Zielone kafle, metalowe stoły i przeraźliwy chłód. Natalia poczuła jak nogi zmieniają się w giętkie, wiotkie patyki, na których za moment nie będzie w stanie się utrzymać. Niewielkie kropelki potu zbierały się na, przykrytym włosami, czole. Zupełnie nieuzasadnione zjawisko, gdyby, choć w przypływie emocji ogarnęła ją fala ciepła. Nic. Zimno, złowieszczo i ten zapach. Już kiedyś była w podobnym miejscu. Identyczna niemal sceneria. Ta sama drażniąca nozdrza woń i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu pomieszczenie. Deja vu. W żaden sposób nie mogła sobie przypomnieć, kiedy i w jakim okolicznościach mogła się tu znaleźć. Przecież nigdy w życiu nie była w kostnicy. Za nic w świecie z własnej i nieprzymuszonej woli nie postawiłaby nogi w tak odrażającym miejscu, a jednak opanowało ją to uczucie. Niesamowite, mogłaby przysiąc, że zna tu każdy zakamarek. Dwa metalowe stoły na kołach, ustawiono w zupełnym nieładzie. Natalia oparła się o jeden z nich, obawiając utraty równowagi.
- Wszystko w porządku? – zapytał towarzyszący jej policjant.
- Nic nie jest w porządku. Zróbmy to wreszcie, chcę stąd wyjść jak najszybciej – powiedziała, ocierając rękawem twarz. Nie wiadomo czy bardziej z powodu spływającego potu, czy też z uczucia mrowienia w bliżej nieokreślonym punkcie głowy. – Duszno jakoś – dodała.
- Za chwilkę, wytrzymasz? Zaraz przyjdzie patolog i będzie po wszystkim.
Głuche kroki odbijały się od zniszczonej, również zielonej, terakoty. Lekarz pewnie nosił drewniaki. Każdy dobiegający do nich odgłos marszu brzmiał niczym echo odbijające się od lodowatych kafli, wywołując przerażenie.
Natalia wyprostowała się i nieznacznie potrząsnęła głową. Czuła wyraźnie. Każdy włos z osobna prostował się i stawał na baczność, a tuż przy samej skórze przebiegło stado mrówek. Szklane drzwi, za którymi znajdował się ciemny korytarz, otworzyły się i stanął w nich gospodarz prosektorium.
- Witam – rzekł beznamiętnie i wyciągnął dłoń w geście powitania do towarzyszącego dziewczynie, policjanta. – Gotowi? – zapytał równie obojętnie.
Funkcjonariusz zerknął na dziewczynę, a ujrzawszy delikatne skinienie głową, przytaknął.
- Po pierwsze, nim zobaczysz ciało, chciałbym zadać ci kilka pytań. W porządku? – Patolog zwrócił się do Natalii i wyciągnął z szuflady, zniszczonego biurka, formularz.
- O ile będę potrafiła, odpowiem. Proszę pamiętać, nie jestem krewną Michała, tylko koleżanką.
- Pamiętam, pamiętam – odpowiedział, wciąż szukając czegoś w szufladzie. – Nigdy nie wiem, gdzie mam długopis – rzucił bardziej do siebie niż do nich. – Okej, już mam. Zaczynajmy. Imię i nazwisko denata.
- Michał Siwiński.
- Data urodzenia?
- Dokładnie nie wiem. Luty, siedemdziesiątego szóstego. Nie znam dnia.
- Zamieszkały?
- Maciejowice, czternaście.
- Czy zmarły ma jakieś znaki szczególne?
- Znamię nad lewym uchem i bliznę po operacji wyrostka.
- Kolor oczu?
- Brązowe.
- Czy w ostatnim czasie denat odwiedzał dentystę?
- Nie wiem.
- Czy chorował na jakieś przewlekłe choroby?
- Raczej nie.
- Dobrze. – Mężczyzna w zielonym kitlu pokiwał głową. – Teraz pokażę ci spodnie, które miał na sobie, kiedy został odnaleziony, przyjrzyj się uważnie. – Lekarz podszedł do metalowej szafki i wyjął, owinięty w folię, pakunek. Ostrożnie wyciągnął niebieskie, mocno zniszczone jeansy i chwytając w dłonie za przeciwległe szlufki, rozłożył je szybkim ruchem. – Czy rozpoznajesz tę część odzieży, jako należącą do denata?
