107
mart pisze: pierwsze pytanie było - co myślicie o self-publishingu, ebookach i dlaczego jesteście na nie.
i już w pierwszym poście dostałaś pełną i wyczerpującą odpowiedź.
a jakbyś przeczytała wątek "zanim zadasz pytanie" to nawet pytać byś nie musiała.
i tyle.
Na tym dyskusja miała się zacząć i skończyć,
się zaczęla i skończyła moim skromnym zdaniem na udzieleniu w pierwszym poście pełnej i wyczerpującej odpowiedzi.

108
Jednak dorzucę jeszcze i ja swoje trzy grosze.
Parę lat temu wydawca proponował mi wydanie książki w formie e-booku. Nie miałam nic przeciwko temu, gdyż książka była o malarstwie, z wieloma kolorowymi ilustracjami, a wiadomo, że w druku kolorystyka obrazów bardzo często ulega paskudnym zniekształceniom. Im mniej etapów obróbki, tym lepiej. Do tego kolorowy druk bardzo podnosi cenę książki, tutaj różnica między wydaniem papierowym i elektronicznym naprawdę byłaby znaczna. I co? I książka wyszła na papierze. Wydawca (duże wydawnictwo o zasięgu ogólnopolskim) skalkulował, że nie opłaca mu się omijanie przyzwyczajeń czytelników – książka o sztuce sama ma być ładnym przedmiotem. W tym przypadku akurat forma elektroniczna miałaby uzasadnienie i estetyczne, i finansowe, lecz przy tym samym nakładzie pracy (obróbka redakcyjna identyczna, jak książki papierowej) krąg potencjalnych odbiorców byłby mocno ograniczony. Nie dziwię się, że wydawca woli wersję tradycyjną. Jego kalkulacja, jego wybór.
Jednak opracowanie takiego e-booku byłoby profesjonalne pod względem edytorskim. Self-publishing natomiast w wersji tu przedstawionej to psucie rynku, który właściwie jeszcze nie powstał. Oznacza to bowiem, że do czytelnika mogą trafić teksty, na które tak naprawdę nikt nie spojrzał okiem fachowca – rojące się od błędów wszelkiego rodzaju; interpunkcyjnych, językowych, składniowych, logicznych wreszcie... Jeżeli to miałby być debiut, to marnie widzę przyszłe losy debiutanta. Kogo miałoby to zachęcić do sięgnięcia po następne e-booki i w jaki sposób poprawić kondycję rynku – pojęcia nie mam.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

110
TadekM pisze:Wydajecie tych, których nie zechciał NIKT z papierowych.
No niestety tak to chyba wygląda... No bo dlaczego początkujący autor ma zamienić "papierowy" debiut w ilości 2 - 4 tys. egzemplarzy z dobrą i sprawdzoną dystrybucją, eksponowaniem książki zarówno w zwykłych jak i internetowych księgarniach itp. na debiut elektroniczny, bez redakcji i korekty, z wyraźnie słabszą dystrybucją i wsparciem marketingowym, gdzie sukcesem jest sprzedaż 1 tys. egzemplarzy? Ja widzę tylko jeden powód, ten sam co mój przedmówca - odrzucenie przez klasyczne wydawnictwa. A takie odrzucenie nie bierze sie znikąd, świadczy przeważnie o jakości tekstu ( no wiem, mogą być wyjątki, ale naprawdę nieliczne).

