Wędrowiec z daleka [tytuł roboczy]

1
WSTĘP


Na północy, gdzie zimy bywały mroźne, a lata chłodne stał olbrzymi zamek Kert. Zamieszkiwali go czarodzieje. Kamienną budowlę udało się odkryć niewielu. Było to zasługą potężnych drzew rozległej Puszczy Dured, która otaczała zamek. Twierdza była nie do zdobycia, ze względu na niezliczoną ilość wież oraz chroniące ją i puszczę bardzo silne zaklęcia, rzucone wieki temu przez założyciela zamku, zwanego także Pierwszym Czarodziejem.
O mieszkańcach zamku Kert krążyło wiele historii. Mówiły one, że to źli ludzie, którym nie należy ufać i trzeba się ich wystrzegać. Były fałszywe. W rzeczywistości czarodzieje zawsze gościli w swym zamku wędrowców, którzy zabłądzili w puszczy. Ich zadaniem było pomaganie innym.

WĘDROWIEC Z DALEKA

Niespodziewanie nadeszła sroga zima. Pozbawione liści i zziębnięte drzewa marzły na wietrze. Gruba warstwa śniegu przykrywała zżółkniętą trawę, która ze zniecierpliwieniem wyczekiwała wiosny. Chmury z niezwykłą szybkością przesuwały się po szarym niebie.
Rozległy dziedziniec zamku Kert był dzisiaj pusty. Jedynie na wysokich i grubych murach patrolował teren wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Jego brązowe oczy rozglądały się uważnie na wszystkie strony. Załamany nos sprawiał, że twarz młodzieńca wydawała się ciekawsza.
Nagle zmarszczył czoło. Jego uwagę przykuł niewielki, przeciskający się przez wysokie zaspy punkt. Mężczyzna zeskoczył szybko z murów, po czym biegł jak najszybciej do wnętrza zamku.
- Człowiek! – zawołał po rozwarciu żelaznych wrót. Wkroczył z pośpiechem do wielkiej sali podpieranej przez grube, zdobione freskami kolumny. Przez niewielkie otwory okienne do środka sączyły się leniwie promienie światła.
- Gdzie, Bumirze? – zapytał ze spokojem siwowłosy starzec, który mimo podeszłego wieku wyglądał na silnego. Jego skórę pokrywały liczne zmarszczki.
- Poza murami zamku. Wygląda na zziębniętego. Na pewno wędruje od wielu dni. Trzeba go ratować!
Starzec wyprostował się, po czym pogładził w zamyśleniu swą długą brodę.
- Miro! – zawołał. Po chwili pojawiła się przy nim złotowłosa kobieta o niezwykle gładkiej cerze. Spoglądała na niego swoimi dużymi i niebieskimi, jak wody oceanu oczyma.
- Tak, Bernardzie? – zapytała.
- Będziesz musiała szybko przygotować komnatę. My ruszamy na ratunek wędrowcowi. Trzeba się spieszyć, przyjacielu!
Po chwili dwaj mężczyźni byli już na zewnątrz. Bumir ciągnął za sobą wyczarowane przez Bernarda nosze.
- Szybciej! – ponaglał go towarzysz.
Za jakiś czas byli przy nieznajomym. Okazało się, że to silny i barczysty człowiek. Wyglądał jednak na zziębniętego i wycieńczonego. Wiatr zmierzwił jego czarne włosy. Przeszył obcych swoimi szarymi i przenikliwymi oczyma, po czym zapytał ociężale resztkami sił:
- Kim jesteście?
- Przyjaciółmi – odparł Bernard z uśmiechem na twarzy. Razem z Bumirem usadowił przybysza na noszach, po czym obaj zanieśli go ostrożnie do malującego się przed nimi olbrzymiego zamku Kert. Musieli przedzierać się przy tym przez wysokie chaszcze.
- Ratujcie moje stopy… Są odmrożone. – zawołał chory. Następnie stracił przytomność.
Na zamku starannie się nim zajęto. Nieznajomy, zaraz po odzyskaniu świadomości powiedział czarodziejom, że jego imię to Unirad. Więcej o sobie nie zechciał nikomu wyjawić. Choć jego stopy były w naprawdę ciężkim stanie, to udało się je na szczęście uratować. Odmrożone obszary ogrzano szybko w ciepłej wodzie. Zaraz potem owinięto je delikatnie w miękkie bandaże.
- Powinieneś przez dłuższy czas leżeć w łóżku – zwróciła się do niego Mira. Kobieta siedziała na brzegu jego łóżka.
- Dziękuję wam za pomoc… - powiedział z wysiłkiem Unirad – Gdyby nie wy, mógłbym już nigdy nie chodzić.
- To drobiazg.
- Widziałem… Widziałem, gdy maczaliście bandaże w nieznajomym mi płynie. Nie musicie przede mną ukrywać, że … że jesteście czarodziejami. W moich stronach ludzie wiele o was mówią.
Mira się lekko zarumieniła. Zaraz potem jednak jej mina spoważniała.
- Co takiego o nas mówią? – zapytała, podnosząc głos i powstając – Że jesteśmy potworami, które nie znają litości oraz współczucia?
Unirad milczał.
- Też tak kiedyś o was myślałem – rzekł po chwili - Miałem takie samo zdanie, jak mi bliscy… Kiedy zobaczyłem wasz zamek, odtąd towarzyszył mi wielki strach. Wiedziałem jednak, że jeśli ktoś mnie może uratować przed wielkim mrozem, to tylko wy. Przełamałem lęk i zmierzałem bez wahania do waszej siedziby.
- Więc teraz uważasz się za bohatera?
- Ależ nie! Wstyd mi, że wierzyłem w opowiadania zmyślone przez moich przodków.
- Nie jesteś człowiekiem dumnym. Potrafisz przyznać się do błędu, Uniradzie. To bardzo dobrze.
- Jaki czas będę mógł u was zostać?
- Mieszkaj tu, ile tylko chcesz.


* * *


Unirad pozostał w zamku Kert jeszcze przez następną zimę. Nadeszło lato. Okazało się, że to bardzo dobry wojownik. Nauczył przez ten długi czas Bumira, jak sprawnie posługiwać się mieczem. On sam był jednak nie do pokonania. Bernard stwierdził bez wahania, że to jakaś zaleta wrodzona przybysza. Młodzieniec potrafił także bardzo szybko wystrugać wiosną flet z gałęzi drzew, kiedy te puszczały soki i były dość miękkie. Wyśmienicie zresztą grał na tym wykonanym własnoręcznie instrumencie.
Unirad uwielbiał usiąść w ciągu dnia pod grubym pniem drzewa. Pobudzane przez wiatr liście schładzały wtedy jego twarz. Lubił także przebywać na łonie natury. Bardzo często, kiedy słońce dopiero co pojawiało się na niebie, młodzieniec wyruszał samotnie do puszczy i przebywał wśród żyjących tam wilków, dzików, wiewiórek, myszy oraz wielu innych zwierząt. Choć nie potrafił z nimi bezpośrednio rozmawiać, to posiadał wielki dar, który pozwalał mu się porozumiewać z tymi przyjaciółmi.
Słońce zniżało się ku widnokręgowi, a niebo nabrało pomarańczowej barwy. Unirad siedział właśnie na murach zamku i patrzył przed siebie, w dal.
- Na co tak patrzysz? – zagadnęła Mira.
- Niedługo będę musiał was z żalem opuścić – powiedział Unirad.
- Dlaczego?
- Już i tak dość użyłem waszej gościny. Wkrótce wyruszam na zachód.
- Czy w końcu powiesz mi, dokąd wędrujesz? – zapytała Mira.
- Panujący daleko stąd potężny czarodziej uwięził kilka lat temu mojego brata w przeszłości, skąd nie ma ucieczki. Nie mam nawet pojęcia, czy żyje. Pozostaje mi jedynie nadzieja. Postanowiłem niegdyś, że wyruszę do tego złego czarodzieja i uwolnię mojego brata.
- To straszne. Jak zwie się ten czarodziej?
- Emuligat.
- Nie!
- Co się stało, Miro? – zaniepokoił się Unirad.
- Znamy niestety tego człowieka. I to całkiem dobrze…
- A więc kim on jest?
- Raczej był… Naszym przyjacielem. Widzisz… Moi rodzice mnie dawno temu porzucili. Nie wiem nawet, gdzie się teraz znajdują. Widocznie dziecko było dla nich tylko kłopotem. Bernard był ich dobrym znajomym. Zerwał oczywiście z nimi kontakt i wziął mnie na wychowanie. Pewnego razu odkrył we mnie magiczne zdolności. I oto moja streszczona historia.
- Nie płacz… - Unirad próbował pocieszyć kobietę, z której oczu zaczęły wypływać łzy.
- Za jakiś czas do naszego zamku przybył chłopiec – kontynuowała.
- Emuligat?
- Tak. Był zamknięty w sobie i najczęściej przebywał w samotności. Nie chciał też nigdy, aby ktoś wchodził do jego komnaty. Bernard wiedział już wówczas, że jest z nim coś nie tak. Kiedy Emuligat dorósł, zmienił się. Przez ten cały czas nic o nim nie wiedzieliśmy. Aż któregoś dnia nagle zniknął. Ślad po nim zaginął, ale do pewnego czasu. Minęły dwie zimy, kiedy zaczęły krążyć pogłoski o złym czarodzieju Emuligacie, który sprawuje niesprawiedliwe rządy i zabija.
- Dlaczego nie wyruszyliście przeciw niemu?
- Czy mięliśmy jakiekolwiek szanse? Czwórka czarodziei przeciw wielkiej armii?
- Zaraz, zaraz… Powiedziałaś ,,czwórka”?
- Tak. Nie przesłyszałeś się. Nie opowiedziałam ci najważniejszego. Wiosną przed twoim przybyciem był tutaj Emuligat. Nie potrzebował nawet do tego żadnej armii! Miał sam dość siły. Nie przybył tutaj, aby zniszczyć naszą siedzibę. Zabił tylko jednego z nas… Wilkomira.
- Dlaczego?
- Nie wiemy. Teleportował się, zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić.
- Smutne jest to, co powiadasz. Znajdę Emuligata i zabiję go za wszystkie wyrządzone szkody.
- Pomogę ci – powiedziała szybko Mira.
- Sam się z nim rozprawię. Moja wyprawa nie będzie bezpieczna. Lepiej zostań tutaj – wypowiadając ostatnie zdanie, Unirad patrzył Mirze prosto w jej piękne oczy.
- Jak sobie życzysz, Uniradzie.


