61

Latest post of the previous page:

Andrzej Pilipiuk pisze:Po prostu dołuje mnie fakt że po 29 latach dzikiej harówy coś tam sobie zbudowałem a przegrywam w starciu z jakimiś leszczami którzy nigdy w życiu nie przejdą nawet 10% mojej drogi...
nie przegrywasz, to, co zrobiłes, osiagnałes, i co wiesz jest twoje i nikt ci tego nie odbierze.
to, niestety, kwestia kraju.

na zachodzie byłbyś rowling.
Serwus, siostrzyczko moja najmilsza, no jak tam wam?
Zima zapewne drogi do domu już zawiała.
A gwiazdy spadają nad Kandaharem w łunie zorzy,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie mów o tym.
(...)Gdy ktoś się spyta, o czym piszę ja, to coś wymyśl,
Ty tylko mamie, żem ja w Afganie, nie zdradź nigdy.

62
kfk pisze:Jedyna rada pisać dla literackich maniaków - czyli zmienić target. Używać zdań na dwie strony, metafor w co drugim zdaniu, wprowadzić postacie moralnie niejednoznaczne, kazać czytelnikowi się głowić, co w ogóle autor chciał powiedzieć.
Jak czytam takie komentarze, to mi się w dupie przewraca bardziej niż p. Andrzejowi kiedy słyszy o polityce społecznej Szwecji. :v
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

63
Sepryot pisze:Jak czytam takie komentarze, to mi się w dupie przewraca bardziej niż p. Andrzejowi kiedy słyszy o polityce społecznej Szwecji. :v
Przy tak rozległej metaforyzacji wypowiedzi, doprawdy trudno powiedzieć, co autor miał na myśli ;)
http://ryszardrychlicki.art.pl

64
kfk pisze: Przy tak rozległej metaforyzacji wypowiedzi, doprawdy trudno powiedzieć, co autor miał na myśli ;)
Niby tak, ale zdanie za krótkie. Sep musi jeszcze nad tym popracować ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

65
ravva pisze: na zachodzie byłbyś rowling.
Nie muszę być jak Rowling
ale przydało by mi się trochę więcej pieniędzy.

Wydać kolejne książki o moim miasteczku.
Postawić dwa pomniczki dla upamiętnienia bitw z 1831 i 1863.
Nakręcić film na odstawie opowiadania znajomego o którym myślę od bodaj 8 lat.

Kupić kiedyś dom pod miastem i założyć szkolę dla pisarzy.

Zasadniczo na to wszystko zarobiłem - ale zostałem ordynarnie okradziony z tego co wypracowałem...

66
kfk pisze:Przy tak rozległej metaforyzacji wypowiedzi, doprawdy trudno powiedzieć, co autor miał na myśli
To, co napisałeś o literaturze niegatunkowej, to jeszcze gorszy stek bzdur i kłamliwych stereotypów niż to co ja w ramach trollingu rozpowiadam o fantasy. :P
1 | 2 | 3 | 4 | O poezji

67
Wydać kolejne książki o moim miasteczku.
Postawić dwa pomniczki dla upamiętnienia bitw z 1831 i 1863.
Nakręcić film na odstawie opowiadania znajomego o którym myślę od bodaj 8 lat.

Kupić kiedyś dom pod miastem i założyć szkolę dla pisarzy.

Zasadniczo na to wszystko zarobiłem - ale zostałem ordynarnie okradziony z tego co wypracowałem...
Kasę na książki i pomniki mógłbyś wywalczyć w gminie. Albo chociaż spróbować.
Film... może crowfunding? Samo opowiadanie myślę, że by wystarczyło jako zachęta dla darczyńców.

Z domem będzie trudniej ;)
Zamiast szkoły, może warsztaty? Jakieś wakacyjne turnee? Od chętnych dostajesz kasę na wynajęcie sali, materiały, noclegi i żarełko. Reszta to kwestia umiejętnego przekazania wiedzy.

