32
Oczywiście, że nie jest. Wymaga jednak dość ściśle określonego zakresu umiejętności. W przeciwieństwie do redakcji, gdzie nie dość, że zakres ów trudno zdefiniować, to jeszcze zawierają się w nim takie rzeczy jak kojarzenie faktów, wyczucie językowe czy szeroka wiedza ogólna.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

33
Sir Wolf pisze:Z korektą - tak. Z redakcją - nie.
A ty weź się lepiej nie odzywaj, bo wcale mnie nie znasz i nie wiesz, co potrafię, a to wszystko, co piszesz, to z czystej złośliwości, a także dlatego, że mnie nie cierpisz.
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

34
Oj, maleńka...

Słuchaj, ja ci dam zestaw fragmentów wymagających redakcji, dokładnie ten sam, na którym sam się uczyłem, a wraz ze mną paręnaście koleżanek (i kolegów, ale głównie koleżanek). Zobaczymy, jak sobie z nim poradzisz i wtedy będę już wiedział, co umiesz (tak jakbym nie wiedział już teraz...). Ba, zapoznając się z twoimi uwagami nie będę nawet konfrontował ich z własnym przekonaniem, a jedynie z uwagami naszego wykładowcy (Piotr Sitkiewicz, możesz sprawdzić, co to za jeden). Okaże się, jaką byłabyś redaktorką już w tej chwili, okaże się, co potrafisz.

I już kiedyś ci tłumaczyłem, czy naprawdę cię nie cierpię, czy nie.
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

35
Słuchaj, ja ci dam zestaw fragmentów wymagających redakcji, dokładnie ten sam, na którym sam się uczyłem, a wraz ze mną paręnaście koleżanek (i kolegów, ale głównie koleżanek). Zobaczymy, jak sobie z nim poradzisz i wtedy będę już wiedział, co umiesz (tak jakbym nie wiedział już teraz...). Ba, zapoznając się z twoimi uwagami nie będę nawet konfrontował ich z własnym przekonaniem, a jedynie z uwagami naszego wykładowcy (Piotr Sitkiewicz, możesz sprawdzić, co to za jeden). Okaże się, jaką byłabyś redaktorką już w tej chwili, okaże się, co potrafisz.

No to już - dajesz.



A tak poza tym - nikt ci nie kazał czytać i komentować tamtego tekstu. Jeśli ci się aż tak nie podobało, mogłeś po prostu go wyłączyć i omijać szerokim łukiem.

A zresztą, ja już się w ogóle na ten temat nie odzywam, bo szkoda słów... ^.^
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

36
Serena pisze:nikt ci nie kazał czytać i komentować tamtego tekstu
Nikt ci nie kazał także komentować tego komenta (jakkolwiek to brzmi). Trzeba było nie czytać i omijać szerokim łukiem.

Toteż nie odzywaj się już lepiej, bo twoją głupotą aż wieje. Nie masz nawet argumentów.
"Siri was almost sixteen. I was nineteen. But Siri knew the slow pace of books and the cadences of theater under the stars. I knew only the stars." Dan Simmons

37
Zależy też jak tę "redakcję" rozumieć i jak poważne/niepoważne ma ktoś do niej podejście. Jeśli chodzi o jej poziom podstawowy, czyli uczynienie układu tekstu w pełni czytelnym i dostatecznie przejrzystym, to chyba 99% ludzi, będących w stanie książkę napisać, będzie też w stanie ją na tyle wyedytować. Problem jest oczywiście, kiedy wymaga ktoś wyższego, tzw. "profesjonalnego" poziomu redakcji, czyli nie dostosowania tekstu do szeregu oficjalnie przyjętych wytycznych wzorów, zasad i reguł - te się już na tyle rozrosły i skostniały, że rzeczywiście, do sprostania ich dyktatowi potrzeba specjalisty.
Teraz wracając do punktu wyjścia tej dyskusji, czyli owego niepowstałego jeszcze wydawnictwa... Czy nie leży właśnie w jej założeniu, programowe eliminowanie tego typu eksperckich trudności? Bo jeśli rozumiem intencję, to właśnie o to chodziło, by mając konflikt między pełnym profesjonalizmem, a ograniczeniem (zbędnych) kosztów, przechylać szalę na korzyść tego drugiego stanowiska.

