... Martyna obudziła się w jakimś domu. Jak tam się znalazła? Nie przypomniała sobie tego nigdy. Kiedy otworzyła oczy, pochylała się nad nią jakaś para ludzi w średnim wieku, mężczyzna i kobieta.
- No , wstawać, wstawać – mówiła z pogardą i obrzydzeniem w głosie obca kobieta szturchając ją parasolem, takim rasowym, z zaokrągloną rączką i z ostrym szpikulcem z drugiej strony. Nawet nie zechciała jej dotknąć gołą ręką, jakby była trędowata.
- Dobra, dobra, spadówa. Paszła won – wybełkotała półprzytomna.
- Ja ci dam won, cholero jedna, łajdaczko.
Dopiero, gdy na głowę Martyny spadły jakieś resztki bigosu, czy jajecznicy, dotarło do niej, że właściwie nie wie gdzie jest. Facet z którym była poprzedniego wieczoru wogóle nie zareagował na sytuację i jak gdyby nigdy nic stał obok stolika podnosząc kolejno stojące na nim butelki po piwie, prześwietlał pod światło i spijał to co w nich pozostało.
- Kogoś ty tu sprowadził. Tadziu. Czekaj . Ty jeszcze jakiegoś ejca załapiesz i wtedy dopiero zmądrzejesz. Ale będzie już za późno. Niech no się jeszcze Renia dowie.
- Spokojnie mamuśka. Nie dowie się.
- Dowie się, bo ja sama, osobiście ...
Martyna zsunęła się wersalki i korzystając z zamieszania czmychnęła ku drzwiom. Po drodze pochyliła się tylko sięgając po buty. Miała też torebkę, ale zrezygnowała z odzyskania jej, bo musiałaby podejść zbyt blisko „mamuśki”. A zresztą i tak nic takiego w niej nie było. Kiedy już myślała, że jest poza zasięgiem mieszkańców domu, w którym spędziła noc, poczuła jak coś celnie trafiło ją w głowę.
- Zabieraj swoje manatki i więcej żebym cię tutaj nie widziała – usłyszała na obchodne podnosząc z podłogi torebkę.
Martyna zbiegała już po schodach, kiedy raz jeszcze drzwi otworzyły się i ujrzała w nich ... swoje majtki dumnie powiewające niczym sztandar na parasolce mamuśki.
- I jeszcze to flądro jedna.
Mamuśka z impetem rozhuśtała parasol i szmyrnęła majtkami w kierunku Martyny. Potem usłyszała jeszcze z za zamkniętych już drzwi uspokajający głos Tadzia, który usiłował udobruchać mamuśkę.
2
Już można skrócić, przerabiając zdanie tak, aby pochylali się nad nią kobieta i mężczyzna... Martyna obudziła się w jakimś domu. Jak tam się znalazła? Nie przypomniała sobie tego nigdy. Kiedy otworzyła oczy, pochylała się nad nią jakaś para ludzi w średnim wieku, mężczyzna i kobieta.
tak ciężko je odróżnić?Dopiero, gdy na głowę Martyny spadły jakieś resztki bigosu, czy jajecznicy,
Krótkie, a z błędami. Stylowo źle nie jest, ale narracyjnie bardzo słabo: pokazujesz jakąś babkę leżącą, tylko, gdzie ona leży wychodzi pod koniec tekstu. Tytuł i fragment niczego nie tłumaczą - postaci są, ale to wszystko - sytuacja jest wyrwana całkowicie z większego kontekstu i zbrakło ci wprawy, aby w tym fragmencie cokolwiek ukazać, chociażby zawrzeć tu ową Łajdaczkę - ponieważ bohaterki jest tutaj najmniej. Ona jawi się tylko jako "ktoś", i tyle. Nie podobało mi się.
Przecinki także kuleją.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Re: ŁAJDACZKA
3... jakimś, jakaś... Przynajmniej jeden z zaimków nieokreślonych warto wyeliminować.... Martyna obudziła się w jakimś domu. Jak tam się znalazła? Nie przypomniała sobie tego nigdy. Kiedy otworzyła oczy, pochylała się nad nią jakaś para ludzi w średnim wieku, mężczyzna i kobieta.
Proponuję usunąć zaimek „jakieś” oraz zdecydować się albo na bigos, albo na jajecznicę:Dopiero, gdy na głowę Martyny spadły jakieś resztki bigosu, czy jajecznicy, dotarło do niej, że właściwie nie wie gdzie jest.
Dopiero, gdy na głowę Martyny spadły resztki bigosu, dotarło do niej, że nie wie, gdzie jest.
[1] – w ogóleFacet z którym była poprzedniego wieczoru [1]wogóle nie zareagował na sytuację i jak gdyby nigdy nic stał obok stolika podnosząc kolejno stojące na nim butelki po piwie, [2]prześwietlał pod światło i spijał to co w nich pozostało.
[2] – Masło maślane. Może: spoglądał na nie pod światło...
Ponadto powyższe zdanie, jak cały tekst, cierpi na braki w przecinkach.
[1] – zsunęła się z wersalkiMartyna [1] zsunęła się wersalki i korzystając z zamieszania czmychnęła ku drzwiom. Po drodze [2] pochyliła się tylko sięgając po buty.
[2] – Milsze dla ucha (przynajmniej mojego) byłoby: sięgnęła po buty lub: chwyciła buty lub: schyliła się po buty...
Lepiej: A zresztą i tak nic cennego w niej nie było.A zresztą i tak nic takiego w niej nie było.
na odchodneusłyszała na obchodne
Chodzi zapewne o słowo szmyrgnąć albo smyrgnąć = rzucić z rozmachem.Mamuśka z impetem rozhuśtała parasol i szmyrnęła majtkami w kierunku Martyny.
[1], [3] – usunęłabym ze zdania.Potem usłyszała [1]jeszcze [2]z za zamkniętych [3]już drzwi uspokajający głos Tadzia, który usiłował udobruchać mamuśkę.
[2] - zza
Tekst nijaki, bez polotu, bez pointy, bez pazura... Postaci wykonują jakieś ruchy, wypowiadają kwestie, lecz całość donikąd czytelnika nie prowadzi. Nie wiadomo, o co chodzi, na co chcesz zwrócić uwagę czytającego. Tekst wchodzi jednym uchem, wychodzi drugim i nic po sobie nie pozostawia. I mimo że całkiem nieźle oddałaś klimacik owej „meliny” w takich szczegółach, jak szturchanie bohaterki parasolem przez mamuśkę, mężczyzna unoszący butelki, patrzący na nie pod światło, bigos lądujący na głowie kobiety etc., całość nie podobała mi się.
Ponadto, jak już wspomniał Martinius, interpunkcja do porządnego szlifu.
„Pewne kawałki nieba przykuwają naszą uwagę na zawsze” - Ramon Jose Sender