Generalnie - wydawanie książki bez fachowej redakcji i korekty to prosta droga do wydawniczej i literackiej porażki. IMO każdy rozsądny autor ( tzn. taki któremu możliwość debiutu, jakiegokolwiek debiutu nie namieszała w głowie) powinien taką opcję od razu odrzucić. Debiut jest tylko jeden i zawalenie go poprzez brak redakcji i korekty to kiepski sposób zaczynania kariery literackiej. Autor, nawet bardzo dobry autor nie jest omnibusem. Nie ma i mieć nie może umiejętności korektora i redaktora. Pisanie polega na czym innym. Nb. nawet w książkach pisanych przez zawodowych redaktorów i korektorów ( tak, są i tacy) redakcja i korekta ma co robić... My, w Polsce i tak cierpimy przez brak redaktora merytorycznego. Pozbawianie się i tego "zwyczajnego" to - IMO - samobójstwo. Jestem zawodowym historykiem, gdzieś na szafie obrasta kurzem mój dyplom doktorski, ale przyjąłbym pomoc redaktora merytorycznego - w dziedzinie historii - od zaraz, z pocałowaniem w mankiet. Bo większość błędów jakie przechodzą do druku wcale nie jest wynikiem niewiedzy autora, to efekt roztargnienia, zmęczenia czy wreszcie tego, że autor szlifuje tekst pod kątem literackim. Nie da rady sprawdzić wszystkiego. Jest to zwyczajnie niemożliwe.
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

111
mówiłem już dawno - kopa na rozpęd i zamknąć wątek.
Ale nie - Wy musieliście znowu bawić się w gentelmenów... ;)
Panie Andrzeju, nie ma to jak skopać kobietę, prawda? Nawet jeśli jest to skopanie nie "fizyczne", a "emocjonalne", "wirtualne", czy jakkolwiek inaczej chce je Pan określić. Z mojej strony dyskusja jest zakończona. Nie mam 5 lat, żeby traktować mnie protekcjonalnie, zwracać się do mnie "Słoneczko" i żeby rzucać w moim kierunku teksty o kopaniu. Nikogo z Państwa nie obraziłam, do nikogo nie zwracałam się tonem, który sugerował, że pozjadałam wszystkie rozumy, że znam jedyne słuszne rozwiązanie. Nikomu nie obiecywałam złotych gór, co też zostało mi kilka razy zarzucone.
Raz jeszcze początkującym pisarzom życzę samych sukcesów wydawniczych, bez względu na to, jaką drogę promocji i rozwoju wybiorą.

113
Przy okazji tematu zacząłem przeglądać takie dostępne w sieci e-booki i trafiłem na pozycję: EMIGRADACJA - Łukasz Trynka. Pośród setek totalnych badziewi jest to coś (na razie przeczytałem kilkadziesiąt stron) co mogłoby mnie skusić w empiku do zakupu. Problem polega jednak na totalnym braku pracy redakcyjnej. Moim zdaniem autor spalił sobie całkiem dobrze zapowiadającą się książkę... Gdyby profesjonalny redaktor nad tym zasiadł pewnie rzuciłby kilka uwag (zaczynając od: na powieść za krótkie, dopisz pan ze 250k znaków) i może dałoby się to całkiem dobrze sprzedać (jak na debiutanta). Ale poszło w świat i kicha... Poza tym kto się do tego dokopie w zalewie podłych lotów ebookowej selfbubliszerskiej "literatury" ?

114
mart pisze:Panie Andrzeju, nie ma to jak skopać kobietę, prawda? Nawet jeśli jest to skopanie nie "fizyczne", a "emocjonalne", "wirtualne", czy jakkolwiek inaczej chce je Pan określić. Z mojej strony dyskusja jest zakończona. Nie mam 5 lat, żeby traktować mnie protekcjonalnie, zwracać się do mnie "Słoneczko" i żeby rzucać w moim kierunku teksty o kopaniu. Nikogo z Państwa nie obraziłam, do nikogo nie zwracałam się tonem, który sugerował, że pozjadałam wszystkie rozumy, że znam jedyne słuszne rozwiązanie. Nikomu nie obiecywałam złotych gór, co też zostało mi kilka razy zarzucone.
Jejku. Chill out, dziewczyno. Powinnaś nabrać dystansu do tego forum już po przeczytaniu pierwszego posta. Spokojnie! Oni są strasznie konserwatywni, nie lubią nowości. W sumie, to nie ma co się dziwić - same pryki ;)
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

116
Naturszczyk pisze:Ale lubią nas młode dziewczyny, które z Tobą nie chcą gadać
Andrzej pisał, żeby adepci pisarstwa nie liczyli na to, że nagle zaczną się na nich rzucać młode i piękne fanki :-) Rzucasz nowe światło na sprawę. No to opowiadaj, bo po rewelacjach Andrzeja odechciało mi się pisania :-D może zmienię zdanie...

