Skończyć powieść. Dziennik marudy.

1
Nadszedł czas, żeby postawić sobie sprawę jasno. Koniec z nieregularnym pisaniem stricte dla rozrywki. Mam wielką ochotę spróbować swoich sił w poważnej potyczce, którą zwieńczy (bądź nie) wydanie książki drukiem, oczywiście bez własnego wkładu finansowego.
Postanowiłem dać sobie pięć lat na doszlifowanie stylu, naukę prowadzenia ciekawej narracji i resztę tego tam, czego trzeba się nauczyć, aby dobrze pisać. ;) Jeśli w dzień swoich trzydziestych urodzin nie będę miał na komputerze powieści na poziomie druku, to dam sobie spokój i uznam, że nie tędy droga.
Działania przygotowujące mnie do dnia glorii i wszelkiej chwały ;) rozpocząłem kilka miesięcy temu, zaczynając pracę nad pierwszą w miarę przemyślaną powieścią. Traktuję ją jako jedną z wprawek przed czymś, co mógłbym napisać, a później z czystym sumieniem nazwać pretendującym do miana literatury.
Mam tego już 130 k i jestem niemal w połowie. Na razie tekst jest surowy po niewielkiej korekcie i przed ostateczną miażdżącą końcową korektą, która pewnie zmieni te 130 tysięcy i resztę nie do poznania. Fragmenty umieściłem w Tuwrzuciu (na które oczywiście nie mogę już patrzeć, bo widzę jak roi się tam od błędów, nie tylko tych, na które komentujący zwrócili mi uwagę).

A teraz o tym dlaczego postanowiłem założyć dziennik.
Tak już mam, że przy pisaniu potwornie marudzę, a co napiszę stronę czy dwie, to popadam w euforię (że zajebiste) albo w depresję (że ujowe i grafomania). Kobieta mnie już nie chce słuchać, więc postanowiłem założyć sobie dziennik, gdzie będę spisywał swoje żale i niewielkie triumfy. Jest to o tyle dobre, że jak ktoś chce to przeczyta, a jak nie to nie. Ja się wygadam, osiągnę spokój ducha, a przy okazji przynajmniej trochę oszczędzę dziewczęciu nerwów. ;)
Dziennik zamknę, gdy skończę powieść.

Plan jest taki, żeby pisać co najmniej 500 słów dziennie. Nie zawsze mi się udaje. Na szczęście nie z lenistwa. Przynajmniej na razie. ;) Postanowiłem bezwzględnie przedłożyć jakość nad ilość. Obecnie niemal każde zdanie modyfikuję lub piszę od nowa przynajmniej 2-3 razy. Jak muszę poświęcam i dwie godziny na napisanie krótkiego akapitu. Bardzo to męczące i czasami mam ochotę zostawić ten czy inny fragment, który zgrzyta mi w zębach, ale powstrzymuję się. Piszę raz jeszcze i jeszcze, najlepiej na miarę obecnych możliwości.
Mam nadzieję, że taka praca przyniesie wymierne korzyści, że podobne zmaganie się z tekstem i myślami, formowanie ich wciąż na nowo, udoskonalając, poprawi mój styl i uczyni go przejrzystym, logicznym i przyjemnym w odbiorze, a jednocześnie zaoszczędzę więcej czasu przy ostatecznej korekcie.

Dzisiejszy wynik: 606 słów. Oby jutro było tak dobrze jak dzisiaj. :)
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

2
Ta powieść to Neapolitana czy Dziwolągi?

Trzymam kciuki! Fajny, zdecydowany plan. Też tak mam, że jak tylko wrzucę tekst, tracę do niego serce i zaczyna mnie kłuć w oczy błędami. Aż szkoda, że nie da się tak zrobić z całością opowieści.

Pięć lat, prawie jak socjalistyczne wizje :D Ale porządniejsza podstawa do sukcesu :P