Natalia podeszła bliżej. Starała się skupić całą uwagę na okazywanej rzeczy, lecz wciąż coś jej przeszkadzało. Błądziła wzrokiem po ścianach, posadzce, gdziekolwiek byle jak najmniej na przedmiocie, który nakazano jej oglądać.
- Nie wiem, nie jestem pewna. Michał chodził w dżinsach, ale dziś wszyscy noszą takie. Nie wiem, to mogły być jego spodnie, równie dobrze mogły należeć do każdego. Są brudne – stwierdziła, chcąc chwycić w dłoń jedną z nogawek, jednak stojący obok policjant powstrzymał ją.
- Nie dotykaj. Dobrze?
- Przepraszam.
- Michał nosił zawsze taki zegarek dziwny. Był koloru rdzy, pamiętam – uśmiechnęła się z nostalgią. – Śmiałam się z niego, że zegarek nawet mu się zestarzał. Miał ruchomą tarczę, a na niej wszystkie znaki zodiaku i te wskazówki. Nie były jak większość, on miał błyskawice.
- Czy to ten zegarek? – Patolog podał dziewczynie fotografię, na której oznakowany czarnym numerem, widniał opisany przez nią przedmiot.
- Tak, dokładnie taki – odpowiedziała i naraz wciągnęła głęboko powietrze, resztką sił opanowując atak płaczu.
- Chcesz chwilę odpocząć?- Patolog wskazał stojące przy biurku krzesło. – Może wody?
- Nie. Chcę stąd wyjść jak najszybciej.
- Może jednak się napijesz, nim obejrzymy ciało? – ponowił pytanie śledczy.
- Chcę to mieć za sobą.
- Pozwól za mną – zaproponował lekarz i ruszył w kierunku drugiego, znajdującego się za grubą, gumową kotarą, pomieszczenia.
- Chwileczkę – zawahała się. – Czy strasznie wygląda? Nie jestem pewna, czy chcę go zobaczyć. Boję się – zaszlochała cichutko.
- Nie musisz, w każdej chwili możemy stąd wyjść. I tak bardzo nam pomogłaś. – Policjant chwycił dziewczynę pod ramię.
- Co się stanie, jeśli teraz wyjdę?
- Nic. Przeprowadzimy identyfikację DNA. Nic takiego się nie stanie – odpowiedział.
- Dobrze. Zrobię to. Zaczynajmy.
Chłodnia nie wyglądała tak jak się tego spodziewała. Masywne drzwi i zamiast ogromnych, wysuwanych szuflad półki na ludzkie zwłoki. Ciało Michała musiało zostać wcześniej przyszykowane, gdyż nie zajmowało miejsca na metalowym regale, a umieszczone zostało na stole, w środku pomieszczenia.
Lekarz zajął miejsce u wezgłowia i chwycił zamek błyskawiczny czarnego worka, w którym kryły się zwłoki.
- Możemy? – zapytał łagodnie.
Skinęła głową. Charakterystyczny dźwięk rozpinanego suwaka, przyprawił ją o dreszcze. Natalia patrzyła na ukazujące jej się przez wąską szczelinę, ciało Michała. Patolog rozsunął zamek do wysokości klatki piersiowej i rozchylił dwie części czarnego tworzywa, odsłaniając znaczną część zwłok.
Pochyliła się nad twarzą, szczerze zdziwiona własnym zachowaniem. Bardziej spodziewałaby się panicznej ucieczki niż chęci spojrzenia na leżącego przed nią chłopaka, z bliska.
Nienaturalnie sztywne włosy poczuła pod palcami, gdy z wielką troską przejechała po głowie zmarłego. Zmierzała w stronę lewego ucha. Odgarnęła włosy. Na skórze widoczna była podłużna, ciemnobrązowa plama z kilkoma wyrastającymi z niej brodawkami
- Mówiłam, że tu będzie? – spojrzała smutno na towarzyszących jej mężczyzn, pokazując znamię. – Podobno jego matka wystraszyła się ognia i złapała ręką za głowę w tym miejscu. Babcia mi opowiadała.
Rozgarnięte włosy doprowadziła do porządku, zaczesując palcami i wciąż z taką samą troską gładziła po głowie.
Wyglądał inaczej niż za życia. Twarz wydawała się chudsza i jakby workowata, nie widać już było charakterystycznych bruzd biegnących od nozdrzy do kącików ust. Policzki zapadnięte, nos wyjątkowo długi. Nie potrafiłaby też określić jednoznacznie zabarwienia skóry. Żółty, przemieszany z sinym. Fioletowe podbiegnięcia pod oczami i paznokcie w identycznym odcieniu. Dotykając ciała odniosła wrażenie jakby usiłowała uścisnąć drewno. Kamienne, zimne, niemające w sobie nic z miękkości. Twarde. Przesunęła dłonią po szyi i ramionach denata i poczuła sporej długości rysę. Odsłoniła miejsce odkrycia, rozsuwając brzegi czarnego worka.
