Czy widzieliście moje dzieciństwo?

1
Inspiracją dla tego tesktu była postać Michaela Jacksona, jednak głównym przesłaniem nie jest tylko i wyłącznie jego historia.
Daty zostały zmienione.

Have you seen my chlidhood?
Ludzie mówili, że jestem dziecinny. Nie odpowiadałem, tylko zastanawiałem się, co jest złego w marzeniu. Dlaczego chcieli za wszelką cenę zmienić mnie, nie próbując zaakceptować. Przeszkadzałem im, zmieniając świat? Skoro tak bardzo go kochają, zniszczonego, chorego, zanieczyszczonego, jak mogą później narzekać? Narzekać, że nic tylko sama śmierć wszędzie, że gdyby oni mieli szansę to wszystko wyglądałby inaczej, naprawiliby to. Właśnie na tym mi zależało. Chciałem pomóc innym, tym, o których już nie pamiętano.

Czy to źle?

Mówili też, że jestem naiwny. To także wynikało z mojej „dziecinności”. Nie przewidywałem konfliktów, oszustw lub kłamstw. Próbowałem wierzyć w ludzi, mimo tego, że wystawiali moją ufność na wiele prób. Za każdym razem potrafiłem dać kolejną szansę. Jednak były chwile, w których wątpiłem.

Ale wtedy skrywałem się wśród dzieci.

Odnosiłem wrażenie, że przeszkadzam ludziom w ich pracy. Kochałem to, co robię w danej chwili, żyłem tym i dopracowywałem każdy szczegół, dając z siebie wszystko, naprawdę, wszystko. Nie chciałem mieć poczucia, że mogłem zrobić coś więcej, jednak nie starczyło mi czasu. To było dla innych niezrozumiałe. Mówili, że mogę już zakończyć pracę na dziś, że zrobiłem wystarczająco dużo. Stwierdzenie „wystarczająco” nie odpowiadało temu, co chciałem stworzyć. Nie mogło być tylko „wystarczające”. Musiało zadowolić tak wiele osób, że czułem się zobowiązany dążyć do ideału, nie zadowalać się niedoskonałościami.

Oprócz tego wyglądałem inaczej. To wywoływało agresję wśród ludzi, nawet tych, którzy byli dla mnie bardzo ważni. Sądzę, że o tym nie wiedzieli, mimo tego, że mówiłem im to wiele razy. Nie wiem, dlaczego wymyślali plotki, tak niepodobne do prawdy. Wiele osób już z góry zakładało, jaki jestem. Smutne, że tak bezmyślnie wierzą brukowcom.

Jednak to nie plotki, a nienawiść raniła mnie najbardziej. Byłem świadomy miłości moich fanów, jestem im za nią bardzo wdzięczny, lecz co z tymi ludźmi, którzy wygadywali te bzdury? Czy nie mieli własnego życia? Skąd wzięła się u nich ta wrogość do mnie? Gdy zadałem sobie to pytanie, prześledziłem swoje życie w poszukiwaniu bezpodstawnej niechęci do innych, ponieważ zawsze miałem się za osobę pozytywnie nastawioną do świata. Mimo szczerych chęci, zupełnie obiektywnie mówiąc, nie dopatrzyłem się takiego zachowania z mojej strony. Starałem się nie oceniać człowieka, nie znając go. Chyba nigdy nikogo tak nie osądziłem, więc czułem, że zostałem potraktowany niesprawiedliwe.

Postanowiłem, że czas, by ostatni raz spróbować przekonać do siebie ludzi. Mogę powiedzieć, że udało mi się. Wiele osób, które nie przepadały za mną, zmieniły zdanie. Co prawda tylko nieliczni zostali przy tym także szczerymi fanami, jednak i tak uważam to za spory sukces. Jedyne co mnie zaskoczyło to powód, dzięki któremu ludzie zaczęli wątpić w to, co wypisują.
Tą przyczyną była...
Cóż, moja śmierć.

Formalnie zmarłem siódmego stycznia tego roku. Ustalono, że miałem zawał serca. Pomocy udzielono mi zbyt późno. Brakowało medycznych sprzętów z powodu karetki, która spóźniła się o ponad pół godziny. Gazety jeszcze długi czas spekulowały na temat przyczyny niewydolności organu. Ostatecznie nie wiadomo, co spowodowało zawał.