3
chilipouder pisze:Tak już mam, że przy pisaniu potwornie marudzę,
Marudź! A jak już wymarudzisz cały maraton, to te marudzenia zbierzemy, wydamy i będziesz miał dwie książki od razu!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
chilipouder pisze:zaoszczędzę więcej czasu przy ostatecznej korekcie.
A to są marzenia, niestety... ale marz! Marudź i marz!
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
Galla pisze:Ta powieść to Neapolitana czy Dziwolągi?
Chodzi o Neapolitanę. Dziwolągi się już napisały i to dawno temu. Opowieść zamknęła się w 220 tysiącach znaków i leży w szufladzie. Oczywiście nie mogę już na nią patrzeć, bo słabe to to, fabularnie i językowo kulawe. ;)
Z tym traceniem serca i kuciem błędami po oczach to masz tylko, przy wrzucaniu tekstu na Wery? Bo ja co się cofnę o dziesięć stron, żeby przeczytać co napisałem, to ciągle mnie coś kuje. Poprawiam i za jakiś czas znów kuje. Syzyfowa robota...
Pięć lat to dobry czas. Piątka to fajna liczba.
Thana pisze:Marudź! A jak już wymarudzisz cały maraton, to te marudzenia zbierzemy, wydamy i będziesz miał dwie książki od razu!
To od razu w komplecie można by sprzedawać z pejczem ćwiekowanym gaciami (od środka!). Tylko masochista mógłby chcieć coś takiego przeczytać. ;)
Thana pisze: A to są marzenia, niestety... ale marz! Marudź i marz!
No to zaczynam. Dzisiaj zbytnio nie pomarudzę. Już wczoraj wiedziałem, co chcę napisać dzisiaj, więc szło przyzwoicie. Miałem jedną chwilę, kiedy zaplątałem się w powtórzenia. Musiałem odejść od komputera, pobawiłem się z kotem i jakoś dalej poszło. Na pocieszenie dla tych co mają problem z powtórzeniami fragment z "Sokoła maltańskiego":

" (...)Niedaleko wylotu tunelu, przed tablicą ogłoszeniową, która zakrywała lukę pomiędzy dwoma magazynami i reklamowała jakiś film i gatunek benzyny, siedział w kucki człowiek. Głową dotykał niemal chodnika, chcąc zajrzeć za tablicę. W tej groteskowej pozycji utrzymywała go dłoń oparta płasko o płytę chodnika i druga dłoń, zaciśnięta na zielonej ramie tablicy. Dwóch innych ludzi stało niezdarnie razem u końca tablicy(...)"

Jak widać można i tak. :) No ale to "Sokół maltański". Broni się przyzwoitą kryminalną zagadką. Można mu wybaczyć to i owo.

A o czym by tu dzisiaj pomarzyć? Hm... Niech w tym, co napisałem dzisiaj nie będzie jutro zbyt wielu poprawek. :P

Wynik na dziś: 434 słowa. Poniżej normy, ale nie najgorzej.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

6
Z tym traceniem serca i kuciem błędami po oczach to masz tylko, przy wrzucaniu tekstu na Wery? Bo ja co się cofnę o dziesięć stron, żeby przeczytać co napisałem, to ciągle mnie coś kuje. Poprawiam i za jakiś czas znów kuje.
Tylko jak wrzucam. To jak z oglądaniem swego ryjka na zdjęciach - dopiero wtedy widzi się całościowy efekt :P. We własnym pokoju jest się dla siebie - i swych wypocin - bardziej łaskawym.

A co do kucia... zdradliwe bywa. Oczywiście, można nanieść dobre poprawki, ale ciągłe zmienianie nie wychodzi mi na dobre. Raczej muszę skasować cały akapit i napisać jeszcze raz. Ale to też zależy od metody pracy.

Gdy zaczniemy "weryfikować" urywki wydrukowanych książek, ba - arcydzieł - trafimy niekiedy na zaimkozę, powtórzenia, pozornie banalne dialogi. A całość zachwyca. Mistrzom wolno więcej :D

7
Zaglądam...
Będę zaglądać...

Kod: Zaznacz cały

Lutniąś wziął w rękę, która-ć w różne tony
     Zagra, jako jej każą różne strony.
Najdziesz tu chorał zwyczajny i czasem
     Niżej od inszych odezwie-ć się basem.
I ekstrawagant wmiesza się, więc i to
     Będzie, zerwie się bydlęce jelito:
Ale też podczas tonem niemierzianem
     Ozwie się kwintą i krzyknie sopranem.
A że choć struny różne głosy mają,
     Na jednej lutni wszytkie pieśni grają.
Obierz-że sobie to, co ku twej myśli,
     A co-ć się nie zda, miń albo przekréśli! 
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

8
Galla pisze:A co do kucia... zdradliwe bywa. Oczywiście, można nanieść dobre poprawki, ale ciągłe zmienianie nie wychodzi mi na dobre. Raczej muszę skasować cały akapit i napisać jeszcze raz. Ale to też zależy od metody pracy.
Jest w tym, co napisałaś dużo racji. Nie raz złapałem się na tym, że poprawiając kilkukrotnie jeden fragment, zamiast osiągnąć zadowalający efekt, wymierny do włożonego wysiłku, otrzymywałem karykaturalne skupisko zdań, które trzeba było usunąć i napisać od nowa.
Natasza pisze:Zaglądam...
Będę zaglądać...
Bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że nie będę zbytnio przynudzał. ;)

Raport z dnia dzisiejszego.
Wynik: 556 słów. Jest dobrze. Na tę chwilę, a więc po kilkunastu minutach od zakończenia pracy fragment wydaje się w porządku. Nie zawsze tak jest. Uznaję to za dobry znak i pozwalam sobie na zadowolenie.
Dzisiaj wszystko poszło zgrabnie, z tego samego powodu co wczoraj. Dokładnie wiedziałem, co chcę napisać. Jutro czeka mnie więcej główkowania. Muszę wypełnić niewielką dziurę fabularną. Będę marudził...
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

9
Dzisiejszy czas przeznaczony na pisanie, spożytkowałem na korektę dotychczas napisanej całości i doczytanie do końca "Zwierciadła piekieł" Mastertona.
Pewnie niewiele osób na Wery stawia go sobie za wzór. Ja stawiam. Koontz, Masterton - czysta rozrywka, ale jaka smaczna!
Wynik na dzisiaj to zero, ale praca miała charakter powieściowy, więc nie jest źle.
Był dołek przy poprawkach. Załamują mnie moje dialogi. Momentami drętwe i sztuczne.
Co zrobić, żeby były lepsze? Są na to jakieś ćwiczenia?
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

12
Czytanie, jak widać, dobre jest na wszystko. :)
Za drabble się nie biorę, bo słabo idzie mi pisanie krótkich form, chociaż w forumowym konkursie drabble'owym wziąłem udział, bo akurat wpadł mi do głowy pomysł.

Jeśli chodzi o powieść. Dwa dni ciężko główkowałem nad fabułą, nie pisałem zbyt wiele, bo po głębszym zastanowieniu okazało się, że mam tu i ówdzie poważne dziury i muszę trochę zmienić fabułę, aby je połatać.
A skoro dziury poważne to skończyło się na poważnych zmianach, które zrobią lepiej akcji i w bardziej interesujący sposób przedstawią historię czytelnikowi. Zdarzenia miały dziać się po kolei, następować po sobie, a teraz będzie akcja poprzeplatana serią retrospekcji, co doprawi opowieść szczyptą suspensu.
Wynik na dzisiaj 510 słów.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

13
chilipouder pisze:Co zrobić, żeby były lepsze? Są na to jakieś ćwiczenia?
Jakiś czas temu zadziwiły mnie u pewnego Autora wyjątkowo błyskotliwe dialogi i zapytałam o receptę. Odpowiedź: przed pisaniem należy urządzić sobie maraton filmowy składający się (na przemian) z filmów Tarantino i Woody Allena.
Nie próbowałam na własnej skórze, ale u tamtego faceta ta metoda najwyraźniej działa. Może przetestuj? :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

14
Thana podsunęłaś całkiem ciekawy pomysł. Nie zdecyduję się na oglądanie filmów, bo podejrzewam, że jako wzrokowiec niczego z tego nie wyniosę (z resztą filmów oglądam od groma, także Tarantino, Allen, i nie pomaga), ale czytanie list dialogowych mogłoby być rozwijające.

Wynik na dzisiaj 529 słów. Głównie dialog. ;) Jeśli po jutrzejszym sczytaniu nie będę zbytnio stękał nad swą głupotą, to już sukces.
Na dzisiaj jeszcze praca domowa z czytania. Pół "Aniki" Andrića, dokończyć opowiadanie z trzeciej części "Księgi krwi" Barkera i ze dwadzieścia stron z "Manitou" Mastertona. Kupiłem za piątaka nowiutkie "Wyjątkowe czasy" Cunninghama, ale przeczytałem kilkadziesiąt stron i stwierdzam, że mnie to jego pisanie cholernie dołuje. Za dużo nędzy i braku pieniędzy. ;)
"Sokół maltański" był zaj***sty! Polecam tym, którzy nie czytali.
Ostatnio zmieniony wt 04 mar 2014, 23:37 przez chilipouder, łącznie zmieniany 1 raz.
Strona autorska: http://mateuszskrzynski.wordpress.com

15
chilipouder pisze: Thana podsunęłaś całkiem ciekawy pomysł. Nie zdecyduję się na oglądanie filmów, bo podejrzewam, że jako wzrokowiec niczego z tego nie wyniosę (z resztą filmów oglądam od groma, także Tarantino, Allen, i nie pomaga), ale czytanie list dialogowych mogłoby być rozwijające.
... napisy? :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji
ODPOWIEDZ

Wróć do „Maraton pisarski”