- Co to jest? – wskazała na kilkunastocentymetrowe nacięcie, biegnące od barku przez mięsień piersiowy do mostka.
- Rana cięta. Bardzo prawdopodobne, że powstała w wyniku upadku – powiedział zdziwiony nagłym zainteresowaniem dziewczyny, lekarz.
- Wątpię – odpowiedziała. – Nie znam się na tym, ale w wyniku upadku nie zachodzi większe prawdopodobieństwo, że rana miałaby poszarpane krawędzie? – Ta wygląda na równiutkie cięcie.
Żaden z mężczyzn nie odpowiedział. Natalia wciąż przyglądała się zwłokom Michała.
- Widział pan jego ręce? – zwróciła się do śledczego, unosząc oburącz prawą dłoń zmarłego.- Niech pan spojrzy na kości. – Przejechała kciukiem po grzbiecie dłoni. – Są poobijane. Tak. Wyraźnie obite jakby się z kimś tłukł.
Policjant z większa uwagą przyglądał się badającej ciało dziewczynie, niż samemu obiektowi identyfikacji.
- To jest Michał! – krzyknęła nieoczekiwanie. – Mogę stąd wyjść?
Nie umieli zrozumieć zachowania dziewczyny. W jednej chwili spokojna, opanowana do granic możliwości, a za moment jakby trafił w nią piorun. Odskoczyła w popłochu od ciała i zaczęła dreptać w miejscu.
- Jezu, zabierzcie mnie stąd!!! – Odwróciła się plecami i rękami zasłoniła twarz. - Nie, nie płakała. Jęczała, syczała, krzyczała, ale nie płakała. – Duszę się!!!
Prosektorium od zewnątrz wyglądało jak barak w kształcie litery L. Dłuższa ze ścian otoczona pasmem stosunkowo młodych brzóz. Lekki powiew wiatru ochłodził rozpalone ciało i zmysły dziewczyny. Świeże powietrze zaowocowało poprawą samopoczucia, ale też wywołało coś w rodzaju nagłego przyswojenia faktów. Natalia zdała sobie wreszcie sprawę z tego, w czym przed chwilą uczestniczyła.
- Lepiej się czujesz? – zapytał stojący obok policjant.
- Chyba – odpowiedziała, przecierając twarz dłońmi. – To już koniec?
- Prawie. Musisz tylko podpisać protokół z identyfikacji i to wszystko.
- Nie wrócę tam – powiedziała spokojnie.
- Nie musisz, załatwimy to w biurze. – Wskazał ręką na jedyne skrzydło budynku.
- Proszę powiedzieć, co tak naprawdę się stało.
- Wychodzi na to, że wypadł z pociągu.
- A te ślady na jego ciele?
- Jak mówił biegły, mogły powstać na skutek upadku, a te krwawe podbiegnięcia odpowiadają plamom opadowym, pośmiertnym. Według ustaleń patologa, zgon nastąpił między dwudziestą czwartą a pierwszą w nocy. Przyczyną śmierci, bezpośrednią przyczyną było uszkodzenie pnia mózgu.
- Jakoś mało wiarygodnie to brzmi. W jakim celu miałby wsiąść do pociągu? Gdzieś do dwudziestej drugiej był u nas, umówiliśmy się na następny dzień. Widział pan jego ojca? Czy on mógłby zostawić go samego w domu? Bez opieki na kilka dni?
- Został znaleziony jak już mówiłem przy nasypie kolejowym, przez wracającego z nocnej zmiany w młynie, mężczyznę. Żył jeszcze. Zmarł po czterech godzinach od znalezienia, nie odzyskał przytomności ani na moment. Wiem, trudno to zrozumieć, nie łatwo wyjaśnić zachowanie i ustalić pobudki, jakimi ktoś się kieruje, jednak takie są fakty.
- Koło nasypu kolejowego, mówi pan. Czyli na polu, po prostu?
- No, w sumie tak.
