31

Latest post of the previous page:

cranberry pisze:A "Grzechy Joanny" Joanny Marat też mi się bardzo podobały. Czyli niedoszła "Mediewistka" (ja uważam, że to bardzo dobry tytuł był, zrozumienie go stanowiło barierę, którą przeskakiwaliby tylko czytelnicy, którzy zrozumieją treść :P )
Filtr Eco. Pisał o tym w posłowiu do "Imienia róży". Pierwszych sto stron odsiewa czytelników, którzy oczekują szybkiej fabuły, serii trupów, ogólnie: łatwej rozrywki. Zamiast tego dostają kontemplację fresków, rzeźb i wykład na temat donatystów :)
Mówcie mi Pegasus :)
Miłek z Czarnego Lasu http://tvsfa.com/index.php/milek-z-czarnego-lasu/ FB: https://www.facebook.com/romek.pawlak

32
Romek Pawlak pisze: Filtr Eco. Pisał o tym w posłowiu do "Imienia róży". Pierwszych sto stron odsiewa czytelników, którzy oczekują szybkiej fabuły, serii trupów, ogólnie: łatwej rozrywki. Zamiast tego dostają kontemplację fresków, rzeźb i wykład na temat donatystów :)
Może być złudny (filtr) - może trafić na kompletnie zielonego czytelnika, który chłonie radośnie całą atmosferę, z freskami włącznie, bo nie wiedział, że to "miał być" kryminał :D No co, no co tak na mnie patrzycie, młoda byłam, wakacje były, czasu dużo, to i freski oraz insze inszości średniowieczne jakoś tak łatwo weszły w mój umysł humanistycznem wykształceniem nieskalany :D
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

34
Romek Pawlak pisze: Filtr Eco. Pisał o tym w posłowiu do "Imienia róży". Pierwszych sto stron odsiewa czytelników, którzy oczekują szybkiej fabuły, serii trupów, ogólnie: łatwej rozrywki. Zamiast tego dostają kontemplację fresków, rzeźb i wykład na temat donatystów :)
Eco to cienias - ja w "Oku Jelenia" odsiewałem czytelników przez 6 tomów ;)

35
Romek Pawlak pisze:Bo Ty tylko z pozoru jesteś technotwór, w istocie zaś kryptohumanistka pełną buzią :)
Cmok :-** :D

A tak serio, to nie pamietam, kiedy ja tego Eco czytałam - ale chyba na początku liceum. A na początku (samym) liceum zrobiono mi krzywdę nieodwracalną - jako pierwszą lekturę w LO dostaliśmy Iliadę, w całości. We mnie już były zadatki na w/w krzywdę, bo przez myśl mi nie przeszło, żeby NIE przeczytać, więc przeczytałam, prawie całą, jakichś chyba dwoch środkowych pieśni już nie dałam rady - w jeden weekend, bo wcześniej nie wpadłam na to, że nauczycielka mi nie będzie przypominać, że pora czytać.

I czego mnie ta lektura Iliady nauczyła na całe życie - że grubą ksiązkę można przeczytać. W całości. Niezależnie jak jest trudna, dziwna, niezrozumiała i jak dawno ją napisano. Pierwsze sto ston "Imienia róży" to już był potem pikuś. Nie dlatego, że je rozumiałam, tylko dlatego, że zakładałam, że fakt, że ksiązki nie rozumiem, nie oznacza, że czytanie jej nie sprawia mi przyjemności ;)

Andrzej, właśnie dziś pożyczyłam Aparatusa pewnej pani, której podobało się pozyczone z biblioteki Oko jelenia - a jest to pani, po której nie spodziewałabym się, że jest targetem takich ksiązek. I prosze, tak się starasz odsiewać i cała robota na marne, ludzie się uwzięli i czytają :D
Anna Nieznaj - Cyberdziadek
Nocą wszystkie koty są czarne
Gwiezdne wojny: Wróg publiczny

