miniatura fantasy

1
Witam, po latach. Poprzednio, dawno temu jako Germanik. Kłaniam się i proszę o kilka słów krytyki. Armagedon, to moja (bardzo osobista) wariacja na temat ostatecznego starcia sił Dobra i Zła.
I dobrze jest zacząć znowu, coś tam skrobać.
I pozdrawiam wszystkich.







ARMAGEDON









Stoję. Stoję w płonącej zbroi. Stoję i patrzę na ich szeregi. Rozciągnięte po horyzont, zamazywany i niszczony. W każdej chwili skażany tysiącami perlących się na wietrze smutków. Bez snów i łaski. Zastygam bez strachu, wyłuskany z nadziei.
Schylam się. Dotykam. Schylam się i dłonią zakutą w stalową rękawicę, muskam drobnego fiołka. Rośnie samotnie. Oddycha w samotności. Nie zrywam go, ledwie pieszczę, ledwie dotykam. Zakradam się po cichu do jego wnętrza, do jego jaźni, która skryta za płatkami cieńszymi od myśli, jątrzy moją ciekawość. I klękam obok niego. Gwałcę jego spokój, opowiadając mu swoją historię, drogę od stworzenia aż po kres. Jak nieproszony natręt burzę jego beztroskę. Jest cierpliwy. Ja się uśmiecham.
- Mistrzu ?
Zamykam oczy.
- Panie ? - ten sam gardłowy głos.
Jestem daleko stąd. Żegluję. Odkrywam. Uciekam.
- Mój Panie - ich krzyk wyrywa mnie z korzeniami - już czas.
Unoszę zmurszałe powieki. Odwracam głowę. Przed mną, zakute w srebrną kolczugę dwugłowe monstrum. Dzierży w muskularnych ramionach olchową tarczę i ciężki, obusieczny topór. Pytam go strach. Czy wlazł mu już na grzbiet. Czy liże mu jęzorem za uchem. Ale on nie odpowiada. Zmieszany. Zakłopotany.
Jeszcze raz zerkam na fiołka i zamieniam jego płatki na skrzydła przyprószone złotym puchem, szepczę, że umie latać. Szepczę mu: - nie c z e k a j...teraz, już uciekaj ” i kwiat podrywa się z ziemi. Miękko i z gracją, jakby urodził się w przestworzach wzbija się coraz wyżej i wyżej, wreszcie zupełnie wyzuty z nieśmiałości wykręca piruet. Śledzę malutkie skrzydełka. Widzę, jak powoli zamieniają się w pijaną plamkę, która w końcu rozmazuje się na tle purpurowego nieba.
Wstaję.
- Okryło się purpurą - mówię - tysiące kolorów, wszystkie odcienie ...
- To dobry czas - słyszę za sobą.
Podchodzę do giganta. W jego wściekłe, czerwone źrenice. Patrzę.
- Na co ? - cedzę - Po co, dlaczego, dla kogo ?
Potwór opuszcza przyłbice i klęka ale nawet teraz jego cień, przytłacza mnie.
- Do końca z Tobą mój Panie- uderza toporem w tarczę.
- Pochowaj swoje sny, zrób to - dotykam jego ramienia, chcę żeby wstał - zrób to, zagrzeb swoje marzenia głęboko. Głęboko, żeby On ich nie znalazł.
- ale jeszcze nic nie rozstrzygnięte. Panie mało ich ! - olbrzym, patrzy na jaskrawe światło- ledwie garstka.
Nie odpowiadam. Nie ruszam się. Z odrętwienia wyrwa mnie gardłowy jego bulgot:
- Czekają.
Ból. Myśl. Zatruta myśl. I żal. Wszystko naraz.
- Zatem ruszajmy - jeszcze raz oglądam skąpane w lśniącej bieli zastępy, po
drugiej stronie doliny - niech się stanie ...
Rydwan. Jest duży i stary, obleczony w dziurawy kaszmir. Cztery pary okaleczonych koni ciągnął wykuty w lodzie dyszel. Ten pył. Skąd tyle tego pyłu? Iskrzy się, zostawiam za sobą, całe tumany iskrzącego się pyłu. I zatrzymuję się przed pierwszym szeregiem. Rozmyte twarze, przyprószone płatkami konwalii i rybimi łuskami falują aż po kres. Spoglądam na zniszczoną pod ich stopami ziemię, do cna wypaloną. Jeszcze paruję, jeszcze się tli. W powietrzu smród zgnilizny, wymieszany z odchodami zwierząt, roznosi się i pełznie,
Chcę do nich przemawiać. Chcę krzyczeć. Chcę. Zbieram myśli. Uciekają. Gdzieś uciekają słowa. Krążę. Przejeżdżam wzdłuż rozciągniętych w nieskończoność legionów. Jak niema ćma odbijam się od wpatrzonych we mnie potempieców. Nie mogę. Nie potrafię. Nie wiem. Nie pamiętam. Raz jeszcze zawracam w nadziei, że ulepię choć jedno nędzne słowo otuchy. Podnoszę miecz. Tylko tyle? Nędzny gest. Wstydzę się tego.
Szarpnięcie koni wyrywa mnie z rydwanu, upadam na trawę, która zamienia się cuchnące popiołem ściernisko. Całym ciężarem, jak nabity rdzą i przesądami lniany wór, bezwładnie.
Biegną do mnie.
- Panie! - słyszę - Panie !
Leżę. Nie oddycham. Spoglądam na firmament, cały usiany kolorowymi bombkami, owinięty potłuczoną szklaną watą, mieni się. Jest piękny. Może dlatego, że zaraz przestanie istnieć, sili się i wytęża, ostatni już raz wymiotując feriami krzykliwych barw. Wiem, że muszę wstać. Słyszę ich głosy, są już blisko. Jakiż on piękny.
Dźwigają mnie w górę. Konsternacja. Wylewa się.
- To nic - mój wzrok. Nieobecny - nic mi nie jest....- próbuję trzymać pion - dajcie chorągiew.
Targają w górę jedwabny sztandar. Łopocze wściekle wypuszczając w każdej sekundzie z wnętrza tysiące jaskrawych motyli. Jak bańki mydlane, żyją ledwie chwilę, unurzane w palecie kolorów całek kolonie owadów i rozpierzchają się na boki i trzaskają, jakby rozsadzone od środka przez wewnętrzne implozje, pękają. Gdzie tak się spieszą? Po co pękają? Z jakiego materiału utkane? Czym się żywią te które nie giną i gdzie śpią? Tyle pytań.
- Tyle pytań ...- wskakuję z powrotem na rydwan - i tyle możliwych odpowiedzi. Rozumiecie ? Tyle wariantów!
Patrzą na mnie. Ale jakoś dziwnie. Coś między sobą szepczą. Niech szepczą.
Jeden z adiutantów podaje mi hełm, cały przezroczysty, niczym najwyższej próby kryształ, kontrastuje z żarzącą się zbroją.
- Powtórz co powiedziałeś tam na wzgórzu - trącam ostrzem jednego z nich - powtórz.
Teraz. Głośno i wyraźnie.
Jak rażony piorunem klęka. Kłoni kudłaty łeb.
- Do końca z Tobą, mój panie, to rzekłem - nie śmie podnieść wzroku.
Powinienem powiedzieć im, że boli mnie głowa. Że, to nie tak, że to nie koniec. I, że będzie jutro. Powinienem ich okłamać. Czego on chce ?....a tak do końca ze mną....
- A jeśli powiem tobie, że głupiec jesteś? - zasuwam przyłbice - przejdź na drugą stronę. Póki się nie zaczęło.
Krzyczy hardo:
- Nigdy !
Zamyślam się. To trwa kilka złamanych na pół tchnień. Długo. Bardzo długo. Tak długo , że zapadam się do wnętrza po trzykroć. Do rzeczywistości przywraca mnie cierpki smak śliny, która wycieka, zupełnie czarna i zamarza nim zdążę kazać jej przemienić się w czad.
- Nie słuchajcie nieszczęśnika - to chyba mój głos ? Gubię smak - ratujcie się!
Jednak usłyszeli.
- Mistrzu ! ! - z ich gardeł. Ryk niedowierzania.
- Jeszcze wam wybaczy. On.
i zaraz dodaję:
- ...nim będzie za późno !
Spoglądają po sobie. Nie mogą dać wiary w to co słyszą. Znowu szepczą. Skołowani. Zdetonowani, z rozmontowaną konstrukcją. Okradzeni z rdzenia.
- Panie daj znak do ataku - nieśmiało z prawej strony.
Śmieję się. Mój dźwięczny, metaliczny rechot wisi nad nimi.


