a Hogwart będzie ją powtarzał przez co najmniej jedno stulecie. Z furią kopnęła kamień leżący przed nią. Zawsze wychodziła na wszystkim najgorzej, cokolwiek by nie zrobiła i tak dostawała szlaban, karną pracę, zakaz… Black nie przyszedł, bo jej siostra zaprosiła go na bal. Nic jej nie obchodziło, że nie spędziła z tym bufonem godziny w cuchnącej knajpce, bardzo fajnie, ale po co robił z niej idiotkę na całej linii. Jeśli chciał się odwdzięczyć za szlaban, to przesadził. W tej chwili Keira poprzysięgła sobie, że poczeka i odwdzięczy się kiedyś Blackowi z nawiązką. Niestety, przez ten czas będzie musiała znosić pogardliwe spojrzenia świty Liliann i żarty całego Hogwartu. Miała tego serdecznie dość. Zmęczona usiadła na murku. Ciszy wokół nie zakłócał nawet jeden odgłos ptaka, słychać było tylko wycie wiatru, który chłostał ją zimnymi podmuchami, to w plecy, to w twarz. Wiatr i deszcz - najlepsza pogoda, jaką można sobie wymarzyć - uśmiechnęła się Keira. Naprawdę lubiła taką aurę, co dawało jeszcze jeden punkt jej wrogom, by uważać ją za dziwaczkę. Nie przepadała za pogodnymi dniami bez chmurki, były nijakie, nudne, nieokreślone. Zawsze, kiedy padał deszcz i wiał wiatr, ludzie chodzili przygnębieni, nerwowi, nie czuła się wtedy samotna. Czuli się tak, jak ona. Gdy świeciło słońce wszyscy opuszczali domy i wychodzili, a ona zostawała sama. W dzieciństwie zdawało jej się, że słońce ją parzy, że ogień liże jej skórę i się pali. Teraz też nie zmieniło się dużo. Owszem, lubiła wypoczywać w cieniu wierzby nad stawem wraz z Rose, Lucasem i Juliet, ale i tak o wiele bardziej czekała tych dni pełnych wody i wycia. Pogarda i nienawiść jakimi była otaczana w świecie magii, jako nieślubne dziecko, które w związku z nieskazitelnie czystym życiorysem sławnego Harrego Pottera nie powinno się narodzić , sprawiały, że mokre włosy i krople spływające po jej policzkach stały się dobrymi znajomymi, na których mogła liczyć.
Z zamyślenia wyrwał ją szelest liści i czyjeś podniesione głosy. Szybko, kierując się intuicją, schowała się w dole, zapewne przeznaczonym na jakieś magiczne stworzenia. Po smrodzie domyśliła się, że były to gnojojady.
Kroki były coraz bliższe…
Ostatnio zmieniony pt 06 lip 2012, 15:43 przez Froach, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Poczytałam, ale odechciało mi się gdzieś tak w okolicach spotkania trójki bohaterów z Keirą. Jak na fanfik, całkiem przeciętnie, ale da się czytać. Zastanawia mnie tylko umieszczenie tekstu tutaj, skoro jest tyle forów specjalizujących się w ff na podstawie HP.