* * *


Od rozmowy Miry i Unirada minęły dwa dni. Przez ten czas mężczyzna zdążył już oznajmić Bernardowi i Bumirowi wiadomość o swym odejściu.
Mężczyzna znajdował się na zamkowym dziedzińcu. Był on bardzo rozległy i Unirad lubił na nim przebywać. Ćwiczył w tej chwili samotnie walkę, posługując się swoim mieczem – Błękitem, który zawdzięczał swą nazwę kolorowi połysku ostrej klingi. Piruet, skok w przód, a następnie śmiertelny cios w brzuch fikcyjnego przeciwnika. Następnie unik oraz wytrącenie broni kolejnemu wrogowi. Po dłuższej chwili tej zabawy mężczyzna był bardzo zmęczony. Przysiadł na moment, aby odpocząć.
- Ty naprawdę świetnie walczysz! – powiedział Bernard podchodząc do młodzieńca i siadając obok niego.
- Dziękuję.
- Kiedy masz zamiar wyruszyć? – zmienił temat czarodziej. Unirad zrozumiał, że pochwała była tylko wstępem do poważnej rozmowy.
- Jutro nad ranem – odrzekł.
- Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy?
- Na pewno.
- Rozumiem, że przejście przez Wielką Puszczę jest nieuniknione. Ziemie tamte zamieszkane są przez niebezpieczne stwory.
- Topielce i czarty nie są mi straszne.
- Dla mnie też. Chodzi mi jednak o coś bardziej groźnego. Strzygi. Mówi ci to coś?
- W Wielkiej Puszczy zostało ich już niewiele.
- Ciągle jednak żyje kilka osobników. Nie należy zadzierać z tymi krwiożerczymi bestiami. Dam ci jednak na nie specjalny płyn. Na pewno Mira mówiła ci o Wilkomirze – na wspomnienie o nim Bernard westchnął – Ten chłopak lubił bawić się eliksirami. Pewnego razu okazało się, że wynalazł całkiem dobrą broń na strzygi. Wystarczy wysmarować nią klingę.
- Z pewnością użyję tego magicznego płynu – powiedział Unirad z wymuszonym uśmiechem na twarzy.

Proszę o oceny :-)
Ostatnio zmieniony wt 13 maja 2014, 18:43 przez Xnnady, łącznie zmieniany 2 razy.

