Wewnątrz domku z czerwonej cegły mieszkali ludzie, na oko może w liczbie dwóch tuzinów. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Domek ten stał spokojnie wśród innych domków na uboczu jakiegoś anonimowego miasta, na które historia litościwie nie zwracała uwagi. Ludzie z czerwonego domku byli spokojni i uczciwi – chociaż, jak się rzekło, na tle sąsiadów nie wyróżniali się ani wyjątkowym spokojem ani też świątobliwą uczciwością. Okolica była spokojna, a większość jej mieszkańców cechowała się wyczuciem, nie wtrącając sobie nawzajem nosów w miejsca po temu nie przeznaczone. Rzeczy na zewnątrz domku nie wciskały się więc do środka, a rzeczy w środku nie próbowały objawiać się na zewnątrz.
Ludzie wstawali rano, myli się, jedli, ubierali. Ktoś gdzieś wychodził, potem wracał, potem znowu wychodził. Żeby wyjść trzeba było włożyć buty i stosowne odzienie. Po powrocie ściągano je i chowano do szaf. Czas biegł z maślaną przewidywalnością i bez szczególnego planu. Mijały lata nie znającej żadnych potknięć codzienności, aż wreszcie mieszkańcy domku zaczęli rozpoznawać w sobie pierwsze oznaki starości. Ich ciała zaczęły się zmieniać. Goląc się rano dostrzegali rzednięcie włosów oraz ich powolne siwienie. Męczyli się wchodząc po schodach i częściej chorowali. Ich stawy zaczęły być wrażliwe na zmiany pogody, a to co jedli coraz wyraźniej przekładało się na to jak się czuli. Zaczęli mówić inne rzeczy niż do tej pory i robić wszystko bardzo skrupulatnie. Bardzo chcieli nacieszyć się piciem herbaty i szczotkowaniem podłogi. Codzienne czynności zaczęły nabierać większego znaczenia. Już nie chowano ubrań ot tak sobie do szafy – teraz wkładano je tam w odpowiedni sposób i w określonym porządku. Wszystko zaczęło mieć swój czas i miejsce. Kawa z dwoma łyżeczkami cukru miała miejsce o godzinie trzeciej po południu. Buty miały swoje miejsce w szafce obok wieszaka. Czas wolny nagle wyparował, zastąpiony porządkiem dnia, który cieszył ducha samym swoim uporządkowaniem. Pewnego dnia któryś z mieszkańców po raz pierwszy pomyślał o tym, że wszystko to oznacza iż wkrótce ludzie zaczną umierać.
Myśl raz sformułowana, szybko rozpełzła się po głowach pozostałych mieszkańców czerwonego domku. Teraz rzeczy musiały leżeć na swoim miejscu aby w chwili śmierci nie walały się nie wiadomo gdzie. Ludzie wiedzieli, że niedługo zaczną umierać i czekali na to umieranie z mieszaniną lęku i zainteresowania. Myśl o tym, że można umrzeć ot tak, niszcząc zupełnie codzienną rutynę powodowała u nich dziwną, ledwie wyczuwalną, ekscytację. Śmierć wiązała się w niejasny sposób ze wspomnieniem młodości, kiedy jeszcze rzeczy potrafiły przydarzać się niespodziewanie. Tak więc czekali aż zaczną umierać; popijając kawkę i podlewając kwiatki w doniczkach. I w końcu zaczęli. Najpierw pojedynczo, od czasu do czasu i faktycznie trochę przez przypadek. Pozostali obserwowali wszystko bardzo uważnie. Zaczęli składać poszczególne elementy w całość, uczyć się rozpoznawać moment w którym ustają funkcje życiowe. Przy trzecim, albo czwartym trupie łyżeczki nie upadały już na podłogę i nikt nie rozlewał zupy zwalając się pod stół. Zaczęto umierać w łóżku. Jednak to też nie przyszło samo z siebie. Wprawdzie ludzie szybko nauczyli się, że zwłoki w sposób naturalny raczej leżą niż stoją, więc aby nie wprowadzać bałaganu zaczęto coraz częściej leżeć w łóżkach. Jednak nie wiedziano wtedy jeszcze jak rozpoznać moment, w którym przychodzi śmierć. Stosowano więc czysto mechaniczną metodę statystyczną. I to działało. Ludzie najczęściej umierali w łóżku. Raczej rzadko w wychodku, albo w czasie toalety. Starano się możliwie najkrócej załatwiać potrzeby fizjologiczne, obmywać ciało i przygotowywać posiłki. Ale metoda była prymitywna. Nawet w łóżku, w momencie śmierci książka wypadała z rąk, albo noga była akurat tam gdzie nie trzeba.
W tym czasie ludzie umierali już bardzo często. Wielu zaczęło więc po prostu leżeć. Wszystko było przygotowane, trzeba było tylko czekać. Ludzie całymi dniami leżeli nieruchomo. Żeby nic nie uciekło. Czasem ktoś przechodząc (chociaż chodzono już bardzo rzadko) koło pokoju, w którym stało łóżko, zaglądał do środka. Stał chwilę i słuchał. Jeśli nie słyszał oddechu, wywoływał imię osoby, do której należał pokój. Tylko raz zdarzyło się, że nikt nie zajrzał do pokoju do momentu w którym dało się czuć nieprzyjemny zapach.