37
Ja przeczytałam "Imię róży" chyba nawet jeszcze przed liceum. Miałam zareklamowane nie jako kryminał, tylko (przez rodziców) jako "rewelacyjna książka, musisz przeczytać". Wsiąkłam jakoś na etapie dedukowania, czemu koń opata i czemu Brunellus :) Na pewno nie zrozumiałam nawet 1/10 smaczków historycznych, ale podobać się podobało. A seria trupów przecież była, i to jaka! Pomysł z trucizną pozbawioną smaku, od której czernieje język, to jeden z tych pomysłów literackich, które człowiek potem pamięta przez lata i się wzdryga na samo wspomnienie :) Trochę się później zawiodłam, bo miałam nadzieję, że to jest trucizna istniejąca w naturze i można się o niej czegoś dowiedzieć z innych książek... a tu guzik, wymyślona :)
Między kotem a komputerem - http://halas-agn.blogspot.com/

38
Filtr Eco na zatwardziałych wielbicieli kryminałów nie działa, ja tak bardzo chciałam dowiedzieć się, jak to z tymi zabitymi mnichami było, że przez początek przeszłam bezproblemowo i dalej czytałam już jak jakąś średniowieczną Agathę Christie, czy coś. :) Dopiero przy drugiej lekturze, kiedy miałam więcej lat, załapałam, że nie do końca o to tam chodzi...

39
Ja tam doradzam, by czytać Eco jedynie jako kryminał... kunsztownie napisany! W innym wypadku nie dość, że dostajemy zafałszowany obraz średniowiecza (ale to nagminne w naszych czasach), to jeszcze przy próbie odczytania historii jako "uniwersalnego" przesłania otrzymujemy obraz świata, na który zdrowy rozum zgodzić się nie może (fanatycy kontra burzyciele zastanego porządku i norm, i zero miejsca dla normalnych ludzi). Innymi słowy, znajdziemy chorą ułudę mądrości.

No, ale się off-topic zrobił ;)
"Istnieje na świecie parę rzeczy ważniejszych niż pokój, a jedną z nich jest godne człowieczeństwo. Koncepcja, że ludzkość miałaby zrezygnować z wojen wyłącznie ze strachu, to poniżenie ludzkiej godności, zwłaszcza gdy w grę wchodzi strach przed czymś tak banalnym jak technika, którą ludzie sami przecież wymyślili" (Chesterton)

41
Chciałabym jeszcze raz nawiązać do wątku dotyczącego okladki. Moja pierwsza książka ukazała się poółtora roku temu. Nie mialam żadnego wpływu na tytuł i okładkę. Próbowałam negocjować ten punkt umowy. Niestety nie udało mi się. Wydawca zmienil tytuł książki, dał okładkę lokującą ją na pólce z literaturą soft porno i pogrzebał szanse książki u ambitniejszych czytelników. Patrząc na recenzje i sprzedaż myslę, że zabieg ten się nie opłacił.

[ Dodano: Pią 08 Mar, 2013 ]
W związku z tym, że znalazłam w tym wątku kilka odniesień do mojej powieści "Grzechy Joanny" chciałabym tylko dodać, że zastąpienie tytułu „Mediewistka” owymi grzechami i dość wyzywająca okładką rzeczywiście nie pomogły książce i raczej nie podniosły sprzedaży. Napisałam dość ponurą powieść obyczajową o samotności kobiety w średnim wieku. Powieść zatytułowałam „Mediewistka” nie tylko ze względu na to, że bohaterka zajmowała się badaniami nad późnośredniowiecznymi itinerariami możnowładców, ale przede wszystkim dlatego, by zachęcić pewną grupę czytelników do sięgnięcia po nią, a zniechęcić do niej miłośniczki literatury typu chick lit. Byłam świadoma tego co robię i dlaczego tak, a nie inaczej zatytułowałam książkę. W „Grzechach Joanny” jest wątek romansowy, ale bohaterowie są tak naprawdę antybohaterami i raczej nie pasują do romansowych schematów, wręcz przeciwnie budzą zniecierpliwienie, a nawet niechęć. Kolejnej książki jeszcze nie skończyłam i póki co nie wysłałam jej żadnemu wydawcy, więc na temat wpływu tej pierwszej książki na możliwość wydania kolejnej nic nie mogę powiedzieć. Jako czytelniczka mogę powiedzieć, że nie lubię być oszukiwana i takie praktyki jak w przypadku mojej książki zniechęciłyby mnie zarówno do autora jaki i do wydawcy.