To wydawnictwo, to trochę jak gospodyni domowa, która chce przyrządzić pyszne ziemniaki, nie będąc przy tym mistrzem kuchni. Czasami to wchodzi, czasami nie.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

38
w moim przypadku wygląda to tak:

piszę. czasem siadam i widzę ze nic nie napiszę, to otwieram pliki z napisanym i wygładzam, poprawiam etc.

reszcie mam gotową książkę.

robię wydruk.

borę do łapki kolorowy żelopis i czytam całość. Fragmenty czytam na głos. Jak mam czas to całość czytam na głos. Zaznaczam, kreślę, poprawiam. Potem znowu czytam na głos.

to żelazna reguła. jak czegoś przyjemnie się słucha to da się też przeczytać.

w tym czasie fragmenty "techniczne" czytają moi znajomi fachowcy.

potem nanoszę poprawki i trafia to w ręce mojej żony - która akurat z zawodu jest redaktorem. Ta znowu ryje i wywleka wszystko co mi się wydawało dobre, a co dobre nie jest. I to co wydawało mi się śmieszne a jest debilne. i pyta z których książek brałem które szczegóły. sprawdza. czasem się okazuje że źle coś zapamiętałem.

Potem książka trafia do wydawcy który kieruje ją do redakcji. Dostaję szereg meili z zapytaniami dlaczego coś tak a nie inaczej. Potem wraca cały tekst z zaznaczonymi uwagami. Akceptuję lub nie. Większość uznaję za zasadną...

Potem tekst dostaje korekta.

a potem czytelnicy i tak niemal zawsze coś wywloką. Ale wywlekają już tylko ostatnie pojedyncze drobiazgi.

*

Spartoloną redakcję widać od razu. Poczytajcie sobie w necie opinie o książkach.

Zabawę w wydawanie czegokolwiek należy zacząć od znalezienia redaktora. Potem dopiero można szukać autorów.

teraz zobaczcie od drugiej strony - problem stajni autorów. Autorzy tacy jak ja - z jakąś ta,m pozycją nie pójdą do nowo powstałego wydawnictwa bo ryzyko wdepnięcia w psią kupę jest zbyt duże. Z drugiej storny jak ktoś nawet ze szlachetnymi intencjami zarobienia kasy zaczyna od szukania "przed-debiutantów" - to jest IDYOTĄ - bo sorry Winetou - ile sztuk książki nieznanego nikomu autora da się sprzedać? 30? 100? 300?

3 miesiące i go nie będzie bo na ZUS od działalności gospodarczej nie wyrobi.

Ergo: aby uzyskać sprzedaż będącą dla wydawcy szansą zwrotu nakładów - zanim pojawi się Wasza pierwsza książka musicie coś światu pokazać. Czyli wracamy do problemu debiutu krótka formą, druku opowiadań w czasopismach, zdobycia tam fanów...

I tu i na Portalu-pisarskim pojawiają się regularnie rozmaici kolesie z propozycjami a to wydawania e-booków a to twierdzą że zakładają wydawnictwo. Z reguły niestety chcą brać się za coś o czym nie mają zielonego pojęcia. Przeważnie nie dysponują też żadnym wkładem finansowym ;)

Jak odsiewać? Zaproponujcie konkrety - za maszynopis 3 tyś zł zaliczki i prosicie o kontakt z redaktorem który będzie tekst obrabiał. jak ktoś nie ma 3 tyś to znaczy że kasy mu totalnie brak. Jak chce wydawać a nie ma dogadanego redaktora to znaczy że nie dość że brak mu kasy to jeszcze nie ma o tym pojęcia... Jak uważa że redakcja jest zbędna i starczy korekta to...

