Początek

1
Siedziałam na parapecie wpatrując się w pobliski las i rozmyślałam. W ostatnim czasie coraz częściej to robiłam. Dlaczego? To pytanie zawsze pozostawało bez odpowiedzi. Choćbym niewiadomo jak się starała nie znajdę jej.

Otworzyłam okno i weszłam na dach. Usadowiłam się w moim ulubionym miejscu, między kominami. Stąd był najlepszy widok na pobliską panoramę. Uwielbiam siedzieć tutaj w nocy, gdy srebrny blask sączy się z księżyca, a wiatr wieje między pobliskimi drzewami. Ten wiatr niósł ze sobą piękny zapach lasu. Kocham ten zapach. Czuję się wtedy, jakbym przenosiła się w czasie. Serce bije mi wtedy nierówno, a w oczach szklą się łzy. W takich chwilach bardzo mi czegoś brakuje. Ale czego? Nie potrafię odpowiedzieć. Moje ciało prawie pękało z dotkliwego bólu. W tym zapachu było jeszcze coś innego. Pieśń minionych wieków. Czuję się bardzo związana z tym wszystkim. Wtedy najchętniej wyłabym z tęsknoty za tym „czymś”, co utraciłam i nigdy więcej nie miałam odzyskać. Serce przeszywał ból nie do opisania. W takich chwilach uciekłabym do lasu. Tam czułam się bezpiecznie.

Ale nie mogłam. Coś trzymało mnie w tym domu. Więzi rodzinne. Oddanie. Tak, za swoich rodziców oddałabym życie.

Niebo zrobiło się czarne, a księżyc i gwiazdy przygasły. Wiatr ustał. źrenice z zadziwiającą szybkością przystosowały mi się do panującej ciemności. Wytężyłam słuch. Coś było nie tak. Oderwałam się od ciepłego komina i jak najciszej podeszłam do brzegu dachu. Wpatrywałam się w skraj lasu. Z pobliskiego drzewa zerwał się przerażony gołąb. Spośród drzew wyłonił się prawie niewidoczny kształt zwierzęcia potężnych rozmiarów. Powolutku podszedł do szopy i wydał z siebie niski pomruk.

Ach! To przecież Runo! Zręcznie zeskoczyłam na miękką trawę. Runo to wielki szary wilk z szarymi łapami i pyskiem. Jego lewe uch było do połowy nadgryzione. Zapewne pamiątka po jakiejś walce. Liczył sobie trzy wiosny. Był za duży jak na wilka, lecz jednak był nim. Kiedy stałam wyprostowana jego łeb równał się z moim ramieniem. Jednak nie jestem jakimś niskim kurduplem. Ostatnio, kiedy się mierzyłam miałam 1.79 cm.

Wilk wyrwał mnie z rozmyślań powalając na ziemię i radośnie warcząc. Nie widzieliśmy się jakiś czas. W odpowiedzi chwyciłam jego pysk dwiema dłońmi i zaczęłam nim szarpać. Przez chwilę trwaliśmy w tych zapasach.

- Och, Runo, długo cię nie było. Gdzie się podziewałeś?

W odpowiedzi popchnął mnie w kierunku drzwi wejściowych.

- Do domu? Chcesz wejść do domu? – droczyłam się, a on coraz mocniej mnie popychał.

- Och, no dobra. Niech ci będzie - Uśmiechnęłam się i podrapałam go między uszami – Chodź. Mama się ucieszy.

W końcu wpuściłam go do domu i skierowałam się w stronę kuchni

- Kochanie, byłaś na dworze? – spytała nie odwracając się

- Tak. Mamo, Runo wró…

- Runo! – Wykrzyknęła uradowana odwracając się na pięcie i zarzuciła ręce na szyję wilka – gdzie się podziewałeś kochany byku?