Rozumiem rozgoryczenie obecnym stanem rzeczy, ale naprawdę jako autor tak humorystycznych książek (czytałem Wędrowycza i Wampira z MO), strasznie przygnębiasz czasem.

Też bym chciał harować te 10-20 lat a potem mieć na wszystko wywalone i spijać śmietankę... ale to nie te czasy trochę :) Wszystko się zmienia, wszystko galopuje... Albo się znajdzie na to metodę, albo trzeba naginać dalej ;)

68
Raptor pisze:asę na książki i pomniki mógłbyś wywalczyć w gminie. Albo chociaż spróbować.
coś tam zapewne dorzucą ale zasadniczo widzę to jako moje zadanie.
zrobić po swojemu. Za swoje bez proszenia się po urzędach i po ludziach.

Moi przodkowie nie zajmowali się żebraniną.

przede wszystkim sprawozdawczość. Gmina daje kasę i chce mieć efekt który wpisze w sprawozdaniu dla powiatu. Album o kościele ma już w tej chwili pół roku poślizgu.

nie wiem ile potrwa skład - ale to będzie masakra - ze 400 zdjęć...

nie mając sztywnych terminów oddania pracy nie mogę chodzić z czapką...
Film... może crowfunding? Samo opowiadanie myślę, że by wystarczyło jako zachęta dla darczyńców.
teoretycznie jest to wykonalne lub prawdopodobnie wykonalne.
na razie mam prolbem z poprzednią akcją - ludzie nazbierali pieniądze na pomink Wędrówycza. Ci którzy kopsnęli najwięcej wystąpią w opowiadaniach.

kłopot polga na tym że zebrali w ubiegłym roku w ja do pisania siądę najwcześniej latem - czyli w drugą rocznicę. Praca twórcza - tego nie zautomatyzujesz...

Ergo: znowu pojawia się problem robienia na termin.
Na sensowny termin - żeby ludzi krew zalała.

*

No i najważniejsze - po cholerę mam chodzić z czapką gdy po prostu powinienem tę kasę wyciągnąć z kieszeni. W końcu wykonuję elitarny zawód profesję szczególnego zaufania społecznego i powinienem dawać dobry przykład jako szlachetny filantrop a nie bawić się w owsiaka.
Z domem będzie trudniej ;)
kto wie - może i na to bym nazbierał.
Jest jeden kłopot - kupię za swoje - ja decyduję - nie pójdzie szkoła zrobię szwalnie torebek, albo hodowlę świnek morskich.

jeśli nazbieram - będzie to własność społeczna - szkoła nie wypali i co dalej?
można przekazać harcerzom na stanicę albo fundacji Brata Alberta na przytułek.

Coool - ale będzie zgryz bo ci którzy dali na szkołę mogą nie lubić harcerzy. I co wtedy?
Zamiast szkoły, może warsztaty?
od tego zacznę.
Rozumiem rozgoryczenie obecnym stanem rzeczy, ale naprawdę jako autor tak humorystycznych książek (czytałem Wędrowycza i Wampira z MO), strasznie przygnębiasz czasem.
tamto to fikcja literacka a rzeczywistość mamy parszywą...

jeszcze jedno - z obecną wydajnością popracuję jeszcze góra 15-20 lat.
ostatnie 7 lat to dreptanie w miejscu. tzn zwiększam liczbę książek ale nie przekłada się to na wzrost ani dochodów ani możliwości.

mam dziś dwukrotnie więcej wydanych książek niż za "Kaczorów" nie przełożyło się to na podwojenie kasy. nie ma też większych szans na ekranizacje.

nie będzie niczego czy jakoś tak...
Też bym chciał harować te 10-20 lat a potem mieć na wszystko wywalone i spijać śmietankę... ale to nie te czasy trochę :)
no widzisz ja tyram już lekko licząc prawie 30 lat w tym od 14 publikuję książki.
wymyśliłem mając 11 lat że będę pisarzem i z żelazną konsekwencją plan zrealizowałem.
W latach 90-tych wymyśliłem że będę żył z pisania fantastyki - ten plan kompletnie wówczas nierealny (Romek Pawlak świadkiem tłumaczyli mi razem z J.Grzędowiczem że się po prostu nie da) też zrealizowałem.

Nie dąłem się zabić w podstawówce, nie dałem się wykończyć w liceum. Skończyłem archeologię - co też było moim marzeniem. Zrobiłem album o rodzinnej wiosze, 400 fotek archiwalnych - co wymyśliłem przeglądając pracę doktora Góraka w roku bodaj 1997-mym.

Pojechałem do Norwegii, stanąłem w kilku miejscach znanych wcześniej ze zdjęć. Znalazłem sobie sensowną dziewczyną i założyłem rodzinę.

Wszystko zrealizowałem.

To oznacza że przyjąłem dobre założenia i wykazałem się konsekwencją w realizacji planu.

w dodatku żyjemy w świecie o jakim marzyłem mając lat 11 - każdy ma paszport w szufladzie a z samolotu korzysta się jak z PKS-u. i nie trzeba być do tego milionerem.

No i teraz się okazuje że )*( zbita.
Że założenia są dobre ale inercja rzeczywistości zaczyna mnie dusić.
Wszystko się zmienia, wszystko galopuje...
Cool. Ups! tylko dlaczego galopuje w dół a nie w górę?
Albo się znajdzie na to metodę, albo trzeba naginać dalej ;)
Nie mam pomysłu.
tzn. mam kilka ale oceniając obiektywnie nie przyniosą efektu.

[ Dodano: Czw 29 Sty, 2015 ]
Raptor pisze:asę na książki i pomniki mógłbyś wywalczyć w gminie. Albo chociaż spróbować.
coś tam zapewne dorzucą ale zasadniczo widzę to jako moje zadanie.
zrobić po swojemu. Za swoje bez proszenia się po urzędach i po ludziach.

Moi przodkowie nie zajmowali się żebraniną.

przede wszystkim sprawozdawczość. Gmina daje kasę i chce mieć efekt który wpisze w sprawozdaniu dla powiatu. Album o kościele ma już w tej chwili pół roku poślizgu.

nie wiem ile potrwa skład - ale to będzie masakra - ze 400 zdjęć...

nie mając sztywnych terminów oddania pracy nie mogę chodzić z czapką...
Film... może crowfunding? Samo opowiadanie myślę, że by wystarczyło jako zachęta dla darczyńców.
teoretycznie jest to wykonalne lub prawdopodobnie wykonalne.
na razie mam prolbem z poprzednią akcją - ludzie nazbierali pieniądze na pomink Wędrówycza. Ci którzy kopsnęli najwięcej wystąpią w opowiadaniach.

kłopot polga na tym że zebrali w ubiegłym roku w ja do pisania siądę najwcześniej latem - czyli w drugą rocznicę. Praca twórcza - tego nie zautomatyzujesz...

Ergo: znowu pojawia się problem robienia na termin.
Na sensowny termin - żeby ludzi krew zalała.

*

No i najważniejsze - po cholerę mam chodzić z czapką gdy po prostu powinienem tę kasę wyciągnąć z kieszeni. W końcu wykonuję elitarny zawód profesję szczególnego zaufania społecznego i powinienem dawać dobry przykład jako szlachetny filantrop a nie bawić się w owsiaka.
Z domem będzie trudniej ;)
kto wie - może i na to bym nazbierał.
Jest jeden kłopot - kupię za swoje - ja decyduję - nie pójdzie szkoła zrobię szwalnie torebek, albo hodowlę świnek morskich.

jeśli nazbieram - będzie to własność społeczna - szkoła nie wypali i co dalej?
można przekazać harcerzom na stanicę albo fundacji Brata Alberta na przytułek.

Coool - ale będzie zgryz bo ci którzy dali na szkołę mogą nie lubić harcerzy. I co wtedy?
Zamiast szkoły, może warsztaty?
od tego zacznę.
Rozumiem rozgoryczenie obecnym stanem rzeczy, ale naprawdę jako autor tak humorystycznych książek (czytałem Wędrowycza i Wampira z MO), strasznie przygnębiasz czasem.
tamto to fikcja literacka a rzeczywistość mamy parszywą...

jeszcze jedno - z obecną wydajnością popracuję jeszcze góra 15-20 lat.
ostatnie 7 lat to dreptanie w miejscu. tzn zwiększam liczbę książek ale nie przekłada się to na wzrost ani dochodów ani możliwości.

mam dziś dwukrotnie więcej wydanych książek niż za "Kaczorów" nie przełożyło się to na podwojenie kasy. nie ma też większych szans na ekranizacje.

nie będzie niczego czy jakoś tak...
Też bym chciał harować te 10-20 lat a potem mieć na wszystko wywalone i spijać śmietankę... ale to nie te czasy trochę :)
no widzisz ja tyram już lekko licząc prawie 30 lat w tym od 14 publikuję książki.
wymyśliłem mając 11 lat że będę pisarzem i z żelazną konsekwencją plan zrealizowałem.
W latach 90-tych wymyśliłem że będę żył z pisania fantastyki - ten plan kompletnie wówczas nierealny (Romek Pawlak świadkiem tłumaczyli mi razem z J.Grzędowiczem że się po prostu nie da) też zrealizowałem.

Nie dąłem się zabić w podstawówce, nie dałem się wykończyć w liceum. Skończyłem archeologię - co też było moim marzeniem. Zrobiłem album o rodzinnej wiosze, 400 fotek archiwalnych - co wymyśliłem przeglądając pracę doktora Góraka w roku bodaj 1997-mym.

Pojechałem do Norwegii, stanąłem w kilku miejscach znanych wcześniej ze zdjęć. Znalazłem sobie sensowną dziewczyną i założyłem rodzinę.

Wszystko zrealizowałem.

To oznacza że przyjąłem dobre założenia i wykazałem się konsekwencją w realizacji planu.

w dodatku żyjemy w świecie o jakim marzyłem mając lat 11 - każdy ma paszport w szufladzie a z samolotu korzysta się jak z PKS-u. i nie trzeba być do tego milionerem.

No i teraz się okazuje że )*( zbita.
Że założenia są dobre ale inercja rzeczywistości zaczyna mnie dusić.
Wszystko się zmienia, wszystko galopuje...
Cool. Ups! tylko dlaczego galopuje w dół a nie w górę?
Albo się znajdzie na to metodę, albo trzeba naginać dalej ;)
Nie mam pomysłu.
tzn. mam kilka ale oceniając obiektywnie nie przyniosą efektu.

69
Sepryot pisze:To, co napisałeś o literaturze niegatunkowej, to jeszcze gorszy stek bzdur i kłamliwych stereotypów niż to co ja w ramach trollingu rozpowiadam o fantasy. :P
Skoro tamtą wypowiedź odebrałeś jako odnoszącą się do literatury niegatunkowej to widać coś jest na rzeczy ;)
ichigo ichie

Opowieść o sushi - blog kulinarny

70
Wydawnictwo brytyjskie informuje, że rozpatrzy propozycję dopiero wówczas, gdy autor kupi co najmniej jedną książkę z ich oferty:
http://www.valleypressuk.com/contact/submissions.html

Na stronie jednego z wydawców amerykańskich podano, że obowiązkowe przeskanowanie propozycji wydawniczej programem antywirusowym kosztuje kilka dolarów.
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

