Grimzon pisze:
Ponieważ żyjemy w kraju, w który istnieje wolność poglądów.
cholera byłem przekonany że to polskie forum!?
eee... yyy... to z jakiego wspaniałego kraju nadajecie?
Ok. przyjmijmy tak - toleruję z pewnym trudem poglądy inne niż moje ale które trzymają pewien elementarny poziom. Pochwały złodziejstwa, pedofilii, kanibalizmu i innych dewiacji - wywalam poza nawias wraz z głosicielami.
Jeśli chodzi o politykę jestem monarchistą. Demokracja gdzie głos profesora jest równy głosowi menela, głos rzemieślnika równy głosowi urzędasa budzi moją głęboką abominację. Nie muszę mieć wpływu na tryb obierania władz i uważam że znaczna część społeczeństwa nie ma kwalifikacji moralnych ani intelektualnych by tego wyboru dokonywać. Wystarczy mi jeśli będę mógł się podporządkować władzy ludzi rozumnych i uczciwych.
Eot czy jak to się mówi.
*
Talerzyk z niebieską obwódką...
Ech. Inne pokolenie jesteście i inny krąg kulturowy - to mi pokazuje jak stary już jestem.
(a jaki przy tym oczytany że ho ho
Jest taka powieść Ilfa i Pietrowa "Złote cielę". (kontynuacja 12 krzeseł). Jedno przedwojenne wydanie pt. "Wielki Kombinator", jedno powojenne wydanie w 1956 roku - potem wycofane z bibliotek. Nie do zdobycia - zatem lektura obowiązkowa.
Autorzy ciekawi - przykład ciężkich frajerów których ZSRR wycisnął jak cytrynę przeżuł i wypluł...
Wznowione dopiero w poł. lat 90-tych w nowym gorszym tłumaczeniu. Poszukajcie w bibliotekach.
W powieści biega o to że w ZSRR lat 30-tych żyje sobie geniusz finansowy - głęboko zakonspirowany milioner który zręcznie obracając państwową gotówką i innymi dobrami dokłada kolejne pliki banknotów to wielkiej walizy. Kiwa przy tym milicję, bezpiekę, urzędasów etc. Nawet sąsiedzi sądzą że zarabia 40 rubli na miesiąc...
Ale wszystkich wykiwać się nie udało. Na trop milionera wpada Ostap Bender - Wielki Kombinator z poprzedniej części. Na idee fixe przyszantażować zdolniejszego kumpla po fachu, by ten w zamian za święty spokój, przyniósł mu milion rubli na talerzyku z niebieską obwódką.
Co przeszło do słownika codziennej ruszczyzny, było też powiedzonkiem identyfikowalnym w innych krajach sowieckiej zony.
[ Dodano: Nie 14 Kwi, 2013 ]
gebilis pisze:Wiec chyba nie o to chodzi, by wydawać tylko tych, co przez swe sito przepuszczą tak zwane wydawnictwa z tradycjami. Wszystkimi rządzi pieniądz - i tu między tradycyjnymi wydawnictwami a self-publishing postawiłabym znak równości.
self jest bardzo cenną inicjatywą - bo umożliwia wydawanie za pieniądze rzeczy kompletnie niechodliwych i niekomercyjnych.
Mamy druk cyfrowy. Dziadek spisał wspomnienia i wydaje dla wnuków np 20 szt. Albo dla wnuków i przyjaciół - 50 sztuk. Albo na pohybel całej wsi opisuje jak to ON w czasie wojny legion szkopów ukatrupił - wydaje 100 sztuk a inni nie potrafią spisać swoich wspomnień i nie wiedzą jak to załatwić w drukarni więc czytają i klną że było przecież inaczej - a potem wszyscy umierają i zostaje tylko wersja dziadka
Albo można wydać coś co zainteresuje tylko fachowców - podręcznik spawania konstrukcji orbitalnych albo poradnik wypychania lwów...
za komuny były tzw "nadbitki" - pojedyncze ważne artykuły z prasy naukowej wydane jako oddzielne broszurki.
Oczywiście grozi nam wprowadzenie niezłego chaosu i zamętu poznawczego bo wtedy ktoś te treści jednak weryfikował a dziś drukować może każdy... Ale wydaje mi się że tak jest jednak lepiej.
aż mnie korci zrobić super-lux-wydanie wcześniejszych wersji kilku moich u-tfu!-orów tylko musiałbym przepisywać z rękopisów...