***

To nie trwało długo. Pożarła nas przeraźliwa jasność.
Ostatnio zmieniony sob 12 kwie 2014, 20:39 przez Germanik2, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Pokuszę się o krótki komentarz.
Germanik2 pisze:Stoję. Stoję w płonącej zbroi. Stoję i patrzę na ich szeregi.
Otwarcie, które przypomina mi tekst pewnej piosenki.
Du
Du hast
Du hast mich...

(Rammstein - Du hast)
Widzę takie zdanie i przez resztę tekstu piosenka lata mi po głowie. Chyba nie o taki efekt Ci chodziło.

Dalej...
Słownictwo zdecydowanie na plus. Trafiają Ci się powtórzenia, ale w takiej - roboczo to nazwę - poetyckiej prozie to zapewne zamierzone, choć niekoniecznie za każdym razem trafione. Przymykam oko.
Piszesz raczej poprawnie. Jakichś rażących błędów językowych nie spostrzegłem.
Przeraża mnie jednak ogólna forma tej miniatury. Nie owijając w bawełnę, jestem za głupi i zbyt mało oczytany na takie teksty. Serio. Podczas czytania czułem się jak idiota, nie wiedząc, o co chodzi. Jeśli ktoś ma ochotę mnie nazwać idiotą i ognorantem, to to jest właściwy mooment. Nie poczuję się obrażony, przeciwnie, przytaknę. To zdecyowanie nie jest literatura dla mnie.
Nie przejmuj się tym. Masz pomysł, pisz dalej. Jak pewnego dnia stworzysz coś dla mnie, coś prostego w odbiorze bez drugiego dna i trzeciego dna pod nim, i jeszcze czwartej warstwy symbolicznej, to chętnie przeczytam. Jestem natomiast pewien, że gdzieś, być może nawet w obrębie tego forum znajduje się ktoś, kto będzie piał z zachwytu nad tym utworem. I to dla takich ludzi piszesz.
Powodzenia życzę w karmieniu ich apetytu.

Pozdrawiam
B16
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

Re: miniatura fantasy

3
Germanik2 pisze:
- Tyle pytań ...- wskakuję z powrotem na rydwan - i tyle możliwych odpowiedzi. Rozumiecie ?
Przyznam się szczerze, że nie rozumiem. Zaprawdę, nic a nic.
Jeśli to miał być tekst o ostatecznej walce Dobra ze Złem, to ja w ząb nie pojąłem, którzy są dobrzy, a którzy źli.

Język gra, ładne związki frazeologiczne, pochwała za słownictwo. To ci się należy.
Natomiast byłoby fajnie gdybym jako czytelnik wiedział o co autorowi idze. A za cholerę pojąć tego nie mogę. Czytałem "Apokalipsę" i ona również traktuje o tematyce walki dobra ze złem. Trochę jednak więcej z Objawienia świętego Jana zrozumiałem.

Tu mam jeszcze link do artykułu, który mnie osobiście wielce przypadł do gustu.

http://www.kres.mag.com.pl/czytaj.php?id=15

kres

Ok, to tyle ode mnie.

Pozdrawiam.