Zawsze określała go bykiem. Rzeczywiści, był rozmiarów młodego byczka. Kiedy go ściskała, on wsadził nos w jej gęste rude włosy. Zawsze tak robił. To był taki „ich” uścisk. Kiedy w końcu się od siebie odczepili, zaprosiła nas na makaron z bazylią i mnóstwem czosnku.

- Ummm… pychota – powiedziałam to czując już ten zapach w ustach.

- Gui, zawołaj tatę, bo mu wystygnie.

Tata, jak zwykle siedział przed telewizorem i oglądał jakiś program. Tym razem dziennik.

- Tato, mama woła na kolację. Twoje ulubione, makaron z bazylią i czosnkiem – powiedziałam i w napięciu czekałam na reakcję. Każdy mój nerw był gotowy do obrony. Mięśnie napięły mi się. Czekałam.

Blond czupryna odwróciła się w moją stronę, a mleczne oczy przeszywały mnie na wskroś. Poruszył nosem. Chyba już zwęszył. Wnętrza moich dłoni zwilżyły się w napięciu. Wstał, wyłączył telewizor i zwrócił się ku mnie. Brwi wskazywały, ze nad czymś rozmyśla. Jego postać górowała nad moją. W końcu miał ponad dwa metry. Mięśnie wyraźnie rysowały się pod dość obcisłą koszulką. żyła na skroni zaczęła niebezpiecznie pulsować. Nie było jej prawie widać pod słomianymi kosmykami opadającymi mu na czoło.

- Znowu? – warknął niskim głosem – Znowu zaczynasz? – coraz bardziej podnosił głos – Byłaś w lesie, tak?! Spotkałaś tego bydlaka, co?!

- Co tu się dzie… - chciała zapytać mama, ale nie dokończyła. Jej twarz pobladła, a do fiołkowych oczu napłynęły łzy – tylko nie to! – wyksztusiła cicho.

- Virginio! To już zaszło za daleko! – zwrócił się do matki – Tak dalej być nie może! To dziecko ma siedemnaście lat, a nigdy w życiu nie widziało ludzi w większej grupie! Gania całe dnie po lesie z tym cholernym wilkiem, a ty jej na to pozwalasz. Starałem się zorganizować jej prywatne lekcje, ale tak się nie da! Znika wtedy jak kamfora! I do tego to bydlę. Kto to widział, żeby ludzie przyjaźnili się z wilkami?! I żeby jeszcze spędzać z nimi tyle czasu?

Mama osunęła się na sofę zakrywając twarz rękoma. Po chwili słychać było słaby szloch. Ja przez ten czas wpatrywałam się w nią z niepokojem. Nie wytrzymałam.

- No i patrz, co narobiłeś! – krzyknęłam mu prosto w twarz – Nie masz na kim innym wyżywać się, tylko na niej? Popatrz tylko! Ona już dłużej nie wytrzymuje! Chcesz, żeby nabawiła się jakiejś choroby? – te słowa po prostu wyplułam – Nie liczysz się z uczuciami innych. Chcesz, żeby tobie było tylko najlepiej… - nie chciałam tego powiedzieć, ale stało się. Nie miałam siły na nic więcej. Gdyby teraz zaatakował, Runo byłby moją jedyną deską ratunku.

Spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem. Nienawidziłam go z całego serca, ale też kochałam. Wiedziałam, że martwi się o mnie i kocha. Tylko, że człowiek czasami potrzebuje ujścia emocji. Dzisiaj właśnie tak było. Usłyszałam ruchy w kuchni. To Runo niepokoił się o mnie. Tata patrzył raz na mnie, a raz w stronę kuchni i po chwili jego twarz złagodniała. Powiedział coś, ale nie usłyszałam, bo bezwładnie osunęłam się na podłogę.

Obudziłam się we własnym pokoju. Leżałam przytulona do Runo, na miękkiej skórze z barana. Było mi bardzo przyjemnie i ciepło. Wilk lekko posapywał przez sen i kłapał szczękami. Uśmiechnęłam się i przylgnęłam do niego ciaśniej.

Mój pokój był inny niż pokoje zwykłych nastolatek. Chodzi mi o wystrój.

Podłogę pokrywały ciemnobrązowe panele, a ściany były koloru lasu o zmroku. Miałam wielką dębową szafę, w której trzymałam ubrania. Na ścianach wisiało pełno półek, w których znajdowały się moje leśne trofea, min. Ciekawe kamienie, liście, szyszki, a na ziemi korzenie lub gałęzie, które tylko dla mnie coś znaczyły. W lewym rogu pokoju znajdował się stos skór, na którym właśnie leżałam z Runo. Poza tym wszystkim znajdowały się tu jeszcze rośliny. Dużo roślin. Na środku stała olbrzymia kencja – podarunek od babci. Przypominała ona palmę z za dużymi liśćmi. Obok okna stała dorównująca jej wzrostem dracena – miała piękny gruby pień, z którego wystrzeliło kilka młodych liści. Dookoła kencji stały miniaturowe kaktusy, które pięknie kwitły przez cały rok. Gdzieniegdzie po kątach stały inne palmo podobne roślinki, a na półkach stały paprocie, których liście sięgały ziemi. Tylko raz zobaczyłam ich kwiat. Było to kilka lat temu.

Dzięki temu „liściastemu towarzystwu” miałam strasznie duszno w pokoju, ale mi to nie przeszkadzało. Raczej rodzicom.

Wilk obudził się. Otworzył najpierw jedno oko, a potem drugie. Ziewnął szeroko pokazując swoje ostre jak brzytwy białe zęby. Liznął mnie w nos na przywitanie. Uśmiechnęłam się i mruknęłam cicho z zadowolenia. Wstał, przeciągnął się i obszedł pokój naokoło. Jego pazury przy każdym kroku stukały o podłogę. Podszedł do „łóżka”, stanął i zaczął się we mnie wpatrywać, jakby się nad czymś zastanawiał.

Zaburczało mi w brzuchu. No tak, przecież wczoraj nic nie jadłam. Zaraz musze iść na dół i coś przekąsić. Mruknęłam coś ponuro. Biedni rodzice. Wstałam i przeciągnęłam się jak kot. Miałam wiele cech kota. Na przykład wzrok. Widzę wszystko wyraźnie, nawet w całkowitych ciemnościach.

Wciąż czułam się słaba po wczorajszej awanturze. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Ostatnio ciągle czuję się jakaś zmizerowana. Jakaś słaba taka jestem i w ogóle. Przechodząc do drzwi spojrzałam w okno. Mgła się rozstąpiła i widać było daleki góry. Lubiłam je. Zawsze intrygował mnie ich kształt.

Podchodząc do drzwi zmieniłam zdanie. Najpierw pójdę do łazienki umyć się. Na drzwiach tegoż pokoju zawsze wisiała karteczka z napisem „wolne”, albo „nie przeszkadzać”. Dla pewności zamknęłam się jeszcze od środka. Nie wiem, dlaczego. Do tej pory zawsze starczała mi karteczka. Zbyłam te myśli machnięciem ręki. Podeszłam do wanny, przekręciłam kurek z ciepłą wodą i dodałam wrzosowego aromatu. Stanęłam przed wielkim lustrem i przyjrzałam się sobie. Moje długie sięgające ud włosy miały dziwny kolor. Do tej pory były brązowe, ale przez noc zaszły dziwne zmiany w ich strukturze. Podeszłam bliżej i się im przyjrzałam. Czyżby były PRęGOWANE?! Tak...to chyba właściwe określenie. Pręgowane. Przyjrzałam się jednej kępce. Była kilkukolorowa. Blond, czarny, brązowy, rudy, biały…wszystkie te kolory były na jednym włosie. Oddaliłam się i odwróciłam kilka razy. Wszędzie tak było. ładnie wszystko pasowało do siebie. Nie było zbyt krzykliwe, żeby rzucało się w oczy w lesie. Powiedziałabym, że są maskujące. Kiedy przyjrzałam się wszystkiemu dokładniej, to zauważyłam, że tworzą delikatne wzory podobne do znaków na mojej skórze, które miałam od zawsze. Coś, jakby tygrysie pręgi.

Przy tych całych oględzinach zapomniałam o wannie. Woda prawie się przelewała. Rzuciłam się ku niej i zakręciłam strumień płynącej wody. Wylałam jej trochę, żebym mogła spokojnie wejść. Całe pomieszczenie wypełniał wrzosowy zapach. Zrzuciłam z siebie górną część garderoby, kiedy usłyszałam skrobanie w drzwi. Runo nigdy i nigdzie nie chciał mnie zostawiać samej, chyba, że wybierał się do lasu z jakimś interesem. Otworzyłam szybko drzwi i machnęłam nagląco ręką żeby wszedł, bo zimno leciało do środka. Szybciutko wszedł, a ja zamaszyście zamknęłam drzwi. Lustro było całe zaparowane. Runo dotknął go nosem i pozostawił jaśniejszy ślad. Prychnął ze zdziwienia, a ja zachichotałam cicho. Spojrzał na mnie z wyrzutem.

Pozbyłam się reszty ubrań i spojrzałam na swoje ciało. Znaki na ciele ciągle były. Od stup do głów byłam pokryta dziwnymi śladami. Coś niby pręgi lub cętki. Trudno określić. Mama mówiła, że taka właśnie się urodziłam. Lekarze byli bardzo zdziwieni i oddali mnie na badania, które nic nie wskazały. Na początku też moje źrenice zmieniały swoja objętość w koci sposób. Jednak z czasem zaczęły normalnie funkcjonować. Podobno uwielbiałam gryźć lekarzy po rękach, kiedy próbowali mnie gdzieś zanieść. Ostre zęby mam do dziś i nie pogardzę czymś, w co mogłabym je zatopić. Runo usadowił się w kącie i wciągał woń unosząca się w pomieszczeniu. Nie wiem, dlaczego, ale czuję, że jest on czymś więcej niż wilkiem.

Wskoczyłam do wanny zanurzając się w cieplutkim płynie. Tego mi było trzeba. Gorącej kąpieli. Po dwudziestu minutach błogiego wylegiwania w wodzie, wyszłam z niej owijając się puchatym ręcznikiem. Runo podszedł do mnie i obwąchał go. Nie czując żadnego zagrożenia stanął przed drzwiami oczekując wyjścia.

- Jeszcze chwila – mruknęłam i zaczęłam wycierać włosy. Była to żmudna praca. Gdy wciągnęły włosy były bardzo ciężkie. Po pięciu minutach były jako – takie.

- No chodź – powiedziałam i wyszłam na korytarz.

W pokoju założyłam, co popadnie. Nigdy nie przykładałam wielkiej wagi do wyglądu. Przy przebieraniu włosy lepiły mi się do nóg, a ja tego strasznie nie cierpię. Wstrząsnęłam głową tak, że wszędzie pojawiły się malutkie kropelki. Już ubrana poszłam na dół wiedziona zapachem. Byłam tak głodna, że aż mnie bolał nos i usta. Mniam, jajecznica. Stanęłam w drzwiach patrząc jak mama pichci smakowite śniadanko, a tata czyta gazetę.

Podeszłam do stołu i usiadłam na krześle. Runo został w wejściu. Machnęłam w zapraszającym geście, ale on machnął tylko ogonem, spojrzał niepewnie na tatę i siadł tam gdzie stał. Naparł głową na framugę, tak, jakby myślał, że ją przesunie. Uśmiechnęłam się pobłażliwie. Przecież to jeszcze szczenię, a już taki olbrzymi.

- O, Guin, wstałaś już? – Spytał tata patrząc na mnie tymi swoimi mleczno -niebieskimi oczami znad gazety.