Wrażenia mam takie, że tekst jest jak dla mnie odrobinę zbyt skomplikowany. Tworzysz misterne konstrukcje słowne, które, niestety, mają to do siebie, że niezrozumienie jednego elementu rozwala całość. Przykład:
A było to bardzo prawdopodobne, jak pomyślał w tej chwili Luckas, przypominając sobie artykuł z ,,Głosu czarodzieja”, w którym pisali, jak bardzo zdolna jest młoda elita Hogwartu, przytaczając jako przykład umiejętność doskonałego kamuflażu młodych uczniów, której uczyli ich Harry Potter i Ron Wesley, Lorky i Sirius Black.
To normalne u młodego twórcy, który się stara. Jednak czytelnikowi (czyt. mnie) psuje to całą radość z lektury - jak (przeciętny) człowiek nie rozumie, to (prędzej czy później) rzuca książką (oprócz tych Pratchett'a. ale on potrafi uczynić niezrozumienie zabawnym).
Tę samą uwagę proszę odnieść do rozwiązań fabularnych, czyli: piszemy ff, a więc opieramy się na kanonie. Żeby wszystko było zrozumiałe. Z kontekstu domyśliłam się mniej-więcej umieszczenia w czasie i niektórych szczegółów, ale gdy zaczęły się te detale piętrzyć i piętrzyć, i PIĘTRZYĆ, zrezygnowałam (gdzieś tak w okolicach "TYCH Windserfindów"). Nie liczę na to, że w tekście takiej objętości autor wytłumaczy mi wszystkie wątpliwości. A nie lubię się domyślać - oczywiście bardziej, niż wymaga tego konkretyzacja.
Tyle ode mnie na temat tekstu. Nie jest źle - postępuję tylko wedle tej polskiej przypadłości, która każe błędy dokładnie wypunktować, a o zaletach ledwie bąknąć. Hm. No, bohaterowie są dość wyraziści i interesujący, co dla tego rodzaju tekstu jest sporą zaletą. I widać, że się starasz.

Mam też wątpliwość natury gramatycznej, którą kieruję do Weryfikatorów, jacy (mam szczerą nadzieję) zdecydują się ocenić ten tekst. Mianowicie: czy dozwolona jest forma "niewolnikami naszego umysłu"? Liczby mi się kłócą i jakoś to nie brzmi, ale sama nie umiem się zdecydować. Proszę o konsultację. I dziękuję.
"Asymilacja i dysymilacja. CO2, H2O,
i światło, światło, światło,
przemiana materii w materię, wzrost i dojrzewanie
w płaskim dysku falującej Galaktyki."

Julia Fiedorczuk "Ramię Oriona"

3
Madison pisze:Zastanawia mnie tylko umieszczenie tekstu tutaj, skoro jest tyle forów specjalizujących się w ff na podstawie HP.
Bo my mamy, rozumiesz, renomę. ;)

Fanfic? HP? Na WM?! Świętokradztwo.
Zobaczmy... OK.

Moje biedne oczy... Zdecydowałaś się na fanfica. Wzięłaś sobie na barki niewykonalne zadanie, bo zechciałaś dorównać jednej z najlepszych współczesnych narratorek: Rowling. Oberwiesz więc podwójnie. Nie tylko za słaby tekst, ale jeszcze za wyręczanie się cudzą wyobraźnią.

Język tego tekstu jest szkolny. W złym znaczeniu.
HP jest o wiele bardziej literacki. Hogwart to nie liceum w pcimiu dolnym, do którego chodzą wulgarne szczyle bez manier, tylko renomowana szkoła dla młodych czarodziejów. Rozdźwięk jest więc ogromny. Rowling była dorosła i pisała dla dzieci (głównie). Ty jesteś dzieckiem, a chcesz pisać jak dorosła dla dorosłych. Błąd. Przenosisz swoje szkolne doświadczenia, szkolne dialogi do tego tekstu. Błąd kolejny. Twoje spojrzenie jest za mało obiektywne. Nie potrafisz (albo nie chcesz) wczuć się ani w chłopaka, ani w dorosłego. Dobrze potrafisz opisać tylko młode postacie kobiece, nadając im (wszystkim) swoje własne cechy. A jeden dobrze opisany bohater na opowiadanie (nieważne pod iloma nazwiskami i fryzurami występujący) to za mało.

