Nazywasz się Ahura Mazda. To znaczy światłość...
To było prawie jak obelga. Nie wiem, co mnie bardziej wkurzało – to, że kazali mi się zajmować tym cholernym Afgańczykiem, kiedy wokół tylu amerykańskich i brytyjskich żołnierzy wymagało opieki, czy to, że leżał wraz z nimi, w jednej sali, właściwie łóżko w łóżko, terrorysta obok bohaterów. Oddzielała go tylko cienka, biała zasłona.
- To dziwne – zgodził się Patrick, kiedy mu o tym powiedziałam. W bazie pod Tarin Kowt pojawiliśmy się razem, trzy tygodnie wcześniej. Ja pracowałam w szpitalu polowym, on zajmował się łącznością. – Gdyby był prawdziwą szychą, trzymaliby go w tajemnicy. A pionkiem by się nie przejmowali. Z drugiej strony, dowództwo chyba wie, co robi. Skoro umieścili go w szpitalu, to na pewno nie bez powodu.
Afgańczyka przywieźli zmasakrowanego: ponoć oberwał podczas zamachu bombowego. Na pytanie, czy to on był zamachowcem, nikt nie raczył mi odpowiedzieć. Kazali zrobić co w mojej mocy, żeby utrzymać go przy życiu, i tyle. Przeklęci wojskowi.
Zrobić, nawiasem mówiąc, trzeba było sporo. Mężczyzna miał oparzenia drugiego stopnia na lewej nodze i boku, lewą rękę dodatkowo poharataną odłamkami metalu. Poza tym musiałam zająć się pękniętą szczęką i kością policzkową, złamaną prawą ręką i dwoma głębokimi szarpanymi ranami na plecach. W pierwszych dwóch dniach pobytu przebył dwie operacje. Gdy lekarze uznali jego stan za w miarę stabilny, oddali mi go pod opiekę.
Tak to się zaczęło.
* * *
Pierwsze dwa tygodnie minęły nie wiadomo kiedy. Afgańczyk przeważnie spał, a gdy nie spał, mamrotał coś do siebie albo jęczał. Ruszał się tyle co nic, nie sprawiał problemów. Ja za to miałam dość zajęć: poranne dawki leków, sprawdzanie kroplówek, nakładanie maści i żelów, godzinny dyżur na sali ogólnej (sala ogólna... ależ dumnie to brzmi... a przecież mowa o gołych ścianach, oknach z moskitierami w miejscu szyb i podłodze cuchnącej najsilniejszymi dostępnymi detergentami), później sprawdzanie opatrunków, kolejne leki, znowu kroplówki, konsultacja z lekarzem, maści i żele po raz drugi, następny dyżur. Gdy kończyłam zmianę o szóstej, szłam do kantyny na obiad, później kochaliśmy się z Patrickiem i przed dziewiątą chrapałam już z głową na poduszce. Jeśli miałam zmianę do północy, schemat był ten sam, tylko seks dla odmiany miał miejsce przed śniadaniem. W łączności nie było takich braków jak w medycznym, więc Patrick mógł żonglować godzinami pracy i dostosować się do mnie.
Po tych dwóch tygodniach Afgańczyk przemówił.
- Nazywasz się Ahura Mazda – wymamrotał nagle, angielszczyzną z mocnym akcentem. Zakładałam mu właśnie nową kroplówkę i omal jej nie upuściłam. Przestraszył mnie tym swoim głosem, zgrzytliwym jak trące o siebie bloki piaskowca. - To znaczy światłość.
- Jestem lekarzem – odpowiedziałam. - Nazywam się Abigail Morse.
Przez moment przyglądał mi się spod zmrużonych powiek. W końcu zamknął oczy i westchnął.
- Nazywasz się Ahura Mazda – oznajmił.
- Może być i Ahura – zgodziłam się w końcu. - Jak ty się nazywasz?
- Nie pamiętasz mnie? - parsknął śmiechem. - To ja, Angra Manju.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy się spotkali.
- Ależ wręcz przeciwnie – odparł i jeszcze raz popatrzył mi w oczy. Nie wiem czemu, przeszedł mnie dreszcz. - Spotykamy się co rusz. Od dwunastu tysięcy lat.
3
Nieładne powtórzenie.sheldon cooper pisze:To było prawie jak obelga. Nie wiem, co mnie bardziej wkurzało – to, że kazali mi się zajmować tym cholernym Afgańczykiem, kiedy wokół tylu amerykańskich i brytyjskich żołnierzy wymagało opieki, czy to
A czy to nie jest tak, że personel medyczny na misjach również zalicza się do wojska? Nie wiem, nie znam sięsheldon cooper pisze:Przeklęci wojskowi.

To jak to było, kto się nim zajmował najpierw? Bohaterka czy lekarze? Bo z zaznaczenia wynika, że bohaterka.sheldon cooper pisze:Poza tym musiałam zająć się pękniętą szczęką i kością policzkową, złamaną prawą ręką i dwoma głębokimi szarpanymi ranami na plecach. W pierwszych dwóch dniach pobytu przebył dwie operacje. Gdy lekarze uznali jego stan za w miarę stabilny, oddali mi go pod opiekę.
Ooo, bardzo mi się podobał ten fragment.



A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não
De um dia não ser mais triste não
4
Szkoda, że taki krótki fragment.
Bo chciałabym powiedzieć: "dobre, naprawdę dobre", ale tak na serio to nie wiem, czy to samotny brylancik, wyszlifowany do granic możliwości, czy część świetnej całości.
Zapowiada się to drugie. Fragment jest ładnie napisany. Zdania budują nastrój, są płynne i przejrzyste. Może jakieś drobne zgrzyty wyskakują tu i ówdzie, ale nie są raczej znaczące.
Fabuła zapowiada się ciekawie - cóż, po takim wstępie bez wahania sięgnęłabym po dalszą część (a w końcu we wstępie o to chodzi) - ale oczywiście całego pomysłu jeszcze nie sposób ocenić.
I to chyba wszystko, czym mogę się podzielić.
Powodzenia w dalszej pracy.
Pozdrawiam,
Ada
Bo chciałabym powiedzieć: "dobre, naprawdę dobre", ale tak na serio to nie wiem, czy to samotny brylancik, wyszlifowany do granic możliwości, czy część świetnej całości.
Zapowiada się to drugie. Fragment jest ładnie napisany. Zdania budują nastrój, są płynne i przejrzyste. Może jakieś drobne zgrzyty wyskakują tu i ówdzie, ale nie są raczej znaczące.
Fabuła zapowiada się ciekawie - cóż, po takim wstępie bez wahania sięgnęłabym po dalszą część (a w końcu we wstępie o to chodzi) - ale oczywiście całego pomysłu jeszcze nie sposób ocenić.
I to chyba wszystko, czym mogę się podzielić.
Powodzenia w dalszej pracy.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
5
Nie wiem jak to jest teraz ale za komuny, w wojsku, na lekarzy- i w ogóle różnych intelektualistów skierowanych do armii- mówiono łabędzie (oni automatycznie mieli podhorążego, za wyższe wykształcenie). Łabędzie bo mieli pagony obszyte białą nicią. Czyli niby wojskowi ale jakby nie wojskowi. To tak tytułem wyjaśnienia.
[ Dodano: Sro 01 Gru, 2010 ]
A czasem Naturszczyk nie napisał czegoś o polskim żołnierzu na jakiejś misji stabilizacyjnej w Iraku czy innej Arabii Irakijskiej-Zjednoczono- Emirackiej?
W ogóle, jeśli mogę uwagę co do tekstu, czytając mam wrażenie, że autor nie tylko nie był nigdy tam gdzie umieszcza akcję, ale nawet nie poczytał choćby małego reportażu w Dużym Formacie o jakiejkolwiek wojnie. Wydaje mi się, że to źle. Nie dla autora ale dla tekstu. Z całą sympatią, życzę większej wiedzy o tym, o czym się pisze. Pozdrawiam.
[ Dodano: Sro 01 Gru, 2010 ]
A czasem Naturszczyk nie napisał czegoś o polskim żołnierzu na jakiejś misji stabilizacyjnej w Iraku czy innej Arabii Irakijskiej-Zjednoczono- Emirackiej?
W ogóle, jeśli mogę uwagę co do tekstu, czytając mam wrażenie, że autor nie tylko nie był nigdy tam gdzie umieszcza akcję, ale nawet nie poczytał choćby małego reportażu w Dużym Formacie o jakiejkolwiek wojnie. Wydaje mi się, że to źle. Nie dla autora ale dla tekstu. Z całą sympatią, życzę większej wiedzy o tym, o czym się pisze. Pozdrawiam.