Powściągnę język Damy czytają ;)

39
Protest ze strony Wielkiej Trójcy (Navajero - Naturszczyk - Pilipiuk) wskazuje, że mogę mieć rację. Wy znacie realia branży... tradycyjnej. Gdybym chciał coś takiego, co dla Was jest "standardem", chlebem powszednim - mielibyście rację, że zabieram się od dupy strony. Może nawet to mój błąd, że nazwałem to coś wydawnictwem, ale lepszego określenia brak.
Nie mam najmniejszej ochoty próbować zainteresować tym pomysłem żadnego pisarza z dorobkiem (wydanym). Ja chcę zainteresować tym pomysłem tych, którzy nie mogą się przebić zupełnie, z rozmaitych względów. Ważne żeby napisali coś interesującego, dającego się czytać.
Dodam jeszcze, że bezpodstawnie zarzucacie mi, że nie miałem nic wspólnego z wydawaniem książek. Błąd, miałem. Wiem jak to wygląda "od kuchni", wiem więc też doskonale, że w wielu przypadkach są to czynniki, które zablokują skutecznie wyjście z szuflady niejednemu debiutantowi. Ja chcę stworzyć coś, co będzie znaczenie tych czynników ograniczało. Na przykład przywoływana tu kilkakrotnie redakcja (z reguły dwukrotna) - to koszt i to niemały, niejeden debiut przez to poległ - rachunek ekonomiczny wykazał zbyt duże ryzyko. Nie ma redakcji - proporcje inwestycji do możliwych zysków zaczynają wyglądać inaczej. Że bez redakcji do dupy? Nieprawda. Zerknijcie do tutejszego weryfikatoruim - są tam rzeczy pisane na kolanie, ale są też dopieszczone niemal w każdym szczególe.
Jak może pamiętacie, na początku zrobiłem zastrzeżenie, moim zdaniem istotne - "jeśli będzie nadawało się do czytania". Pomijam tu podane odpowiedzi w stylu - "przeczytać wszystko można, kwestia samozaparcia". To co chcę wydawać (będę się jednak tego określenia trzymał) musi się rzeczywiście do czytania nadawać, nawet bez wielokrotnej redakcji. Kto i jak będzie o tym decydował to jedna z wielu kwestii technicznych, nie będę tego tu rozwijał, nie publicznie.

Ja po prostu chcę tylko wiedzieć czy pomysł spotka się z zainteresowaniem ze strony autorów - debiutantów (bo w zasadzie tylko o takich tu mówimy). Bo jeśli nie, to nie ma sensu inwestować w to czasu, pracy i pieniędzy.
No i na koniec jeszcze jedno, bo mi się przypomniało - mówimy o książce papierowej w pierwszym rzędzie. Ale o ebookach też - jako równoległy produkt, bo nie mam wątpliwości, że ebooki to przyszłość. Jak zapukacie do drzwi tej przyszłości - ja chcę już tam być.
Howgh!

[ Dodano: Sro 11 Sie, 2010 ]
Maladrill pisze:Orinoco: pomysł wydaje mi się niezbyt atrakcyjny, ale dodam od razu - z biznesowego punktu widzenia. Będziesz miał na składzie mnóstwo średniej jakości książek (chyba że całość pójdzie w POD) i kanał dystrybucji, który nie jest jeszcze najbardziej popularny w Polsce. Większość książek sprzedaje się tradycyjnymi kanałami - w sieciach księgarskich i księgarniach. Ale to oczywiście może się zmienić. Druga sprawa jest taka, że bez nakładów na reklamę (w tym płatne miejsca ekspozycji w empikach/matrasach) sprzedaż nie będzie oszałamiająca. A jak pokryjesz koszty korekty, składu, wydruku kilkudziesięciu chociaż egzemplarzy na początek?
To o co pytasz (i nie tylko Ty) to głównie szczegóły techniczne. Wiele z nich jest już opracowanych/rozwiązanych, inne jeszcze nie. Ale chyba zrozumiesz mnie, że tych szczegółów nie ujawnię, nie wyłożę takich kart na stół.

[ Dodano: Sro 11 Sie, 2010 ]
Vialix pisze:Ja zrobiłbym tak...
[ciach szczegóły]
Daję ci rok na zawładnięcie rynkiem.

Jeśli tego nie zrobisz, sam się tym zajmę. :)
Na co czekasz? Masz pomysł, realizuj go. I piszę to całkiem poważnie. Ale to Twój pomysł, nie mój. Może i dobry, na pewno innowacyjny. Jeśli miałbym wydać rzetelną opinię musiałbym to dokładnie przeanalizować, daruj jednak - nie jestem w stanie sobie teraz na to pozwolić.