- To, jakim cudem ma tą ranę na piersiach i dlaczego posiniaczone dłonie? Dobrze, przyjmijmy, że wypadł z pociągu. Załóżmy, że stał oparty o drzwi, tak? Obiema rękami opierał się o poręcz, nogi zaś nieopatrznie postawił tuż przy drzwiach. Nagle nie wiadomo jak drzwi się otwierają i wypada. Jeśli stoi przodem, upada na twarz. Pociąg jedzie po skarpie, także mamy do czynienia z toczeniem z jakiejś tam wysokości. Wyobrażam sobie, że twarz miałby, co najmniej podrapaną. Na takich nasypach najczęściej rośnie wysoka, ostra trawa. Prawda? Dalej, spadając z pewnej wysokości zachodzi prawdopodobieństwo, że skręciłby kark prędzej niż doznałby akurat takiego urazu głowy? A rozważmy jakby to wyglądało, gdyby stał tyłem do drzwi, wtedy pewnie na skutek ciągu zostałby wessany pod skład, czyż nie? Przecież opierałby się wtedy bezpośrednio o drzwi i brak oporu przy wypadaniu według mnie bez problemu wciągnąłby go pod maszynę.
- Nie koniecznie – sprostował.
- Dobrze, nawet, jeśli wyrzuciłoby go tyłem, więcej ran i zadrapań miałby na plecach.
- Rozumiem, co chcesz powiedzieć. Twoim zdaniem to nie był wypadek?
- Oczywiście, że nie. I nie rozumiem jak mogliście przyjąć, że było inaczej. Dla mnie wygląda to na celowe wypchnięcie z pociągu. Mogło tak być, że ktoś starał się go wyrzucić, Michał złapał za poręcz i próbował się zaprzeć, wtedy ten ktoś bił go czymś po zaciśniętych na barierkach dłoniach, stąd zasinione kostki. Ta rana, wygląda jakby został draśnięty czymś ostrym, może nawet uraz głowy pochodzi od uderzenia, ale jeszcze w pociągu.
- O nie, uraz głowy najpewniej powstał na skutek uderzenia o coś tępego. Biegły uznał, że w grę wchodzi polny kamień.
- Dobrze, to uderzenie w głowę. Ale to nie jedyne obrażenie, jakie ma. A poza tym, dlaczego był tylko w spodniach? Gdzie miał koszulkę? Buty? Niech mi pan nie mówi, że nie zastanawialiście się nad tym? – spojrzała na mężczyznę z nadzieją, że coś w nim drgnie.
- Tak, myśleliśmy o tym. Kradną, wiesz? Masz pojęcie jak kradną?
- Kto? Przecież na Boga nie znaleziono go gdzieś na obrzeżach miasta, tylko w szczerym polu. Kto niby miał go tam okraść? No kto? – zapytała z niedowierzaniem.
Dziewczyna przyglądała się policjantowi z coraz większym rozdrażnieniem. Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo zakończyli w zasadzie niepodjęte dochodzenie.
Śledczy wskazał ręką drzwi, do których już kilkanaście minut temu się zbliżyli. Obdarzyła go lekceważącym spojrzeniem.
- Poszliście na łatwiznę – stwierdziła i ruszyła pierwsza, w kierunku biura.
Lekarz czekał na nich. Przed nim na biurku leżały spięte zapisane formularze, które na widok wchodzącej dziewczyny zaczął opieczętowywać, a następnie umieszczał na każdej z nich krótką adnotację i składał podpis. Po zakończeniu, każdą z nich obejrzał dokładnie i dopiero wówczas podsunął w kierunku dziewczyny, równocześnie podając długopis.
- Na każdej ze stron, w dole kartki złóż czytelny podpis – poinstruował.
Zrobiła dokładnie to, co jej nakazano i zaopatrzona w jeden z egzemplarzy, opuściła biuro. Policjant zapytał jeszcze o szczegóły związane z pochówkiem, jednak dziewczyna nie miała najmniejszego pojęcia, co dalej.
Całą drogę rozmyślała o zdarzeniu. Tak bardzo chciała zapomnieć, choć na krótką chwilę. Zamknąć oczy i nie zobaczyć jego twarzy. Nie dostrzec tego nienaturalnie wydłużonego, bezbarwnego i nieruchomego oblicza.
Zbliżali się do Maciejowic, policjant kilkakrotnie usiłował nawiązać rozmowę. Natalia nie potrafiła dyskutować. Na każde zadawane pytanie odpowiadała grzecznościowo, lecz nie rozwijała myśli.
Czekając na żywych
1
Ostatnio zmieniony ndz 29 sie 2010, 16:31 przez iska36, łącznie zmieniany 1 raz.