Raptor pisze:asę na książki i pomniki mógłbyś wywalczyć w gminie. Albo chociaż spróbować.
coś tam zapewne dorzucą ale zasadniczo widzę to jako moje zadanie.
zrobić po swojemu. Za swoje bez proszenia się po urzędach i po ludziach.
Moi przodkowie nie zajmowali się żebraniną.
przede wszystkim sprawozdawczość. Gmina daje kasę i chce mieć efekt który wpisze w sprawozdaniu dla powiatu. Album o kościele ma już w tej chwili pół roku poślizgu.
nie wiem ile potrwa skład - ale to będzie masakra - ze 400 zdjęć...
nie mając sztywnych terminów oddania pracy nie mogę chodzić z czapką...
Film... może crowfunding? Samo opowiadanie myślę, że by wystarczyło jako zachęta dla darczyńców.
teoretycznie jest to wykonalne lub prawdopodobnie wykonalne.
na razie mam prolbem z poprzednią akcją - ludzie nazbierali pieniądze na pomink Wędrówycza. Ci którzy kopsnęli najwięcej wystąpią w opowiadaniach.
kłopot polga na tym że zebrali w ubiegłym roku w ja do pisania siądę najwcześniej latem - czyli w drugą rocznicę. Praca twórcza - tego nie zautomatyzujesz...
Ergo: znowu pojawia się problem robienia na termin.
Na sensowny termin - żeby ludzi krew zalała.
*
No i najważniejsze - po cholerę mam chodzić z czapką gdy po prostu powinienem tę kasę wyciągnąć z kieszeni. W końcu wykonuję elitarny zawód profesję szczególnego zaufania społecznego i powinienem dawać dobry przykład jako szlachetny filantrop a nie bawić się w owsiaka.
Z domem będzie trudniej
kto wie - może i na to bym nazbierał.
Jest jeden kłopot - kupię za swoje - ja decyduję - nie pójdzie szkoła zrobię szwalnie torebek, albo hodowlę świnek morskich.
jeśli nazbieram - będzie to własność społeczna - szkoła nie wypali i co dalej?
można przekazać harcerzom na stanicę albo fundacji Brata Alberta na przytułek.
Coool - ale będzie zgryz bo ci którzy dali na szkołę mogą nie lubić harcerzy. I co wtedy?
Zamiast szkoły, może warsztaty?
od tego zacznę.
Rozumiem rozgoryczenie obecnym stanem rzeczy, ale naprawdę jako autor tak humorystycznych książek (czytałem Wędrowycza i Wampira z MO), strasznie przygnębiasz czasem.
tamto to fikcja literacka a rzeczywistość mamy parszywą...
jeszcze jedno - z obecną wydajnością popracuję jeszcze góra 15-20 lat.
ostatnie 7 lat to dreptanie w miejscu. tzn zwiększam liczbę książek ale nie przekłada się to na wzrost ani dochodów ani możliwości.
mam dziś dwukrotnie więcej wydanych książek niż za "Kaczorów" nie przełożyło się to na podwojenie kasy. nie ma też większych szans na ekranizacje.
nie będzie niczego czy jakoś tak...
Też bym chciał harować te 10-20 lat a potem mieć na wszystko wywalone i spijać śmietankę... ale to nie te czasy trochę
no widzisz ja tyram już lekko licząc prawie 30 lat w tym od 14 publikuję książki.
wymyśliłem mając 11 lat że będę pisarzem i z żelazną konsekwencją plan zrealizowałem.
W latach 90-tych wymyśliłem że będę żył z pisania fantastyki - ten plan kompletnie wówczas nierealny (Romek Pawlak świadkiem tłumaczyli mi razem z J.Grzędowiczem że się po prostu nie da) też zrealizowałem.
Nie dąłem się zabić w podstawówce, nie dałem się wykończyć w liceum. Skończyłem archeologię - co też było moim marzeniem. Zrobiłem album o rodzinnej wiosze, 400 fotek archiwalnych - co wymyśliłem przeglądając pracę doktora Góraka w roku bodaj 1997-mym.
Pojechałem do Norwegii, stanąłem w kilku miejscach znanych wcześniej ze zdjęć. Znalazłem sobie sensowną dziewczyną i założyłem rodzinę.
Wszystko zrealizowałem.
To oznacza że przyjąłem dobre założenia i wykazałem się konsekwencją w realizacji planu.
w dodatku żyjemy w świecie o jakim marzyłem mając lat 11 - każdy ma paszport w szufladzie a z samolotu korzysta się jak z PKS-u. i nie trzeba być do tego milionerem.
No i teraz się okazuje że )*( zbita.
Że założenia są dobre ale inercja rzeczywistości zaczyna mnie dusić.
Wszystko się zmienia, wszystko galopuje...
Cool. Ups! tylko dlaczego galopuje w dół a nie w górę?
Albo się znajdzie na to metodę, albo trzeba naginać dalej

Nie mam pomysłu.
tzn. mam kilka ale oceniając obiektywnie nie przyniosą efektu.
