Pieprzony wyrzut sumienia

1
WWWTen wieczór spędzałem w domu. Sam. Czujesz to, chłopie? Sam, jak jakiś pieprzony palec. W kompie muzyka, chyba to Marley był. Który? Chłopie, a jakie to ma znaczenie, do ciężkiej cholery? Na ekranie kilka zakładek z gównianymi forami. Takimi, na jakich ludzie łykają kity jak pelikan ryby. I wciskałem w to gówno ogłoszenia o moich cudownych środkach poprawiających nastrój, życie, sen, kurwa, co tylko chcesz. Chłopie, łeb pęka jak widzisz, jaki zarobek na tym jest. Klienci jak mrówy lecą do ciebie po towarek. I przychodzą do mnie wciąż i wciąż. Czujesz to, chłopie, czasami przyczołgują się tu kilka razy w tygodniu, licząc na to, że jakieś gówno uratuje im mózg, uporządkuje galopujące myśli. A ja im to, chłopie, podaję jak na tacy. Ha ha ha, tak właśnie, taki dobry wujek Sam ze mnie. Mówisz-masz. Potrzebujesz-bierzesz. Chcesz- dostajesz. A właśnie, chcesz coś? Podać ci… Co, kurwa, herbatę? No, nie rozwalaj mnie, ha ha ha. Co za debil. Spadłeś, chłopie z dywanu czy jak?
WWWDobra, koniec tych bzdur. Siedziałem tak właśnie w moim półmroku, słuchając Pimpa’s Paradise. Tak, kuźwa, Marleya. Tak, do ciężkiej cholery, Damiana. I nagle rozległo się ciche pukanie. Tak ciche, że skłonny byłem pomyśleć, że to do sąsiednich drzwi, nie do moich. Ale ruszyłem dupę i wstałem. A jak otworzyłem brudne gówniane drzwi, o co ci, kurna, chodzi, nie ma ich, kto umyć. Przeż nie mam sprzątaczki. Zamknij w końcu ryj. Otworzyłem i zamarłem. Stała tam jakaś małolatka. Ale jaka. Chłopie… Powiedziała, że chce coś na sen. Bo spać niby nie może, bo problem taki właśnie ma. Nie, nie, nie mówiła dużo. Właśnie tych kilka słów. A ja gapiłem się na nią jak pies. Była taka… taka krucha, delikatna, drobna. Każdy jej ruch powodował jakiś pieprzony, delikatny podmuch. Podmuch, który sprawiał, że w powietrzu unosił się jej zapach. To pachniało jak jakieś fiołki. Nie, nie fiołki. Róże. Nie śmiej się, chłopie, nie znam się na jakiś wiechciach. I na pachnidłach też nie.
Patrzyła na mnie spod tych długaśnych rzęs, tymi wielkimi ślepiami. Miała czarne oczy. Że nie ma czarnych? No to, kurwa, brązowe, bo czepiasz się już, stary. Ale w tych jej oczach był smutek, żal, zmęczenie i rozpacz. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. I nagle poczułem, że chciałbym scałować ten ból z jej powiek. Ukoić ten ciężar. Nie chciałem, żeby moje „lekarstwa” jej pomagały, sam zachciałem jej pomóc. Ta mała suka wzbudziła we mnie takie uczucia, o jakie nigdy się nie podejrzewałem. Wreszcie chciałem być potrzebny, chciałem ją objąć, przytulić, nosić całą noc na rękach jak dziecko. Uśpić ją moimi ramionami, nie tabsami. O żesz, ona była jak jakaś moja bajka z dzieciństwa. A taaa, „Dziewczynka z zapałkami” czy jakoś tak to leciało. Jeszcze jeden grymas na twarzy i masz w ryj.
Chłopie, tak bardzo chciałem się nią zaopiekować. Być z nią do końca swoich dni, i takie tam. I wiesz, co zrobiłem? Dałem jej prochy. I sok. Poprosiła o pieprzony sok, dlaczego ona poprosiła o ten zasrany sok?
WWWW kuchni do płynu dosypałem tabletkę. To była szybka decyzja. Wypiła szybko i równie szybko zaliczyła odlot. A ja w nią równie szybko wszedłem. Poczułem jej ciepło i moje lędźwia oszalały. Miałem ją, miałem ją, chłopie, całą dla siebie. Żałowałem, wierz mi, żałowałem, że nie jest przytomna, że nie patrzy na mnie tymi wielkimi czarnymi, dobra, brązowymi oczami. Że nie mogę widzieć jak bardzo mnie chce, jak bardzo jej dobrze. Jak jest mi wdzięczna, bo przecież, jeśli dwoje ludzi jest tak blisko, jeśli pieprzą się tak mocno, to samotność gaśnie na chwilę, nie? Czemu tak na mnie patrzysz? Zrobiłem to dla niej. Ok, zrobiłem to też dla siebie. Nigdy nie wybuchłem w żadnej lasce z taką siłą jak w niej. Ta mała suka poruszyła we mnie jakieś dziwne struny. Była jak muzyka, która sprawia swoimi dźwiękami, że serce ci drży, a łzy same cisną się do oczu. Jak nastrój, jak klimat, jak cisza i blask latarni. Do tej pory wszystko widziałem inaczej. Ha ha, ona nawet nie wiedziała, co się stało jak otworzyła oczy. Co? Jak patrzyła? Jak to jak, nie wiem, przecież gapiłem się wtedy gdzie indziej. Myślała, że zemdlała, idiotka, jeszcze mi dziękowała, że jej pomogłem dojść do siebie.
Co jest, chłopie? Że ja niby nie wiem, co to sumienie? A czy ona, kurwa, wie, co to szczęście?