117
Witam.
Tak sobie kiedyś rozmyślałem przy nadmiarze wolnego czasu o różnych możliwościach, w tym wydawniczych. Możliwość opublikowania się samemu również przeszła mi przez głowę, podobnie jak ebookie.
I widzę to mniej więcej tak:
Załóżmy, że jestem początkującym pisaczem, który jeszcze nic nie opublikował. Moje nazwisko nie mówi nikomu zupełnie nic (to akurat najprawdziwsza prawda). Załóżmy dalej, że stworzyłem dzieło, z którego jestem bardzo dumny, ale czytać to się tego nie da. Trzeźwo patrząc nie powinno się tego wydawać w żadnym przypadku bo klapa murowana. Jeśli mimo wszystko do wydania do chodzi to przy wydawcy papierowym to jego straty, nie moje – ja tylko sobie popsułem nazwisko. Przy wydaniu własnym kasę tracę ja. Wybór dla mnie jest jasny.
Załóżmy teraz, że stworzyłem strofy, które przeciętnemu miłośnikowi literatury rozsadzą czachę, a krytycy literaccy będą się przy nim dławić własnym ślinotokiem. Jakim środkiem dotrę do większej grupy potencjalnych odbiorców? Nie robiłem badań rynku, ale wiem gdzie w okolicy znaleźć parę księgarni czy bibliotek. Widziałem też u znajomych półki z książkami. Znam sporo osób w różnym wieku, którym czytanie nie sprawia bólu, a nawet daje przyjemność. Czasem się tymi książkami wymieniają, czasem o nich rozmawiają. A ile znam osób czytających ebooki na komputerze, albo na specjalnych czytnikach. JEDNA. Raz mi się zdarzyło. A ile znam osób, które za to płacą… Po użyciu kalkulatora, kasy fiskalnej z XIX wieku i połamaniu suwaka logarytmicznego wciąż wychodzi mi, że ZERO.
Reasumując – w przypadku materiału o poziomie wydawniczym w dzisiejszych czasach jako początkujący autor mam większe potencjalne grono czytelników poprzez wydawcę papierowego. I nie chodzi nawet kanały dystrybucji jakimi dysponuje (chociaż to oczywiście też) tylko o ilość potencjalnych klientów, którzy do tych kanałów mają dostęp.
W przypadku materiału kiepskiej jakości wolę wydawcę papierowego – to on zapłaci za pomyłkę, nie ja. Własne wydanie elektroniczne połaskota moją próżność – nie będę musiał czekać aż ktoś zrozumie mój geniusz. Niestety świat się dowie jakie bzdury wypisuje i więcej na tym stracę jako potencjalny autor niż zyskam. W dodatku zapłacę za to z własnej kieszeni – szczyt masochizmu jak dla mnie. No, jest jeszcze jedna zaleta. Ebooki mają mniejszy zasięg więc mniej ludzi się dowie, jakie ze mnie beztalencie.

Pozdrawiam

118
mart pisze:
mówiłem już dawno - kopa na rozpęd i zamknąć wątek.
Ale nie - Wy musieliście znowu bawić się w gentelmenów... ;)
Panie Andrzeju, nie ma to jak skopać kobietę, prawda?
"mart" to nick sugerujący jednoznacznie płeć męską. sorry - nazywacie się jak chcecie - więc pretensje nie do mnie tylko do własnego kuku na muniu ;)
Z mojej strony dyskusja jest zakończona. Nie mam 5 lat, żeby traktować mnie protekcjonalnie,
ok. a nie przyszło Pani do głowy, że ten protekcjonalizm to oznaka naszego dobrego serca, wyrozumiałości i kultury osobistej?