Weźmy na warsztat jakiś reprezentatywny fragment... O. Mam:
Dochodziła 8 wieczorem. Keira snuła się nieużywanymi korytarzami ze szlabanu u Filch.
- Stary, głupi, wredny dziad. Nierób i zakała społeczeństwa - przeklinała dziewczyna woźnego, wpatrując się w swe ręce umazane w śmierdzącej zielonej mazi, którą ta stara pierdoła poleciła jej wysmarować wszystkie klatki na dzieci jakie posiadał, a była to spora kolekcja. Ominęła ją kolacja, zresztą i tak by na nią nie poszła - musiała unikać Blacka. To przez niego opuściła eliksiry, zaklęcia, transmutacje i zielarstwo. Longbottonowi powie, że została wezwana. Nie zapyta się zapewne nawet gdzie, więc ma usprawiedliwienie w kieszeni. Łatwość w komunikacji była jedną z wielu cech, które w profesorze ceniła. Za nieobecność na zajęciach transmutacji i zaklęć zarobi pewnie jakiś szlaban typu: nakarmić ludożercze bestiokwiaty, wykuć na tablicy nazwiska wielkich magów-animagów, czy odkleić wszystkie gumy Weasleyów z ławek w Sali Historii Magii, co równało się z zapełnieniem 7 kontenerów wielkości dorodnego trolla. Jednym słowem - normalka. I tak wolała to, niż towarzystwo starego gremlina o nazwisku Filch, którego przy życiu przytrzymywały 2 rzeczy - miłość do swej kotki i nienawiść do świata, syczącego jej do ucha róże sposoby torturowania takich niewypałów jak ona.
- Znalazła się chluba rodziny. Szurnięty psychopata. - syknęła z wściekłością Keira.


I po kolei. W prozie nieładnie jest używać cyfr zamiast tekstu. Więc godzina ósma wieczorem, a nie 8 wieczorem. Pomijając już samą zasadę, tekst "8 wieczorem" należałoby odczytać "osiem wieczorem"...

Wiącha Keiry pasuje tu jak pięść do nosa. Nie wiem po kim miałaby odziedziczyć taki temperament... I głupotę. Żeby gadać do siebie takie bzdury. Nawet jak piszesz wiązanki pod czyimś adresem, one muszą mieć sens.
Jaka zakała społeczeństwa? Jaka chluba rodziny? I dlaczego się znalazła? To jakiś bełkot.

(...)którą ta stara pierdoła poleciła jej wysmarować(...)

Musisz się zdecydować. Jesteś rzetelną narratorką, czy subiektywną bohaterką? A skoro jednak narratorką to nie obsmarowuj postaci drugoplanowych tylko dlatego, że ich nie lubisz. Może nie jechałabyś tak po nich bezmyślnie, gdybyś sama ich wymyśliła, hmm...?

Sycząca z wściekłości "Keira" (swoją drogą to kolejny grzech fanficowców - absolutny brak ucha do imion). Ot, wypisz wymaluj córka wrażliwego, cichego Harry'ego i dobrze wychowanej Ginny. To się kupy nie trzyma.

Co do reszty...

Mój Boże.
Romansideł nie znoszę. A wiesz, czego nie znoszę jeszcze bardziej? Romansideł napisanych przez dzieciaki, które o romansowaniu nie mają pojęcia a swoją "wiedzę" czerpią ze szkolnych intrydziątek. Ech...

W skrócie. Nie ma tu ani pomysłu, ani postaci, ani dialogów, ani opisów. Sama gramatyka i zdolność składania zdań (a to masz, niewątpliwie) nie wystarczy, żeby pisać.

Chcesz pisać romans? To pisz. Tylko po cholerę pakujesz to w ciuszki serii HP? Nie potrafisz wymyślić własnej historii? To nie pisz w ogóle, bo się nie nadajesz. Potrafisz? Udowodnij! Nie idź na łatwiznę! Nie udawaj kogoś kim nie jesteś.

Nie jesteś Rowling. Nie piszesz jak Rowling. Nigdy nie będziesz. Nie zastanawiaj się czy to dobrze, czy źle, tylko pisz jak Ty, i pisz swoje własne historie, nie kradnij cudzych.