4
Prawdę powiedziawszy nie przyciągnął mnie tu tekst, a tym bardziej nie tytuł... raczej zaciekawił mnie komentarz.
Bartosh16 pisze:Nie owijając w bawełnę, jestem za głupi i zbyt mało oczytany na takie teksty.
I nie podpiszę sie pod komentarzem, bowiem nic nadzwyczajnego w tekście nie zauważyłam. Nie chcę powiedzieć przez to, że tekst jest zły. Jest - fantasy, ale na mój gust brak mu pazura. Tego coś, co zapuszcza w świadomości niezapomniane wrażenie.
Germanik2 pisze:Jak nieproszony natręt burzę jego beztroskę.
Bardziej niż "Jak" na początku zdania bardziej pasuje mi "ja" - co zupełnie zmienia wydźwiek tego zdania
Germanik2 pisze:Jestem daleko stąd. Żegluję. Odkrywam. Uciekam.
jak by nie tłumaczyć kolejności użycia tych, a nie innych wyrazów - ja mam jedno skojarzenie - Kolumb, ale na pewno nie bohater tego utworu - jemu inne wyznaczono cele, przynajmniej tak to odebrałam. Wg. mnie bohater to znużenie, zniechęcenie, niewiara - dla kogoś takiego wyraz żeglarz raczej nie pasuje..
Germanik2 pisze:Pytam go strach
Pytam go o strach - brzmi bardziej logicznie
Germanik2 pisze: Jeszcze paruję, jeszcze się tli.
paruje
Germanik2 pisze:Cztery pary okaleczonych koni ciągnął wykuty w lodzie
Germanik2 pisze:jak nabity rdzą i przesądami lniany wór, bezwładnie.
wybacz, ale wór z rdzą nawet przy największych chęciach mi się nie skojarzy
Germanik2 pisze:- To nic - mój wzrok. Nieobecny
"mój wzrok" z małej litery i zaraz podkreślenie "Nieobecny" z wielkiej - bardzo się gryzie
Germanik2 pisze:unurzane w palecie kolorów całek kolonie owadów
Chcesz podkreślić niektóre zdania lub sekwencje - lecz czynisz to niezbyt wyraziście. Sens takich zdań przez użycie głównie do końca odpowiednich się zaciera.
Ale ogólnie widać, że umiesz mówić przez wieloznaczne opisy, tylko jak dla mnie jeszcze nie do końca panujesz nad słowem i jego doborem we właściwym miejscu.
A tak w ogóle to podoba mi się ta miniaturka - wnosi coś więcej niż zwykły opis zwykłego fantasy.

B16 - zatwierdzam
Ostatnio zmieniony sob 12 kwie 2014, 20:39 przez gebilis, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak wydam, to rzecz będzie dobra . H. Sienkiewicz

5
Do tej pory zastanawiam się, czy to ma być nawiązanie do Biblii, czy tylko jakaś Apokalipsa.
Chyba jednak to drugie, bo tu dwugłowy potwór, armia z rybimi łuskami (?), która widać kieruje się lojalnością oraz władca, który nie umie przemawiać w takim momencie, nie chce walczyć, jest pogodzony z wynikiem bitwy, zanim ta się zaczęła, a obie armie stanęły w polu.
Nawiasem mówiąc całe jego zachowania wzbudza we mnie trwogę. Jak jakikolwiek dowódca może się tak zachowywać? Szkodzić własnym podwładnym? Coś jak Hitler modlący się w synagodze w przeddzień decydującego momentu bitwy o Łuk Kurski. Do samego końca towarzyszyła mi myśl: zabijcie go i zastąpcie!
Potem dochodzę do momentu, gdzie bohater mówi, że niebo jest piękne, cytując " Może dlatego, że zaraz przestanie istnieć (...)". Czyli co? Oni są ci dobrzy, a światło skrywa armię zła? Diabeł zwycięża poprzez piękno, które ułudnie wzięto za synonim dobra? Jak tak to mało przekonująco zrobione. I dlatego zarazem poddaje w wątpliwość tą nieśmiało tezę. Przynajmniej ja, osoba której taki styl pisania nie przypadł do gustu, a bohater stanął mi okoniem tak mocno, że miałem problem ze skupieniem się na tekście. A może dałem się zwieść i naiwnie wziąłem się za komentarz. Jeśli tak to przepraszam.
Dziękuje za lekturę.
-Może jak będę dużym chłopcem, ludzie będą mnie prosić o pomoc.
-Albo żebyś się przesunął.

6
Bardzo dziękuję za poświęcony czas. Jestem naprawdę wdzięczny, że komuś się chciało przysiąść fałdów, przeczytać, przetrawić i jeszcze napisać trzy słowa komentarza.
Kłaniam się.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Miniatura literacka”