Moi współrozmówcy nadal wypruwają z siebie żyły i bawią się w gentelmanów.

Krążą wokół tematu, staja na rzesach by nie uazić grubszym slowem, obracają w żart, bawią się w protekcjonalizm, zamiast napisać wprost.

Ja jestem ze wsi ;)
A w miescie żyłem na warszawskiej pradze gdzie ludzie rodzą się od razu w dresach.

Podsumujemy?
To łknij coś na uspokojenie.

1) zaczęłaś jak z podręcznika dla akwizytorów - zadajesz pytanie. Odpowiedź się kompletnie nie liczy - to pytanie ma na celu wyłącznie nawiązanie kontaktu.

2) raz grzecznie spławiona uparcie podtrzymujesz kontakt i dozujesz skąpo informacje licząc na wywołanie zainteresowania. (typowa do bólu oklepana sztuczka - miałem kumpla w Amway-u).

3) Widząc zainteresowanie zaczynasz skakać wokół tematu - wzorem dystryubutorów przeróżnych pirami finansowych i systemów argentyńskich. Unikasz konkretów.
(kolejna typowa sztuczka...). Początkowo nie wspomniałaś nawet że chodzi o e-booki. Byłem przekonany że chodzi Ci o wydawanie na papierze. "argentyńczycy" pocżatkowo też nie mówią że kupujesz dobro wirtualnie - tylko miejsce w systemie.

4) W niedopowiedzeniach kreujesz się na wielką sieciową promotorkę utworów literackich. Wysłanniczkę jakiejś poważnej firmy. Konkretów oczywiście znowu brak.

5) Mocno przyparta do muru ujawniasz wreszcie szczegóły oferty. CZYLI KOMPLETNE PLEWY. Zero redakcji i korekty, żadnych konkretów dystrybucji, chcecie połowę kasy za wykonanie kilku telefonów do dystrybutorów. To jest bezczelność.

6) Innymi słowy chcesz nas paskudnie wyrolować. Poszukamy w słowniku? Jest kupa rzeczowników: Jak ci się podoba np. "Naciągaczka"? Pasuje? Sprawdź stając przed lustrem. O przymiotniki jeszcze "Bezczelna Anonimowa Naciągaczka". Mocno powiedziane? za mocno? Wybacz jestem ze wsi. I mam żółte papiery.

7) Zrozum - nie jesteś pierwsza (ostatnia pewnie też nie). Ofert wydawania e-booków i nie tylko mieliśmy tu już na pęczki. Wszystkie podobne. Bełkot zamiast konkretów, anonimowe trole w imieniu firm które najczęściej nie chciały podać nawet swojej nazwy... Ktoś musi takich troli ścinać.

119
Pytanie o e-booki to akurat przewinęło się w pierwszym poście:
Co myślicie o takim rozwiązaniu dla początkujących pisarzy? Czy w ogóle nie rozważaliście i nie rozważacie publikacji Waszej twórczości w formie ebooka?
Co do reszty - pełna zgoda, oferta nieciekawa z powodów, które podsumowali przedmówcy.
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

121
Może teraz temat zostanie zamknięty. Chyba wszystko już wyjaśniliśmy :)


MalikaEdit:Tak zapewne by się stało, gdyby się sam nie wypalił. Ale jak na razie nie widzimy potrzeby zamykania.
Ostatnio zmieniony śr 22 gru 2010, 15:55 przez shelion, łącznie zmieniany 2 razy.
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3pcp0_user6.jpg[/img]
----------------------------------------------------------------------
[img]http://www.cdaction.pl/userbar/strona/userbar/15j3phuz_userbar(2)b.jpg[/img]

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron