946

Latest post of the previous page:

zaczynam się przez Was zastanawiać, iloma palcami ja piszę... ;p
ale żeby dwoma palcami książkę napisać, to naprawdę trzeba mieć talent. biedne palce.
zwięzłość jest siostrą talentu.

947
W nawiązaniu do obecności Andrzeja na forum, mam nadzieję zadziałać na czyjąś wyobraźnię.

Z małej próby 30 postów Twojego autorstwa wyliczyłem, iż średnio na jego post przypada 370 znaków, a cały Twój dorobek na forum (na dzień dzisiejszy) to 389 tysięcy znaków. Gdyby ten tekst zredagować, to zajęłoby to powiedzmy drugie tyle czasu co pisanie bez auto-redakcji, mielibyśmy więc niecałe 200 tysięcy znaków. Są to dwie piąte jednej powieści, którą wydaje Andrzej, gdyż jak sam pisał nie raz, sugerowana jest mu objętość książki 500 tysięcy znaków. Do czasu spędzonego na forum dochodzi jeszcze czytanie.

Czyli można powiedzieć, że Andrzej poświęcił forum czas dwóch piątych jednej ze swoich książek, tylko on wie, na jakie kwoty się to przekłada, ale z całą pewnością nie są to już sumy drobne. Stawiam taki wniosek, gdyż jako zawodowy pisarz (takim już był wchodząc na forum) mógłby pracować zawodowo dokładnie w tym czasie, który poświęca tutaj, pracować na tym samym komputerze.

Z jednej strony można dostrzegać ponad 1000 postów Andrzeja, z drugiej przyjść tu i wytknąć orta.

Oczywiście zakładam, że nie jest tak, iż niniejsze forum to tylko obowiązek i poświęcenie z Twojej Andrzeju strony, to także dyskusje, zaangażowanie, może inspiracje. Przez to mam nadzieję, że podane wyżej, przybliżone wyliczenia nie okażą się dla Ciebie na tyle zaskakujące, żebyś stwierdził, iż jednak nie warto się tu udzielać. Oczywiście trudno się dziwić zniechęceniu, gdy ktoś zauważa tylko rysę, nie widząc tego, na czym ona jest. Pozostaje mieć nadzieję, że następny podobny raz zdarzy się (zgodnie ze statystyką) w roku 2011 na sto trzydziestej stronie niniejszego tematu :)

948
Tony pisze:Z jednej strony można dostrzegać ponad 1000 postów Andrzeja, z drugiej przyjść tu i wytknąć orta.
Ani mi przez myśl nie przeszło nie docenianie i nie dostrzeganie wkładu Andrzeja w forum.

949
Nikt tego wkładu nie umniejsza.
Ja za błędy krzyczeć i tak będę. Choć podziwiać podziwiam, zostać pisarzem z taką dysgrafią nie lada wyczyn.


Revis_Edit:
Ja też będę.
Innym błędy wytykać potraficie, a sami... ehhh. Hipokryzja.
Ostatnio zmieniony wt 15 gru 2009, 22:36 przez Magrat, łącznie zmieniany 1 raz.
zwięzłość jest siostrą talentu.

951
Magrat pisze:Nikt tego wkładu nie umniejsza.
Ja za błędy krzyczeć i tak będę. Choć podziwiać podziwiam, zostać pisarzem z taką dysgrafią nie lada wyczyn.


Revis_Edit:
Ja też będę.
Innym błędy wytykać potraficie, a sami... ehhh. Hipokryzja.
Hahaha. Rewelka Revis. Strzał w 10. :)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

952
na forach nie obowiązują tak sztywne reguły jak na przykład przy pisaniu książki. pisanie z małej litery to rodzaj ekscentryzmu, nie błąd.
ja się nie czepiam drobiażdżków, tylko poważnych błędów. bez przesady, nie ma po co wytykać, że pisze się "ech", nie "eh". ale w tym wypadku powstrzymać się nie mogę, skoro już mowa o niepoprawnym poprawianiu.



Revis_Edit:
Radzę się powstrzymać, bo niestety nie masz racji. Zanim kogoś zechcesz poprawiać, to sprawdź to w słowniku. Obie wersje są poprawne i oznaczają to samo. Owszem, jałowa dyskusja...
Ostatnio zmieniony czw 17 gru 2009, 22:25 przez Magrat, łącznie zmieniany 1 raz.
zwięzłość jest siostrą talentu.

953
Magrat pisze: pisanie z małej litery
To jeszcze ja się dorzucę. "Małą literą" albo "od małej litery". :P
Panie, zachowaj mnie od zgubnego nawyku mniemania, że muszę coś powiedzieć na każdy temat i przy każdej okazji. Odbierz mi chęć prostowania każdemu jego ścieżek. Szkoda mi nie spożytkować wielkich zasobów mądrości, jakie posiadam, ale użycz mi, Panie, chwalebnego uczucia, że czasem mogę się mylić.

955
Magrat pisze:hoć podziwiać podziwiam, zostać pisarzem z taką dysgrafią nie lada wyczyn.
Wyczynem było przedrzeć się przez szkołę w epoce gdy nikt nie honorował żadnych zaświadczeń, a leworęczni byli dodatkowo gnębieni i poniżani przez belferstwo.

Zostanie pisarzem w porównaniu z tym było łatwe.

956
Jam z tego okresu. Belferstwo mnie nie gnębiło, zaświadczenia się honorowało. Jestem z kosmosu? Wątpię. Zostać Pisarzem? Łatwe. Zostać poza tą łatką Człowiekiem - sam sobie odpowiedz.
Mierzi mnie...
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

957
kanadyjczyk pisze:Jam z tego okresu. Belferstwo mnie nie gnębiło, zaświadczenia się honorowało. Jestem z kosmosu?
Miałeś farta.
Albo trafiłeś na młodą kadrę nauczycielską, albo na belfrów którzy kontunuowali pogłębianie wykształcenia. I na psychologa ktory dał zaświadcznie.

Byłem dwukrotnie kierowany do poradni wychowaczo zawodowej w trzeciej klasie podstawówki celem przestawienia z lewej ręki na prawą. (zmieniłem klasę a się belfrzycy nie spodobało że piszę iną ręką niż reszta)("swoich lewusów" wytępiła już wcześniej).
w poradni orzekli że bazgrzę bo piszę nie tą ręką co trzeba.(!!!)

W siódmej klasie etc. a diabla tam, długo by opowiadać.

Zaświadczenie zdobyłem w 3 klasie liceum gdy nie bylo mi już w zasadzie potrzebne a i wtedy informacja o tym wywołała u belferstwa (polonista chlubnym wyjątkiem) licealnego jawną wrogość i zapowiedzi gdzie mogę sobie ten świstek...
kanadyjczyk pisze: Wątpię. Zostać Pisarzem? Łatwe. Zostać poza tą łatką Człowiekiem - sam sobie odpowiedz.
Mierzi mnie...
jak Cię tak mierzi moje towarzystwo po po cholerę ze mną gadasz?

958
Panowie, tylko nie myślcie, że skoro minęło tyle czasu to szkoła tak na dobre się zmieniła. Ja szkołę wspominam kiepsko, a okazję miałam uczyć się aż w czterech placówkach i każda na swój sposób była 'wyjątkowa' i próbowała zgnębić jednostki odstające od reszty. Też mnie kierowali do poradni, bo skoro nie hałasowałam, to musiało znaczyć, że mam coś z psychiką, nikt nie wpadł na to, że na przerwach piszę w zeszycie. Wpisali mi to do karty i potem każdy już wiedział... Potem były spotkania z pedagogiem, bo w myśl mojej szkoły 'kto nie ma nadwagi, ten musi się leczyć' i wszystkim powiedzieli, ze mam straszną chorobę leżącą w psychice i niedługo umrę :). Pani polonistka była mistrzynią w zaniżaniu mi ocen, lub mówieniu półgębkiem 'dobrze napisałaś, siadaj, trzy". Jak byłam mała za to mówiła pani "przykro mi, ale te prace napisała za ciebie mama".
Kiedyś tępiło się leworęcznych, teraz tępi się co popadnie, bo przecież nad kimś muszą się pastwić :)
Książki to drogi do innych światów.

959
Gryzipiórczyca pisze:Jak byłam mała za to mówiła pani "przykro mi, ale te prace napisała za ciebie mama".
- oj, znam ten ból. Jeszcze do dzisiaj pewna historia budzi we mnie święte oburzenie.

Kiedyś, w gimnazjum udało mi się napisać wypracowanie, z którego byłam szczególnie dumna (a były to czasy, gdzie jeszcze nie było czegoś tak debilnego jak "arkusz odpowiedzi"). Nie mogłam się doczekać, aż polonistka odda zeszyty i swoim zwyczajem powie kilka słów na temat każdej z prac. Kiedy przyszła moja kolej, pani od polskiego poprosiła mnie do siebie do biurka. Już z daleka widziałam przekreślone czerwonym długopisem kartki. Ze strony nauczycielki padły wtedy trzy słowa: "Skąd to przepisałaś?" Zamurowało mnie. Spodziewałam się pochwał, a oskarżono mnie bezpodstawnie o plagiat, nie mając na to żadnych dowodów. Kazała mi poprawić pracę (czytaj: napisać od nowa).

I wtedy naprawdę się wściekłam (tak w duchu, bo pyskowanie nie wchodziło w rachubę). Ruszyło mnie to bardzo, ponieważ byłam przekonana, że napisałam coś dobrego. "Poprawiłam pracę"- napisałam gniot nie na temat, pełen rażących błędów wszelakiej maści. Facetka załapała, że to drwina, postawiła mi jedynkę z wykrzyknikiem do dziennika, napisała uwagę, kazała iść do dyrektora i wezwała rodziców. Pisanie wybito mi z głowy skutecznie na długie lata. Postanowiłam sobie wtedy, że już nigdy więcej nie napiszę czegoś prawdziwego, od serca, zgodnego z moim patrzeniem na świat. Dziś i tak do tego wracam, z pewnym żalem, że nie urodziłam się kilka lat później. Obecnie całe szkolnictwo to syf, ale gdyby ta historia przydarzyła mi się np. wczoraj, to załatwiłabym sobie papiery stwierdzające u mnie ADHD, wsadziłabym polonistce kosz na śmieci na łeb, a na koniec wytoczyłabym proces o zniesławienie. Jednocześnie pisałabym dalej i nie straciłabym bezpowrotnie tych sześciu lat.

961
TadekM pisze:To, swoją drogą, smutne, że nauczyciele (zwróćcie uwagę jak to słowo brzmi - "nauczyciel") są z reguły takimi malutkimi ludźmi.
Nie żebym jakoś szczególnie lubił nauczycieli, ale nie sądzicie, drodzy państwo, że to lekka przesada, tak obwiniać ich o całe zło tego świata? Szkoła nie jest Instytucją Kształcącą Wybitne Jednostki, jej zadaniem jest wtłoczenie do łebków Młodych Gniewnych podstawowego zasobu wiedzy (co nie zawsze się udaje - by nie wspomnieć o tym, ze wiedza ta rzadko sie przydaje...), a nie chuchanie i dmuchanie na uczniów, którzy wybijają się ponad poziom i, że powiem słowami Poety, nad poziomy wylatują. Ich praca jest tak naprawdę strasznie ciężka - nie wiem, czy ktoś z was ma jakieś doświadczenia w uczeniu wspomnianych Młodych Gniewnych, ale ja mam i mówię wam niniejszym, że idzie zwariować. Uczniowie bardzo często widzą w nauczycielu wroga, kogoś, komu trzeba się przeciwstawić za wszelką cenę i komu wręcz należy utrzeć nosa "żeby sobie nie myślał, belfer jeden". To naprawdę nie jest ich wina, że czasami nie są w stanie rozpoznać kogoś, kto wybija się i wyróżnia z tłumoków i tłuczków tłumu i jakoś go wesprzeć... zresztą - czy ktoś im płaci dodatkowo za kształcenie jednostek wybitnych na innym poziomie? Nie i jeszcze raz nie. Gdzieś tu po drodze (nie wiem, czy dokładnie w tym temacie) ktoś strasznie marudził, że nie rozpoznano jego talentu do języka angielskiego i nie wspomożono go w dalszej nauce języka Szekspira... cóż, nie da się. Ot tak, po prostu - wprowadzenie zajęć opartych o poziom umiejętności poszczególnych uczniów, czy też grupek takich uczniów, wymagałoby reformy systemu oświaty - i to bynajmniej nie jest wina nauczycieli, że ta reforma się nie odbywa. Fajnie jest tak siedzieć sobie na lekcji, czy to angielskiego, czy też czegokolwiek innego, i myśleć sobie "Aleeee nuda, ja przecież to wszystko wiem - mógłby ten belfer czegoś na wyższym poziomie uczyć" mija się z celem. Chcesz się uczyć i nad poziomy wylatywać, człeku? Sam sobie to zorganizuj. Szkoły publicznie, niestety (a może: na szczęście?) zdecydowanie nie są od tego.
Też miałem nienajlepszych nauczycieli (przez co nie pamiętam całkowicie nic z takiej historii na przykład - kazanie uczniom wkuwać daty na pamięć nie jest najlepszą metodą nauki...), ale nie narzekam z tego powodu. Wręcz przeciwnie - dało mi to motywaję, by samodzielnie nadrabiać braki w wykształceniu i rozwijać się w tym kierunku, który mnie się podoba. Efekty? Są. Test inteligencji Wechslera wykazał, że swoje wiem i umiem. Self-made man, jak mawiają angliczanie - u nas natomiast mawia się, że każdy jest kowalem swojego losu.
Narzekanie na to, że szkoła jest zła i niczego nie uczy, miast tego kłody pod nogi jeno rzucając w naszym biegu ku Celowi Życia, jawi mi się cokolwiek osobliwym pomysłem - jasne, zawsze dobrze jest móc ponarzekać, że ten belfer zrobił mi to, a tamten mnie w jeszcze bardziej wymyślny sposób skrzywdził - tylko po co? Trzeba wziąć się w garść i samemu zacząć się uczyć tego, czego w szkole nas uparcie nauczyć nie chcą - i wcale nie muszą, tak po prawdzie. Szkoła jest dla jednostek przeciętnych i takie jednostki właśnie kształci - czasami program nauczania po prostu nie daje nauczycielowi żadnej możliwości wprowadzania zmian. Wiem to, że tak się wyrażę, z autopsji.

[ Dodano: Sob 19 Gru, 2009 ]
A, wracając do początkowego cytatu - że nauczyciele są "malutkimi ludźmi": bardzo mnie ciekawi, mości TadkuM, jak TY poradziłbyś sobie z Hołotą i Hałastrą grasującą w szkołach. Co byś zrobił gdyby na każdym kroku krytykowano Cię i próbowano założyć kosz (na smieci - oby jednak nie ze śmieciami w środku..) na głowę... Nauczyciel to zawód jak każdy inny i wypadałoby mieć dla niego (zarówno zawodu, jak i nauczyciela) choć odrobinę szacunku - w każdym zawodzie zdarzają się partacze, co nie znaczy, że cała dana profesja z nich się składa.

A - gwoli ścisłości: nie jestem nauczycielem i Ministerstwo Oświaty nie płaci mi za tego posta od słowa. ;) Mam po prostu swoje poglądy i nie lubię, baaardzo nie lubię, nadmiernego krytykanctwa.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

Wróć do „Strefa Pisarzy”