Postanowiłem dać sobie pięć lat na doszlifowanie stylu, naukę prowadzenia ciekawej narracji i resztę tego tam, czego trzeba się nauczyć, aby dobrze pisać.
 Jeśli w dzień swoich trzydziestych urodzin nie będę miał na komputerze powieści na poziomie druku, to dam sobie spokój i uznam, że nie tędy droga.
 Jeśli w dzień swoich trzydziestych urodzin nie będę miał na komputerze powieści na poziomie druku, to dam sobie spokój i uznam, że nie tędy droga.Działania przygotowujące mnie do dnia glorii i wszelkiej chwały
 rozpocząłem kilka miesięcy temu, zaczynając pracę nad pierwszą w miarę przemyślaną powieścią. Traktuję ją jako jedną z wprawek przed czymś, co mógłbym napisać, a później z czystym sumieniem nazwać pretendującym do miana literatury.
 rozpocząłem kilka miesięcy temu, zaczynając pracę nad pierwszą w miarę przemyślaną powieścią. Traktuję ją jako jedną z wprawek przed czymś, co mógłbym napisać, a później z czystym sumieniem nazwać pretendującym do miana literatury.Mam tego już 130 k i jestem niemal w połowie. Na razie tekst jest surowy po niewielkiej korekcie i przed ostateczną miażdżącą końcową korektą, która pewnie zmieni te 130 tysięcy i resztę nie do poznania. Fragmenty umieściłem w Tuwrzuciu (na które oczywiście nie mogę już patrzeć, bo widzę jak roi się tam od błędów, nie tylko tych, na które komentujący zwrócili mi uwagę).
A teraz o tym dlaczego postanowiłem założyć dziennik.
Tak już mam, że przy pisaniu potwornie marudzę, a co napiszę stronę czy dwie, to popadam w euforię (że zajebiste) albo w depresję (że ujowe i grafomania). Kobieta mnie już nie chce słuchać, więc postanowiłem założyć sobie dziennik, gdzie będę spisywał swoje żale i niewielkie triumfy. Jest to o tyle dobre, że jak ktoś chce to przeczyta, a jak nie to nie. Ja się wygadam, osiągnę spokój ducha, a przy okazji przynajmniej trochę oszczędzę dziewczęciu nerwów.

Dziennik zamknę, gdy skończę powieść.
Plan jest taki, żeby pisać co najmniej 500 słów dziennie. Nie zawsze mi się udaje. Na szczęście nie z lenistwa. Przynajmniej na razie.
 Postanowiłem bezwzględnie przedłożyć jakość nad ilość. Obecnie niemal każde zdanie modyfikuję lub piszę od nowa przynajmniej 2-3 razy. Jak muszę poświęcam i dwie godziny na napisanie krótkiego akapitu. Bardzo to męczące i czasami mam ochotę zostawić ten czy inny fragment, który zgrzyta mi w zębach, ale powstrzymuję się. Piszę raz jeszcze i jeszcze, najlepiej na miarę obecnych możliwości.
 Postanowiłem bezwzględnie przedłożyć jakość nad ilość. Obecnie niemal każde zdanie modyfikuję lub piszę od nowa przynajmniej 2-3 razy. Jak muszę poświęcam i dwie godziny na napisanie krótkiego akapitu. Bardzo to męczące i czasami mam ochotę zostawić ten czy inny fragment, który zgrzyta mi w zębach, ale powstrzymuję się. Piszę raz jeszcze i jeszcze, najlepiej na miarę obecnych możliwości. Mam nadzieję, że taka praca przyniesie wymierne korzyści, że podobne zmaganie się z tekstem i myślami, formowanie ich wciąż na nowo, udoskonalając, poprawi mój styl i uczyni go przejrzystym, logicznym i przyjemnym w odbiorze, a jednocześnie zaoszczędzę więcej czasu przy ostatecznej korekcie.
Dzisiejszy wynik: 606 słów. Oby jutro było tak dobrze jak dzisiaj.

 Ale porządniejsza podstawa do sukcesu
 Ale porządniejsza podstawa do sukcesu 