40
orinoco pisze:Protest ze strony Wielkiej Trójcy (Navajero - Naturszczyk - Pilipiuk) wskazuje, że mogę mieć rację. .
oczywiście jesteśmy bandą złośliwych trolli internetowych którzy za cel życia stawiają sobie podstawić nogę absolutnie każdemu ;)
Wy znacie realia branży... tradycyjnej. .
innej chwilowo nie ma - nieprawdaż?

albo inaczej: czy słyszałeś o kimkolwiek kto wydając e-boki, albo sprzedając książki tylko przez net zarobiłby cokolwiek? a może słyszałeś o autorze który wypłynął w ten sposób? o jakimkolwiek autorze?
Gdybym chciał coś takiego, co dla Was jest "standardem", .
redakcja tekstu jest standardem.
niepodważalnym.

Ty tego nie rozumiesz. I generalnie nie chcesz zrozumieć.

.
Dodam jeszcze, że bezpodstawnie zarzucacie mi, że nie miałem nic wspólnego z wydawaniem książek. Błąd, miałem. Wiem jak to wygląda "od kuchni", .
gówno prawda.

przepraszam - ale już pierwszym postem to udowodniłeś.
mogłeś co najwyżej pracować w drukarni.
. Na przykład przywoływana tu kilkakrotnie redakcja (z reguły dwukrotna) - to koszt i to niemały, niejeden debiut przez to poległ - rachunek ekonomiczny wykazał zbyt duże ryzyko. Nie ma redakcji - proporcje inwestycji do możliwych zysków zaczynają wyglądać inaczej. .
powiedzmy wprost: nie masz 1500-2000 zł na redakcję.
do tego uważasz że nie musisz mieć.

ergo: nie masz o tym zielonego pojęcia.
Że bez redakcji do dupy? Nieprawda. .
gadaj zdrów.
Zerknijcie do tutejszego weryfikatoruim - są tam rzeczy pisane na kolanie, ale są też dopieszczone niemal w każdym szczególe..
Niewiele ich czytałem ale do gruntownej redakcji nadają się WSZYSTKIE do których zajrzałem.

Przez 10 lat udzielałem ludziom wskazówek przez sieć. W tym czasie dostałem minimum 500 różnych tekstów. Wsród nich nie było ŻADNEGO "bezbłędnego". Sorry.
Ja po prostu chcę tylko wiedzieć czy pomysł spotka się z zainteresowaniem ze strony autorów - debiutantów (bo w zasadzie tylko o takich tu mówimy). Bo jeśli nie, to nie ma sensu inwestować w to czasu, pracy i pieniędzy..
człowieku - nie masz pieniędzy to co chcesz inwestować?
bo nie mam wątpliwości, że ebooki to przyszłość. .
być może.
ale raczej jeszcze nie w tej dekadzie.

41
Choć zgadzam się z tobą Andrzeju w kwestii redakcji - tu nie ma co oszczędzać, tak samo jak na korekcie, jeśli książka ma sobą cokolwiek reprezentować, to w kwestii e-booków wydaje mi się, że przesadzasz. Za 10 lat większość młodych będzie zasuwać wszędzie z czytnikami (co nie oznacza, że książki papierowe znikną). Te wydawnictwa, które w ciągu 2-3 lat nie zaczną poważnie działać w segmencie e-booków w krótkim czasie tego pożałują.

W USA ponad 50% sprzedaży książek przez internet stanowią e-booki, a my nie jesteśmy technologicznie 100-lat za nimi. Czytniki kosztują w tej chwili od 800 zł w górę (Kolporter w promocji eClicto zjeżdża już do 500 zł) i ceny będą cały czas spadać, bo e-papier będzie coraz tańszy w produkcji, a i pozostałe podzespoły ciągle tanieją. Co tu dużo gadać, postęp technologiczny jest tak szybki, że mój telefon ma takie parametry techniczne jak komputer kupiony 5 lat temu, więc nie lekceważyłbym tego, jak szybko wszystko może się zmienić.

42
orinoco pisze:Protest ze strony Wielkiej Trójcy (Navajero - Naturszczyk - Pilipiuk) wskazuje, że mogę mieć rację.
Primo - nie przypominam sobie, abym jakoś specjalnie oprotestował Twój pomysł, wskazałem jedynie na wagę redakcji w procesie "produkcyjnym" książki.
Secundo - oczywiście, kiedy matematyk poinformuje Cię, że dwa razy dwa równa się cztery, a nie pięć jak sądzisz, wskazuje to wyraźnie, że możesz mieć rację. To przecież elementarne... ;)
orinoco pisze: Na przykład przywoływana tu kilkakrotnie redakcja (z reguły dwukrotna) - to koszt i to niemały, niejeden debiut przez to poległ - rachunek ekonomiczny wykazał zbyt duże ryzyko. Nie ma redakcji - proporcje inwestycji do możliwych zysków zaczynają wyglądać inaczej. Że bez redakcji do dupy? Nieprawda.
Wybacz, nie chcę być protekcjonalny, ale o tym mogą mieć pojęcie tylko pisarze, którzy oglądali swoje teksty przed i po redakcji. Znam przynajmniej jeden przypadek kiedy autor rewelacyjnego tekstu przez brak redakcji stał się pośmiewiskiem i zwichnął sobie karierę, raz na zawsze. A tekst - w swojej branży - był genialny.
orinoco pisze: Zerknijcie do tutejszego weryfikatoruim - są tam rzeczy pisane na kolanie, ale są też dopieszczone niemal w każdym szczególe.
Nie zauważyłem. IMO nie ma takich. Są teksty nieźle napisane, co do których widać, że autor ma pewne perspektywy ( czort wie czy naprawdę się rozwinie, to zależy od wielu czynników, ale ma szanse). To teksty które ja na przykład, mógłbym pomóc udoskonalić tak, że byłyby odbierane jako dwa - trzy razy lepsze. A moje doświadczenie redakcyjne jest niewielkie. Coś tam podłapałem pracując z zawodowcami, wysłuchując ich wskazówek itp. Czasem pomagałem redagować jakieś teksty od strony historycznej czy militarnej - ot i wszystko. Fachowy redaktor zrobiłby z nimi dużo więcej.
orinoco pisze:Ja po prostu chcę tylko wiedzieć czy pomysł spotka się z zainteresowaniem ze strony autorów - debiutantów (bo w zasadzie tylko o takich tu mówimy).
A co Ty takiego oferujesz debiutantowi? Jeśli ktoś napisze dobry tekst, ma duże szanse, że weźmie go "normalne" wydawnictwo. Do Twojego mogą się zgłosić tylko ci, którzy zostali przez takie firmy odrzuceni. Nawet jeżeli ktoś z autorów in spe ma jakieś szanse w przyszłości, pogrzebie je publikując książkę bez redakcji. Bo robiąc coś takiego strzeli sobie w stopę. Jego nazwisko będzie się kojarzyło przez całe lata z głupimi babolami, brakiem logiki, zabawnymi błędami. Jak i Twoja firma wydająca takie teksty. I badź pewien - nie zabraknie ludzi którzy poświęcą swój czas, a jak trzeba będzie to i pieniądze, aby odmalować to w czarnych barwach. Z czystej, bezinteresownej złośliwości.

Konkludując - to nie jest tak, że moje małe, czarne, zawistne serduszko pęknie z zazdrości kiedy zrealizujesz swój pomysł. Życzę Ci szczęścia - jak i wszystkim innym w branży, tyle, że ten pomysł wydaje mi się mieć wiele wad, wad które utopią go już na starcie. Ale to tylko moje zdanie i nikomu nie mam zamiaru go narzucać :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

43
a ja wychodzę z założenia, że e-booki nie wyprą z rynku tradycyjnej książki. I według mnie nie jest to kwestia postępu bynajmniej. Znam wielu młodych ludzi, którzy wolą jednak chwycić oburącz porządną książkę, a jak mówi mój 20-letni siostrzeniec, na telefonie to on może sobie smsy poczytać a książka musi jednak w rękach zaszeleścić.
Myślę, że nie jest to odosobniona opinia.
Czytnik czytnikiem ale to tak jakby mieć nadzieję, że z racji wyprodukowania dietetycznego i zdrowszego pieczywa nagle z półek zniknie cieplutki chlebuś.
Ja tam szukałam do skutku wydawcy tradycyjnego choć miałam propozycję wydania jako e-booka w E-media.
Pewnie gdybym na to poszła już dawno byłoby po premierze, tylko co z tego? Kto by to kupił?
A tak spokojnie wolę poczekać, dwie korekty już za mną jeszcze tylko okładka - druga i się zobaczy.
http://atl-niekadyjestrainmanem.blogspot.com/

44
orinoco:
Ja po prostu chcę tylko wiedzieć czy pomysł spotka się z zainteresowaniem ze strony autorów - debiutantów
Myślę, że jako autor-debiutant właśnie (a w zasadzie debiutant in spe) mam prawo wyrazić swoje zdanie, bo na opinii takich jak ja Ci zależy (z tego co rozumiem).
Nie oferujesz wydania książki, nie oferujesz fachowej opieki, nie oferujesz pomocy, porad i uwag. Oferujesz spełnienie zachcianki. Oferujesz możliwość pochwalenia się: "a ja wydałem książkę". Ale serio: nie oferujesz szansy zostania autorem.
Takie moje zdanie.
Wg. mnie każdy autor powinien mieć ambicje. Nie chcę być wydawany przez internet, nie chcę być wydawany na e-booku, bo to wciąż pieśń przyszłości. Teraz liczy się papier. To jest szansa.
Powiem jeszcze tylko: Na jednym jedynym tekście jaki przeszedł do tej pory fachową redakcję nauczyłem się tyle samo, co przez rok własnego dłubania, czytania porad i czytania cudzych redakcji. Bo potraktowano mnie personalnie właśnie. Wskazano błędy. Jeśli nie będę się rozwijał - to przepadnę.
Jaką szansę na rozwój daje Twój pomysł? W moim odczuciu żadnej...
Try to shake it loose, cut it free, just let it go, get it away from me.

45
nawet jeśli e-booki się upowszechnią to wydaje mi się że sprawa pójdzie w drugą stronę:

będą książki na papierze i ich odpowiedniki e-bookowe.
beda też e-booki nie mające odpowiedników papierowych.

tak jak dzisiaj: są gazery papierowe i ich strony/serwisy/wydania internetowe.
i są serwisy/gazetki istniejące tylko w sieci.

które są traktowane jako wiarygodne źródło informacji?

*

Papier da presiż. I to jeszcze przez długie lata. Bo... Książkę papierową trzeba wydrukować. To wymaga kasy na druk i to widać w cenie na półce. To logistyka, druk dystrybucja. Kosztowna ale to jednocześnie gwarancja pewnej minimalnej jakości.

Ktoś dał kasę by książka w efekcie znalazła się w księgarni.
e-booka można stworzyć za darmo i puścić w sieci za kompletnie psie pieniądze.

ergo: powstaje nisza dla firm krzaków wydających grafomanów. Zero gwarancji jakości

46
Andrzej Pilipiuk pisze: Papier da presiż. I to jeszcze przez długie lata. Bo... Książkę papierową trzeba wydrukować. To wymaga kasy na druk i to widać w cenie na półce. To logistyka, druk dystrybucja. Kosztowna ale to jednocześnie gwarancja pewnej minimalnej jakości.

Ktoś dał kasę by książka w efekcie znalazła się w księgarni.
e-booka można stworzyć za darmo i puścić w sieci za kompletnie psie pieniądze.

ergo: powstaje nisza dla firm krzaków wydających grafomanów. Zero gwarancji jakości
Właśnie - wydawanie książek jest czynnością dosyć skomplikowaną i tylko wybrani zostają tymi szczęśliwcami ;)

Kurde, co ja właściwie plotę...? Ech...^^
Każdego ranka, każdej nocy
Dla męki ktoś na świat przychodzi.
Jedni się rodzą dla radości,
Inni dla nocy i ciemności.

Wieczność kocha dzieła czasu.


– William Blake

Wróć do „Jak wydać książkę w Polsce?”