71
Marcin Dolecki pisze:Wydawnictwo brytyjskie informuje, że rozpatrzy propozycję dopiero wówczas, gdy autor kupi co najmniej jedną książkę z ich oferty:
http://www.valleypressuk.com/contact/submissions.html
Niezły sposób na zwiększenie sprzedaży własnych książek, ale dla mnie, gdybym była autorką zainteresowaną współpracą z nimi, to natychmiastowy powód, by ich wykreślić z listy.
Swego czasu agencje tłumaczyły, że agent, który pobiera opłaty za czytanie ("reading fee") nie jest godny zaufania (bo prawdopodobnie zarabia pieniądze na nadsyłanych tekstach, a nie na sprzedawaniu ich wydawcom) i w zachowaniu wydawnictwa widzę podobny model.
Marcin Dolecki pisze:Na stronie jednego z wydawców amerykańskich podano, że obowiązkowe przeskanowanie propozycji wydawniczej programem antywirusowym kosztuje kilka dolarów.
O.O
Masz może jakiegoś linka? Bo aż wierzyć mi się nie chce. Z tego, co wiem program antywirusowy i tak muszą mieć na firmowych komputerach, więc za niego płacą tak czy siak, a program wykonuje pracę w tle, więc nie można powiedzieć, że muszą płacić stażyście, który ręcznie wrzuca pliki do przeskanowania, więc ciekawi mnie, jakiej argumentacji użyli.
O pisaniu i innych nałogach

72
Myślicie, że tylko u nas są firmy - krzaki? :)
Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson

74
W USA jest bardzo wielu cwaniaków wydawniczych. Np. jedno z nich zaczęło mnie nagabywać, żebym im zapłacił "w promocji" 6800 dolarów, to w końcu dosadnie im napisałem, co o tym myślę.

Melfko, nazwa tego wydawnictwa wyleciała mi z głowy, tam było podane siedem lub dziewięć zieleńców. Na pewno.
Kiedyś wydziałem stronę, na której było podane, żeby zwracać się mailowo "drogi wydawco", autor bowiem nie musi wiedzieć, z kim koresponduje (podobnie nie ma potrzeby, aby znał adres i telefon). Wysłałem do nich mail, w odpowiedzi poprosili o tekst i podpisali "wydawca". Zrezygnowałem z dalszego kontaktu.

Pisałem już, że miałem propozycję z Wee Creek Publishing (imprint Whiskey Creek), nie chcieli ode mnie pieniędzy, ale odmówiłem, bo przeczytałem sporo niedobrych opinii o nich (np. na Preditors & Editors).
"Właściwie było to jedno z tych miejsc, które istnieją wyłącznie po to, żeby ktoś mógł z nich pochodzić." - T. Pratchett

Double-Edged (S)words

75
Marcin Dolecki pisze:W USA jest bardzo wielu cwaniaków wydawniczych. Np. jedno z nich zaczęło mnie nagabywać, żebym im zapłacił "w promocji" 6800 dolarów, to w końcu dosadnie im napisałem, co o tym myślę.
Podejrzewam, że proporcjonalnie to jest tyle samo cwaniaków co i w Polsce, tyle że rynek większy, to i większy tłum.
Marcin Dolecki pisze:Melfko, nazwa tego wydawnictwa wyleciała mi z głowy, tam było podane siedem lub dziewięć zieleńców. Na pewno.
Kiedyś wydziałem stronę, na której było podane, żeby zwracać się mailowo "drogi wydawco", autor bowiem nie musi wiedzieć, z kim koresponduje (podobnie nie ma potrzeby, aby znał adres i telefon). Wysłałem do nich mail, w odpowiedzi poprosili o tekst i podpisali "wydawca". Zrezygnowałem z dalszego kontaktu.
I słusznie. W czasach, gdy agenci i redaktorzy chcą spersonalizowanych listów z propozycjami, ktoś kto boi się podać jakiekolwiek dane jest bardzo podejrzany.
O pisaniu i innych nałogach

76
jakbym miał zbędne 20 tyś to bym posadził znajomego - niech tłumaczy "Oko Jelenia" na ukraiński.

wprawdzie perspektywy wydania obecnie są żadne - ale to jak z naszym kryzysem.
wojna się kiedyś skończy.

może warto wówczas być pierwszym u koryta?

Wróć do „...za granicą?”