2
Tak. Niby miało być ostro, zaczepnie. Mocny kawałek jak podejrzewam - ale dla mnie jest nijakie. Wulgaryzmy, podkreslenia - niby prawidłowe, od strony stylu ja raczej nic złego nie zauwazyłam, jednak tekst do mnie nie przemówił. Za lekki, raczej wymówiony niż pokazany. Jest tu kilka podobnych tekstów - jednak one potrafią oddać ten klimat ostrego spojrzenia na rzeczywistośc, która widzi czytelnik. Nie jestem fachowcem wiec za bardzo nie umiem wskazać, dlaczego ten tekst mimo wszystko jest zbyt wygładzony. :cry:
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

3
Emma pisze:Sam, jak jakiś pieprzony palec.
Tak się zastanawiam czy to brzmi naturalnie i wychodzi mi, że nie bardzo.
Emma pisze:W kompie muzyka, chyba to Marley był. Który?
Jak kto który? No jak kto który, czuję się zagubiona. Był przecież tylko jeden! (Tu swoją drogą jest dowód na uzdrawiającą siłę reagge.)
Emma pisze:Co, kurwa, herbatę? No, nie rozwalaj mnie, ha ha ha. Co za debil. Spadłeś, chłopie z dywanu czy jak?
To sprawia, że mam wrażenie, jakbym czytała jakiegoś trolla w necie...
Emma pisze: Tak, do ciężkiej cholery, Damiana.
Ok, ok, znaczy, że było ich więcej, i po co te nerwy. ;)
Emma pisze:Tak, kuźwa, Marleya. Tak, do ciężkiej cholery, Damiana. I nagle rozległo się ciche pukanie. Tak ciche
To ostatnie powtórzenie jest niezamierzone i przez to brzydkie.
Emma pisze:Tak ciche, że skłonny byłem pomyśleć, że to do sąsiednich drzwi, nie do moich.
Trochę zapycha tekst moim zdaniem.
Emma pisze: Była taka… taka krucha, delikatna, drobna.
Sądzę, że facetowi takiemu jak bohater miniatury, pierwsze co przyszłoby do głowy to: mała. Jakoś nie wierze w ten nagły przypływ synonimów. :P
Emma pisze:Każdy jej ruch powodował jakiś pieprzony, delikatny podmuch. Podmuch, który sprawiał, że w powietrzu unosił się jej zapach. To pachniało jak jakieś fiołki. Nie, nie fiołki. Róże. Nie śmiej się, chłopie, nie znam się na jakiś wiechciach.
Za dużo "jakiś", nawet jak na stylizację.
Emma pisze:Ale w tych jej oczach był smutek, żal, zmęczenie i rozpacz.
Znów trochę nienaturalnie zabrzmiało.
Emma pisze:Poczułem jej ciepło i moje lędźwia oszalały.
Lędziwie chyba? No ale że chłopak zna takie słowo...
Emma pisze:Była jak muzyka, która sprawia swoimi dźwiękami, że serce ci drży
Zastanawiam się czy to jest potrzebne - wiadomo, że dźwiękami, bo czym innym?

Wydaje mi się, że pomysł jest fajny, ale wykonaniu zabrakło trochę wiarygodności. To znaczy, hm, nie jestem facetem, i to do tego z lekka pokręconym jak ten tutaj, więc nie wiem jakie byłyby jego przemyślenia. Ale nie wiedząc tego, równocześnie nie do końca wierzę Twojej wersji. Język jest trochę niejednoznaczny - z jednej strony normalne przekleństwa, z drugiej te "lżejsze", a obydwu rodzajów raczej się nie miesza. Jak już ktoś przeklina to na całego, jak mi się zdaje (co jednak nieładnie wygląda w pisaniu, wiem). No a oprócz przekleństw różne takie poetyckie wstawki... Jakby bohater w skrytości lubił wertować słowniki. ;)
No i nie zrozumiałam puenty - chodzi mi o to szczęście. Moim zdaniem ładnie pokazałaś, że koleś jest bez serca, mimo że się zachwyca dziewczyną, ale to ostatnie zdanie jest dla mnie niezrozumiałe.
Pozdrawiam! :)
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

4
Mam raczej mocno obojętny stosunek do tego tekstu. Nie należy do miniaturek, od których dostawałam cholery, które chciało mi się rzucić po pierwszych dwóch zdaniach itp.
Wręcz przeciwnie. Czytało się całkiem dobrze. Poszło szybko i bezboleśnie.
Tylko że mam wrażenie, że nie został tutaj tak do końca wykorzystany potencjał pomysłu. Pomysłu nie tylko fabularnego, ale także (czy przede wszystkim) stylizacji.

Wyszło mocno... Niewiarygodnie. To uparte "chłopie", masa przekleństw poprzetykana takimi pseudopoetyckimi wyrażeniami. Wszystko jakoś ze sobą nie współgra.
Sam obraz pewnego rodzaju dysonansu (dupek, w którym uczucia budzi jakaś dziewczyna, niby to jakieś wznioślejsze emocje a kończy się gwałtem) jest ciekawy. Tylko gdzieś ugrzęzła realizacja. Wydaje mi się, że fragmenty o spotkaniu z tą panienką mogłyby być spokojnie do połowy okrojone z tej wzniosłości i jakiejś egzaltacji.
Każdy jej ruch powodował jakiś pieprzony, delikatny podmuch. Podmuch, który sprawiał, że w powietrzu unosił się jej zapach. To pachniało jak jakieś fiołki. Nie, nie fiołki. Róże. Nie śmiej się, chłopie, nie znam się na jakiś wiechciach. I na pachnidłach też nie.
To jest jeszcze fajne. Trzyma klimat, nie wybija z narracji ;) [zastrzeżenie techniczne - od tego "jakiś" można czkawki dostać. Za dużo!]
Ale w tych jej oczach był smutek, żal, zmęczenie i rozpacz. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. I nagle poczułem, że chciałbym scałować ten ból z jej powiek. Ukoić ten ciężar. Nie chciałem, żeby moje „lekarstwa” jej pomagały, sam zachciałem jej pomóc. Ta mała suka wzbudziła we mnie takie uczucia, o jakie nigdy się nie podejrzewałem. Wreszcie chciałem być potrzebny, chciałem ją objąć, przytulić, nosić całą noc na rękach jak dziecko.
A to już jest irytujące. Brzmi słabo i zupełnie z innej bajki, mimo że na siłę wepchałaś tam tę "sukę".

Błędów warsztatowych trochę jest, ale z tego co widzę, to już lili się za nie wzięła ;)
Podsumuję krótko: tekst nie zachwycił, ani nie odrzucił. Jak dla mnie dobry pomysł, z nieco gorszą realizacją.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”