Do następnego.
Pozdrawiam
Nine

Dziewięć Języków - blog fantastyczny
Portfolio online

4
Froach pisze:W chwili, gdy wybuchła salwa śmiechu, portret grubej damy, która powróciła piastować swe stanowisko po rekonwalescencji u Larry’ego, uchylił się, by wpuścić Lucasa oraz Juliet. Dwójka przyjaciół już miała skierować swe kroki do kącika wokół kominka, gdzie zazwyczaj rezydowała, kiedy nogi wrosły im w posadzkę.
Froach pisze:W tej chwili zamyślone bożyszcze dziewczyn w promilu tysiąca mil podniósł oczy i dostrzegł sprzeczającą się trojkę.
Dwoje zamieniło się w troje? Magia?
Froach pisze:- Nie no, to już jest lekka przesada! Nie dość, że skorumpowane władze szkoły udostępniły im wszystkie lepsze lokale w Hogsmeade, by umożliwić im „doskonalenie magicznych umiejętności” i mają wszystkie lepsze miejscówki w klasach wykładowych i na stadionie, to jeszcze ośmielili się zająć nasze miejsce przy kominku!
Kto - ONI?
Froach pisze:przerwał nagle ich sprzeczkę Connor lekko zniecierpliwionym tonem, nie zapomniał jednak o swym nonszalanckim uśmiechu.
szyk - Connor przerwał ich sprzeczkę lekko zniecierpliwionym tonem.
nonszalancki - traktujący innych w sposób lekceważący;
Jak więc mógł na raz być zniecierpliwiony i nonszalancki?
Froach pisze: Keira snuła się nieużywanymi korytarzami ze szlabanu u Filch.
Snuła się ze szlabanu? Wiem co to szlaban, ale jak z niego można się snuć?
Froach pisze:Mówię wam, to szujstwo znów się zepsuło.
Co znaczy słowo "szujstwo"?
Froach pisze:dusząc się ze śmiechu na widok ich zdyszanych min.
zdyszane miny - neologizm wielce zastanawiający... Nie podoba mi się.
Froach pisze:Ja was w to wciągnęłam i ja was z tego wyplątam.
wyplączę
Froach pisze:- Co ty, Black, bobra zgrywasz?
- Kogo? - wypalił rozśmieszony do łez chłopak.
- Nie udawaj idioty, zresztą ty przecież nie musisz udawać…
- Uspokój się. Ujmę to tak: jedna randka ze mną w tę sobotę, a to cudo - wskazał na dziennik - należy do ciebie.
- Bo ON należy do mnie!!!
- Aktualnie nie, ale twoja dobra wola może to zmienić.
- Daj spokój Keira, to tylko jedna randka - ledwo wykrztusił Lucas zataczający się ze śmiechu.
- CO? Nie ma mowy, moja reputacja ległaby w gruzach.
- Nie bardziej niż moja - mruknął zniecierpliwiony i zdenerwowany Black.
- Hej, to ty proponujesz mi, yyy… no, spotkanie.
- Uwierz mi , że nie robię tego z powodów sercowych. Konieczność mnie zmusza.
Ta wymiana zdań nie za bardzo mi się podoba. Jest tak sztuczna jak amerykańskie filmy o nastolatkach z tzw. dobrych szkół.
Froach pisze:- Spójrzcie, ta impreza jest w tę niedzielę. ; powiedziała Keira.
Kilkakrotnie pojawia się ten znaczek - nie rozumiem dlaczego i po co? Jakiś błąd? Celowe działanie?
Froach pisze: Dobra, gasimy świece. - przerwała Juliet.
Magowie dojrzeli do magPhone'ów a nie dojrzeli do energii elektrycznej? Nigdy tego nie zrozumiem.
Froach pisze: Musze się natychmiast stąd wydostać, inaczej skończę w św. Mungu na oddziale dla czubów - pomyślała dziewczyna wdychając opary wypełniające pomieszczenie.
muszę
Co to za opary? Wspominasz o nich dwukrotnie, ale niczego nie wyjaśniasz?

I co było dalej?

Widzisz, zainteresowało mnie.
Napisałaś cd?
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”