Jednak ja powiedziałbym, że umarłem z tęsknoty za dzieciństwem, a moje serce zwiędło jak kwiat bez wody. Czy nie żyję? Patrząc racjonalnie, tak.
Ale czy sztuka człowieka może umrzeć?
Wierzę, że nie.

Współkochać przyszedłem, nie współnienawidzić. I mam nadzieję, że ludzie to z czasem zrozumieją.

2
Nie podobało mi się, bo tekst jest nudny (zero akcji, dialogów, nic się nie dzieje - jak mówił niejaki Mamoń), martyrologiczny, megalomański (bo w pierwszej osobie) i patetyczny - ach, ja nie kocham patosu, chyba, że w amerykańskich dramatach katastroficznych. W sumie nie wiem o czym, bo na pewno nie o tym, co w tytule - zresztą napisanym z błędem.

Po kiego zresztą jest tytuł w ingliszu?

Jak tytuł się odnosi do reszty tekstu? Może gdybyś pokazała kawałek - scenkę - która pozwoliłaby nam zrozumieć, kto wyrósł potem z tego dziecka - to miałoby więcej mocy i prawdy.

Żebyś mnie dobrze zrozumiała - to są bardzo trudne teksty jeśli mają za zadanie pokazanie kwintesencji cudzego życia, zwłaszcza tak kontrowersyjnego, skomplikowanego.

Najgorsze co można zrobić, to użyć ogólnikowych, banalnych, płytkich i egzaltowanych stwierdzeń przeładowanych słowami: miłość, doskonałość, wiara, nienawiść, sztuka, ludzie...

Czytałam autobiografię Jacksona i pamiętam z niej kilka prosto opisanych scenek, które znacznie lepiej przemawiają do mojej wyobraźni, niż Twój tekst. Dlaczego? Bo operują konkretem, nie są patetyczne, czasem są autoironiczne.
Współkochać przyszedłem, nie współnienawidzić. I mam nadzieję, że ludzie to z czasem zrozumieją.
To zdanie jest obrzydliwie cukierkowe, hagiograficzne, egzaltowane. Naprawdę tak chcesz to podsumować? Facet, którego życiem się inspirowałaś chyba zasługuje na coś lepszego, choć sam wciąż pozostaje dla mnie osobą delikatnie mówiąc kontrowersyjną.

Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

3
Muszę zgodzić się z Zuz. Ten patos to chyba największy minus. Mocne spłycenie złożonej i kontrowersyjnej postaci. W Twojego bohatera nie da się uwierzyć, szczególnie jeśli łączyć go z tym prawdziwym Michaelem. Jest zbyt naiwna i cukierkowa. Myślę, że obrałaś zły kierunek, i w sposobie przedstawienia (pierwsza osoba, zero akcji, niczego), i w samej treści, która ani nie chwyta za serce, ani nie porywa.

Myślę, że znacznie więcej emocji związanych z Jacksonem mają te słowa Kinga:
Pewnego dnia, podczas preprodukcji, brałem udział w konferencji telefonicznej dotyczącej choreografii i Michael zasnął. Przy innej okazji zadzwonił do mojej żony chcąc numeru telefonicznego do miejsca w którym byłem tego dnia. Dała mu go. Michael zadzwonił jeszcze raz pięć minut później bliski łez. Powiedział, że nie miał ołówka, więc próbował swoim palcem zapisać numer na dywanie i nie mógł później go przeczytać. Moja żona dała mu go jeszcze raz. Michael podziękował jej wylewnie... ale nigdy do mnie nie zadzwonił.
Zauważ, słowa są proste, odarte ze współnienawidzenia, współkochania, opisują jakąś prostą sytuację... I właśnie o to chodzi. Pokazać człowieka, a nie jego górnolotne, patetyczne myśli. Czytelnik w ogóle nie może się związać z narratorem, bo a) trudno w niego uwierzyć i b) jest wyrwany z kontekstu.

Styl jest solidny, ani nie gryzie w oczy, ani nie wyrywa z ust ochów, ale to też dlatego, że obrałaś taką formę - monolog. Fakt faktem, brakuje jakiś interesujących myśli, ciekawych wizji, metafor, czegokolwiek. Jest zbyt sucho w tekście, który miał wzbudzać emocje, zbyt jałowo.

Podsumowując, zbyt cukierkowe, by mnie wzruszyć, zbyt patetyczne, bym mógł uwierzyć.

Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron