Prawda przyodziana w fałsz

1
Zgarbiony staruszek machał ręką, rozpaczliwie starając się zachęcić kupca. Łamiącym się głosem zalecał przedmiot owinięty w szarą szmatę. Na jego czole zaperliły się kryształy, zupełnie jakby od tej chwili zależało życie. Co zapewne było prawdą, gdyż odzienie mężczyzny nie sugerowało wielkiego bogactwa.
-Jakość? Eee... stal z północy. Twarda znaczy się, o tak, bardzo twarda. A jakie ozdoby, panie! Takiego wyrobu nie powstydziłby się nawet...
-Do rzeczy - przerwał rozeźlony handlarz, zerkając co chwila na parobków targujących się z mieszczaninami. Towaru ubywało w zatrważającym tempie, a kto zaręczy że smarkacze nie odważą się uszczknąć przy okazji coś dla siebie z bogatego asortymentu? - Może byś wreszcie objawił to... cudo?
-Tak, tak - wymamrotał mocując się z wiązaniem, prowizorycznie przyszytym do kawałka materiału.

Chwilę później oczom handlarza ukazała się zdobiona złotem klinga, niewyraźnie odbijająca bezchmurne niebo na swojej powierzchni. Po oczyszczeniu z kurzu będzie lśniła nie gorzej niż stal królewska - pomyślał kupiec, nerwowo drapiąc się po nosie.
-Proste ostrze, rozdwoi się przy pierwszej okazji - stwierdził obłudnie, siląc się na obojętność. Jego wzrok mimowolnie podążał w stronę rękojeści, na której wygrawerowano węża ze złotego kruszczu. Myśli jego przerwał starzec, który cicho zaprzeczył.
-Za mojego dziada się nie rozdwoił, a ojciec na niejedną wojnę z nim ruszył.
-Widocznie obaj nieczęsto stawali na ubitej ziemii.
-Dziad służył pod Szturgiem, wrócił stamtąd bez ucha, ciężka przeprawa to była...
Kupiec wzdrygnął się, odkładając ostrze. Starzec ujął je, zawijając z powrotem w szmaty. Tłum przestał rzucać się w oczy, a stragan za nimi zmalał. W tej chwili liczył się tylko pochylony, łysy mężczyzna w poobdzieranym kaftanie i jego spadek po przodkach - miecz i historia Starego Świata.
-Opowiedz...
-Panie, stary rzemieniem, nie gębą pracował. Niewiele wiedziałem, a i z tego pamiętam niezbyt dużo.
Zawiedziony kupiec dostrzegł plamę błota na ciężkim, skórzanym bucie. Zaczął ją wycierać, ledwie kryjąc zmieszanie.
-Ale... Co nieco mogę opowiedzieć - nagle zdecydował się starzec.
Jego rozmówca zmełł w ustach przekleństwo, z powrotem spoglądając w kierunku pomarszczonej twarzy.
-Było to jeszcze za Fryderyka Praworządnego, kiedy bezustanne najazdy sięgały Czarnej Ziemii... - słuchacz pokiwał głową z zirytowaniem. To oczywiste, dalej! - Przypomnij panie, co było powodem najazdów?
-Czy to nie oczywiste? - obruszył się kupiec. - Ucziciwi ludzie zwykli tępić upiory i inne strachajła.
Twarz starca przybrała smutny wyraz.
-A czy to dobre pomiędzy ludźmi się mordować?
-Co ma zaś jedno do drugiego?
-Nie upiory tępili, acz ludzi.
Handlarz miał ochotę się roześmiać. Szalony człowiek... przychodzi sprzedać rzecz równie cenną co niewielka wieś na przedmieścia, i to w środek dnia, gdy ruch jest największy. Podczas handlu zaś waży się głosić herezje godzące w ród ludzki.
-Aparycja się zgadza, dziewki urokliwe niczym nasze, jak nie bardziej, ale skóra? Widziałeś kiedy człowieka z czarną jak smoła skórą?
-Tak się składa że widziałem - głos starca przycichł jeszcze bardziej. - Ród mój pochodzi z Czarnoziemia. Po niezliczonych bitwach i podbiciu kraju zmuszeni zostaliśmy kryć się po lasach. Wśród ludzi zawitaliśmy tylko dzięki temu, że dziadek znalazł tutejszą dziewkę która gotów była mu się oddać i towarzyszyć. To dzięki temu, panie, nie odziedziczyłem koloru przodków...
-Dajcie pokój z tymi bredniami... Gotów byłbym wzywać straże, gdybym wierzył w to co prawicie... - tym razem się roześmiał. Głośno. - Jakby to prawda była, nie rozpowiadalibyście tego w tym kraju.
Zapadło milczenie. Handlarza tknęło niejasne przeczucie. Spojrzał badawczo na karnację podstarzałego mężczyzny. Prawie że ceglasta. Ta opalenizna nie byłaby nawet podejrzana, gdyby... nie to, że nadchodziła dopiero wiosna. Starzec nerwowo przebierał palcami, aż w końcu rzekł.
-Ile mi dacie za miecz?
Kupiec zastanowił się. Ostrze nie wygląda na oszustwo, a kmieć na spryciarza. Bo kto mądry postąpiłby tak jak on? Po chwili w jego głowie zatliła się iskierka litości - postanowił dać dziadydze trochę więcej, żal człowieka.
-Trzysta srebrniaków. Nie więcej.
Starzec zająknął się, uginając ciało w niemrawych pokłonach.
-Dzięki panie za twą hojność.... - kręcił głową z niedowierzaniem. - Tyle pieniędzy...
Po otrzymaniu pieniędzy wyprostował się i dalej kręcąc głową, pożegnał kupca. Gdy wmieszał się w tłum, jego były rozmówca poczuł, że coś jest nie w porządku. Spojrzał na miecz, który odłożył przed chwilą na skrzynię. Zardzewiały materiał wydawał się być skrzywiony aż w trzech miejscach, zaś po zdobieniach nie było nawet śladu. Zacisnął dłonie i wydusił.
-Zdradzieckie pokolenie. Kurwi syn.
Złapał starą broń i z rozmachem cisnął nią o bruk, zwracając na siebie uwagę przekupniów. Zauważył że jeden z parobków zrobił sobie przerwę od pracy na pogawędkę z chłopcem jego wieku - zapewne znajomym z miasta. Ruszył ku nim, wyzwalając ukrytą w duszy wściekłość.