[ Dodano: Czw 29 Sty, 2015 ]
Raptor pisze:asę na książki i pomniki mógłbyś wywalczyć w gminie. Albo chociaż spróbować.
coś tam zapewne dorzucą ale zasadniczo widzę to jako moje zadanie.
zrobić po swojemu. Za swoje bez proszenia się po urzędach i po ludziach.
Moi przodkowie nie zajmowali się żebraniną.
przede wszystkim sprawozdawczość. Gmina daje kasę i chce mieć efekt który wpisze w sprawozdaniu dla powiatu. Album o kościele ma już w tej chwili pół roku poślizgu.
nie wiem ile potrwa skład - ale to będzie masakra - ze 400 zdjęć...
nie mając sztywnych terminów oddania pracy nie mogę chodzić z czapką...
Film... może crowfunding? Samo opowiadanie myślę, że by wystarczyło jako zachęta dla darczyńców.
teoretycznie jest to wykonalne lub prawdopodobnie wykonalne.
na razie mam prolbem z poprzednią akcją - ludzie nazbierali pieniądze na pomink Wędrówycza. Ci którzy kopsnęli najwięcej wystąpią w opowiadaniach.
kłopot polga na tym że zebrali w ubiegłym roku w ja do pisania siądę najwcześniej latem - czyli w drugą rocznicę. Praca twórcza - tego nie zautomatyzujesz...
Ergo: znowu pojawia się problem robienia na termin.
Na sensowny termin - żeby ludzi krew zalała.
*
No i najważniejsze - po cholerę mam chodzić z czapką gdy po prostu powinienem tę kasę wyciągnąć z kieszeni. W końcu wykonuję elitarny zawód profesję szczególnego zaufania społecznego i powinienem dawać dobry przykład jako szlachetny filantrop a nie bawić się w owsiaka.
Z domem będzie trudniej
kto wie - może i na to bym nazbierał.
Jest jeden kłopot - kupię za swoje - ja decyduję - nie pójdzie szkoła zrobię szwalnie torebek, albo hodowlę świnek morskich.
jeśli nazbieram - będzie to własność społeczna - szkoła nie wypali i co dalej?
można przekazać harcerzom na stanicę albo fundacji Brata Alberta na przytułek.
Coool - ale będzie zgryz bo ci którzy dali na szkołę mogą nie lubić harcerzy. I co wtedy?
Zamiast szkoły, może warsztaty?
od tego zacznę.
Rozumiem rozgoryczenie obecnym stanem rzeczy, ale naprawdę jako autor tak humorystycznych książek (czytałem Wędrowycza i Wampira z MO), strasznie przygnębiasz czasem.
tamto to fikcja literacka a rzeczywistość mamy parszywą...
jeszcze jedno - z obecną wydajnością popracuję jeszcze góra 15-20 lat.
ostatnie 7 lat to dreptanie w miejscu. tzn zwiększam liczbę książek ale nie przekłada się to na wzrost ani dochodów ani możliwości.
mam dziś dwukrotnie więcej wydanych książek niż za "Kaczorów" nie przełożyło się to na podwojenie kasy. nie ma też większych szans na ekranizacje.
nie będzie niczego czy jakoś tak...
Też bym chciał harować te 10-20 lat a potem mieć na wszystko wywalone i spijać śmietankę... ale to nie te czasy trochę
no widzisz ja tyram już lekko licząc prawie 30 lat w tym od 14 publikuję książki.
wymyśliłem mając 11 lat że będę pisarzem i z żelazną konsekwencją plan zrealizowałem.
W latach 90-tych wymyśliłem że będę żył z pisania fantastyki - ten plan kompletnie wówczas nierealny (Romek Pawlak świadkiem tłumaczyli mi razem z J.Grzędowiczem że się po prostu nie da) też zrealizowałem.
Nie dąłem się zabić w podstawówce, nie dałem się wykończyć w liceum. Skończyłem archeologię - co też było moim marzeniem. Zrobiłem album o rodzinnej wiosze, 400 fotek archiwalnych - co wymyśliłem przeglądając pracę doktora Góraka w roku bodaj 1997-mym.
Pojechałem do Norwegii, stanąłem w kilku miejscach znanych wcześniej ze zdjęć. Znalazłem sobie sensowną dziewczyną i założyłem rodzinę.
Wszystko zrealizowałem.
To oznacza że przyjąłem dobre założenia i wykazałem się konsekwencją w realizacji planu.
w dodatku żyjemy w świecie o jakim marzyłem mając lat 11 - każdy ma paszport w szufladzie a z samolotu korzysta się jak z PKS-u. i nie trzeba być do tego milionerem.
No i teraz się okazuje że )*( zbita.
Że założenia są dobre ale inercja rzeczywistości zaczyna mnie dusić.
Wszystko się zmienia, wszystko galopuje...
Cool. Ups! tylko dlaczego galopuje w dół a nie w górę?
Albo się znajdzie na to metodę, albo trzeba naginać dalej

Nie mam pomysłu.
tzn. mam kilka ale oceniając obiektywnie nie przyniosą efektu.