- Za chwilę podam do stołu – oznajmiła mama

- Dzięki – powiedziałam – jestem głodna jak wilk.

Wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem patrząc na Runo, który nic nie rozumiał. Biedaczek. Wilk nie wiedząc, o co chodzi położył się i przykrył pysk łapą.

- To przez to, że wczoraj nie jadłaś kolacji – stwierdziła mama

- Pewnie tak – potwierdziłam

- Guin, gdybyś widziała, co ten wilk wczoraj wyrabiał… - zaczął tata

- Ten wilk ma imię

- No, dobra. Nie pozwalał nam ciebie dotknąć. Warczał cały czas, kiedy się do ciebie zbliżaliśmy. W końcu jakoś wsadził cię na swój grzbiet i zaniósł do twojego pokoju – powiedział tato, rzucając pojedyncze spojrzenia w stronę wilka.

Mama bardzo się postarała przy tej jajecznicy. Była ona taka „przeprosinowa”.

- Bałdo pufne – powiedział tata

- Nie mów z pełnymi ustami – skarciła go mama – jak przełkniesz, to możesz powtórzyć.

W pewnej chwili słychać było głośne przełknięcie.

- Bardzo pyszne – powtórzył tym razem z pustymi ustami i uśmiechnął się do mamy zabawnie.

- Dziękuję – odpowiedziała pokazując mu język.

I to mają być dorośli ludzie, pomyślałam i uśmiechnęłam się po nosem.

Od samego rana było bardzo ciepło. Niebo było w barwie turkusu i nie widać na nim było żadnej chmurki. Zapowiadał się piękny dzień. Wiał lekki wiaterek powodując, że młode listki wykonywały zabawny taniec.

- Pokaż gazetę – powiedziałam do taty wyciągając po nią rękę. Już prawie ja miałam, ale podniósł wyżej rękę.

- Magiczne słowo – droczył się ze mną.

- Och, daj spokój. Proszę – nie miałam ochoty na zabawy

Popatrzył na mnie przenikliwym wzrokiem, ale w końcu dał mi ją. Przejrzałam rubryki przyrodnicze i sportowe, aż w końcu trafiłam na krzyżówkę.

- Krzyżówka! – Wykrzyknęłam uradowana, że ją dla mnie zostawił – Dzięki – uśmiechnęłam się do niego promiennie.

Kocham krzyżówki. Mama zawsze, gdy jedzie do miasta, kupuje mi z dwie takie książeczki z krzyżówkami. Zwykle starczają mi na tydzień.

- Zobaczymy czy pobijesz swój ostatni rekord – powiedziała mama.

Wzięłam sobie długopis i czekałam na znak startu.

- Trzy, dwa, …, jeden iii start! – Wykrzyknął tata trzymając w ręku stoper.

Spojrzałam na pytania. łatwizna. Np. największy struś w historii? Banał. Madagaskarski. Itd.

- Skończyłam! – Krzyknęłam

- Cztery minuty i trzydzieści sześć sekund – powiedziała mama patrząc tacie przez ramię.

- Czyli…- szybko przypomniałam sobie ostatni wynik – POBIłAM! – Krzyknęłam i podniosłam ręce w geście zwycięstwa.

- Gratulacje – uśmiechnął się tato

Nagle słychać było zduszony krzyk mamy. Runo skoczył na równe nogi wpatrując się uważnie w nasza trójkę.

- Guiewnneth! Coś ty zrobiła ze swoimi włosami?! – Szepnęła ze zgrozą wpatrując się w moją głowę.



~~~~

To jest początek mojego opowiadania. Co o nim sądzicie?
"Najbledszy atrament jest lepszy od najlepszej pamięci" przysłowie chińskie

2
Aż dwa razy musiałem to przeczytać, ale czego sie nie robi dla wsółforumowiczów :P.



Pobysł: 3+

Dość leciwy. Mnie specjalnie nie zachwycił.



Styl: 3

Przez cały takst coś mi przeszkadzało, coś dźgało mnie w duszę.

1) Na ten przykład troszkę za późno dowiadujemy się o niektórych szczegółach. Głównie chodzi mi o wygląd Gui. Takie porozrzucane po całym tekście wstawki nie sa chyba zbyt dobrym pomysłem.

2) Awantura z powodu obecności Runa w domu wyszła ci nieco sztucznie. Od razu nasunęło mi się porównanie tej sceny do "W-11".



Schematyczność: 3+

Trzyosobowa rodzinka mieszkająca w pobliżu lasu (albo w lesie), do której przypałental się wilk, a na dodatek z dzieckiem zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Oklepane i poprzerabiane na wszystkie możliwe sposoby.



Błędy: 4
stup
Stóp bo stopy. (żebym to ja ortografii uczył).


turkusu
Nie jestem pewien czy tu nie powinno być "turkusa".



Pozatym w kilku miejscach zabrakło pojedynczych literek - drobiazg.



Ogólnie: 3+

Jakieś wydało mi się to strasznie plastikowe i denne.



Mimo to wierzę, że wyciągniesz jakieś wnioski. Narazie jestem na malutkie TAK.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

3


Pomysł: 3=

Styl: 3


Ujdzie, choć nie podoba mi się przebieg akcji. Jest jak dla mnie nasilę przedłużona. Leci jak krew z nosa.



Schematyczność: 3-


Nie mam to jak kłótnia o :przyjaciela” córki :P

Błędy:4-



-Powtórzenia np. zapach,



-„ Kiedy w końcu się od siebie odczepili, zaprosiła nas na makaron z bazylią i mnóstwem czosnku.”

Mama prosi córkę na posiłek? Yyy

- „Nienawidziłam go z całego serca, ale też kochałam.”

Lekka sprzeczność ujęłabym to inaczej. Np. Kochałam go, ale po takich kłótniach o nic zaczynała moja miłość przeradzać się w nienawiść... ( coś w tym stylu)

-„ przylgnęłam do niego ciaśniej”

... Cóż może lepiej ciałem?

- „Na ścianach wisiało pełno półek, w których znajdowały się moje leśne trofea, min. Ciekawe kamienie, liście, szyszki, a na ziemi korzenie lub gałęzie, które tylko dla mnie coś znaczyły.”

min.- to skrót wiec chyba Ciekawe kamienie powinny być z małej litery

-„. Przechodząc do drzwi spojrzałam w okno.”

Przechodzi się przez ulice, a nie do dziwni... może zamień to na zmierzając ku...

-„ Kocham krzyżówki. Mama zawsze, gdy jedzie do miasta, kupuje mi z dwie takie książeczki z krzyżówkami.”

Ile ona mam lat? 8? :/





Ogólnie: 3= =


Chyba się zirytuje tekst czyta się ciężko. Nie pokazujesz w nim żadnego zawahania, wszystko jest zbyt jasne. Tata z mamą się kłócą, a potem godzą. Istna sielanka. Czytelnik wie czego się spodziewać, nie mam żadnego zwrotu w akcji. Nic się nie dzieje tak naprawdę. Tekst jest schematyczny. Cała rodzina maciczna, wilku utożsamia się z człowiekiem. Główna bohaterka z wilkiem. Tylko nie mówi mi, że potem jedno z nich zmienia swoją postać... Za dużo miałam odczynia z takim typem tekstu. Zlituj się! Wypisałam powyżej błędy, które zaważyłam podczas czytania. Jednak powtórzę dla mnie tekst nie mam przyszłości i jest przewidywalny. Już nie raz czytałam podobne historie do wyżej opisanej... wrr Zawsze tylko wilki, a może tak kiedyś króliczek? ;)







Jestem na nie...


( drugi raz na nie... kurcze sroga się robie na stare lata :P)
Serce, które kocha, jest zawsze młode.

Przysłowie Greckie
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”