TadekM napisał/a:
A, no i to nie jest też tak, że dziesięć lat piszesz do szuflady, a potem jebut - książka.
czasem tak bywa - ale w wiekszości przypadków taki koles wyda jedną ksiazką, moze nawet dorbą, sprzeda 1500 egzemplarzy i na tym się kończy. Za 100 lat odkryją go naukowcy. Albo nie odkryją.
Może więc gdzieś tam, w piwnicy, rośnie nowy Alighieri
TadekM napisał/a:
No i zawsze czasopisma zostają (choć przyznam, że nie potrafię uwolnić się od jakiegoś dziwnego przekonania, że to takie lekkie złożenie broni).
dlaczego?
Kurcze, to chyba trochę irracjonalne, ale tak mam.
Wychodzę z założenia, że:
Jeden - mam tekstów, których wystarczy na zbiór opowiadań. Jedynym mankamentem jest to, że nie dotykają one jednego i tego samego tematu, ani nawet gatunku (choć wszystkie są raczej głównonurtowe), ale przecież, żeby daleko nie szukać, Twoja Czerwona Gorączka też była dość eklektyczna. Jak zacznę rozsyłać je po pismach - co wcale nie będzie łatwe, bo teksty są dość długie (istnieje ryzyko, że musiałbym je ciąć do limitu znaków) - to to wszystko się gdzieś rozpłynie. To mi może przyjmą, tamtego nie, gdzie indziej będę czekał na odpowiedź. A w tym czasie chyba niełatwo będzie przekonać do kupienia takiego zbioru jakieś wydawnictwo.
Dwa - kurczę, ja mam dwadzieścia lat. Dopiero zacząłem studia i naprawdę jeśli poczekam miesiąc, rok, czy nawet dwa na debiut, to żadna tragedia się nie stanie; wciąż będę miał szanse na to, żeby kiedyś w przyszłości utrzymywać się z pisania. Wszystko też zaczyna się układać w jakąś zorganizowaną całość, to ten to tamten tekst wysłałem do jednego i drugiego znajomego redaktora, to po drodze zbieram materiały i bazgram sobie książkę, to czytam jakiś głupi podręcznik o zasadach stawiania znaków przestankowych, to - ostatnio - Twój felieton o błędach językowych. I jest fajnie.
Dlatego chyba czasopisma postrzegam jako taki półśrodek (to nie to samo co własna, wypieszczona książka), który mogę sobie, na razie darować. Zwłaszcza gdy nie cierpię na nadmiar mających szansę na publikację tekstów (piszę od dwóch i pół roku, nie mam tysiąca niedokończonych opowiadań na strychu, jak ci wszyscy, co zaczynali w przedszkolu).