Re: Wędrowiec z daleka [tytuł roboczy]

2
Wiek: 12
Ta informacja z twojego profilu jest kluczowa dla oceny tekstu. Bo ktoś dwa razy starszy od ciebie - czyli de facto mój rówieśnik - za niektóre błędy zasługiwałby tylko na obśmianie. Ale co dla 25-latka jest kompromitujące, u 12-latka może znamionować talent. I tak:
Xnnady pisze:Na północy, gdzie zimy bywały mroźne, a lata chłodne, stał olbrzymi zamek Kert.
Zamieszkiwali go czarodzieje. Kamienną budowlę udało się odkryć niewielu.
To jest błąd w rodzaju "Kolumb odkrył Amerykę". A może to Amerykanie odkryli istnienie ludów zza wielkiej wody? Odkryć można bezludną wyspę albo jakiś nowy pierwiastek, natomiast trudno mówić o odkrywaniu czegoś normalnie zamieszkanego.
W rzeczywistości czarodzieje zawsze gościli w swym zamku wędrowców, którzy zabłądzili w puszczy. Ich zadaniem było pomaganie innym.
Ich zadaniem czyli kogo? Wędrowców? Uważaj z zaimkami. Poza tym zbędny zaimek "swoim".

Wstęp jest bardzo prosty, wręcz wali obuchem w łeb. Ale właśnie tutaj broni cię młody wiek. Tego można się nauczyć. Wrócimy do tego niżej.
Niespodziewanie nadeszła sroga zima. Pozbawione liści i zziębnięte drzewa marzły na wietrze. Gruba warstwa śniegu przykrywała zżółkniętą trawę, która ze zniecierpliwieniem wyczekiwała wiosny. Chmury z niezwykłą szybkością przesuwały się po szarym niebie.
Rozległy dziedziniec zamku Kert był dzisiaj pusty. Jedynie na wysokich i grubych murach patrolował teren wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Jego brązowe oczy rozglądały się uważnie na wszystkie strony. Załamany nos sprawiał, że twarz młodzieńca wydawała się ciekawsza.
Jakie to części mowy? Przymiotniki i przysłówki oraz jeden imiesłów. Powtórzę to, co już kiedyś komuś napisałem. U ciebie wszystko jest JAKIEŚ. I nie chodzi bynajmniej o to, że ma być nijakie. Ale cechy można opisać inaczej aniżeli tylko przymiotnikami i przysłówkami czy nawet imiesłowami. Z tymi ostatnimi trzeba zresztą uważać. Na zajęciach regularnie powtarzam swoim studentom: imiesłów to niewdzięczna część mowy, niełatwo jest nauczyć się, jak dobrze ją wykorzystywać.

Ograniczam się tylko do tego mikrego kawałka, bo wystarczy, abym mógł uzasadnić to, co chcę przekazać.

Okej, zarysowałeś jakąś tam fabułę. Ale brakuje ci elastyczności językowej. Na szczęście to można wyrobić z biegiem czasu. Moja rada: pisz dalej, ale przede wszystkim czytaj jak najwięcej. A co ważniejsze: czytaj nie tylko dla przyjemności. Myśl o tym, co czytasz. Analizuj zabiegi stosowane przez autora. Rozważaj, dlaczego napisał tak, a nie inaczej, rozważaj, co z tego wynika. Czytaj inteligentnie, wybieraj możliwie najbardziej różnorodne powieści i autorów. To twoja recepta na kilka najbliższych lat.

Jako podbudowę teoretyczną koniecznie przeczytaj: http://fabrykaslow.com.pl/ksiazki.php?id=66 - tobie zdecydowanie bardziej przyda się wersja książkowa niż wersja dostępna w sieci.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

3
Miałem i mam zastrzeżenia co do tego początku. Też zauważyłem, że jest tutaj za dużo przymiotników (tak naprawdę to nie da się tego nie zauważyć). Czytam bardzo dużo, nawet pod choinkę dostanę książki ^^ Jeszcze popracuję nad tym moim tekstem :)

4
Sam nie wiem, czemu oceniam trzyletni tekst, ale...

Słów kilka ode mnie.
Xnnady pisze: Kamienną budowlę udało się odkryć niewielu. Było to zasługą potężnych drzew
Zasługą drzew było odkrycie zamku, czy przeciwnie - ukrycie? Nieprecyzyjne to.
Xnnady pisze:nie do zdobycia, ze względu na niezliczoną ilość wież
Pozwalałbym te wieże trebuszami i zaklęciami i pogrzebał czarodziejów pod gruzem. Tych, co się wygrzebią, bym dobił z łuku lub mieczem, a reszta niech zdycha.
Xnnady pisze:Były fałszywe. W rzeczywistości czarodzieje zawsze gościli w swym zamku wędrowców, którzy zabłądzili w puszczy.
O tym, że były fałszywe, świadczy fakt udzielania gościny. Nie musisz o tym dodatkowo pisać.
Xnnady pisze:Pozbawione liści i zziębnięte drzewa marzły na wietrze. [...]

