Romans na ścianie V [obyczaj, niezakończone]

1
Długo to wszystko trwało z powodów czysto wakacyjnych. Zastanawiałam się też, czy kontynuuować w ogóle "Romans...", ale w końcu brak kontynuuacji wydał mi się brakiem zdecydowania. A, że nie lubię być tą niezdecydowaną, wydusiłam kilka słów. Dalej, miałam (i nadal mam) straszny problem z gatunkiem tekstu. Czytałam regulamin. Wiem, co powinnam zrobić. Wiem, że tego nie uniknę. Tyle, że to wszystko znosi znamiona szufladkowania. Cóż, nie przynudzając dłużej, enjoy.



Ach, dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnią częścią. Miłe to to (;



V



Spełnijmy się szept zaaplikowany domięśniowo - świat rozstępuje się, świat niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę, ugina pod słodkim ciężarem i opada i wznosi, i opada i och. świat wiruje, gdy twarda dłoń ociera się o lepką skórę - moje usta mokre od twojej śliny i potu – i gwałtownie zaciska palce, a zęby rysują kształty na śliskiej szyi. Spełnijmy - Słabe światło żarówki przebija się przez tandetny, beżowy abażur - się, do tego rozchylone wargi łapczywie łapiące powietrze – Spełnij - Usta pospiesznie przyciskane do siebie – mnie, natarczywe, mocne pocałunki, dłonie wczepione w brudną pościel – mnie, mnie. W powietrzu unosi się dziwny zapach, tak pachnie szaleństwo.

- Mogłabyś go po prostu zostawić.

- Mógłbyś ją po prostu zostawić – przez chwilę zwyczajnie na siebie patrzą. Weronika przygryza usta, przeczesuje ręką włosy, podnosi się. Siada na skraju łóżka i wsuwa na palec mały pierścionek. Chwilę później chłodny materiał ociera się o jej nagie piersi, Weronika wychodzi. Tak pachnie szaleństwo.



Nie mogę znieść myśli, że Twoja przyszłość należy do niego.



M.




Przynajmniej mamy jakąś przyszłość.



W.




***

- Mógłbyś mi podać talerz? – pyta Weronika, wskazując na białe naczynie. Daniel chwyta jej spojrzenie. Jest niepewne, podszyte dziwnym strachem, którego istnienia kiedyś nie potrafił zrozumieć. Gdyby znów mógł wybierać, zadowoliłby się nieświadomością i smakiem jej słodkiej, delikatnej skóry. Nadal tłumaczyłby swoje obawy nieśmiałością, śmiał się lekko, całował w czubek nosa, spoglądał na to szczupłe ciało z fascynacją, otulał je ramieniem w nocy i bawił się złotą obrączką. Teraz czuł jego ślinę na jej wargach, jego pot śmierdział bardziej, niż cokolwiek na świecie i, choć Weronika obmywała całe ciało gorącą wodą, masowała je gąbką, soczyście rozpryskiwała pianę na nagich piersiach – on czuł, czuł ten pieprzony pot, niemal miał go pod palcami, gdy dotkał jej skóry. Szepcząc wszystkie dowody miłości zastanawiał się, czy on to też robi. Zastanawiał się, jak ją pieprzy i czy jest jej dobrze. Lepiej, niż z nim? Jak długo to robią i gdzie? Może w ich mieszkaniu, może właśnie wczoraj, na tym stole, jej nogi ekstatycznie wzbijały się w powietrze, a rozszerzone uda wykonywały rytmiczne ruchy? Pieprzony hotel przy stacji benzynowej. Dokładnie tej, w której on co dzień tankuje. Zrobiła to specjalnie?

Po prostu podał ten talerz.