Czas płynął, a ludzie w domku umierali. Nikt nie robił z tego wielkiej sprawy, zwłaszcza, że do domku przytroczony był ogródek i ci, którzy jeszcze żyli zakopywali w nim tych, którzy już przestali. Dzięki tej pożywce ogródek upstrzony był rozmaitym kwieciem. Kwiecie wyciągało główki ku słońcu, słońce padało na kwiecie, a ludzie czerpali radość z piękna, które wytrącało się z tej sytuacji.
Po pewnym czasie ludzie nauczyli się przeczuwać śmierć niemal bezbłędnie. W domu wszystko jakby zakwitło. Zaczęto wychodzić z łóżek, wiedząc, że to jeszcze nie teraz. Wszyscy zaczęli się krzątać, czyścić zakurzone półki, nastawiać pranie i gotować kapustę. W korytarzach i mieszkaniach znowu można było usłyszeć nucenie i pogwizdywanie. Im człowiek starszy tym lepiej nuci i pogwizduje. Niestety, nie było nikogo, kto mógłby to docenić, bo ludzie, którzy mieszkali w czerwonym domku, byli już zupełnie głusi.
2
Hello 
Od strony technicznej wydaje się ok, ale przyjemność czytania już wypada gorzej.
Opowiadanie jest po prostu nudne. Nudni bohaterowie - spokojni, niczym się nie wyróżniający; miejsce akcji - domek, na który historia litościwie nie zwracała uwagi. Ale nie do tego właściwie się przyczepiam - nudne rzeczy można opisać w ciekawy sposób, a Tobie się to nie udaje
, po prostu wykonanie jest nudne... zwyczajnie nudne! W całości nie doszukałem się choćby odrobiny emocji, a temat jest przecież poruszający. Więcej ekscytacji wywołuje u mnie skład zupki w pięć minut ;P
Zdania budujesz poprawnie, ale nie ma tu tego literackiego polotu, który by wciągał Czytelnika.
Pozdrrrr!

Od strony technicznej wydaje się ok, ale przyjemność czytania już wypada gorzej.
Opowiadanie jest po prostu nudne. Nudni bohaterowie - spokojni, niczym się nie wyróżniający; miejsce akcji - domek, na który historia litościwie nie zwracała uwagi. Ale nie do tego właściwie się przyczepiam - nudne rzeczy można opisać w ciekawy sposób, a Tobie się to nie udaje

Zdania budujesz poprawnie, ale nie ma tu tego literackiego polotu, który by wciągał Czytelnika.
Pozdrrrr!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit
3
Nie zgodzę się z poprzednią opinią. Tekst jest tak skonstruowany, że dosyć dobrze można odczuć leniwie płynący czas, który naznacza ludzi z czerwonego domku kolejnymi krzyżykami na karku.
Gdyby zaczęło robić się dynamiczniej to cały ,,urok umierania" przepadłby bezpowrotnie.
Mimo usilnych prób nie znalazłem błędów:P Ładny tekścik, gratuluję. Nie stań się człowieczkiem z czerwonego domku.
Gdyby zaczęło robić się dynamiczniej to cały ,,urok umierania" przepadłby bezpowrotnie.
Mimo usilnych prób nie znalazłem błędów:P Ładny tekścik, gratuluję. Nie stań się człowieczkiem z czerwonego domku.
4
Nikogo chyba nie zaskoczę przyklaskując opinii zaqr. z drugim kolegą / koleżanką się chyba nie zrozumieliśmy
.
Swoją drogą, to prawda, że skład zupki chińskiej potrafi być fascynujący, a co więcej...jakkolwiek by to niezrozumiale nie brzmiało....myślę od dłuższego czasu o opowiadaniu w konwencji opisu na etykietach produktów spożywczych. Tak, opowiadaniu.

Swoją drogą, to prawda, że skład zupki chińskiej potrafi być fascynujący, a co więcej...jakkolwiek by to niezrozumiale nie brzmiało....myślę od dłuższego czasu o opowiadaniu w konwencji opisu na etykietach produktów spożywczych. Tak, opowiadaniu.
5
wyczucie to ich cecha, więc ich cechuje dlatego:Okolica była spokojna, a większość jej mieszkańców cechowała się wyczuciem,
Okolica była spokojna, a większość jej mieszkańców cechowało wyczucie
Piszesz, że było ich około dwóch tuzinów - na całej przestrzeni tekstu odnosiłem wrażenie, iż jest ich więcej - bo do tej pory już umierają, a nadal piszesz wielu. Co więcej, w dalszej części tekstu nadal widzę, że jest ich wciąż dużo (żywych).W tym czasie ludzie umierali już bardzo często. Wielu zaczęło więc po prostu leżeć.