Zgarbiony staruszek właśnie przekroczył bramy miasta, kierując się w stronę lasu. Stąpał powoli, ostrożnie, omijając zarośla, które serdecznie witały każdego przybysza igłami zaczepionymi wzdłuż łodygi. Kiedy odnalazł swoją chatę, poczuł się w pełni bezpieczny. Uwolnił energię, pozwalając aby jego ciało z powrotem nabrało czekoladowej barwy. Szepnął do siebie.
-Mimo wszystko... dobrze jest być potomkiem rodu iluzjonistów... Tylko jakie licho kazało mi zwierzać się przed tym skąpcem?
Uśmiechając się pogodnie, podrzucił w ręku sakiewkę. Rozległ się brzęk monet. Trzystu srebrniaków zarobionych w mieście.

2
Witam.

Nie wiem właściwie od czego zacząć - od wytknięcia słabych stron? mocnych? Cóż...

Z pewnością poczułem klimat targowiska, to duży plus dla klimatu, jaki budujesz - wciągasz czytelnika w swoją opowieść. Brakowało mi jednak emocji, jakie w danej chwili towarzyszą rozmówcom, ten problem potraktowałeś raczej zdawkowo. Owszem, wspomniałeś o tym, ale raczej ot, żeby było cokolwiek.
No i coś o strojach, formie fizycznej bohaterów. Oczywiście przedstawiłem sobie w głowie ich wygląd (co nie jest mi kłopotem, bo w takiej rzeczywistości lubię przesiadywać;) ) ale to są twoi bohaterowie i to ty ich malujesz. Nie możesz pozostawić mnie ze stwierdzeniem, że był starzec i kupiec, a obaj siedzieli na targowisku. Wiesz, czuję ten klimat i mi łatwo sobie to wszystko wyobrazić, ale są ludzie, których trzeba pchnąć mocniej w daną stronę, nie prowadzić za rękę i dokładnie opisywać, gdzie leży pomarańcza, gdzie leży kiwi, a gdzie stos z mieczami, a podsunąć pewną wizję: Starzec w dłoni trzymał laskę, która stanowił mu trzecią nogę, bez niej z pewnością wylądowałby na ziemi; tęgi kupiec właściwie nie przestawał gładzić się po nieogolonej brodzie, a malutkimi ślepiami nerwowo cały czas wodził między interesującym przedmiotem a parobkami - coś w ten deseń, już dajesz pewien wizerunek bohaterów.
Niestety, klimat traci na błędach technicznych - parę powtórzeń (przeleć tekst jeszcze raz, a zauważysz je); brak przecinków itd.

Co do pomysłu... zakończenie banalne, przewidywalne do granic możliwości, ale tego akurat się nie czepiam - na takich właśnie opowiadaniach powinno się ćwiczyć warsztat, więc tutaj, w tym momencie, nie widzę żadnego problemu (aczkolwiek musiałem o tym wspomnieć).
Ogólnie czytało się przyjemnie, bez myśli "Cholera, kiedy koniec?"

Pozdrrrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

3
FFX pisze:Łamiącym się głosem zalecał przedmiot owinięty w szarą szmatę.
Mało się znajdzie osób, które kupiłyby przedmiot zawinięty w szarą szmatę. ;)
FFX pisze:Na jego czole zaperliły się kryształy, zupełnie jakby od tej chwili zależało życie. Co zapewne było prawdą, gdyż odzienie mężczyzny nie sugerowało wielkiego bogactwa.
Kryształy? :D
No i te dwa zdania, zestawione obok siebie zupełnie nie mają sensu. Jak odzienie mężczyzny może sugerować, czy od tej chwili zależy jego życie, czy nie? (Ok, MOGĘ sobie wyobrazić taką sytuację, powiedzmy człowiek w przebraniu chasydzkiego Żyda długo by nie pożył w obozie Al-kaidy, ale tutaj mamy coś innego.)
FFX pisze:-Do rzeczy - przerwał rozeźlony handlarz, zerkając co chwila na parobków targujących się z mieszczaninami. Towaru ubywało w zatrważającym tempie, a kto zaręczy że smarkacze nie odważą się uszczknąć przy okazji coś dla siebie z bogatego asortymentu? - Może byś wreszcie objawił to... cudo?
To handlarz i parobcy kupują czy sprzedają?
FFX pisze: Chwilę później oczom handlarza ukazała się zdobiona złotem klinga, niewyraźnie odbijająca bezchmurne nieb
Wyobraź sobie bezchmurne niebo odbite w klindze miecza czy noża. Nie da się za bardzo. Chmury, gdyby były, mógłbyś zobaczyć, ale bezchmurne niebo?
FFX pisze:-Proste ostrze, rozdwoi się przy pierwszej okazji
Rozdwoi się? W sensie że jak?
FFX pisze:Jego wzrok mimowolnie podążał w stronę rękojeści, na której wygrawerowano węża ze złotego kruszczu. Myśli jego przerwał starzec, który cicho zaprzeczył.
Jesli chcesz uniknąć dwa razy "jego" musisz zrobić coś więcej, niż przestawić szyk wyrazów. Całe drugie zdanie do niczego się nie nadaje, wyrzuć je, zacznij dialog i daj po prostu " - przerwał mu rozmyślania starzec", albo coś w tym stylu. Staraj się unikać tego typu opisywania co się zdarzyło.
FFX pisze:Tłum przestał rzucać się w oczy, a stragan za nimi zmalał.
Że co?
FFX pisze:-Panie, stary rzemieniem, nie gębą pracował. Niewiele wiedziałem, a i z tego pamiętam niezbyt dużo.
Zawiedziony kupiec dostrzegł plamę błota na ciężkim, skórzanym bucie. Zaczął ją wycierać, ledwie kryjąc zmieszanie.
-Ale... Co nieco mogę opowiedzieć - nagle zdecydował się starzec.
Jego rozmówca zmełł w ustach przekleństwo, z powrotem spoglądając w kierunku pomarszczonej twarzy.
Tu nie ma ciągu przyczynowo-skutkowego, postacie rzucają się na papierze to tu to tam. No i znowu opisywanie.
FFX pisze:słuchacz pokiwał głową z zirytowaniem.
Z zirytowaniem? :D Wymyśl sam co tu powinno być. :P
-Czy to nie oczywiste? - obruszył się kupiec
Ale dlaczego się obruszył? Odpuść sobie te opisywanie każdej kwestii dialogowej, bo to tylko prowadzi Cię na manowce.
FFX pisze:-Nie upiory tępili, acz ludzi.
Ale, to acz nie brzmi dobrze nawet w stylizacji. (Gdyż oznacza to samo co aczkolwiek.)
FFX pisze:Szalony człowiek... Przychodzi sprzedać rzecz równie cenną co niewielka wieś na przedmieściach, i to w środku dnia, gdy ruch jest największy
Błędy. No i co do tego ma środek dnia?
FFX pisze: Wśród ludzi zawitaliśmy tylko dzięki temu, że dziadek znalazł tutejszą dziewkę która gotów była mu się oddać i towarzyszyć. To dzięki temu, panie, nie odziedziczyłem koloru przodków...
W sensie, że wśród białych? Najpierw nazywa czarnych ludźmi, a potem stosuje tę kategorię tylko do białych - więc niekonsekwencja. Poza tym geny białych ludzi są recesywne i z mieszanej pary zawsze rodzi dziecko o mniej lub bardziej ciemnym odcieniu skóry.
FFX pisze:Zardzewiały materiał wydawał się być skrzywiony
Materiał? W sensie ten, w który było zawinięte ostrze?
FFX pisze: Stąpał powoli, ostrożnie, omijając zarośla, które serdecznie witały każdego przybysza igłami zaczepionymi wzdłuż łodygi.
Próbuję to sobie wyobrazić i nie mogę...