- Wychodzisz gdzieś? – spojrzała na niego znacząco, domagając się odpowiedzi. W milczeniu pokręcił głową. Weronika usiadła obok niego, po czym położyła rękę na jego dłoni. Była ciepła i miękka. Daniel pocałował ją lekko w lewy kącik ust, przesunął językiem po wargach i przytulił dłoń Weroniki do swojego policzka. Pachniała trochę płynem do naczyń, więc uśmiechnął się na myśl, że próbowała zmywać. To dziwne, po tym zawsze ubywało talerzy. Spojrzał na czerwoną szafkę i uśmiechnął się raz jeszcze.

- Jakbym mógł wyjść? Nie zostawię cię ani na chwilę samej. Ani teraz, ani nigdy – powiedział, tamując pierwszą falę bólu, lokalizującego się gdzieś w okolicy mostka. Weronika wstała i uśmiechnęła się lekko. – Choć ty odejdziesz ode mnie – szepnął, mrużąc oczy.

- Coś mówiłeś?

- że Cię kocham.

Po tych słowach nastąpiły całe serie nagłych uderzeń. Ból triumfował, a Daniel czuł, jakby całe jego ciało obejmowała dziwna gorączka. Przygryzł usta i schował twarz w czarno-białej gazecie. Weronika wciąż nosi obrączkę, czuje się jego. Tak, na pewno – nigdy by jej nie zdjęła. Daniel doskonale wiedział, jak bardzo się oszukuje.



***

Powietrze nie pachnie dziś niczym, jest wątłe od zwyczajności i chmur, które dokładnie uczesały poszarzałe niebo. To doskonały dzień, by się upić – myśli Maciek, zarzucając kurtkę na ramiona. Choć nie spada ani kropla, on patrzy w niebo i doznaje ułudy nadchodzącego deszczu. Maciek chucha w zziębnięte dłonie i zapala pierwszego papierosa tego dnia. Przymyka oczy, odchylając głowę w tył. Podmuch wiatru liże jego ucho i zagłębienie przy szyi, wgryza się w ciepłą skórę niemal bolesnym zimnem. Maciek ostatni raz zaciąga się nikotynowym dymem, po czym wypuszcza go z płuc. Rzuca przed siebie niedopałek, depcze po nim i wpatruje się przez chwilę w niebo, na którym wiruje szary obłok. Czuje, że drętwieją mu usta, więc przeciera wargi dłonią i oblizuje je, jeszcze raz i jeszcze. Ciepła ślina trochę pomaga, ale on wie, że to za mało.

- Hej, długo czekasz? – Alice zdejmuje rękawiczki z dłoni i wsadza ręce do jego kieszeni. Uśmiecha się przez chwilę, po czym całuje go w usta. Delikatnie przesuwa po nich językiem, są zimne, zaciśnięte. Jej ślina to za mało. Skóra Maćka nie pachnie hotelowym mydłem – Alice oddycha z ulgą i ma ochotę krzyczeć z radości.

- Niedługo – on obejmuje ją ramieniem, prowadzi do skrzyżowania.

- Idziemy pieszo? – pyta, mocniej wpychając prawą dłoń w kieszeń jego kurtki.

- Powietrze jest dziś świetne – mówi, jakby to wszystko tłumaczyło. Alice uśmiecha się i poprawia dłoń, która ciągle wypada z wąskiej kieszeni. Czuje w niej świstek papieru, więc kiedy Maciek wpatruje się w sygnalizację świetlną, wyciąga kartkę i chowa w dłoni. Rozwija ją dopiero, gdy znajduje się w małej toalecie pobliskiego baru. Jest tam duszno i gęsto od dymu tak, jak w samym lokalu. Nad lustrem wisi mały, zielony neon z gitarą basową w kształcie dziwnego ogórka, a drzwi kabin pomalowane są na wściekły niebieski kolor.



Jestem jego żoną i ma do mnie pełne prawo. Może mnie dotykać gdzie chce, kiedy chce, jak mu się podoba. Jeśli ma ochotę pieprzyć się na tym samym łóżku, na którym my to robiliśmy – zgodzę się. Jeśli ma ochotę całować całe moje ciało – nie będę się bronić. Nigdy nie zaprotestuję. Choć bawisz się mną, jak ci się podoba prawie zawsze – mogę Ci odmówić. I dziś odmawiam. Nie, nie możesz przyjść i nie, nie ucieknę z Tobą. Naszym domem jest Myrton 56 przy krajowej szóstce. Dobrze wiesz, że niczego więcej nie możesz mi dać. Do zobaczenia we wtorek.



W.




Alice nerwowo zaciska w dłoni niebieską kartkę. Jest już cała pognieciona i mokra od jej potu, więc wrzuca ją do kubła na śmieci. Bierze głęboki oddech, patrzy w lustro, odgarnia kosmyk włosów z czoła. Przez chwilę stoi tam i wsłuchuje się w dźwięki pobliskiej ulicy. To krajowa szóstka, niedaleko stąd stoi trzynaście różnych hoteli, w których co weekend panuje niezły ruch. Alice prostuje się i popycha mocno drzwi prowadzące do lokalu, dym nikotynowy uderza teraz w nozdrza ze zdwojoną siłą, lekko kręci jej się w głowie. Widzi Maćka, który siedzi tam i obraca papierosa między palcami, wpatruje się w tarczę zegara i przygryza dolną wargę. Podchodzi blisko niego i szepcze:

- Mam na ciebie ochotę.

Maciek mruczy z zadowolenia.

- Hotel? – przysuwa ją do siebie, mocno obejmując w pasie. Kobieta kiwa głową, sunie palcem po jego szyi i śmieje się. Alice ogarnia przyjemne ciepło.

- Słyszałam, że w Myrtonie jest całkiem miło.

Maciek gwałtownie odwraca się i patrzy wymownie na barmana.

- Dwie wódki z lodem – szepcze prawie niesłyszalnie, wyciągając z kieszeni banknoty. Jego dłonie lekko drżą, a Alice wpatruje się w nie badawczo. Nie patrząc na nią, on mruczy:

- Myślę, że nie dziś.

Jej ślina to za mało.

- No tak, w końcu możesz mi odmówić – odpowiada ona, ciężko opadając na krzesło. Maciek czuje, że brakuje mu tlenu w płucach, więc mocno wciąga zadymione powietrze i prawie natychmiast wypluwa je z całą swoją siłą. Skronie przeszywa mu dziwny ból, który po pewnym czasie staje się nie do zniesienia. Kiedy słyszy głuchy dźwięk szkła opadającego na drewno – chwyta małe szklanki i podnosi je prawie równocześnie do ust. Alice wpatruje się w dogasający, niebieski neon. Alice przygryza usta i rysuje paznokciem krzywe serca na blacie.

2
Już nie ma czego komentować, musiałbym się strasznie wysilać, by powiedzieć coś nowego, a nie lubię wysiłków umysłowych (oraz wszelkich innych), tym bardziej, że Twoje teksty tego nie wymagają. Są czytelne, prawdziwe i niebanalne.



Masz coś do powiedzenia i posiadasz ku temu odpowiednie instrumenty. Więc do dzieła! Skończ z "wyduszaniem kilku słów". Dość wprawek. Możesz napisać skończoną historię z pełną fabułą i żywymi bohaterami. Siadaj i pisz. Możliwe, że gdy coś takiego przeczytam, strzelę sobie z zawiści w łeb, ale co tam, najwyżej będę Cię straszył po nocach...



Trzymaj się!

3
No, no, no...



Co myślicie o skompilowaniu "Romansu" w jeden temat i wlepieniu go do Najlepszych z najlepszych?



To wystarczy za komentarz.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

4
Najlepsze z najlepszych...? Naprawdę? Brak mi słów, żeby wyrazić, jak wielki byłby to dla mnie zaszczyt!



Jej! To dopiero jest motywacja do pisania! (;



Ostatnią część już napisałam i myślę, że niedługo wkleję (:
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron