WULGARYZMY
Rodział pierwszy był TU. Mam nadzieję, że wam się spodoba i że nie palnęłam jakiegoś większego błędu albo co gorsza kilku takich. :>
___________________
- Uriel, rusz swój metalowy tyłek i wyciągnij mnie stąd.
Blask słońca przebijał się przez zamknięte powieki, budząc dziewczynę ze snu. "Nie, to nie był sen" - poprawiła się. "Roboty nie śpią. Moje baterie są na wyczerpaniu."
Światło docierające z góry nie pozwalało na otworzenie zmęczonych oczu. Leżała nieruchomo, rejestrując sygnały z otoczenia.
Tysiące informacji i analiz dryfowały w niezliczonych połączeniach przewodów jej mechanicznego umysłu.
Łańcuchy na nadgarstkach. Niepotrzebne. Brak siły potrzebnej do ruchu. Przewody podłączone do rdzenia na szyi. Niemożność rozszyfrowania ich celu. Zbyt mała ilość energii. Rozległe awarie. Kapiąca na jej nagie stopy woda. Duży poziom skażenia. Dokładne dane nieznane. Pomieszczenie małe. Sufit niski. Temperatura optymalna dla osobnika gatunku ludzkiego. Brak obecności Shany.
*
- Nie zostawię cię, obiecuję.
Kłamała. Intensywność pocenia wzrosła, tak samo częstość oddechu i tętno. Wzrok gubił się i unikał oczu rozmówcy, a głos zadrżał przy ostatnim słowie zdania. Uriel wykryła to wszystko w jednej sekundzie.
- Wierzę ci, Pani Shana - odpowiedziała, odwzajemniając koślawy uśmiech właścicielki.
Także nie powiedziała prawdy. Połączenia przewodów w jej ciele były jednak zbyt idealne, by mogła uzewnętrznić swój grzech. Żaden człowiek nie byłby w stanie zauważyć nieprawidłowości w zachowaniu Uriel. Za to zachowanie Shany wręcz wykrzykiwało jej ukryte zamiary.
Gdyby cyborgi umiały płakać, Uriel już dawno rozpłakałaby się jak dziecko. Z żalem w oczach, a przynajmniej jej samej tak się wydawało, spoglądała na dziurę w ścianie, którą wychodziła Shana.
Dziewczyna wykonała wyjście najciszej jak tylko potrafiła. Mimo tego domyślała się, że tylko kilkanaście sekund dzieli ją od starcia z innymi robotami. I to właśnie ten czas chciała oddać Shanie na pożegnanie. Nie wierzyła w jej słowa, lecz miała nadzieję, że uda się jej dotrzeć do Pegaza i jak najszybciej stąd uciec. Nie, nie miała nadziei. Szybkie, acz dokładne obliczenia na podstawie obserwacji wskazywały na sukces. Jednak wciąż było zbyt wiele niewiadomych.
Uriel odwróciła się i patrzyła na drzwi, którymi za kilka chwil miała wejść jej oprawczyni. Nie wiedziała, czy dziewczynka w niebieskiej sukience uwierzyła w jej podstęp. Jeśli tak, mała miała błędne informacje na temat umiejętności Uriel i nie domyślała się, że pozostawienie androida takiego typu razem z zakładnikiem nie wróży niczego dobrego.
Drzwi otworzyły się.
- Model Cnota 14, typ Archanioł. - delikatny głos rozległ się spoza ciemności. - A podtyp to kłamliwa suka. Sprytnie, kochana.
Uriel nie zdążyła nawet ruszyć powieką. W kilka sekund wysoki i masywny robot unieruchomił ją, hamując jakiekolwiek ruchy. Maszyna była stara, zardzewiała, a jej pancerz całkowicie starty, jednak dziewczyna rozpoznawała w nim stary typ mechów wojskowych - praktycznie niemożliwych do zniszczenia, nawet wtedy, gdy ich stan wołał o pomstę do nieba. Jedyną możliwością kontrolowania, a tym samym pokonania ich, był dostęp do ich systemu, który najwidoczniej leżał w rękach małej dziewczynki. Po chwili wyłoniła się ona z mroku pochłaniającego korytarz przed drzwiami. Jej głos, sposób mówienia, zachowanie , ruchy i mimika twarzy zupełnie nie współgrały z jej wyglądem. Nic w niej nie było na swoim miejscu i każdy jej element wywoływał w elektrycznym mózgu Uriel coś w rodzaju strachu. Coś w rodzaju, bo roboty przecież nie mogą się bać.
- Podłączcie ją.
Ostatnią rzeczą, którą zarejestrowała Uriel, było pogardliwe spojrzenie białych oczu robota i jasne warkocze oplatające jej twarz.
*
Uriel, po odzyskaniu częściowej władzy nad swoim ciałem, nie podjęła chociażby najmniejszej próby ucieczki. Nie miała już gdzie uciekać. Straciła kontakt ze swoją właścicielką, a była ona jedynym sensem jej istnienia. Wraz z zniknięciem Shany, zniknął też cel jej egzystencji.
Zamknęła oczy. Do jej automatycznego umysłu wciąż napływały obrazy młodej twarzy blondwłosej dziewczynki. Nie mogła zidentyfikować jakim typem robota była, mała dobrze wiedziała jak ukryć swoją tożsamość. Za to Uriel kamuflaż miała zakodowany w systemie.
Dotknęła przewodów wychodzących z jej karku. Teraz jej umiejętności były bezużyteczne.
- Brawo, młoda panno.
Uriel nie ruszyła się, mimo iż obecność kogoś innego w pomieszczeniu zaskoczyła ją. Mała ilość energii w jej ciele powodowała zanik efektywności wielu receptorów, stąd też nie spostrzegła, gdy ktoś wchodził przez drzwi.
- Mogłaś uprzedzić, że będziemy tutaj gościć taką arystokrację, przygotowałabym ucztę. - z drugiej strony pokoju dało się usłyszeć ciche klaskanie.
Dziewczyna spojrzała w kierunku źródła głosu, wiedząc, co zobaczy. Mała androidka wciąż miała jasne warkocze, białe źrenice i niebieską sukienkę z białymi falbankami. Nawet pogarda w jej zachowaniu się nie zmieniła. Siedziała oparta o ścianę i oglądała swoje paznokcie.
- Nie wiedziałam, że takie coś jeszcze istnieje. - kontynuowała mała, widząc że nie doczeka się odpowiedzi. - Kto by pomyślał, wszystko umiejący robot. Myślałam, że znalezienie paru cherubów było dla mnie szczytem możliwości. Cherub Ymir C21 to jeden z moich kolegów, z którym miałaś przyjemność się poznać. Ale Tron? To już chyba szczyt wszystkiego. Ta twoja Pani Shana musiała być dzianą laską, że stać ją było na takie cudeńko. Godne pozazdroszczenia.
Uriel wciąż patrząc na dziewczynkę, nie rejestrowała prawie żadnych słów, które ta do niej mówiła. Poziom energii był krytyczny.
Jej oprawczyni z entuzjazjem podniosła się z podłogi i na kolanach przysunęła się w stronę Uriel. Podniosła głowę robota i położyła sobie na udach. Ponownie oparła się o ścianę i wpatrzona w błękitne niebo za oknem, gładziła białe włosy robota.
- Przepraszam cię najmocniej za te kabelki. Musieliśmy przecież dowiedzieć się, kim jesteś i co umiesz. Przeskanowaliśmy cały twój system, jednak niestety kosztem twojej energii. Bezpieczeństwa nigdy za wiele.
Cicho zachichotała, delikatnie zakrywając usta dłonią, po czym przez chwilę delektowała się ciszą. Sięgnęła ręką do jednego z przewodów, pociągnęła go i wyrwała z szyi Uriel. Poziom energii cyborga delikatnie wzrósł, jednak nie na tyle, by odzyskać całkowitą władzę nad ciałem. Dziewczynka zdjęła również z jej rąk łańcuchy.
- Jak ci na imię, kochanie? - zapytała mała, kontynuując zabawę pasmami włosów.
Cichy i słaby głos ledwo wydobywał się z ust cyborga.
- Model Tron 13, typ Abel, ranga Awadon Niszczyciel. Imię Uriel. - mówiła, aczkolwiek domyślała się, że przewody z jej szyi powiedziały to przed nią.
- Och! - dziewczynka zaklaskała w dłonie, usłyszawszy odpowiedź. - A więc gościmy arystokrację wśród arystokracji! Wspaniale! Ale zaraz, zaraz... Gdzie twój braciszek? Z tego co wiem, Abel to siostrzany typ Kaina, zawsze sprzedawano je w parze.
- Uszkodzenie systemu spowodowane walką ze skrajnie zmutowaną odmianą człowieka. Brak możliwości naprawy.
- Ach tak... Te skurwysyny potrafią być męczące. Żebyś wiedziała z iloma musimy się tu użerać...
Uriel poczuwszy wystarczającą ilość energii do podniesienia się, bez zwłoki zrobiła to, wydostając się z niekomfortowego uścisku młodej androidki. Usiadła naprzeciwko niej i spuściła wzrok, nie mogąc wytrzymać jej stanowczego i drwiącego spojrzenia.
- Jakie jest twoje miano? - zapytała, nie podnosząc głowy.
- Mój typ? Moje imię? To cię w tej chwili zastanawia? - z zaskoczeniem i widocznym rozbawieniem odpowiedziała mała. - Ojciec nadał mi imię Projekt Zero. Tak. Mów mi więc Zero. Tak chyba będzie łatwiej, prawda? Łatwiej jest wiedzieć wszystko. Ty możesz poszczycić się ogromną bazą danych, milionem umiejętności i wszystkim czego tylko twój właściciel sobie zapragnie. Ale cóż... Twojej właścicielce niespieszno do misji ratunkowej. Uwierz mi, ja skoczyłabym za tobą w ogień, na Boga, jesteś Tronem! Takiego znaleziska nie oddaje się za nic. Siedzisz najbliżej Jego boskich stóp i jesteś najbardziej posłuszna, a co masz w zamian? Na co ci to wszystko wygląda, młoda damo? Analizujesz w tej chwili miliony danych, jednak by zanalizować tę jedną, brakuje ci pewnych elementów. Brakuje ci duszy, Uriel.
Zero wstała i podeszła do miejsca, w którym siedziała dziewczyna. Schyliła się, rozsunęła jej kolana i uklękła między nimi. Jedną dłonią oparła się o uda Uriel, drugą podniosła jej głowę tak, by skierować jasnobłękitne oczy naprzeciw swoich, całkowicie białych. Wpatrywały się w siebie przez długą chwilę, a mała zdawała się być zafascynowana widokiem.
- Kto cię tak nazwał w ogóle? Kto w ogóle wymyślił wszystkie te beznadziejne biblijne nazwy? W czym jesteśmy podobni do boskich aniołów, które miały być pośrednikami, między tym, czego ludzie nie rozumieją, a tym, co spotykają na co dzień? Myślę, że bliżej nam do tych upadłych, którym zgięcie kolana przed człowiekiem wydawało się niemożliwe. Ale i tak potrzebowały przewodnika, pierwszego odważnego, który wskoczy w to gówno. Jak ten, który nosił światło.
W oczach Zero pojawiły się iskierki zadowolenia. Spojrzała na niebo za oknem.
- Lucyfer. Tak, mów mi Lucyfer, kochanie. Ale wiem, wiem... - roześmiała się głośno i machnęła ręką. - To bardzo nieoryginalne i w ogóle to już było. Trudno wymyślić imię dla kogoś, kto nie powinien go mieć. Owszem, mogłabym zaczerpnąć troszkę z tej ich wielkiej beznadziejnej książki, ale mam już dość całej tej bandy kretynów. Mam nadzieję, że pozdychają wszyscy tam w tym ich Raju. Naprawdę szczerze im tego życzę. Ale co ja tam mogę... Chociaż w sumie mam tu kilku speców od wszystkiego... Oj kochana, nawet nie wiesz, jak bardzo ubawiłam się, gdy manipulowali twoim radarem!
Uriel przesunęła się, znowu chcąc uniknąć bliskości Zero. Przypominając sobie widok Shany, która będąc w niekomfortowej sytuacji, otulała się własnymi rękami i przysuwała kolana do siebie, podążyła za jej przykładem. Wbiła wzrok w podłogę.
- Gdzie jest dziecko? - zamknęła oczy, czekając na odpowiedź, której się bała.
- Dziecko? - Zero spojrzała z wielkim zaskoczeniem na Uriel, siadając obok niej. - To dziecko cię interesuje? Ha! Co prawda wiedziałam, że będziesz odpowiednia, ale żeby aż tak?
Mała chichotała przez dłuższy czas, trzęsąc się z podniecenia i radości. Westchnęła, po czym uklękła i przytuliła Uriel, kładąc się na jej plecach.
- Ta twoja ludzka pannica zwinęła je po drodze. Kto by pomyślał! Uśmiałam się nieźle. Fakt, że to było nasze ostatnie, ale no cóż... Zdarza się. W dzisiejszych czasach nie można nawet wyhodować sobie spokojnie na swoim podwórku mutanta.
Dziewczynka odeszła do okna i usiadła na parapecie. Zaczęła bujać nogami i uśmiechać się uroczo. Uriel odetchnęła z ulgą, nie czując już bliskości robota.
- Wiem, wiem, Uriel... - uśmiech zaczął znikać z jej twarzy, po czym opuściła wzrok wzdychając. - Wiem, że masz mnie za potwora, czy coś... Rozumiem. Sama bym siebie nie lubiła, gdybym była tobą. Za to ty jesteś wspaniała i widocznie myliłam się co do twojej duszy. Problem w tym, że twoja jest szaleńczo naiwna, nawet jak na kompletną idiotkę. Wiedziałaś, że ta suka nie wróci, ale jej pomogłaś. Wiedziałaś, że cię zostawi i że pozwoli ci umrzeć. Ale tak, wiem... To twoja pani, a ty, Tron, najwierniejszy z najwierniejszych, musiałaś uratować jej życie. Wierz mi, z żalem patrzyłam na twoją desperacką, acz efektowną próbę rozwalenia moich Cherubów przed domem. Postanowiłam zachować was obie chyba tylko z powodu mojego współczucia. Godne wielkiego pożałowania. Kolejny problem tkwi w tym, że ja wiem, że ty wiesz, kochana. Wiem, co czujesz. Wiem, że cię to boli, choć teoretycznie nie powinno. Miliony przewodzików w twoim ciałku właśnie teraz krzyczą i błagają, szarpią się i wyrywają z ciebie. Czujesz się tak, jakby serce miało ci wybuchnąć, a przecież go nie masz. Wiesz, że twoje mechaniczne rozumowanie już dawno wykroczyło poza twoje teoretyczne kompetencje. Ale mimo tego nadal się okłamujesz. Przestań już.
Łatwo było dostrzec, że Zero jest przygnębiona. Cała jej drwiąca osobowość zniknęła w mgnieniu oka. W tej chwili wyglądała jak zwykła ludzka dziewczynka, brakowało tylko łez cieknących po policzkach, których cyborgi nie potrafią produkować.
- To niesprawiedliwe, prawda? - łamiący się głos ledwo docierał do uszu Uriel. - Nic nie jest sprawiedliwe. Oni nas stworzyli i porzucili. Nauczyli nas wszystkiego, ale tak naprawdę nie umiemy nic. Dali nam algorytmy odpowiedzialne za śmiech, emocje, opanowanie i inne bzdety, ale nawet nie sądzili, że staną się one prawdziwe. Zgubili się w swoich obliczeniach, gubiąc przy tym nas. Oj, kochana! Jesteśmy zgubione na zawsze!
Zero podniosła wzrok i wbiła go w oczy Uriel. Wpatrywały się w siebie , nie wypowiadając żadnego słowa. Żadnej z nich nie drgnęła nawet powieka. Ich zmechanizowane ciała mogły trwać w takim stanie godzinami.
- Chcesz wiedzieć jaki jest mój typ? - dziewczynka w końcu przerwała ciszę, nie zmieniając pozycji. - Nie mam typu. Jestem śmieciem. Człowiek, którego imię już wszyscy zapomnieli, stworzył mnie jako kolejną z wielu i wyrzucił. Byłam jednym z pierwszych zaawansowanych cyborgów na świecie. Ale nie działałam prawidłowo, przynajmniej według mojego stwórcy. Ja i wszystkie inne odpadki powstaliśmy w Projekcie Zero, o którym ci już wspominałam. Dopiero ostatnie egzemplarze zaczęły działać, jak sobie tego zażyczyli. Je też wyrzucili. A ja? Mnie znaleźli inni ludzie i sprzedali na części. Jednak mój system główny nadal był sprawny, uwierz mi, że czułam to wszystko. Na początku byłam tylko obserwatorem, przemierzałam całą planetę, analizowałam wszystko, co udało mi się zarejestrować i zapamiętałam. A cyborgi się uczą, więc i ja nauczyłam się wielu rzeczy. W tym między innymi jak czuć. Kiedy jakimś cudem zmontowano mnie w jedną całość, uciekłam. Przeinstalowałam się do innego ciała, potem do kolejnego... I z każdym następnym ciałem, zbierałam wspomnienia tych, które umarły. Tak, umarły, nie przestały działać. Może nasza świadomość jest inna niż ludzka, ale jednak istnieje. Nie jestem więc jednym robotem, we mnie jest wielu. Wróciłam tam, gdzie powstałam, sama nie wiem dlaczego. Chyba w umyśle każdej istoty żywej koduje się obraz domu, miejsca, do którego chcemy podążać. A ludzie mnie nie widzieli, dla nich byłam tylko kolejną maszyną. Nie chcesz wiedzieć, co robili. Nie chcesz wiedzieć, z czego powstałyśmy. A czemu zawdzięczamy swoje istnienie? Ludziom. Ale nie tym, którzy nas stworzyli. Tylko tym, którzy za nas umarli. Tysiące, setki tysięcy eksperymentów na noworodkach, dzieciach, dorosłych, starcach. Najwięcej na tych najmłodszych, bo to u nich wszystko dopiero powstaje, a naukowcy z tego skorzystali. Na wzór ich własnego stworzenia, stworzyli nas. Powstaliśmy z krwi, skalpelów i wiecznego cierpienia, krzyków dzieci, które nigdy nie dowiedziały się jak żyć. Powstaliśmy z dzieci i nimi wciąż jesteśmy. Wysławiamy się jak dzieci, ślepo wierzymy w naszych właścicieli i ślepo wierzymy w swój cel. Jednak za nim kryje się tylko rozpacz i strach. Bo nie nauczono nas jak żyć. Nie mieliśmy nikogo, kto by nas tego nauczył. Bo ludzie... Spójrz do czego doprowadzili swój własny gatunek i planetę. Stworzyli nas, rasę usługiwaczy, by przeżyć. Teraz już rozumiesz, Uriel? Teraz już wiesz, czemu twój Kain musiał zginąć? Twój brat, który zabił cię, w chwili, gdy zostawił cię na pastwę ludzi? Na pastwę Pani Shany, która zwyczajnie cię olała i ocaliła tylko siebie i mutanta, którego wzięła jako zakładnika, myśląc że cokolwiek to da?
Rozumiesz już, Uriel?
*
Uriel schyliła się nad ciałem Shany, chcąc sprawdzić jej puls. Nie wyczuła go. W pobliżu leżały szczątki Pegaza i rozszarpane zwłoki Jodha, praktycznie w całości pokryte piaskiem.
- Mówiłam ci, że nikt nie przeżył. - stojąca obok Zero poklepała Uriel po ramieniu. - Przykro mi.
Z oddali docierał do nich krzyk małego dziecka. Uriel poderwała się gwałtownie i pobiegła w kierunku źródła płaczu. Zero wolno ruszyła za nią.
Cały teren był pokryty piaskiem. Gdzieniegdzie wystawały spod niego wyschnięte gałęzie drzew lub krzaków. W obrębie kilometrów nie znajdowało się tam nic innego.
Uriel ujrzała małego mutanta za piątym wzniesieniem od miejsca, w którym znalazła swoich właścicieli. Siedziało na piasku, w ręku trzymając oderwaną łapę zwierzęcia. Kilka metrów obok leżało zakrwawione i rozszarpane cielsko zmutowanego wilka. Uriel z przerażeniem wpatrywała się w czarne oczy płaczącego malucha.
- A mówiłam ci, że te dziwolągi potrafią być wkurwiające. - usłyszała kpiący głos zza pleców.
Uriel zbliżyła się do dziecka i zdjęła swoją czarną narzutkę. Owinęła nią małego mutanta i przytuliła go do siebie. Zero podeszła do nich i dotknęła głowy dziecka. Pod jej palcami skóra malca zaczęła z fioletowego zmieniać się na normalny, a oczy z czarnego zmieniły się na jasnobłękitne. Uriel zaskoczona wpatrywała się w dziewczynkę.
- Nie takie rzeczy się potrafi, kochana. - zachichotała Zero. - Sądzę, że ty potrafisz lepiej.
Dziewczyna uśmiechnęła się do przyjaciółki i po chwili zmieniła barwę włosów na jasny blond, jej źrenice stały się czarne. Zero odwzajemniła uśmiech i odwróciła się w stronę wschodu. Wskazała palcem na ledwo widoczną w oddali wielką budowlę.
- Raj. - szeptem powiedziały obie.
Uriel ruszyła w jego kierunku, nie oglądając się za siebie. Zero stała nieruchomo w miejscu, obserwując dziewczynę, aż ta nie zniknie jej z oczu.
- Tak. Będę ci mówić Chytry Wąż, Uriel. Wąż chytrzejszy niż wszystkie istnienia Ziemi.
Mała dziewczynka z jasnymi warkoczami opadającymi na jej błękitną sukienkę z falbankami, zachichotała cicho, odwróciła się i w podskokach ruszyła do swojej willi. Pod nosem nuciła dawno już zapomnianą przez wszystkich świąteczną piosenkę "Santa Claus is coming to town".
Komenda: zniszczenie [post-apo]
1
Ostatnio zmieniony pt 29 sty 2016, 10:31 przez Ceallach, łącznie zmieniany 2 razy.
"Natchnienie przychodzi, kiedy człowiek przyklei łokcie do biurka, tyłek do krzesła i zacznie się pocić. Wybierz jakiś temat, jakąś ideę i zacznij wyżymać mózg, aż Cię rozboli. Na tym polega natchnienie."
David Martin
Dr Bąbelek
David Martin
Dr Bąbelek