- Poza murami zamku. Wygląda na zziębniętego. Na pewno wędruje od wielu dni. Trzeba go ratować! [...]

Wyglądał jednak na zziębniętego
Tak nie może być. Przemarznięty, skostniały, jak żywy, chodzący lód. Można to opisać na wiele sposobów.
To samo tyczy się słowa "wielki" i jego wariacji. Sam miałem ten problem. Wszystko było wielkie. Albo niewielkie. Wciśnij Ctrl + F i wpisz "wielk". Osiem razy pada w Twoim tekście. Ogromny, gigantyczny, kolosalny, spory, duży, konkretny, postawny, takie bogactwo. Tylko przebierać.
Xnnady pisze:dziedziniec zamku Kert był dzisiaj pusty
To słowo sugeruje czas teraźniejszy lub pierwszoosobową narrację. Jeśli skłaniasz się ku trzecioosobowej w czasie przeszłym, to lepiej pasowałoby "wtedy".
Xnnady pisze:Załamany nos
W sensie smutny?
Xnnady pisze:Jego uwagę przykuł niewielki, przeciskający się przez wysokie zaspy punkt.
To nie jest dobre słowo. Kształt może?
Xnnady pisze:wielkiej sali podpieranej przez grube, zdobione freskami kolumny
Której sklepienie podpierały grube, zdobione freskami kolumny.
Xnnady pisze:Będziesz musiała szybko przygotować komnatę
To brzmi jak wydzielaniu dziecku pracy przez rodzica.
"Przygotuj komnatę" może?
Xnnady pisze:Będziesz musiała szybko przygotować komnatę. My ruszamy na ratunek wędrowcowi. Trzeba się spieszyć, przyjacielu!
Podkreślone zdanie jest wypowiadane do Bumira, trzeba to zaznaczyć, bo się gryzie.
Xnnady pisze:Bumir ciągnął za sobą wyczarowane przez Bernarda nosze
Po co je czarować? Nie można by wziąć z zamku? Albo jakoś skombinować? Marnowanie energii.
Xnnady pisze:zapytał ociężale resztkami sił
Albo resztkami, albo ostatkiem sił.
Xnnady pisze:po czym obaj zanieśli go ostrożnie do malującego się przed nimi olbrzymiego zamku Kert
Po czym przetransportowali go do zamku. Tyle.
Xnnady pisze:Musieli przedzierać się przy tym przez wysokie chaszcze.
Ale w tamtą stronę nie było chaszczy. Poza tym, czemu by w tym momencie nie wykorzystać zaklęcia i ich nie ściąć/spalić/zniknąć/pozbyć się?
Xnnady pisze:Choć jego stopy były w naprawdę ciężkim stanie, to udało się je na szczęście uratować. Odmrożone obszary ogrzano szybko w ciepłej wodzie.
Zaczyna się od zimnej wody, którą stopniowo się ociepla. Nie pamiętam, czym grozi wsadzenie odmrożonych części ciała do ciepłej wody, ale to na pewno nie kończy się dobrze.
Tutaj chętnie bym zobaczył magiczną maść lub eliksir. "Zaawansowane odmrożenie. Tutaj pomoże tylko wyciąg z ocieplicy" czy coś tam.
Xnnady pisze:bandaże w nieznajomym mi płynie
Nieznajomy odnosi się raczej do osoby, nie do płynu.
Xnnady pisze:Zaraz potem jednak jej mina spoważniała
Zbędne.
Xnnady pisze:Kiedy zobaczyłem wasz zamek, odtąd towarzyszył mi wielki strach
Odkąd zobaczyłem wasz zamek, ogarnął mnie strach.
Xnnady pisze:- Więc teraz uważasz się za bohatera? (zniecierpliwienie)
- Ależ nie! Wstyd mi, że wierzyłem w opowiadania zmyślone przez moich przodków. (pokora)
- Nie jesteś człowiekiem dumnym. Potrafisz przyznać się do błędu, Uniradzie. To bardzo dobrze.(uznanie)
- Jaki czas będę mógł u was zostać? (prośba)
- Mieszkaj tu, ile tylko chcesz. (zgoda)
Dziwna konstrukcja. Panna najpierw jest na niego zła za poglądy, a potem pozwala mu zostać na kwaterze na nie wiadomo jak długo. Nie gra to. Za szybko opadają emocje.
Xnnady pisze:Unirad pozostał w zamku Kert jeszcze przez następną zimę. Nadeszło lato.
Ta rekonwalescencja jest za długa.
Xnnady pisze:to jakaś zaleta wrodzona przybysza
Wrodzony dar.
Xnnady pisze:Młodzieniec potrafił także bardzo szybko wystrugać wiosną flet z gałęzi drzew, kiedy te puszczały soki i były dość miękkie. Wyśmienicie zresztą grał na tym wykonanym własnoręcznie instrumencie.
Jakie to ma znaczenie dla fabuły? Jeśli nie zabija fletem złego czarodzieja i nie obłaskawia nim bestii, to niech go sobie zrobi, ale po co o tym pisać?
Xnnady pisze:Choć nie potrafił z nimi bezpośrednio rozmawiać, to posiadał wielki dar, który pozwalał mu się porozumiewać z tymi przyjaciółmi.
Jaki dar? Napisz coś trochę o nim. A jeśli to nie ma znaczenia dla fabuły, to nie pisz wcale.
Xnnady pisze:Niedługo będę musiał was z żalem opuścić
Zbędne.
Xnnady pisze:- Czy w końcu powiesz mi, dokąd wędrujesz? – zapytała Mira.
- Panujący daleko stąd potężny czarodziej...
Babka pyta, więc się jej zwierza. To za proste, zwłaszcza że uwięzienie brata posiada pewien ładunek emocjonalny. Opisz reakcję Unirada na zadane pytanie. Niech się trochę zawaha, zmarszczy brwi i czoło, niech mu drgają nozdrza ze złości, cokolwiek. Dialogi momentami są tak beznamiętne, jakby kukły rozmawiały, a nie ludzie.
Xnnady pisze:Raczej był… Naszym przyjacielem. Widzisz… Moi rodzice mnie dawno temu porzucili. Nie wiem nawet, gdzie się teraz znajdują. Widocznie dziecko było dla nich tylko kłopotem.
I znowu beznamiętne zwierzenia. Tak się opowiada o porzuceniu? Zawsze jest przynajmniej ten cień smutku, żalu w oczach.
Xnnady pisze:Ćwiczył w tej chwili samotnie walkę, posługując się swoim mieczem – Błękitem, który zawdzięczał swą nazwę kolorowi połysku ostrej klingi.
Może najpierw nazwa oręża a potem jego opis?
A klinga z reguły jest ostra. Tępa klinga nie przydaje się w walce.
Grimzon pewnie się dosadzi i złapie za słówko, że to nie klinga jest ostra, tylko ostrze czy coś tam, tak więc doradzałbym ostrożność.
Xnnady pisze:- Ty naprawdę świetnie walczysz!
...z niewidzialnymi przeciwnikami.
Xnnady pisze:- Rozumiem, że przejście przez Wielką Puszczę jest nieuniknione. Ziemie tamte zamieszkane są przez niebezpieczne stwory.
- Topielce i czarty nie są mi straszne.
Topielce w puszczy. Jakże one się tam dostały? Toż one przy wodzie się pojawiają.
Xnnady pisze: Ciągle jednak żyje kilka osobników. Nie należy zadzierać z tymi krwiożerczymi bestiami. Dam ci jednak na nie specjalny płyn. Na pewno Mira mówiła ci o Wilkomirze – na wspomnienie o nim Bernard westchnął – Ten chłopak lubił bawić się eliksirami. Pewnego razu okazało się, że wynalazł całkiem dobrą broń na strzygi. Wystarczy wysmarować nią klingę.
- Z pewnością użyję tego magicznego płynu
To brzmi jak z reklamy maści na trądzik. Zamiast podkreślonego zdania starczyłoby "Dziękuję".

Czy czytałbym dalej... Nie wiem. Autor w chwili pisania miał 12 lat, teraz powinien mieć 15. Jeśli nadal dużo czyta i ćwiczy pisanie, to może będą z niego ludzie. Jeśli komputer służy do Internetu i kopiowania prac domowych, to cóż... Trudno.
Niech ta weryfka komuś posłuży.

Jeśli autor odwiedzi nasze forum, to szczerze pozdrawiam.

B16
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”