16

Latest post of the previous page:

Początkowo to jest westia samozaparcia, siły woli i takich tam, a potem funkcjonowanie w trybie intensywnym wchodzi w nawyk. Consetudo est altera natura. ;)

Znaczy - nie podobała mi się perspektywa skończenia tak, jak liczni z moich znajomych: praca, praca, praca, powrót do domu, piwko, film, spać. Brzuszysko od tego rośnie i powoli człowiek pogrąża się w marazmie. Z niejakim zdziwieniem stwierdziłem, ze aktywność fizyczna i umysłowa doskonale się uzupełniają - to nie jest tak, że jak jestem zmęczony psychicznie to nie mogę machać mieczem, a jak pomacham to będę potem nieżywy. Wręcz przeciwnie - widać tak działają te całe endorfiny.

I pfff, tłumaczenie jest kreatywnym pisaniem. :P Fakt, nie każde, ale to, którym się obecnie zajmuję jak najbardziej jest.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

17
I pfff, tłumaczenie jest kreatywnym pisaniem. Fakt, nie każde, ale to, którym się obecnie zajmuję jak najbardziej jest.
Źle się wyraziłam. :P Tłumaczenie zazwyczaj jest innym rodzajem kreatywnego pisania (mnie akurat męczy bardziej niż spisywanie wymyślanej historii, bo zawsze naprzykrza mi się nie ten język, co potrzeba).
Znaczy - nie podobała mi się perspektywa skończenia tak, jak liczni z moich znajomych: praca, praca, praca, powrót do domu, piwko, film, spać. Brzuszysko od tego rośnie i powoli człowiek pogrąża się w marazmie. Z niejakim zdziwieniem stwierdziłem, ze aktywność fizyczna i umysłowa doskonale się uzupełniają - to nie jest tak, że jak jestem zmęczony psychicznie to nie mogę machać mieczem, a jak pomacham to będę potem nieżywy. Wręcz przeciwnie - widać tak działają te całe endorfiny.
U mnie jest praca, praca, praca, powrót do domu, praca, spać :P I też czuje niebezpieczne zmiany w okolicach talii :P Ale co do aktywności fizycznej się zgadzam. Dużo szybciej regeneruję się po zmęczeniu umysłowym gdy dorzucę sobie porządną dawkę zmęczenia fizycznego.

18
Update - tekst ma 77 100 znaków, co niby oznacza 4000 znaków dopisanych, ale ja na to patrzę bardziej jak na poprawki. Znaczy - tekst wydłużył się tylko objętościowo, nie dodałem nowych pomysłów i nowej treści. Sporo w nim poprawiłem i zmodyfikowałem tak, że teraz jest nieco bardziej spójny.

Zatrzymuje mnie wspomniany w innym temacie Samochodowy Problem - nijak nie ruszę do przodu dopóki nie poradzę sobie z tą kwestią.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

19
Dzień siódmy:
Liczba dopisanych do powieści znaków - 0.
Porażkowo trochę, ale na swoją obronę mam 32 000 znaków tłumaczenia, które dzisiaj wklepałem w komputer oraz to, że cały dzień próbowałem się zmusić do kreatywnego pisania. Bezskutecznie.

Wiem nawet, co mi doswiera - brak kontaktu ze świeżym powietrzem. Jest za ślisko na razie, nie mogę biegać (nie, zimno nie jest problemem - jestem mutantem odpornym na zimno). Mam nadzieję, że chociaż na szermierce zostanę zdrowo przegoniony.

Tak czy siak - nie zanosi się na to, żebym napisał bardzo dużo powieści mniej więcej do niedzieli, jako że zostało mi wciąż bardzo dużo tekstu do tłumaczenia, a wypadałoby do tego jeszcze doliczyć owo nieszczęsne seminarium doktoranckie, na które muszę się przygotować. Tylez psychicznie co i literacko.

Możliwe, że inni maratończycy mnie w międzyczasie zdystansują. Cóż, powodzenia... ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

20
Z ciekawości: rozwiązałeś już problem samochodowy?

21
Nope. Tkwię w miejscu. Ale jutro może się rozwiązać - mam nadzieję. Jak nie - ruszam do przodu bez niego, choć będzie ciężko.

Brat jednej znajomej pracuje w wypozyczalni samochodów i moje pytania już mu przedstawiła, więc odpowiedzi, jak je uzyskam, przedstawię w odpowiednim temacie.

Ręce mnie bolą... blooookowanie ciosów... ach... mimo wszystko jest urocze. Czekam z niecierpliwością, aż nauczę się technik o tak zachęcających nazwach jak Wiatrak. :D No dobrze, przyznam się, ze Wiatrak już umiem - teraz czekam na Trąbę Powietrzną. A nie, chwila... nie ma takiej... pomyliło mi się z barbarzyńcą z Diablo II. ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

22
Dzień ósmy... cholercia, dzień ósmy mi gdzieś uciekł...

Dzień dziewiąty: przeczytałem materiały na seminarium, odrobiłem małą dawkę tłumaczenia, pomachałem mieczem w ramach codziennych ćwiczeń (muszę przyzwyczajać okoliczną ludność do swoich treningów - inaczej któryś przykładny obywatel gotów wezwać kiedyś policję). Niestety, Nawałnica Obowiązków źle się odbija na pisaniu kreatywnym - oprócz Obrzydliwościowej Miniaturki (jest w odpowiednim temacie) nie napisałem nic.

Samochodowy Problem podciął mi skrzydła - to, oraz fakt, że mam naprawdę wiele innych rzeczy do zrobienia. Sądzę, że do pisania powrócę w okolicach poniedziałku.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

23
Dzień dziesiąty:
Mały Przełom, czyli wiem co i jak z wypożyczeniem samochodów - informacje w stosownym temacie. Wygląda na to, że da się wypozyczyć samochód będąc oficjalnie nieboszczykiem i mając sporo gotówki. Uff. Tak czy siak - dzisiaj trening do 13.00, potem seminarium dotoranckie, więc popisać to ja sobie mogę palcem w powietrzu - a wieczorem będę pewnie zbyt zdechnięty.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

24
Dzień jedenasty:
Od rana do jakiejś dwudziestej nie zrobiłem absolutnie nic. Obijałem się, odpoczywałem, przyrządzałem sałatkę z paluszkami krabowymi i ananasem (wyszła przednia, będę się nią żywił przez następne dwa dni), pomachałem trochę mieczem w parku (ciężki to był oręż, taki do ćwiczeń przynajmniej - miecze do walki są znacznie lżejsze).
Ale pisanie? Paaaanie, daj pan spokój...
Fakt, przyznam, że pomysły trochę mi się kotłowały w głowie, ale nie na tyle, bym usiadł i je spisał.

O 20.00 usiadłem przed komputerem i, po rytualnym sprawdzeniu poczty i Wielu Innych Bezużytecznych Rzeczy, nastukałem już 9 300 znaków. Ową feralną scenę, w której bohater wypożycza samochód.

Udało się, wyjechał niebieskim Fordem Escortem z przyciemnianymi szybami i chyba nawet nie walnąłem żadnej motoryzacyjnej gafy (ach, cóż ja bym zrobił bez Internetu?).

Całkiem możliwe, że jeszcze coś dzisiaj popełnię, ale raczej owo 10 000 (no, prawie) mi wystarcza.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

25
EDIT:
22 537 znaków dzisiaj. Anglosasi nazywają takie coś progress by leaps and bounds. Kimże ja jestem, by twierdzić, że coś takiego nie istnieje?

Moje niesystematyczne postępy nie mają żadnego zgoła związku z jakimś mistycznym odgórnym natchnieniem czy podobnymi sprawami - chodzi po prostu o to, by zmusić się do pisania. Zacząć - a potem pójdzie z górki.

Pewnie, potem będzie poprawiania co niemiara, zmieniania niewygodnych, nielogicznych, niespójnych z resztą (czy po prostu głupich!) fragmentów, ale cóż to za uczucie - tak spojrzeć na 43 strony (sto tysięcy znaków, równo!) własnego dzieła...
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

26
Brawo, że tak pozwolę się wtrącić. Jak dla mnie taki wynik byłby chyba nieosiągalny...
Moje niesystematyczne postępy nie mają żadnego zgoła związku z jakimś mistycznym odgórnym natchnieniem czy podobnymi sprawami - chodzi po prostu o to, by zmusić się do pisania. Zacząć - a potem pójdzie z górki.

Pewnie, potem będzie poprawiania co niemiara, zmieniania niewygodnych, nielogicznych, niespójnych z resztą (czy po prostu głupich!) fragmentów, ale cóż to za uczucie
Dokładnie tak! Dokładnie tak wygląda pisanie i u mnie. Tylko najwyraźniej mam jeszcze wolniejszy start.

Dokonałem, BTW, pewnych obliczeń i wyszło mi, że na mojej stronie średnio mieści się ponad dwa razy (2,34 razy) więcej znaków niż na Twojej :3
eworm pisze:
Babcia|Ewa2|Ex aequo|Genialne dziecko

27
eworm pisze:Dokonałem, BTW, pewnych obliczeń i wyszło mi, że na mojej stronie średnio mieści się ponad dwa razy (2,34 razy)
Masz zatem jakieś magiczne strony! U mnie to Times New Roman, rozmiar 12, interlinia 1,5. Zwykle piszę z interlinią 1, ale wtedy stron fizycznych jest deprymująco mało. ;)
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

29
Dzień dwunasty:
Dzisiaj to chyba nic... no bez przesady, miałem za dużo tłumaczenia i zajęcia do przygotowania/przeprowadzenia. I mało piszący nastrój. Właśnie usiadłem do komputera i może klepnę trochę znaczków ze spacjami, ale wątpię. Dzisiejszy dzień raczej spisuję na straty, podobnie jak jutrzejszy, gdyż jutro w grę wchodzi Jeszcze Więcej Tłumaczenia (a potem koniec, koniec wielkiego projektu!) i szermierka.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

30
Kilkaset znaków później:
Poddałem się. Dzisiaj nie jest ani "Dzień Pisarza", ani nawet "Dzień Macki" (a macki pojawią się w tej powieści, oj pojawią). To, co z siebie wyplułem dzisiaj już skasowałem. Autor jest zmęczony i autor potrzebuje planu działania, żeby wiedzieć, co dokładnie jego bohater chce powiedzieć i w jakiej kolejności.

Lektura potrzebnych do tego źródeł już za mną, teraz tylko przejrzeć to wszystko i swoje notatki... i do dzieła. Brzmi łatwo, jest znacznie trudniejsze - a połowa miesiąca zbliża się nieubłaganie.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

31
Dzień trzynasty:
Zgodnie z przewidywaniami - zero (namacalnych) postępów w powieści. Odrobina postępów nienamacalnych - przed treningiem spędziłem trochę ponad pół godziny na robieniu odręcznych notatek i myśleniu nad tym, co bohater teraz zrobi. Pomysłów mi się trochę kłębi pod czaszką, ale - rzecz u mnie niezwykła - nie mam przed oczyma wizji zakończenia. Nie wiem kto zginie i kto przezyje, nie bardzo nawet wiem, którzy z bohaterów w końcu zjawią się w Miejscu Akcji - chodzi mi po głowie pomysł najprostszy (Protagonista + Antagonista), pomysł lekko skomplikowany (Protagonista + Antagonista + Wybranka Ich Serc) oraz pomysł wykoślawiony (Protagonista + Antagonista + Wybranka Ich Serc + Mityczne Stwory + Wielki Przedwieczny).

Obawiam się tylko, że w ostatnim wariancie Wielki Przedwieczny wszystkich bohaterów mi zeżre, nie przejmując się wcale a wcale wszelkimi niesnaskami między nimi.

Tak czy siak - śmiało i odważne spoglądam w przyszłość, dzień jutrzejszy na pewno przyniesie wiele odpowiedzi i jakieś postępy w powieści. Żegnam się z tłumaczeniem, które wałkowałem od miesiąca i będę miał trochę wolnego czasu, co sprawi, że będę mógł ruszyć z powieścią z kopyta. Drzyjcie.

W kwestiach szermierczych - sroga rozgrzewka, a potem wałkowanie przez ponad godzinę jednego bloku i jednej finty... aż ręce zabolą. Smutna prawda jest taka, że szermierka opiera się na odruchach i ciała się nie oszuka - trzeba je sobie najpierw wyrobić, a potem pielęgnować. Między bajki możecie włożyć opowieści o szermierzach, którzy przeszli na emeryturę, a potem, po latach, wzięli miecz do ręki i jęli kosić przeciwników jak dojrzałe zboże.

Niestety, z walką wręcz i na miecze nie jest tak jak z jazdą na rowerze - i to nie tylko w tym znaczeniu, że na mieczu dalece trudniej się jeździ...
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?
Zablokowany

Wróć do „Maraton pisarski”