Uważam, że pomysł masz dobry, tylko wykonanie kiepskie. ;) Nie robisz szczególnej krzywdy językowi polskiemu, uważaj tylko na interpunkcję (zwłaszcza w dialogach, bo leży - przeczytaj koniecznie zasady!) Potknięcia wynikają chyba głównie z małej wprawy, ale to da się naprawić. Jednak całej scenie brakuje tego czegoś, co przyciąga czytelników. Musisz sprawić, żeby opowieść była wiarygodna i plastyczna, a na razie Twoi bohaterowie przypominają lalki, które mają do odegrania swoje role. Spróbuj sprawić, żeby czytelnik utożsamiał się od początku z bohaterem, poczuł jego wahanie, podejrzenia, chciwość. Odpuść sobie opisywanie w dialogach tego, co już zostało powiedziane. (Jeśli bohater mówi "Nie" to nie musisz dodawać, że zaprzeczył, bo to się rozumie samo przez się.) Zamiast tego przemyć inne rzeczy - myśli, wygląd postaci, nawyki, opis scenerii. Wprowadź napięcie, wzbudź litość czy gniew w czytelniku.
Ale nie jest źle moim zdaniem, pisz, a będzie lepiej. :)
A tristeza tem sempre uma esperança
De um dia não ser mais triste não

4
Mam sporo zarzutów co do tego tekstu. Nie będę robić takiej łapanki jak Lilifleur (zwłaszcza, ze dużo bym po prostu powieliła) - skupię się na paru, najbardziej mnie drażniących elementach.

Od strony warsztatu:
1. Dialogi i opisy są strasznie pomieszane, nieogarnięte. Wszystko starasz się dokładnie opisać, więc upychasz gdzie się da - w środek między wypowiedziami, w jakieś myśli. W efekcie klimacik mi uciekał, gdy usiłowałam rozpaczliwie zrozumieć, kto, co, do kogo i o czym mówi.
Nie selekcjonujesz informacji, przez co robi się spory burdel.
2. Opisy nie bardzo czemuś służą. Opisy dotyczące targu jeszcze się tutaj trochę bronią, ale bohaterowie są płascy do bólu. Ten iluzjonista jeszcze momentami daje radę tą wystylizowaną mową, ale kupiec to już kompletna kukiełka.
Krótko mówiąc: podajesz w opisach suche fakty, zamiast budować uczucia czytelnika.
Wspominał już zresztą o tym Mazer.
3. Leksyka, powtórzenia, literówki. Niekiedy używasz nieco błędnie, tudzież dziwacznie słów. Zdarzają się też różne inne kwiatki. Może same błędy nie są jakieś karygodne - nie katujesz języka polskiego - ale jest ich zdecydowanie za dużo. To kwestia wprawy, ale też porządnej korekty - przeczytaj parę razy, przesiej przed wrzuceniem na forum publiczne.

Do fabuły.
Ja z tego wyłowiłam jeden ciekawy pomysł - to podejście takie a nie inne do czarnoskórych, w klimacie fantastycznym. Gdyby dobrze poprowadzić... Nie bardzo umiem sobie wyobrazić jak, ale mogłoby być ciekawe.
Natomiast fabuła samego opowiadania, no umówmy się, wprawki, przewidywalna i wtórna. No i ok. Na wprawkę może być. No tyle że mnie nie porwało.
Zwłaszcza, że tej fabuły nie budujesz. Wypluwasz kolejne kwestie, wydarzenia, zachowania. Większość niczym nieumotywowana. No chociażby po kiego psa ten iluzjonista się zwierzać zaczął.
Mówię, zakładam, że to wprawka i na tym ocenę fabuły skończę.

I jeszcze słówko do Lili:
lilifleur pisze:Poza tym geny białych ludzi są recesywne i z mieszanej pary zawsze rodzi dziecko o mniej lub bardziej ciemnym odcieniu skóry.
Tam na końcu, jak on się przemienia, pada zdanie, że jego skóra przybrała bodajże czekoladową barwę. No a taką historyjkę akurat może wciskać jakiemuś kiepskiemu handlarzowi - obstawiam, że w tamtym świecie średni się znają na genetyce ;)

Podsumowując.
Wykonanie słabe, ale z widokami na stanie się lepszym. Dużo czytaj, przyjrzyj się budowie dialogów i szukaj w tekstach emocji. A potem pisz... ;)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”