Lęk przed śmiercią - szukanie w tym godności: o tym jest tekst? Jeśli tak, zamierzenie wyszło bardzo dobrze, a przyczyniły się do tego tytuł oraz wymieniony w nim anonimowe miejsce. Zestaw czynności ukazujący bohaterów (także anonimowych) posłużył tobie za narzędzia do przedstawienia przemijania. I to jest plus miniatury. Mnie natomiast nie podobało się niemożność odniesienia ich życia względem rzeczywistości - kima tak naprawdę byli i co to za miejsce?
Miniatura, jako zwarty tekst, broni się sama: jest napisana z wprawą, rzetelnie od początku do końca i ostatnie oraz pierwsze zdanie tworzą klamrę spinającą tekst w spójną całość. To dobrze. Natomiast polecę zapoznać się z zasadami stawiania przecinków przed: który, ani ani, albo. Z pewnością ta wiedza ci się przyda.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
Popatrz ile powtórzeń.aigolonto pisze:Wewnątrz domku z czerwonej cegły mieszkali ludzie, na oko może w liczbie dwóch tuzinów. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Domek ten stał spokojnie wśród innych domków na uboczu jakiegoś anonimowego miasta, na które historia litościwie nie zwracała uwagi. Ludzie z czerwonego domku byli spokojni i uczciwi – chociaż, jak się rzekło, na tle sąsiadów nie wyróżniali się ani wyjątkowym spokojem ani też świątobliwą uczciwością. Okolica była spokojna, a większość jej mieszkańców cechowała się wyczuciem, nie wtrącając sobie nawzajem nosów w miejsca po temu nie przeznaczone.
Dobre powtórzenia nie są złe, ale tak w pierwszym akapicie oberwać taką dawką to nie było zbyt przyjemne. Na tym etapie jeszcze się nie wie, że opowiadanie będzie miało taki właśnie styl, więc to po prostu przeszkadza.
nie można "wtrącać nosa". Wtrącać się lub wciskać nosaigolonto pisze:nie wtrącając sobie nawzajem nosów w miejsca po temu nie przeznaczone.
Czyli jaką? Chodzi o coś w rodzaju ślamazarności?aigolonto pisze:Czas biegł z maślaną przewidywalnością i bez szczególnego planu.
Powtórzenie całej frazy, ale po co? Przecież to już wiemy.aigolonto pisze:Pewnego dnia któryś z mieszkańców po raz pierwszy pomyślał o tym, że wszystko to oznacza iż wkrótce ludzie zaczną umierać.
Myśl raz sformułowana, szybko rozpełzła się po głowach pozostałych mieszkańców czerwonego domku. Teraz rzeczy musiały leżeć na swoim miejscu aby w chwili śmierci nie walały się nie wiadomo gdzie. Ludzie wiedzieli, że niedługo zaczną umierać i czekali na to umieranie z mieszaniną lęku i zainteresowania.
Tu na przykład powtórzenie jest dobrze użyte, bo w jakiś sposób wzmacnia znaczenie. Niestety, nie wszystkie są tak dobre...aigolonto pisze:i czekali na to umieranie z mieszaniną lęku i zainteresowania. Myśl o tym, że można umrzeć ot tak, niszcząc zupełnie codzienną rutynę powodowała u nich dziwną, ledwie wyczuwalną, ekscytację. Śmierć wiązała się w niejasny sposób ze wspomnieniem młodości, kiedy jeszcze rzeczy potrafiły przydarzać się niespodziewanie. Tak więc czekali aż zaczną umierać;
I znów, co my tu mamy? W kontekście i po krótkiej analizie fragmentu widać, że każde z tych zdań ma inne znaczenie. Ale nadal jest powtórzeniem.aigolonto pisze:Zaczęto umierać w łóżku. Jednak to też nie przyszło samo z siebie. Wprawdzie ludzie szybko nauczyli się, że zwłoki w sposób naturalny raczej leżą niż stoją, więc aby nie wprowadzać bałaganu zaczęto coraz częściej leżeć w łóżkach. Jednak nie wiedziano wtedy jeszcze jak rozpoznać moment, w którym przychodzi śmierć. Stosowano więc czysto mechaniczną metodę statystyczną. I to działało. Ludzie najczęściej umierali w łóżku.
Troczki to sznurki. Przytroczyć to przywiązać, przymocować...aigolonto pisze:do domku przytroczony był ogródek
No i mam kłopot z opowiadaniem, a konkretnie z jego wykonaniem. Jest ospałe, ciągnie się trochę jak flaki z olejem, ale pasuje do treści i takie powinno być. I wszystko przez te powtórzenia. Już nie wypisywałam wszystkich, które wciąż mnie po drodze zatrzymywały, ale było ich multum. Moim zdaniem, spokojnie można było użyć kilku synonimów lub jakoś przeredagować zdania, zrobić takie bardziej kwieciste, metaforyczne.
A treściowo - było ciekawe i pomysłowe, trochę odrealnione. Tylko również przeszkadzało mi określenie ich liczby - dwa tuziny. Lepszy byłby efekt, gdybyś np. określał to na bieżąco, np. gdy nauczyli się przewidywać, zostały dwa tuziny. Gdy zaczęli umierać w łóżkach, było ich dwunastu. Gdy coś tam, została ich tylko piątka. Coś w tym stylu.
Pozdrawiam.