42
A można z ewentualnym wydawcą negocjować punkt w umowie, że samemu chce się decydować o tytule i okładce? Wg mnie to paranoja, że wydawca narzuca swoje widzimisie

43
Myślę, że takie umowy podpisuje się głównie z debiutantami. Oczywiście próbowałam negocjować z wydawcą prawo do wpływu na tytuł i okładkę mojej książki, ale nie powiodło mi się. Szef wydawnictwa był niewzruszony właśnie w kwestii opakowania. Należy jednak pamiętać, że przeważnie propozycja wydawcy jest dobra i pomaga książce. W przypadku "Grzechów Joanny" było niestety odwrotnie. Okładka miała przyciągać miłośniczki pikantnych romansów i niestety przyciągała je (bardzo krótko). Natomiast osoby, do których adresowałam tę książkę trzymają się od "Grzechów Joanny" jak najdalej. Ten projekt jest chyba dobrym przykładem chybionego marketingu.

44
Hm, nie wiem, szczerze mówiąc, jak to wygląda od strony prawnej, ale dla mnie - tak na wyczucie - narzucanie autorowi tytułu, a narzucanie okładki, to dwie różne rzeczy.

Tytuł jest integralną częścią dzieła literackiego, zmienianie go bez konsultacji z autorem jest trochę jak... no nie wiem, zmiana zakończenia z nieszczęśliwego na szczęśliwe (albo odwrotnie), czy zmiana głównego bohatera z brodatego profesora na cycatą blondynę. Znaczy, można, ale wyłącznie wtedy, kiedy autor wyrazi zgodę.

Natomiast okładka nie jest częścią utworu, który autor "sprzedaje" wydawcy, w tym przypadku ewentualne pytanie autora o zdanie to bardziej uprzejmość niż obowiązek. Tak mi się wydaje.

45
Też mi się wydawało, że tytuł jest integralna częścią mojej książki. Umowa wydawnicza stanowiła jednak inaczej. A tytuł narzucony przez wydawcę bez konsultacji zamienił Joannę - mediewistkę w rogowych okularach w jakąś tam Juanę hiszpańską kurtyzanę. Okładka odpowiednio to wzmocniła. Wydawca tłumaczył to potrzeba wyjścia naprzeciw potrzebom "mniej wyrobionych czytelniczek". I nie byłoby w tym nic złego, gdyby treść pasowała do okładki. Ale nie pasowała. I dlatego ten marketing był chybiony. Książka straciła czytelników, a wydawca nie zarobił, bo czytelniczki, do których adresował książkę nie lubią takich rzeczy. I żadna okładka nie pomoże, ani tytuł.

Re: Okładka - jaki wpływ ma na nią sam autor?

46
noetting pisze:Witam,

Pytanie jak w temacie - jaki wpływ ma autor na okładkę? Czy może:
1) Coś zasugerować (co by chciał na niej widzieć, w jakim miałaby być stylu, czy chociaż kolorystyce etc.)?
2) Przedstawić już gotową grafikę (oczywiście mając do niej wszelkie prawda itd.) i zażyczyć sobie aby była jego okładką?

Czy autor ma coś w ogóle do powiedzenia w kwestii okładki? Zakładam, że i owszem, ale jeśli tak, to skąd w takim razie wzięły się podobne szmiry: http://ksiazki.wp.pl/gid,15331572,page, ... aid=1102c9 ? :P

Jak to w końcu jest z tymi okładkami?
W wydawnictwie Psychoskok każdy autor dostaje kilka propozycji grafiki okładki do wyboru i zatwierdzenia. Zatem można mieć wpływ na okładkę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”

cron