łooo, Serio?!
Daj pożyczyć
Ok. Teraz napiszę o swoich ubogich początkach z pisaniem. Szkoda tylko, że się tak szybko skończyły
Mając 5-6 lat zacząłem rysować moje własne skromne komiksy, których dymki wypełniała przeze mnie wymyślonym tekstem moja mama (sic!). Nie umiałem po prostu jeszcze pisać. Trochę później, gdy już nauczyłem się czytać i pisać, moje komiksy, wówczas, które zapełniały dziesiątki zeszytów, były wzbogacone o dialogi, tym razem pisane wyłącznie przeze mnie.
Zeszytów zarysowałem dosłownie dziesiątki. Po pewnym czasie stwierdziłem, że jednak nie opłaca się mi na razie tworzyć komiksów, ponieważ praca nad nimi jest ogromnie czasochłonna, a wyniki poświęcenia są dalekie moim zamierzeniom.
Postanowiłem, więc w szybszy sposób przedstawiać swoje pomysły, czyli po prostu pisząc. Początki pisania były raczej nie typowe i bardziej dążyły w kierunku pisania scenariuszy niż prozy. A wyglądało to tak: pisałem streszczenia własnych nie napisanych powieści, historii, nie stworzonych filmów i gier

Teraz to jest dla mnie bardzo zabawne, ale wtedy było czymś w rodzaju notatek.
Raz w szkole zaskoczyłem nauczycielkę kilkoma wersami wiersza, którego mieliśmy jako zadanie napisać na lekcji. Była bardzo, bardzo mile zaskoczona - ja też

bo dostałem 6.
Te moje notatki-streszczenia pomysłów zaowocowały później umiejętnościami, może nie jakimiś nadzwyczajnie pisarskimi, aczkolwiek bardzo pomogły mi w pisaniu wypracowań (szczególnie tych na dowolny temat, których z czasem było coraz mniej). W ten sposób, co jakiś czas jakąś pracą zaskakiwałem nauczycieli od j. polskiego, równocześnie nie będąc przeciętnym uczniem.
Rysować przestałem w ten sposób. Notatki całkowicie zastąpiły rysunek.
Po pewnym czasie przestałem pisać te notatki, ponieważ dorosłem, uznałem to za dziecinne i że to nie ma przyszłości z uwagi na to, że do pisarstwa w cale mnie nie ciągnęło. Zostawiłem to w spokoju.
Minęło ponad parę lat, i żałuję że moje notatki nie ewoluowały w pełne opowiadania, w prozę.
Dlaczego mi tego tak szkoda? Czemu tak tego żałuję?
Ponieważ urodziłem się ze wspaniałą bogatą wyobraźnią, którą nigdy nie wiedziałem jak wykorzystać, a jak wszystko na to wskazuje, właśnie pisanie prozy jest najlepszym na to sposobem. Dodając do tego, wyobraźnię przestrzenną (potwierdzone przez panią plastyczkę!), dociekliwość rzeczy nieznanych i niewyjaśnionych, oraz fascynację fantastyką - od zawsze - mamy dobry (hihihi) "towar" na fantastę
Był jeden problem. Lubiłem zawsze czytać, ale nie książki! Moim zdaniem i jestem tego pewien, że to wina szkoły. Nie nauczyła mnie lubić książki. Nie pokazała, jak świetna jest fantastyka, która w zasadzie powinna przemówić przede wszystkim do niemal każdego młodego człowieka.
Nie lubiłem czytać. Cholera...
żałować, płakać? Nie. Już za późno. Nie ma czasu na inne wyjście. Należy spróbować. Nadrobić zaległości poznając fantastykę, tak dobrze jak się tylko da. Powolutku (żeby było łatwiej się przyzwyczaić) powracać do tych myśli, pisać, ćwiczyć.
Taki plan.
3majcie za mnie kciuki i wszystkie kończyny jakie tylko znajdziecie przy swoim ciele
Nie pozwólcie mi zwątpić w siebie! Bo ja twardy nie jestem, choć uparty, to czuję, że to i tak za mało.
Mistrzowie - do piór!
Dodane po 3 minutach:
*
równocześnie nie będąc przeciętnym uczniem
Błąd. Winno być bez "NIE":
"równocześnie będąc przeciętnym uczniem
Dodane po 34 minutach:
Jeszcze coś.
Nieraz przed oczami migają mi jakieś flashe, wizje czy coś. Niestety okropnie rzadko i są to migawki.
Czasem coś pamiętam z tego, staram się odtworzyć je jakoś. Czasem się udaje.
Do tego dochodzą sny tak nieprawdopodobne i fantastyczne, że gdybym miał je dokładnie opisać, to byłoby z tego jakieś opowiadanie.
To wszystko niestety występuje rzadko, lub po po prostu jest dla mnie totalnie nie zrozumiałe i nie wiem, czy to jakiś znak od losu, jakieś wizje do wykorzystania, cokolwiek... Nie wiem. Nie wiem co z tym zrobić. Gdybym miewał wizji i snów takich dużo i często, które bym lepiej pamiętał co przedstawiają, to na pewno rozumiałbym lepiej i pełniej moja wyobraźnię. Opisałbym to, wykorzystał.
Extra rzecz: niektóre moje pomysły - ha, na szczęście wykorzystane tylko w części ich potencjału! - zostały wymyślone mniej więcej równocześnie wtedy kiedy ja sam na nie wpadłem, a następnie wykorzystane w grze, która będzie miała swoją premierę jesienią b.r.
To mnie z lekka przeraziło, bo niektórzy mają podobne do moich pomysły. Całe szczęście, że ograniczenia techniczne komputera, stanowią na dzień dzisiejszy żelazną barierę dla wykorzystania w 100% potencjału większości moich pomysłów - w tym pomysłu wyk. w grze.
Pocieszenie. Zawsze jakieś.
Dlatego należałoby się zmobilizować i coś z nimi zrobić, "sprzedać" i przekazać je światu w postaci, która nie posiada żADNYCH ograniczeń technicznych.
Co prawda, nie jest gotowym, interaktywnym, przedstawiającym treść w formie obrazu i dźwięku, lecz na dzisiejsze to najlepsze rozwiązanie.
Nie jestem miliardową najnowocześniejszą fabryką filmów, ani gier, a standardy współczesnych pecetów nie pozwolą jeszcze przez dłuugi czas na pełno wymiarowe przedstawienie, oraz interaktywność z treścią w formie obrazu i dźwięku.
To tak, jak z "Władcą..." - minęło ponad półwieku, byśmy mogli się doczekać jego ekranizacji, oraz treści w formie interaktywnej rozrywki (gier).
Może pójdę do hipnotyka, żeby mnie zahipnotyzował i wyciągnął ze mnie informacje o tym, co kryje w sobie moja podświadomość...
Wywody. Mniam
Dodane po 9 minutach:
Mała poprawka:
Mając 5-6 lat zacząłem rysować moje własne skromne komiksy, których dymki wypełniała przeze mnie wymyślonym tekstem moja mama (sic!)
Pomyłka. Przecież będąc małym czytałem Kaczory Donaldy - wiem, wiem...głupie to - a mając 6 lat chodziłem już do zerówki. Coś mi się pomieszało.
A wiem! Mama mi pomagała w pisaniu trudnych wyrazów i sprawdzała gramatykę i ortografię. Jakoś tak x)